Chyba tak można najtrafniej zbiorczo nazwać moje wysiłki ostatnich tygodni. Wysiłki, wynikające z tego, że wreszcie połączyłam kropki. Doszłam niedawno do punktu, w którym różne moje wieloletnie obserwacje ciała, umysłu i ich wzajemnego oddziaływania spoiły się w całość, która nareszcie ma sens. Rozliczne moje strategie i schematy ułożyły mi się w głowie w ciąg przyczynowo-skutkowy, o którym wiedziałam z całą pewnością, że muszę go przerwać. Chodzi mi zasadniczo o taką wysoce niehigieniczną sekwencję zdarzeń, złożoną między innymi ze zbyt wysokich oczekiwań wobec siebie, przesadnej presji, nadmiaru obowiązków, niedoboru snu, niedostatku odpoczynku, nieregularnego jedzenia, zalewania stresów winem…myślę, że to taki współczesny klasyk, mechanizm, w który wpada wiele osób. Bardzo łatwo zatracić się w pracy, w codziennej gonitwie, w dążeniu do tego, by osiągać więcej czy zarabiać lepiej.
Skutki zatracenia są zazwyczaj przykre i obejmują zjawiska takie jak: skrajne zmęczenie, utrata energii, obniżony nastrój, uczucie niepokoju, problemy żołądkowe, kłopoty ze snem, bóle głowy, mięśni i stawów oraz wiele innych dolegliwości psychicznych i psychosomatycznych. No i ja się trochę właśnie zapędziłam w taki kozi róg, każdym fragmentem ciała czułam, że przegięłam, że muszę przerwać to pasmo przedsięwzięć i projektów, towarzyszących im stresów i toksycznych metod radzenia sobie z nimi. Że muszę wcisnąć hamulec, a być może nawet wsteczny bieg i odkręcić co nieco, zanim zejdę na zawał albo wpadnę w depresję. Być może pamiętacie – zaczęłam od pokrojenia tortu od nowa – wygospodarowania w życiu przestrzeni na regenerację, a potem zaczęłam tę swoją porcję wypełniać różnymi dobrymi rzeczami.
Z otchłani wypalenia wyciągam się drugi miesiąc całą serią różnych nawyków, notując na tym polu pewne sukcesy. Okazało się, ku mojemu zaskoczeniu, że jest rozwiązanie pośrednie, dalekie od skrajności w postaci rzucenia wszystkiego, by wypasać kozy w Bieszczadach. Że można zwolnić i znajdować równowagę w codzienności, krok po kroku pozbywać się nawyków, które nam szkodzą, na rzecz takich, które są dobre. Jeśli więc i wy czujecie się przytłoczone nadmiarem bodźców, zadań i obowiązków, jeśli czujecie, że głowa przestaje dźwigać ich ciężar, a ciało nie może już utrzymać szaleńczego tempa, przeczytajcie, co u mnie sprawiło, że jestem dziś wyspana, osiem kilo lżejsza, zdecydowanie spokojniejsza. Może i moje życie nie obfituje aktualnie w żadne fajerwerki, może to zabrzmi jak złote rady starej ciotki, ale ta bieżąca stabilizacja i równowaga po prostu robią mi taaaak dobrze, że chwilowo w dupie mam fajerwerki.
1. SEN
Kwestia niby banalna, ale jednak zwykle kluczowa. Dla mnie podstawa dbania o siebie i dobrego samopoczucia. Rzadko miewałam problemy ze snem, ale pod koniec roku owszem – nie mogłam zasnąć z powodu lawiny myśli albo budziłam się w środku nocy z uczuciem niepokoju. Jednak moim głównym zmartwieniem były od dawna pobudki, bardzo długo bowiem żyłam w ten sposób, że wieczorem zaczynałam trzecią zmianę. Normą stało się nocne odpisywanie na maile, tworzenie postów, obróbka zdjęć, składanie książek, dłubanie ebooków, albo obowiązki domowe – gotowanie obiadów czy składanie prania przeciągało się do późnych godzin, nierzadko towarzyszyła temu lampka wina, która z kolei wywoływała głód, więc podjadałam po nocach. Chodziłam spać późno, a kiedy moje dzieci wstawały do szkoły, byłam jak zombie – totalnie nieprzytomna. Próbowałam utrzymać się na nogach kolejnymi kubkami mocnej kawy, ale w głowie była sieczka, a nastrój podły. Ciężko było mi się w ciągu dnia skupić, pracowałam nieefektywnie, więc zarywałam kolejny wieczór, by nadrobić zaległości i tak w od nowa. Przerwałam to błędne koło na początku stycznia, po prostu kładąc się spać, kiedy przychodziło wieczorne zmęczenie – wcześnie, bardzo wcześnie. Zdarzało się, że już o dwudziestej byłam w łóżku i zasypiałam po kilku stronach książki. Bardzo szybko odzyskałam poranki – już po tygodniu zaczęłam bez problemów budzić się koło siódmej, wypoczęta, a poranna praca szła mi znacznie sprawniej. I choć trochę martwiło mnie to, że przesypiam dziewięć-dziesięć godzin na dobę, że nie pracuję tyle, co wcześniej, starałam się przestać myśleć o tym w kategorii porażki, braku efektywności, przestawiłam się na traktowanie tego jako wyższej konieczności, silnej potrzeby mojego ciała. Nie oceniałam się, pozwoliłam sobie spać, dałam sobie do tego prawo, przespałam tak cały styczeń, aż wreszcie – wyspałam się. Senność zaczęła stopniowo przychodzić coraz później, a pobudki zdarzały się coraz wcześniej, mój rytm wyregulował się, jednak wiem, że muszę o niego wciąż dbać i staram się nie kłaść później niż o 22-giej. Ostatni posiłek jem koło dziewiętnastej, w tygodniu nie sięgam po alkohol, śpię jak dziecko i budzę się w dobrym humorze.
2. DIETA
Kolejny filar dobrego samopoczucia. Po grudniowych rozpustach wróciłam do swoich kolorowych talerzy – od sześciu tygodni znów podstawą mojej diety są warzywa. Często w formie mich z dodatkiem ryb, krewetek, jajek, serów, orzechów czy pestek, czyli zdrowych białek i tłuszczy. Poza tym zupy, curry, sałatki, twarożki, omlety – dwa lub trzy główne posiłki, dodatkowo soki warzywne, zakwasy i dwa litry wody dziennie. Jem niskowęglowodanowo, całkowicie zrezygnowałam z pieczywa, od czasu do czasu jadam ryż, kaszę czy warzywa strączkowe. Chudnę, owszem, ale naprawdę najbardziej cieszy mnie to, jak się czuję. Że jest mi lekko, nie mam problemów żołądkowych, zapomniałam o napadach głodu, jakichś nieodpartych chętkach czy apetytach na słodkie. Nie liczę kalorii, oddałam się intuicji – takie jedzenie służy mi najbardziej. Ono plus okresowe niejedzenie, czyli tzw. intermittent fasting – kilkunastogodzinna (zwykle 16-17 h) przerwa w jedzeniu (u mnie między wczesną kolacją a późnym śniadaniem lub od razu lunchem).
3. RÓWNOWAGA Z KANNABOIDÓW – OLEJEK CBD KANASTE
W poszukiwaniu kolejnych metod na odzyskanie równowagi, jakiś czas temu postanowiłam dać drugą szansę olejkowi CBD – w ubiegłym roku przez jakiś czas stosowałam olejek innej marki, o niższym stężeniu i nie odczułam satysfakcjonującej zmiany samopoczucia. Jako osoba ze skłonnością do ulegania przebodźcowaniu, szukam wciąż sposobów na wyciszenie, skupienie, zwiększenie odporności na codzienny stres. Tak właśnie działają olejki CBD – to skrót od kannabidiolu, związku występującego głównie w kwiatach i liściach roślin konopi. Olejek CBD Kanaste jest pozyskiwany z konopi włóknistych posiadających wysoką zawartość kannabidiolu (CBD) i niską zawartość THC (poniżej 0,2%), ekstrakt następnie mieszany jest z olejem nośnym dla obniżenia jego lepkości.
Zawartość olejków CBD pochodzących od różnych producentów może znacząco różnić się zawartością ze względu na rodzaje używanych surowców i metody ekstrakcji, co może tłumaczyć moje poprzednie doświadczenia. Olejki Kanaste mają wysoką zawartość CBD i obniżoną zawartość THC poniżej 0.2% i pewnie dlatego tym razem szybko zauważyłam zmiany.
JAK DZIAŁA OLEJEK CBD?
CBD jest jednym z kannabinoidów naturalnie występujących w konopiach i znany jest ze swoich właściwości wspierających ciało i umysł. Układ endokannabinoidowy naszego ciała składa się z maleńkich receptorów odgrywających kluczową rolę w regulowaniu nastroju, bólu i codziennego samopoczucia. Olejek CBD Kanaste pomaga tym receptorom robić to, co konieczne, aby stymulować korzystne zmiany w ciele. Można powiedzieć, że jesteśmy wręcz zaprogramowani, aby odnosić korzyści z działania CBD takie jak:
- uczucie spokoju i skupienia – zauważyłam u siebie różnice na obu polach, jestem znacznie mniej nerwowa, mam jakby większy dystans do świata, lecz jednocześnie łatwiej jest mi się skoncentrować na pracy, zwłaszcza na pisaniu, z którym miewałam ostatnio problemy
- radzenie sobie z codziennym stresem – potwierdza to mój mąż, który również zauważył, że jakoś mniej się ostatnio przejmuję drobiazgami, rzadziej denerwuję, a ja po prostu czuję, że naprawdę sporadycznie czuję się zestresowana, napięta, mam po prostu lepszy nastrój
- zdrowe cykle snu – i tu największy szok – kiedy zaczynałam stosowanie olejku CBD Kanaste, mówiłam, że nie mam problemów ze snem, bo to był ten czas, kiedy spałam jak suseł po 10 godzin na dobę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po jakiś dwóch tygodniach stosowania zaczęłam samoczynnie budzić się po ośmiu godzinach, koło szóstej rano, wypoczęta i wyspana! To chyba pierwszy raz w moim życiu, kiedy wstaję jako pierwsza i piję w ciszy poranną kawę, szykuję dzieciom śniadanie bez pośpiechu itd. Druga zmiana – barwne sny, pozytywne, fabularne historie dzieją się w mojej głowie co noc 🙂 Czuję, że jakość snu się po prostu diametralnie poprawiła, a co za tym idzie – także jakość życia. Już nie zasypiam o dwudziestej, ani nie chodzę nieprzytomna pół dnia i to jest wielkie wow, serio.
CZY OLEJEK Z KONOPII SIEWNEJ JEST BEZPIECZNY?
Olejki CBD Kanaste są oczywiście w pełni legalne i absolutnie bezpieczne – nie powodują uzależnienia, nie mają też działania psychoaktywnego (ekstrakty olejków Kanaste wytwarzane są z konopi siewnych zawierających jedynie śladowe ilości THC).
Ja używam aktualnie olejku CBD Kanaste 1100 mg o smaku miętowo-czekoladowym i ten wariant bardzo mi odpowiada, jest naprawdę jak miętowa czekoladka, słodko-świeży, pycha! Polecam go każdemu, komu nie odpowiada naturalny, konopny aromat olejków CBD – osobiście nie mam z nim problemu, jest taki lekko ziołowy, ciekawy – ale wiem, że można za nim nie przepadać, dlatego Kanaste ma także olejki o smaku waniliowym i czekomięta właśnie.
Jeśli chcecie wypróbować działanie olejków Kanaste, mam dla Was 20% rabatu na pierwsze zamówienie na kod POLKA.
4. MATA DO AKUPRESURY – REDUKCJA NAPIĘCIA MIĘŚNI
Kolejny rytuał, który odkurzyłam na fali moich poszukiwań – od kilku lat mam w domu matę (marki Pranamat), jednak używaliśmy jej sporadycznie, raczej w okresach nasilonych bólów pleców. Od kilku tygodni matę mam w sypialni, przy łóżku i leżę na niej kilka razy w tygodniu przed snem. Odczuwam po takiej sesji wyraźne odprężenie i rozluźnienie mięśni pleców, karku, czuję jak schodzi ze mnie napięcie. Wcześniej ciężko było mi znaleźć czas na takie leżenie, a teraz po prostu mam ją na wierzchu i kładę na łóżko, by te kłujące wypustki pracowały w czasie, kiedy czytam, oglądam serial albo wyciszam się przed snem.
5. WIECZORNE WYCISZENIE – MEDYTACJE PROWADZONE
I tu serio trochę niedowierzam, że to piszę, bo tak, przyznaję – zdarzało mi się kpić z medytowania i całego mindfullness. Wydawały mi się swojego czasu przesadnie uduchowioną, pretensjonalną modą dla dziwaków… do czasu aż sama zostałam jednym z nich 😉 Zaczęło się od tego, że szukałam dla siebie sposobów na wieczorne spuszczenie napięcia, inne niż winko czy czekolada, czegoś, co odpręży ciało i oczyści umysł. Przeglądając kanały jogowe na YouTube trafiłam na krótkie medytacje prowadzone, jakże podobne do relaksacji oddechowych, które znałam z zajęć jogi właśnie. Co tu dużo gadać – weszłam w to jak w masło, łyknęłam jak młody pelikan. Jestem początkująca, daleko mi od samodzielnej pracy z własnym oddechem czy umysłem, potrzebuję prowadzenia, muszę usłyszeć, którą część ciała rozluźnić, żeby ją rozluźnić, jak oddychać, żeby oddychać, potrzebuję zasiania w głowie jakiejś pozytywnej wizji, dobrego wspomnienia czy innego wyobrażenia. Ale gdy je słyszę, to działa – głębokie oddechy, świadomość ciała, wizualizacje – tych kilka minut zdystansowania się do wydarzeń całego dnia daje mi ogromną ulgę i komfort. Jeśli chcecie spróbować, gorąco polecam „Headspace” na Netflix albo medytacje prowadzone na kanale Małgorzaty Mostowskiej.
…
Moje życie to nigdy nie była kraina łagodności i – umówmy się – raczej nie będzie. Nie da się zmienić temperamentu, a ten u mnie zdecydowanie jest zbyt ognisty, abym była jak ten kwiat lotosu na tafli jeziora. I tak jest ok, taką się lubię, jednak czuję, że muszę żyć spokojniej. Wciąż jeszcze nie wiem, dokąd zaprowadzą mnie wszystkie te poszukiwania, które z tych nawyków uda mi się utrzymać, ani jak te zmiany wpłyną na moje życie. Czuję jednak, że jestem w procesie, który mi służy – w procesie odpuszczania szkodliwych przekonań, uzdrawiania ciała i głowy, w procesie wdrażania zmian, które są dla mnie dobre. Jeszcze nie wiem, co będzie dalej, ale ufam mojej intuicji, a ta podpowiada mi, że jestem na dobrej drodze, że dalej może być tylko lepiej – jeszcze spokojniej, jeszcze radośniej, jeszcze bliżej prawdziwej siebie. Chwilowo więc w dupie mam fajerwerki i będę wieść dalej ten żywot spokojny – mniej pracować, dużo spać, zdrowo jeść, zażywać olejki i cieszyć się tą równowagą. Bo bardzo jej w moim życiu brakowało.
…
Wpis powstał we współpracy z marką Kanaste.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Witaj 😀 Już dawno chodzę koło olejków , myślę, zastanawiam się, czy warto. Zaczęłaś od 1100mg, czy wcześniej miałaś tę niższą dawkę?
Pozdrawiam
Polko a od jakiej dawki zaczęłaś?
pozdrawiam
M
Ile razy w tygodniu stosujesz IF?
strasznie nieczytelna jest ta nowa strona 🙁 🙁 🙁
nakichane wszytskiego, nic nie mozna znaleźć,
zero funkcjonalnosci i przejrzystości.
Medytacje na kanale Małgosi Mostowskiej są super!
Faktycznie, mi dużo bardziej się podobała poprzednia wersja strony, ale przecież to jej właścicielka wie co robi, zresztą chyba nie pytała (nie musiala) o zdanie czytelników.. pozdrawiam ciepło
Mam znajomego zielarza, zrobił mi świetną mieszankę na herbatkę m.in. z konopiami. Świetnie wycisza.