Ostatnimi czasy można się w tym świecie nieźle pogubić. Wiele z tego, co dowiedziałam się o życiu jako dziecko, nie ma już zastosowania. Dziś ciężko odróżnić dziewczynę od chłopaka, Boże Narodzenie od Wielkanocy, zimę od wiosny. Świat stanął na krawędzi – pomyślałam nawet ja, tolerancyjna przecież dziewczyna, kiedy ubiegłej środy moim oczom ukazało się tarasowe kwiecie pod grubą poduchą śniegu. Co bardziej konserwatywne jednostki składają to na karb ogólnego upadku cywilizacji, stawiając zawirowania pogodowe na równi z takimi zjawiskami jak spisek żydomasonerii czy szemrana działalność lobby gejowskiego. Kiedyś, panie, to nie było takich anomalii jak grudzień bez śniegu, biały maj, baba premier czy facet z facetem. Kiedyś wszystko miało swoje miejsce – kobita w kuchni, penis w pochwie, a śnieg w zimie. I wiadomo było, że jak się szło na roraty, to chrupało pod nogami, a jak na drogę krzyżową, to kwitły przylaszczki. A teraz, panie, idziesz po ulicy i nie wiesz, czy baba to czy facet, jedno i drugie w portkach i z długimi włosami.
I choć rzeczywiście z trwogą wyglądałam za okno na zeszłotygodniowy śnieg i czuję się generalnie nieco skonfundowana faktem, że już trzy dni po porannych przymrozkach biegałyśmy z dziewczynami boso po trawie, nadal ogarniam – odróżniam baby od chłopów, nie gubię się specjalnie w świecie, w którym ludzie i zjawiska wyłamują się z odwiecznego porządku natury. Może i tęsknię za białą Gwiazdką, ale odróżniam globalne ocieplenie od przemian obyczajowych. Tęsknoty atmosferyczne pozostawiam w obszarze klimatologii, nie wiążąc ich specjalnie z kondycją ludzkości, a już tym bardziej – apokaliptycznych wizji nie snuję.
Zresztą, drobne odchyły od normy nie przeszkadzają mi, o ile nie wpływają zanadto na uprawy sezonowych warzyw i owoców. Dzięki nim wiem, jaka jest pora roku, bez wyglądania za okno. Pierwsze truskawki, znaczy się – czerwiec nadszedł: moje urodziny, najdłuższe dni, początek wakacji. Czereśnie, kurki, porzeczki – lipiec, pełnia lata. Na stragany wjeżdżają śliwki, gruszki, brzoskwinie i cukinie – pora kupować zeszyty do szkoły. Może być mróz i śnieg, kwitnienie jabłonek może mieć dwutygodniowy poślizg, baby mogą wyglądać jak faceci, a ci – jak baby, ale kiedy na stół wjeżdżają szparagi, to wiadomo, że maj mamy. Maj najprawdziwszy, panie!
Quiche ze szparagami (crustless – czyli bez spodu)
Czyli tarta bez kruchego dna, taki omlet pieczony po prostu. Delikatny i puszysty, prosty w przygotowaniu i bardzo sycący. Świetny na śniadanie, doskonały na lunch, idealny do zabrania w pudełku do pracy. Oczywiście, jeśli jesteś chudym człowiekiem albo po prostu łakniesz węglowodanów, możesz sobie te jaja z zawartością wylać na podpieczony, kruchy spód do tarty z tego przepisu.
Składniki:
(dla dwóch osób)
- 4 jajka
- 2 białka
- 50 ml wody
- 3 plastry szynki
- pół pęczka szparagów
- sól, pieprz
- opcjonalnie: parmezan lub feta do posypania
Przygotowanie:
- szparagi umyć, odciąć końcówki, pokroić (każdy na 3 części) i wrzucić do wrzątku, podgotować 3-4 minuty
- szynkę pokroić w kostkę, jajka roztrzepać z białkami i wodą, dodać sól, pieprz
- szparagi odlać
- naczynie do zapiekania posmarować cienko masłem, wysypać szynkę, wylać jajka, poukładać w nich ciasno szparagi
- piec w piekarniku nagrzanym do 180 st. 20-30 minut (gdy masa urośnie i zetnie się, sprawdzić lekko patyczkiem lub widelcem, czy jajka wewnątrz też są ścięte)
- odstawić na kilka minut przed pokrojeniem
- można posypać po wierzchu parmezanem lub fetą
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Polko Twoje teksty sa jak miod na moje serce. Ciezki dzien mam za soba a Twoj tekst pozwala mi na chwile zapomniec o moich zmartwieniach. Dziekuje❤
Zgadzam sie z przedmowczynia. Poza tym uwielbiam szparagi jutro kupuje na pocieche. Nasza corka znow nie dostala sie do panstwowego tym razem przedszkola.Zaczynam myslec ze nawet jak pójdzie do państwowej szkoly kaza nam placic.Buu
Uwielbiam te wieczory kiedy zaglądam na Twój blog i taki tekst na mnie czeka. Nie ma takiego drugiego miejsca w sieci. Ściskam Cię mocno a jutro biorę się za szparagi ????
Świetny tekst, jak zwykle 🙂 uwielbiam szparagi, ale zawsze wydawało mi się że nie umiem ich przygotować (nie to żebym próbowała). Twój przepis wydaje się tak prosty, że mam wrażenie że nawet ja podołam i szparagi będę mogła zjeść we własnym domu! Na pewno wypróbuję 🙂 Pozdrawiam
Jak dodam całe jajka szt. 4 albo szt. 6 to pewnie nic strasznego się nie stanie, co?
Nie lubię zostawiać ani wyrzucać , dlatego tak.
Super, akurat mam pól pęczka szparagów, będzie jak znalazł na śniadanie w czwartek, a potem do śniadaniówki w piątek 🙂
A co to za fajne smoothie?
Też uwielbiam szparagi i przyrządzam na wiele sposobów.
P.S. Polko, pszylaszczki to wyjatek – piszemy przez sz po p :p
Iwona, sprawdziłam – „rz” jak wół 😉
oczywiście,że pRZylaszczki, od zawsze!
Śnieg w maju raz na kilkanaście lat to w klimacie umiarkowanym, jaki mamy w Polsce, to nie jest żadna anomalia.
A że ludzie odwrócili się od wartości i ogólnie kondycja ludzkości jest słaba, to zauważył nawet Huellebecq – zdeklarowany ateista i człowiek, którego o świętoszkowatość bynajmniej posądzić nie można. Polecam przeczytać jego „Uległość”. Dosyć wstrząsająca lektura, ale diagnoza naszej cywilizacji bardzo trafna.
Zrobiłam. Zjadłam na obiad, resztę wzięłam do pracy dzień później.
Dzięki za przepis – łatwy, szybki i jeszcze dobry.
A ja nigdy nie jadłam szparagów. Prosiłam kiedyś męża – jak zobaczysz szparagi to kup no i dzisiaj kupił. Super super, tylko jaki przepis wykorzystać? Szybciutko zaglądam do Ciebie po prosty przepis i jutro będę piekła 😉 Dziękuję, bardzo mnie inspirujesz pod wieloma względami 🙂
Nie do końca rozumiem….składniki: 4 jajka, 2 białka , tzn.. że procz 4 jaj , jeszcze biało z 2 innych jaj czy bialka z tych 4 jaj…