Nasza pierwszoklasistka zaczęła właśnie nowy semestr i to chyba dobry moment, by wreszcie napisać parę słów o naszych szkolnych doświadczeniach. Wiem, że niektóre z Was oczekują, że podpowiem Wam, czy wysyłać sześciolatki do szkoły, czy nie. Myślę, że nasza specyficzna sytuacja uniemożliwia mi jednoznaczne stanowisko, ponieważ Zosia poszła do szkoły jako pięciolatka, do zerówki rzecz jasna. Program zajęć i wystrój sali przypominały tam te przedszkolne, jednak znajdowała się w dużym budynku, chodziła na obiady, poznała szkolne mury i zwyczaje. W tym roku, z powodu deficytu pomieszczeń w głównym budynku, jej klasa pozostała w swojej zerówkowej sali nieco na uboczu, w takiej dobudówce, do której nie dochodzi sygnał dzwonka, mają własną toaletę, na korytarzu jest pusto, a z malutkiej szatni korzystają tylko dwie klasy na raz. Jednym słowem – panują cieplarniane warunki, a jedyne, do czego Zosia musiała się przyzwyczaić, to ławki, brak zabawek i zamiana wygłupów na naukę. W takiej sytuacji każdy prawidłowo rozwinięty sześciolatek spokojnie by sobie poradził, a jedyne zmartwienia dotyczą umiejętności utrzymania uwagi podczas lekcji oraz dalszego trenowania samodzielności.
Nasz trening przebiega bardzo dobrze, utwierdziłam się w tym obserwując Zosię ostatniego dnia ferii, kiedy sama dokończyła pracę domową, przygotowała swój piórnik i placak, a w poniedziałek rano zapragnęła zrobić sobie drugie śniadanie. Kiedy tak się uwijała w kuchni, a potem spakowała przyrządzoną samodzielnie kanapkę i owoce, ubrała plecak i poleciała, planując, co będzie robić na przerwach i jaką książkę pożyczy z biblioteki, poczułam, jak bardzo się zmieniła. Nasze początki w szkole może nie były jakieś dramatyczne, ale z pewnością przez pierwsze tygodnie panował u nas lekki chaos. Kiedy przychodziłam po nią do szkoły, zdarzało mi się załamywać ręce, kiedy widziałam ją poczochraną, z podkoszulkiem na wierzchu, rajstopami w kolanach, na plecach miała otwarty plecak, z którego na podłogę wysypywały się papiery i kredki, w rękach obrazek i nadgryzione jabłko. Po chwili stwierdzała, że od rana nie robiła siku i pędziła z powrotem na górę, by powróciwszy do szatni zdać sobie sprawę, że nie ma bluzy i wracać na poszukiwania. W drodze do domu odkrywałam, że prawie nie tknęła drugiego śniadania (bo przerwy są za krótkie, by zdążyć się pobawić i zjeść, wybierała zatem to pierwsze). W zeszycie do korespondencji znajdowałam uwagę o braku pracy domowej, którą przecież dziergałyśmy razem cały poprzedni wieczór, lecz została w teczce na biurku, a wieczorem, zazwyczaj koło dwudziestej pierwszej, oznajmiała mi, że skończył jej się trzeci w tym miesiącu klej, oraz na jutro potrzebuje gumkę do majtek i kolorowe piórka. No i te prace domowe, pierwsze tygodnie odrabiania lekcji były u nas niczym droga przez mękę! Prędko okazało się, że oczekiwania mojego męża, że dziecko powinno samo robić swoje zadanie domowe, są wygórowane, Zośka bowiem waliła kulfony na pół kartki i nie starczało jej miejsca na całe zadanie i wpadała z tego powodu w ryk albo zmęczona jęczała znad książki, że nie umie sama zrobić zadania. Okazało się, że wystarczy być koło niej, na zachętę pochwalić za kształtną literkę czy sprawne liczenie i czasem coś podpowiedzieć, by cały proces odbywał się bezboleśnie. Dziś tylko od czasu zaglądam jej przez ramię albo podpowiadam, gdy ma wątpliwości i wszystko gra. Generalnie więc uważam, że rozpoczęcie nauki w wieku sześciu lat to bardzo dobry pomysł (zwłaszcza, gdy moja własna córka czyta mi „Królewnę Śnieżkę” przed snem!), lecz oczywiście do sprawy należy podchodzić indywidualnie, biorąc pod uwagę możliwości dzieci i bacznie przyglądając się szkole. Nie powiem Wam więc, jak zapewnić dziecku bezbolesny start w szkolne życie, ale z pewnością czuję się uprawniona by udzielić kilku rad z gatunku tych organizacyjnych, w zakresie pakowania się do szkoły konkretnie:
1. Pamiętaj, że wszystko, co może się wylać, wyleje się, a wszystko, co może poplamić wnętrze plecaka, poplami. Uważam, że trzeba postawić na pancerny bidon, szczelne śniadaniówki, opakowywać wszystko jak na wojnę, by uniknąć śniadaniowych katastrof. Najlepiej, jeśli plecak ma osobne kieszenie na lunchbox i boczną na bidon, to w dużym stopniu minimalizuje ryzyko zniszczenia książek i zeszytów. Dodatkowo zawsze pakujemy chusteczki higieniczne i małe opakowanie chusteczek nawilżanych na wypadek różnych nieprzewidzianych akcji typu rozlanie wody czy rozpaćkanie gruszki.
2. Nie warto polegać na obiadach szkolnych, nie należy traktować ich jak solidny, ciepły posiłek. Nawet jeśli stołówka oferuje generalnie smaczne dania, wiele dzieci nie akceptuje pewnych potraw i bardzo wybiórczo zjada to, co mu tam podają, bo „zupa miała dziwny kolor”, „nie lubię takiego sosu”, „nie zdążyłam zjeść drugiego dania” itp., itd. Dlatego przestałam denerwować się, gdy Zosia wraca do domu z ledwo nadgryzioną kanapką, zaakceptowałam fakt, że nie da się przewidzieć do końca, ile zje w szkole, bo nie zależy to tylko od czasu trwania zajęć. Przygotowuję po prostu ciut więcej niż może zjeść, jeśli zasmakuje jej obiad na wypadek, gdyby akurat w stołówce był jakiś niewypał w stylu kapuśniaku czy ryby z szarym sosem.
3. Zazwyczaj pakuję do śniadaniówki zestaw: kanapka lub jej zamiennik + owoce i warzywa, brzmi nudno, wiem, ale staram się urozmaicać i tak zamiast chleba z serem szykuję na przykład: kanapki z domową nutellą, wrapy z ulubionymi dodatkami, babeczki owsiane, batoniki zbożowe, czasem domową drożdżówkę lub pajdę śniadaniowego ciasta (np. chlebek bananowy, owsianka pieczona). Do przekąszania w ciągu dnia zazwyczaj zarówno owoce (obrane i pokrojone jabłka, gruszki, mandarynki, borówki), jak i warzywa do chrupania (marchewka, papryka, rzodkiewka, kalarepa), często dorzucam do tego paczuszkę rodzynek czy garść mieszanki orzechów i pestek. Te drobiazgi zawsze znikają jako pierwsze, jeśli coś wraca do domu, to te nieszczęsne kanapki właśnie. Kiedy idzie na ósmą i nie jest w stanie zjeść porządnego, ciepłego śniadania, albo po prostu o to poprosi, dostaje zamiast nich termos z owsianką lub jaglanką.
4. Mimo że kusi mnie, by to Zosia sama dbała o przygotowanie się do szkoły, a mąż dodatkowo jeszcze mnie buntuje, że powinna uczyć się samodzielności uważam, że do dziecięcego plecaka należy zaglądać kilka razy w tygodniu. Nie robię tego codziennie, zadowalając się zazwyczaj potwierdzeniem, że wszystko jest na miejscu. Ale czasem zdarza mi się tam cuda prawdziwe znaleźć! Nadgryzione rzodkiewki wchodzą tam w interakcje z resztkami kanapek i brokatem, otwarte kleje ozdabiają wykonane na przerwie arcydzieła, a zasmarkane chusteczki przyklejają się do zeszytów. Mimo to uważam, że czasem trzeba zostawić dzieciaka na pastwę losu i poczekać, aż mu te kleje i ogryzki zrujnują wreszcie jakiś zeszyt, żeby się na własnej skórze nauczył, czemu warto dbać o porządek.
5. Pierwsze miesiące nauki to właśnie taki czas na naukę samodzielnego dbania o własne sprawy, uważam, że nie należy we wszystkim wyręczać dzieci, ale pomagać im w ogarnianiu szkolnych spraw i tak po prostu zaglądam w plan lekcji i pytam, czy Zośka spakowała zeszyt ćwiczeń do angielskiego albo czy ma jeszcze klej i chusteczki higieniczne. Przypominam o sprzątaniu plecaka, temperowaniu kredek w piórniku, a kiedy odbieram ją, pytam, czy wszystko zabrała. Bilans zgubionych w pierwszym semestrze rzeczy to bowiem u nas: dwie bluzy, lalka, dwa bidony, niezliczona ilość kredek i papierniczych drobiazgów. Sześciolatek musi nauczyć się pamiętać o wielu sprawach i pilnować swoich rzeczy w szkole, nauka ta przyjdzie niestety tym szybciej, im prędzej zgubi coś cennego i im częściej będzie robił to sam, a rodzice przestaną o wszystkim myśleć za niego.
Pakowanie się do szkoły sprawniają nam produkty Skip Hop:
termos obiadowy Forget Me Not chmurka
Przydaje się na długi dzień, kiedy tuż po lekcjach gnamy na jakieś kolejne zajęcia i w dni, kiedy Zośka rano nie może nic przełknąć – pozwalam jej wtedy na parę kęsów banana czy jakiś gęsty koktajl, a ciepłe śniadanie (owsianka) zjada później w szkole. Świetna rzecz w podróży i na wycieczki dla młodszych dzieci, czuję że przewiezie w trasę niejedną zupkę dla Hani.
plecak z torbą śniadaniową Forget Me Not chmurka
Idealny dla pierwszoklasistki! To już trzeci – pierwszy okazał się za duży i za ciężki, drugim był podebrany mi różowy Kanken, którego Zosia z łatwością mi oddała, kiedy zobaczyła to chmurkowe cudo. Ma idealny rozmiar, jest lekki, dobrze trzyma kształt i ma solidne ramiączka. Podzielony na kilka osobnych kieszeni pozwala na utrzymanie porządku i mieści wszystko, co potrzebne, osobno zeszyty, książki i piórnik, drugie śniadanie i różne drobiazgi w stylu chusteczek jednorazowych. Lunchówka jest świetna, lecz bardzo duża, używamy jej w dni, kiedy jest dużo zajęć i Zosia bierze więcej jedzenia. Pozwala na bezpieczne zabranie np. jogurtu czy serka wraz z łyżeczką.
Bardzo je polubiłyśmy, są u nas w ciągłym użyciu na owoce i warzywa – kawałki jabłek, mandarynki, marchewki czy paprykę. Wewnątrz są wyściełane specjalnym materiałem, który nie namaka, łatwo je później umyć i wysuszyć przed kolejnym dniem w szkole.
Wpis powstał w ramach akcji Mamissima Loves Skip Hop, organizowanej przez Ładnebebe, Mamissima i Skip Hop.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Mam tą lanczówkę i rzeczywiście jest duża, ale jednocześnie „pancerna”. Jak nie bierzecie lanczówki to rozumiem, że jakieś pudełko wtedy? Polecasz coś szczególnie.
Zastanawiam się nad dokupieniem termosu, czy dla starszej, albo dla młodszej.
Odnośnie pójścia dzieci do I klasy tak jak pisałaś wszystko zależy od organizacji szkoły. Moja córka chodziła teraz do 5-latków w przedszkolu a teraz idzie do zerówki do szkoły.
tak, wtedy pudełko albo kanapka w papierowej torebce i owoce w tej saszetce – sówce. Na szczęście jest ta osobna kieszeń na drugie śniadanie, więc kanapka w papierze nie obcuje z zeszytami 😉
Polko czy Zosia potrafiła czytać zanim poszła do szkoły? Jesli nie to jak długo zajeła jej ta nauka w pierwszej klasie?
Generalnie tak, ale było to raczej powolne składanie liter niż płynne czytanie, teraz jest o niebo lepiej. Tak samo z pisaniem – od czwartego roku życia coś tam sobie po swojemu skrobała, miks liter wielkich i małych, wiele w lustrzanym odbiciu, a pół roku zaczyna to przypominać pismo 😉
Piękne te gadżety ! Moja córeczka ma 1.5 roku a już bym kupiła zwłaszcza bidon i saszetki ! Mało tego męża też bym w bidon zaopatrzyla co by owsianki nosił sobie do pracy ha ha ha ha 🙂
o tym samym pomyslałam 🙂
Moja córcia ma 1 rok i 2 miesiące, a mamy taki termos i saszetki. Baaardzo się przydają, polecam! 🙂
Hej, bardzo ładne gadżety szkolne 🙂 też jestem mamą sześciolatki pierwszoklasistki 🙂 plecak z chmurką wydaje się być tym czego szukałam, mamy obecnie plecak zakupiony w Matrasie polskiej firmy ładny wizualnie granatowy w kropki z brązowym spodem, ale jest zupełnie miękki, ma tylko jedną dużą kieszonkę i niestety już się trochę zniszczył….
Mamy bidoniki firmy Skip Hop z jeżem i sówką podpatrzone na tym blogu, ale niestety ten noszony do szkoły przez starszą córkę momentalnie się starł w plecaku i jeżyk zniknął….także nadruk był nietrwały.
Dzięki za fajny szkolny wpis 🙂 i pozdrawiamy z Wrzeszcza 🙂
Nam też się wytarł nadruk, bidony do poprawki zdecydowanie 😉
To prawda, bidony do poprawki. Nam też się starł motylek…
Kupiłam swoim dziewczynkom dwa plecaki z tej serii ,są piękne to fakt ale moim zdaniem ich kolory są niepraktyczne,odkąd zaczęła się zima musiałam zmienić na inny model bo stawiając je na mokrej podłodze były w opłakanym stanie,pewnie wrócimy do nich jak się zrobi sucho.Powinny mieć jakoś inaczej zaprojektowany spód:)Pozdrawiam
dobre są takie wodoodporne spody, to fakt. u nas na szczęście jeszcze plecak nie wylądował w błocie, dół jeszcze ok 🙂
Mnie te rzeczy zaczną interesować pewnie za parę lat. Choć takim zestawem śniadaniowym bym nie pogardziła, szczególnie przydatny na wyjazdy 🙂
Pani Agnieszko- głupie pytanie 😉 Czy mogę zapytać ile wzrostu ma Zosia? Wydaje się dość wysoka i jak pomyślę o mojej córce, która niestety po mnie odziedziczyła skromny wzrost to jestem trochę przerażona tymi plecakami 😉
Zośka ma ok.125 cm, wchodzi w rozmiar 128, rozmiar wydaje mi się optymalny także dla niższych dzieci, zdecydowanie jest mniejszy niż większość olbrzymich pudeł, które widuję na plecach dzieci w szkole 😉
Oesu, to moje 6 letnie takie małe! 😉 No, ale co zrobić. Dziękuję za odpowiedź!
A co z zosiowym Ergobagiem? Czyżby to on był 'zbyt duży i ciężki’? Nie mam go jak przymierzyć mojej młodej…
No troszkę za ciężki się okazał, plecy i ramiona ją bolały.
Polko mam jeszcze jedno pytanie jak długo trzyma ciepło ten termos, bo natrafiłam na opinie, że po 2 h jedzenie było zimne?
A Zosia jak nosiła Ergobaga to zapinała ten pas biodrowy?
Thinka – moja córka ma plecak Ergobaga od września, jest bardzo zadowolona. Na poprzedni tornister bardzo narzekała, że jej ciężko i niewygodnie. Od czasu kiedy ma Ergobag ani razu nie słyszałam narzekania 🙂 A musi wchodzić z nim po schodach (lekcje mają na 1 piętrze). Moja córka zawsze zapina ten pas biodrowy (nawet jak na chwilę zakłada plecak) – twierdzi, że przez to plecak wygodnie się nosi. Dodam jeszcze, że jest bardzo drobna, szczupła. Teraz ma pewnie około 118 cm wzrostu, może nawet mniej.
Plecak Skip Hop miałam okazję obejrzeć „na żywo”. Wygląda ładnie, ale dla mnie nie do przyjęcia, ze względu na nieusztywnione plecy. Ale patrzę na to przez pryzmat własnych problemów z kręgosłupem (i tego z czego one wynikają).
Fajnie, że się jakoś odnajdujecie w systemowej szkole i mam nadzieję, że nie będzie to dla Zosi wielka trauma. Wszystko zależy od okoliczności.
Ja mojego starszego dziecka zupełnie nie widzę w czymś takim. Siedzenie w ławce? Odrabianie lekcji? Pisanie w zeszycie? Nie sądzę.
Także już zaciskam pasa, bo przyjdzie nam pewnie jeszcze długo płacić za luksus prywatnej edukacji… Ech…
Oj zapewniam wszystkich, którzy nie maja dzieci w szkołach, ze dużym nadużyciem jest przekonanie ze płatna edukacja to luksus… Sa fatalne i doskonale szkoły zarówno prywatne, jak i państwowe. Moim zdaniem płatność nie ma nic do rzeczy, naprawdę. W prywatnej płacisz za ładne ściany to jedyny pewnik. Wszystkim życzę odnalezienia fajnej szkoły, niezależnie czy płatnej czy darmowej!
Co to za fajna teczka?
Ten wpis spadl mi z nieba 🙂 moja 6 latka idzie od września do szkoły 🙂 zaczęlismy kompletować wyprawkę na początek biurko teraz polujemy na używane krzesełko Stokke Tripp Trapp -i tu pytanie Polko czy wg Ciebie tripp trapp dla 6 latki o wzroście Zoski się sprawdzi ? No i plecak przyglądam się mu od 2 tygodni i myśle czy nie jest za mały ,czy nie zwisa za pupe jak obciazymy go ksiazkami ?
Polko czy mogłabyś napisać jak długo termos utrzymuje ciepło?
Pozdrawiam
Ja tez się podepne so pytania o bidon:)
A kanken jak się sprawował w szkole?
Dzieki Ci dobra kobieto;) moja coreczka wlasnie we wrzesniu wybiera sie do szkoly jako szesciolatka. Duzo obaw, duzo watpliwosci, ale jestesmy zdeterminowani, bo wiemy, ze pozostawienie jej na kolejny rok w przedszkolu to pomylka. Twoj post utwierdza mnie jeszcze mocniej w naszej decyzji. Swietne rady, jak zwykle bardzo przydatne. Pozdrawiam. Marta
Używamy termosów Skip Hop już 3ci rok- dokupowałam nowe, po roku używania- zwierzątka się z nich bardzo szybko ścierają, a termosy tracą swoje właściwości utrzymywania ciepiła. Podkreślam- po roku czasu codziennej młócki przestały trzymać ciepło. Te nowe, od nich, które mamy, trzymają za to zatrważająco długo! Rekord pobity wczoraj (obiadek nie zjedzony, bo rówieśnicy- 6cio latki- wyśmiali pieczonego łososia :/)- dokładnie po 12 godzinach obiad nadał był ciepły! (tylko nie pachniał już zachęcająco ;)). Za najlepsze uważam ich torby- lunchówki i plecaki. Świetnie się piorą i są niezniszczalne. Świetnie izolują jedzonko, dodatkowo chroniąc przed utratą ciepła to, co zapakujemy do termosu. Dokupuję nowe głównie z powodu… dołączenia nowych zwierzątek do kompletu :D. Bidony przeciekają i zalały nam plecak dokumentnie pewnego dnia :/.
A propos szkoły jeszcze… mój sześcioletni uczeń nigdy niczego nie zgubił do tej pory (pewnie jednak, jak wszystko, tak i ten aspekt zależy od dziecka), za to… po otrzymaniu w szkole świątecznej paczki w plecaku miał istny armagedon (ciastka wszędzie, także wbite w nowy podręcznik ;)). Co do samodzielności- nic na siłę, gdy sam chce- sam robi wieczorem kanapki (nie do szkoły, bo rano jest nieprzytomny i ledwie wstaje, choć śpi po 11, 12 godzin), czasem przychodzi też”dzień- kryzys” i trzeba go wręcz nieść rano z łóżka. W końcu to jeszcze naprawdę małe dziecko. Ciągła przeplatanka. Mimo wszystko widzę ogrom postępów w sposobie bycia i podejściu do wielu spraw. Szczególnie, że przedszkole odbywał w cieplarnianych warunkach i w bardzo małej grupie, w której rówieśników było jak na lekarstwo. W jego przypadku dalsze tkwienie w zerówce, byłoby tragedią. Szkoła była jego marzeniem i przyniosła pozytywną zmianę, ale też dużo trudu niewątpliwie się z nią łączy. Z pewnością jest to koniec jakiegoś etapu w życiu dziecka, który w cudzysłowie można nazwać „beztroskim”.