Jakiś czas temu doznałam wspaniałego, absolutnie odświeżającego olśnienia, które zmieniło moje życie. Nie spłynęło do mnie z nieba niczym błękitne światło jakiejś spektakularnej iluminacji. Nie wyczytałam tego w mądrych książkach, ale po prostu, po ludzku, dojrzałam do niego. Otóż: nie na się być wszystkim na raz. Nie jest możliwe perfekcyjne spełnienie wszystkich powinności życiowych w tym samym czasie. Nie da się, to nie jest możliwe – ta prosta prawda dotarła do mnie i dała kres wieloletnim wysiłkom w temacie prób rozciągania doby. Uznałam to za aksjomat, twierdzenie nie podlegające dyskusji i przestałam się szarpać.
Uznałam, że jestem jedna i ręce mam dwie, zatem nie da się jednocześnie wyjść na spacer z dziećmi i sprzątać – będzie albo porządek, albo bieganie po plaży z psem. Nie można czytać córkom książek na dobranoc ani szeptać sekretów pod kołdrą i jednocześnie spędzić wieczoru na poprawianiu urody. Albo będę mieć nieskazitelny manicure, albo ważne rozmowy z nastolatką i przytulasy z przedszkolakiem. Mam dużo pracy, nie będzie fancy obiadu. Czasem muszę wybrać między kotletami, a weekendową sesją foto – wiele fatalnych sobót musiałam przeżyć, żeby to zrozumieć. I dziś, kiedy zarabiam kasę, to nie pucuję okien, tylko naparzam przy kompie, oburącz rzecz jasna, a nogą wszak szyb nie umyję. A wtedy mam kasę i brudne okna. Są posty na bloga, ale obiad z gotowców. Zaopiekowane emocjonalnie dzieci, a paznokcie w nieładzie i odrosty na głowie. Akceptuję to, nareszcie, po męczących latach i wielu frustrujących próbach bycia wszystkim i wszędzie – po prostu to akceptuję. Nie będę brać na siebie wszystkich ról i obowiązków pokolenia mojej mamy, i mojego własnego. Nie będę mieć idealnego domu i błyskotliwej kariery jednocześnie, w tym samym czasie, każdego dnia. Jednego dnia będę bardziej mamą, co pachnie świeżym praniem i dobrym obiadem, ale wtedy to już raczej nie podbiję wszechświata. A innego dnia trochę sobie popodbijam, a potem pójdę do sklepu po kluski ziemniaczane.
I nie będę się szarpać. Bo nie da się być wszystkim na raz, to nie jest możliwe – i to jest aksjomat.
Gnocchi z pieczonymi warzywami (z jednej blachy)
Te gotowe, ziemniaczane kluski już wielokrotnie ratowały od nas od głodu w niedoczasie, jadaliśmy je jeszcze w mięsnych czasach, z kurczakiem czy szynką i dodatkiem zielonych warzyw – pora, szparagów czy szpinaku (taki wariant pokazywałam tutaj). Świetnie smakują z zielonym lub czerwonym pesto (też gotowym, ze słoiczka) i parmezanem, albo błyskawicznym, kremowym sosem z passaty pomidorowej i śmietanki. Opcji jest mnóstwo, więc ja zwykle podczas zakupów wkładam do koszyka choćby paczuszkę, a potem serwuję rodzinie w różnych postaciach, zazwyczaj w dni pełne pośpiechu, kiedy potrzebny jest obiad w kwadrans. W tej wersji, z pieczonymi warzywami a la ratatouille, przygotowanie trwa nieco dłużej, ale jest bardzo proste, a efekt przepyszny i bardzo sycący.
Składniki (na ok. 4 porcji):
- 1 opakowanie ziemniaczanych klusek gnocchi (zwykle 500-600 g, najczęściej kupuję je w Lidlu)
- 2-3 pomidory (lub opakowanie pomidorków koktajlowych)
- 1-2 papryki (najlepiej czerwona i zielona)
- 3-4 duże pieczarki (użyłam, bo miałam, nie są tu obowiązkowe, za to świetnie będzie pasował bakłażan zamiast pieczarek)
- 1/2 cukinii
- 1 duża cebula
- sól, pieprz, czosnek granulowany, papryka wędzona, ulubione zioła suszone i/lub świeże (u mnie mieszanka ziół suszonych i świeży rozmaryn)
- oliwa, masło
- opcjonalnie: tarty parmezan lub inny ser
Przygotowanie:
- piekarnik nagrzać do 200 st. (góra – dół)
- warzywa umyć i pokroić na spore kawałki (cebulę w ósemki), rozłożyć na blasze, skropić oliwą, oprószyć sowicie solą, pieprzem, papryką, czosnkiem i ziołami
- piec ok.15 minut, do czasu, aż warzywa wyraźnie zmiękną, puszczą soki, lecz nie będą wysuszone ani zanadto spieczone
- po tym czasie wyjąć blachę, wyłożyć na nią gnocchi, dokładnie wymieszać z warzywami i płynem, który się zbierze na dnie, położyć na wierzchu kilka cienkich płatków masła i piec kolejny kwadrans
- przed końcem pieczenia można na wierzch zetrzeć trochę sera i zapiec go lub oprószyć kluski parmezanem tuż przed podaniem
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Gnocchi z piekarnika :O tak jeszcze ich nie robiłam, a teraz mam istny ślinotok – jak to wygląda… jejuniuuu… do wypróbowania bez dwóch zdań 🙂
Swietny pomysl. Ja odkrylam ostatnio tez gotowe gnocchi z szybkim sosem pomidorowym zapiekane z mozarella🤤
Jezu, myślałam zawsze, że jednak umiesz robić wszystko naraz, w końcu mogę pozbyć się kompleksów 🙂 Też mam brudne okna kiedy pracuję. Też nie odkurzam, kiedy gotuję. I wreszcie, czasem poleżę brzuchem do góry albo pogram w gry kiedy nie chce się nic. A przepis bomba!
Świetny tekst. W pełni się z Tobą zgadzam 🙂
Pychota 🤤
RE-WE-LA-CJA!!!
Bardzo dziękuję za przepis 😊 Pycha !!! Na pewno wejdzie na stałe do menu