Te nasze włoskie wakacje wydają się dziś, w połowie października, w tej aurze złotej i dżdżystej na przemian, tak odległe, jakby nigdy ich nie było. Opalenizna zniknęła, praca i szkoła wciągnęły nas wszystkich totalnie i tylko zdjęcia przypominają, że naprawdę tam byliśmy. Jesienne sprawy i potrawy wydają się znacznie bardziej adekwatne niż wakacyjne wspomnienia, ale z drugiej strony – te fotki jednak trochę rozświetlają mrok. A że dziś jest taki dzień, kiedy zarówno ja, jak i zapewne wiele z Was ma ochotę uciekać jak najdalej, to pomyślałam, że taka dawka eskapizmu będzie bardziej niż na miejscu. Dobrze jest pamiętać, że przecież znów przyjdzie lato. Że znów wyjdzie słońce. I że jeszcze będzie przepięknie. A tymczasem możemy uprawiać od czasu do czasu takie ucieczki, kiedy u nas robi się za duszno. Dlatego pomęczę Was jeszcze trochę tymi naszymi włoskimi widoczkami, wierząc, że dzięki nim zrobi się Wam trochę cieplej. I że może łatwiej będzie przetrwać z myślą, ile pięknych miejsc czeka. I że może kolejny urlop właśnie tam? W skalistej, kolorowej, przepięknej Ligurii?
Cinque Terre to część riwiery liguryjskiej, w której skład wchodzi pięć urokliwych, małych miasteczek, które są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Od dawna marzyłam, żeby zobaczyć ten region, bo ma wszystko, co uwielbiam: morze i skały, turkusowe zatoczki, klimatyczną zabudowę, śródziemnomorski klimat, zapierające dech w piersiach widoki. Zanim jednak opiszę Wam te miasteczka, opowiem o specyfice tego miejsca. Otóż jest ono tak usytuowane na skalistych zboczach, że nie prowadzą do niego żadne dostępne dla samochodów drogi. Jedyny sposób, aby tam dotrzeć, to pociąg z jednego z sąsiadujących z Cinque Terre miast albo statek/łódź.
W miasteczkach można oczywiście znaleźć nocleg, są tam różne kwatery, ale nie wjedzie się tam samochodem, o kamperze zatem nie ma mowy. Postanowiliśmy znaleźć więc kemping w miasteczku położonym najbliżej na północ, czyli Levanto. Można też zatrzymać się w mieście na południe od Cinque Terre – La Spezia, ale jest ono znacznie większe i (podobno) nieciekawe, wybraliśmy więc Levanto, w którym są cztery kempingi. Niestety żaden z nich nie przyjmował rezerwacji online na krótkie pobyty, a jedynie telefoniczne, dzień-dwa przed przyjazdem. Wolne miejsce było wówczas tylko w najgorzej ocenianym i najbardziej oddalonym od plaży 5 Terre, który to camping faktycznie okazał się najsłabszym z wszystkich, na jakich zatrzymaliśmy we Włoszech. Nic złego nas tam w sumie nie spotkało, był po prostu najmniej komfortowy, z najskromniejszą infrastrukturą, bez żadnych udogodnień czy fajerwerków. Na szczęście to był tylko nocleg, więc wystarczyła nam nasza parcela i ciepła woda w kranie, w tym regionie szkoda czasu na siedzenie na kempingu, nawet gdyby był kozacki.
LEVANTO
Ku naszemu zaskoczeniu, samo Levanto też okazało się niesamowicie przyjemnym miejscem. Spędziliśmy w miasteczku i na plaży pierwszy dzień po przyjeździe z Toskanii i to był fantastyczny czas. Nie tylko byliśmy gigantycznie spragnieni wody, więc to plażowanie sprawiło nam wielką przyjemność, ale też ten nadmorski klimat Levanto wyjątkowo nam się spodobał. Miasteczko jest nieduże, bardzo sympatyczne, sporo w nim knajpek, zieleni i duża, żwirkowa plaża z pełną infrastrukturą – leżakami, barami, wypożyczalniami sprzętu wodnego. Zdecydowanie polecam zatrzymać się tam na okoliczność zwiedzania Cinque Terre, jeśli noclegu szuka się poza pięcioma miasteczkami na skałach. To wyboru są jeszcze trzy kempingi oprócz 5 Terre, wszystkie na obrzeżach Levanto, w odległości krótkiego spaceru od stacji kolejowej, nieco dłuższego – od centrum i plaży (ale nadal w zasięgu pieszym).
ZWIEDZANIE CINQUE TERRE
Tym wspólnym mianem określa się pięć urokliwych miasteczek, od strony Levanto kolejno: Monterosso, Corniglia, Vernazza, Manarola i Riomaggiore oraz łączące je szlaki. Można się między nimi poruszać pociągiem regionalnym – dystans między miasteczkami to po kilka kilometrów, podróż trwa więc bardzo krótko. Można kupić pojedyncze bilety na jeden przejazd (cena ok.4 euro) lub bilety całodniowe. Koszt takiego rodzinnego z nieograniczoną ilością przejazdów na trasie Levanto – La Spezia to ok. 40 euro i ta opcja zdecydowanie najbardziej się opłaca, jeśli chce się wysiadać na każdej stacji.
Miasteczka są połączone także pieszym szlakiem, jednak ścieżki są kamieniste, bywają strome i z tego powodu wstęp na nie jest tylko w odpowiednich butach (pełnych, najlepiej trekkingowych). Przejście całej tej trasy raczej odpada z dziećmi, zwłaszcza latem, ale myślę, że fajną opcją jest wybranie jednego odcinka i przejechanie reszty pociągiem. Informacje o szlakach, ich trudności, biletach itp. znajdziecie tutaj. Trasy są podobno piękne, lecz niestety nie doświadczyłam tej wycieczki podczas naszego pobytu w Cinque Terre – upał był tego dnia niemiłosierny, a większość z nas nie miała ze sobą odpowiednich butów. To jeden z powodów dla których pozostał mi ogromny niedosyt tego miejsca i wielki żal do siebie, że nie doczytałam wszystkiego przed wyjazdem. Rzadko po powrocie z wakacji mam takie poczucie, że chciałabym wrócić w to samo miejsce, a tu zdecydowanie – poza sezonem, z dobrymi butami i czasem na to, żeby zatrzymać się w Cinque Terre na dłużej. Zobaczyć puste uliczki tych miasteczek, rankiem czy o zachodzie słońca, a nie tak, jak to miało miejsce w naszym przypadku – w wielkim upale i rosnącym z każdą godziną zmęczeniu. Jeśli w tym stanie i w takich okolicznościach odebrało mi tam mowę, to już naprawdę nie wiem, jaki rozmiar osiągnąłby mój zachwyt w wymarzonych warunkach.
MONTEROSSO AL MARE
Nasz pierwszy przystanek od strony Levanto – największe z pięciu miasteczek, jedyne z dużą plażą. Jeśli planuje się plażowanie w Cinque Terre, to właśnie tutaj – dostępne są leżaki i charakterystyczne, pasiaste parasole. Na obiad w sezonie też wybrałabym Monterosso, bo w sieci wąskich uliczek jest masa knajpek, a ruch się rozkłada przy tej ich ilości. Klimat panuje tam mocno turystyczny, ale jest mimo to bardzo urokliwie, a ścisk jest znacznie mniejszy niż w kolejnych, naprawdę malutkich miejscowościach. Znacznie bardziej od nabrzeża (które nie powala jeszcze takimi widokami, jakie czekają dalej) podobały mi się uliczki, zaułki i podwórka, małe piekarenki, lodziarnie, ukryte wśród kamienic restauracje – tam było znacznie spokojniej niż przy plaży, wzdłuż której zaczyna się pieszy szlak w stronę kolejnego miasteczka.
CORNIGLIA
Jeśli odpuszczać którekolwiek z pięciu miasteczek, to właśnie to. Ja uparłam się, żeby zobaczyć je wszystkie i ostatecznie mieliśmy tu miły wieczór, nie mniej jednak z perspektywy wiem, że lepiej byłoby spędzić ten czas w innym, gdzieś nad wodą. Corniglia bowiem jako jedyna nie jest położona bezpośrednio przy brzegu, a znacznie wyżej, kilka kilometrów w górę od stacji kolejowej. Można tam dostać się pieszo albo busem, który kursuje za darmo dla posiadaczy biletów na pociąg regionalny. Na miejscu czekają pełne uroku uliczki i ładny widok z góry na morze, jednak nic tam szczególnie nie powala i uważam, że lepiej zostać dłużej w którymś z trzech ostatnich miasteczek, które mi spodobały się najbardziej.
VERNAZZA
Moje pierwsze „wow” w Cinque Terre. Cudowny klimat kolorowych kamieniczek, tętniących życiem uliczek i cudna, mała plaża w dole. Rozłożyliśmy sobie ręczniki na murku pod kościołem i kąpaliśmy się tam wśród łódek, przy dźwiękach dzwonów, z widokiem na pastelowe domki. Spory ruch turystyczny, ale kąpiących niewielu, więc większość czasu w Vernazzy spędziliśmy właśnie w wodzie. Ogromnie mi się tam podobało, jednak najbardziej spektakularne widoki czekały na nas na samym końcu trasy.
MANAROLA
Zdecydowanie wygrywa w kategorii: widok. Spadły mi tam kapcie, a szczęka opadła na ziemię. Właśnie to miałam przed oczami na hasło „Cinque Terre”. Te sklejone ze sobą pastelowe kamieniczki, wciśnięte w skały, tuż nad turkusową zatoczką. W Manaroli najłatwiej o takie odejście od miasta, które pozwala na podziwianie widoku na miasteczko, nawet jeśli nie przemierza się pieszego szlaku między miejscowościami. Dla mnie to było coś pięknego, nie mogłam napatrzeć się na te domki nad skalistym zboczem, rozlewające się między zielonymi wzgórzami. Stałam więc i gapiłam się, a słońce paliło mi ramiona, po zejściu ze ścieżki widokowej poszliśmy więc ochłodzić się lodami i kąpielą. W Manaroli nie ma kąpieliska jako takiego, ale są wąskie schodki i kamieniste zejście do wody – od razu dość głębokiej. Są też skały dla amatorów skoków do wody, których było tam niemało. Generalnie klimat panuje tam bardziej niż pozostałych miejscowościach rozrywkowy i młodzieżowy, niesamowicie wakacyjny i radosny gwar. Momentami męczący, ale raczej pozytywny. No i widok jeden z najpiękniejszych, jakie widziałam – no, zobaczcie tylko!
RIOMAGGIORE
Ostatnie miasteczko na trasie (z Levanto, pierwsze jeśli jedzie się od strony La Spezii), mikroskopijne i przecudne. Tylko jedna, krótka ulica dzieli stację kolejową od nabrzeża, gdzie na murkach i schodkach można siedzieć i gapić się do wyboru: na turkusową wodę albo kolorowe domki. Można też wybrać się na rejs łódką czy do którejś z (nielicznych, bo miasteczko jest naprawdę maleńkie) knajp. Plaży brak, są skały i betonowe zejście dla łodzi, ale pływać można. Z pewnością z jednym z najlepszych widoków w Ligurii!
Więcej informacji o naszej kamperowej wyprawie do Włoch znajdziecie tutaj.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
W ubiegłym roku na wiosnę wybraliśmy się z mężem do Toskani uczcić naszą 10 rocznicę. Cinque Terre było obowiązkowym punktem. Byliśmy bez dzieci (of course) więc zdecydowaliśmy się przejść trasą od jednego miasteczka do drugiego. Trasa ponad godzinna, upał robił swoje, ale nawet sandały nie przeszkodziły żeby spełnić ten cel. Bardzo polecam. Widoki na trasie również niesamowite.
Włochy mają w sobie niesamowity urok. Ostatnio dość często widuję okolice w których byłaś na Instagramie i różnych blogach, że mam coraz większą ochotę na podróż po Włoszech 🙂 póki co byłam jedynie na Sardynii, więc teraz czas na ląd 🙂
A ja bym sobie na Sardynię bardzo chętnie poleciała, mhmmm 🙂
pozazdrościć!
Taki mamy plan na wakacje 2020, sam kamper lub glamcamp…
Mieszkam zagranicâ od kilkinastu lat i w listopadzie wybieram się do Gdańska-na 100% skorzystam z Twojego artykułu o Trójmieście i czekam na relacje z Restaurant Week, żeby wiedzieć gdzie i co…
Super,gdyby udało Ci się napisać jakiś mini przewodnik o Gdańsku typu “must see”.
ps. uwielbiam Twojego bloga
buziak