życie z pasją i letnia tarta z kremem budyniowym

Mieszczę się aktualnie w dominującym paradygmacie życia z pasją. Przynajmniej z zewnątrz, z pozoru na pewno. Nie siedzę w znienawidzonej pracy, nie tłamszę własnych twórczych potrzeb. Żyję kreatywnie, jeśli tak można nazwać fotografowanie własnych dzieci, pastelowych obiektów oraz tego, co się je. Choć życie z pasją bardziej kojarzy się jednak ze zdobywaniem Czomolungmy albo przynajmniej kolekcjonowaniem krasnali ogrodowych, to jednak rzeczywiście robię (czasem) to, co kocham – wymądrzam się, trajkoczę tak, by nikt mi przerywał (czyli w klawiaturę), stylizuję swoje mieszkanie w bloku na dom w Bergen oraz tuczę ludzi. Należę tym samym pewnie do jakiegoś marnego promila ludzkości, której większość nie doświadcza w swoim życiu przywileju robienia tego, co lubi. I tak – mówię tu to takich z naszego punktu widzenia ekstremach jak życie w lepiance, obozie pracy czy uchodźców, nie wspominając w ogóle niedoli udupionych w marketach kasjerek, umęczonych rolników czy niespełnionych zawodowo księgowych. Bo co to za niedola, gdy u brzegów Europy toną codziennie ludzie, którzy o takiej mogą tylko pomarzyć.

A jednak, mimo świadomości istnienia wszystkich tych nieszczęść, lubię sobie czasem ponarzekać. Że mąż w rozjazdach, że mi ciężko, że dzieciary męczą i ograniczają, że opresja kobiet, a blogerzy gwiazdorzą, nie ta strefa klimatyczna i za małe mieszkanie. To wszystko prawda zresztą, a jeszcze wiele spraw pomijam. Nie zanudzam Was tu wszystkimi swoimi udrękami – że mi kwiaty uschły na balkonie, że Hanka ząbkuje, prawie nie śpi i wciąż pluje jedzeniem, doprowadzając mnie tym do szału. Że okropnie mi się włosy układają, ale nie mam kiedy iść do fryzjera, więc wciąż chodzę w związanych (i generalnie nie lubię w lustro patrzeć jeszcze z paru innych powodów). Że mi internet strasznie rwie, aż się nie da pracować. Że nie nadążam ze sprzątaniem, ale wciąż mam opory, żeby kogoś do tego wynająć. Większość rzeczy w swoim życiu robię jednak kompletnie bez pasji, nie wkładam namiętności żadnej w ciągłe odkurzanie, żadnej pozytywnej energii nie poświęcam przygotowaniu porannej kaszki, zupełnie bez czułości dźwigam Hankę na trzecie piętro (jak worek ziemniaków raczej, bo tylko ten chwyt daje stabilność, gdy mam jeszcze trzy torby). Wciąż sporo we mnie frustracji i żalu. Wciąż chciałabym inaczej wyglądać, gdzie indziej mieszkać, mieć więcej czasu dla siebie.

Zapominam, że jestem białą, heteroseksualną mieszkanką Europy, mimo, że jednak kobietą, to już pierwsze dwa określenia czynią mnie częścią uprzywilejowanej mniejszości. Mniejszości, która nie dość, że ma co jeść, to jeszcze artystycznie układa owoce na cieście. Nie dość, że ma gdzie mieszkać, to jeszcze ustawia kubki na półkach kolorami. No w dupach się poprzewracało! Ja i moje problemy pierwszego świata. Kiedy słyszę, że kolejni uchodźcy toną u brzegów Europy, albo czytam apel zdesperowanych rodziców o pomoc dla chorego dziecka, dociera do mnie, jak bluźnię, gdy wkurzam się o kolejną pobudkę o piątej rano. Może więc jednak włożę dziś ciut namiętności w poranne odkurzanie, czyniąc z niego taniec dziękczynny za to, że w ogóle mam odkurzacz? Może więcej pozytywnej energii wykrzesam z siebie, przygotowując poranną kaszkę, dziękując za to, że a) mam kaszkę b) mam kuchnię, w której mogę ją zrobić c) mam dziecko?

Wciąż chcemy więcej mieć, wygodniej i ładniej żyć, cały czas próbujemy zostać lepszymi wersjami siebie, udoskonalając wszystko od koloru własnych zębów po ergonomię szafy. Szukamy pasji i niezwykłych przeżyć, cudownych podróży i mocnych doznań,  nie zauważając urody małych rzeczy wokół. Chciałabym wkładać miłość i pasję we wszystko, co robię, ale to jakaś utopia z książek Coelho (już widzę, jak z miłością ścieracie przegląd gówien całej rodziny ze swoich kibli i z podobnym afektem taszczycie siaty ziemniaków). To może chociaż ciut częściej docenię przyjemność dobrej kawy pitej w mojej kochanej kuchni, w towarzystwie bałaganiącej ją rodziny i zaserwuję im z miłością ciasto, na którym artystycznie poukładam owoce? To przecież przywilej mniejszości.

15

13

17

18

12

19

16

14

20

26

22

27

plakaty w tle, kartki – Lemon Ducky

Tarta z kremem budyniowym i letnimi owocami

Składniki:

spód (jak zwykle):

  • 30 dkg mąki
  • 20 dkg masła
  • 10 dkg cukru pudru
  • 1 żółtko

krem:

  • 500 ml mleka
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 3 łyżki cukru pudru
  • laska wanilii
  • kostka masła

na wierzch: świeże owoce (dowolne, u mnie białe porzeczki, borówki i maliny)

Przygotowanie:

  • z podanych składników zagnieść ciasto, uformować z niego kulę, schłodzić w lodówce ok. 15 minut
  • wylepić ciastem formę do tarty lub tortownicę, uprzednio cienko posmarowaną masłem
  • ciasto ponakłuwać widelcem i upiec na złoto w 180 st. (ok. 15-20 minut)
  • w tym czasie zrobić krem: połowę mleka zagotować w rondlu z wanilią (laskę przeciąć wzdłuż, wydłubać ziarenka i włożyć je do mleka)
  • pozostałą szklankę mleka wymieszać dokładnie w miseczce z mąkami i cukrem do połączenia składników
  • mleko z mąkami i cukrem przelać do tego gotującego się z wanilią, jak tylko zacznie ono bąblować, cały czas mieszać dokładnie (używam rózgi) – gotować całość 2-3 minuty, aż do uzyskania gęstego budyniu
  • miękkie masło (koniecznie!) zmiksować na biały, puszysty krem i dodawać do niego po łyżce wystudzony (mega ważne) budyń, cały czas miksować aż cały budyń połączy się w masłem w jednolitą masę
  • krem wyłożyć na przestudzony spód, na wierzchu ułożyć owoce, całe ciasto jeszcze schłodzić (przechowywać w lodówce)

Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz

  • Reply Ania ze Srebrnego Domu 7 sierpnia 2015 at 11:04

    Ale taka fajna ta tarta, że może jednak zrobię… Jejku, co my mamy w głowach, że ciągle czegoś szukamy. Jednego dnia codzienność wydaje się radosną beztroską a następnego czuję, że tylko walczę z bałaganem, gotowaniem czegoś zdrowego i co zjedzą dzieciaki a to wszystko w ich krzykach i wyzwiskach bo akurat dziś nie mogą się dogadać a Emila wcześnie wstała i ma kiepski humor… Tak to właśnie mamy swoją emocjonalną sinusoidę. Mi wczoraj o dziwo kilka łez pomogło się pozbierać 🙂

  • Reply ola. 7 sierpnia 2015 at 11:49

    Pani, to jakbym czytała swoje myśli a przecież dziecko zdrowe, to że skończyło półtorej roku i nadal budzi się w nocy to chyba nie jest taki wielki problem, przecież nie ono pierwsze i nie ostatnie daje tak w nocy popalić. To że rzygam patrząc w lustro to nic, tak naprawdę nikt na siłę w domu mnie nie trzyma, fryzjer niedaleko, babka od paznokci też no ale żeby się ogarnąć i lepiej zaplanować czas by wyjść do tych ludzi, którzy mają zrobić ze mnie piękności to jakoś nie mam weny do całej tej organizacji czasu. To że mam uda, no każdy ma uda, gdybym chciała żeby lepiej się prezentowały to w czasie drzemki mojego ancymona ruszyłabym tyłek z fotela i pomachała tymi nogami, żeby jakieś rezultaty było widać ale ja ciągle siedzę na tym fotelu. I do pracy chciałabym już wrócić, żeby ubierać te moje lalki to też tak jakoś odkładam. Baby to już chyba tak mają, że muszą sobie ponarzekać, popłakać, pomarudzić a później doceniają to co mają przecież. Pozdrawiam serdecznie, Ola

  • Reply Natalia 7 sierpnia 2015 at 12:03

    Czytam Twojego bloga od dawna, ale nigdy nic nie komentowałam. To może dziś jest dobry dzień na ten „pierwszy raz”. Otóż jako młody historyk, który przewalił kilometry pamiętników i wspomnień dotyczących II wojny światowej i tego, co działo się bezpośrednio po niej (spisywanych przez tzw. zwykłych ludzi), jestem w stanie zdecydowanie bardziej docenić to, na co jeszcze kilka lat temu narzekałam (lato w mieście? masakra, chyba nie wytrzymam; podróż komunikacją publiczną, która trwa dwa razy dłużej niż własnym samochodem, którego nie mam? nie, to chyba jednak nigdzie się nie ruszę; weekend w pracy? nie do pomyślenia, przecież zmarnuję takie pięknie zapowiadające się dwa dni!). I wiem, że to dość brutalny sposób na uświadamianie sobie każdego dnia, że trzeba żyć tu i teraz i że to życie wcale takie złe nie jest mimo miliona wymagań jakie sobie wobec niego stawiamy, ale czasem faktycznie pomaga.
    Pozdrawiam Ciebie i Twoje piękne córki 🙂

  • Reply Ania M 7 sierpnia 2015 at 12:07

    Juz mialam lzy w oczach, ze taki wzruszajacy wpis az przeczytalam o tych gownach i zaczelam sie smiac. Pozdrawiam

  • Reply LInka 7 sierpnia 2015 at 12:07

    mądre słowa, ale tak myślę….że kto jak kto, ale potrafisz się cieszyć drobiazgami jak nikt inny kogo znam:) Głowa do góry:)

  • Reply Hania 7 sierpnia 2015 at 12:38

    Camilia najlepsza na ząbkowanie, nasz przyjaciel rodziny 🙂

  • Reply Kasia Antończyk 7 sierpnia 2015 at 15:46

    Kiedy ja sobie czasami myślę, że mam w życiu w zasadzie wszystko, o czym można pomarzyć, to do tej myśli od razu dochodzi pytanie czym sobie na to zasłużyłam, oraz (irracjonalny?) strach, że kiedyś to pasmo szczęścia się kiedyś skończy.

  • Reply StyleRecital 7 sierpnia 2015 at 16:27

    Chyba wszystkie tak mamy, że łatwo i szybko przechodzimy od uczucia szczęścia, przez strach aż po smutek. Może przez to, że wielu ludzi jednak narzeka wokół na wiele rzeczy, jest niezadowolonych ze swojego życia, to myślimy sobie, że może nie wypada tak się obnosić ze swoją radością życia? Albo jak się śmieję, to wiadomo, że zaraz będę płakać (moja babcia tak powtarzała). Usprawiedliwiamy swoje szczęście sprowadzając się zaraz na ziemię- bo może lepiej być skromnym, żyć 'po bożemu’, odmawiać sobie wielu rzeczy, bo szkoda pieniędzy, bo nie warto, bo po niepotrzebne…
    Może to wiele lat polskiego, dość konserwatywnego w stylu życia otoczenia wpłynęło na takie myślenie, że lepiej mieć mniej, narzekać jak wszyscy, nie cieszyć się, nie być z siebie dumnym, nie chwalić się i nie śmiać jak głupek za dużo, lepiej nie oczekiwać, bo można się rozczarować. A po co? Lepiej żyć tu i teraz, bo co ma się wydarzyć i tak się wydarzy, więc wyluzować należy i brać to, co przynosi nam nowy dzień 🙂 #amen
    Pozdrawiam gorąco z piekła, czyli z Gdańska #34stopniewcieniu

  • Reply So Very Me and Home 7 sierpnia 2015 at 17:25

    Lubię prawdziwe i nienadęte posty. Twoje takie są i dlatego często tu zaglądam i codziennie zerkam czy już coś nowego napisałaś. Czy to jest narzekanie? Nie powiedziałabym, raczej przemęczenie może? Tylko, że większość z nas zakłada kamuflaż na zewnątrz, a ty Polka piszesz jak jest prosto z mostu i to w Tobie i twoim blogu lubię najbardziej.

  • Reply Dżus 7 sierpnia 2015 at 17:58

    Idealny moment, żeby otrzymać wypróbowany przepis na tartę, bo właśnie wzbogaciłam się o formę specjalnie do takiego ciasta ???? Dziękuję ???? � Dziękuję ????

  • Reply Irena 8 sierpnia 2015 at 22:16

    I kolejny świetny tekst!
    Każdy chyba tak narzeka na przyziemne sprawy no ale kurde, no ciężko jest jednak jak się słyszy o chorobach czy innych rzeczach to człowiek się cieszy z tego co ma. Ale przytłaczające to jest, że w każdy dzień to samo. Człowiek czasem dosłownie jak maszyna. Młoda jeszcze śpi 2 razy po pól godz. a tu dwóch synów jeszcze do tego. Pocieszył mnie ten tekst, że nie tylko u mnie tak.
    Mam pytanko czy jest szansa, że pojawi się „Brudny interes 2”? Bardzo na to liczę i proszę 🙂 np. jak gotujesz zupę pomidorową dla Hani? Ja jestem debil kulinarny 🙁 Myślałam, że Hani je wszystko elegancko, a tu jednak też pluje jedzeniem. Moja Julia to samo (prawie 8 m-cy) kaszek nie chce, drze się przy tym. Nawet na Babycook’a się szarpnęłam ale woli zupki ze słoika niż moje chociaż na początku jadła, ze słoika czasem też nie pasi. Wkurza mnie to niesamowicie.
    Pozdrawiam

  • Reply Mama w Dużym Brązowym Domu 10 sierpnia 2015 at 00:24

    Myślałam, że to tylko mnie non stop siada internet…
    Pozdrawiam z otchłani irytacji. Może na rozładowanie emocji zrobię tę tartę, uwielbiam porzeczki…

  • Reply Irena 10 sierpnia 2015 at 09:07

    Witam,
    mam jeszcze pytanie nie związane z tematem jak wyżej. Otóż jakie macie nosidełko Tula? Używacie, warte ceny?
    pozdrawiam:)

  • Reply Monika I MamaInspiruje.pl 10 sierpnia 2015 at 11:17

    Aga, pięknie to wszystko ujęłaś 🙂
    Czasem nie zdajemy sobie sprawy jakie piękne jest tak naprawdę nasze życie. Ile mamy przywilejów. Jak bezpiecznie żyjemy.
    Roztrząsamy małe problemy i robimy z nich wielkie tragedie, podczas gdy miliony ludzi marzą choć o ułamku naszego życia.
    Ostatnio pisałam nawet do Twojego Stylu, że dużo w ostatnich miesiącach publikują artykułów o tym jak to się źle i ciężko w Polsce żyje , jak jest biednie i trzeba emigrować. No po prostu włos mi się zjeżył na głowie. Może nie jest jakoś mega super extra jak z marzeń na co dzień, ale żyjemy w kraju bez wojen/chorób/tsunami/tornad/susz. W kraju z powszechnym dostępem do służby zdrowia, szkolnictwa. W kraju, w którym każdy może realizować swoje pasje i marzenia. W kraju, gdzie mamy co jeść i po prostu sobie miło żyć. W kraju, gdzie bycie kobietą daje wspaniałe możliwości, a nie jest przekleństwem ubezwłasnowolnienia społecznego…
    Warto o tym pamiętać 🙂

    P.S. namówiłaś mnie dziś na taką tartę 🙂

  • Reply Monika 10 sierpnia 2015 at 13:56

    Dobrze napisane. Odkryłam Twojego bloga Polko i nacieszyć się nie mogę Twoimi tekstami, tak bardzo prawdziwymi i bez zadęcia oraz lukru, Twoim poczuciem humoru i umiejętnością puentowania. Dawno tak dobrze mi się nie czytało. Niczego. Mistrzowsko operujesz słowem.
    A ten wpis pomógł mi przywrócić właściwą perspektywę, dziękuję.

    • Reply Polka Dot 10 sierpnia 2015 at 22:06

      Dziękuję, Monika! 🙂

  • Reply Kasmatka 10 sierpnia 2015 at 19:13

    Tacy jesteśmy, ciągle nam mało i nie doceniamy że mamy gdzie mieszkać, co zjeść, ładnie się ubrać. Stało się to dla nas normalne. Czasami jesteśmy zbyt przemęczeni i stąd narzekania. Poza tym jak sobie ponarzekam to jakoś lżej na duszy 😉
    Tarta wygląda bajecznie, aż ślinka cieknie. Jedyne co mogę mieć teraz to kawę jak sobie sama zrobię 😉 No i idę po nią, po takich widokach;)
    Pozdrawiam!

  • Reply mamawszpilkach.pl 10 sierpnia 2015 at 19:54

    Jesz te wszystkie ciacha czy rozdajesz sąsiadom? (wybacz obcesowość pytania, ale zawsze mnie zastanawia co zrobić z ciachem pieczonym na bloga, tak, żeby uchroniło to trochę mój tyłek 😉

    • Reply Polka Dot 10 sierpnia 2015 at 22:05

      Wieki już nie piekłam właśnie z tego powodu 🙂 a tym razem wykorzystałam fakt, że miałam gości 🙂

    Leave a Reply

    Serwus!

    Mrs Polka Dot

    JESTEM AGNIESZKA

    Jestem niepoprawną estetką ze słabością do pięknych przedmiotów i niestrudzoną kuchenną eksperymentatorką. Celebruję codzienność, cieszę się z małych rzeczy, dużo gadam, często się wzruszam. Uwielbiam fotografować, pisać i wymądrzać się, od ośmiu lat zajmuję się tym zawodowo.

    mój sklep

    Najnowsze posty

    przepisy