Jestem zajęta, ciągle. Nie wiem jak Wy, ale mi się już nie zdarza nie mieć nic do zrobienia. Poziom mojej zajętości waha się od „zajęta” przez „mega/turbo/über/hiperzajęta” w porywach do masakry. Najwyższą formą jest oczywiście zapierdol, ten też mi się czasem zdarza. A przecież jestem tylko matką na macierzyńskim! Nie gonią mnie terminy, nie ścigają klienci. Ok, jest blog, tu czasem stresuje mnie narastająca liczba maili, na które nie odpisałam i zaległe sesje, których nie mam kiedy zrobić, ale wciąż – jestem tylko prowadzącą bloga matką na macierzyńskim. Zapierdol ma mój mąż, brat, koleżanka jedna z drugą – ich gonią terminy i ścigają klienci. Ale ma go także moja mama – emerytowana nauczycielka, pomagająca mi i bratu przy dzieciach. Wymyślamy sobie wciąż nowe obowiązki, powinności, zadania. Tworzymy plany, wyzwania, wypalamy się w tej krzątaninie i drodze do bliżej nieokreślonej doskonałości. Czy Wy na przykład też macie takie wrażenie, że jak skończycie sprzątać ostatnią zagraconą szafę czy szafkę, to w pierwszej znowu nie można nic znaleźć? Czy wy też zawsze macie – niezależnie czy w głowie, czy papierową – długą listę spraw do załatwienia?
To jakaś choroba cywilizacyjna, z kimkolwiek nie rozmawiam, każdy goni, nikt nie ma czasu, wszyscy zasuwają. Ten nasz chory stosunek do zegarka przekazujemy dzieciom. Zośka, wyjątkowo w materii pośpiechu oporna, dostaje od nas musztrę każdego dnia – „szybciej ubieraj się/jedzże!/no, myj tę zęby!/wyłaź już z wanny/nie baw się tym śniadaniem, spóźnimy się!” Jesteśmy nienormalni i toksyczni. Kiedy tak biegam między Hanką, kuchnią, szkołą a komputerem, nierzadko bluzgając pod nosem, że nie mam czasu, nie zdążę, że jeszcze miałam przecież napisać nowego posta, zrobić remanent ubrankach dzieci i porządek na balkonie, zapominam, że mogłabym inaczej. Że mogłabym mieć czas na to, żeby dłużej poleżeć z dziećmi w łóżku – zabić ten wewnętrzny głos, ukatrupić ten przymus, że trzeba wstać i działać. Zignorować ten imperatyw i pójść na spacer, nic podczas niego nie robiąc oprócz spacerowania (nie pisać maili w komórce, nie robić zakupów, nie załatwiać zaległych telefonów). Pobawić się z dzieckiem klockami dłużej niż zwykle, poświęcić więcej czasu niż zazwyczaj na książki, gry, zabawę, zamiast wykręcać się znów, że robota, że jeszcze muszę przecież umyć włosy, odkurzyć, że praca czeka. Poleżeć, spacerować, bawić się – dobra rzecz, ale wiecie, co najbardziej zaniedbałam, co przez ten pośpiech najbardziej w moim życiu kuleje? Ludzie. Rozpędziłam tę machinę i niezwykle trudno przychodzi mi przerywanie tego wiru obowiązków dla innych osób. Stanowczo za rzadko wychodzę, spotykam się, zapraszam kogoś. Zasłaniam się brakiem czasu, choć – gdyby zastanowić się dobrze – okazałoby się, że połowy z tych rzeczy mogę nie robić. Ten przymus jest przecież tylko w mojej głowie, nie jest zewnętrzny, ani obiektywny. Podłogi nie będą mnie przecież lubić za to, że je umyłam. Łazienka nie będzie za mną tęsknić. Nie przeżyję niezapomnianych chwil z osobami, które piszą do mnie maile.
Nie umiem zapraszać do brudnego domu i częstować paluszkami, i to też mnie czasem hamuje. Gdybym tak częściej pamiętała, że mogę w kwadrans, z tego, co zawsze mam w domu, przygotować obłędny deser, może łatwiej przychodziłaby mi ta walka z przymusami?
Crumble jabłkowo – gruszkowe z owsianą kruszonką
(duże naczynie do zapiekania 35 x 23, na klasyczną foremkę do tarty użyj połowy składników)
Składniki:
- 3 duże jabłka
- 3 duże gruszki
- 2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
- łyżeczka cynamonu
- 1-2 łyżki brązowego cukru (opcjonalnie, jeśli owoce nie są wystarczająco słodkie)
- kostka miękkiego masła
- 20 dkg mąki pszennej
- 20 dkg drobnych płatków owsianych
- 10 dkg brązowego cukru
- łyżeczka cynamonu
Przygotowanie:
- owoce umyć, obrać, pokroić w 2-3 cm kostkę
- wsypać do miski, oprószyć mąką ziemniaczaną, (opcjonalnie) cukrem i cynamonem, wymieszać
- owoce przełożyć do wysmarowanej masłem formy lub naczynia do zapiekania
- przygotować kruszonkę: wszystkie składniki włożyć do miski, zagnieść do uzyskania konsystencji grudek
- kruszonkę wyłożyć na owoce, zapiekać w piekarniku ok. 20 minut w 180 st. – do czasu, gdy wierzch będzie złoty, a owoce będą apetycznie bulgotać
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
O Matko Polko! po raz kolejny odnajduję w Twoich słowach siebie. A ten tekst jest mi szczególnie bliski..
I wiesz co jest najgorsze? że tego cholernego pędu nie sposób zatrzymać, że jak jednego dnia odpuszczę, to następnego trzeba nadrobić to lenistwo, bo bałagan w chacie wkurza, bo terminy w robocie uciekają a wewnętrzny głos włącza wyrzuty sumienia, że nie ogarniam:/ kontakt z przyjaciółmi? – głównie na fejsie, czasem parę słów przez telefon i ciągłe obietnice, że musimy się spotkać… smutne to i niewiele pomaga myśl, że nie tylko ja tak mam.
o, to, to, dokładnie! czasem pozwalam sobie na małe lenistwo, a potem żałuję, tyle jest do nadrobienia 🙁
to straszne…ale prawdziwe i ..smutne…kiedyś mogłam z przyjaciółką nawet przez telefon gadać godzinami…spotkania w kawiarni – dziś „nie mam czasu”… słaba wymówka…
No własnie, obowiązki wydają nam się takie ważne, że nie mamy czasu na innych ludzi. I Ci ludzie nie mają czasu. Z moimi najlepszymi przyjaciółkami rozmawiam codziennie, na fb czy gmailu, a kiedy się widujemy, raz na pół roku! Zgroza! Trochę przeraża mnie ten świat, bez ludzi na wyciągnięcie ręki… Miłego dnia!
mnie też to przeraża, że nie umiem wyjść z tego kołowrotka
Zwolnij 🙂 Ja zwolniłam i jest zajebiście 🙂 Wszystko mam w d… zaczęłam wychodzić do ogrodu, spotykać się w realnym świecie ze znajomymi. I muszę powiedzieć, że to jest obłędny stan, a w domu mam tak samo jak kiedyś + więcej, na maksa rozkręcona domowa piekarnia i regularniej posty wstawiam 🙂 Szalałam tak samo, nigdy ciepłej kawy, przy kolorowym pisemku, bo przecież to strata czasu, banał. Tak samo z dzieckiem siedzę i sama narzucam sobie tempo batem jak w Egipcie przy budowie piramidy. Czasami to nawet spanie dla mnie było marnotrawieniem minut, więc w nocy się kładłam. Nikt mi nie kazał, nikt nie krzyczał. No świr jakiś, cyborg. A teraz…… Wszystko zrobione i chwilę na gorącą kawę mam <3 I tego Ci życzę MRS POLKA <3 Buziole
Dziękuję! Zazdroszczę i chciałabym tak też 🙂
Kwestia czasu – DASZ RADĘ, warto 🙂
to o czym piszesz jest problemem wielu z nas,sama nie umiem usiąść i spokojnie poczytać książkę gdy wiem,że prasowanie i naczynia w zlewie czekają..taka natura pedantki,próbowałam ją zmienić ale na razie nie bardzo mi wyszło :/
przepis bardzo mi się podoba,z pewnością wypróbuje (p.s wczoraj upiekłam chleb z Twojego przepisu..genialny!!) 🙂
A weź mnie nie denerwuj, ty nie masz czasu!? Jak Cię czytam i podglądam to wydaje mi się, że sztab ludzi nad twoim blogiem pracuje! 😉 Jeśli to przez niego nie masz czasu to wcale Ci nie współczuje, bo lubię Twoją robotę na macieżyńskim 😀 Obyś miała jej więcej i więcej 😛
przez niego, przez niego i przez takie dwie małe małpiatki 🙂 nie chciałabym z niczego rezygnować, ale czasem myślę, że dłużej nie dam radym, serio. pożałowałabyś chociaż matki zajechanej, egoistko! 🙂
Bo my nie potrafimy odpoczywać, nikt nas tego nie nauczył,z domu wynosimy,że należy to czy tamto.Patrzymy na nasze mamy,które były w ciągłym biegu,zawalone obowiązkami domowymi i same potem mamy to w głowie że na święta to dom musi być podprzatany,okna umyte,ciasto zrobione,że każda wolną chwilę wykorzystujemy na robienie czegoś dla domu i rodziny a zapominamy o sobie.Nie potrafimy usiąść i odpoczywać,kiedy wiemy że coś jest do zrobienia a co gorsza wymyślamy sobie same coraz to nowe obowiązki,a doba ma tylko24godz.Myślę że powinnysmy uczyć nasze dzieci również tego by odpoczywać i że warto czasem np.zostawić sprzątanie i cieszyć się z nic nie robienia:)
a to fakt, że większość z nas ma taki wzorzec ciężko pracujących w domu mam. tylko, że w naszym pokoleniu doszły nowe wzorce, nowe role i nowe obowiązki, których one nie miały i to nas dobija!
Sama prawda ale to sobie same wkręcamy tą machnie…Bo musi być zrobione. A w cale nie musi. Musimy sobie to uświadomić, że nie zawsze porządek i wyprasowane rzeczy są najważniejsze w życiu. Ja czasami odpuszczam i mam to w nosie i czasem mi z tym dobrze a czasem nie. Ale najbardziej uwielbiam, gdy Mój mąż wraca z pracy i mówi ” Weź się wyrelaksuj Kochanie”:))) Po czym włącza mi jakiś ulubiony serial czy program w TV. Czasem warto zastopować i pomyśleć o własnych przyjemnościach;) Pozdrawiam z wychowawczego;)
nie znam już tego stanu, serio. wieczorami zamiast odpoczywać, pracuję. w dzień wiadomo – korba i milion rzeczy do zrobienia.
Jestem mamą tylko jednego, półtorarocznego szkraba, nie piszę bloga, a i tak mam zapieprz! w trakcie 1,5 godzinnej drzemki synka robię wszystko- gotuję obiad, piekę ciasta, myję podłogi, ścieram kurze, prasuję, układam ubrania w szafie, etc… Też czasem mam wrażenie, że powinnam dłużej w piaskownicy siedzieć, a nie lecieć na zakupy; że powinnam przeczytać jeszcze jedną książeczkę, a nie odkurzać… Pozdrawiam!
Każde słowo w tym poście to mój ból i moja rzeczywistość. Najgorsze ze wreszcie ktoś napisal o tym ze nie nasze dzieciaki na tym naszym zapieprzu cierpią ale też nasi znajomi a raczej już ich brak. Sorry ale ja odkąd mam dzieci czuje jakbym się zapadła w czarną dziurę międzyludzką a jak już kogoś zapraszam w przypływie paniki ze ot zostaniemy sami z 2 dzieciaków na tych naszych metrach ze nawet jak się trzecie urodzi to nikt nie zadzwoni, to wpadam w panikę ze mam brudno * hahah mimo ze można jeść z podłogi* i trzeba unosić napisania coś co powoli tych bezdzietnych imprezowiczow życia.
Finał jest taki że ciesze się w duchu jak ktoś odwoła wizytę. Kurnia nie o to chodzi chyba co..
Ach ten slownik..miało być trzeba ugoscic i upitrasic coś co powali 😉
Ja mam 4 dzieci, nie pracuję zawodowo, ale zasuwam w domu 24 h. Czasami nie mam czasu w dupę się podrapać ( sorry za wyrażenie). Dziś zrobiłam sobie dzień dziecka 🙂 Nie sprzątałam, nie prałam, obiad odgrzałam wczorajszy. A dla siebie Twoje crumble, szlag trafił dietę 😉 Dzięki za przepis, pozdrawiam !
no nie o to chyba chodzi. czemu takie sztywniaki się z nas porobiły? kiedy to się stało? ja osobiście zawsze byłam porządnicka, ale przy tym całkiem zabawowa dziewczyna. a teraz? nuuuuda, życie przecieka przez te obowiązki.
Spoko. Ja liczę ze to się zmieni i wrócimy do życia wśród ludzi jak..dzieci pójdą do szkoły. .Narazie za tydzień rodze drugie wiec sobie poczekam;)
…taaaak, a dzień po porodzie w domu obiad trzeba ugotować. Znam to. Najgorsze, że uczymy tego też nasze dzieci. Poganiamy. Pokrzykujemy. Nie zatrzymamy się, żeby w drodze do przedszkola pooglądać gąsienicę. Uczę się nie maltretować tym dziecka, , co czasem kończy się tak, że pół godziny czekam, aż księżniczka wybierze skarpetki…