Praca w domu to nie jest bułka z masłem, wbrew temu, co się może niektórym wydawać. Do listy niezaprzeczalnych zalet, na szczycie której bez wątpienia jest możliwość zarabiania pieniędzy w piżamie czy dresie, z łóżka lub kanapy, należy dopisać podstawowe wyzwanie, jakim jest mobilizowanie siebie samej. Ta koncentracja, którą należy utrzymać w samotności, nierzadko walcząc z pokusą polenienia się albo odwrotnie – rzucenia w wir prac domowych. To pranie, brudne podłogi czy zlew pełen naczyń, których obecności trzeba nauczyć się ignorować. Choć, jako jednostka dominująca i uparta, bardzo doceniam, że nie mam żadnego szefa, często cierpię z powodu monotonii. Jak nie mam problemu z motywacją do pracy, nie robię uników, jak nauczyłam się olewać brudne okna, tak tego wciąż brakuje mi najbardziej – stymulujących rozmów, burz mózgów, śmiechów, pomysłów, energii płynącej od innych ludzi. Ponieważ jednak, mimo wszelkich trudności, jakich nastręcza praca w pojedynkę oraz posiadanie domu i biura pod jednym dachem, bilans nadal wychodzi mi na plus, staram się radzić sobie inaczej.
Kreatywnej energii siłą rzeczy szukam w sobie i wokół siebie. Oglądam, czytam, inspiruję się, planuję, tworzę, piszę i zmieniam, nie zostawiając sobie czasu na nudę. Mam swoje sposoby na zmułę, wiem, jak pobudzić się do działania w trudnych warunkach samotnego przebywania w tych samych czterech ścianach. Bo kiedy jest wena – wyłączam radio i piszę w kompletnej ciszy, dopóki nie skończę, ale gdy słowa nie chcą ułożyć się w zdania, wstaję i działam. Do moich niezawodnych sposobów na pobudzenie i odświeżenie głowy należy głośne słuchanie muzyki. I nie, że siedzę i słucham, mi regularnie zdarza się śpiewać i tańczyć! Czasem otwieram szeroko okna, wpuszczam świeże powietrze, bo to zawsze dobrze oczyszcza myśli. Co jest mi jednak ponad wszystko bardzo potrzebne, żeby nie skisnąć z nudów, to stymulująca przestrzeń wokół. Ładne przedmioty – notesy, kalendarze, meble i dodatki, inspirujące grafiki, kwiaty na stole, zieleń za oknem. Ta moja muzyka właśnie, te wszystkie dźwięki, kolory i zapachy domu, które w moim przypadku muszą także pobudzać, nie tylko odprężać. Idealnie – ożywiać za dnia i relaksować po pracy. To stąd chyba te nowe kolory w salonie, stąd częste zmiany w mieszkaniu w ogóle. Bo ja kreatywnej energii muszę siłą rzeczy szukać w sobie i wokół siebie.
Kolejnym bodźcem, jaki sobie dorzuciłam dla ożywienia umysłu, jest zapach. Tym, co dodałam do tej domowej przestrzeni, która w dzień ma pobudzać, a po zmroku – odprężać, to aromaty, pomagające mi wzmocnić działanie kolorów. To one pomagają mi oddzielić od siebie te strefy, żebym, pracując, nie czuła się domowo rozmemłana, a kładąc się spać – jakbym nocowała w biurze. I tak – w części dziennej, stymuluję się kompozycjami orzeźwiającymi i dającymi kopa do działania, w sypialni zaś – szukam łagodności. Bo zapach to takie brakujące ogniwo aranżacji, dzięki któremu można chłonąć przestrzeń wszystkimi zmysłami. Gdy pracuję, nie chcę wdychać oparów jarzynowej z kuchni ani tym bardziej czuć woni przepoconych rolek z przedpokoju. Chcę, by było świeżo i rześko, bo taki będzie wtedy mój umysł. Nie biurowo, nie zimno czy jakoś ultraprofesjonalnie, po prostu – stymulująco. Aromaterapia to znany od dawna sposób na regulowanie nastroju, a ja korzystam z jej dobrodziejstw z zupełnie nowej formie.
ZAPACH DO DOMU W FORMIE MGIEŁKI
Czyli Air Wick Essential Mist – totalna innowacja. Zapachy do pomieszczeń, które wydostają się z eleganckiego dyfuzora w formie delikatnej mgiełki, która wypełnia pomieszczenie świeżymi aromatami. Ta wydostaje się na zewnątrz całkowicie bezgłośnie i bardzo delikatnie – żadnych psiknięć prosto w twarz czy niepotrzebnych dźwięków. Obejdzie się bez wystraszonych kotów i zdezorientowanych psów 😉 Urządzenie jest zasilane na baterie i ma kilka sprytnych funkcji, z których najfajniejszą jest dla mnie stand by. Oznacza to, że po włączeniu będzie pracowało przez osiem godzin, a następnie przejdzie w stan automatycznego uśpienia – nie trzeba pamiętać, żeby wyłączać go na noc. Dyfuzor jest bardzo prosty w obsłudze, wystarczy umieścić w środku buteleczkę z zapachem, włączyć i przez kolejne czterdzieści pięć dni można cieszyć się wybranym aromatem. Dodatkowy plus za kontrolę intensywności zapachu – dostępne są trzy poziomy. Air Wick Essential Mist dostaniecie teraz w promocyjnej cenie w sklepach Rossman!
UNIWERSALNY DESIGN DYFUZORA
Dyfuzor Air Wick Essential Mist jest prosty i elegancki, a jego design będzie pasował do większości pomieszczeń. Do wyboru są dwa kolory – czarny i biały. Do naszego salonu wybrałam ten pierwszy, pasuje do innych akcentów czerni w tym pokoju i prezentuje się fajnie w zasadzie wszędzie tam, gdzie go postawię. Zwykle ustawiam go na środku stolika, żeby uwalniał aromat w centrum pomieszczenia, ale równie dobrze może stać na szafce czy regale z książkami, wraz z innymi dekoracjami. Do sypialni i łazienki bardziej pasuje mi białe urządzenie – w tej wersji jest delikatniejsze i łatwo wtapia się w otoczenie.
CZTERY KOMPOZYCJE ZAPACHOWE DO WYBORU
Czyli aromat na każdy nastrój. Linia zapachów Air Wick Essential Mist składa się z czterech kompozycji z olejkami eterycznymi, z których każda odpowiada na inne potrzeby. I tak znajdziemy w ofercie:
- KOJĄCY – o delikatnym zapachu róży, który działa uspokajająco, relaksuje, poprawia nastrój
- ENERGETYZUJĄCY – o zapachu pomarańczy i limonki, soczysty i odświeżający, dodaje energii
- ORZEŹWIAJĄCY – o zapachu cytryny i tymianku, cytrusowo – ziołowy, pobudza i poprawia humor
- ODPRĘŻAJĄCY – o zapachu melona i ogórka, które łagodnie odświeżają i relaksują
Wszystkie zapachy Air Wick Essential Mist są świeże i delikatne, testowałam każdy z nich i żaden nie wydał mi się przytłaczający czy ciężki (a takich nie znoszę). Moje ulubione kompozycje to te owocowe – orzeźwiające i energetyzujące dyskretnymi cytrusowymi nutami. Trzeba zaznaczyć jednak, że nie jest to kiczowata cytrusowość spod znaku tanich aerozoli do toalet, a znaczniej bardziej wysublimowana. Delikatna i bardziej szlachetna, umiejętnie połączona z kwiatami i ziołami w harmonijną nutę. Do sypialni jednak najlepiej pasuje mi Air Wick kojący – różany. Choć nigdy nie byłam wielką fanką intensywnego zapachu róż, w tej kompozycji jest on delikatnie tylko kwiatowy, a przy tym odczuwalnie kojący. Wprowadza do sypialni taką dawkę łagodności, jaka jest mi potrzebna, żeby przed snem pozbyć się stresów. Lubię tę dodatkową porcję świeżości, jaką wprowadził do tego pomieszczenia.
…
Wpis powstał we współpracy z marką Air Wick.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Cześć,
Może warto spróbować i nie kojarzyć zapachów jedynie z toaletą?
Pozdrawiam,
Kasia
Polko, a co ze składem tych zapachów? Chyba większość odświeżaczy powietrze zawiera składniki rakotwórcze i ogólnie niebezpieczne dla zdrowia. Wiesz może jak jest z tymi?
Chyba wolałabym użyć jakiejś dobrej świecy zapachowej czy olejku niż takich sztucznych aromatów.
Świetny wpis! Bardzo spodobał mi się odświeżacz, o którym piszesz. Obecnie stosuję AirWicka, który umieszcza sie w gniazdku. Spróbuję też nowej opcji 🙂
Pozdrawiam ciepło!
A.K.
stosujesz mega chemię
Nie chce mi sie wierzyć, ze używasz takich sztucznych zapachów, zwłaszcza w sypialni obok łóżka. Po co truć dzieci i siebie takim czymś? To sie ewentualnie do toalety nadaje.
Pani Agnieszki, skąd te poduszki z frędzlami? Wyglądają super 🙂
Fajnie jak w domu ładnie pachnie, niestety w składzie większości odświeżaczy powietrza znajduje się wiele substancji chemicznych, które przyczyniają się do chorób ośrodkowego układu nerwowego czy powstawania wad wrodzonych. Czy możesz podać skład prezentowanych odświeżaczy? Pozdrawiam.
Niestety, pewnie nic dobrego o składzie tych produktów nie można napisać. Producenci zwykle chwalą się takimi rzeczami, jak dobry skład i bardzo taki fakt podkreślają, a w tym wypadku cisza. Sprawdza się tu zasada, że brak informacji, to też informacja.
Polecam obłędny bez i konwalie 🙂
wolę kominki zapachowe z woskami naturalnymi np. Yankee Candle;))
Yankee to tez czysta chemia. Jak i PartyLite. Generalnie lepiej odpalić sobie kominek wodny z kilkoma kroplami olejku 100% naturalnego. Chemiczne odswiezacze to trucizna. Dopuszczam tylko w nagłych sytuacjach np. niezapowiedzianych gości gdy w garze kalafior.
nieprawda, są wytwarzane z najwyższej jakości naturalnych i nietoksycznych substancji
Polko, wiem, że te lampy nad stołem w jadalni masz od dawna, ale czy mogłabyś napisać, gdzie je kupiliście? Potrzebuję odgapić ten pomysł u siebie. Dzięki
Hej, lampy są ze sklepu sfmeble, marka HK Living
Dziękuję :-*
nieprawda, są wytwarzane z najwyższej jakości naturalnych i nietoksycznych substancji
Poczytaj Elu dokładniej, sprawdź. Juz samo to, ze robione z parafiny (to nic,ze rafinowanej) czyni je toksycznymi. I nie wierzysz chyba, że takiego typu aromaty uzyskano z naturalnych wyciągów roślinnych?
Po prostu wszystkie te pachnidła należy stosować sporadycznie i będzie, myślę ok.
to już lepiej ten rumianek pachnie w wazonie i zioła w doniczkach, niże te sztuczne zapachy
Polko, bardzo proszę o info, skąd lampy nad stołem w jadalni?