polkowelove – hity października

Oj, umęczył mnie ten październik, nie powiem. W listopad wchodzę z deficytem energii, stąd pewnie ta mała przerwa w nadawaniu. Natłok spraw do załatwienia i szalone tempo dały mi się we znaki i teraz naprawdę mocno pragnę relaksu i czasu dla siebie. Chwilowo dosyć mam wrażeń i fajerwerków. Zanim jednak oddam się emeryckim aktywnościom, podzielę się tym, co mnie tak absorbowało i dla równowagi – co dodawało energii  i sprawiało w minionym miesiącu najwięcej frajdy.

1. „Basta”

Mój październikowy numer jeden. Ubiegły miesiąc zdecydowanie upłynął mi przy dźwiękach płyty, na którą czekałam od miesięcy. Zwieńczyłam go wspaniałym koncertem z promującej go trasy Nosowskiej. I tak – mnie też zaskoczyło, co nam zaserwowała. Może nie w warstwie muzycznej czy wizerunkowej, bo z tą można się było osłuchać i opatrzeć dzięki wypuszczanym od wiosny singlom.

Zaskoczyło mnie co innego – otóż właśnie wtedy, kiedy po przeczytaniu jej książki sądziłam, że nie można bardziej utożsamiać się z obcym człowiekiem, być bardziej szurniętym psychofanem, który czytając czyjeś słowa, ma ochotę się do niego przytulić…właśnie wtedy Nosowska wyskoczyła w tej swojej peruce i pozamiatała. I okazało się, że można obcego człowieka darzyć uczuciem jeszcze silniejszym i jeszcze mocniej chcieć się do niego przytulić. A oprócz tego przybijać mu mentalne piony, puszczać do niego wirtualne oko, klepać go na odległość po plecach i wołać co chwilę „o to, to! o to właśnie!”. Nosowska to mistrzyni nazywania nienazwanego, królowa trafnych metafor, sułtan słowa. To moja idolka i autorytet. Każdy kolejny wytwór jej wyobraźni i wrażliwości niezmiennie mnie dotyka, porusza, rozczula albo bawi, jak mało co na tym świecie, serio. Więc tak – jestem oczywiście w gronie entuzjastów tej nowej u Kaśki poetyki, jej innej estetyki – kupuję ją całym sercem i pracującą pod stołem nóżką. Maruderom podpowiem, że płytoteka Heyowych smutów jest obfita i kto nie ma ochoty ewoluować wraz z artystką – niech stoi z nią dalej jak słup. Nosowskiej te ćwierć wieku wystarczy, porzuca więc statyw, bierze mikrofon w dłoń, zakłada gigantyczne afro i rapuje, krzyczy, przeklina. Na tej smutnej płycie mówi gorzkie „basta!”, „ja pas!”, rozprawia się z ciężarami przeszłości i wszystkim, czego ma dość, poruszając kwestie mniej lub bardziej osobiste, lecz wszystkie z gatunku tych, co się ciągną za człowiekiem jak cień, albo ciążą mu boleśnie, sprawiając, że czuje się „jak koń pod morskim okiem”. „Basta” jest słodko – gorzka, śmieszno – smutna, jest odświeżająca i piękna. Jest dojrzała i mądra jak Katarzyna Nosowska. I wkurwiona – tak jak ona. Jestem pewna, że wielu ludzi odnajdzie w tej płycie motywację do zmiany. I niech będą to rewolucje równie udane, jak ta Kasina.

2.Hübsch

Czyli po niemiecku – „piękny”. Nie do końca może rozumiem, czemu nie „smuk”, skoro firma jest duńska, ale niech im będzie, zwłaszcza, że faktycznie produkują piękne przedmioty. Moja największa październikowa uciecha, tuż po „Baście”, bo jak wiecie – zmiany w mieszkaniu podniecają mnie w stopniu wyższym niż zakup najpiękniejszych nawet butów czy perfum. Nowości tej marki rozgościły się w naszym mieszkaniu, czyniąc je jakby milszym dla oka i przyjemniejszym do życia. Jest bardziej przytulnie i piękniej, a ja gorąco Wam polecam tę markę – nie najtańszą, ale oferującą świetną jakość i wyjątkowy design. Jeśli szukacie skandynawskiego stylu na lata – walcie w Hübsch jak w dym. Ich produkty dostaniecie m.in. w sfmeble. Szczegóły naszej ostatniej metamorfozy znajdziecie w tym wpisie.

3. Imprezy z Meri Meri

Nasza jesień stoi imprezami. W październiku wyprawiłam trzy: począwszy od Zosinych urodzin dla koleżanek, skończywszy na łączonych obchodach dziewczyn dla całej rodziny. W międzyczasie jeszcze pyknęłam sześćdziesiątkę mamy, na szczęście w knajpie, lecz z piętrowym tortem własnej roboty. Nastroiłam się więc i naszykowałam, napiekłam ciastek, nakulałam pralin, przygotowałam cztery torty w trzy weekendy, momentami już z braku czasu i zmęczenia idąc na skróty. I powiem Wam, co się najbardziej sprawdziło w tym natłoku atrakcji – kupowanie tortowych biszkoptów w piekarni i dekoracje, które robią efekt małym wysiłkiem. Mowa o imprezowych akcesoriach mojej ulubionej marki – Meri Meri, które swoim urokiem biją na kolana wszystko, co wcześniej widziałam. Delikatne, pomysłowe, po prostu prześliczne: girlandy, papierowe naczynia, piki do babeczek, toppery do tortów, baloniki, różdżki, serwetki, piniaty…no wszystko, co sobie można zamarzyć! Zaprojektowane tak, że można z ich pomocą stworzyć imprezy tematyczne, z wyraźnym motywem przewodnim, jak jednorożce, wróżki, czy roboty, ale też dzięki charakterystycznej kresce i spójnej estetyce można je dowolnie łączyć i miksować. Absolutne mistrzostwo w temacie imprez dziecięcych i nie tylko!

Dekoracje i akcesoria Meri Meri można kupić w sklepach: Pan Talerzyk, Mamissima, Kalaluszek, Tublu czy tatata.pl.

4. Even Better & Even Better Glow / Clinique

Nie będę ściemniać – zwykle nie jestem skłonna wydawać dużych kwot na kosmetyki do makijażu. Jeśli chodzi o kolorówkę, zwykle zadowalam się średnią półką cenową, mam też paru ulubieńców wśród bardzo tanich marek. Czasem jednak zdarza mi się przywilej przetestowania czegoś droższego i wtedy muszę przyznać bez bicia – kupowałabym. Dla podkładów jestem w stanie zrobić wyjątek, bo to jest jednak podstawa makijażu, jakby nie patrzeć. Absolutna baza, od której wszystko się zaczyna. A gdy jest dobry – może się też i na niej skończyć. Świeża cera o jednolitym kolorycie znaczy więcej niż najbardziej szałowe kolory cieni czy szminek, zwłaszcza z wiekiem, gdy jej naturalny blask nieco przygasa. Ale dość tych wstępów, zmierzam do tego, że przetestowałam ostatnio dwa podkłady Clinique i jestem oczarowana – klasa! Do wyjścia poza ceny Rossmanowe niech zachęci Was nie tylko piękne, naturalne krycie, śliczne kolory, zdrowy, świeży efekt, który ładnie utrzymuje się na buzi przez cały dzień, ale też właściwości pielęgnacyjne tych produktów. Podkłady: Even Better i Even Better Glow oprócz natychmiastowego wyrównywania kolorytu mają też tę wyjątkową cechę, że regularnie stosowane potrafią trwale niwelować przebarwienia. Efekt powinien być zauważalny po kilku tygodniach, stosuję je zatem za krótko, żeby to stwierdzić, ale już dziś uwielbiam efekt ujednoliconej cery bez efektu maski. Wariant „Glow” to lżejszy kolega klasycznego Even Better, nadal (zaskakująco jak na rozświetlający produkt) ładnie kryje i wyrównuje niedoskonałości, jednak jego wykończenie jest mniej matowe, bardziej odbijające światło, daje taki świeży „glow” właśnie, choć bez żadnych perłowych drobinek. Oba podkłady zawierają filtr SPF 15, co może mieć znaczenie dla wszystkich, które jesienią zabierają się za kwasy. Gorąco polecam!

5. „Strażnik Rzeczy Zagubionych” Ruth Hogan

Och, jakie to jest miłe czytadło na jesień! Ciepłe, zabawne, pełne uroku, odrobinę magiczne. Żadnej skomplikowanej fabuły ani wielkiej filozofii tu nie ma, zero manieryzmu czy przeintelektualizowania. Jest ciekawa, choć prosta historia, fajnie wymyśleni bohaterowie, sporo sentymentów i mnóstwo klimatu, który wspaniale poprawia humor. Przywraca wiarę w ludzi, wzrusza i bawi. Może i trochę przesłodzona to opowieść, ale jeszcze nie tandetna, a na pewno rozgrzeje od środka w długie, zimne wieczory. Żadna wielka literatura, ale z pewnością nie kicz. W skrócie: starszy pisarz, czując, że jego dni dobiegają końca, zobowiązuje zaufaną asystentkę do wypełnienia misji, której się podjął, lecz nie zdążył skończyć. Andrew w swoim gabinecie stworzył bowiem obszerną kolekcję rzeczy zagubionych i chciał, żeby znalazły one swoich właścicieli. Dużo fajnych rzeczy przytrafi się Laurze w związku z tą znajomością i powierzonym jej zadaniem. Znajdziecie w tej książce miłość, przyjaźń, tajemnicę, dużo dobra i rozczulenia. To taka książka, którą się połyka w kilka wieczorów, z uśmiechem wzruszenia na twarzy, a potem pożycza przyjaciółkom, gdy mają ochotę przeczytać „coś przyjemnego”.

Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz

  • Reply Ewa 5 listopada 2018 at 21:04

    A skąd taka kosmetyczka/pudełko na kosmetyki?

    • Reply lolkak 6 listopada 2018 at 09:48

      Chyba Ikea 😉

  • Reply Magda K 8 listopada 2018 at 09:27

    Ech, z Nosowska mam problem. Tak, jak jej nowa płyta wydaje mi się świetna, tak ksiązka byla dla mnie wielkim rozczarowaniem, ktore rozlało sie na odbiór jej calej osoby. Polecam recenzje na „Kurzojady”, sama bym tego lepiej nie napisala…

  • Leave a Reply

    Serwus!

    Mrs Polka Dot

    JESTEM AGNIESZKA

    Jestem niepoprawną estetką ze słabością do pięknych przedmiotów i niestrudzoną kuchenną eksperymentatorką. Celebruję codzienność, cieszę się z małych rzeczy, dużo gadam, często się wzruszam. Uwielbiam fotografować, pisać i wymądrzać się, od ośmiu lat zajmuję się tym zawodowo.

    mój sklep

    Najnowsze posty

    przepisy