Rozgrzany asfalt, duszny autobus, pełen spoconych, spragnionych morskiej bryzy ciał, schowana w lesie działka mojego dziadka, kompot wieloowocowy z przewagą porzeczek – te zapachy czuję, kiedy przywołuję wspomnienia z dzieciństwa, z szufladki „lato w mieście”. Zapach morza rzecz jasna pamiętam, solno – sosnowy aromat uderzał cudownie w nozdrza wraz z pierwszym oddechem tuż po opuszczeniu nagrzanego tramwaju. Te dni spędzone z mamą na plaży, wygłupy wśród fal i wygrzewanie się na ręczniku (w czasach sprzed dziury ozonowej było to cudownie beztroskie zajęcie, pozbawione wyrzutów sumienia i konieczności upierdliwego smarowania się co chwilę). Czuję smak zmęczonych upałem bułek z serem, które zabierało się na plażę, lodów calypso nabijanych niezdarnie na patyk, fasolki szparagowej z bułeczką i ciasta z wiśniami. Pamiętam cień parku pod domem, w którym chowaliśmy się przed skwarem, siadaliśmy na studzienkach i łowiliśmy cierniki w stawach. I ta działka – chodziło się tam po warzywa na zupę, przy okazji wyżerając tony agrestu i papierówki, które spadły z drzewa.
Tym wypełnione były te nasze wakacyjne dni, kiedy już wróciło się z zakładowych wczasów. Jako nauczycielskie dzieci nie biegaliśmy nigdy z kluczami na szyi. Były te wyprawy na plażę, był Jarmark Dominikański, z którego zawsze wracaliśmy z podeptanymi stopami i jakimiś małymi skarbami w plecaku. Mama była latem w domu, pod nosem ta dziadkowa działka, więc i jadało się pysznie, letnio, sezonowo. Nigdy nie zapomnę tej jarzynowej z koperkiem, gęstej od warzyw, tych pierogów z wiśniami, domowych kisielków ze śmietaną.
Więc jak już zostałam taką mamą jak moja – tą, z którą spędza się wakacje, to i ja tworzę tę mapę wakacyjnych wspomnień. Wczoraj właśnie był taki dzień lata, jaki ja chciałabym zapamiętać, gdybym była małą dziewczynką – wrócił tata, na obiad kotlety, kalafior, ziemniaki z koperkiem. A potem gorące popołudnie, pachnące drożdżowym ciastem domowych jagodzianek, trochę asfaltem, trochę zielenią, były też nuty plastiku i stali z nowego placu zabaw. Wszyscy razem, słonecznie i ciepło, nie trzeba było żadnych wycieczek, żeby było cudownie – wystarczył ten nowy plac zabaw i puszyste bułeczki z jagodami, popijane lemoniadą. A dziś pojedziemy na plażę – pozbawię moje dzieci aromatów duchoty, spoconych pach i zmęczonych upałem bułek. Ten solno-sosnowy będzie musiał wystarczyć, do tego jakieś cieknące po palcach lody i wyziewy nadmorskiej smażalni i mogą je wkładać do szufladki „lato w mieście”.
miętowy wkład do wózka – Lilu Shop
mokasyny Hanki (obuwnicze cudo!) – Marta Made It
…
Nie zaskoczę przepisem tych, którzy już piekli ze mną drożdżówki – jestem wierna tej samej, idealnej recepturze, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Wszystkie możliwe rodzaje słodkich bułeczek piekę z przepisu Liski z White Plate i tylko z zależności od pory roku kładę na wierzch lub do środka inne owoce. Są wspaniałe ze wszystkim, zawsze miękkie i puszyste.
Najlepsze domowe jagodzianki
(12 sztuk)
Składniki:
- 7 g drożdży instant
- 250 ml mleka
- 100 g masła
- 1 cukier waniliowy
- 450 g mąki
- 100 g cukru
- 1/2 łyżeczki soli
- 120 g gotowanych, utłuczonych ziemniaków (najlepsze z poprzedniego dnia, świeżo ugotowanych dodaj mniej, ok. 80 g i koniecznie wystudź!)
nadzienie:
- 300 g jagód
- 200 g naturalnego, gładkiego twarogu (użyłam „Delikatnego” President)
- cukier waniliowy
Przygotowanie:
- drożdże należy rozrobić z łyżeczką cukru, zalać kilkoma łyżkami ciepłego mleka, dodać łyżkę mąki i odstawić na kwadrans
- następnie dodać pozostałe składniki i zagnieść ciasto – powinno być elastyczne i nie kleić się do rąk
- uformować kulę, przełożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawić na 1-1,5 godziny (powinno podwoić objętość)
- przygotować nadzienie: twaróg wymieszać z jagodami i cukrem waniliowym
- z wyrośniętego ciasta formować bułeczki – odrywać kulki ciasta, rozpłaszczać je dłońmi, na środku kłaść czubatą łyżeczkę nadzienia, domknąć bułeczkę i uformować delikatnie zgrabną kulkę
- brzegi bułeczek można posmarować jajkiem wymieszanym z łyżeczką wody (pominęłam ten krok ze względu na lukier)
- odstawić do wyrośnięcia na pół godziny, potem piec ok. 15 minut (200 st, do zrumienienia)
- gdy ostygną, polukrować (lukrem najprostszym – cukier puder i odrobina ciepłej wody)
- zajadać na plaży, nad jeziorem, w ogródku albo we własnej kuchni po długim spacerze, popijać zimnym mlekiem lub domową lemoniadą, zapamiętać na zawsze
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Palce lizać, pysznie to wygląda, przepis wypróbuję choćby dziś. Bardzo lubię z moją córeczką piec, wczoraj robiłyśmy babki z inicjatywy mojej pociechy. A potem usłyszałam rozkoszne ” miło spędziłyśmy razem czas mamo, nie?” Masz śliczne dzieci.
dziękuję 🙂 moja też się dopomina wspólnego pieczenia
Jak pięknie, smakowicie wyglądają. Czytając ten wpis, niemalże poczułam zapach tych jagodzianek. Aż ślinka cieknie. Zazdroszczę tej organizacji w domu. Mam 2 miesięczną córkę i chciałabym kiedyś dojść do takiej wprawy 🙂 Chcę wszystko robić sama, piec domowe słodycze, żeby nie jadła tego sklepowego badziewia. Będę do tego dążyć. Pozdrawiam!
Wszystkiego się nie da robić samodzielnie, nawet nie próbuj, bo zwariujesz 😉 ale od czasu do czasu trochę domowych łakoci super sprawa
Hej Polko, czy twaróg ma być zwykły, czy taki kremowy? W środę wypróbuje Twój przepis, właśnie by steorzyć cudowne wspomnienia na przyszłość :). Pozdrawiam
Kremowy!
Wzruszylam sie, ale u mnue to norma, czytam sobie Ciebie podczas karmienia 3tygodniowej coreczki takze tego… 🙂 ale ten klimat ktory wyczytalam, cudnie, tak wakacyjne! Moje dzieci tez 'nauczycielskie’ i mam nadzieję że będą kiedys tak mile wspominac wakacje z mamą.
no też się pobeczałam! dzięki bardzo, bo właśnie uczę się uczyć synka świata, a jutro strzeli 6 miesięcy 🙂
Robię z tego samego przepisu 🙂 A tak mnie natchnęłaś tymi ślicznymi zdjęciami, że w kuchni w papierowej torebce już czekają jagody. A co do wakacji to ja też pamiętam zapach i smak wakacji z mamą w domu i to jedno z wspanialszych wspomnień jakie i my możemy swoim dzieciom dać. Jak to pięknie doceniać te pozornie zwykłe momenty… Lato trwaj!
Piękne zdjęcia robisz – te z Zosią na huśtawce są rewelacyjne ????
A przepis na udane ciasto drożdżowe sprawia, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać remontu kuchni i nowego agd…. ????
Ja piekę jagodzianki inaczej, wygladają jak gigantyczne zeppeliny z wyłażącymi jagodami, ale ten przepis na drożdżowe bardzo mnie zaciekawił, a nadzienie też niczego sobie…Piekę!
Mam słabość do kół, okręgów i kropek 🙂
Hanka swoimi minami jest najlepsza!
Zazdroszczę takich zapachów-wspomnień 🙂 Ja byłam tym dzieckiem z kluczem na szyi, ale wspomnienie domowych obiadów zawsze sprawia, że robi mi się blogo. Sadzone jajko, młode ziemniaki z cebulą i kefir – to mój numer jeden. A wśród zapachów jeszcze mocno przychodzi mi na myśl woda utleniona, którą polewano moje wiecznie obdarte kolana i łokcie 😉
…zapamiętać na zawsze<3
Ja też nigdy nie latałam z kluczem na szyi, bo Tata pracował w domu. A każde wakacje to były wyprawy pod namiot, marsze po 20 km dziennie niosąc ten swój dobytek. Cała Polskę tak zwiedzilam, cudnie było. Teraz ja pracuję w domu, moje dzieci też nie będą z kluczem na szyi. Pod namiot ich jeszcze nie zabiorę, ale jagodzianki upiekłam i zjedliśmy nad jeziorem, pyszne były, dzięki. Ach, lato trwaj! 🙂
o, nad jeziorem najlepiej!
Ach! Jak wspaniale się to czyta! Przyznam się po cichu, że od dawna czytam, ale jakoś bez komentowania, choć po każdym poście ciśnie mi się mnóstwo przemyśleń. 🙂 Czytam z zapartym tchem i często wracam do poprzednich postów, jakbym siebie czytała. No może nie mam takiego polotu, ale czuję, że z racji zbieżności myśli, mogłybyśmy godzinami rozmawiać o tym o czym piszesz na blogu. Też jestem mamą prawie sześciolatki 🙂 Ale nie o tym miało być.
Wczoraj właśnie zrobiłam zupę jarzynową , dokładnie taką jaką pamiętam z dzieciństwa. I te pierogi z owocami. Smaki dzieciństwa, zapachy. Lato w mieście, na działce u dziadka. Co prawda my we Wrocławiu i do morza daleko, ale opalanie na wałach nad Odrą było, spacery, wycieczki wzdłuż rzeki, na Pergolę i do Rynku. Ale i „na wsi” u drugich dziadków. Skąd własnie ta zupa i te pierogi. I taplanie się w kałużach, zabawy z dzieciakami od rana do nocy na powietrzu. Moja mama też nauczycielka, miała dla mnie i siostry czas. I dziś jestem bardzo wdzięczna rodzicom za wspaniałe dzieciństwo i za te piękne wspomnienia. Nie tylko te z wczasów co roku, ale właśnie przede wszystkim za to niezwykłe lato w mieście.
Teraz, również jako mama-nauczycielka, staram się na tyle ile się da poza wczasami, dać mojej córce dzieciństwo, które sama tak wspaniale wspominam. I to lato w mieście, równie niezwykłe.
Serdecznie pozdrawiam,
Justyna
Czy jest szansa, że wyjdą z mrożonymi owocami? 🙂
Czasem czytając Twojego bloga mam wrażenie że czytam..ulubioną książkę.
To jest bardzo, ale to bardzo miłe – dziękuję!
Wczoraj się zawzięłam i upiekłam. Przepyszne! Ostatnio w mojej kuchni królują potrawy tylko wg Twoich przepisów, bo wszystko mi wychodzi :D, a że nie jestem niestety mistrzem kulinarnym, to radość jest potrójna albo i jeszcze większa! 😉
czy zamiast cukru waniliowego mogę dodać esencję waniliową? Ciężko mi dostać inny niż wanilinowy, a esencję mam własnej roboty