Hektorlitry – ile dokładnie, nie wiem. Ale w sezonie jesienno – zimowym wypijamy z pewnością jakieś dzikie hektolitry herbaty. Dzbanek na dzbankiem, kubek za kubkiem. Polkowski – napary cokolwiek niemęskie, parzy zwykle swoje rytualne jesienno – zimowe mikstury z imbirem, miodem i cytryną, najchętniej zielone lub owocowe. Lubię je, ale często wybieram intensywniejsze smaki – mocnego earl greya albo warianty odświeżające, z miętą, zero cukru, żadnego miodu. Czysta moc i szlachetność.
Nie jestem pewna, co takiego jest w herbacie, że wnosi tyle dobra. Latem może dla mnie nie istnieć, ale od września do maja – to kwintesencja domowego ciepła, wieczornej przytulności. Nie wyobrażam sobie popołudnia bez takiego rodzinnego dzbanuszka, a jeśli z jakichś przyczyn ten rytuał nam umknie – nie mogę doczekać się pierwszego łyka w łóżku. Zwykle stawiam na stoliku nocnym swój wielki kubek i popijam do książki czy serialu. I dopiero wtedy mi dobrze – serio, to rozchodzące się po ciele ciepło jest dla mnie metaforyczne. To nie tylko podwyższenie temperatury w przełyku – herbata podwyższa mi temperaturę uczuć. Daje błogość, poczucie bezpieczeństwa i przyjemność, która niezmiennie kojarzy mi się z domem. To jedna z tych małych radości, które składają się na domowe szczęście. Jeden z rytuałów, które krzepią i koją po wszystkich perturbacjach i wyzwaniach dnia. To u nas widać i słychać – niezmiennie bawi mnie, kiedy słyszę to charakterystyczne, mężowskie „aaaa” po pierwszych łykach. Najgłośniej to po powrocie z zimowego spaceru albo gdy dzień był bardzo długi.
Myślę, że te wszystkie emocje związane – jakby nie patrzeć – ze zwykłą filiżanką ciepłego napoju to tzw. warunkowanie klasyczne. Emocjonalna reakcja na bodźce, które budzą dobre skojarzenia. Pochodzę bowiem z herbacianego domu, a widok szklanek w wiklinowym koszyczku, wypełnionych ciemnobursztynowym płynem to bardzo silnie osadzony w moich wspomnieniach obrazek z dzieciństwa. Mój tata do dziś pija tylko takie bardzo mocne, gorzkie herbaty, dość wybrednie je selekcjonując. Mama z kolei to miłośniczka herbat zielonych, przerobiła chyba wszystkie ich odmiany. To pewnie dlatego dziś zapach herbaty budzi we mnie najczulsze odruchy i mówi zawsze – witaj w domu.
Ponieważ ten rytuał i związane z nim doznania są dla mnie bardzo ważne, nie zadowalam się byle czym. Żaden ze mnie wyrafinowany koneser, ale podłej herbaty ani kawy nie tykam. Lubię, gdy smak jest intensywny i bogaty, lubię znajdować w nim przeróżne nuty. Ponieważ nie słodzę i rzadko doprawiam, herbata sama w sobie musi mieć wystarczająco dużo aromatu – dopiero wówczas zamienia się w ucztę. Próbowałam wielu – polskich i zagranicznych, sypanych i w torebkach, niektóre kupowałam dla ich pięknych opakowań, inne – dla obietnicy wyjątkowego smaku. Hektolitry wypiłam, przypominam, więc serio wiem już, kiedy mam do czynienia z mieszanką godną polecenia. Z całą pewnością tym przypadkiem jest Adalbert’s Tea – wyjątkowa marka herbat dla wymagających.
Kiedy ma mieć smak egzotycznych owoców – jest soczyste mango, zero ściemy, żadnych sztucznych, landrynkowych posmaków, bez fałszywych, perfumowanych nut. Są listki herbaciane ze Sri Lanki, suszone owoce i kwiaty, a wszystko w eleganckiej, wyważonej kompozycji. Klasyczna czarna czy earl grey – smak mają bogaty, ale zrównoważony, bez nadmiernej goryczki czy kwasowości. Zielona – ma piękny kolor i szlachetny aromat, odświeżający i kojący. Co mnie dodatkowo w tej marce, oprócz smaku, pociąga, to jej historia. Uwielbiam takie produkty, za którymi stoją zapaleńcy i tak jest także w tym przypadku – Adalbert’s to polska marka, tworzona przez pasjonatów, którzy sami jeżdżą na Sri Lankę, wybierać tam najlepsze odmiany herbat – szanuję to!
PRAWDZIWA CEJLOŃSKA HERBATA NA POLSKIM STOLE
Misją Adalbert’s jest oferowanie na polskim rynku najwyżej jakości herbaty cejlońskiej – gatunku naparu, który najbliższy jest temu, jaki uważano za prawdziwą herbatę prawie dwa wieki temu. Tak jak niegdyś Brytyjczycy przybyli do Sri Lanki z liśćmi herbacianymi z Chin, tak teraz Sir Adalbert przybywa do Polski z największym skarbem Cejlonu. Przywiezienie do Polski dobrej herbaty to jedno – Adalbert’s ma także ambicję, by nauczyć nas, jak ją prawidłowo parzyć.
JAK PRAWIDŁOWO ZAPARZYĆ HERBATĘ
Nie wystarczy kubek i wrzątek, o nie! Teoretycznie – powstanie gorący napój, ale warto dowiedzieć się więcej na temat parzenia, by wznieść się na inny poziom doznań. Prawidłowe parzenie herbaty nie jest procesem tak łatwym, jak powszechnie się wydaje, należy bowiem zwrócić uwagę na więcej szczegółów, takich jak: czas trzymania herbaty we wrzątku, temperaturę wody, rodzaj herbaty, twardość wody, a nawet rodzaj czajnika, w którym ją podajemy.
WODA NA HERBATĘ
Jedną z najważniejszych rzeczy, a na które zwraca się najmniejszą uwagę, jest woda, której używamy do zaparzenia herbaty. Ta powinna być świeża, przegotowana tylko jeden raz, gdyż zawiera tlen, który pozwala herbacie w pełni się zaparzyć. Istotną sprawą jest również twardość wody – im miększa, tym mniej w niej magnezu i wapnia, które wpływają na smak i aromat naparu. Jeśli w Waszych kranach płynie twarda woda, powinniście używać większej ilości liści i zaparzać herbatę odrobinę dłużej. Bardzo ważne jest też, aby wody nie przegotować, lecz doprowadzić do tzw. „białego wrzenia” Jest to moment przed zagotowaniem, kiedy pęcherzyki powietrza unoszą się ku górze powodując zmętnienie, czy też zbielenie wody.
TEMPERATURY I CZAS PARZENIA
Nie ma uniwersalnego sposobu – ten zależy od rodzaju herbaty i jej formy. Generalna zasada jest taka: im lepsza jakość herbaty, tym krócej powinniśmy ją parzyć, aby nie zrobiła się zbyt mocna i gorzka. Jeśli chodzi o stan rozdrobnienia liści, to im bardziej rozkruszony susz, tym krótszy czas zaparzania. Rodzaj herbaty wymaga również innej temperatury wody, w której chcemy zanurzyć liście. Warto wiedzieć, że po 3-4 minutach wrzątek ma ok. 95*C, a po 10-15min 70-85*C, czyli temperaturę odpowiednią do parzenia zielonej i białej herbaty.
Podstawowe informacje odnośnie parzenia poszczególnych typów herbat:
- parzenie: 7-9 min
- 70-80*C
- 1 łyżeczka na 250ml
- zaparzać 4-5 razy
- parzenie: 3-4 min
- 75-90*C
- 1 łyżeczka na 250ml
- zaparzać 3-4 razy
- parzenie: 3-5 min
- 95*C biały wrzątek
- 1 łyżeczka na 250ml
- zaparzać 1 razy
- parzenie: 4-5 min
- 95*C biały wrzątek
- 1 łyżeczka na 250ml
- zaparzać 1-2 razy
To jedynie najbardziej podstawowe informacje o kilku tylko gatunkach herbaty. Jeśli temat Was zaciekawił i chcecie dowiedzieć się więcej, mnóstwo ciekawostek znajdziecie na stronie Adalbert’s w zakładce „smak herbaty” (klik).
ADALBERT’S NA ŚWIĘTA
Większość z nas szuka na ten świąteczny czas najszlachetniejszych smaków. Dbamy o najlepsze składniki i najpiękniejszą oprawę bożonarodzeniowych posiłków czy spotkań. Herbaty Adalbert’s idealnie wpisują się w te oczekiwania – zarówno jako wykwintne dopełnienie śniadań czy słodkich poczęstunków, na wieczory przy choince, ale też jako upominek dla bliskich albo tych dalszych. Piękne puszki ze złotym słoniem będą doskonale pasować do koszy delikatesowych czy jako część eleganckiego prezentu. Do wyboru macie wiele smaków: od klasycznych czarnych, przez czarne z owocowym akcentem: ananasa, mango czy jagód, po zielone. Co najlepsze – za tę wysoką jakość, za szlachetny smak cejlońskiej herbaty, wreszcie – za te wyjątkowe opakowania nie trzeba wcale dużo płacić. Uważam, że relacja ceny do jakości jest w przypadku tych herbat fantastyczna i gorąco polecam je Wam na Gwiazdkę.
* RABAT W SKLEPIE ADALBERT’S *
Od dziś do 19-go grudnia możecie zrobić zakupy w sklepie Adalbert’s z 15% rabatem na hasło: MRSPOLKADOT15
…
Wpis powstał we współpracy z producentem i dystrybutorem herbat Adalbert’s.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Rzeczywiście dobra cena za herbatę. Zwłaszcza, że puszka śliczna 🙂
Też tak uważam 🙂
Polko, zachwycająco opisałaś swoją miłość do herbaty, którą i ja podzielam, w dodatku nawet w największy upał. Herbata jest moim winem, kawą i ciasteczkiem. Herbatą się karmię o każdej porze, chociaż Mąż mój tego uczucia ze mną nie dzieli. Opis Twój nawet zachęcił mnie do spróbowania zareklamowanej marki, bo przez kilka lat wierna byłam innej. Tym niemniej, Adalberta kojarzę z Rossmanna i pewnie tam się udam zamiast płacić za przesyłkę:)
Tak, widziałam je w Rossmanie! choć myślę, że z tym kodem przy zakupie kilku opakowań może wyjść taniej online jednak 😉 Szczerze polecam!
Tylko kod rabatowy nie działa, zapewne jeszcze. 🤗😉
Już działa! 🙂
O rany, a ja się dopiero uczę pić herbatę, serio. Za dzieciaka piłam straszne słodkie ulepki (rodzinna tendencja do nieszczędzenia cukru) a teraz po dwóch cukrzycach ciążowych nie słodzę NICZEGO i sorry gorzka herbata jest dla mnie hmm wyzwaniem… być może to kwestia przyzwyczajenia. Póki co piję herbatę tylko w chorobie, właśnie z imbirem, pomarańczą i sokiem malinowym, ale narobiłaś mi takiego smaka (BTW piękne zdjęcia!), że prócz herbaty jeszcze dzbanek chyba nabędę normalnie 😛
Dziękuję 🙂 Może po prostu rób to stopniowo – zmniejszaj ilość soku czy innych słodzideł, ale się przyzwyczaisz. Ja jako dziecko też dostawałam słodką herbatę, ale strasznie imponowało mi, że tata pije gorzką, więc postanowiłam też tak pić 😉
Mam podobnie w kwestii herbaty… Latem kubki stoją zupełnie nie potrzebne ale jesień i zima to czas herbaty (i grzenego wina ofkors ale tym razem nie o tym 😉 ). Herbaty Adalbert’s odkryłam już jakiś czas temu ale zupełnie nie świadoma bylam, że jest to polska marka. Tym bardziej wielki szacun bo herbaty godne polecenia. Moja ulubiona to Lady white.
Tfu… Earl Grey to moja ulubiona ..
No nie kojarzy się z polską marką, dla mnie to też fajna informacja. No i te podróże na Sri Lankę – kupuję to 😉
Niestety nie działa kupon rabatowy. 🤐
Przepraszamy za obsuwę, sklep zapewnia, że już jest ok 🙂
Jedną z pierwszych rzeczy jaką zauważył mój mąż gdy się poznaliśmy było ” twoja rodzina pije bardzo dużo herbaty”☺ a teraz sam nie wyobraża sobie dnia bez Earl Greya
haha, znaczy się – fajna rodzina 🙂
Herbaty rzeczywiście są świetne, dla mnie najlepsze. Ze swojej strony oprócz liściastych polecam spróbować Lemoniadowego Słonia.
Czy to herbata fair trade?
mam tak jak Ty w kwestii herbaty …rano z książką i dobrą muzyką, ciepło, błogość.
Taki poranny weekendowy oczywiście i popołudniowy rytuał 🙂
Same baby tutaj są, ale będę odważny i wdepnę w Wasz świat. Jestem herbaciarzem od początku świata. Pierwsze moje odkrycia za komuny to junan stara za gierka gruba czarna, później czas przed przepoczwarzeniem z komunizmu – granulowana mocna czarna herbata którą bardzo lubiłem, a kupowało się ją w workach foliowych na kilogramy. Gdy świat się przed nami otwierał i komunę wywiewał z Polski słoneczny wiatr odnowy, zaczęła się przygoda z różnymi markami z innego odległego magicznego świata. W latach 1990-2000 pojawiły się herbaty w metalowych puszkach, mówię o zagranicznych herbatach. pamiętam te chwile i sam nie wiem co jest lepsze, wąchanie czy picie… . Nawet patrzenie na nieskazitelny kolor naparu herbaty daje dużo satysfakcji. Nie miałem pojęcia, że herbata ze słoniem w pięknie cieszących oko opakowaniach, puszkach, kartonikach jest polskim pomysłem. Prawdę mówiąc to wielkie zaskoczenie. Do dziś pamiętam smaki herbat odkrytych przypadkowo, o różnych kompozycjach czarnych herbat (np. czekoladowa, albo wydawać by się mogło, zwykła czarna earl grey sypana z żółtymi płatkami wanilii – Sir Lipton w dużym metalowym pudle w żółtym kolorze, później rusian Sir Lipton, niebieska z habrem, albo herbata której nazwy nie pamiętam, ale gdy dostałem ją od klientki to uważałem ją za relikwię (i nie pamiętam nazwy!!!, wiem tylko że były to zwykłe torebki w zgrzanym worku z folii w złotym kolorze), albo pamiętam również ciągle niedoścignioną w smaku herbatę, piramidkę ale imponujących rozmiarów. Znów nie pamiętam nazwy, tylko smak i zapach. Wracając do herbatki ze słoniem, piłem tylko sypaną earl grey czarną, torebkową w czerwonym opakowaniu też. chcę spróbować mango i kilku innych czarnych z dodatkami, no może niekoniecznie jagodową. Herbaty są wspaniałe nawet gdy parzy się je w misce albo w słoiku.