Właśnie weszłam w szczytowy etap przedwakacyjnej niecierpliwości. W tę fazę, w której już ciężko myśleć o innych sprawach, bo w głowie już tylko wizje tras do przemierzenia, widoków do odkrycia i miejsc, które na nas czekają. Spoglądam więc co rusz na kalendarz, odliczając dni do wyjazdu, a myśli o południowej przyrodzie, ciepłej, turkusowej wodzie, kamiennych domach i świeżych owocach morza są moim paliwem. Marzę o nich codziennie, bo wakacje to coś, co mnie trzyma przy życiu, kiedy czuję się wypalona, co daje mi kopa, gdy pojawia się zmęczenie, co mnie napędza do pracy i jest jednocześnie najsłodszą nagrodą za wysiłek. I choć tak szybko mijają, wierzę, że to najlepiej wydane pieniądze, bo wspomnienia tych wspólnych wyjazdów zostają w nas na zawsze.
W tym przedurlopowym wyczekiwaniu wracają ze zdwojoną siłą, dlatego przypomniałam sobie o tym nieskończonym wpisie znad Gardy. W sierpniu wprawdzie obieramy inny kierunek, ale nie bez lekkiego żalu, bo po ubiegłorocznym wyjeździe kamperem do Włoch pozostał w nas lekki niedosyt Italii. Tempo podróży narzuciliśmy sobie bowiem wtedy dość znaczne i tak naprawdę dopiero na ostatnim przystanku po Wenecji, Toskanii i Cinque Terre udało nam się spędzić czas leniwie i iście wakacyjnie, bo w wodzie i w otoczeniu spektakularnych widoków, dużo pływając i nieśpiesznie snując się po uroczych, małych miasteczkach. W tym miejscu zakochaliśmy się totalnie i planujemy tu kiedyś wrócić, ale okoliczności sprawiły, że wybraliśmy bezpieczniejsze w dobie pandemii rejony. Domyślam się jednak, że co odważniejsi wykorzystają niższe ceny i mniejszy ruch turystyczny i zdecydują się na wakacje nad Gardą, dlatego postanowiłam wreszcie, po niemal roku (sic!), dokończyć moją opowieść o włoskich wakacjach 😉
CAMPING PARK GARDA
Genialnie położony nad samą wodą – to właśnie dlatego go wybraliśmy, marzyło nam się zaparkowanie kampera właśnie w takim miejscu. Mieliśmy szczęście, że w szczycie sezonu była dostępna taka parcela, bo te rozchodzą się zwykle jak ciepłe bułeczki i inne kempingi nad Gardą już ich nie miały. Wprawdzie ostatecznie nie korzystaliśmy ze schodków do jeziora, które znajdowały się przy naszej parceli, ale widok mieliśmy cudowny, a do kąpielisk bliziutko. Camping Park Garda ma genialną lokalizację nad samą wodą, na obrzeżach cudownego miasteczka Limone, do którego można szybko dojechać na rowerze (ścieżką wzdłuż szosy nad kempingiem) lub dojść na piechotę wzdłuż jeziora, kamienistą plażą. Nie można mu też nic zarzucić, jeśli chodzi o komfort pobytu – czyste łazienki, dobrze wyposażony sklep, jako taki bar i basen – są tam wszystkie kempingowe udogodnienia.
Jeśli chodzi o kąpiel w jeziorze Garda, to na pewno jest to odświeżające doświadczenie 😉 Woda jest oczywiście dość chłodna jak na wakacje na południu Europy, trzeba pamiętać, że to jest górskie jezioro, woda ma w nim latem ładnych kilka stopni mniej niż morze Śródziemne. Jest za to cudownie czysta i rześka, ma przepiękny turkusowy kolor i choć wejście w upale wiąże się w piskami i lekkim szokiem termicznym, to już po chwili jest bardzo przyjemnie. Dodatkowym atutem jest widok w trakcie kąpieli, który jest po prostu sztosem, tego się nie da inaczej nazwać.
LIMONE SUL GARDA
Czyli Cytrynkowo, jak je pieszczotliwie nazwaliśmy. Przepiękne, kameralne, klimatyczne miasteczko, rozlane wzdłuż brzegu Gardy, wciśnięte między turkusową wodę i skały. I choć nazwa pochodzi od słowa „limen”, czyli granica, i odnosi się do położenia, to mieszkańcy chętnie uczynili cytryny swoim znakiem rozpoznawczym, ozdabiając nimi budynki, chodniki i nakręcając koniunkturę na cytrynkowe memorabilia. Bardzo polubiliśmy to miasteczko, chodziliśmy do niego codziennie na lody czy kolację, nieustannie zachwycając się urokiem nabrzeża i wąskich uliczek. Limone to także dobry punkt wypadowy do zwiedzania innych miasteczek na Gardą, blisko stąd do Riva del Garda, jest też przystanek, z którego odpływają statki na drugi brzeg jeziora.
MALCESINE I MONTE BALDO
Drugi brzeg jeziora jest równie malowniczy, z perełką w postaci miasteczka Malcesine, położonego u stóp szczytu Monte Baldo. Malcesine jest urocze, niewielkie, ma piękne nabrzeże i sieć uroczych, wąskich uliczek. Można się nimi dostać do stacji kolejki linowej, która wozi turystów na szczyt. Widoki są nieprawdopodobne – już na trasie, a na szczycie wręcz zapierają dech w piersiach. Warto ubrać wygodne buty trekkingowe i przejść się szlakiem, by znaleźć odrobinę intymności, bo jest tam sporo ludzi, a okoliczności są z gatunku takich, że przywołują wzniosłe myśli. Must-see nad jeziorem Garda, bo dopiero na szczycie doświadczenie tego niesamowitego miejsca staje się pełne – gdy czuje się to połączenie jeziora i gór z obu perspektyw.
Jeśli wybieracie się nad Gardę, to już wam zazdroszczę i jednocześnie liczę, że Chorwacja przynajmniej w części zachwyci nas tak, jak północ Włoch 🙂
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
W zeszłym roku byliśmy przejazdem nad Garda, na campingu (jeździmy z namiotem). Niewyobrażalnie cudnie. W tym roku niestety odpuscilismy wloskie plany, ale za rok wracamy! Co roku jeździmy do Włoch, kocham ten kraj.
Byłam na Gardą, zachwyt podobny jak u Ciebie. Chorwację uwielbiam /właśnie tu jestem/. Myślę, że Wam się spodoba. Dużo zależy od rejonu, w który jedziecie. Dalmacja dla mnie najlepsza !!!