Mega fajny był miniony miesiąc, zupełnie jak nie styczeń. Zasadniczo nie lubię pierwszego kwartału roku, zwykle brakuje mi słońca, a w związku z tym i energii, a z takimi zjazdami to sobie kiepsko radziłam w przeszłości. W tym roku jednak nie zbliżyłam się nawet do krawędzi tej czarnej dziury, co to mi się w nią nie raz zdarzyło wpaść w podobnym czasie. I nie, nie znalazłam złotego środka na styczniowe zjazdy energetyczno-nastrojowe. A w każdym razie nie innego niż pogodzenie się z tym i aktywność życiowa spowolniona, lecz bez wyrzutów sumienia. Bez tej frustracji, która towarzyszyła mi przez wiele styczniów i lutych mojego życia. Jakoś nareszcie umiałam sobie wytłumaczyć, że to jest ok, że po intensywnej końcówce roku, nie trzeba od razu wskakiwać w nowy na pełnej bombie. Że można odpocząć, mniej pracować, więcej spać, można przez kilka tygodni nie mieć zbyt wielu błyskotliwych pomysłów. Oraz – wydać trochę tej kasy, co to się ją w pocie czoła zarobiło, spić trochę śmietanki, odciąć kuponik. Akcja „styczeń bez depresji” zakończyła się u mnie w związku z powyższymi założeniami pasmem sukcesów, począwszy od oglądania seriali pod kołdrą, przez popołudniowe drzemki, kulinarne eksperymenty, liczne spacery z psem, nieśpieszne szukanie inspiracji zamiast naparzania postów na akord, skończywszy na spontanicznym wyjeździe do stolicy Portugalii, podczas którego tylko raz sprawdziłam pocztę 🙂
LIZBONA
Ten wypad utwierdził mnie w przekonaniu, jak bardzo potrzebne są takie zimowe urlopy, choć nie ukrywam, że jednak następnym razem będę szukała konkretnego wygrzania się i bardziej relaksującej formuły, a na city-break’i lepiej wybierać się wiosną i jesienią. Wiem jednak, że to najlepsze, co mogliśmy ze sobą zrobić zimą bez paszportu i przy mojej niechęci (i obojętności reszty rodziny) na uroki sportów zimowych 😉 I z całą pewnością ten lizboński tydzień był moim styczniowym zachwytem – kolorowy, inspirujący, odświeżający swoją odmiennością, wnoszący oddech i tę dawkę urokliwej nowości, której tak bardzo potrzebowałam. Pierwszy wpis z relacją z tego wyjazdu jest już na blogu, a kolejny pojawi się niebawem.
PODRÓŻNE GADŻETY
O ile dobierając sobie okrycie wierzchnie na wyjazd, okazałam się nadmierną optymistką, tak już reszta ekwipunku okazała się bardziej funkcjonalna 😉 Śmiałam się podczas pakowania, że nasze ferie sponsoruje literka P jak Pan Pablo, bo większość akcesoriów na podróż okazała się z tego sklepu. No, ale co zrobić, jak oni są mistrzami miejskiego stylu, jak tam są zawsze wygodne sneakersy, największy wybór pięknych plecaków, najfajniejsze butelki, a do tego jeszcze zgrabne walizki kabinowe i najbardziej twarzowe z hipsterskich kapeluszy?! I to wszystko sprawdziło nam się w samolocie, na lotniskach oraz podczas chodzenia po mieście więcej niż dobrze. Bo to są takie rzeczy, że jak przychodzi paczka, to człowiek podziwia i gładzi z zachwytem, a potem zabiera je na miasto i zastanawia się, gdzie były, kiedy ich nie było. Począwszy od kultowych Kankenów, przez genialne, arcywygodne buty Saucony, świetną walizkę kabinową, nerki, po ultralekkie butelki na wodę i składane, silikonowe kubki na kawę.
ODKURZACZ PIONOWY ELECTROLUX ERGORAPIDO
No dobra, ale umówmy się, moje życie to nie tylko podróże lotnicze i zadawanie szpanu w europejskich stolicach szykownymi kapeluszami. Moje życie to jednak bardziej kupowanie warzyw w budce koło przedszkola, zapewnianie stałych dostaw pieczywa i srajtaśmy, obsługa pralki automatycznej i inne podobnie przyziemne sprawy. Lista codziennych, domowych upierdliwości wydłużyła nam się ostatnio istotnie za sprawą pieska. Czarnego pieska na białej podłodze – uściślijmy. I tu chyba nawet nie trzeba nic dodawać, czarny szczeniak na białej podłodze – to mówi samo za siebie, tu nie ma sensu nikomu tłumaczyć, tu każda pani domu złapie się za głowę i wypowie na wydechu cichutkie, empatyczne „upsss”. Podsumuję to zatem tylko tak – zwiększyła się u nas częstotliwość odkurzania i mycia podłóg. Zwiększyła się bardzo, tak w porywach do trzech razy dziennie 🙂
Potrzebne było nowe narzędzie, lekkie i poręczne, i nie że zakopane w garderobie pod walizkami i starą lampą, którą drugi rok sprzedaję na allegro, tylko takie serio pod ręką. Ponieważ wiele zabrudzeń podłogi, czynionych przez psa, ma charakter wilgotny i/lub mazisty, myśleliśmy początkowo o odkurzaczu pionowym ze zbiornikiem na wodę, takim z funkcją mycia i ja serio nie ustaję w fantazjowaniu o takim narzędziu, jednak żadne z dostępnych na rynku nie wydało się nam odpowiednie. Testy i recenzje nie zostawiały złudzeń – nie wymyślono jeszcze systemu, który dobrze odkurza i myje, a nie tylko maże. Bieganie z mopem i szmatą zaliczyłam zatem do dziennej dawki gimnastyki, a odkurzacz kupiliśmy pionowy i lekki, a jakże, lecz nie myjący – Electrolux Ergorapido. Ale do rzeczy, miłe panie, drodzy panowie – jak to wsysa! Jakież to jest cudownie zwrotne urządzenie! Z jaką gracją sunie i pożera te brudy jak dziki, docierając w każdy kąt! Wspaniałe jest to na tyle, że można polubić odkurzanie, serio. Żadna ze mnie pani gadżet, ale tutaj – zachwyt, wielka przyjemność użytkowania i ta łatwość, brak tej dziwnej bariery psychicznej, jaką się miewa przed wyjęciem odkurzacza z szafy czy innego schowka dla piachu z butów czy okruszków z jednej bułki. A z tym odkurzaczem – cyk, i posprzątane. Trochę się wstydzę tego wyznania, bo jednak miałam się za nieco mniej prozaiczną, ale uwielbiam to urządzenie, zaliczam je do gatunku zmieniających życie.
LOKÓWKA AUTOMATYCZNA PHILIPS MOISTURE PROTECT
Jeszcze jeden poczyniłam w styczniu zakup w sklepie z elektroniką i to ponownie jest urządzenie, które chcę polecić. O ile oczywiście lubicie seksowne pukle, grube fale, puszyste loki, spływające miękko na ramiona – bo jak nie, to przejdźcie dalej. Chociaż nie, sorry, główna bohaterka serialu z kolejnego akapitu też nosi sprężyste loczki 😉 A tak serio – mnie się szalenie podobają takie fryzury, gdzie ma miejsce lekki bajzel włosowy, taki luz kontrolowany. I żeby włosy pracowały jakoś, ja nie mówię, że figlarnie od razu, spokojnie, mam trzydzieści osiem lat, męża i dwie córki! Ale fale jakoś tak życia dodają po prostu, i uroku, a tego czuję, że mam czasem w deficycie i wtedy ja sobie, proszę Was, ciach! – włosy kręcę.
Lokówką automatyczną konkretnie, marka Philips, model – Moisture Protect (czyli że siana nie robi). Nie jest najtańsza niestety, ale trafiłam na promkę (warto się przyczaić, ponad stówę taniej zanabyłam) oraz liczę, że okaże się równie trwała, co termoloki marki Łucznik, którymi zostałam obdarowana na Gwiazdkę 2012, i do dziś działają. Bo że będzie łatwiejsza w obsłudze i będę umiała zrobić nimi super fryzurę w dziesięć minut, nie parząc sobie przy tym palców, to już wiem. To jest serio rzecz dla fryzjerskich antytalentów, manualnych łajz i pierdół wszelkiej maści – wkładasz pasmo, ona wsysa, czekasz dziesięć sekund, wypluwa loczek i kolejne pasmo, i tak dalej – banał! Warto podzielić włosy na kilka części – najlepiej mi idzie, gdy oddzielam wierzchnie warstwy, powyżej ucha i spinam na czubku, na początku układając dolne pasma, a dopiero w drugiej kolejności wierzch. Na koniec głowa w dół, małe szu-szu, coś jak J-Lo na finale Superbowl, odrobina lakieru i od razu człowiek jakiś ładniejszy. Może nie od razu jak Jennie, ale wstydu nie ma.
„FLEABAG”
Dawno nie polecałam Wam żadnego serialu, bo też i same średniaki oglądałam. Średniaki, albo kolejne sezony tytułów, o których wcześniej pisałam (ostatnio „Grace i Frankie” i „Sex Education”), generalnie żadne arcydzieła, raczej letnie emocje, nic wgniatającego w fotel. O „Fleabag” usłyszałam w Trójce w samych superlatywach, ta radiowa recenzja zaintrygowała mnie na tyle, że już wieczorem zakładałam konto na Amazon Prime Video, gdzie można obejrzeć ten serial.
Potrzebowałam dwóch odcinków, żeby oswoić się z konwencją, w której główna bohaterka zwraca się do widzów, komentując to, co jej się przytrafia czy puszczając oko do kamery, czyli tzw. łamania czwartej ściany. No a potem przepadłam w tragikomicznym, pełnym zabawnych wtop i fakapów, dojmująco samotnym świecie Fleabag, czyli „Współczesnej dziewczyny”, jak postanowiono przetłumaczyć tytuł (buuu).
Sześć nagród Emmy nie poszło do twórców serialu za darmo – to naprawdę jest intrygujący, wciągający, dający do myślenia, fenomenalnie skonstruowany komediodramat. Phoebe Waller-Bridge rysuje mi się tu jako geniusz kina, niesamowicie mi imponuje, będąc jednocześnie autorką scenariusza, producentką i odtwóczynią głównej roli. Fenomenalnie gra sarkastyczną dziewczynę, która z ironii i przygodnego seksu stworzyła swoją tarczę przed światem, zapomnienie od traumatycznego doświadczenia i rozczarowujących relacji z otoczeniem. Otoczeniem, które, swoją drogą, składa się z całego katalogu rewelacyjnie narysowanych i odtworzonych, różnorodnych, zabawnych albo smutnych, ale zawsze – barwnych i arcyciekawych postaci. Ten serial to jest śmiech przez łzy, zachwyt i ścisk w dołku. To jest taki must-see, że ja nie mam więcej słów. Mam tylko jedno „ale” – jest za krótki, dwanaście dwudziestoparominutowych odcinków zostawiło mnie załamaną, że tak szybko się skończył. Cudo.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Polko jesteś w błędzie myśląc że nie ma takiego odkurzacza co to odkurza i myje i nie marze. Owszem jest i świetnie się sprawdza właśnie przy psie. Sama mam i sprawdza się bardzo i zawsze pod ręką. Wcześniej oglądając różne filmiki i opinie pochodziła do niego bardzo sceptycznie ale jednak podłogi pozostawia mega czyste. To cudo to bissell crosswave i polecam gorąco
Ooo, dzięki, oglądałam i czytałam kilka recenzji innych modeli, ale o tym faktycznie nie słyszałam.
Odkurzacz też mam i fajnie wciąga, niestety bateria trzymała dokładnie 23 miesiące i umarł, po naprawie gwarancyjnej 12 miesięcy. A potem koszt naprawy 350zl ;( wiec fajny, bo mozna szybko chociazby okruchy odkurzyż ale krótkie życie ma ta bateria.
Lizbona piękna o każdej porze roku 🙂 Przepiękny makijaż oczu, jaki to cień ?
Czy ta lokówka nada się do włosów trochę dłuższych niż do ramion? Noszę się z zamiarem zakupu, ale gdzieś kiedyś przeczytalam, ze nie nadaje się do długich włosów.
Superdługie mogą się faktycznie przy wkręcaniu w ten tulipan plątać, ale myślę, że trochę dłuższe od moich jeszcze będą ok.
Boziulku, jak ja lubię czytać Twoje teksty, mam książki i uwielbiam Twój styl pisania👍 Poza tym myślę o tej lokówce nowoczesnej, tylko nie wiem – czy do włosów takich do ramion to też się nada?
No jasne, do każdych, krótsze nawet łatwiej będzie kręcić 🙂
Do tego odkurzacza to Ci polecam kup sobie mopa pionowego z pojemnikiem na wodę. No cudo! To jest dopiero moje odkrycie stycznia!!!35 polskich złotych a podłoga mopowana częściej w jednym miesiącu niż przez 3 lata mieszkania:D Nie wiem jak mogłam wcześniej żyć bez tego sprzętu??
Lokówka kusi, bo ja to jestem książkowe „beztalencie włosowe”:/
Podeślesz linka do mopa? 😀
Oj niestety, nie pamiętam modelu, trzeba szukać odkurzaczy z funkcją mycia po prostu.
Lokowka kuuusi…tylko troche mi glupio, bo mam juz 4 inne akcesoria wlosowe, ale chyba jednak sie skusze 😉
Co do seriali to polecam bardzo „The good place”-swietne, inteligente poczucie humoru, sama nie moge w to uwierzyc, ale ogladam juz 2 raz 🙂
Ooo, dzięki, sprawdzę niebawem, bo właśnie się rozglądam za kolejnym 🙂 A lokówkę polecam, naprawdę prosta w obsłudze i ładnie kręci
Polko, a ja zapytam, skąd Twój szałowy szal?
oj, stareńki już, dawno temu w Kiabi
Ciekawy wpis 🙂 Ja jeszcze w Lizbonie nie byłam, w marcu wybieram się za to do Aten 🙂 Z rzeczy do domu zachwyciła mnie za to roomba, którą dostałam na urodziny i pralko suszarka 🙂 Zauważyłam, że dzięki urządzeniom mam więcej czasu 🙂