granica

Rozmawia z nami i jednocześnie przygląda się sobie w lustrze – sprawdza jak układają się jej włosy i jak tańczy sukienka. Najchętniej chodziłaby do szkoły tylko w takich tańczących. Dobiera sobie spinki, próbuje przemycić biżuterię, choć wie, że pozwolę jej najwyżej na mały pierścioneczek albo zawieszkę na szyi, jeśli bluzka jest gładka. Też chce mieć ścięte włosy i żeby pani fryzjerka podkręciła jej końcówki, tak jak mi. Zawsze miała szczupłe, delikatne palce, ale teraz jej dłonie zrobiły się jakieś takie już mocno dziewczęce. Ma swój arsenał gumek, szmineczek i pachnidełek, chusteczki z Anną i Elzą, ulubione bluzeczki i złociste espadryle, ma tonę poduszek, pluszaków i zwierzątek, kolorowe walizeczki wypełnione figurkami postaci z bajek. Kobietka w swoim królestwie, mała dziewczynka z wielką wyobraźnią.

Uwielbiam ten świat wirujących sukienek, kolorowych tenisówek, torebeczek i piórniczków. Bez bicia przyznaję, że wyposażam w nie młodą z lubością, częściej niż powinnam. I tak jak boję się, by nie popadła w próżność, tak uwielbiam upiększać ten jej mikroświat i uszczęśliwiać kolejnym drobiazgiem. Jestem więcej niż pewna, że właśnie nadrabiam braki swojego siermiężnego estetycznie dzieciństwa. Do dziś pamiętam z jaką czułością dbałam o parę skarpetek z koronką i pomponikiem, jak uwielbiałam chodzić w plastikach – galaretowatych sandałach, w których okropnie pociły się nogi, lecz mimo to były szałowe. Pamiętam, jak na spacerach w parku ćwiczyłam z koleżanką układ do „Time of my Life” z Dirty Dancing i jak cudownie wtedy kręciła się moja wzorzysta lambadówa. Pamiętam jak strasznie uwielbiałam piękne naklejki, zeszyty, papeterie i że prawie ich nie używałam, żeby nie zniszczyć. Uwielbiałam małe notesiki z perfumowanymi karteczkami (nawet teraz, gdy to piszę, czuję w pamięci ich mydlany aromat) i błyszczyki w kulce – miałam pomarańczowy i truskawkowy, kulkowałam się nimi namiętnie, aż zęby mi się kleiły. Miałam też dwie broszki – pingwina i drzewko, jedną lalkę – bobasa, fioletowe spodnie cygaretki z paskiem w pastelowe paski i różowego misia, którego dostałam na pocieszenie zamiast wymarzonego z Pewexu. Jak widać – trochę tego miałam w sumie, lecz fakt, że pamiętam każdą rzecz z osobna wskazuje, że jednak tylko trochę. Pamiętam też, że ten różowy miś był twardy i dosyć brzydki, dużo mniej urodziwy niż ten z Pewexu i że gdy go dostałam, byłam rozczarowana. Czułam z tego powodu takie wyrzuty sumienia – zarówno w stosunku do mamy, jak i tego misia, że postanowiłam z nim spać i kochać go najbardziej ze wszystkich zabawek, właśnie dlatego, że tak o nim pomyślałam.

Moja mała kobietka zgromadziła w swym królestwie przez te niespełna sześć lat skarbów więcej niż ja przez całe dzieciństwo, wczesne i późne, nie tylko miałam, ale i na oczy widziałam. Na tapczanie rozkładanym koloru czerwonego leżały dwie poduszki w paski, te same przez dekadę, pierwszej torebki dorobiłam się jako nastolatka, a bordowa lampka, która piszczała przy obniżaniu klosza, oświetlała mi wszystkie książki, jakie przeczytałam od kołyski do matury. Na widok rzeczy, które dziś ma moja córka, z całą pewnością gały wyszłyby mi z orbit, ale to tylko pod warunkiem, że bym wcześniej nie zemdlała. Czy mając tyle można zachować wrażliwość dziewczynki, która postanawia najmocniej kochać najbrzydszego misia? Czy zapamięta się smak pierwszych błyszczyków do ust, jeśli ma się ich cały koszyk? Czy wspomnienia z dzieciństwa w czasach gospodarki nadmiaru mogą być równie silne, co te z epoki niedosytu? Jaką wartość ma prezent dawany dziecku, które ma już wszystko? I wreszcie – uszczęśliwiamy, czy krzywdzimy te nasze dzieci, zalewając je tym wszystkim? Nawet dawanie musi być niejednoznaczne, nic już nie jest proste.

Daję więc i pytam, sama siebie zazwyczaj. Gdzie jest granica między zachwytem a próżnością? Gdzie kończy się miłość do piękna, a zaczyna powierzchowność? Czy krzywdzę obdarowując? Czy Zosia zapamięta swoje obroty w różowym tiulu, kiedy czuła się piękna i zwiewna jak baletnica? Czy znajdzie kiedyś tę spinkę z króliczkiem na dnie jakiegoś kartonu z pamiątkami z dzieciństwa? Czy gdy dorośnie, wspomni tę lalkę z uszami, zapamięta swój miętowy wózek dla króliczków i smak truskawkowej wazeliny? Czy jakiś zapach, gdzieś, kiedyś, przywiedzie jej na myśl tę wodę z Krainą Lodu, którą rodzice dali jej na imieniny? Zazdroszczę jej równie często, co martwię się, że przesadzę. Nie jestem pewna konsekwencji, jak niczego w macierzyństwie. Chcę wierzyć, że daję jej przepiękne wspomnienia. Że jej  wrażliwość i wyobraźnia tylko na tym skorzystają. I że można cieszyć się z najmniejszych rzeczy nawet wtedy, gdy ma się dużo.

73

37

34

35

36-horz

39

50

48

44

58

62

59

53

71

42-horz

40

67

68

69

70-horz

75

nowości Zośki:

różowa półka z szufladkami – Woodszczęścia

tiulowa spódniczka – Tuturu

kocyk w króliczki – Eclectic Living

spinka do włosów Kollale – Mamissima

wózek dla myszek Maileg – Livebeautifully

pompony papierowe – Love Me Party

Honeycombs – Scandishop

sukienka w króliczki – H&M

torebka szaro-srebrna, torba pastelowa, perfumy Frozen – Zara Kids

pozostałe elementy wystroju były podlinkowane w poprzednich wpisach m.in. tu, tu, tu, tu  i tu🙂

Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz

  • Reply Monika 15 czerwca 2015 at 23:26

    Codziennie się nad tym zastanawiam,, widząc pudło lalek barbie, ponad 200 pet shopów i koników pony. Sama miałam jedną lalkę, marzyłam całe lata o prawdziwej małpce monchhichi i niestety musiałam się obejść polską, podrabianą, plastikową i śmierdzącą sztucznym futerkiem. Ale do dziś pamiętam zapach pierwszego chińskiego piórnika, flamastrów z usa. Coś mi się wydaje, że kupując to wszystko moim córkom, spełniam tylko swoje niespełnione w dzieciństwie marzenia i pragnienia. One mają teraz 4 małpki monchhichi i nie bawią się żadną 🙁 a ja chętnie kupiłabym piątą…

  • Reply Mała Mi 16 czerwca 2015 at 06:43

    Myślę, że jeśli dzieci mają mądrą mamę, która się nad konsumpcjonistycznym aspektem z troską zastanawia, to to zastanawianie się nie będzie i im obce. O ile mama nie zapomni powiedzieć im o swoich wątpliwościach :). Taką mam nadzieję. Poza tym nie we wszystkich domach jest tak różowo, niestety. Żyjemy w kraju, w którym człowiek z ukończonymi kilkoma fakultetami niejednokrotnie pracuje w niewolniczej pracy za grosze, nie mając mocy, by zapewnić swym dzieciom to, czego naprawdę by chciał, dokładnie jak w czasach PRL-u. Teraz to nawet bardziej boli, przez gigantyczną dostępność wszystkiego i mit, że tylko nieudacznik nie zarabia kokosów. Dół się pogłębia, gdy człowiek doskonale wie, czego chce, ma wyrobiony gust, nie znosi tandety i chłamu, a zatrzymuje go własny, dziurawy portfel. Dzisiejsze polskie dzieci mają może ciut odmienne dylematy, ale jednak wciąż jakieś mają… i to nie zawsze w kwestii nadmiaru.

  • Reply Agnieszka Kijowska 16 czerwca 2015 at 08:11

    Często o tym myślę i to nie tylko w kontekście kupowania nowych, „entych” już, przedmiotów dla dzieci. Sami też wpadamy w tę pułapkę i to na każdym kroku. Coraz nowsze telefony (choć ten stary mógłby jeszcze spokojnie posłużyć), coraz nowszy sprzęt, samochody, duperele do domu … Nawet w kupowaniu jedzenia obserwuję nadmiar: koszyki uginające się pod ciężarem zakupów. Jeszcze pół biedy kiedy to są zwykłe zakupy. Patrzcie co dzieje się w tzw. długie weekendy. Po prostu strach wyjść z domu. I jakoś trudno mi uwierzyć, że ci ludzie to wszystko spożytkują … Myślę, że sporo jednak jest wyrzucane. Przykłady można mnożyć: szmaty (celowo tak piszę), kosmetyki. Mieć, mieć, mieć … Coraz nowsze, lepsze, ładniejsze. I nie chcę tu propagować ascezy i jeżdżenia całe życie rozpadającym się gratem w jednej koszuli na plecach. Jednak gdzieś musi być granica. Nasza planeta nie jest z gumy. Wszystko to kiedyś skończy na śmietniku, bo przyjdzie nowsze, ładniejsze, lepsze. Jak o tym myślę, to niestety nasuwa mi się tylko czarny scenariusz. Widzisz, zaczęłam niewinnie, a skończyłam … No cóż, to mój czuły punkt. Też często łapię się na tym, że chcę chcę chcę … Jednak najczęściej zanim coś kupię, to zastanawiam się,czy mi to potrzebne. I najczęściej dochodzę do wniosku, że jednak nie. I nie kupuję.
    A co do dzieci, to mój syn ma tyle klocków lego, że mógłby otworzyć sklep. A ma dopiero ma 3 lata. Aż się boję pomyśleć, co będzie dalej. Jednak tu „winę” mogę zrzucić na mojego męża, który mam wrażenie te klocki kupuje bardziej dla siebie, niż dla Jaśka … 🙂

  • Reply Mama Aga 16 czerwca 2015 at 10:58

    post – jakby podsłuchany z naszej wczorajszej rozmowy z mężem. mamy 5 letniego syna, który odkąd skończył rok dostaje klocki lego na różne okazje i bez okazji. najpierw były duplo – ma ich chyba z 10 zestawów. od zeszłego roku są to już lego dla dużych – też z 10..nie powiem, przez 4 lata bawił się tylko tym. od rana do wieczora. po drodze dostawał rożne inne prezenty. czerwona lampka zapaliła się gdy zaczęliśmy go pytać, co by chciał dostać na 5 urodziny…nie bardzo wiedział co by chciał, bo przecież ma wszystko. ale już nie jest taki mały, mógłby coś wybrać. w dniu jego urodzin byliśmy w górach. – może chociaż jaką pamiątkę wybierzesz sobie, bo przecież masz dziś urodziny – co ci się podoba? pochodził po kilku straganach i powiedział…tak naprawdę to chciałbym lody. tak bardzo, bym chciał dwie gałki…trochę mu było smutno, że nie ma tortu. takiego ze świeczkami. dzieciom naprawdę niewiele potrzeba. to my, tymi prezentami, obdarowujemy siebie, spełniamy swoje marzenia. pamiętam jak co roku, w liście do świętego prosiłam o ciastolinę…jakież było moje rozczarowanie gdy co roku nie było jej pod choinką…pierwsze co kupiłam synkowi tak bez okazji była….ciastolina..łapię się na tym, że z dzieciństwa pamiętam to, czego nie miałam, albo coś na co długo musiałam czekać, o czym marzyłam. to, co miałam pod ręką, poszło gdzieś w niepamięć…postanowiliśmy z mężem ukrócić to ciągłe dawanie, bo samą refleksją nad tym nic nie zdziałamy. pozwólmy naszym dzieciom mieć marzenia…

  • Reply Mama Aga 16 czerwca 2015 at 11:02

    PS. rzeczy Twojej Córci są przepiękne. chyba każda dziewczynka przepadłaby, jakby do Was przyszła. ciekawa jestem reakcji koleżanek Zosi jak widzą te wszystkie piękne, estetycznie wykonane i dobrane kolorystycznie cacuszka. dla mnie – bomba! 🙂

    • Reply Jola 16 czerwca 2015 at 12:11

      Nie mam dzieci (jeszcze), ale bardzo podoba mi się to podejście. To bardzo mądre co napisałaś.

  • Reply Aga 16 czerwca 2015 at 12:14

    Siedzi para staruszków na ławce. Trzymają się za ręce, uśmiechają się do siebie. Podchodzi para nastolatków. Chłopak pyta: „Jak Państwo to robią, że po tylu latach nadal się kochacie? Jaki jest sekret tak długiego szczęśliwego życia ze sobą?” Na to staruszek: „Eh, synku, wiesz…my jesteśmy z tych czasów, kiedy rzeczy się naprawiało, a nie wyrzucało…”
    Nasze dzieci nie znają słowa „naprawić”. Po co? Przecież można kupić nowe. Co z tego, że popsuła mi się lalka? Mam 20 innych. Tylko, że to samo potem przekłada się na związki, na bycie z kimś, i przy byle kryzysie ludzie nie walczą, bo po co? . Nikomu nie chce się starać, naprawiać, rozmawiać. Można zacząć od nowa, z kimś innym, wielkie mi co…
    Tego trzeba uczyć nasze dzieci. Jak rozmawiać, naprawiać, dbać i nie wyrzucać. Nie wymieniać ciągle na nowe. Często lepsze jest wrogiem dobrego.

  • Reply Ola oops!! 16 czerwca 2015 at 12:39

    I ja mam ten problem. I jest on wlasnie moj, a nie Inki. Bo w mojej glowie rodzi sie pomysl, ze ona wymyslonego przeze mnie przedmiotu potrzebuje, a potem robie wszystko, by to kupic. I po co? Czyz najwazniejsza zabawka dwulatki nie jest wyobraznia??
    W tamtym roku wprowadzilam wynoszenia zabawek na akcje bozonarodzeniowe. Wynioslysmy to, czego juz nie potrzebujemy i to, czego mamy za duzo, by inne dzieci tez mogly sie radowac. Mam nadzieje, ze tym malym gestem naucze moja corke radosci brania i dawania i odkupie troche moje konsumpcyjne grzechy.

  • Reply Ola oops!! 16 czerwca 2015 at 12:41

    P.s. sliczna posciel. Pastelowa. Takiej potrzebuje, a wszedzie tylko ostre rozowizny i motyle.

  • Reply MysticFlower 16 czerwca 2015 at 13:00

    W dzieciństwie tak naprawdę nie są najważniejsze te wszystkie zabawki piękne. Owszem, każda dziewczynka marzy o różnych rzeczach, jednak najważniejsza jest w tym wszystkim miłość rodziców, bo dziecko miłością żyje. Może dostać np. 100 lalek barbie od Taty, czy co tam teraz jest na fali, ale jak tego ojca nie będzie w życiu dziecka, to ona jako dorosła osoba będzie pamiętała tylko to, że jego nie było, że nie przytulał i nie poświęcał uwagi albo co gorsza wyżywał się psychicznie lub fizycznie na dziecku. Ona będzie pamiętała rodzica, który przytulał, rozmawiał, liczył się z dzieckiem. I być może ten rodzic podaruje tej dziewczynce kilka dosłownie rzeczy w dzieciństwie, jednak kiedyś, jako dorosła już kobieta będzie pamiętała i trzymała w pamięci tych kilka podarunków, bo wie że były one dane z serca. Dając dziecku prezent, też trzeba je „uczulić” i pokazać, że nie można mieć wszystkiego, że inni nie mogą mieć takich wspaniałych rzeczy. Obdarowywać dziecko trzeba świadomie, nie zapominając o tym, że prezenty to nie wszystko i trzeba też mieć umiar w spełnianiu swoich marzeń i karmienia własnego ego:) Pozdrawiam!

  • Reply Pretty Things by Agu 16 czerwca 2015 at 13:09

    Polko, myślę, że stawiając sobie to pytanie, sama na nie odpowiedziałaś. Poczucie estetyki, piękne gadżety, urocze zabawki – to wszystko jest ważne, koloruje dzieciństwo, buduje piękne wspomnienia. Obawiam się jednak, że ich nadmiar spowoduje, że wspomnienia staną się jedną wielką tęczową migawką. Absolutnie nie rzucam kamieniem, sama nie jestem bez winy. Jednak obserwuję po sobie i swojej córce, że ograniczenie dóbr, snucie marzeń i wydłużone czekanie na ich spełnienie niesamowicie podnoszą jakość życia i pozwalają naprawdę cieszyć się wspólnymi chwilami, drobiazgami, prezentami. Doprawdy nie wiem, jak bym się zachowała na Twoim miejscu – z racji prowadzenia bloga i ogromu pracy, jaki w niego wkładasz, siłą rzeczy masz większy i swobodniejszy dostęp do pięknych przedmiotów. Ciężko powiedzieć „NIE”, tym bardziej, że to wszystko autentycznie jest ładne i autentycznie cieszy. Jednak nie od dziś wiadomo, że bliższe sercu to, co wymarzone i wyczekane. Boję się i bardzo uważam na to, by nie wyprzedzać marzeń mojej córki, by nie spełniać ich, zanim zakiełkują w jej głowie. Bo o czym marzyć, jak ucieszyć, gdy wszystko już jest? Chyba doszłyśmy do podobnych wniosków.. Pozdrawiam! 🙂

  • Reply Doula Edith 16 czerwca 2015 at 17:32

    Ja dostałam jak obuchem w głowę w miniony Dzień Dziecka. Tak się starałam i kompletowalam walizeczki z prezentami większymi i mniejszymi, a moje Dziewczyny prawie w ogóle nie były nimi zainteresowane. Tak dużo różnych rzeczy dostają każdego dnia, że prawdziwy prezent z konkretnej okazji juz nie robi wrażenia 🙁 I jest tak pomimo tego, że staramy się bardzo nie zasypywac ich od urodzenia sterta gadżetów, starannie wybieramy to, czym je otaczamy ale jak widać nawet tych wyselekcjonowanych, pięknych rzeczy jest za dużo. Ot, taką lekcję z okazji Dnia Dziecka dostałam jako mama…

    • Reply Polka Dot 16 czerwca 2015 at 22:05

      Też mnie to spotkało niestety to smutne do czego doprowadzamy, choć chcemy dobrze. Nie czuję, żebym zalewała Zośkę jakąś chorą dawką prezentów, część z tego to zwykle rzeczy, przedmioty codziennego użytku małych dziewczynek, tylko, że ja je właśnie starannie wybieram, te wszystkie kredki, bidony, naczynia, lampki, pościele czy spinki do włosów. I potem nie ma tego 'wow’ na okazje, jak ze zwykłych zakupów wracamy z ładnymi opaskami do włosów czy kolorowymi plasterkami.

  • Reply Asia 16 czerwca 2015 at 18:42

    Jestem tak samo jak Ty zdeklarowana estetka kocham piękno i kupuje do domu , moim dzieici i sobie multum potrzebnych i niepotrzebnych pierdol. Jestem jednak jednego pewna w 100% ze naszym dzieciom połowa z tego nie jest potreBna zaspokajamy sobie i wynagradzamy zdecydowanie okres posuchy PRL owskiej . W dodatku wg mnie posiadanie tylu rzeczy zabija kreatywnośc . Ja w swojej pracy jestem postrzegana jako osoba b. kreatywna i tego tez wymaga moja praca ale pewnie nie miałabym tylu fajnych pomysłów gdybym nie wychowała sie w eopoce gumy Donalda i Polococty w której nic nie było na polkach a dzieci musiały posiadać zmysł Mcgaver’owski i same sobie wszytko kombinować . Nigdy nie zapomnę jak moja przyjaciółka znalała lalkę Fleur (cos w typie Barbie jakby ktoś nie żył w tym okresie ) w śmietniku która miała zlaamany kręgosłup i była w dwóch kawałkach w dodatku miała obcięte włosy prEz jakiegoś młodocianego wandala. Koleżanka jednak przygarnęła lale skleiła taśma klejąca , szyła sama ubranka (nie ważne ze po uszyciu okazywały sie za małe)i kochała i szanowała jak relikwie przez wiele lat . Do dziś mnie rozczula ta historia … Hmm fajne czasy … Kolebka kreatywności 😉

  • Reply Osowiała Sowa 16 czerwca 2015 at 21:42

    Ja widzę, że nasze dzieci mają za dużo… I dokładnie pamiętam kolorową papeterię i notesiki zbierane, układane i podziwiane co drugi dzień. A swoją prawie trzydziestoletnią Barbie z Pewexu mam do dzisiaj schowaną, dla Zosi 😉
    Mimo, że mój Tymek nie ma mnóstwa zabawek, a tym bardziej drogich – najdroższe to lego, twierdzę, że i tak ma ich za dużo, widzę, że cieszy się nowymi chwilę, leżą w pojemnikach, zapomniane, i tylko przewraca oczami „oj mamo” jak wspomnę, że coś tak bardzo chciał, a się nie bawi… problem pojawia się przy świętach, urodzinach, czasem sam nie wie co by chciał. I jak Ty jestem ciekawa czy będzie kiedyś wspominał jakąś zabawkę z dzieciństwa.

  • Reply Helenka 17 czerwca 2015 at 13:21

    Estetyka przejawia się również w ograniczeniu ilości nabytych dóbr, wszak nie jest ładna ogromna ilość czegoś, co zalega w domu, straszy nas z szuflad i regałów i nawet jeżeli są to rzeczy ładne to przesyt już taki ładny nie jest.Mnie osobiście nadmiar rzeczy, nawet tych najpiękniejszych, po prostu przytłacza i niedobrze czuję się w takiej przestrzeni.Zaś co się tyczy obdarowywania naszych dzieci prezentami, to zalecany jest umiar i olbrzymia powściągliwość , aby póżniej nie okazało się że te prezenty są jedynie zaspokajaniem pragnień dorosłych lub kompensują ich brak w życiu dzieci.Wartość prawdziwą mają uczucia, emocje i bliskie więzi, których nie zastąpi najwspanialszy prezent.Do dziś niestety pamiętam z dzieciństwa ogrom zabawek wokół mnie i pustkę związaną z brakiem obecności moich rodziców.

  • Reply Magda 17 czerwca 2015 at 15:23

    Ostatnio piekny tekst o macierzynstwie napisala Liska.
    Ja mam to samo,chce pieknych rzeczy do moich dzieci,ale wciaz walcze z odgruzowaniem mojego domu…oddaje bardziej potrzebujacym i powiem Wam,ze moja kolezanka z piatka dzieci wciaz mnie pyta,czy mam produkcje rzeczy i robi mi sie glupio bo staran sie nie kupowac duzo,ake albo sie cos dostanie,cos dokupi i jest nadmiar …po po co sto kocykow i lalek ..staram sie uczyc moja corke dzielenia sie i oddawania nadmiaru i coraz czesciej jets na tak! Ona wtedy dostrzega i przypomina sibie o miliionie zabawek o ktorych zapomniala….smutne to. Moj synek ma siedem miesiecy i najbardziej lubi sie bawic plastikowa butelka po wodzie 😉

  • Reply Doris 19 czerwca 2015 at 20:04

    Jejku! Z tym misiem to sie wzruszylam. Identyczna mam historie z lalka Barbie-nieBarbie. Marzylam o Barbie (firmy Mattel;)) takiej z wlosami do kostek. A dostalam lalke z wlosami do kostek ale nie oryginalna Barbie. I pomyslalam tak jak Ty o tym misiu, ze bede sie nia bawic bo wiem jak mamie byloby przykro, ze sie nia nie ciesze, a przeciez ona nie wiedziala. Normalnie czuje taka ulge, ze nie tylko ja tak mialam…dzieki Polka! 🙂

  • Reply Kassia 31 lipca 2015 at 09:44

    Witam,
    czy mogłaby Pani zdradzić skąd pochodzi narzuta na łóżko?
    Pozdrawiam serdecznie

  • Reply jolka 16 grudnia 2020 at 11:24

    less is more
    Dzieci nie powinny dostawać to, czego chcą, ale to, czego potrzebują.

  • Leave a Reply

    Serwus!

    Mrs Polka Dot

    JESTEM AGNIESZKA

    Jestem niepoprawną estetką ze słabością do pięknych przedmiotów i niestrudzoną kuchenną eksperymentatorką. Celebruję codzienność, cieszę się z małych rzeczy, dużo gadam, często się wzruszam. Uwielbiam fotografować, pisać i wymądrzać się, od ośmiu lat zajmuję się tym zawodowo.

    mój sklep

    Najnowsze posty

    przepisy