Rodzinne wakacje, czy nawet krótsze letnie wycieczki, to nieprzewidywalna skarbnica niezapomnianych zdarzeń, które tworzą katalog letnich wspomnień. Taką wspólną pamięć, pełną historii, anegdot i powiedzonek. Przywoziliśmy je zawsze z wakacji z rodzicami i wspominamy do dzisiaj, wyjąc i chrumkając ze śmiechu. Różne ucieczki przed burzą znad jeziora, kiedy biegło się przez las, pioruny waliły wokoło, a człowiek w swojej kilkuletniej świadomości czuł się, jakby cudem uszedł z życiem. Albo jak gonił nas byk na jakiejś dzikiej suwalskiej drodze. Czy kiedy mój brat zwiał z wrzaskiem po pierwszym spotkaniu ze słoniem w zoo. I jak mnie parę lat później zamknął mnie w wiejskiej wygódce i uciekł. A wygódka to była taka, że po trzydziestu sekundach kończył się w niej tlen, a stężenie mocznika w powietrzu sprawiało, że gały wychodziły z orbit. Tego się nie da zapomnieć.
Wakacje były zawsze czasem, kiedy rodzinny język wzbogacał się o tylko dla nas zrozumiałe, sytuacyjne powiedzonka czy zabawne regionalizmy. Wiele z nich funkcjonuje do dzisiaj i są to teksty dość hermetyczne. Potrafią przetrwać dekady, śmieszą głównie wtajemniczonych, ale za to jak – śmieszą nieprzerwanie, latami, zawsze i wszędzie. Sprawiają, że czujemy się wtedy bardziej zżyci, scementowani wspólnym wspomnieniem, niczym jakaś subkultura. Chyba każda rodzina ma takie teksty. Funkcjonuje u nas tego na pęczki, a nasze dyżurne powiedzenie na różne takie niezapomniane, letnie przeżycia to „wakacyjna przygoda”. I pewnie nie ma w tym nic śmiesznego dla tych, co nie znają cioci Bożenki. Hasło bowiem zrodziło się, kiedy wiele lat temu ta niewysoka, wesoła kobieta wypłynęła łódką na środek jeziora i o mały włos tam nie została. Zerwał się szkwał, a ta kręciła się w kółko w tej łódce, snując wizje własnej tragicznej śmierci. Kiedy wreszcie w dramatycznych okolicznościach dobiła do brzegu, skwitowała całą akcję z uśmiechem właśnie tymi słowy – że to „taka wakacyjna przygoda” była. Czyli że przez chwilę było strasznie, ale wiadomo, że właśnie przeżyło się coś niezapomnianego. Ucieknie Wam pociąg, wyleje pobliska rzeka, przecieka dach w agroturystyce – to wszystko są wakacyjne przygody. Zdarzenia, do których należy mieć dystans, bo to one najlepiej tworzą rodzinną historię.
Kiedy więc na spływie Radunią, na który zabraliśmy dziewczyny, zapowiadana w wypożyczalni „niewielka kaskada” okazała się spiętrzeniem, z którego wiedziałam, że nie wyjdziemy cało, czułam, że to właśnie jest „taka wakacyjna przygoda”. I choć wpłynęłyśmy z Zośką przerażone z impetem w sam środek spienionego nurtu, a ten zmoczył nas bezlitośnie aż po gacie, czułam, że jak tylko przestaną mi drżeć ręce, będziemy się z tego śmiali. I rzeczywiście – uspokoiliśmy nerwy, osuszyliśmy kajaki, zmieniliśmy gacie i zaczęliśmy przepiękną wyprawę w dół rzeki, czując się momentami jak w jakiejś dzikiej dżungli. Nurt raz po raz spychał nas w szuwary albo blokował między zwalonymi drzewami, wiele razy nie wyrobiłyśmy na zakręcie. Nisko wiszące gałęzie wysmagały nam buzie, ale śmiechu było co niemiara. Nie tylko niezły ubaw, ale też fajne doświadczenie rodzinnej współpracy – wspólnego wiosłowania czy wyciągania się nawzajem z krzaczorów. No i przyroda: łabędzia rodzina mijana na wyciągnięcie ręki, czaple wzbijające się do lotu, rozlewiska i bagna, setki turkusowych ważek, dzika podwodna i nadbrzeżna roślinność, popiskiwania ptaków w drzewach nad nami – prawdziwa magia!
Wkładam ten dzień do katalogu rodzinnych wspomnień, obrazki dziewczyn w kajakach i nadrzeczne krajobrazy zasilą nasz album rodzinny i ponad wszystko – wspólną pamięć. Idę o zakład, że za piętnaście lat będziemy wspominać – pewnie już nie widoki ani przybrzeżny piknik, ale głównie tę „kaskadę”, swoje przerażenie i te mokre gacie.
Wpis powstał we współpracy z producentem ciasteczek Lubisie.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Piękne zdjęcia???? Masz niezwykly dar ujmowania w obiektywie tych ulotnych chwil. Tez mi się marzy wyprawa kajakiem z rodzinką, obawiam się jednak jak mój wszędobylski 2,5 latek usiedzi w kajaku, chyba zawalu bym dostała jak wierci sie i pochyla ba boki????
Hanka też jest bardzo ruchliwa, ale spokojnie usiedziała, może najpierw spróbujcie na jeziorze na krótszą trasę?
Ale z Hańci odważna dziewczyna!
Ostatnie zdjęcie <3
My byliśmy we dwoję na spływie kajakowym rok temu. Uroki wpływania w lisie nory na wysokim brzegu albo kręcenie się w kółko… Ahoj przygodo!
Bardzo fajna rozrywka. 🙂 Jak ma się dzieci to warto im pokazywać różne formy rozrywki, żeby mogły same odkryć co je interesuje i się w tym kierunku rozwinąć 🙂
Uwielbiamy kajaki! Zdjęcia bomba! 🙂 a nasza niezapomniana „wakacyjna przygoda” rozegrała się na jachcie, na który małż zabrał mnie i dzieciary po raz pierwszy w życiu celem rozkochania nas w pływaniu po mazurskich wodach i jak na złość ten się wziął i zapalił na środku jeziora (jacht w sensie nie mąż). Gryzący dym, smród spalonych kabli, spanikowana dwójka glutów, jeszcze bardziej spanikowana matka i holowanie do brzegu przez bardzo uczynną i baaaaardzo wesołą załogę (pozdrawiam chłopaki!) to były dopiero przeżycia. Pełen czad. I faktycznie choć wtedy byliśmy bliscy synchronicznego zawału dziś się z tego nabijamy 😀 jednak mimo wszystko gościa czarterującego tego gruchota wciąż mam ochotę wychłostać 😉
Hania badac mlodsza była bardzo ładna dziewczynką. Teraz zaostrzają się rysy .
Niezapomniane wspomnienia. dziewczyny nigdy tego nie zapomną. wspaniała przygoda…
Piekne zdjecia. Czy mozna wiedziec jakiego aparatu fotograficznego uzywacie?
Pstrykam Canonem 70 D, dziękuję 🙂