Czasami wciąż nie mogę się nadziwić, co ja w ogóle robię. No kto by pomyślał, że mi się tak życie potoczy. Nie wpadłabym przecież nigdy na to, że będę kiedyś biegać z aparatem wokół stołu, dokładać gałązek, światełek i wykonywać zdjęcia z kosmetykami w roli głównej. Blog, książka – to nie są rzeczy, które przyszłyby mi do głowy jeszcze pięć lat temu nawet. Że o kosmetykach będę się wypowiadać? Doprawdy zabawne. Może i miałam od dawna jako taki dryg do makijażu, ale żeby mi się półki w łazience uginały – tego nie mogłam o sobie powiedzieć. Nie specjalnie zwracałam uwagę na etykiety, nie kupowałam cudów. Pięć lat temu zmieniłam wyprodukowany w koncernie krem z Rossmana na inny wyprodukowany w koncernie krem z Rossmana, taki z 30 na opakowaniu i żyłam dalej, a moje zainteresowanie przemysłem kosmetycznym było podobne, co techniką wytwarzania kiełbasy śląskiej. Organic, fair trade – to były hasła, o których czytałam w trend bookach, nie na opakowaniach kupowanych przeze mnie produktów. Znałam je z Londynu, gdzie długo zajęło mi skumanie, dlaczego jeden ser jest dwa razy droższy od drugiego z powodu tego właśnie „organic” na opakowaniu. I ja siebie teraz absolutnie za dawną ignorancję nie winię, wiem przecież, że ten ekologiczny boom przyszedł do nas później niż na zachodzie Europy i w zasadzie to do dziś nas jako społeczeństwo średnio stać na zdrowy styl życia i etyczny handel. I choć inną mam dziś świadomość, to jednak nadal ubieram i siebie, i rodzinę, głównie w sieciówkach, a i tak płaczę, że drogo – takie są u nas jednak relacje cen do zarobków, że o szerszym niż obecnie wspieraniu polskich projektantów (czyt. jeden – dwa ciuchy na sezon) jeszcze długo pewnie będę mogła co najwyżej pomarzyć.
Ale wróćmy do kosmetyków – tu sytuacja jest nieco prostsza niż w przypadku rodzimej produkcji galanterii skórzanej na ten przykład, ceny są zróżnicowane, ale rzadko zaporowe, większość odnajdzie tu coś na własną kieszeń. Być może to nieco więcej wysiłku niż zajść do Rossmana wracając z pracy, ale ja już nawet nie zastanawiam się, po co. Po prostu zmieniłam się w ciągu ostatnich paru lat jako konsumentka potężnie. Podejmuję ten wysiłek, sprawdzając zawsze kraj pochodzenia marchwi, jeżdżąc do sprawdzonego mięsnego, zamiast wrzucać tackę z mielonym do koszyka w dyskoncie. Czytam etykiety, wybieram proste składy, lokalne warzywa; ubrania czy buty kupuję rzadziej, za to lepszej jakości. Etyczne zakupy to nie fanaberia czy snobizm, zwłaszcza, jeśli ceny są porównywalne – wybór tego, co wyprodukowane bez wyzysku, niszczenia środowiska, nie testowane na zwierzętach, zdrowe dla ciała, wreszcie – tego, co polskie, to wyraz odpowiedzialności, wrażliwości, rozsądku i patriotyzmu. I choć nie pomyślałabym jeszcze pięć lat temu, że mi się tak życie potoczy, to dziś wiem o kosmetykach więcej, niż kiedykolwiek. Poznałam, co dobre i nie zamieniłabym na inne. Czuję, że to jakość, za którą moja skóra jest mi wdzięczna – serio, po roku stosowania w większości naturalnych, polskich kosmetyków moja cera wygląda lepiej niż kiedykolwiek. Jestem wielką fanką tych produktów, bo widzę, ile są warte. Z przyjemnością wspieram je i popularyzuję – zarówno kosmetykę naturalną, jak i rodzime marki, którym gorąco kibicuję. I dlatego taki mały apel mam w tym przedświątecznym czasie – skoro i tak dajemy innym zarobić, niech będzie to rodzinna firma, mała, założona przez zapaleńców manufaktura, marka prowadzona przez odważną kobietę, drogeria internetowa kosmetycznej pasjonatki zamiast jednego z tysięcy sklepów, które i tak zbiją bez tej naszej stówy kokosy.
Przygotowałam dla Was przegląd takich właśnie marek – polskich, zrodzonych z pasji i marzeń, kreatywnych, produkujących wspaniałe kosmetyki, sprzedawanych w drogerii internetowej kosmetycznej pasjonatki:
Nacomi (klik)
Już od jakiegoś czasu przyglądałam się tej marce, moją uwagę zwrócił wyróżniający się, uroczy design opakowań. Ta polska firma wytwarza naturalne kosmetyki w małej wiosce na południu Polski, lecz wyglądem odbiegają one mocno od minimalistycznych standardów branży. W swojej ofercie mają kosmetyki do ciała, twarzy, włosów, a także dla dzieci i mężczyzn. Wszystkie, z wyjątkiem tych ostatnich, mają pastelowe opakowania i kuszą słodkimi nutami ciasteczek, puddingów, babeczek i szejków. Również formuły przywodzą na myśl desery – lekkie, puszyste musy czy galaretki. Ja zaczęłam testowanie od tych mniej deserowych produktów – koktajli (maseczek) oraz peelingu do twarzy i muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobają. Peeling jest drobniutki, świetnie ściera i niesamowicie wygładza skórę, ma słodki, borówkowy zapach, a maseczki są kremowe, aksamitne, wspaniale nawilżają i napinają. Koktajle robią świetne, luksusowe niemal wrażenie, są napakowane naturalnymi ekstraktami, olejami i witaminami. Co ciekawe – można stosować je jako maseczki do twarzy, pod oczy albo jako intensywne serum na noc.
Nacomi – Liftingujący koktajl do twarzy
Nacomi – Nawilżający koktajl do twarzy
Nacomi – peeling wygładzający
Clochee
Mam jeszcze większą sympatię do tej marki, do kiedy wiem, że jest dziełem dwóch młodych kobiet – niezmiennie inspirują mnie historie takich biznesów. Jakoś przyjemniej kupuje i używa się czegoś, co powstało z pasji i marzeń. Dziewczyny wymyśliły sobie bowiem preparaty, jakich same chciałyby używać. Nie mogąc znaleźć kosmetyków, które w pełni by im odpowiadały, stworzyły Clochee – markę w 100% ekologicznych produktów. Firma fajnie się rozwija i wciąż poszerza swoją ofertę. Po seriach do twarzy i ciała, przyszła pora na włosy – nowością jest linia szamponów i odżywek, odpowiadających na różne potrzeby (wybrałam regenerującą). Szampon, jak większość tych naturalnych, jakich miałam okazję używać, dla mnie niewystarczająco się pieni, do umycia długich, gęstych włosów musiałam wylać sporą część tej niewielkiej tubki. Ale już odżywka wspaniała! Oba kosmetyki pięknie i intensywnie pachną, balsam jest gęsty, aksamitny, już w trakcie nakładania rewelacyjnie wygładza włosy. Po użyciu są śliskie, nawilżone i błyszczące, świetnie się rozczesują – bardzo udana formuła.
Clochee – regenerujący szampon i odżywka
Phenomé
Zauroczenie. Już od pierwszego wejrzenia, bo opakowania z gatunku najulubieńszych – proste, lekko apteczne, bardzo stylowe. Ciemne, szklane słoiczki, metalowe tuby – mniam. A potem ta historia – kobiety, która zakochała się w tych kosmetykach i postanowiła rzucić dla nich pracę w korporacji. Najpierw została franczyzobiorcą, później – dystrybutorem na cały kraj, by ostatecznie przejąć całą markę i zostać właścicielką firmy, zarządzać wraz z przyjaciółmi jej produkcją i dystrybucją. Kupuję tę narrację całym moim, uwielbiającym silne kobiety sercem! Phenome to preparaty z wyższej półki – trochę droższe od większości polskich marek, oferujących naturalne kosmetyki. Czuję, że tutaj płaci się nie za luksusowy wizerunek, ale wiedzę technologiczną i cenne składniki aktywne, wybierane bez oszczędności. Przetestowałam na razie krem do twarzy oraz ten do rąk i mam wielką ochotę na więcej. Formuły są zachwycające – niesamowicie aksamitne, cudownie kremowe, zjawiskowe. Oba fantastycznie wygładzają skórę, do tego stopnia, że nie mogę przestać się po nich głaskać 😉 Czuć tutaj rewelacyjną jakość od pierwszego użycia – jeśli szukacie pomysłu na prezent dla wymagających, to jest świetny trop.
Phenomé – regenerujący krem do rąk
Phenomé – nawadniający krem do twarzy
Mokosh
Używałam już wielu różnych kosmetyków tej firmy i bez wątpliwości powiem, że to mój absolutny top, jedna z najfajniejszych polskich marek. Mam do niej ogromną sympatię – wydaje mi się jakaś taka ciepła, mądra, dojrzała. Starannie przemyślana w każdym calu – wizualnie i jeśli chodzi o zawartość pięknych, minimalistycznych słoiczków i butelek. Jeszcze żaden w produktów mnie nie zawiódł, a poznałam już chyba każdą kategorię: oleje, hydrolaty, kremy do twarzy, pod oczy, glinki, eliksiry, balsamy, peelingi, sole. No i miłość jest, bez dwóch zdań. Mokosh oferuje wysokiej jakości produkty bazowe: czyste, naturalne oleje i olejki eteryczne o wielu zastosowaniach i wieloskładnikowe, gotowe kosmetyki, rodem z najlepszego spa. Wszystkie, jak jeden mąż, mają genialne konsystencje i niepowtarzalne zapachy. Pomarańcza z cynamonem to jest jakiś odjazd, absolutny sztos – zapach głęboki, soczysty, jednocześnie świeży i ciepły, mój ulubiony.
Mokosh – masło do ciała pomarańcza z cynamonem
Mokosh – sól pomarańcza z cynamonem
Iossi
W tym zestawieniu reprezentowane jest skromnie, bo tylko jednym, malutkim koktajlikiem pod oczy, ale znamy się nie od dziś. Bardzo lubię ich serum rozświetlające i to cudowne, korzenne masło (którego po ostatnim wpisie wykupiłyście cały zapas z Ekopolki ;)) i koktajl też polubiłam, choć używam go zbyt krótko, żeby zaobserwować jakieś spektakularne rezultaty. Jak na cerę nie narzekam, tak wokół oczu zaczyna być widać, że jestem już stara – są podpuchnięte, coraz więcej pojawia się drobnych linii w kącikach. Ale smaruję się dzielnie, bo obiecuje dużo – to aksamitny olejek, napakowany witaminami i Retinolem, który ma zatrzymać proces starzenia się tej delikatnej skóry wokół oczu. Bardzo delikatny, nie podrażnia, skóra jest po nim rano ładnie wygładzona. Krakusy z Iossi znają się na rzeczy – sami macerują zioła, wykonują ekstrakty, dobrze bawią się, tworząc kolejne receptury i zapachy. Są jak kucharze z pasją, tylko zamiast zupy mieszają kremy 😉
Iossi – witaminowy koktajl pod oczy na noc
Hagi
Swoją przygodę z Hagi zaczęłam z własnej inicjatywy, nie był to rezultat żadnej współpracy z drogerią, jak w przypadku większości pozostałych marek. Pamiętam, że kupiłam dwa peelingi do ciała i dwie świece – dla siebie i dla przyjaciółki. Zresztą niewiele więcej oprócz ładnie opakowanych mydeł w tamtym czasie mieli do zaoferowania, tym przyjemniej jest patrzeć na wciąż poszerzający się asortyment oraz kolejne nagrody, które zgarniają za swoje produkty. Tu też znam już chyba wszystko, oprócz słynnego mulitkremu, testowałam mydła, balsamy, peelingi, pomady i pudry do kąpieli. Jestem wielką fanką tych ostatnich – dodawałam je nawet dzieciom do wanny, kiedy miewały jakieś problemy alergiczne albo suchą skórę i wiem, że mają właściwości wręcz lecznicze. Druga największa miłość to ich świece – uwielbiam te słoiczki, proste etykiety i intensywne zapachy. Korzenna pomarańcza genialna! Tym razem przetestowałam kolejną wersję pomady – z masłem capuacu, o przyjemnym, słodkim i ciepłym zapachu. Te sztyfty są świetne na suche łokcie, kolana, stopy czy do mocno zniszczonej skóry dłoni. Idealne dla potrzebujących intensywnej regeneracji facetów (rokitnikowa na bardziej męski, cytrusowy zapach).
Hagi – balsam z ekstraktem z granatu i imbiru
Hagi – pomada do ciała z masłem capuacu
Hagi – świeca korzenna pomarańcza
Na ten świąteczny czas, i na sylwestrowe szaleństwa świetny będzie olejek ze słynnej, nagradzanej serii „Wakacje na Bali”. Zawiera małe drobinki złota, ale spokojnie – nie jest to blask kuli dyskotekowej, tylko dyskretne, satynowe wykończenie, z mikroskopijnymi opiłkami złota, które sprawia, że skóra robi wrażenie bardziej jednolitej dzięki delikatnemu odbijaniu światła. Taki pielęgnujący rozświetlacz do ciała o intensywnym zapachu świeżej trawy cytrynowej. Opakowanie z pompką i żelowa formuła sprawiają, że bardzo wygodnie się z tego korzysta, nie plamiąc jednocześnie połowy łazienki.
Hagi – olejek do ciała z drobinkami złota „Wakacje na Bali”
ASOA
Pewnie nie sięgnęłabym z własnej inicjatywy po tę markę. Przyznaję, jako wzrokowiec wybieram w pierwszej kolejności to, co wpadnie mi w oko, a tu cóż – oszczędne, umiarkowanie designerskie liternictwo, opakowania niby poprawne, ale jakieś toporne. Myślę, że tu sprawdza się zasada „coś za coś” – może i słoiczki nie powalają urodą, ale za to ceny są świetne, a obietnice wysokiej jakości składników – kuszące. Asoa oferuje ekologiczne produkty bazowe – nierafinowane, czyste oleje, wody roślinne czy sok z aloesu i gotowe kosmetyki – peelingi, masła i kremy. Ja przetestowałam właśnie produkt z tej ostatniej kategorii i muszę przyznać, że to jest ciekawa propozycja. Z jednej strony – bogate w składniki serum o wszechstronnym działaniu, z drugiej – szybko wchłaniająca się konsystencja, idealna na dzień, producent zaleca wręcz, że jako baza pod makijaż i ja to potwierdzam – cera jest po nim matowa, ale jednak dobrze nawilżona, podkład świetnie się trzyma. Myślę, że to dobrze rokująca marka, która przy odrobinie finezji w temacie identyfikacji wizualnej ma wielkie szanse na tym wymagającym, polskim rynku kosmetyków naturalnych.
Asoa – serum dla koneserów odżywczo – nawilżające
…
Wpis powstał we współpracy z drogerią internetową Ekopolka.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Napisz mi proszę gdzie kupię tę złotą wstążkę z ostatniego zdjęcia?
Piękne zdjęcia 🙂
Mnie niestety serum asoa zrobiło z twarzy taką masakrę, że aż przykro 🙁 czekam, że to może przesilenie jakieś, ale kurcze już trzeci tydzień jest dramat 🙁
Uwielbiam te kosmetyczne wpisy, zdjęcia są piękne. Potrafisz namówić na nowe kosmetyki – po ostatnim wpisie czekam na zamówienie z Ekopolki. 🙂
Kosmetyki wyglądają obłędnie, chyba się skuszę. A przy okazji mam pytanie gdzie można kupić ten dywan z Pani salonu, zależy mi na tym konkretnym modelu.
Kosmetyki pięknie się prezentują i pewnie mają dobre działanie, lecz te ceny są porażające, sorry ale dla osób zarabiających ok 2000-2500 na rękę ciężko pozwolić sobie na takie cudeńka, a szkoda bo uwielbiam takie klimaty 🙂 Pozdrawiam ciepło.
Serum od asoa jest świetne 🙂 jak dla mnie Design fajny i czytelny bez przekombinowania myślałam że oceniasz tu kosmetyki a nie względy estetyczne bo gust każdy ma inny 😉 . Co do samego kosmetyku idealny pod makijaż idealny na noc 🙂 nie uczula jest świetny możliwe że masakrę zrobiło Ci coś innego bo komentarze i opinie ma same pozytywne .
Polko , tyle już razy kupowałam reklamowane przez Ciebie produkty w tym kosmetyki, jednak prawie za każdym razem okazywało się, że to niewypałem . Rozumiem że na reklamach się zarabia jednak z większą uwaga radziłbym polecać reklamowane marki.Czy warto pchać się w coś co jest do kitu i zachwalac , by zarobić parę groszy…? Czy być wiarygodna dla odbiorców.
Pozdrawiam i życzę obiektywnych wyborów.
Przykro mi, że moje wybory Ci nie podpasowały, ale sądzę, że to raczej kwestia indywidualnych upodobań, potrzeb skóry itp. Pierwszy raz słyszę coś takiego, dostaję natomiast mnóstwo podziękowań i potwierdzenia, że moje wybory sprawdziły się u innych. Polecam marki z dużą uwagą, sama wybieram produkty z drogerii i piszę otwarcie, kiedy mi się coś mniej spodoba, więc Twoje słowa się niesprawiedliwe. Zdarzało mi się nawet nie pokazywać wybranych wcześniej rzeczy, jeśli nie byłam w stanie ich polecić, więc oskarżenie nietrafione.
Przepiękne zdjęcia 🙂 uwielbiam polskie marki. Muszę spróbować tej pomady z Hagi, wiem, że cudnie pachnie! Natomiast serum Asoa jest dla mnie numerem jeden. Pięknie wygładza skórę i szybko się wchłania. Cena bardzo kusząca!
Hmm widać to zależy od gustu. Mnie etykiety firmy asoa niezwykle urzekły swoją prostotą i nienaganną estetyką. Szczególnie mogę polecić nowość tej marki – Serum Rewitalizacja, która nie dość, że obłędnie pachnie to również działa cuda 🙂
Ja jestem zachwycona Twoimi zestawieniami. Jesteś pierwszą osobą, która swoimi opiniami w pięknej oprawie namówiła mnie na zakupy. Czy moglabyś polecić też kosmetyki dla dzieci. Wybieram krem na zimę dla moich dziewczyn. Czy macie jakieś sprawdzone-ulubione? Pozdrawiam i gratuluję!
Dziękuję 🙂 Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z zakupów 😉 A dla dzieci nie mam nic ulubionego, one nie cierpią kremowania obie, więc to u nas ostateczność przy mrozach jedynie, do tej pory używałyśmy najczęściej Nivea albo Bambino
Ola, Hagi ma mieć dla dzieci nową linię. A póki co można coś wybrać z oferty Ministerstwa Dobrego mydła (to akurat moja ulubiona polska firma kosmetyczna)- tez oczywiście naturalne składy
Polko, a jakiego kremu uzywasz?? na noc i na dzien??
Wiadomo-kwestia gustu. Kazda marka ma swoj design ale mnie bardzo podobają się etykiety od asoa. Proste i bezpretensjonalne. A ich kosmetyki- dawno nie używałam lepszych. Z Twojego zestawienia uwielbiam też hagi! Dzięki!
Ok, to pierwsze zamówienie na ekopolsce za mną 😉 Przydałoby się jakbyś czasem skombinowała od nich jakiś rabacik dla nas, bo z pewnością dzięki Twoim profesjonalnym opiniom mają sporo zamówień. Szkoda tylko, że te świece wyprzedane. Ale wzięłam zimowy las 🙂 Ale najbardziej czekam na peeling, trzeba się troszkę porozpieszczać 😀
Wszystko pieknie ladnie… Czytajac bylam kuszona kupic jakis produkt dla sprawdzenia bo Polko potrafisz tak opisac ze sie tego chce… Ale mam jedno zastrzezenie… To sa polskie marki… Dlaczego zatem zadna nazwa firmy nie ma nic z polskosci? Gdybym widziala taki czy inny produkt na polce bylabym swiecie przekonana ze to z zagranicy… Czy ci producenci czesciej producentki, uwazaja ze jak nazwa jest bardziej holenderska czy francuska to my konsumentki bardziej ochoczo spojrzymy na te produkty? Jesli Polska to niech to bedzie Polska i w nazwie…
Też mnie trochę drażni to obce nazewnictwo. Ale z wymienionych wyżej jedna firma ma bardzo polską nazwę, choć nie jest to jasne na pierwszy rzut oka:). Chodzi o Mokosh- nazwa pochodzi od słowiańskiej bogini Mokosz, zapewniającej urodzaj i obfitość. Fakt, zmieniono lekko imię bogini, zapewne po to by była 'wymawialna” dla zagranicznych klientów. A co do w pełni polskich nazw i eko produktów to polecam Ministerstwo Dobrego Mydła (czyż nie pięknie przewrotna nazwa?) i Mydlarnia Cztery szpaki:)
Iossi to moja ulubiona marka 🙂 Rewelacyjne składy!
Bardzo przydatny post! A czy sprawdzałaś polską markę AVA? Co o niej sądzisz, polecasz? Ja od jakiegoś czasu używam ich kremu Biorokitnik i bardzo go polubiłam.
Nie znam tej marki niestety.
Dla mnie takim kosmetykiem, który w mig poprawia moją urodę to na pewno jest krem “cream for the skin around the eyes” pl-cosmetics com. Żaden podkład, czy jakiś puder nie jest w stanie ukryć worków pod oczami tak dokładnie, a ten krem szybko je usuwa. To jest absolutny hit w mojej kosmetyczne
O, dzięki, nie znam go!
Faktycznie, ceny kosmiczne, prawdopodobnie nigdy nie spróbuję żadnego z przedstawionych produktów, choć raczej nie oszczędzam na zdrowiu i urodzie… ale na zdjęciach większość z nich wygląda pięknie i zachęcająco 😉 no cóż …
A próbowałyście kosmetyków Pat&Rub? Ceny moim daniem przystępne, bo za dobry krem niestety trzeba zapłacić swoje 🙂 w 100% naturalne dobre produkty- ja już nie zmieniam 🙂 no i oczywiście polecam!
Osobiście polecam kosmetyki Pat&Rub. Wypróbowałam na sobie, jestem bardzo zadowolona! 100% naturalny skład, duża wydajność i przystępna cena. Sprawdźcie!