Od kilku lat już nasze wakacje to jedna, wielka improwizacja. Biedne te nasze dzieci – córki matki, której nikt nie da dwóch tygodni płatnego urlopu, i ojca, któremu generalnie dają, byle nie latem. Nie możemy zaplanować żadnych wczasów ani zabukować kwater z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, kombinujemy więc, jak się da. W sumie nawet jako tako dajemy radę z weekendowymi przygodami, wycieczkami rowerowymi, basenami, wypadami na plażę czy na wieś i wszystkim, co się daje robić na spontanie i niedaleko. Sierpień na półmetku, za chwilę pierwszy dzwonek, poczuliśmy więc ciśnienie (chyba raczej wewnętrzne, bo nie ze strony dzieci), żeby jeszcze zrobić coś fajnego, poznać razem jakieś nowe miejsca. Padło w pierwszej kolejności na Poznań, bo tu szalony Polkowski miał pewne sportowe wyzwanie do wykonania. Przyjechałyśmy więc z naszym biegaczem, niczym banda nieudolnych groupies (która się ostatecznie spóźniła, żeby zobaczyć tatę na mecie). Dziś już nadaję do was z Berlina, ale weekend spędziliśmy w stolicy Wielkopolski, z której przygotowałam krótki przegląd poznanych tam miejsc.
BISTRO LE TARG, STARY BROWAR
Stylizowane na rustykalny, francuski targ ze świeżym pieczywem i ziołami, pełne drewnianych skrzynek bistro z urokliwym dziedzińcem. Romantyczne ławeczki z metaloplastyki i powycierane krzesła, jutowe worki, sznury żarówek i oliwne drzewka – brzmi to wszystko dość pretensjonalnie, ale tworzy bardzo fajny klimat, czułam się jak w jakiejś oranżerii. Jedliśmy tam śniadanie, konkretnie: angielskie, polskie i szakszukę. Wszystkie jajka były świetne, frankfurterki wybitne, szakszuce może nieco poskąpiono przypraw, ale bardzo przyzwoita. Dobra kawa i jajka w umiarkowanie dobrej cenie, w przyjemnym otoczeniu i fajnej lokalizacji. Niestety z ryzykiem, że ci przy jedzeniu ptak narobi na głowę, co też się i przy naszym stoliku przydarzyło 😉 Przesiadują tam pod dachem wróbelki i inne drobiażdżki i walą, nie przejmując się, czy targ czy nie targ.
WERANDA, STARY BROWAR
To właśnie tam wybieraliśmy się zjeść pierwszego poranka, ale jakoś tak skusił nas po drodze ten Le Targ, że nie dotarliśmy. Obie knajpy znajdują się na tym samym dziedzińcu, vis a vis siebie. Żałuję, że nie zdążyliśmy tam zjeść, tym bardziej, że dopiero z bliska zobaczyłam, jak w środku pięknie. Wiszące z wysokiego, szklanego sufitu, kolorowe dekoracje to taki znak rozpoznawczy tego miejsca – zmieniają się co jakiś czas i zaskakują gości nowym wystrojem. Zdecydowanie nie wygląda jak kolejna sztampowa kawiarnia w galerii handlowej, w ogóle nie wygląda jak kawiarnia w galerii handlowej. Bardzo ładne i klimatyczne miejsce. Latem mają też bar tuż przy samym parku, można tam kupić kawę, napoje i jedzenie na wynos – super opcja na śniadanie czy lunch na trawie.
LODOVNIA, STARY BROWAR
To miejsce przyciąga już z daleka – designerski kontener, wyłożony „kolcami” w kształcie lodowych rożków nie pozostawia złudzeń co do zawartości. Choć w sumie chyba bardziej bym się tam spodziewała jakichś lodów hi-tech niż naturalnych, ręcznie robionych. Nie spróbowaliśmy zbyt wielu smaków, bo tuż po śniadaniu miały na nie ochotę tylko dziewczyny. Porcje są spore, konsystencja fajna, Oreo smakuje jak śmietanka z ciasteczkami, sorbet też autentycznie. Kolorowe wafelki, zaskakujące smaki i do tego ta bryła – ktoś tu się dobrze bawi konwencją. Fajne miejsce.
Bistro Le Targ, Weranda i Lodovisko znajdują się na Dziedzińcu Sztuki Starego Browaru od strony Parku Dąbrowskiego, przy ul. Półwiejskiej 42
Park to swoją drogą jest nie byle jaki, bo tętniący życiem i przyjazny, pełen leżaków, z fajnym placem zabaw. W weekendy mieści się tu scena Miejskiego Grania, darmowe koncerty zaczynają się w soboty o 20, my załapaliśmy się na Rebekę. Brakuje mi takiej zielonej przestrzeni w Gdańsku, zazdro wielkie, Poznaniaki.
RYNEK I STARE MIASTO
Stare Miasto jak wszędzie – trzeba pójść, zaliczyć i wiać. Kolorowe kamieniczki i trykające się w południe koziołki zobaczyć wypada, ale nikt by mnie nie zmusił, żeby spędzać na dużych, miejskich rynkach latem więcej czasu. Choć ten gwar i muzyka ulicznych grajków pewnie mają swój urok, to jednak znacznie więcej dostrzegam go w małych uliczkach i podwórkach starego miasta, albo w ogóle poza nim. Kiedy tylko wyjdzie się poza ten wymuskany obrazek, od razu robi się ciszej i bardziej autentycznie.
BISTRO SZARLOTTA
Niesamowite, ile ciszej może być w takiej bocznej uliczce. Dosłownie parę metrów od rynku, na Świętosławskiej, można spokojnie zjeść smaczne śniadanie. Do wyboru – w przypominającym francuskie bistro, klasycznym, ładnym wnętrzu albo przy jednym ze stolików na chodniku, podczas gdy dzieci biegają sobie po ulicy, znajdując sobie kolejnych kumpli. Dobra kawa i spoko omlety – na słono, z dobrze doprawioną sałatką, albo z cukrem pudrem i konfiturami. W śniadaniowym menu znajdują się też oczywiście inne francuskie klasyki: croissanty, słodkie smażone tosty z chałki, kanapki Croque Madame i Mensieur. Smacznie i miło, a śniadania w bardzo przyzwoitych jak na tę lokalizacje cenach.
Bistro Szarlotta, ul. Świętosławska 12
NOCNY TARG TOWARZYSKI
Rozczarowanie. Uwielbiamy takie miejsca i ostrzyliśmy sobie na nie zęby – i na street food, i na brudny, industrialny klimat. Niestety mam wrażenie, że potencjał tego miejsca jest niewykorzystany – jest tam po prostu brzydko. Parasole i leżaki z wielkimi logotypami marek piwnych, drewniane ławy, trochę piachu, parę food trucków i DJ – to wszystko. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że można to było jakoś schludniej zaaranżować. Da się rzeczywiście wyhaczyć parę smakołyków, nawet w tak prozaicznej kategorii jak zapieks (świetne! chrupiące bagietki i fajne dodatki), pyszne bułki maślane z szarpaną wieprzowiną (u mnie z burakiem, kozim serem i rukolą, u małża – z bekonem, cheddarem i jalapenos, obie bardzo spoko). Smakowały nam też naturalne lody na patykach i belgijskie frytki. Ale wizualnie do poprawy zdecydowanie – ciągnie prowizorką, jest byle jak. Spodziewałam się znacznie więcej.
Nocny Targ Towarzyski, ul. Kolejowa 23
CAFE LA RUINA I RAJ
Kiedy wreszcie trafiłam do tego miejsca, które serwuje słynne na cały Poznań serniki, o którym tyle dobrego słyszałam, nie mogłam wyjść z podziwu dla blogerów kulinarno-podróżniczych. Tyle się naczytałam pochlebnych słów o klimacie i smakach Cafe la Ruina u mojej ulubionej Liski z White Plate, że byłam pewna, że wyjdę stamtąd objedzona jak bąk. Niestety nie wiem, jak oni to robią (ci blogerzy), że z każdego miasta i miasteczka mają po kilka recenzji knajp i cukierni, ale ja po późnym śniadaniu nie byłam w stanie wcisnąć już nic. Czaiłam się wprawdzie na sernik z mlekiem kokosowym, na spodzie z trawą cytrynową, co to się wydawał najlżejszy z całego towarzystwa, ale zanim uleżało mi się śniadanie, zniknął i zostały już same grube tematy w stylu solonego karmelu. A że byłam dodatkowo po kawie mrożonej po wietnamsku, z mega słodkim mlekiem skondensowanym, to poddałam się bez walki. Moi byli w tym czasie na torze saneczkowym nad Maltą, nie miałam nawet kogo wrobić w te ciasta i spróbować małego kęsa. No i w ten sposób nie mam Wam dziś nic do powiedzenia na temat tych knajp oprócz tego, że są rzeczywiście urocze ze swoim eklektycznym nieładem, mega sympatyczną obsługą, zapachem dobrej kawy (la Ruina) i kardamonu (Raj). Mam przynajmniej powód, żeby wrócić do Poznania. Następnym razem cisnę na Śródkę na głodniaka, to pewne!
Cafe La Ruina i Raj, ul. Śródka 3
…
P.S. Ogromnie Wam wszystkim dziękuję za masę gratulacji i ciepłych słów po informacji o mojej książce. Naprawdę nie spodziewałam się takiego entuzjazmu 🙂 Więcej informacji i sprzedaż na blogu po powrocie!
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Mieszkałam w Poznaniu kilka dobrych lat. Stary Browar znam jak własną kieszeń, pracowałam tam za czasów studiów. Piękne miasto, rozwija się w oszałamiającym tempie.
Super wpis…. fajnie, ze sie Wam podobało …. Ja mieszkam tutaj lat 24 i niestety muszę stwierdzić, ze inne miasta znacznie wyprzedziły Poznań…. Gdańsk, Torun, Bydgoszcz czy Krakow…. Tam jest czysto, widać rozwoj, a nie tylko nowe centra handlowe….( pokłosie poprzedniego prezydenta) fajnie rozwijają sie Jezyce, Wilda… ale to ciagle duuuzo wolniej niż w innych miastach… rzeka w ogóle nie wykorzystana, bo o tych plażach nie wspomnę , no ale mam nadzieje, ze to sie zmieni… Bawcie sie dobrze w Berlinie….!!! Buziole dla wszystkich
Nawet na „urlopie”ciśniesz postami!Szacun!Piękne zdjęcia!
Musisz w Krakowie sprawdzić 'Bezogródek – food truck park’ 😉
Zapraszamy do Poznania częściej! Ja za ruiną i rajem nie przepadam- wg mnie mamy dziesiątki lepszych serników w innych miejscach a ruina jest wg mnie brudna i hmmm…bez żadnego polotu. Następnym razem zajrzyj do Hum-hum tez na Śródce (kuchnia libanska), polecam najlepsze steki w Evil Steakhouse a także Falla czy Brisman Cafe 🙂 jest w czym wybierać, ale warto włączyć trzeci i czwarty żołądek :))))
jesses co raz fajniejszym fotografem Polko, fajne kadry
Ach Polko, jaka szkoda, że nie przeczytałam Twoich rekomendacji przed naszą długoweekendową wyprawą do Pozn. My mamy swoje rozczaro i pozytywne zaskoczenia. Mąż – tropiciel dobrych steków – odkrył bistro U Rzeźników – z dala od turystycznego centrum, a jedzenie wyśmienite. Ciekawie urządzone. Polecam następnym razem.
Piękne zdjęcia! Widać, że podróż bardzo Wam się udała i że przywieźliście z Poznania wiele pięknych wspomnień.
Kochana cudownie się czyta takie podróżnicze wpisy i nawet jak człowiek sam nie może tam być to jakby śniadanie wspólne zaliczone. Szkoda tylko że nie zawsze podajesz te ceny. Czasem dobrze wiedzieć ile gdzie za śniadanko sobie liczą. To tak jak z tym pudrem za trzy dychy????
Aczkolwiek opinia o Nocnym Targu Towarzyskim bardzo krzywdząca i szalenie powierzchowna. Tak, to miejsce JEST prowizorką, bo teren został tylko grzecznościowo użyczony przez PKP, więc nie można tam wiele zrobić. Może kiedyś, ale póki co to jest pierwszy sezon na próbę. W tej samej hali nadal są remontowane pociągi. Podobnie z parasolami, nikt nie wyda worka pieniędzy na parasole, jak może się za miesiąc okazać że koniec imprezy bo PKP się rozmyśliło. Tam trzeba się wyluzować, bo to nie knajpka „ą i ę” 🙂
Nie planowałam nikogo krzywdzić, ani też nie udaję, żebym temat zgłębiła, choć mam wrażenie, że jedna wizyta wystarczy, żeby mieć swoje zdanie. Moje jest takie, że przestrzeń jest niechlujna i niedopracowana. To, co piszesz trochę mi to tłumaczy, nie mniej jednak nadal uważam, że miejsca wyluzowane mogą wyglądać znacznie lepiej. Nie oczekiwałam po tym miejscu ani „ą”, ani „ę”, co nie zmienia faktu, że to, co zobaczyłam mnie rozczarowało.