All inclusive to nie jest nasza ulubiona forma wypoczynku. Trochę żenują nas atrakcje w stylu animacji nad basenem, trochę wnerwia muzyka dance zapodawana na tarasie po kolacji. Trochę krępuje nadmiar, trochę zawstydza prowadzenie za rączkę od wejścia na lotnisko do przestąpienia progu hotelu. Wśród ludzi, którzy zwykle podróżują na własną rękę, utarło się, że all inclusive jest dla pierdół i życiowych Januszy, którzy nie potrafią samodzielnie zaklepać lotu i hotelu, o dotarciu z jednego do drugiego nie wspominając. Taka opcja dla luzerów, których trzeba oprowadzać po świecie po polsku, pod opieką rezydenta. Utarło się wśród osób podróżujących na własną rękę, bo już o prawdziwych globetrotterach i doświadczonych obieżyświatach nie wspomnę – Ci traktują wycieczki z biura z prawdziwą pogardą.
Lekkie poczucie wyższości udzieliło się i nam, zwłaszcza po samodzielnej wyprawie do Tajlandii i nie powiem – marzyła mi się zupełnie inna podróż. Samochodem przez Włochy, kamperem przez Bałkany czy Skandynawię. Albo jakiś okazyjny lot na południe, mieszkanie z airbnb, większy spontan i niezależność. Zero animacji czy rezydentów. Poczucie było jednak lekkie, bez przesady. Tym bardziej, że trzy lata temu udały nam się takie wakacje z biura bez cienia żenady przeżyć. Tym bardziej, że na organizację mieliśmy tydzień i dokładnie tyle samo na wyjazd.
Tym bardziej, że na all inclusive można znacznie więcej niż tylko leżeć i jeść. Choć strumień żarcia płynie wartko, można mu się oprzeć i nie gardzić sobą w obliczu talerza pełnego brzoskwiniowej galarety z bitą śmietaną. Nie trzeba zatracać się i zaliczać wszystkich pięciu posiłków z deserami, zalewać ich kubłami samoobsługowych gazowańców i drinków we wszystkich kolorach tęczy. Można korzystać z uroków zorganizowanego wypoczynku, wakacyjnie odpiąć się, porzucić hipsterskie aspiracje i wraz z bandą czeskich emerytek wziąć udział w przedpołudniowym aqua gym w basenie, jak również mieć z tego wielką frajdę. Można zdjąć maskę poważnej pani w średnim wieku i dać się wyrzucać turkusowym falom na brzeg, rechocząc przy tym i raniąc sobie tyłek żwirem.
Można ograć takie wczasy totalnie po swojemu, wykorzystać finasowe korzyści last minute, a potem puścić rączkę rezydenta, wsiąść w autobus, wypożyczyć samochód, pójść przed siebie, nie pytając o drogę, ani o to czy kradną. A potem wrócić grzecznie na kolację, nie martwiąc się o to, gdzie ani za ile się ją zje.
Można o wschodzie słońca wspiąć się na szczyt pobliskiej skały, zostać hersztem hotelowej bandy czterolatek, robić po trzysta podwodnych fikołków dziennie. W pełnym turystów miasteczku wejść w uliczki bez żywego ducha, wieczorem zamiast po deptakach szlajać się po pustych szklakach, narażając się na ataki wkurzonego osła. Wakacyjne szczęście można bowiem znaleźć zawsze i wszędzie. Wystarczy mieć szeroko otwarte – i oczy, i umysł.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Polka, mam dokładnie to samo poczucie wstydu, żenady i współczucia dla samej siebie. Przed dzieckiem takie wakacje nie przeszły mi nawet przez myśl, a teraz (H ma 2,5 roku) tak sobie myślę, że to nie najgorsza opcja😄 Hotel przy plaży, a jesteśmy na etapie, że piaskownica i dużo wody w wiaderku to najlepsza zabawa, zero stresu, gdzie jest supermarket, bo mała jest głodna, a my zakupów nie zrobiliśmy, do tego podane, posprzątane i mogę się skupić na spędzaniu 100% czasu na zabawie i odpoczynku z moją rodziną 😄 Jasne, że są też minusy, ale przecież jestem na wakacjach, więc żaden burak Janusz i paniura Grażyna nie wyprowadzą mnie z równowagi😜 Na wakacje jedziemy za dwa tygodnie, co prawda nie w opcji All (niestety nie zawsze jest dostępna) ale wiem, że jeśli tylko MY będziemy chcieli, bedą to mega super, hiper extra wakacje! Go GIRL Polka! Przestańmy sie wstydzić, bo zanim się obejrzymy, znów bedą airbnb, kampery i namioty 😜 radosnego wypoczynku
Zgadzam się w 100%!!! Lubię podróże na własna rękę ale czasem z oferty biurowej idzie coś wyłuszczyć dla siebie…zawsze „puszczam rękę rezydenta” bo nie oszukujmy się -czasem taki pakiet (lot+hotel) jest naprawdę sensowny kupując go razem przez organizatora a na miejscu…hm…a kto mi co zabroni?;) Hujaj dusza, piekła nie ma:D
Jak zwykle w punkt, felietonistko nasza najlepsza😊
pozdrawiam
My właśnie wróciliśmy z Krety, też all inclusive… 🙂 Mam identyczne przemyślenia, że to nie nasza bajka, ale czasami trzeba pójść na kompromis;) Zrobiliśmy dokładnie tak, jak napisałaś – chodziliśmy własnymi ścieżkami, zwiedzaliśmy, odkrywaliśmy zakątki.
Agnieszka, chyba pierwszy raz u Ciebie komentuję, ale zaglądam i czytam z chęcią od dawna:)
Uściski, bawcie się dobrze:)
Aga, uwielbiam Twój dystans do siebie i do rzeczywistości. I podpisuję się oburęcznie pod tym co tak zgrabnie tu ujęłaś. Tyś zaiste najlepszą felietonistką!
😘
Można też znaleźć w ofercie all inclusive hotel, w którym nie grają disco, w którym jest cisza, spokój, pusty basen i jeszcze bardziej pusta plaża, w którym raz w tygodniu na żywo grają covery Stinga, Amy Winhouse, a w soboty jazz, w którym nikt nie hałasuje do rana, bo przed północą przed zamknięciem baru postawił sobie na zapas dwanaście kufli z piwem. Też w tym roku szukając wczasów wpadłam w pułapkę ” teraz jest moda na samodzielne wyjazdy a all inclusive jest dla januszy i grażynek”, ale potem się zreflektowałam, że jadąc z dziećmi, chcąc odpocząc, nie martwić się o to co i gdzie zjeść, to dla nas idealna forma. Modna czy nie, jakie to ma znaczenie, wystarczy znaleźć odpowiednie miejsce. I znalazłam:) Pozdrawiam
Jeśli można wiedzieć to gdzie jest takie miejsce ?
Elu. A gdzie to cudowne miejsce, o którym piszesz?
to teraz zdradz gdzie:)
my po wakacjach wakacjach z własnym dojazdem do Włoch,gotowaniem itd stwierdziliśmy ze za rok all inclusive z dZiecmi to jest to!
Thassos, hotel Aeolis Thassos Palace ( można też wybrać nocleg w hotelu Aeria, jak ktoś woli klimat odosobnienia). Miejsce, w którym grają klimatyczną muzykę, nie ma tłoku ani hałasu, jedyny minus dla niektórych ( dla nas plus akurat) to strome zejście na plażę po schodach. Ale dzięki temu plaża jest pusta. Hotel położony jest bodajże 9 km od najbliższej turystycznej miejscowości, więc wokół prócz zapierających dech w piersiach widoków nie ma nic. Rok temu byliśmy na Lesvos, hotel Viva Mare- podobny klimat, jednak w Aeolis podobało nam się bardziej.
I ja się dołaczam do pytania,gdzie rak było??? 🙂
Wspaniałe wakacje 🙂 na zdjęciu dłoni z kamykami – skąd ta bransoletka z jasnoróżowymi koralikami ? jest obłędnie cudowna 🙂
Właśnie… my w tym roku polecieliśmy na Kos, z biura podróży! Po dwóch budowach ( dom i firma) potrzebowaliśmy po porostu poleciec. Nie korzystamy z animacji wieczornych, zwiedzamy kiedy chcemy, nie spieszno nam tez na kolacje jak w tawernach jemy pyszne jedzenie. Rezydenta widzieliśmy jedynie w autokarze z lotnika. Było fajnie, po naszemu! Ale w przyszłym roku organizujmy wyprawę sami. Nie zmienia to faktu, ze czasami w nadmiarze obowiązków, bodźców chce się poprostu zapłacić, poleciec i odpocząć.
Twoje podejście do życia przywraca mi wiarę w ludzi. Jest takie prawdziwe, ludzkie, bez zbędnych ubarwień i idealizacji rzeczywistości. Nie wiem czy jest ktoś jeszcze w social mediach, kto w taki sposób „podaje” siebie. Bardzo lubię czytać to co piszesz i zazwyczaj sprowadza mnie to nieco na ziemię. Ilekroć łapię się na tym, że coś muszę, powinnam, czegoś jeszcze nie mam, gdzieś nie byłam i w ogóle wszystko jest do D. – siadam do Twojego bloga, albo wracam do Twojej książki, która wręcz koi moje rozwścieczone i zdruzgotane w danej chwili zmysły. Być może górnolotnie i nieco śmiesznie to brzmi, ale naprawdę nie raz sprowadziłaś mnie na właściwe tory. Życzę nadal takiego podejścia i lekkiego pióra 🙂 pozdrawiam!!!
Pierwszy raz na all inclusive byłam Przed dziećmi i ostatnio z nimi 🙂 Cóż perspektywa zmienia się niesamowicie . 6 h siedzenia w basenie to niesamowita rehabilitacja , animatorzy wieczorową porą to najlepsza rytmika, Pan , który codziennie smaży za Ciebie naleśniki ❤️ Pani, ktôra sprzata za Ciebie to tylko potwierdza, że multitasking to bullshit
Zatem jestem Januszem oraz luserem:D a tak na serio podpisuję się pod Twoją wersją all . ;)) Piękne zdjęcia, super wyglądacie o opaleniźnie nie wspomnę:D
Ach, aż mi się zachciało na wakacje natychmiast! 🙂 A tu jeszcze ponad 2 miesiące czekania. Ale też będę od wschodu do zachodu celebrować i się natychać 🙂
Piękne zdjęcia:) ja wyznaję podobna zasadę: jedziemy na all inclusive ale od śniadania do kolacji robimy co chcemy:) wypożyczamy auto, zwiedzamy na własną rękę itd. I to sie sprawdza, szczególnie cenowo. Ps. mogłabyś Polko zdradzić jaka jest Twoja obecna pielegnacja twarzy, że masz taką piękną cerę?
Świetne zdjęcia 🙂 All inclusive czasami może być spoko, o ile nie jest się prowadzonym za rączkę właśnie 🙂
A ja coś dodam z perspektywy osoby, która organizuje wyjazdy – sobie i innym. Nie wszyscy „podróżnicy” gardzą all inclusive, bo forma wyjazdu nie jest najważniejsza. Gdziekolwiek nie pojedziemy spotykamy w końcu siebie – w głównej mierze od tego jacy jesteśmy zależy wyjazd. Bardzo mi się podoba Twoje podejście, bo jesteś szczera w tym co robisz – leżeć na plaży z pełną satysfakcją, bez wyrzutów o to kim się jest/nie jest, jak powinny wyglądać wakacje itp. też trzeba umieć.
A my twardo, nie zważając na model 2+2, omijamy hotele i kurorty. Obserwując nasze 4-letnie dzieci, które o 23:00 jadły makaron na zatłoczonej ulicy Neapolu (córka do tej pory wspomina , że włoscy kucharze zwracali się dno niej per Bella), doszłam do wniosku, że uwielbiam ten rodzaj zmęczenia. 🙂
Bardzo Ci zazdroszczę, my mamy zwykle problem z zaplanowaniem wyjazdów na własną rękę ze względu na specyfikę pracy mojego męża. Takie last minute potrafi być ostatnią deską ratunku, kiedy termin wyjazdu klaruje się na ostatnią chwilę w sezonie i ciężko już o loty w sensownych cenach i nie ma czasu na przekopywanie airbnb 😉