Wiosna wybuchła mi prosto w twarz, i to tak konkretnie. Jak obuchem w łeb przywaliła zielenią i kwieciem, otumaniła zapachem puchatych, owocowych drzew. Przyniosła setki codziennych zachwytów, od widoku za oknem, przez każdą chwilę na tarasie czy spacerze, smak pierwszych szparagów, po pierwsze ciepłe wieczory z tym złotym światłem, migoczącym w biało-różowych jabłonkach. Dodała energii, chęci do życia, wyrwała mnie z letargu. Znów uśmiecham się bez powodu, znowu chce mi się wstawać z łóżka, a głowa kipi mi od pomysłów. Uwielbiam to coroczne zauroczenie, kiedy unoszę się przez parę tygodni na ziemią, jakbym właśnie się zakochała.
Bo chyba właśnie co roku o tej porze na nowo zakochuję się – w wiośnie, w świecie i w życiu. No i chodzę taka zabujana, cieszę się z każdej głupoty i gram w zielone. Ukwiecam taras, zazieleniam dom, czule pielęgnuję wszystkie moje roślinki, jak również roślinki zjadam i piję. Po kwarantannowych glutenaliach, po tych mrocznych, leniwych tygodniach na domowych chlebkach i cieście, ja mam tradycyjny o tej porze roku głód zielonego w krwiobiegu. I czuję, że im więcej mam w żyłach soku z selera, im więcej szpinaku i chrupiących jarzyn, tym lżej mi i piękniej. Komponuję więc z namaszczeniem te cudne, zielone michy i zajadam je, coraz mocniej zakochując się w wiośnie, w świecie i w życiu. No, uwielbiam maj! Uwielbiam go jak wariatka.
ZIELONA MICHA Z BULGUREM, CIECIERZYCĄ I SEREM BURRATA
Nie lubię podawać przepisów na sałatki, to dla mnie wbrew idei ich komponowania. Sałatka jest bowiem zbieraniną tego, co aktualnie w lodówce, a co do siebie (jako tako przynajmniej) pasuje, spiętą w całość przy pomocy dressingu. Nie odmierzam, nie ważę, dorzucam spontanicznie, za każdym razem osiągając nieco inny efekt. By taka wege micha mogła pełnić funkcję pełnowartościowego posiłku, staram się, by oprócz warzyw było w niej też trochę sycącego białka (np. strączki, sery, jajko, krewetki) i zdrowego tłuszczu (np. awokado, orzechy, nasiona, oleje). Często też łączę te składniki ze zdrowymi, lekkimi kaszami, jak bulgur czy quinoa.
Składniki (na 2-3 porcje):
- 1 szklanka ugotowanej kaszy bulgur (lub innej drobnej)
- 2-3 garście świeżego szpinaku
- garść pomidorków koktajlowych
- 1/2 awokado
- 1/2 czerwonej cebuli
- 1/2 świeżego ogórka
- kilka łyżek ciecierzycy z zalewy
- 1 kula sera burrata (może być też mozzarella)
- 1 łyżka zielonego pesto
- szczypiorek do posypania
- sól, pieprz
dressing:
- 2 łyżki oliwy z oliwek (lub oleju lnianego)
- 1 łyżeczka ulubionej musztardy
- 1 ząbek czosnku
- sok z połowy cytryny
- po szczypcie soli i pieprzu
Przygotowanie:
- ugotować i przestudzić bulgur, wymieszać go z pesto
- umyć i pokroić warzywa (liście szpinaku daję w całości, ogórka kroję pionowo przy użyciu ubieraczki do warzyw), ułożyć je na kaszy wraz z ciecierzycą i burratą
- składniki dressingu wymieszać w szklance (wygodnie robi się to w zakręconym słoiczku, wystarczy potrząsnąć jak shakerem), gotowym sosem polać sałatkę
- posypać zieleniną, przyjąć zieleń do krwiobiegu, unosić się nad ziemią z szerokim uśmiechem
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Hej, gdzie kupujesz burratę?
Ostatnio w Carrefourze, czasem bywa w Lidlu 🙂
No bo maja to chyba się nie da nie uwielbiać!
Jest północ. Nie powinnam o tej godzinie takich zdjęć oglądać. Boszsz jak to smakowicie wygląda! Focisz obłędnie!
Dziękuję 🙂
Dzisiaj na śniadanie pierwszy raz jadłam burrate i się zakochałam! Normalnie raj w gębie! Do tego własnoręcznie upieczony orkiszowiec na zalwasie i mogę zdobywać dziś świat!