Te parę dni być musi, jak to się wulgarnie mawia – choćby skały srały. Niezależnie od obłożenia robotą i bieżącej sytuacji społeczno-politycznej, z przyczyn opisanych w poprzednim wpisie, uznaliśmy, że to się dziewczynom należy. Bo choć nie dało się całkiem offline i każde z nas spędziło swoje w rozkroku między zabawą w sadzie, a pilnymi mailami; między spacerem do lasu, a niecierpiącymi zwłoki telefonami oraz odczuwało moralne katusze z powodu pieczenia ziemniaków w ognisku w czasie, gdy inni w naszym imieniu wznosili stosowne do okoliczności okrzyki, to nie potrafiliśmy ich pozbawić choćby króciutkich wakacji na wsi.
Tych kóz, krów i bocianów. Spacerów, wycieczek i nocnego kina na drzwiach stodoły. Tych kajaków, stogów siana, pól, łąk i kolacji na ganku. I choć do pełnej sielanki sporo brakowało, bo jednak ten rozkrok i moralne katusze dawały się trochę we znaki, to czuję, że warto się czasem mocno rozkraczyć i pokatować. I nie tylko dlatego, o czym pisałam ostatnio – nie tylko dla tej dziecięcej wdzięczności.
Dziś, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, myślę o tym, że to się przecież niedługo skończy. Bo właśnie puściłam drugie pranie i parę stówek na plecaki, śpiwory i inne obozowe akcesoria dla Zośki. Bo co dziesięć minut wpadam na kolejną dobrą radę i z każdą godziną coraz mocniej zastanawiam się, jak ja bez niej te dziesięć dni w ogóle wytrzymam. Bo moje dziecko pojutrze wyrusza na pierwszy obóz w życiu, a ja czuję się trochę, jakby wychodziła za mąż, czy wyjeżdżała na studia co najmniej. Nawet jakoś niespecjalnie się martwię, że zmoczy nogi w lesie czy zmarznie w nocy. Że stłucze kolano albo zapomni klapków pod prysznic. Na pewno choć raz zmoczy, zmarznie, stłucze i zapomni.
Ja dziś między plecakami w sklepie i wśród tego prania w łazience mam myśli wzniosłe. Ten egoistyczny lęk przed tęsknotą uświadomił mi, że tak teraz już będzie coraz częściej. Że właśnie rozpoczynam wieloletni, bolesny proces oddawania mojej córki światu. I choć teoretycznie wiedziałam o tym od zawsze, że nie dla siebie tylko ją wychowuję, a dla jej przyszłych przyjaciół, chłopaków, współpracowników i dzieci, to wiadomo – w praktyce zawsze jakoś trudniej. Nie sądziłam, że tak mnie weźmie na myśl, że będziemy mogły rozmawiać najwyżej raz dziennie. Że nie będę wiedziała, co robi, jak się czuje, czy jest radosna, czy może roni właśnie łezkę w poduszkę. Że nie będę mogła pocieszyć, kiedy ktoś sprawi jej przykrość. Że tyle dni nie zobaczę jej uśmiechu, nie powącham włosów, że nie pójdziemy nigdzie razem, za rękę, trajkocząc i śmiejąc się. Nie sądziłam, że na myśl o jej pustym łóżku będę mieć kluskę w gardle i zacznę marzyć, by znów miała pięć lat.
Jedna część mnie z dumą ją oddaje. Mówi – bierzcie ten jej urok, tę energię i uśmiech, bierzcie jej dobre serce. Druga trzyma kurczowo dla siebie: to serce i całą resztę. Mówi: moje, nie oddam.
Czyli że to już? Nie wiem, czy można być na to gotowym. Można dojrzeć do tego, by niespecjalnie martwić się o mokre nogi i stłuczone kolana. Do zaufania, że poradzi sobie beze mnie pod prysznicem. Ale ta myśl, że przestajemy być dla niej całym światem, jest dla mnie trudna do zniesienia. Że wakacje to od teraz także czas jej własnych przygód. Że zaczyna tkać sobie sieć wspomnień, w których już nie mam udziału. Że, choć tak lubię z nią chodzić za rękę, muszę teraz być mądra i puścić ją, zacząć oddawać światu, mimo że chyba niespecjalnie mam na to ochotę.
Kocham, więc puszczam. Ze smutkiem, który muszę teraz dzielnie maskować za zestawem dobrych rad.
I tylko proszę: świecie, przyjmij ją czule.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
„ze przestaje być dla niej całym swiatem” ..no siedzę i ręczę tak pięknie to napisałaś..bo to też o mnie i mojej córce lat 7..Tylka ja chyba nie jestem taka odważna jak Ty i zastanawiam się czy będę umiala ja puścić w ten świat?? ????
Bardzo utożsamiam się z tym co napisałaś. Pewnie dlatego się wzruszyłam …
Moja córka miała skończone 5 lat, gdy pierwszy raz wyjechała ns oboz. Pierwsza noc była najgorsza.Później już tylko płacz do poduszki. To był dla nas obydwu oboz przetrwania. Od tamtej pory wyjeżdża dwa razy do roku i ciągle jej mało. Ma 8 lat.
Pozdrawiam
Jesteś wielka Polko ja sobie nawet na chwilę obecną nie wyobrażam puścić moją 8latkę i to nie z obawy o mokre nogi itp tylko właśnie jakby sobie poradziła ????Wiem może wyrządzam jej krzywdę tak ją chowając ale niestety popadłam ze skrajności w skrajność bo mam też 15-latkę która tylko patrzyła żeby zwiać z domu a ja będąc nastoletnią mamą nie urywam, że było mi to trochę na rękę ????????
Ale trafiłaś… też miałam kilka dni temu takie rozważania. I mimo, że dłuższe rozstanie z moimi dziećmi jeszcze długo przed nami, to już teraz łzy lecą mi ciurkiem, gdy pomyślę, że ktoś im sprawi przykrość, wyśmieje, wzgardzi szczerym, czystym sercem. A mnie nie będzie aby przytulić, wyjaśnić, zapewnić o wartości. Prędzej czy później tak się stanie, ale gotowa na to absolutnie nie jestem i nie wiem, czy w ogóle będę 😉
A rodzinnie nigdzie nie jedziecie? 10dni na start to długo..moze chociaz z jakas kolezanka pojedzie?
A rodzinnie właśnie byliśmy i jeszcze pewnie gdzieś pojedziemy, ale u nas to ciężko zaplanować wcześniej ze względu na pracę męża. A Zosia pojechała z drużyną zuchów, z którą spotykała się na zbiórkach w drugiej klasie, w tym będą dwie koleżanki z klasy, więc na szczęście jest sporo znanych twarzy 😉
Pięknie i w punkt. Dziękuję za ten wpis.
O Matko Polko!! Ale sie poryczalam… nie planowałam tego w piątkowy wieczor… Drugi chyba najbardziej emocjonalny wpis ( bo tym na Dzien Matki sprzed 2 lat) na tym blogu… Dotyka głęboko… Idę wycałować śpiące juz dzieci, poczuć ich zapach i ciepło… zdecydowanie nie jestem gotowa by oddać je światu…
Poryczałam się… Mój cały świat ma dopiero (albo aż) 5 lat, więc takie dylematy jeszcze przede mną, choć wiem, że nim się obejrzę będziemy właśnie na takim etapie jak Wy. Codziennie zastanawiam się kiedy moja córcia tak urosła. Czas przepłynął mi przez palce i nie mogę się z tym pogodzić…i nie chcę.
Cholerka, Polko! Moje mają dopiero 2 lata i 2 miesiące, to już się trzęsę, przed tym samym co Ty… Piękny post, piękne zdjęcia!
Pieknie napisane, wzruszyłam sie przeokropnie, bo ta obawa juz we mnie jest, ta mała zazdrość, ze moja wypieszczona i ukochaną Handzinka przezywa cos, o czym nie będę wiedziała, z innymi. Na razie oddaje ja do babci na tydzien, świat jeszcze poczeka I mam.nadzieje, ze wtedy również przyjmie ja czule….
…to ja może dziwna jestem, ale jakoś nie przeżywałam wyjazdu siedmioletniego syna na pięciodniowe zielone przedszkole. Niby tylko 5 dni (cztery wieczory, cztery noce), ale jednak „tylko” siedem lat. Zwłaszcza, ze rok temu zwiał z autobusu przed samym odjazdem, miały być trzy dni. W tym roku w końcu sam powiedział, że chce jechać i pojechał. Nawet książki do czytania na wieczór nie chciał wziąć – a w domu NIE MA opcji, żebyśmy wieczorem nie czytali. Jakoś byłam pewna, że sobie poradzi, choć on z tych wrażliwych, nadambitnych i odstających od rówieśników.
I poradził sobie, śpiewająco, i jeszcze kolegom pomagał 🙂
Córka pojedzie w przyszłym roku, mając 5,5 roku. Na trzy dni i dwie noce. I znów jestem pewna, że sobie poradzi i będzie tam szczęśliwa z koleżankami, kolegami i opiekunką, najukochańszą siostrą zakonną.
Wierzę, że tak będzie bo poświęcamy dzieciom naprawdę bardzo dużo czasu i sił i rozmów i wierzę, że są ogarnięte, tak psychicznie i życiowo też i wiedzą, że ich kochamy cokolwiek by nie zrobili. Że czują, że mają w nas wsparcie chocby nie wiem co.
Pokolenie przed nami jeździło się na obozy dwutygoodniowe mając 6 i 7 lat i nikt nie robił tragedii.
A my co? Zwariowaliśmy od tej technologii? 😉
Pięknego wyjazdu dla Zosi!!!! i Spokoju dla jej mamy 🙂
Dokładnie , to my dorośli panikujemy niepotrzebnie 😉 Trochę za bardzo chcielibyśmy zawładnąć dziećmi… a czasami trzeba odpuścić i dac im troche swobody. Bo najgorsze to takie matki kwoki 😉
Aż ciarki mnie przeszły .jak byc dobra mama i jak to przeżyć? Looo matko,ja sie na serio boje.mama dwóch córek 5 i 3 oraz synka 15 mcy .czasie nie pędź tak ,prosze????
Siedzę wyje i na pewno długo będę pamiętać o tym tekście ! Moja ma dopiero 3 lata ale wiem że za chwilę już nie powie że tęskniła bo była u babci 4 godziny i nie powie żebym przeczytała jej bajkę na dobranoc i to jest druzgocace dla matki ale tak jak wspomniałaś taka kolej rzeczy i chowamy je dla świata a nie dla nas ????
Droga Polko,
właśnie czytam Twój wpis…jadąc odebrać moją 9 – letnią Zuzię z obozu językowego. To jej pierwszy, samodzielny i tak długi wyjazd. Dwa tygodnie, 300 km od domu. Już się nie mogę doczekać kiedy ją przytulę i dam upust matczynej tęsknocie. Bardzo mi jej brakowało przez ten czas chociaż była ze mną starsza córka.
Najbardziej stresowała mnie myśl, że Zuzia będzie tęsknić i płakać po nocach. Że nie będzie komu jej przytulić gdy będzie czuła taką potrzebę.
Wiedziałam, że wystarczy jedno słowo i po nią pojadę.
Owszem miała kryzys, po około tygodniu pobytu. Ale udało się go przetrwać.
Jestem z niej dumna ????
Jeżeli mogę coś doradzić, to rozmawiajcie w ciągu dnia, z autopsji wiem, że wieczory są trudniejsze, dzieci bardziej tęsknią i się rozklejają. Mamy też ????
Trzymam za Was kciuki ???? Pozdrawiam!
o matko, żem się popłakała-mam te same obawy, a nawet jeszcze więcej, a tymczasem zamiast celebrować dziecio/mamocentryzm to ja się wściekam na te moje dwa skarby i marzę o urlopie bez nich… urlopy bez nich jeszcze przyjdą a te dni minął bezpowrotnie… dzięki Ci kobieto za kopniaka i otwarcie oczu.
Moja córka w wieku 6 lat pojechała na swój pierwszy obóz. Kazdy na początku napewno ma takie obawy, później okazuje sie ze nie słusznie.
Te rozważania i refleksje są i moim udziałem. Właśnie czekam na moje dziewczyny, które są na wakacjach beze mnie i czuję się jak uzależniona na odwyku ;), pozdrawiam ciepło. A ta ostatnia niebiańska fota jest boska.
Popłakałam sie jak dziecko,uwielbiam Cię Agnieszko…
Jest 7:30 rano w poniedziałek…..a ja siedze i ryczę na maksa… za nieco ponad miesiąc „oddaję” mojego malca do przedszkola. On sobie poradzi. Gorzej ze mną 😉
Aga, musimy być dzielne – my też zaczynamy drugą przygodę z przedszkolem 😉
POlka czym robisz tak piękne zdjęcia i w jakim programie jest obrabiasz? JA OD 3 LAT PRZAŻYWAM TO SAMO. ZGADZA SIĘ 1SZA NOC JEST NAJGORSZA. ALE POWRÓT ILE NIESIE RADOŚCI.
hej, dziękuję 🙂 Fotografuję Canonem 70D z obiektywem Sigma, obrabiam w Photoscape.
Polko, Poleczko… matko, żono, przyjaciółko- jak ja lubię Cię czytać! ???? To musi być trudne, zwłaszcza kiedy jest się zaangażowanym i uważnym na dziecko rodzicem. Jestem z Tobą i wysyłam dobrą myśl, a od Ciebie biorę trochę energii- kobieto-wulkanie! Pozdrawiam ciepło ????
Polko, ku pokrzepieniu kilka słów napiszę.
Jako matka trojga, i mnie jedność lęków, obaw i łez w tęsknocie za dzieckiem do żywego dotknęła.
Ileż ja spotkań z bardziej doświadczonymi matkami odbyłam, ileż rozmów i przemyśleń. To prawdziwy pojedynek z samą sobą. Ty to zrozumiesz.
W wieku lat 5, synek mój, taki maleńki, dzidziuś, jako matka, śmiało mogę go nazwać, w ramach harcerstwa na obóz zuchowy wyruszył. Kierunek: daleko, dni 14. Rzadka okazja, by matczyną nadgorliwość w nadopiekuńczości skonfrontować. Zmora. Uważam, że dzieci trzeba chronić. Przed nadopiekuńczością matek, zwłaszcza 😉 Nie wystarczyło, żem ubrania w milion torebeczek spakowała (jedne z chmurką – na deszcz, inne na słońce, były też takie, gdzie brud, gdzie zeszycik czy też milion par butów na wszelkie okoliczności); czas też bym zainaugurowała nowy sezon telefoniczny (czy śpi, czy ma się dobrze, czy nie płacze, a witaminy wziął ? itd). Wbrew własnej woli, dzwoniłam, esemesy słałam 😉 No wariactwo przejawiałam! Generalnie, druh z druhną bardzo cierpliwie zjawiskową matkę znosili. Do czasu 😉 Aby wrócić na właściwe tory i obniżyć nadto namieszanie w mojej głowie, druh z druhną, niczym potwory – zablokowali mój numer (pozostawiając mi jedyną drogę kontaktu – numer alarmowy komendanta obozu). Ot, i znakomicie zadziałało.
Syn, zdobył mocną pozycję, równocześnie bardzo się usamodzielnił, nabył odwagi i wielu umiejętności. Jakże go ten świat pochłonął. Dzisiaj, będąc nastolatkiem, samodzielnie żegluje, podróżuje i reżyseruje. A taki malutki 😉 Także, na pohybel strachom wszelakim, niech świat dobrem i radosną przygodą ją wita! Powodzenia!
U nas wakacje na wsi trwają cały rok… wyprowadzając się z miasta na wieś zrobiliśmy dzieciom chyba najlepsze dzieciństwo jakie mogliśmy. Dzieciaki są prze szczęśliwe i mogą biegać po dworze cały dzień.
Właśnie to przeżyłam, dokładnie tak jak napisałaś, i to puste łóżko z kulą w gardle. Ach my matki, musimy być mądre!