„Kiedy przychodzi kwiecień, a błoto pośniegowe i krupa śnieżna, wraz z innymi formami opadów atmosferycznych, odchodzą zwykle w niepamięć, człowiek budzi się w innej rzeczywistości. Po miesiącach ciemności i mroku, nagle wychodzi słońce i dzieją się cuda prawdziwe. Wydarza się wówczas spektakularna eksplozja życia, widowiskowy wybuch zieleni, erupcja prawdziwa pastelowego kwiecia. Puchata zieloność i pierzasta kwiecistość wdzierają się w każdy kąt, wypełniając łyse podwórka, ogołocone ogrody, puste parki, rozlewając swoje świeże kolory na brunatne i bure przestrzenie. To są zjawiska, które potrafią otumanić człowieka w stopniu podobnym do narkotyków, jak one zmieniając chemię mózgu, wprowadzając głowę w stan wiosennego zaczadzenia. Bo wiosną można się naćpać, bezdyskusyjnie.” – Tymi słowami zaczęłam wstęp do pierwszego rozdziału „Roku w krainie garów” i one są chyba kwintesencją moich corocznych wiosennych przeżyć. Tak bowiem mijają mi kwietnie, maje i czerwce – na ćpaniu wiosny.
Narkotyzuję się wówczas bez najmniejszych wyrzutów sumienia: najpierw zapachem młodziutkiej zieleni, później: kwitnących jabłoni, bzów, jaśminów i piwonii. Odurzam się nutami skoszonej trawy, łąki po deszczu, pierwszych ciepłych nocy. Omdlewam z zachwytu o każdej złotej godzinie, na widok stokrotek, niezapominajek, różowych sadów. Z sennego mruka zamieniam się w szczebioczącą dzierlatkę. Wiosną ćpam wiosenne smaki – bo wiosna jest pyszna, taka pyszna! Wiosna chrupie, wybucha w zębach świeżością i zielenią. Jest soczysta, pełna soków i życia, tętniącego w każdym kruchym listku i młodym korzonku. Wiosną do kulinarnego szczęścia nie trzeba wiele więcej nad to, co można dostać w warzywniaku albo wygrzebać w grządce.
Jeśli i Wam stają już w gardle smutne korzeniowe, te pomarszczone wspomnienia ubiegłego lata i wszystkie mrożonki, kiszonki oraz importowane surogaty, jeśli jak ja – ostrzycie sobie zęby na nowalijki, szparagi, botwinki, młode ziemniaki, puchate sałaty, chrupiące rabarbary i pierwsze truskawki – zapraszam Was do mojego świata najdoskonalszych wiosennych smaków. Do krainy pełnej zielonych sałatek, zup i past, najpyszniejszych sezonowych ciast i deserów, wytrawnych tart, pachnącej koperkiem, miętą i bukietami różowych kwiatów. Zapraszam Was do krainy o smaku lemoniady z kwiatów czarnego bzu, truskawek zapiekanych z waniliowym sosem, do świata zmysłowych uniesień, do celebrowania wiosny.
Bo choć za oknem wciąż szaro, a na trawnikach majaczą smutno resztki śniegu – dziś, pierwszego dnia wiosny, oddaję w Wasze ręce „Wiosnę w krainie garów” – ebook z trzydziestoma pięcioma sezonowymi przepisami. Stworzony na bazie pierwszego rozdziału „Roku w krainie garów” – papierowej książki kulinarnej na cztery pory roku, zawiera dziesięć dodatkowych receptur na wiosenne posiłki. Mam nadzieję, że z nimi te nadchodzące miesiące będą dla was jeszcze bardziej soczyste, chrupiące i szczęśliwe. Że jak u nas, będą mijały wam „w kwiatowym zaczadzeniu, na truskawkowym haju. Między sadem a parkiem, wśród śpiewu skowronków i w słońcu. Nareszcie, w pełnym słońcu. Najadamy się wtedy tych szparagów, rabarbarów i zielono-różowych nowalijek pod sam korek, na zapas, żeby starczyło na kolejny rok. Z rozkoszy mrużymy oczy, klepiemy się po brzuszkach, wysilamy wyobraźnię, by wykuć te smaki na pamięć, żeby starczyło do następnej wiosny. Bo kwiecień, maj i czerwiec to tygodnie pełne przyrodniczych cudów i kuchennych czarów. Czas, którym można się naćpać, bezdyskusyjnie.”
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz