Ależ się w mojej kosmetyczce zrobiło kolorowo na wiosnę! Świeżo, rześko i pachnąco. Mam dziś dla Was naprawdę sporo perełek głównie do pielęgnacji, ale i kilka do makijażu. Jest trochę rynkowych nowości i parę szeroko zachwalanych klasyków. Zmiany w moim asortymencie są w wielu miejscach sezonowe, pojawiły się mocniejsze filtry, formuły, które lepiej sobie radzą z ciepłem, albo po prostu bardziej mi pasują do tej pory roku. Jest lżej i bardziej orzeźwiająco, więcej mam cytrusowych żeli czy nawilżających emulsji. To jest w zasadzie taki mój kompletny aktualny zestaw kosmetyków na dzień i na noc na sezon wiosna – lato.
KOSMETYKI NA DZIEŃ
ŻEL DO MYCIA TWARZY YOPE WAKE UP CHEERS
Dostałam ten żel w prezencie od marki i bardzo go lubię, jednak muszę zaznaczyć, że nie nadaje się on do zmywania makijażu i to jest dla mnie spory minus. Nie rozpuszcza dokładnie tuszu, tylko go rozmazuje, to zatem opcja dla osób, które się nie malują albo najpierw zmywają make up płynem micelarnym lub olejem. Ja czasem stosuję ten drugi i wtedy żel Yope idealnie domywa resztki i super odświeża buzię. Jednak zazwyczaj używam go rano i wtedy bardzo sobie chwalę jego delikatność, piękny, świeży zapach i to, że skóra nie jest po nim ściągnięta. Jak na Yope przystało – 98% składników pochodzenia naturalnego, w tym pięć japońskich herbat, fermentowana woda z winogron i japońskiej gruszki. Propsy za piękne szklane opakowania całej serii – bardzo wygodne i szlachetne.
ESENCJA NAWILŻAJĄCA W MGIEŁCE MIYA COCO BEAUTY JUICE
Uwielbiam takie płynne produkty w mgiełce – toniki, hydrolaty czy esencje – zwłaszcza rano dają super odświeżenie, fajnie budzą. Ta kokosowa esencja Miya to kompleks wód i ekstraktów roślinnych z kwasem hialuronowym i witaminami. Pięknie i bardzo delikatnie pachnie kokosem, szybko się wchłania, nie lepi się, już po chwili można aplikować kolejne kosmetyki. Na pewno pojedzie ze mną na wakacje i na plażę, przepadam za psikaniem się takimi odświeżającymi specyfikami w upały.
SERUM Z WITAMINĄ C YOPE C-KICK
Kupiłam je tuż po premierze, zanim jeszcze dostałam resztę produktów z tej serii. Nie tylko skusiło mnie opakowanie i generalna sympatia do marki, ale też od jakiegoś czasu już czaiłam się na jakąś formę witaminy C na dzień. Podobno stosowana w duecie z retinolem, tworzy najskuteczniejszy zestaw pielęgnacyjny dla dojrzałej cery – wygładza ją, rozjaśnia, rozświetla, zmniejsza zaczerwienienia i zmiany pigmentacyjne, a nawet wzmacnia działanie filtrów UV. To serum C-KICK od Yope ma bardzo lekką, rzadką konsystencję, genialny, bardzo świeży, cytrusowy zapach i jest niesamowicie przyjemnym kosmetykiem na dzień. Bardzo lubię o tej porze dnia produkty, które mają ożywcze, lekkie formuły i energetyzujące zapachy i ten właśnie taki jest. Szybciutko się wchłania, zero klejenia, buzia jest po nim bardzo miła w dotyku i gładka.
ŻEL NAWILŻAJĄCY ORIGINS GINZING
Słyszałam, że jest genialny, więc jak tylko skończył mi się krem na dzień, a w Sephorze była promocja, natychmiast go zamówiłam, żeby zweryfikować wszystkie zachwyty. I – o meeeen – to jest sztos. Ideał na każdego, kto lubi leciutkie formuły – to jest taki aksamitny żel-krem, cudny w dotyku, wspaniały na buzi. Nie klei się, szybko wchłania i zostawia świetne wrażenie odświeżenia i nawilżenia, takiego obudzenia twarzy. Do tego boski, grejpfrutowo – pomarańczowy zapach, no miiiłość!
KOSMETYKI NA NOC
SERUM NA PRZEBARWIENIA VEOLI BOTANICA FOCUS PIGMENTATION ESSENCE
Ta buteleczka czekała kilka tygodni na półce, aż skończę kurację retinolem – to bowiem kompleks kwasów, którego nie należy łączyć z tym składnikiem, bo mogłoby wystąpić silne podrażnienie. Focus Pigmentation Essence zawiera też niacynamid i stabilną witaminę C, by działać dwukierunkowo – rozjaśniać przebarwienia i wygładzać skórę, udoskonalać ją poprzez redukcję niedoskonałości i zwężenie porów. I – niech mnie dunder świśnie – to działa! Naprawdę obserwuję u siebie ujednolicenie cery, takie jakby wyblurowanie, skóra na nosie i brodzie jest niemal bez jakichkolwiek zaskórników, a przebarwienia na policzkach wydają się jaśniejsze. Zresztą cała buzia jakby promienieje, wydaje się taka odnowiona i jasna. To serum na konsystencję mleczka i lekko cytrusowy zapach, szybko się wchłania, jednak krem nakładam zwykle po dłuższej chwili, daję mu trochę podziałać solo.
SERUM NAWILŻAJĄCE YOPE HYDRO SHOT
Ostatnio zazwyczaj moje wieczorne ablucje wyglądają tak, że po demakijażu i toniku, co drugi dzień wjeżdża wyżej wymienione serum, a tuż przed snem jeszcze warstwa kremu Yonelle Fortefusion (pisałam o nim tutaj), a w dni pomiędzy – Hydro Shot i po nim krem Yope (poniżej). To serum to taka rzadka, wodnista esencja o zielonym, aloesowym, bardzo przyjemnym zapachu, która głęboko nawilża. Daje wręcz takie wrażenie ukojenia, „napicia się” skóry, arcyprzyjemne. Zawiera algi i kwas hialuronowy, to super opcja zarówno na dzień, jak i na noc.
KREM NA NOC YOPE MOON SPA Z BAKUCHIOLEM I LIPIDAMI
Używam go od niedawna, w dodatku tylko co drugi dzień, więc o efektach nie mogę jeszcze dużo powiedzieć. Jego główny składnik to bakuchiol, czyli roślinny odpowiednik retinolu, zatem w teorii powinien pobudzić odnowę komórek skóry, jednak bez ryzyka podrażnień, jakie wiąże się z retinolem. Moon Spa w użyciu jest bardzo fajny, kremowy, bogaty – taki jaki lubię na noc, bo fajnie otula i zmiękcza skórę, niby nie jest tłusty, ale fajnie czuć go na buzi. Pachnie lekko ziołowo, nadaje się do każdego rodzaju cery.
DODATKOWA PIELĘGNACJA I MAKIJAŻ
MASECZKI ORIGINS: CLEAR IMPROVEMENT I DRINK UP
Były na mojej liście od dawna, czekały na promocje i się doczekały. I po raz kolejny jestem zachwycona kosmetykami tej marki – wszystko, co dotychczas miałam od Origins, było hitem. Te dwie maseczki (plus jakiś peeling) to właściwie wszystko, czego potrzebuję oprócz takiej codziennej pielęgnacji. Stosuję je zwykle co weekend, najczęściej jedna po drugiej, najpierw się złuszczam (którymś z peelingów z tego wpisu), a potem nakładam maskę Clear Improvement z węglem, która fajnie, delikatnie oczyszcza skórę. Nie szczypie, nie wyżera skóry, a jednak wrażenie wysprzątania porów jest widoczne i odczuwalne. Po niej nakładam maseczkę nawilżającą Drink Up (zdarza mi się ją robić także w tygodniu, kiedy potrzebuję dodatkowego nawilżenia) i co tu dużo gadać – kocham ją równie mocno, co zieloną, całonocną wersję. Ma identyczny, owocowo – roślinny, naprawdę przepiękny, głęboki zapach, za którym przepadam. Cudownie koi, wygładza i zmiękcza skórę, jest ultrakomfortowa, a buzia jest po niej zregenerowana i odświeżona.
FILTR SPF 50 DO TWARZY VICHY CAPITAL SOLEIL
Kupiłam go już kilka tygodni temu, jednak używam dopiero od niedawna – wiem, że generalnie kremy koloryzujące, nawet z wysokim filtrem, nie dają pełnej ochrony przeciwsłonecznej, jednak moja ekspozycja na słońce była dotychczas tak nikła, że uznawałam filtr w kremie CC za wystarczający. Jednak w słoneczne dni to już za mało, więc kiedy te wreszcie nadeszły, a ja zaczęłam więcej czasu przebywać na słońcu, postanowiłam chronić się lepiej i wybrałam sobie filtr do twarzy Vichy – fluid Capital Soleil z filtrem SPF50. No i podoba mi się – jest lekki, nie bieli skóry, nie zostawia tłustej warstwy, łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania. W ciepłe dni „miejskie”, takie poza domem, nakładam nie niego trwały podkład bez filtra, natomiast na takie domowe dni, bez dużej ekspozycji na słońce, kiedy np. w pochmurny dzień niewiele wychodzę, daję twarzy odpocząć i stosuję krem CCC Yonelle.
YONELLE METAMORPHOSIS HYDROACTIVE KREM CCC Z FILTREM SPF 50
Stosowałam go już ubiegłego lata i bardzo mi odpowiadał, ten krem jest bardzo komfortowy, super nawilża i ujednolica skórę. Jego krycie jest raczej umiarkowane (przebarwienia przebijają), ale koloryt jest wyraźnie ładniejszy i widocznie wyrównany, poprawia się też faktura skóry, niedoskonałości i pory są jakby „wyblurowane”. Podoba mi się też, że cera się nie błyszczy po nim, jak po innych kremach tego typu, ale też nie jest całkiem matowa, po prostu wygląda naturalnie, zdrowo, świetliście. Idealna opcja na co dzień, kiedy nie chcę mieć mocnego makijażu, ale po prostu wyglądać ładniej. Na pewno z przyjemnością będą go używała latem, jak rok temu np. po plażowaniu, jako delikatny makijaż na kolację lub też na dzień, ale wówczas na warstwę typowego SPF do twarzy. Tym bardziej, że w tym roku do rodziny tych kremów dołączył nowy, ciemniejszy odcień Gold Tan (mój kolor aktualnie to 2 – Sun Touch).
PODKŁAD MAYBELLINE SUPER STAY ACTIVE WEAR
Kilka wyjść na zewnątrz w ciepłe dni, w okularach przeciwsłonecznych, zweryfikowało moją sympatię do kremu CC It Cosmetics, którego używałam zachwycona całą zimę – on niestety nie zdaje egzaminu wiosną, o upalnym lecie wolę nawet nie myśleć. Mazał się i ważył, świecił i spływał, a na nosie, pod okularami, znikał już po krótkiej chwili noszenia – niestety, ale dyskwalifikacja. Postanowiłam przerzucić się na dwa produkty – lekki krem CC (ten powyżej) na co dzień plus dobry, zastygający, kryjący podkład na wyjścia czy po prostu na dni z pełnym makijażem. Ten nowy Maybelline Super Stay był akurat w super cenie w Rossmanie i postanowiłam spróbować. Werdykt – wow! Jak na podkład za trzy dychy (w promocji), to jest sztosem – mega krycie, lekka konsystencja, super trwałość. Bardzo szybko zastyga na skórze, tworząc dobrze przylegającą powłokę, która jednak nie powoduje uczucia ściągnięcia czy maski, tylko tak jakoś elastycznie pracuje razem ze skórą. Efekt po nałożeniu jest nieskazitelny, pod koniec ciepłego dnia, nawet w okularach – nadal bardzo ładny, bez żadnych nieestetycznych zjawisk.
TUSZ DO RZĘS MAYBELLINE LASH SENSATIONAL SKY HIGH
To kolejny produkt, którym przepraszam się z tańszymi, drogeryjnymi kosmetykami. Szarpnęłam się bowiem wcześniej na nowość Benefit – They’re Real Magnet, którego podstawową wersję bardzo sobie chwaliłam, lecz tą jestem niestety rozczarowana. Efekt nie był tak spektakularny, jak zapowiadano, ale najgorsze było to, że bardzo się rozmazywał w ciągu dnia, rzęsy odbijały się na skórze pod oczami w nieestetyczne szare placki. Dałam mu szansę z różnymi korektorami czy pudrami, ale nic nie działa, to po prostu jest kit. Mój kolejny zakup był już z innej półki cenowej, żeby nie wtopić kolejnej stówy na bubel i jakież było moje zaskoczenie, kiedy z wielką wygodą, szybko umalowałam rzęsy, efekt był wyrazisty, jak lubię – wydłużenie, pogrubienie, uniesienie, ogólne wow, a potem utrzymywał się bez zmian przez caluteńki dzień. Lash Sensational Sky High nie rozmazuje się ani nie kruszy, jest świetny!
MÓJ ZAPACH NA LATO – JIL SANDER „SUN”
Skoro cały świat pachnie inaczej o różnych porach roku, nie inaczej powinno być ze skórą, przynajmniej moją – mam silną potrzebę zmieniania zapachów i komponowania ich – adekwatnie do sezonu – ze świeżą zielenią, rozgrzaną słońcem plażą, a później suchymi liśćmi, mokrym lasem czy ciemnością zimy. Ten zapach jest stary jak świat, kultowy wręcz, kojarzy mi się z wakacjami pod koniec podstawówki, moja ówczesna przyjaciółka podbierała swojej mamie te perfumy, a ja bardzo jej zazdrościłam 😉 Pierwsze sztachnięcie i od razu lato – „Sun” przynosi zapach mleczka do opalania, który jednak dość szybko ewoluuje. Druga faza tego zapachu najmniej mi odpowiada, jest przyciężka i sztuczna, jednak później aromat rozwija się i zaczyna pachnieć jak…słońce właśnie. Jak rozgrzana skóra i trochę też jak dzieciństwo, jest w nim coś sentymentalnego, lekko retro. Te perfumy są żółte, ciepłe i gęste, jak letnie powietrze.
SZAMPON L’OREAL PROFESSIONEL VITAMINO COLOR
A na koniec mała polecajka włosowa – wróciłam ostatnio po serii nieudanych eksperymentów do szamponu Vitamino Color i już podczas pierwszego mycia przypomniałam sobie, jak bardzo go lubię. Ten zapach, to wygładzenie, wygodna pompka, włosy puszyste i lśniące – rewelacja. Moim zdaniem jest lepszy nie tylko od tańszych, ale nawet od drogich, fryzjerskich marek. Uwielbiam!
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ach, czekalam na dokładnie taki wpis ,<3
Mam ochotę kupić wszystko! Super! Dziękuję za ten świetny wpis 🙂 W pierwszej kolejności wjedzie chyba serum na przebarwienia 🙂
Fantastyczne produkty, Pozdrawiam 🙂