Nie minął jeszcze miesiąc naszej przedszkolno – szkolnej rutyny, a ja już podpieram się nosem i bluzgam w myślach w godzinach (zbyt) wczesnoporannych. Choć pod koniec wakacji już marzyłam o domu pustym o 8 rano, sądząc, że to pozwoli mi ruszyć mocniej do przodu z moimi pomysłami, to jednak jakoś nadal nie ruszyłam i wciąż mam poczucie, że dni są za krótkie. Bo też i obiektywnie rzecz biorąc te skróciły się, ale i ja jakoś opadłam z sił i już nie daję rady pracować po nocach. Ale ja nie o tym dziś, jeszcze przyjdzie czas pobiadolić na los matki, która wyłania się w nocy poczochrana z dziecięcego pokoju, zastanawiając się, czy zebrać jedno pranie, czy może robić kolejne, by ostatecznie pójść spać. Pal sześć moje poczochranie, zmęczenie i mój niedoczas.
Mi szczególnie przykro jest patrzeć, jak te dzieci moje wraz z nami czasem toną w rutynie. Jak zwlekamy je z łóżek, takie cieplutkie i biedne, jak na akord myją zęby, śniadania jedzą przy dźwiękach naszego popędzania. Jak nie dajemy im czasu na rozruch, jak zakładamy te kurtki co rano – szybko, jakby się paliło. A jak któraś w drzwiach przypomni sobie o misiu czy innym ultraważnym karteluszku, to sapiemy zniecierpliwieni. Przykro mi patrzeć, jak wychodzą takie zaspane, dzień w dzień o tej samej porze.
Za serce mnie ściska, kiedy popołudnia kurczą nam się, jedno po drugim, nie dając szansy na wspólny odpoczynek. Jak wracamy codziennie, Zośkę gonimy do lekcji, a Hance pomagamy znaleźć jakieś zajęcie, żeby nie przeszkadzała – siostrze w pracy domowej, nam – w wypakowaniu zakupów, przy obiedzie czy innym sprzątaniu. Przykro mi, kiedy poza tą chwilą przy stole niewiele mamy siebie dla siebie. Jak cztery wolne elektrony – każdy przez większość dnia w tylko swoim świecie. Bo jak już zjemy, zaczyna się kolejna gonitwa – mycia, kąpiele, łóżka, ubrania na drugi dzień, stroje na w-f i wyciąganie kanapkowych resztek z plecaka. Zazwyczaj jeszcze jakieś czytanie czy rozmowy w łóżku z jedną czy drugą, ale i to już z jednoczesnym nerwowym spoglądaniem na zegarek. Koniec czytania, gasimy, bo późno, bo jutro trzeba wcześnie wstać. Znowu.
Nie minął jeszcze miesiąc naszej przedszkolno – szkolnej rutyny, a ja już wiem, że pora coś zmienić. Że długo tak nie pociągnę – i ze zmęczenia, i z tej przykrości. Poranków nie ruszę – planu lekcji nie zmienię, jak i idiotycznej zasady rozpoczynania lekcji o ósmej, wbrew wszelkim ludzkim predyspozycjom. Muszę przeformatować nasze popołudnia – oto, co muszę zrobić. Muszę przypomnieć sobie na nowo wszystkie dobre zwyczaje, które kiedyś miewałam i wszystkie pożyteczne praktyki, jakie zdarzało mi się wdrażać, jak zakupy przez internet, wieczorne gotowanie z góry na dwa dni, muszę wreszcie kupić tę suszarkę do prania albo trochę bardziej olewać. Muszę częściej zabierać córki na spacery, takie jak ten – szlakiem skwerków i placyków na starym osiedlu, zamiast trasą po okolicznych dyskontach. Musimy znów chodzić na place zabaw, na lody albo na pączka z dziurką z naszej piekarni. Muszę odzyskać naszą codzienność, zanim każdy z czterech elektronów odleci we własnym kierunku. Muszę pozwolić dzieciom być dziećmi, choć przez tych parę godzin dziennie.
I jak tak patrzę na te zdjęcia, to wiem, że chcę tak codziennie. Nikt mi nie wróci tych godzin, które spędzam na codziennej krzątaninie zamiast z nimi, na boisku, w popołudniowym słońcu. Pora coś zmienić, szkoda życia.
Choć pogoda w Trójmieście ostatnio rozpieszcza, to rano (a wychodzimy z domu przed 7:30) trzeba się już cieplej ubierać. Kombinuję więc moim dziewczynom stroje „na cebulkę”, tak, żeby mogły w ciągu dnia (np. na przedszkolny spacer) ubrać tylko część warstw. I tak zazwyczaj szykuję im: koszulki, sweterki/bluzy, cienkie kurtki/katany i kamizelki. Po południu zazwyczaj biegają już tylko w samych bluzach, ewentualnie też kamizelkach. I choć z jesiennych akcesoriów zdarzyło nam się na razie zakładać tylko cienkie chusty na szyję, jesteśmy już przygotowane na nagły spadek temperatur. I to jak stylowo! 😉 Myślę, że Zośka i Hania przyjmą pierwsze tegoroczne mrozy z entuzjazmem, na razie jest jeszcze za ciepło na nasze piękne czapy.
Dziewczyny mają na sobie ubranka marki 5.10.15, która jest partnerem tego wpisu:
Hania: bluzka (klik), dresy , skarpetki, spinki, czapka, rękawiczki
Zosia: koszulka , bluza z polaru, spinki, gumki, bransoletka , zawieszka z pomponami, czapka, rękawiczki
Odkryłam dla nas 5.10.15 całkiem niedawno, bo latem (pisałam Wam wtedy o moim zaskoczeniu, kiedy przez przypadek trafiłam do ich sklepu online). Teraz wiem, że to efekt starań tej marki, która przechodzi od jakiegoś czasu spore zmiany – odświeżyła swoją stronę i logo, zainwestowała w ciekawsze kolekcje, przy jednoczesnym utrzymaniu dobrych cen. Warto do nich zaglądać, bo promocje w sklepie internetowym zdarzają się znacznie częściej niż tylko w dwóch głównych sezonach wyprzedażowych (latem zamówiłam tam dziewczynom wielką pakę spódniczek, szortów i koszulek za jakieś dwieście złotych z groszem!). Kolekcja jesienna urzekła mnie kolorami: dominuje tu szarość i granat, ożywiona akcentami mięty i morelowego różu. Mnóstwo jest w niej wygodnych, codziennych fasonów: bluzek z kolorowymi aplikacjami, ciepłych dresów, puszystych polarów, sukienek z mięsistej dresówki. Sporo jest też fajnych akcesoriów w genialnych cenach, nam najbardziej spodobały się czapki, rękawiczki i ozdoby do włosów. Dla chłopaków też wyszperałam coś fajnego – świetne są te ubrania i dodatki z motywem kosmicznym, nadruki sportowo-koledżowe z nutką retro i te inspirowane zwierzyną leśną 😉 Zobaczcie same, jakie to wszystko ładne:
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Aga, poleciłabym ci książkę ” Suma drobnych radości”, ale może już ją przeczytałaś 😀 . Niestety balansowanie miedzy codzienną rutyną, a rzeczami przyjemnymi i ważnymi, jest trudne i niestety nie da się tego nauczyć raz na zawsze. trzeba chyba sobie o tym co chwile przypominać. Ja znów zaczęłam planować obiady na cały tydzień ( nie wiem czemu przestałam kiedyś) to znacznie ułatwia i nie trzeba co chwilę o tym myśleć. też staram się gotować na 2 dni i robię też zupy, by właśnie móc siedzieć na placu zabaw póki jest słońce i nie myśleć, albo spacer albo obiad, a tak wystarczy podgrzać zupę i na spokojnie zrobić drugie danie. niestety ciężko jest wejść w hygge kiedy czeka na Ciebie sterta prania, ale staram dzięki Twojej książce. jeszcze raz gratuluję
my też wychodzimy rano jak jest szron, a wracamy w pełnym słońcu. Na razie sprawdza się bluza + bezrękawnik lub cieńka bomberka.
Hahaha, no właśnie, czasami każdy przestaje ogarniać, nawet pani od drobnych radości 😉 Wyłapuję je codziennie, niezależnie od zamieszania, ale zdecydowanie muszę na nowo wdrożyć się w ten rytm. Też nie wiem, kiedy ani czemu przestaliśmy planować i gotować wieczorami, od poniedziałku wracam do tego zdecydowanie, bo pogoda taka piękna!
Ach jak ja Cię rozumiem, dodałabym jeszcze coś od siebie (praca poza domem, dojazdy ze wsi, dwie córy a każda ma zajęcia dodatkowe 4 razy w tygodniu, nie muszę mówić, że w różnych miejscach i godzinach?) 😉 bo wiem, że to bywa pocieszające 😉 No i ja jestem z tym kilka lat do przodu, więc pocieszeniem niech będzie dla Ciebie także to, ze praktyka czyni mistrza a lata doświadczeń robią swoje 🙂 Niezmiennie jednak trzeba pamiętać co jest w życiu ważne, co w tym codziennym zgiełku jest najważniejsze, łapać te cenne chwile, pielęgnować, celebrować i cieszyć się sobą 🙂 Pozdrawiam !
Oj bardzo trafiłaś z tym wpisem w mój aktualny stan ducha. Też codziennie się zamartwiam, że czasu na spacery nie ma, ani na żadne wyjście na dwór mimo pięknej pogody. No bo trzeba zjeść obiad (pół biedy jak gotowy, gdy trzeba podszykować jeszcze gorzej), potem te nieszczęsne lekcje, jakieś zajęcia dodatkowe, za chwilę już kolację trzeba szykować, potem to wszystko ogarnąć, jakieś pranie zdjąć, następne wstawić i rozwiesić…
Pudełka z jedzeniem na dzień następny poszykować, poćwiczyć, już nawet książek dzieciom nie czytam…I na życie czasu brak:(
A Sumę drobnych radości właśnie czytam, może będę mądrzejsza;-)
Ja ją napisałam, a nie jestem 😉 Myślę, że z tej gonitwy nie ma jakiejś ucieczki na stałe, można po prostu raz na jakiś czas mówić sobie: stop. I szukać sprytnych sposobów wyrywania małych chwil.
To wszystko już za mną. Dzieci dorosły jedno wyfrunęło w tym roku na studia do Warszawy. Czasami jednak brakuje mi moich malutkich chłopców beztroskich i szczęśliwych. Pozdrawiam.
Jeju, jakie one są śliczne! Szkoda, że tylko dwie 😉
Rutyna, rutyna znam to aż za dobrze! Praca do 17, potem gonienie Franka do lekcji, obiady gotowane do późna w nocy i do spania …szybko szybko, żeby choć jeszcze trochę odpocząć zanim trzeba będzie wstać. Nie umiem zmienić, poddaję się i byle do następnych wakacji. One pozwalają mi wyhamować !!! Agnieszko nie podzielam Twojego entuzjazmu co do ubranek z 5.10.15, po zmianach ceny są dalekie od rozsądnych(spodnie jeansy dla chłopca za 120 zł!!! kiedy w bardzo znanych sieciówkach znajdziesz za 70-100 zł). W przeszłości kupiłam tam kilka rzeczy niestety porozciągały się brzydko po pierwszym praniu. To tylko moja subiektywna ocena, mam nadzieję, że z Waszych ubranek będziecie zadowolone 😉
Matko Polko???? właśnie dostałam w prezencie urodzinowym od przyjaciółki Twoją książkę z autografem specjalnie dla mnie… dziękuję Polko i Gosiu… książka piękna, inspirująca i wciągajaca. Uwielbiam ją, Ciebie, bloga. Dzięki że jesteście Polko… i Gosiu.
A moje dzieci chodzą do szkoły na zmiany tj na 7.30 tudzież 11.50 itp. Żadnej reguły niestety????. Zazdroszczę codziennego chodzenia na 8. Pozdrawiam cieplutko!
powiem tak -mam te same odczucia. wrzesień przyszedł i stres. kochana drugoklasistka zmieniła się w zestresowane dziecko. winie za to cholerna szkołę z cholernymi zadaniami domowymi. bujda totalna ze się zmieniła szkoła dla sześciolatków.nauczyciele niereformowalni.
po 5-6 godzin lekcji gdzie rysują jezyki czy robią makiety, po 3 strony do domu gdzie rodzic ma się napocic i tłumaczyć matematykę której Pani nie udało się zrobić. idiotyzm.
nienawidzę szkoły! i pisze to ja-nauczyciel
a 5-10-15 fajne. ale ceny…!prawie 90 za sukienkę!!wariactwo
Faktycznie sporo, niektóre rzeczy chyba faktycznie trochę podrożały, ale nadal twierdzę, że te bluzki po 2-3 dychy są super 😉 Często są wyprzedaże na stronie, trzeba polować.
Droga Polko, jak ja Cię rozumiem i zgadzam się w każdej sprawie, szczególnie w sprawie spędzania czasu z dziećmi, po szkole i to na świeżym powietrzu póki to powietrze takie łagodne jeszcze dla nas- nie wieje, nie leje,nie mrozi. Jeszcze przyjdzie czas na planszówki a i jakies narty w kaszubskich górach też można z przyjemnością uskuteczniać. Nasze poranki bardzo się zmieniły odkąd skończyłam kurs MBSR-czyli kurs mindfulness. 8 tyg. kurs , który bardzo mi pomógł właśnie nie poganiać, nie dolewać stresu do poranków.Jakież było moje zaskoczenie ,kiedy po jakimś czasie kursu, ale jeszcze w jego trakcie nagle zauwazyłam,że poranki, choć czasu jest tyle co było, stały się weselsze, spokojniesze, skupione. I czas na poranne całusy i głębokie popatrzenie w oczy dziecka, które do ludzi idzie. A przecież okoliczności zewnętrzne się nie zmieniły- zmieniłam się ja i to wystarczy by zmieniła sie cała reszta. Niestety nie da sie usunąć prania, nagłych chorób, sztywnych godzin lekcji i innych spraw, które są stresogenne. Stres zawsze będzie w naszym lajfie. Nasza jednak wnętrza postawa zmienia wszystko. A wiec drogie Polki dawajcie sobie czas,zaopiekujcie się właśnie sobą, tak jak na co dzień opiekujecie się dziećmi i domem. Właśnie po to, by Wasze poranki, spacery z dziecmi po szkole były pełne autentycznej bliskości a nie napięcia i poganiactwa. A jeśli nawet i tak ono się pojawi( bo się pojawi pomimo medytowania, jogi itp) to zauważycie to szybciej i świadomiej będziecie w stanie coś zmienić. Pozdrawiam jesiennie ze słonecznego Gdańska i Ciebie Droga Polko, którą kojarzę ze studiów:-)
Polko mogłabyś napisać gdzie zakupiłaś takie piękne bezrękawniki futrzane dla dziewczyn ? I ten plecaczek Zosi ? Ślicznie wyglądają te twoje dziewczyny ????
Oba są z Zary sprzed roku jeszcze. Dzięki 🙂
radość dziecka- bezcenny widok. Jestem zdecydowanie za nieodbieraniem dzieciom prawdziwego dzieciństwa i tych radości właśnie, które są im dane tylko w tym okresie <3
Pozdrawiamy
Polko a skąd jest ten śliczny rozpinany niebieski sweter Hani?
To jeszcze po Zośce 😉
A plecaczek Zosi skąd? 🙂
Z Croppa
Mam bardzo podobne przemyślenia ostatnimi czasy – choć może 'miałam’, bo u nas na szczęście wszystko wraca powoli do dawnej, znanej i dość lubianej rutyny, tylko w trochę ulepszonej wersji 2.0 😉
A myślałam, że tylko ja jedna nogą jestem w psychiatryku 🙂 powiem Ci tak jak mi tata powtarza: „doświadczenie i rutyna zrobią z ciebie Gagarina”. Trzymaj się kochana!
Mój mąż mi powtarza, ze mam robić prawko(wiem muszę) by zawozić dzieci do przedszkola. Może i czasem by się przydało, ale jak jest taka pogoda jak teraz to my sobie idziemy spacerkiem do domku, czasami idzie z nami pies. MAMY CZAS BY POROZMAWIAĆ O WSZYSTKIM. A tak to co samochód i szybko szybko. Potem mi brakuje tego spaceru oni muszą się wylatać i szaleć. Co do ubranek.. uwielbiam je kupować, ale nie kupuję ich tak jak kiedys jak byli malutcy. Bo wiem, że i tak zaraz (czasami nawet nie zedrą) będę musiała kupić inne, dziury w kolanach to norma. Niestety do 5.10.15 strasznie się zraziłam. Kiedy ma się parkę to jest dopiero słabo bo raczej Piotrus w ubrankach po Mery nie pochodzi. 😉 A poza tym Oni sa tacy sami mimo 2lat różnicy:D
Droga Polko ???? Z wielką przyjemnością przeczytałam Twój wpis. Moja rutyna też się na tym wszystkim opiera. U mnie jednak jest taka różnica, że Lenka ma 4 latka i chodzi do przedszkola, a Ada 1,5 roczku. Od tych 4 lat siedzę w domu i nie pracuję. Ada jest „córeczka mamusi ” i nie ma szans aby wysłać ją do żłobka, lub żeby zostawić z babcią ???? Jestem ” uziemiona „, kocham moje Córeczki najbardziej na świecie, ale chciałabym czasami pobyć sama że sobą. Nie mam czasu iść do kosmetyczki lub fryzjera. Zawsze jestem z jedną lub dwiema Córkami. Moje „wychodne ” do sklepu na zakupy kończy się telefonem od męża… Super stylizujesz swoje Dziewczynki ???? Pozdrawiam serdecznie.
Polko a buciki dziewczynek gdzie mozna zakupic?????
Zośka ma ze Spartoo, Hanka z Primarka 😉
Dzięki tym ślicznym dziewczynkom dam szansę 5.10.15 raz jeszcze 🙂 Zabieganie również mnie wykańcza a do tego wyrzuty sumienia, że tak mało czasu poświęcam dziewczynkom. Choć staram się bardzo każdego dnia mimo zmęczenia i mnogości prac, które mam do zrobienia na już poczytać im, pograć, pobawić się, posłuchać, porozmawiać i ponudzić się z nimi. Sobota i niedziele jest zdecydowanie dla nich. Zazdroszczę tych wyjść o 7.30. My wychodzimy z domu godzinę wcześniej, rozwozimy dziewczynki i biegiem do pracy. A po pracy biegniemy po nie by za długo w przedszkolu czy na świetlicy nie przebywały. No i jeszcze zajęcia dodatkowe, ich ukochane 🙂 Byle do wakacji 😉
[…] Czytaj więcej: Pozwolić dzieciom być dziećmi (i jesienna ubieranka) […]