Podkradłam szwagierce pomysł na obiad prosty i sycący, taki, co to się go w piętnaście minut robi i wszystkim smakuje. Genialne – myślę sobie! Wrzucę na bloga, to się kobitki ucieszą. Wiem, że lubicie takie przepisy, co ułatwiają życie. Widziałam już oczami wyobraźni, jak smażycie te moje kotleciki po pracy, już czytałam te komentarze, że super, bo z mięsem, to i mąż zje i nie będzie narzekał, że jakieś placki postne. I wtedy złapałam się za głowę. Bo jak myślę o kobietach, które dwoją się i troją, jak ogarnąć życie, żeby wyjść z pracy jak najszybciej, poodbierać dzieciaki i jeszcze rodzinie o jakiejś sensownej porze ciepły obiad wydać, to mi się robi gorąco. Zawsze było mi słabo, jak sobie myślałam, co też ja wespół z milionami innych kobiet popołudniami za wygibasy wyprawiam, ale ostatnio to już skojarzenia mam najgorsze.
Ciepły posiłek dla pana
Głośno się bowiem zrobiło o oczekiwaniach pewnego męża, który swoją wizję tradycyjnej rodziny lubił egzekwować twardą ręką. Jego donośne i wulgarne „wołanie o miłość” usłyszała ostatnio cała Polska. Do czego to doszło, żeby człowiek musiał się do takich czynów uciekać, żeby dostać to, co mu się należy jak psu buda? Chłop zarabiał, to chyba miał prawo oczekiwać, że żona poda mu ciepły posiłek o wyznaczonej porze, że posprząta i wypierze. A potem umyje się, rozbierze, uśmiechnie zalotnie i „będzie do jego dyspozycji”. Kobieta najwyraźniej reprezentowała inny nurt myślenia o rodzinie, nie potrafiła sprostać tym – jak oczywistym przecież w XXI wieku – oczekiwaniom, do tego stopnia, że trzeba było jej przygotować harmonogram. Ale i to na nic, przez lata nie potrafiła nauczyć się delikatnego budzenia męża i punktualnych powrotów z pracy. Nie opanowała sztuki wczesnego kładzenia dzieci do łóżek i przemiany w kurtyzanę, punkt 21-wsza, niczym Kopciuszek. Lata tresury nic nie pomogły: oporna małżonka wciąż na pierwszym miejscu stawiała pracę i fitness. Śmiała mieć potrzeby inne niż te mężowskie. Wieczorami, zamiast rozkładać nogi przed panem i władcą, wolała wyciągać laptopa i pracować, w głowie się babie poprzewracało. Jak nic ofiara indoktrynacji groźną „ideologią gender”.
No i te obiady nieszczęsne! No nie lubiła gotować, a za to w tradycyjnych rodzinach należy się wpierdol. No i co z tego, sławny radny przecież tylko „wołał o miłość”, jedyną pewnie, jaką znał z domu – wyrażaną schabowym o siedemnastej, wyprasowanymi koszulami i potulnym dawaniem dupy. On przecież tylko chciał wychować prawdziwą chrześcijankę, w jedyny zapewne sposób, jaki znał z domu – pięścią i bluzgiem. Chciał tylko pokazać jej, jak powinna funkcjonować „tradycyjna rodzina”, jedyna prawdopodobnie, jakiej doświadczył – z niekwestionowanym przywództwem męża i żoną w charakterze bezwolnej służącej.
Bo tak się utarło
Żeby mogły rozwinąć się takie patologie, potrzebny jest grunt, na którym wyrosną. Tak zwany klimat umysłowy – w tym przypadku przede wszystkim jakaś wypaczona i chora definicja „tradycji”. Założenie o wyższości mężczyzny nad kobietą oraz że mąż ma prawo przydzielać swojej żonie obowiązki, tworzyć harmonogramy i oczekiwać, że ta nie będzie mieć żadnych ambicji i zainteresowań, innych niż wydanie ciepłego posiłku o wyznaczonej godzinie. I choć mam głęboką nadzieję, że sceny jak w opisywanej rodzinie to jednak margines, to wiem, że wiele z nas tkwi wciąż w niewoli codziennej, samotnej serii obowiązków. Bo jakoś tak „utarło się”, że to kobieta ma dwa etaty, a mężczyzna tylko jeden, bo lepiej opłacany. Czasem wkręcamy się w ten kierat bezwiednie, siłą rozpędu, bezrefleksyjnym odtwarzaniem ról. Ale pewnie wiele kobiet zasuwa, bo musi. Bo szanowny małżonek oczekuje, wymaga, nawraca. Nawet jeśli nie poniża przy tym i nie egzekwuje powinności podduszaniem, to „tak się utarło”, że ten obiad być musi i oczywiste dla wszystkich jest, kto go zrobi. Taki posiłek staje się wtedy przeciwieństwem tego, czym być powinien – wyrazem troski, zanurzeniem się w przytulną domowość, rodzinnym spotkaniem. „Utarło się”, że to ona wszystko potrafi, a on ma dwie lewe ręce. Że to natura predysponowała nas do prac domowych, a ich – do celów wyższych. Do czego, ja się pytam? Do łuskania fasoli – być może, kwestia drobnych dłoni, ale do klepania kotletów, wstawiania prania, do odkurzacza jesteśmy anatomicznie lepiej przystosowane? Ten naturalistyczny, pseudochrześcijański bełkot tworzy atmosferę, która hoduje wszystkich tych chorych Piaseckich, z ich niczym nieuzasadnionym poczuciem wyższości, z ich brakiem szacunku do kobiet, z ich prymitywną męskością.
Tradycyjna rodzina? Nie, dziękuję.
Dziękuję bardzo za ten przywilej bycia ozdobą domu, usłużną i miłą. Dziękuję za święty obowiązek w postaci codziennych dwudaniowych obiadów z kompotem, za pranie, prasowanie i „bycie do dyspozycji”. Posiłki to u nas raczej swobodne i egalitarne przedsięwzięcie, wykonywane o różnych porach, przez osoby płci obojga, razem lub osobno. Nie po to bowiem przyszłam na ten świat, żeby ktoś miał czyste gacie, wyprasowane koszule i zupę na stole. Mam prawo do szczęścia, spełnienia, zainteresowań i odpoczynku. Ja i każda inna kobieta, z panią Piasecką włącznie. Mam obowiązki, jak każdy dorosły człowiek. I mam męża, z którym je dzielę.
„Ale masz dobrze, że on Ci podłogę myje” – wyrwało się ostatnio mojej znajomej i już kiedy kończyła to zdanie, wiedziała, co palnęła, bo to bardzo mądra dziewczyna jest. Tak jej się powiedziało tylko, bo nawet bardzo mądrym dziewczynom się tak czasem zdarza powiedzieć. I choć ona dobrze wie, że ta podłoga jest nasza, tak samo jego, jak i moja, i mimo, że ma dwa fakultety, to jej się to wymknęło. Tak głęboko to siedzi w naszych głowach, nawet tych najinteligentniejszych.
Dziewczyny, nie dajcie się. Nie mówię – poniżać i bić nawet, bo to oczywiste. Ale nie dajcie sobie wmówić, że to tylko wasza działka, wasza podłoga i wasza sprawa. Edukujcie tych dziadów swoich, każdego dnia, bo bardzo możliwe, że z domów wynieśli inne wzorce. I choć to może się wydawać wielu nieprawdopodobne – od tego się zaczyna. Od tego założenia, że jesteście po to, żeby obsługiwać i zasuwać za dwoje. Dziś czekanie za obiad, jutro harmonogram. Dziś foch, jutro cios.
…
A pan, panie Piasecki, gotuj se sam. Sam się budź delikatnie, choć w sumie to mam nadzieję, że do końca życia będziesz się budził gwałtownie, mokry jak szczur i sam jak palec. I wszyscy inni Piaseccy tego świata – życzę Wam, żebyście się podławili tymi schabowymi, punkt siedemnasta, co do jednego.
(A pozostałych zapraszam po przepis na chrupiące kotlety z indyka z serem i warzywami, co to je można sobie o dowolnych porach szybko i sprawnie szykować – po pracy albo w weekendy, błyskawicznie i bezproblemowo, egalitarnie, nieortodoksyjnie, w tych bardziej i mniej tradycyjnych rodzinach. Serwować można komu się chce w zasadzie. Zupełnie nietradycyjni konkubenci, partnerzy i kochankowie też się ucieszą, może nawet bardziej.)
Szybkie kotlety z indyka z warzywami i serem
Przygotowanie takiego obiadu zajmuje około kwadransa, nie trzeba do niego łuskać fasoli, zatem z jego wykonaniem poradzi sobie każda (umiarkowanie) dorosła osoba płci dowolnej. Wierzę, że jest to propozycja, która ma potencjał uszczęśliwiania całych rodzin – to mięso i warzywa w jednym, szybkim, tanim daniu. Nie jest to wariant z drobiem zanurzonym w cieście naleśnikowym – zlepiaczy jest tu tylko tyle, by skleić składniki ze sobą, bazą jest mięso, a smak jest bardziej kotletowy niż plackowy. Tak przygotowane kotleciki są chrupiące z zewnątrz, w środku znajdziecie soczyste kawałki indyka, ciągnący ser i ulubione dodatki. Poznałam je w przepysznej wersji z papryką i cebulką, przetestowałam też własne – z pieczarkami i dymką, z porem i zielonym groszkiem. Świetnie pasuje tu wszystko, co jest niezbyt wodniste i daje się kroić w małe kawałeczki – będę próbować dodawać do nich świeży szpinak, cukinię i brokuły, warto pewnie poeksperymentować także z serami albo jakimś jogurtowym dipem. Można podać z ryżem, kaszą czy tak jak u nas – z samymi warzywami – gotowanymi, sałatą lub surówką.
Składniki:
(na ok. 15 sztuk)
- 600 g filetu z indyka (może być też kurczak, ale ja się go już boję, używam indyka)
- 50 g sera żółtego
- 2 jajka
- 2 łyżki mąki
- 2-3 łyżki mleka
- sól, pieprz
- dowolne warzywa, surowe, drobno posiekane: u nas wariant 1: pieczarki (kilka sztuk, 6-7 powiedzmy) i dymka, wariant 2: kawałek zielonej części pora i garść mrożonego groszku, wariant 3: czerwona i żółta papryka + cebula
- masło klarowane do smażenia
Przygotowanie:
- mięso opłukać i pokroić w kostkę (ok. 2 cm – nie za grubo, ale też nie ma być to sieczka)
- oprószyć solą, pieprzem, dodać rozbełtane jajka, mleko i mąkę, wymieszać
- ser zetrzeć na tarce, dodać do mięsa, wymieszać
- dodać drobno posiekane pieczarki z dymką lub inne warzywa (na tym etapie można podzielić mięso z dodatkami na dwie części i przygotować różne warianty kotletów)
- rozgrzać patelnię, rozpuścić masło klarowane lub olej i wykładać porcje mięsa z dodatkami łyżką, rozpłaszczając je lekko, formując kształt placka
- smażyć na złoto z obu stron (raczej na sporym gazie, żeby były chrupiące, ale bez przesady – to musi chwilę zająć, żeby mięso nie było surowe)
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Prawda!!! Ja też po 2 fakultetach trafiłam na dziada, który mi pomagał w domu, w sprzątaniu, przy dzieciach….. Zapie…łam dodatkowo pod okiem teściów aż wióry leciały…. To się dzieje w wielu domach. Po 12 latach dziad nie umiał nawet pralki włączyć samodzielnie i stwierdził, że już się pogodził z tym, że nigdy nie będzie u nas czysto, bo jestem taka jak moja mama… Nie chciałabym takiego życia dla moich córek. Już tam nie mieszkamy. Kiedy to piszę mój chłopak zmywa naczynia i szykuje mi sałatkę na drugie śniadanie do pracy. Można żyć normalnie, szanować się nawzajem i traktować podmiotowo. Facetom, którzy szukają sprzataczkomatkodziwki mówmy zdecydowanie NIE!!!
Amen! Szacun, że się z tego wyrwałaś!
Nie wiem jak było u Piaseckich. Jednak żona odeszła od tego warchlaka dopiero jak z kasą zrobiło się gorzej. Niektóre kobiety dużo zniosą dla pieniędzy. Teraz to tylko walka o majątek.
Taka interpretacja to moim zdaniem zupełny brak zrozumienia dla mechanizmu kat-ofiara, strasznie spłycasz. Nie uznaję w ogóle relatywizowania w takich kwestiach, dla mnie to jest czarno-biała sytuacja, koniec, kropka.
Super tekst. Pani Agnieszko skąd taka ładna karafka z różowym korkiem? Pozdrawiam
To Duka. Dzięki, pozdrawiam!
Bardzo dobry tekst!! Ja tez każdego dnia walczę z Moim i Mu tłumacze, ze sa rzeczy, którymi powinnismy zajmować sie razem, ze będzie szybciej i przyjemniej… i powtarzam Mu te historie juz od 10 lat. On ostatnio stwierdził:”kropla drąży skale…” czyli jest szansa, ze jak kolejne 10 lat będę powtarzać to w końcu zatrybi i zrozumie…
Jezu, masakra. A nie możecie np. rozpisać grafiku? Bo myślę, że w takim przypadku inicjatywy możesz się nie doczekać, ale faceci często są zadaniowi i taki (nomen omen) harmonogram na lodówce często pomaga. Fajnie ująć w nim także przyjemności, np. wspólne wieczory, odzyskane dzięki podziałowi pracy – zrobimy razem, szybciej skończymy, odpalamy film albo idziemy się miziać do sypialni itp. 😉
Zajebisty tekst. Dzięki. Pozdrawiam serdecznie.
Amen! Jakby mnie ktoś próbował wcisnąć w tą „tradycyjną” rolę to chyba ja bym zaczęła być agresywna 😉 Na szczęście mój mąż nie ma tradycyjnych zapędów a obowiązki domowe wykonujemy razem. A już gotowanie to właściwie bardziej jego działka, ja jestem bardziej asystentką:) Pozdrawiam
Fajnie 🙂 Pozdrawiam!
A ja trafiłam na dziada który z jednej strony mi pomagania przy gotowaniu, aleja to po posiłkach zmywa. Ja od zawsze pióra (jego gacie też ) i prasuję ( jego koszule też). Za to on zawsze odkurzacz i myje łazienkę. Ja planuje posiłki ale nigdy w życiu nie płaciłem żadnych rachunków….także moje Kochane, to kwestia dogadania się też. Choc6my oboje z tradycyjnych domów i moja mama zawsze zauważa aż do porzygu to udało nam się wyposrodkować. Ale jak słyszę że jakaś ma być poddana lbo to Pan i Władca i palcem nie ruszy to nóż mi się otwiera. Nie o to chodziło wydaje mi się w Biblii…tam poza podaniem mężowi było o tym że mąż ma szanować żonę. A skanowanie to niedopuszczalne do tego żeby się zajechala i wzięcie się także do roboty.
To też jest fajny układ, nie wszystko trzeba robić razem czy na zmiany, ale każdy to, w czym jest lepszy. Ja częściej gotuję, ale rzadziej ogarniam zmywarkę czy podłogi. Więcej segreguję, odkładam na miejsce, porządkuję, a rzadziej myję łazienkę itd. No i opisywany model jest oczywiście wypaczeniem wartości chrześcijańskich, mam tego świadomość, ale niestety niektórzy zwyrodnialcy potrafią sobie nimi gębę wycierać.
Polko, jak zawsze w punkt trafiony tekst . Mąż u nas kabinę prysznicowa pucuje , nie mówiąc o podłogach czy innym ogarnianiu chaty. Nie mam z tym problemu , a nawet mi z tym dobrze. Mamy 2 dzieciaków do ogarnięcia ,to dwa żywioły , a samo nic się nie zrobi. Niestety ????
Fajnie napisane i choć temat ciężki to jak łatwo sie domyślić obecny w wielu domach bo nie od dziś wiadomo jaka rola nam kobietom jest stereotypowo przypisana – na szczęście to sie zmienia. Choć każdemu mężowi i mojemu tez – trafia sie gorszy dzień- czasami pomarudzi ale generalnie dobry egzemplarz sie trafił ;). Idziemy z duchem czasu i dzielimy wspólnie obowiązki – bez ubliżania i umnijeszania czyjejś roli mimo iż nie zarabiam.
Pozdrawiam. PiS a te kotlety znam choć w wersji z pieczarka bez sera i mleka ale Twoich chętnie spróbuje z zielonymi warzywami:)
Polecam, są pycha, niech mąż Ci zrobi 😉
Czytam ten blog od jakiegoś czasu, szanuje Panią, zgadzam się z większością wpisów. Lubię Pani styl i lekkość „pióra”. Z przyjemnością zaglądam do każdego nowego postu. Dziś jednak czuje pewnien rodzaj oburzenia. Czuję się dotknięta jako chrześcijanka. Nie wiem z jakim chrześcijaństwem Pani sie spotkała, ale prawdziwe chrześcijaństwo zawsze oparte jest na milosci i szacunku. Jestem chrześcijanką i mam wspaniałego męża chrześcijanina, który w sposób cudowny opiekuje sie naszymi dziećmi i dzieli ze mną domowe obowiązki. Wszystko co nie pochodzi z milosci jest w chrześcijaństwie pewnym odchyleniem, patologią i krzywym zwierciadłem.
Dokładnie tak uważam, że to patologia, pewnie powinnam była ten bełkot nazwać „pseudochrześcijańskim”, wtedy lepiej odczytałabyś moje intencje. Tak jak napisałam Agnieszce – wiem, że jest wiele wspaniałych katolickich rodzin, w których kobiety są szanowane i dzielą się obowiązkami z mężem. Nie atakuję tu wiary ani wartości chrześcijańskich. Ale takie przypadki jak ten z Piaseckim całe to jego odwoływanie się do „tradycyjnej rodziny” i wychowania „chrześcijanki”, PiS sprzeciwiający się w imię wartości katolickich konwencji antyprzemocowej albo księża, którzy za potępiają uczenie chłopców uczestnictwa w pracach domowych (sic!) pokazują ten niebezpieczny nurt w Kościele, któremu się przeciwstawiam.
Tego klimatu umysłowego jeszcze się przez lata nie wyzbędziemy. Ale warto walczyć i nie dawać się. Wiem co mówię, bo mojego ojca przez lata ustawiałam. Jak tylko podrosłam postawiłam jasno sprawę, że albo się uspokoi, albo się pozabijamy. Mało brakowało…Pić na stałe nie przestał, ale znał granicę. W sumie okazuje się, że przy Piaseckim to był prawie aniołek…Takiej dawki agresji i wyzwisk jak na nagraniu z jego udziałem w życiu nie słyszałam. Choć mój tatuś w tej materii też był zdolny, że ho, ho….Ale widać psychopaci ewaluują i Piasecki ma nie tylko dywan (którego mu żona miała nie deptać), ale i palmę pierwszeństwa w tej wątpliwej kwestii. Mojemu ojcu natomiast koniec końców sporo zawdzięczam. Bo na przykład takich cienkich Bolków wyczuwam na kilometr. I mam na nich permanentną alergię. Żona Piaseckiego zbyt długo żyła z tym śmieciem. Ale znam mechanizm, faktycznie klimat umysłowy swoje robi. Człowiek łapie się chwil normalności jakby walczył o tlen i ponownie nurkuje w szambie…Tak czy siak fajnie, że oprzytomniała i go uziemiła. Szacun, bo musiało ją to sporo kosztować. Jak dzisiaj zobaczyłam tego pajaca w telewizji i usłyszałam tekst, że w ramach pokuty zakłada fundację, to nie wiedziałam czy się śmiać, czy szczypać po przedramieniu…Ale to nie był sen. Ten mały sukinsynek zakleszczył się w swojej ułomności na amen. I jeszcze te teksty. że żona nim manipulowała…No zatłukłabym śmiecia…
haha, zdanie z sukinsynkiem wyszło Ci piękne 🙂 A poza tym podziwiam Cię, że potrafisz „wyczuwać cienkich Bolków”, a nie wpadasz w ich ramiona podświadomie, jak to się często zdarza córkom takich ojców. Szacun dla Piaseckiej i szacun dla Ciebie!
Polko czytasz w moich myślach mam zupełnie takie same podejście do życia do facetów itp ????????????Nie wiem jakim cudem ale trafił mi się właśnie ten taki co rozumie, że nie chciało mi się gotować i zje byle co,ten co wie co to znaczy że pralka wyprała i wie, że lubię porządek. A gdy tydzień temu zwolniłam się z pracy przyjechał po mnie z rożową (mój ukochany kolor )różą i powiedział, że jest ze mnie dumny, że nie dam się wiecej wykorzystywać ????????????I doceneniam to zajebiście i wcale ani nie ugotowalam obiadu z tego powodu ani dupy nie dałam bo.są inne sposoby ma dowartościonowanie siebie nawzajem ????????
Pozdro dla męża! 😉
Dzięki! Grunt to wyciągać wnioski i uczyć się nawet na czyichś błędach. Wszystkim kobietom tego życzę 🙂
A ja zawsze myślałam, ze żyję w tradycyjnej rodzinie, bo wierzącej (i o dziwo ! praktykującej), do tego mocno konserwatywnej. Ale mój mąż robi w domu wszystko -pierze, gotuje, sprząta ,zajmuje się ogrodem i dzieckiem (pracujemy na zmiany ), ja mogę biegać na fitness,oboje kochamy góry , narty i wycieczki rowerowe. Do tego nie wymaga ode mnie nie wiadomo jakich posiłków , wystarczy mu kasza gryczana z jajkiem sadzonym-lepiej czas,który miałabym spędzić w kuchni wykorzystać na wspólny spacer czy film. Mamy oddzielna kasę i swoje pasje, a mąż nigdy mie miał problemu z pracami domowymi . Dlatego wkurza mnie często przytaczany tu model tradycyjnej rodziny katolickiej -umęczona żona i matka, mąż pan i władca,któremu trzeba usługiwać. Wypelnianie obowiązków domowych wspólnie, to nie jakiś przymus tylko normalność, wynikająca z zasad wpojonych w domu rodzinnym, kultury. I kto to jest pan Piasecki ??
Aga, ja sobie doskonale zdaję sprawę, że jest wiele katolickich rodzin, w których kobiety są szanowane, realizują się i dzielą sprawiedliwie obowiązkami z mężem. Nie atakuję tu niczyjej wiary. Ale tacy Piaseccy, PiS sprzeciwiający się w imię wartości katolickich konwencji antyprzemocowej albo np. księża, którzy za przejaw „ideologii gender” uważają uczenie chłopców uczestnictwa w pracach domowych (sic!) pokazują ten niebezpieczny nurt w Kościele, który często jest nazywany właśnie „tradycyjną rodziną”.
No i wyszła Ci kolejna petarda! Szacun!
heh, dzięki 😉
Bardzo dobry tekst.
Brawa za odwagę!
Przyjemności na cały dzień 🙂
U nas tez, dzięki Bogu, działa podział obowiązków i jakąś taka troska o drugiego („oh , zostaw już te naczynia, ja później dokończę 🙂 „), o co bałam się trochę poznając teściów ;). Wiem ze mój luby gotować nie potrafi , dlatego moja działka to obiady a jego śniadania u kolację. Ja szoruje kibel, on idzie z psem, ja ogarniam kurze, on pozmywa podłogi. Nikt Sie na ten podział nie obraża, ja pracuję nawet więcej od niego więc może powinnam wymagać tego schaba o 17 😉
Takie danie i ja przygotowuje pod nazwą „kotlety szarpane” , z kuraka zazwyczaj, z marchewką, cebulką zieloną, z serem i dodatkiem majonezu 🙂 pycha. Może dziś ZROBIMY na obiad 🙂 pozdrawiam.
A ja się pytam: jak, cholera? Jak wyedukować tu takiego, co to przez prawie 30 lat miał wszystko pod nos podane? A na dodatek w domu, gdzie się słyszy „nie kręć mi się tu (po kuchni)” i niezniszczalne „zostaw, ja to zrobię”… Powiem szczerze, nie mam siły, a i cierpliwości też brakuje… Tylko szkoda, że przez to odechciewa mi się drugiego dziecka, a marzenia o własnym domu jakby odeszły, bo to tylko będą dodatkowe metry kwadratowe syfu.
PS: Super tekst! Mimo, że temat ciężki to czytało się go lekko 🙂
Ja sobie myślę, że najlepszy argument to ten o miłości i szacunku. Mój mąż nie był od początku ideałem, choć nigdy nie totalnym ignorantem. Ale to właśnie rozmowy, prośby, przypominanie, tłumaczenie – że jestem zmęczona, że brakuje mi czasu na moje zainteresowania, potrzeby, że to nie fair. No i pokazywanie, że dzięki podziałowi obowiązków jest się lepszym człowiekiem – że wraz z nim znikają złe humory, frustracja, częściej pojawia się uśmiech, jest dobra atmosfera w domu itp. Chyba nie ma lepszej nagrody na udział w pracach domowych niż szczęśliwy człowiek u boku. Kobieta, która nie jest umordowana, ma więcej energii, polotu, więcej daje w sensie emocjonalnym, seksualnym nawet 😉 Choć to, o czym piszesz, to oczywiście mocno utrwalony wzorzec i robota na lata – powodzenia!
Rzadko się tu udzielam, ale teraz po prostu muszę. Super tekst. Strasznie mnie wkurza, jak czasem teściowa, czy moja szwagierka pytają, czy M mi czasem pomaga? Przepraszam, w czym ma mi niby pomagać? Żyjemy we wspólnym domu i wspólnie się nim zajmujemy. Mój M wychował się w tradycyjnym domu. Już na etapie przedmałżeńskim uświadomiłam go, że nie wyobrażam sobie modelu „Żona na dwóch etatach”, ani nawet modelu „M łaskawie pomaga”, a jak się nie podoba to niech sobie szuka innej frajerki-sprzątaczki. Nie poszukał ;p Wydaje mi się, że całkiem fajnie sobie to dogadaliśmy, bo podział naszych obowiązków ciągle się zmienia. Jak pracowaliśmy zawodowo mniej więcej po równo (w sensie czasowym), to obowiązki w domu były podzielone po równo. Jak M zaczął pracować więcej, to ja przejęłam część jego obowiązków domowych. Gdy urodziło nam się pierwsze dziecko to M zajmował się po pracy małym, a ja, gdy byłam w stanie tylko w obowiązkach domowych pomagałam, bo M zajmował się wtedy domem. Myślę, że taki układ, który zmienia się w zależności od ciągle zmieniających się okoliczności jest najbardziej fair.
Wydaje mi się, że najgorzej, jeśli przed wspólnym zamieszkaniem, każde z partnerów ma inne wyobrażenia, oczekiwania i nie potrafią się dogadać w tej kwestii.
Jeszcze mi przyszła go głowy jedna rzecz. Taka kobieca pułapka „bo ja to zrobię lepiej”.
najgorzej, że takie „ja to zrobię lepiej” wynosi się bardzo często z domu. zakorzenione siedzi pod skórą na amen i nijak się tego człowiek pozbyć nie umie… jest umęczony, sfrustrowany, ale zaprogramowany na robienie wszystkiego najlepiej 🙁
No ja na przykład wiele rzeczy robię lepiej. Sęk w tym, że nie wszystko musi być zrobione lepiej. Myślę że w tym tkwi tajemnica.
Fajnie, że takie tematy też poruszasz – jeśli chociaż jednej dziewczynie to oczy otworzy- to extra!!
Mój synek też uwielbia te kotleciki. Polecam z zieloną pietruszką i ugotowaną kaszą jaglaną – sposób na przemycenie kaszy ;-)). Serdecznie pozdrawiam
Ja tylko chciałam napisać, ze to dziadostwo nie ma nic wspólnego z religią. Ja, katoliczka, mam męża, który robi ze mną wszystko. Sprząta, prasuje, kąpie dzieci, robi dla mnie herbatę, wyczyści moje buty.
Polko dobrze, że piszesz o tym mocno. Na takie zachowanie trzeba mocnych słów, żeby nikomu nie przyszło do głowy choćby na sekundę pomyśleć, że chłop ma rację i nie jego wina, że ktoś go tak wychował. Ja oglądam temat Piaseckich urywkami i słowo daję robi mi się niedobrze. Jakim trzeba być wykolejeńcem, żeby pieprzyć takie bzdury? jeszcze wlepią mu żółte papiery i uniknie kary… szkoda mi tej kobiety… zrobił się taki szum, że jeszcze dużo ją to będzie kosztowało nerwów i strachu. Mój mąż nie potrafił w domu zrobić nic. Nic. Miał podane, odniesione, sprzątnięte, skarpetki zabrane do prania spod łóżka. Od początku postawiłam sprawę jasno i robimy oboje. ROBIMY, nie mylić z ON MI POMAGA. fakt – jest kierowcą i wyjeżdża dwa razy w tygodniu na dwie doby, weekendy w domu. Ja gotuję obiady, piorę, prasuję, planuję zakupy. On robi śniadania i kolacje, ogarnia zmywarkę, śmieci. Zakupy, odkurzanie, podłogi i łazienki – razem ale bez przepychanek :). Mamy dwójkę małych dzieci… kiedy mąż jest w domu to on ich karmi, kąpie i układa do snu. Nie dlatego, że musi. Nie dlatego, że ja mu każę. Nie dlatego, że w pozostałe dni robię to ja. On jest stęskniony i dzieci są stęsknione. Wypracowaliśmy swój własny model rodziny. O wszystkim rozmawiamy. Zwyczajnie ustaliliśmy, że on pracuje a ja nie – póki dzieci malutkie i nas stać. Zwyczajnie ustaliliśmy, że ja nie chcę roli męczennicy urobionej po łokcie, a on pana w kapciach. Mamy nasz dom i nasze dzieci. Sprawniej posprzątamy czy się nimi zajmiemy to będzie czas na wspólne spacery i wieczory. Może dobrze trafiłam bo chciał robić mimo że nigdy nie musiał. Może to kwestia jasnych komunikatów z obu stron. Nie lubię jak ktoś komentuje „bo on Ci pomaga, bo on obsłuży zmywarkę i wykąpie dzieci”.. pytam wtedy: „a co? obcym to robi? ja obsługuję pralkę i nikt mu nie zazdrości, że ja to potrafię”. Mąż „wypuszcza” mnie też na kawę do przyjaciółki i kogo nie spotkam „a gdzie masz dzieci? z babcią?”. Dziwi mnie, że kogoś dziwi, że własny tata zajmuje się własnymi dziećmi. Świat stanął na głowie – wg mnie u niektórych, wg niektórych u mnie.
O jak ja się w pełni zgadzam z tekstem!!! Jestem chrześcijanką, praktykującą i nawet doradcą życia rodzinnego i nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że chrześcijaństwo zmusza któregoś z małżonków do „gorszej” lub/i „niższej” roli w życiu. Ci, którzy faktycznie sprowadzają rolę żony do „podwładnej-wszelakiej” to serio co najwyżej „bardzopseudochrzescijanie” – na dodatek nawiedzeni (niestety nadal jest ich sporo ;( ). Kobiety kochane – mój mąż gotuje (ło matko jak rewelacyjnie) i moi dwaj synowie (już pełnoletni) również, ba… cała moja męska trójka gotuje lepiej ode mnie…a dodam, że niestety córki nie posiadam ;( I całe nasze 21 letnie małżeństwo (mimo, że na początku zawodowo pracował tylko mąż) zawsze sobie pomagaliśmy w obowiązkach. Wszyscy potrafimy obsłużyć i właściwie wykorzystać: odkurzacz, zmywarkę, pralkę, płyn do WC, płyn do szyb, płyn do naczyń, żelazko, laptop, telefon komórkowy, pilot do telewizora, kominek z płaszczem wodnym, wiadro z farbą i wałek malarski, śruby, gwoździe, wiertarkę i wkrętarkę, itp…..i nikt z tego powodu nie czuje się: mniej męski (3 wspaniałych facetów) ani ja mniej kobieco. Tak jak napisałaś Droga Polko walczmy z tymi stereotypami, bo są straszne…szufladkowanie ról i zadań jest okropne. Dlaczego jeden ma padać na przysłowiowy pysk, a drugi…leżeć i pachnieć (o ile pachnieć!?!) i wykonywać minimalistyczny „ruch kciukiem”. Przecież jeśli razem zrobimy, to szybciej mamy „wolne” i możemy spędzić czas razem, oddając się błogiemu…(no…co kto lubi 🙂 ). Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za tekst, pod którym podpisuję się lewą ręką (bom mańkut 😉 ) i prawą (choć to już nieudolnie) ale nawet i obiema stopami….
Kolejny super tekst! Mam Męża, który gdy tylko jest w domu a nie w pracy pomaga we wszystkim ale to były lata naszej pracy, dopasowywania się. Nie urodził się taki. Nie wyobrażam sobie też życia w którym ktokolwiek mógłby mnie doczegokwiek zmusić. To my same o sobie decydujemy.
Bardzo, bardzo, bardzo dobry tekst. Świetny. Jeden z moich ulubionych na tym blogu.
Sprawa Karoliny Piaseckiej mocno mną wstrząsnęła. Nagrania nie byłam w stanie odsłuchać w całości bo ciężko słuchać takiego zwyrola i tej biednej, cierpiącej kobiety. Nie odnajduję słów by nazwać tego psychola zwyklego śmiecia…..sluszna obawa kogoś z komentujących że jeszcze mu żółte papiery wyrobią i pozostanie bezkarny. Straszne jest to że nikt z bliskich jej nie pomógł i brawo dla pracodawczyni że zauważyła, że pomogła wyrwać się Karolinie Piaseckiej z tego bagna.
Agnieszko oglądałaś Plac Zbawiciela?
A przepis na szybki obiad przyda się zawsze ????
Kotlety wyszły mega, z kurczakim, groszkim, pieczarkami i dymką i dużo sera do teego.
Polecam, naprawdę pyszne i błyskawiczne danie:)
Świetny tekst i sama prawda!
Moj mąż przez kilka miesiecy opiekował się sam trójką dzieci, gotowal, sprzatal, pral, czytal na dobranoc, robil zakupy i jeszcze pracowal 8 godzin dziennie…Da się, panowie?Przy czym wszyscy znajomi sie dziwili jak on to robi i jak to w ogole mozliwe?
A dla nas to jest normalne, ze jak ja pracuje od rana, a maz po poludniu, to on ugotuje obiad i zrobi zakupy, bo tak to dzieci by musialy czekac na obiad do 19…
Ps.Polko, blog uwielbiam, a Twoje mieszkanie jeszcze bardziej ????Pozdrawiam Ania
Ten temat wzbudza mnóstwo emocji i kosztował mnie jeszcze więcej nerwów odkąd mam 13-15 lat.Nie myślę o sobie jako o feministce, dla mnie po prostu równość płci to coś tak naturalnego, jak to, że woda gotuje się w 100 st. Mieszkam z moim najlepszym przyjacielem, który jest jednocześnie moim chłopakiem. I podział obowiązków wygląda tak, że on robi większość (sprzątanie, zmywanie, pucowanie łazienki, bo tak się przyjęło), a ja gotuję, bo lubię, proste. Mój chłopak wychował się w rodzinie tzw. silnych kobiet i ma 2 starsze siostry. Ta równość płci i podział obowiązków po prostu są dla niego czymś naturalnym. Jego mama nie gotowała, jedyne, co umie zrobić to tzw. tomato pie oraz niebieski tort, więc dla niego wszystko, co wyjdzie spod mojej ręki to dzieło na miarę gwiazdk Michelin. Poza tym jest Anglikiem, więc nie zna się na jedzeniu i bierze wszystko (haha, oczywiście generalizuję i żartuję. no ale błagam, co oni wiedzą o gotowaniu :p) Dziewczyny, najlepiej, żeby Wasi faceci mieli siostry, które odpowiednio wczesnie ich wychowają i ustawią. Niepojęte jest dla mnie życie w niewoli opisanej powyżej, to patologia. Ale też może nie wiem wszystkiego o ludziach i ich motywacjach.. Uściski dla Autorki :*
Zabieram się do skomentowania i zabrać się nie mogę. Cieszę się, że kolejny raz myślimy podobnie. Strasznie zirytował mnie post na ten temat napisany przez niejaką panią z makoweczki.pl (czy jakoś tak). Nie czytam tego bloga, ale kilka osób na fejsie polubiło, więc z ciekawości zajrzałam. Komentarz tej pani na poziomie poniżej krytyki. Nie rozumiem jak można nie bać się formułować tez w stylu: moja córka NIGDY nie znajdzie się w takiej sytuacji, ja NIGDY nie pozwoliłabym na takie traktowanie… Bardzo śmiałe słowa. Osobiście nie używam słów zawsze i nigdy do sytuacji, w których się nie znalazłam. Łatwo generalizować i oceniać, ale co same byśmy zrobiły w traumatycznej sytuacji nie sposób wymyśleć. Nie zawsze jesteśmy w stanie zachowywać się racjonalnie. Nie zawsze dobre wychowanie, w kochającym i troskliwym domu wystarczy. Życie jest zbyt nieprzewidywalne, żeby można było tak łatwo je oceniać.
Co do facetów… nie każdego da się zmienić, nauczyć, przystosować do życia. On sam musi tego chcieć. Mój Mąż też pochodzi z domu, w którym mężczyzna był panem i władcą, któremu usługiwano… i to każdy mężczyzna, nie tylko ojciec, ale i syn, wujek, sąsiad. Na szczęście mój M zrozumiał, że to nie jest normalne i dziś robi wszystko od zajęć domowych po opiekę nad dzieckiem itp 🙂 Da się, tylko to ten facet musi przede wszystkim chcieć. Pozdrawiam ciepło!
Bloga podczytuję już jakiś czas, a ten przepis wypróbowałam jako pierwszy (w wersji z porem i groszkiem) – jest rewelacyjny. Dzisiaj koniecznie zabiorę się za ciasteczka z najnowszego przepisu. Pozdrawiam.
Polecam, smacznego! 🙂
Świetny przepis, moim milusińskim bardzo smakował!
Kotleciki na zdjęciu wyglądają mega smacznie. Na pewno skosztuję 🙂 A artykuł bardzo ciekawy.