Miałam być dziś na śniadaniu ze znajomą, lecz ostatecznie spędziłam dzień w domu, przy dźwiękach kaszlu i kucyków Pony. Miałam być później na kawie i na zakupach e-bookowych gadżetów, ale byłam w przychodni. Nie wiadomo do końca, co z jutrem, lecz wielce prawdopodobne jest, że kolacja i wino ze znajomymi także się nie odbędą. Czy jest mi smutno? Troszeczkę. Bo w moim położeniu spotkania z ludźmi są na wagę złota i zwykle czekam na nie z utęsknieniem. Czy jestem zaskoczona? Bynajmniej. Jestem matką, heloooł! Rezygnowanie z własnych planów i przyjemności to moje drugie imię.
Być może i do tego przywykłam, ale nie oznacza to wcale, że jestem pogodzona z losem. Nazwijcie mnie egoistką, ale w takich chwilach rozumiem wszystkie kobiety, które świadomie zdecydowały się nie rozmnażać. Rozumiem i szanuję ich wybór. Do dziś nie jestem pewna, co takiego pcha ludzi do tego wieloletniego pasma dawania i poświęceń, jakim jest rodzicielstwo. Co sprawia, że pewnego dnia stwierdzają, że wcale nie potrzebna im wolność, równowaga psychiczna i pieniądze, więc postanawiają w przypływie samarytańskich odruchów: „hej, powołajmy na świat jakiegoś człowieka, któremu moglibyśmy to wszystko oddać!”? Zróbmy sobie człowieka, przy którym przestaniemy spać i chodzić na imprezy, zdegradujemy się zawodowo i przez kolejną dekadę nie będziemy w stanie spędzić niedzieli pod kocem, hell yeah! A najlepiej – kilkoro ludzi, tak dla pewności, że każdy wyjazd na wakacje będzie kosztował tyle, co dobry samochód. Tak dla pewności, że nie będziemy mieć świętego spokoju aż do emerytury, a później też nie, bo wnuki, wiadomo. Zróbmy ich więcej, żeby przypadkiem kariery nie zrobić, żeby się czasem nie nudzić, żeby nie móc wyskoczyć spontanicznie do kina, bez zaklepania niani z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Dwoje lub troje przynajmniej, bo przy jednym, po roku – dwóch jeszcze się znowu wyśpimy, a plan był przecież inny. Plan był taki, żeby oddać wszystko, co się lubi, a to przy jedynaku może się tak łatwo nie powieść, zwłaszcza, jeśli z tych mniej wymagających się dzieciak okaże. A więc róbmy, płódźmy, powołujmy na ten świat ludzi i oddawajmy im swoje sypialnie, oszczędności, zainteresowania! Rezygnujmy dla nich ze znajomych, z wyjazdów, szkoleń, z szans i spotkań, z wolnych wieczorów i weekendów.
Miewam takie okresy, kiedy się serio zastanawiam, co ja sobie myślałam. I pewnie nie bez powodu myśli te naszły mnie tuż po tym, jak opłaciłam przedszkole, zajęcia dodatkowe, półkolonie, aparat ortodontyczny, siatkę ubrań i dwie pary nowych butów. Nie jest przypadkiem, że piszę te słowa w dniu, który miałam spędzić na przyjacielsko-zawodowych śniadaniach i kawach, ale niestety – odgłosy kaszlu i kucyków Pony. I choć wiadomo, że jak się już wyklują te kurczaki, to człowiek kocha na zabój i oddaje wszystko, co ma, zwykle się nawet nad tym specjalnie nie zastanawiając, to ja naprawdę rozumiem ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci. Bo przecież zanim te się wyklują, są tylko jakimś wirtualnym bytem, pomysłem, jakimś potencjałem, który wszak ciężko pokochać. A co dopiero oddawać wszystko komuś, kogo się jeszcze nie zna.
Mimo że wiele matek się do tego w życiu nie przyzna, ja czuję, że wychowywanie dzieci kosztuje czasem za dużo. Za dużo wolności, czasu, energii i pieniędzy, za dużo niewykorzystanych szans i okazji. Zbyt wiele godzin, spędzonych na negocjacjach o mycie zębów, zbyt wiele znajomości, które się rozpadły z ciągłego braku czasu, zbyt wiele wieczorów, podczas których można by stworzyć dzieło życia, gdyby nie to, że człowiek pada na twarz od sprzątania bajzlu, który te czynią dzień w dzień. Czasem czuję, że dzieci biorą więcej niż chciałabym im dawać. Czasem się duszę, wiodąc życie podporządkowane planowi lekcji, zajęciom akrobatyki i baletu, powtarzaniu słówek, kupowaniu chleba na kanapki i szykowaniu ubranek do przedszkola. Czasem męczy mnie to okupione wyrzutami sumienia wyrywanie czasu dla siebie. To „teraz nie mogę!” z sypialni, gdzie próbuję po cichu pisać. Albo „dzisiaj pracuję”, wymawiane w niedzielę, bo nie da się stworzyć książki w dni robocze do szesnastej jedynie. I każde „później”, „kiedy indziej”, „za rok” albo „gdy podrosną”, powtarzane w głowie na myśl o wyjeździe do Londynu, Rzymu czy Nowego Jorku, bez dzieci. Nie jeżdżę, bo dziewczyny, bo wspólne wakacje, bo przecież one też by chciały.
Nie jeżdżę, bo to jest ten poziom myślenia o sobie, na jaki jeszcze nie weszłam i nie wiem, czy kiedykolwiek wejdę. Nie jeżdżę i wielu innych rzeczy nie robię, bo mam mocne poczucie obowiązku. I empatii również. Nie jeżdżę, a potem żałuję. I jak przychodzi taki dzień, który ja sobie celowo i z premedytacją zaplanowałam „na mieście” i wśród ludzi, a potem – sorry, ale trzydzieści osiem i pięć, to mi się troszkę przelewa. I tak, wiem, matce nie wypada powiedzieć, że ma z tym problem. Bo matki powinny, wraz z zamieszkaniem zygoty w macicy, utracić wszystkie potrzeby i ambicje. Cały egoizm wydalić z siebie wraz z wyciśnięciem płodu. A potem już zawsze tylko rezygnować, oddawać, wykrwawiać się, bez piśnięcia, że boli. Tak jakby porodowy wyrzut oksytocyny napełniał przy okazji mózg hormonem heroizmu na resztę życia.
Coś u mnie nie zadziałało najwyraźniej z tym napełnianiem, bo siedzę i piszę te słowa, troszkę sfrustrowana, że mój Londyn poszedł na kilka kosztownych drutów, że śniadanie znów zjadłam przy kuchennym stole i że mi się tu kręcą obie, co chwilę o coś pytając, podczas gdy ja tak bardzo chciałabym zebrać myśli. Właśnie teraz, w ciszy. I mówię o tym, choć być może nie wypada, ale myślę sobie, że to nie wyrodne, to ludzkie po prostu. I że to nie umniejsza rozmiaru mojej miłości, kiedy czuję, że trochę za dużo ze mnie wysysają Ci ludzie, których sobie urodziłam, nie deklarując przecież wszem i wobec, że oto wszystko inne przestaje mnie teraz interesować.
Ja nie mówię – mieć wszystko tylko dla siebie, pławić się w tej wolności do porzygania. Do znudzenia zajmować się sobą tylko. Nie mieć żadnych dzieci i żyć po swojemu zupełnie, nie dawać niczego, nikomu. Ale żeby ta równowaga troszkę prostsza była do zachowania, żeby tak dało się łatwiej stawiać granice, dzielić po równo, zręczniej żonglować.
Wierzę, że to nie wyrodne, to ludzkie po prostu.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Jak ja Cię rozumiem…
Oj ja też…
Nic dodać, nic ująć ☺️ święta prawda.☺️
Polko, tak bardzo dziękuję Ci za ten tekst…Właśnie teraz, dziś. Jestem daleko w tyle za Tobą (moja latorośl dwuletnia, jedna ona tylko), ale jakbyś mi w myślach przeczytała. I za każdym razem mentalnie biczuję się za te myśli, ale to takie przecież ludzkie właśnie. Każdy ma swoje limity po prostu. W dodatku normy społeczne chyba jeszcze długo będą poklepywać po plecach ojca, który wyszedł odetchnąć, a na matkę „na wolnym” siadać z wyrzutem sumienia…Przetrzymamy i to 😉 Miłego wieczoru wśród tych kucyków.
Ja myślę, że to nawet już nie jest tak potępiane dziś, a bardziej mamy takie wewnętrzne ograniczenia, żeby się skupiać mocniej na sobie. Ten wzorzec pełnego poświęceń macierzyństwa jest wciąż w naszych głowach po prostu.
oj jak ja Cię rozumiem…z ust mi to wyjelas! Napisane jak zawsze mądrze i szczerze. Ta ciągła rozterka, ten rozkrok między byciem sobą jako kobietą, dziewczyną a matką swych dzieci, które się kocha nad życie, ale one właśnie to życie często ograniczają. Po prostu macierzyństwo ma gorzko słodki smak.
Tak właśnie czuję, choć raczej bym nie zrezygnowała świadomie z tych doświadczeń, to jednak cena jest dość wysoka.
Genialny tekst…… Wiecej slow nie trzeba ..
Zawsze myślałam podobnie ale do dziś. Od kilku dni leżę uziemiona na 6 tygodni, poruszam się o kulach jedynie do wc. Mąż gdzieś na wyjeździe a moja Zosia i Hania właśnie pokazały mi jak bardzo mnie kochają. Robią mi rano jajeczniczkę, kawusie. W dzień zamawiają obiad ale podają mi do łóżka. Pomagają umyć głowę i wciągają skarpety. Wiem, że w środku nocy mogę zawołać Zosię, by pomogła mi zakryć się kocem jak spadnie. Jestem dumna z moich córek, bo tak szybko dojrzały i oddały mi te wszystkie nieprzespane noce i nerwy przy gorączce. Poczekaj jeszcze chwile i zmienisz zdanie. Buziaki !
Jest to najpiękniejsze co przeczytałam, serio. Tak się mocno wzruszyłam, no chyba że to hormony i jeszcze pół roku WSZYSTKO mnie bezie wzruszać. A najbardziej kocham „Mama am”.
Masz wspaniałe Dzieci, których szczerze gratuluję. Wytrwałości w chorobie (uziemieniu) i mnóstwa małych uścisków ❤
Monia, to nie jest tak, że ja mam jakoś permanentnie dość, to są etapy, okresy, czasem dni po prostu – w piątek czuję się ograniczana, a w sobotę budzę się w uścisku i przy śniadaniu zachwycam się, jaką mam fajną rodzinę. Doceniam to, serio, ale czasem czuję, że chciałabym więcej od życia, bywam sfrustrowana po prostu. Masz super córki, gratuluję Ci i życzę dużo zdrowia!
dziękuję!
I ja dopiero z jedną, roczną, ale wymagającą za to 😉 nie umiem w równowagę, oj nie. I przyznaję, że czasem bym chciała inaczej i prościej, ale niech ona sie tylko uśmiechnie i od razu czuję, że było warto. Że żadna niedziela pod kocem (oj, tęsknię bardzo) i żadna podróż samodzielna nie dalaby mi tyle pozytywnych odczuć
A ja myślę, że dałaby zupełnie inne odczucia po prostu. I za takimi innymi bodźcami czasem tęsknie 😉
Polko, ja właśnie po tygodniowym siedzeniu z ospa, jasna sprawa ze nie moją! I po kolejnej wizycie u pediatry mówiącej o zapaleniu oskrzeli.. Dwa długie tygodnie z moją przejochana istota, klockami lego, kucykami pony i kolorowankami.. Wiem, że to hardcore, ale ja to się nawet czasem nie dziwię tym kobietą co zostawiały to wszystko i wyjeżdżały do Anglii na przykład.
Myślę, że każda z nas miała czasem ochotę spakować się i uciec 😉 Wytrwałości, byle do wiosny!
Polka…dzięki za ten tekst !!! Mam jedynaczkę i bardzo bardzo ja się zastanawiam czy w ogóle chce drugie …właśnie przez to wszystko co opisałaś w tekście ! …a jak mieszkasz w mieście innym niż dziakdowie to w ogóle kaplica …kino itd.itp. To prawdziwy luksus …ehh dużo by opowiadać …ale trafiłaś w sedno 😉 przeczytałam właśnie tekst mężowi i mówi …to nie jesteśmy sami hehe …pozdrawiam serdecznie.
„…to nie wyrodne, to ludzkie po prostu”.
TAK!
Jakbyś czytała w moich myślach. Ten tekst jest dzisiaj podsumowaniem mojego dnia. Dziękuję!
Czuję podobnie jak Ty, mój mąż to jeszcze jeszcze mocniej, na każdym kroku słyszę jak to niea życia, przyjemności, pasji, swoich spraw.. Bo po pracy dom, dzieci, zakupy, wizyty u lekarza itd. Czarę goryczy przelały ostatnie dwa tygodnie – walka z turbo grypą która cudem nie skończyła się szpitalem. Tygodniową gorączka, walka o każdy łyk wody i czuwanie całymi nocami przy naszej 4-letniej najmłodszej latorośli, rano do pracy, no zmęczenie level hard 🙁 Domyślasz się na pewno że atmosfera w domu.. szkoda gadać. Jednak mimo wszystko doceniam to, że zaczyna się normować i będzie już dobrze. A co do tematu posta – mam wrażenie, że nastały jakieś dziwne czasy, że czujemy presję, aby być doskonale zorganizowanymi eko matkami, mega wydajnymi pracownicami, gorącymi kochankami. Nie do pomyślenia, żeby dzieci zostawały same w domu, podczas gdy starzy robią wychodne. A przecież kiedyś tak było – sama chodziłam do szkoły, sama odgrzewałam obiad, sama odrabiałam lekcje, nawet sama chodziłam do dentysty w podstawówce. A teraz – czuję się szoferem dla moich dzieci, organizatorem, zaopatrzeniowcem😞 Dlatego czasami odpuszczam, serio mówię: nie chce mi się, pojedź autobusem, świat się nie zawali, a ja uczę się tego, że nie zawsze musi mi się chcieć 😉.
To prawda, obowiązków mamy więcej, bo inna jest definicja dbania o dzieci, więcej możliwości, inna świadomość. A że jest też więcej pokus i opcji zawodowych czy związanych z wolnym czasem, to myślę, że mamy po prostu większy rozkrok niż nasi rodzice.
Wiesz co..wlasnie z bólem…wiesz czego 😉 polożylam Zosie i Maksa spać..i niby fajnie bo cisza i spokój …a ja głupia za godzinę już bede tęsknić za nimi jakbym ich rok nie miała widzieć…a przecież wstaną o 7 rano i bedą wkurzać swoich rodziców, że sobota to płatki i bajki i bajlandoooo…..nieznosze i kocham tak bardzo!!;) wiesz o czym mówie 😉
Ps. Maks znowu kaszle…i ta myśl …ja pier$%^&* znowu kaszel?????
To ludzkie! Bardzo! Trzeba to mówić! Rozumiem Cię tak bardzo.Od kiedy zostałam matką ,szanuję te kobiety które po prostu nie chcą tej roli przyjąć.
Ale trzeba sobie ten czas wyrywać.Też mam wyrzuty sumienia kiedy robię coś bez nich,ale uczę się i nieźle mi to wychodzi:)
I powiem Ci coś jeszcze:mąż zabrał dzieci na ferie na 5 dni.Ja zostałam ,bo pracuje.Na początku plany,euforia,szlajanie po mieście po pracy,ale jak sobie wyobraziłam ,że tak by miała wyglądać moja codzienność,bez nich,to nie,ja dziękuję!
Wytrwałości Polko!
Haha, też tak mam, jakie to wkurzające! Jak już przychodzi czasem taki weekend bez dzieci czy jakaś dłuższa rozłąka na czas obozu, to tęsknię i nie korzystam z czasu tak, jak to sobie wyobrażałam 😉
Od kiedy urodzila sie moja corka doskonale rozumiem ludzi ktorzy dzieci nie maja. Do teraz nie rozumiem jaka sila nieczysta sklonila mnie do posjecia decyzji o drugim dziecku. I niby takir niewymagajace mam te egzemplarze, zadne high need baby, ot zbuntowana czterolatka i zabkujacy siedmiomiesieczniak. Ale kiedy od 3 miesiecy nie moge sie spotkac z kolezanka bo zawsze ktores z le wspolnej trojki dzieci smarka, siorbie, kaszle, to czuje sie nieswojo. Kiedy jedni znajomi wlasnie w Tajlandii a drudzy na Filipinach, to musze sobie w myslach wyliczac ze moje filipiny to comiesieczne tance przedsKole, angielskie, szczepionki, i 2tyg we Wladyslawowie przed sezonem. I bardzo sobie musze powtarzac jak
Bardzo kocham moje dzieci. I czasem tylko nachodzi mnie mysl, ze trzeba bylo hodowac lawende, alpaki w Bieszczadach albo rybki w akwarium. Ale ludzi hodujemy, a to kosztowne hobby 🙂 pozdrawiam cie cieplo i zdrowia dla dziewczyn:)
Oj, jak bardzo Cię rozumiem! Mnie najmocniej w dołku ściska właśnie, jak widzę te podróże znajomych czy nieznajomych nawet. Takie egzotyczne wyjazdy we czworo to jednak bardzo kosztowna sprawa jest, chciałabym jeździć znacznie częściej, ale jest tyle wciąż innych wydatków…ech.
500 plus i hajda…pojechali!😂😂😂
Tekst trafiony w 10!!!! Ze Staśkiem 2,5 roku wynegocjowałabym więcej snu i to najlepiej samodzielnego bo wymiękam ostatnio też😳
Wszystko co napisałaś jest bardzo ludzkie . Polecam Ci szkołę psychologii dla rodziców u nas jest , moja starsza Sister była i daje cenne rady a ja wybieram się tez żeby znaleźć choć trochę tej równowagi …
W samo sedno!
I nie zaczynajcie tu sypać komentarzy w stylu „Polka powinna docenić to co ma, co mają powiedzieć kobiety, które nie mogą zajść w ciążę lub matki chorych dzieci itp.itd.”. Nie o tym jest ten tekst. Ten jest o kobiecie/kobietach, które mając lat dwadzieścia parę i różowe okulary nieświadomości na oczach pomyślały „Dam radę! Spoko!”, nie mając pojęcia w co się pakują 🙂
Po kilku latach zdecydowana większość z nas ma wiele chwil, gdy w głowie tłucze się tylko „nacholeręmitobyło!!!!”.
To nie wyrodne, to ludzkie po prostu 🙂
Dla równowagi i zdrowia psychicznego trzeba wyrzucać z siebie frustracje. Trzeba czasem siarczyście zaklnąć, tupnąć, rozpierniczyć jakiś talerz, albo chociaż rzucić w ścianę lalką barbie. A potem trzy głębokie wdechy, gorąca kąpiel i idziemy na maxa kochać dalej- wycierać nosy, oklepywać plecy, zmieniać pościel w środku nocy, płacić za ortodontę i przekładać spotkania z koleżankami.
Cały ten tekst to słowa, które zazwyczaj słyszy przez telefon tylko najlepsza przyjacióła -inna kobieta, która rozumie chwile żalu i słabości, bo sama je przerabia od czasu do czasu. Dzięki Polko za odwagę i zaufanie do nas -czytelniczek 🙂
Pamiętajcie mamuśki – jest nas więcej, tylko nie każdy ma odwagę powiedzieć o tym głośno.
Dzięki, Ola! ♥
Dzięki i rozumiem. Mój ma 3 lata, poszedł do przedszkola i co chwila glut i kaszel, a kolejne okazje zawodowe pukają do drzwi, więc na zwolnienie idzie mąż albo ratuje babcia, a ja z wyrzutem wsiadam do samochodu i jadę szkolić, idę uczyć, biorę kolejne zlecenia – bo wiem, że jak nie wezmę, to ja zacznę więdnąć i będę zła, ale staram się o jakąś równowagę i tylko czasami pojawiają się myśli, gdzie bym była gdybym nie była matką … a z drugiej strony czy byłabym taka, jaka jestem teraz, gdybym nie była matką …
Tego nie wie nikt, też się nad tym często zastanawiam. Z jednej strony – tyle mogłabym zrobić, więcej pisać, lepiej zajmować się blogiem, wydawać książki, a z drugiej – czy ja bym w ogóle tego bloga miała? Czy miałabym jakąś popularność, gdyby nie te teksty o macierzyństwie właśnie?
Dzieki, czuje sie tak samo!
Pozdrawiam z Czech
Ja, matka Polka okraszona ciągłym zmęczeniem, cieniami pod oczami, robiąca maseczkę pomiędzy gotowaniem obiadu a wieszaniem prania, mówię Wam – są takie które mają inaczej. One mówią „szczęśliwa mama – szczęśliwe dziecko”. I tak oto mają czas na spotkania z przyjaciółmi, na wizyty u kosmetyczki, samotne buszowanie w galeriach itd. Bo one myślą o sobie, bo one nie muszą spędzać ze swoim dzieckiem 24h aby dostać order „najlepszej mamy”, one wiedzą, że są najlepsze. A my ? A my oddajemy się w 100% jakby bez nas dzieci miały uschnąć (przez 3h godziny w weekend :P), bo to my mamy problem z głową, nie chcemy i nie umiem skupić się na sobie. Ciągle stawiamy przed sobą nowe obowiązki aby móc potwierdzić jakimi hiper super matko ogarniaczkami jesteśmy. Czy jestem rozczarowana rodzicielstwem? Nie, jestem rozczarowana swoim podejściem.
Anka, być może jest trochę tak, jak mówisz, choć ja zwykle kilka razy w miesiącu wychodzę gdzieś bez dzieci. Z wyjazdami mam problem, ale takie chwile wytchnienia miewam dość często, lecz to nie do końca rozwiązuje problem, o którym pisałam. Mnie najbardziej frustruje ilość obowiązków, które odbierają czas i siłę na większe rzeczy, ciekawe projekty, rozwój. No i te podróże – przy dużych kosztach comiesięcznego utrzymania rodziny nie stać mnie na podróżowanie w czwórkę tak często, jak bym tego chciała. To jest takie marzenie, którego nie udaje mi się w macierzyństwie realizować i to bywa frustrujące.
Wszyscy mówili jak urodzisz wszystko samo Ci się włączy, będziesz wiedzieć co chce, czemu ryczy co robic.. A mi się nic nie włączyło, żaden instynkt, żadne podpowiedzi. Umeczylam się okrutnie by sprostać wszystkim wymaganiom, zaczęłam być nieszczęśliwa, nie mówiąc o „pokochaniu” macierzyństwa. I w końcu powiedziałam dość bo przecież szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci… I mam cie z życia dla siebie a nie dzieci mają spokojna kochająca mamę. Masz rację to ludzkie! Zdecydowanie ludzkie być sobą..
Dokładnie To samo przeżywałam dziś. Wkoncu po 3 latach ciągłego bycia z dziećmi A mam ich dwoje( 3 latke i rocznego synka) zaplanowałam sobie wyjazd do znajomych do Łodzi na jeden dzień, cały długi piękny dzień. To nic że droga w jedną stronę to 4 H i powrot wieczorem .Wszystko dopięte na ostatni guzik , dojazdy, znajomi, dziadkowie którzy mieli zaopiekować się dziećmi bo na codzień mieszkamy za granicą więc jesteśmy zdani sami na siebie. Taka byłam super szczęśliwa, że wkoncu wypije ciepła kawę i zjem coś pyszniutkiego i ze bede jadla to dlugo bardzo dlugo, ze spotkam się z ludźmi których nie widziałam kilka lat. Na te 8 h jazdy na to też się mega cieszylam bo w spokoju bez kupa,siku, mamo, mamo , mamo.
… I co I noc przed wyjazdem jakieś cholerne wirusisko dopadlo mojego małego i oczywisice nie Miałam serca zostawić go z dziadkami, cały dzień zastanawiałam się dlaczego akurat dziś! 😉 w 100 % mam tak samo jak Ty ! Pozdrawiam
O, nie, współczuję! Koniecznie przełóż to i zrealizuj plan w innym terminie!
To chyba ciekawość, jak to jest jak ma się młode. Taki trochę lęk przed tym, że jak nie spróbuję to coś stracę, bo przecież wszyscy dookoła mają młode. Owczy pęd po prostu.
Oczywiście jest to niesamowite przeżycie, widzieć jak toto dorasta, gada, drepcze, buntuje się, tuli… to sa naprawdę niepowtarzalne momenty w życiu. Ale jest ta druga strona. Moje życie, moje ja, które potrzebuje ciszy, spokoju, głębokiego oddechu… Wykrada się te chwile z tego całego kieratu.
Całe szczęście, że jeszcze nie wpadłam na myśl… na cholerę mi to było 😉
Ale masz sporo racji w swoim poście. I najważniejsze. Zaczyna się o TYM głośno mówić. To znaczy, że problem istnieje.
Ściski
Że istnieje, to wiedziałam zanim wcisnęłam „opublikuj”. Że taka będzie skala zrozumienia i tak mocne moje wstrzelenie się w nastroje kobiet – nie miałam pojęcia. To z jednej strony smutne, z drugiej – jestem zbudowana tą otwartością i gotowością do przełamywania tabu.
No i właśnie kładę się spać rycząc. Bo napisałaś dokładnie to wszystko o czym ja na co dzień boję się pomyśleć, żeby ktoś nie nazwał mnie wyrodną matką. Tym bardziej, że jestem nią od niedawna i co ja tam wiem o życiu. Dziękuję.
Dokładnie.
♥
O rany, jakież to do bólu prawdziwe! Świetny tekst. To jest jak z mojej głowy wyjęte, ale wyrażone tak, jak bym sama nie potrafiła. To jest właśnie sedno problemu, ta tragiczna strona macierzyństwa, gdzie matka czuje się jak niewolnik własnego życia, mimo całego morza milosci do dzieci… Świetnie to ujęłaś na końcu- gdyby dało się złapać jakąś większą równowagę między tym dawaniem im, a dawaniem sobie… Wtedy myślę, że ze zdwojoną miłością i wdzięcznością poświęcałybyśmy ten czas dzieciom. Jednak w momencie kiedy nasz cały czas, pieniądze, karierę i siły poświęcamy w (za) dużej mierze im, poziom frustracji, mimo wielkiej miłości do nich, rośnie z każdym dniem… Myślę sobie, że dużo wsparcia daje nam, matkom, myśl, że to nie tylko my jedne tak czujemy , i że potrzeba czasu dla siebie nie jest jednoznaczna z tym, że żałujemy macierzyństwa.
Cieszę się w takim razie, że mogłam Wam to wsparcie zaoferować 🙂 Czuję się trochę, jakbym otworzyła puszkę Pandory…tyle historii i emocji ♥
Mam dziś dokładnie tak samo !!! Dodałabym do tego jeszcze zaniedbanie relacji z mężem bo przy trójce i pracy zawodowej na pełen zegar to się poprostu nie da ogarnąć wszystkiego ehhh okropne są te piątki wieczorem
Oj, tak, zdarza się w tym zatracić, pokłócić o dzieci, o obowiązki. Tak ciężko wykrzesać z siebie momentami jakiś romantyzm czy choćby zainteresowanie, kiedy się pada na twarz wieczorami. Ja generalnie, mimo okresowych napięć, nie mam na tym tle jakichś większych problemów, może dlatego pominęłam ten wątek.
Dlaczego decydujemy się na dzieci? Instynkt. Zakochujemy się i chcemy mieć dzieci. To poza nami, to hormony nami rządzą. Ja mam dwoje, już prawie dorosłych (syn student, córka licealistka). I ci też życie organizują! O Boże i to jak! No życie :))
Nie ma czegoś takiego jak instynkt. Ludzie rozmnażają się z egoistycznych pobudek – bo ich geny są takie fajne i trzeba je powielić, bo szklanka wody na starość, bo wszyscy mają „Mambę”, to czemu nie ja, bo mają taką zachciankę…
Oczywiście, że to instynkt 🙂 i także egoizm. Ludzie to zwierzęta, nas też nie omija rozmnażanie się dla zapewnienia ciągłości gatunku. I tak jak mówisz- dzieci to nasze „dzieło”, nasza spuścizna. Czasem osoby, które są wybitnymi naukowcami, pisarzami, malarzami nie posiadają dzieci, bądź mają ich mało, ponieważ już zapewnili sobie pamięć po sobie kiedy umrą.
Basiu, właśnie przez powielanie takich bzdur mimowolnie przyczyniasz się do podejmowania fatalnych decyzji przez młode kobiety ulegające presji społecznej.
Super to napisałaś. Jeszcze niedawno jak wczoraj mówiłam do kogoś, że przy 3 dzieci brakuje nam po po prostu równowagi między byciem z dziećmi i dla dzieci a chwila czasu dla siebie. Nie musze mówić na ktora strone przechyla soe szala… i do tego nie ma co liczyć na pomoc babci czy dziadka. Niby każdy wie na co się decyduję ale jednak rzeczywistość po prostu przerasta.
Tak mi się dziś dziwnie czyta ten post, jeszcze pół roku temu pewnie bym na to patrzyła inaczej. Dziś kiedy moja koleżanka przeżywa życiową tragedię, we wrześniu straciła 10 letniego syna w wypadku samochodowym. młody kierowca tata kupił auto więc ile fabryka dała… zderzenie czołowe oboje z mężem w stanie krytycznym, syn ginie na miejscu… dziś nawet niespełna pół roku po tragedii odeszła ich najstarsza córka w grudniu zdiagnozowano białaczkę taką najlzejsza że 100 wyłączeniem błąd lekarzy i w przeciągu 3 dni odchodzi. … dziś patrzę inaczej na ten post.Jeszcze przed letnimi wakacjami narzekalysmy z koleżanką że chłopcy niegrzeczni, że najstarsza studentka tyle kosztuje… dziś została z jednym dzieckiem …. i oddała by wszystko by przytulić całą trójkę
To się wydaje aż niemożliwe… Ale układa w głowach takim jak ja. Doceniajmy, co mamy…
Jasne, że to zależy od sytuacji życiowej. Opisałaś skrajny przypadek, ogromną tragedię, na co dzień nie myślimy o takich rzeczach, to jasne. Ja tęsknię za dziećmi nawet gdy ich dwa dni nie widzę, nie wyobrażam sobie bez nich życia, co nie zmienia faktu, że frustruje mnie, jak bardzo mnie ograniczają na co dzień.
Jak ja Cię rozumiem. Jestem matką ze zdecydowanie krótszym stażem, ale poznałam już smak rezygnowania. Fantastyczna oferta pracy pojawiła się dokładnie w dniu, kiedy zobaczyłam dwie kreski. Cóż, musiałam odpuścić. Mimo, że jedno jeszcze noszę pod sercem, a drugie nieporadnie gonię. Do pracy wrócę jak dzieci pójdą do przedszkola, bo rok po roku może być ciekawie. Póki co czekam na te nieliczne chwilę samotności w kolejce do lekarza, przy kasie w markecie albo pod prysznicem. I odliczam na palcach jednej ręki samotne wyjścia dla przyjemności, licząc że kiedyś będziemy cieszyć się swoją bliskością na wspólnych zasadach ❤
hehe a kto tak nie ma? każda tak ma tylko mało która się do tego przyznaje, bo teraz trzeba być idealnym. Pamiętam taki dzień, w zasadzie to taki moment (bo nawet nie wiem czy jeszcze byłam w ciąży czy już urodziłam), gdy nagle jak grom z jasnego nieba strzeliło mi w łbie myśl „ale ten człowiek będzie w Twoim życiu na zawsze.. choć by co się działo, tego się już nie odkręci” i wtedy się jakoś przeraziłam, tak wewnętrznie..
wiem, o co Ci chodzi, pamiętam ten moment olśnienia z czasu pierwszej ciąży 😉
O zdecydowanie równowaga konieczna! Ja uważam że sporo robię dla dzieci i z dziećmi, także wygospodarowanie czasu na moje sprawy to równie ważny priorytet! Choć rzecz jasna, łatwe to nie jest. Ale z wiekiem coraz łatwiej. Moi (7,10, 11lat)juz zostają sami, dzięki czemu randki i wyjścia są możliwe kiedy chcemy. Ale londyny muszą poczekać bo właśnie od jutra wyprztykam się z kasy na ferie dla pieciorga 🙂 ale takiego instynktu poświęcenia to ja zdecydowanie nie mam fabrycznie wbudowanego, o nie.
Aga, od rana dziś te same myśli mam w głowie, jakbyś mi w nich czytała dosłownie…potrójne macierzyństwo mnie przeczołgało, wycisnęło i czuję, że zbyt wiele poświęciłam, zabrakło równowagi i przestrzeni tylko dla mnie…i choć kocham ich bezbrzeżnie i nie wyobrażam sobie inaczej, to czuję jaką cenę przyszło mi zapłacić. Ja rozumiem kobiety z wyboru bezdzietne, ale podziwiam matki wielodzietnej, które umiały znaleźć w macierzyństwie swoją przestrzeń i realizują się nie tylko na tym polu. Mi zabrakło odwagi, siły albo determinacji… Mam cichą nadzieję, że jeszcze nie do końca się poddałam i zawalczę o siebie…Dziękuję za ten tekst, mimo poczucia przybicia Tobie piątki, dał mi też pewność że nie jestem sama…Moc uścisków :*
Trzymam za Ciebie kciuki i podziwiam ogromnie za tę trójkę!
To co napisałaś jest takie moje, to co czuję wewnętrznie…
Ale je (my) nie daliśmy się okiełznać zupełnie. Raz w roku „sprzedajemy” nasze dziewczyny dziadkom i uciekamy bliżej lub dalej, choćby na 3 dni (w tym roku udało nam się na tydzień do Grecji). Żeby pobyć samemu, odpocząć, nie myśleć czy już czas na jedzenie, spanie, itd., itp. A przede wszystkim chociaż trochę nadrobić wspólny czas. I tak, przed samym wyjazdem mam też wyrzuty sumienia, że bez nich, że też by chciały… muszę swojej wewnętrznej matce-Polce powiedzieć, że krzywda im się nie dzieje, że z nimi też kiedyś, że wspólne wyjazdy też już były, że teraz czas dla nas, bo przecież szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci 🙂
Jasne, że tak – jesteś zuch! Też bym tak chciała 🙂
A ja bym rezerwowała na Twoim miejscu ten Londyn jeszcze dzisiaj. Naprawdę warto. Czy córki nie puścisz na kolonie bo Ty też byś chciała pojechać na wakacje? Czy kiedyś będą wyrozumiałe i będą szanowały potrzebę przestrzeni dla siebie innych ludzi? Miło jest razem poznawać świat ale miło też poznawać świat samemu, z mężem. Nie przystawać co chwila na kupe,siku, nie mam siły. Zrobić kilometry na nogach bez płaczu że nogi bolą . Nie siedzieć o 20 w pokoju bo dzieci zmęczone. Pewnie że by chciały pojechać. Ale nie można mieć wszystkiego, Ty jako matka nie możesz mieć wszystkiego a może nawet połowy tego co byś chciała bo poświęcasz siłę, czas, energię i pieniądze głównie im, i dzieci też wszystkiego nie muszą mieć. To nie jest żaden egoizm. Egoizm to jak podaje wikipedia :
Egoizm (łac. ego – ja) – nadmierna albo wyłączna miłość do siebie. Egoista kieruje się przeważnie własnym dobrem i interesem, nie zwracając zbytniej uwagi na potrzeby i oczekiwania innych.
Czyli totalne zaprzeczenie matki. Jeżeli żadna skrajność nie jest dobra to nadmierne i wyłączne zwracanie uwagi na potrzeby i oczekiwania innych to też wada i postawa niezdrowa!
To jest normalny i potrzebny KAŻDEMU człowiekowi odpoczynek, nawet matkom. Często problem jest tylko w naszych głowach bo naprawdę dzieci nie mają z tym problemu że rodzice mają potrzebę oddechu. A jeśli mają z tym problem to dobrze nauczyć je żeby nie miały bo to one wyrosną na egoistów. TO nam się wydaje że zawalimy, a tak naprawdę nie zawali się totalnie nic. Ewentualnie nasze zdrowie psychiczne jak nie odsapniemy. Mówię to ja, mama 5,5 letniej dziewczyny, spędziłam ponad 30 dni na wyjeździe ( łącznie, kilka wyjazdów) i nie stała sie nikomu krzywda. Nie, nie jestem bogata.
Wszystko organizuje sama, po taniości. Nie,nie łatwo mi powiedzieć – też muszę się podlizywać teściowej żeby zaopiekowała się wnuczką. Nie, nie jest łatwo mi powiedzieć- u mojego starego w firmie też twierdzą że jak nie będzie go 4 dni to zawali sie cały świat i niech tylko spróbuje to go zwolnią.
Poza tym, pomyślcie ile jest dzieci w domach dziecka. Nie zabrali ich rodzicom z powodu 4 dniowego wyjazdu do Londynu. Ci ludzie mają na sumieniu o wiele cięższe rzeczy a te dzieci i tak rodziców kochają i oddałyby wszystko za nich. Uwierzcie wiem co mówię bo to przeżyłam i mogę Wam wymienić co potrafią zrobić rodzice własnemu dziecku i nie jest to wyjście we dwójkę do kina. Miłość się liczy, a przecież Wy, normalne matki, dzieci kochacie i o nie dbacie. Nikt im krzywdy nie robi.
Jeżeli ktoś robi sobie krzywde to matki zapędzające się do kieratu bez prawa do odpoczynku i rozrywki.
Też ostatnio trochę czuje się zmęczona i wypalona macierzyństwem, mimo że wiem że bez dzieci to życie nie wiadomo jak zapełnione rozrywkami byłoby puste. Myślę wtedy o rodzicach w Centrum Zdrowia Dziecka. O rodzicach dzieci z siepomaga. Trochę pomaga.
Dla wszystkich mam które dbają o siebie – szakulec. Dla wszystkich tych które uważają że nie mam racji – fakulec. Haha żarcik . Pozdrawiam wszystkie! :*
Masz rację z tymi wyjazdami, to nie takie najgorsze, co można dzieciom zrobić – zdaję sobie sprawę. Mimo to nie udało mi się jeszcze na to zdobyć 🙁
Ostatnio dokladnie to sobie myślałam lecz w słowa było ciężko to ubrać.
Och Polko! Jak Ty to trafnie napisałaś! Ja nie mam dzieci i sama nie wiem czy chcę je mieć. Niektórzy by mnie pewnie określili jako „starą”, ale 30 lat, to nie starość. Nie chcę mieć dzieci, bo jeszcze nie wyjeździłam się po świecie. Jeszcze nie zwiedziłam tych zakątków, które chce zwiedzić od dzieciństwa. Jeszcze za mało się wyszalałam, aby przygwoździć się w domu na co najmniej 10 lat. Bo nie ma co się oszukiwać, dzieci ograniczają wszystko. Wyjazdy, urlopy, spokój, czas na odpoczynek, przestrzeń, wolne pieniądze „dla siebie”…Wszystko co napisałaś, poprostu wyjęłaś mi z głowy. Jak sobie pomyślę o tym bólu przy porodzie, późniejszym dochodzeniu do siebie. Obniżonych narządach, ciągnących bliznach itp. to mnie ciarki przechodzą. Wzdrygam się wręcz na samą myśl o nieprzespanych nocach, kolkach, gorączkach, ząbkowaniach. Najbardziej przeraża mnie to, że własnie człowiek się przy tym macierzyństwie odczłowiecza. Do ludzi praktycznie nie wychodzi, rozrywek nie zaznaje, tylko siedzi w domu, w otoczeniu szkrabów i kucyków pony. Może odrobinę łatwiej jest tym, co zaplecze finansowe mają stabilne, bo jak zajdzie potrzeba, to i nianię z godziny na godzinę można załatwić. No ale większość matek, tak jak Ty, z pewnością ma takie myśli. Z moich znajomych, tylko ja nie mam dzieci i naprawdę grubo się zastanawiam nad tym czy chcę je mieć. Właśnie z tych powodów, o których napisałaś. Przesyłam Ci tulasa i życzę, aby katarów z kucykami pony było jak najmniej na rzecz Twoich wyjść do ludzi.
Korzystaj, podróżuj, szalej – zazdroszczę Ci i nie będę namawiać na macierzyństwo. Nic na siłę, można mieć fantastyczne życie i bez dzieci, jestem tego pewna 🙂
Ojjjj Polko,to jest takie nasze,moje, twoje, chyba większość z nas gada sobie pod nosem „Ja pie#do//@”,!a za chwilkę biegnie do tego dzieciaka żeby jeszcze coś tam mu podać, przynieść picie do łóżka, buziak na dobranoc itp…,dzięki za ten tekst, nie jesteś sama i napewno przyjdzie ten moment kiedy się wyrwiesz, ja jutro zmykam od dzieci chociaż na weekend,buziole,😘 stay strong girl!!!!!
haha, dzięki! A dla Ciebie jak najmniej tych cichych bluzgów pod nosem 😉
Oczywiście, że to ludzkie i super, że o tym piszesz :*. Ale pewnie znajdą się tacy, co się przyczepią, jak zawsze 😉 Ja w swojej „niszy” mam chyba dość niepopularne poglądy. Jestem mamą dwójki, a starsza jest niepełnosprawna intelektualnie, do tego z trudnym charakterem. I to jest potwornie trudna sytuacja. Mimo to mam wrażenie, że wśród rodziców dzieci niepełnosprawnych panuje narracja pt. „jesteśmy wyjątkowi, takie dziecko to dar, dzięki niemu jesteśmy lepsi i ono nas uczy cieszyć się życiem itp.” i potrafią się obrazić, jeśli ktoś powie, że im współczuje. I mam wrażenie, że nie wypada mówić inaczej. A ja tak nie czuję i nie boję się o tym mówić. I absolutnie można mi współczuć – bo uważam, że jest czego. Miłość jest oczywiście, ale bardzo trudna. Dziecko często wyprowadza mnie z równowagi, a ja o sobie nauczyłam się najwyżej tego, że … nie mam cierpliwości i jestem gorszą osobą, niż sądziłam. Absolutnie nie stałam się lepsza i nie czuję się „wybrana” ani wyjątkowa. Po prostu radzę sobie z sytuacją najlepiej, jak umiem, a czasem nie umiem. Albo umiem, ale beznadziejnie. I to też jest ok. Daję sobie prawo, żeby tak myśleć i o tym mówić, chociaż mam wrażenie, że to trochę tabu.
Gosia, dziękuję, że o tym piszesz! Ja się często zastanawiałam, słuchając takich rodziców, na ile to jest prawdziwe – te deklaracje, ten heroizm i spokój. Przecież to niemożliwe, żeby nie mieć dość pielęgnowania przykutych do łóżka, zamknięcia w czterech ścianach, bez pracy, bez kasy. Jestem pewna, że i mnie męczyłoby to i złościło przeokrutnie, myślę, że Twoje odczucia są całkowicie naturalne, ale pewnie jeszcze trudniejsze do wyrażenia. Trzymaj się, masz prawo nie być aniołem!
To bardzo ludzkie i nie zgadzam się ,że wyrodne !!! Chyba bym tu referat pierdylnęła opisując wszystko a w sumie to nawet nie wiem od czego zacząć. Mam 39 lat i jestem na takim etapie życia ,że powiedziałam głośno HELOŁ GDZIE JESTEM JA!!! No kur nie ma mnie! Nie piję kaw na mieście ,raz na pół roku wychodzę SAMA!!! No żyć nie umierać !!! Dlatego podjęłam pewne kroki i w kwietniuuuuu ruszam ze sobą,będę spełniać marzenia ,realizować się i rozmawiać nie tylko z siedmiolatkiem ,ale z dorosłymi też!!?
17latek jest na etapie ,że wiecznie się czepiam !!
7 latek jest przyklejony do mnie non stoper!!
I kocham ich miłością ogromną,ale jeśli zaraz coś nie zrobię to w żółtej kamizeli bujam się na huśtawce w wariatkowie!!!
Powodzenia w realizacji planów i jak najdalej od tych kaftanów! 😉
Cieszę się że nie jestem sama ;( do tego maz który ucieka od obowiązków domowych i wychowywania dziecka ogółem umywa ręce od wszystkiego bo przecież pracuje i jest zmęczony po pracy….
I tu jest pies pogrzebany.. nasze głupie społeczeństwo daje przyzwolenie nawet na niepłacenie alimentów, a co dopiero na opiekę…tylko matki się tępi. Z powodu takiego myślenia zachęcam młode dziewczyny do pozostania singielkami. To najmniejsze zło. To nie jest wina dzieci, tylko czasy nie sprzyjają posiadaniu dzieci. Moja matka i babka, mimo dawnych czasów, nie były takimi niewolnicami jak matki dzisiaj, bo wówczas wychodzenie samemu nie było „wyrodne” . I pracowały…nawet na stanowiskach kierowniczych…a teraz matka jest sama. Dlatego, lepiej nią nie być , niż zwariować. O szacunku od męża i jego rodziny nie wspomnę, bo nie ma czegoś takiego… Dzielenie pieniędzy: jestem pewna, że dużo mężczyzn zarabia na tyle, że mogliby fundować żonie nianie od czasu do czasu…ale wola kasę trzymać pod poduszką, bo przecież po co płacić, jak jest darmowa niewolnica….niech żyje singielstwo!
Boże, myśle, że wylałaś na „papier” słowa i myśli tysiąca matek. Moje również co do kropki.
Obawiajac sie tego wszystkiego nie zdecydowalam sie jeszcze na bycie matka.
Z jednej strony marze o tym by miec juz przy sobie te wspaniala istote, ktora bede mogla sie opiekowac, bezwarunkowo kochac, dac wskazowki jak byc wartosciowym czlowiekiem, stworzyc warunki do fajnego, dobrego zycia …
Z drugiej strony boje sie, ze macierzynstwo zabierze mi wolnosc.
Posiadanie dzieci to ogromna odpowiedzialnosc.Ktos nagle steruje naszym czasem, dyktuje warunki..Chcialabym miec pewnosc, ze oprocz milosci bede w stanie zapewnic dziecku byt, ze bede mogla sobie pozwolic na wydatki zwiazne z jego zainteresowaniami, kaprysami, wyjazdami nie rezygnujac
z wlasnych potrzeb
i przyjemnosci.
Tak się nie da niestety, rezygnować trzeba zawsze, można jedynie decydować o skali tego poświęcenia. Uważam, że kobiety powinny mieć tego świadomość, zanim zdecydują się na macierzyństwo, choć i tak zwykle „tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono”.
Kompletnie ten tekst do mnie nie trafia.
Gdy go czytałam przez głowę przeszły mi rożne myśli, jednak w żadnej z nich nie było akceptacji i zrozumienia dla Twoich słów. Pomyślałam, że musisz mieć w życiu mało poważnych problemów i jesteś bardzo skupiona na sobie, skoro tak odbierasz rzeczywistość i do tego przypisujesz innym mamom swoje uczucia i postrzeganie macierzyństwa.
Widzę pierwsze komentarze pod postem i zauważam, że dużo kobiet faktycznie podziela Twoją opinię, jednak ja do nich nie należę.
Mam trójkę dzieci i przenigdy nie odczuwałam takiego zawodu, czy też frustracji z powodu braku możliwości realizowania siebie, wyjścia do ludzi, czy tez wyjazdu. Nie czuję też takiej presji, którą jak mi się wydaje, Ty czujesz,
w kontekście odwożenia dzieci w rożne miejsca na zajęcia dodatkowe. Albo robię to z uśmiechem i wtedy nie psioczę na korki, drożyznę, etc., albo po prostu tego nie robię. Uważam, ze dzieci potrzebują też wolnego czasu, w którym mają możliwość się ponudzić i nie potrzebują mieć przez nas dorosłych zapewnionego grafiku w 100%.
Nie wiem, czy to kwestia wychowania w wielodzietnej rodzinie i mniejszej dawki egocentryzmu i egoizmu, czy tez świadomego macierzyństwa (od zawsze chciałam mieć dzieci i byłam gotowa na to mentalnie), czy obserwowania rodziców (lekarzy), którym w tamtych czasach było dużo trudniej niż teraz lekarzom pod względem finansowym, a którzy dawali sobie świetnie radę wspierając się wzajemnie- nie rezygnując z planów zawodowych, robiąc po kolei specjalizacje i choć nie zabierali nas na zagraniczne wakacje, to przekazali najważniejsze wartości, którymi teraz ja kieruję się wychowując swoje dzieci- uczciwość, chęć niesienia pomocy innym, empatia.
Przyznam, że „przez” nich miałam nieco skrzywiony obraz rzeczywistości i gdy jedno z moich dzieci ciężko chorowało zetknęłam się z lekarzami, którzy byli całkowitym zaprzeczeniem wizerunku lekarza, jaki miałam w głowie, który prezentowali moi rodzice.
Być może jest to kwestia kochającego męża, który nie jest zapatrzonym w siebie facetem i do tego uczestniczy w życiu rodziny i staramy cieszyć się z drobnych przyjemności nie oglądając się na innych, a czasem ich po prostu noe rozumiejąc- np. wyjazd znajomych bez dzieci na zagraniczne wakacje, żeby przypadkiem nie wydać za dużo i żeby nie zrezygnować z tej formy wypoczynku. Myślałam, że to oni są „wyjątkami”, ale chyba jednak takich osób jest więcej. Nie wyobrażam sobie takiego spędzania czasu, szczerze byłoby mi przykro i nawet jak ktoś by mi takie wakacje zasponsorował i zorganizował pomoc dla dzieci, to bym się nawet 5 minut nie zastanawiała nad odrzuceniem takiej propozycji.
Życzę dużo zdrowia, bo to najważniejsze i niestety nam było dane się o tym przekonać i tylko takich rozterek w życiu jak w opisanym tekście;), pozdrawiam
A widzisz Polko co za ironia. Kiedy powiedziałaś na insta, że masz plany takie na spotkania, randkę z mężem pomyślałam – dobrze jej. Ona też ma dwie córki i proszę udaje się, no i rodziców ma co w razie czego pomogą, a ja… Nie to żebym jakoś specjalnie się użalała nad sobą bo tak wybrałam, ale… dużo poświęciłam dla dzieci, rodziny. Czy żałuję – nie tak wybrałam, czy jest mi czasem przykro – cholernie. I nie chce mi się słuchać tego, że dla chcącego nic trudnego, bo czasem jest trudno, bo rodziców brak, a opiekunka kosztuje, a i trzeba ją najpierw mieć, a jak siedzę w domu z dzieckiem i gilami, to nawet jak mąż wróci z pracy to ja już zwyczajnie jestem tak zmęczona, że nie mam siły gdzieś iść. A gdzie też bym miała iść: jedna przyjaciółka daleko, druga też, koleżanka dopiero wpadła po pracy do domu, druga ogarnia świat, trzecia gile wyciera…. No taka rzeczywistość. Miały być ferie, wyjazd w góry i co… siedzę z dziewczynami tydzień w domu. Czy jest kiepsko, nie. Jest ok. Ale czasem po prostu chcemy by było inaczej na chwilę.
Ciekawy tekst… to nie jest wyrodne i masz prawo tak czuć…i myślę że większość z nas czyt matek ma gorszy okres i tak czuje (ja też)…ale patrząc z drugiej strony medalu..czym te małe istotki, które urodziłysmy sobie zawiniły…one nie wiedzą jak funkcjonuje świat…ze trzeba wlasnie np zapłacić za przedszkole, ze wszystko co dla dziecka jest 3 razy droższe niż powinno, itp, ale one nie rozumieją wszystkiego- WŁAŚNIE WSZYSTKO przed nimi i to właśnie my decydując się na dzieci wraz z tatusiem – przyjęliśmy na siebie obowiązek by wprowadzić ich w to życie jak najlepiej….nie sądzę by one chciały być np właśnie chore….to wszystko to uważam poniekąd partnerstwo w związku jest winne…nie do konca odpowiedni podzial obowiazkow – to w moim odczuciu …mam nadzieję że nikogo nie urazilam ale miałam potrzebę napisać co o tym sądzę …i wyrazić swoje zdanie…
Dziękuję Ci za ten wpis! On w 100% wyraża ten stan, w którym ja jestem od dłuższego już czasu, stan, którego najpierw do końca sobie nie uświadamiałam a który ostatnio wyklarował się w moim umyśle bardzo wyraźnie. Jeśli do tego dodać małżonka, który łagodnie rzecz ujmując średnio wpisuje się w rolę ojca i męża, to frustracja moja sięga zenitu. I nie wiem jak z tego wybrnąć, poza przemyśleniem, że prędzej czy póżniej wyląduje się u specjalisty od psychiki..
Może to nie jest taki głupi pomysł – ten specjalista. Bez wsparcia musi być Ci jeszcze trudniej, może faktycznie dobrze by było z kimś porozmawiać i zastanowić się, jak to zmienić?
Na to dobrego adwokata od rozwodów potrzebny, by bulil
alimenty, skoro nie podejmuje odpowiedzialności. Polska kraj bezprawia, alimenciarze robią co chcą..bo nie ściga się przestępców, tylko babcie, co sprzedają pietruszkę bez odprowadzania podatku. Żałosne
Dziekuje za te slowa, nie wiesz jak bardzo mi pomoglas💜💜
♥♥♥
Jak fajnie zobaczyć swoje myśli ubrane w tak ładny wpis 🙂 Mam trójkę (4 lata, 2 lata, 7mcy) i tak się ostatnio zastanowiłam: co robią ludzie kiedy nie mają dzieci? Czym się zajmują, jak spędzają wieczory? Idzie zapomnieć. Z niecierliwością czekam na moment kiedy każde z nich bedzie potrafiło samo zrobić siusiu i posmarować sobie kromkę chleba twarożkiem – mam wrażenie że będę wtedy królową świata, ile zajęć mi odpadnie 😀 Choć wszyscy znajomi którzy mają starsze dzieci mówią że będzie tylko gorzej, nie wiem więc czy jest na co czekać. Na razie ciumam po sto razy stópki najmłodszego póki są tak mięciutkie, bo jak nauczy się chodzić to stwardnieją i już nie ma takiej frajdy.
Sabina, podziwiam Cię kobieto, ja też mam trójkę ale 14, 11 i 4,5.. zdecydowanie większa różnica wieku. A Ty masz takie maluszki, no podziwiam 🙂 Ściskam!!
Doskonałe wiem o czym piszesz… właśnie siedzę przy kawie w sobotni poranek totalnie sfrustrowana w DOMU podczas gdy mialam byc w EGIPCIE skapana w sloncu a wszystko runelo tylko dlatego, ze starszy syn bardzo chciał jechac na oboz hulajnogowy a ja GLUPIA temu uleglam (bo przeciez bedzie mu smutno jak nie pojedzie). Wściekłość i zalosc narasta bo ciągle kontynuuje urlop macierzyński z drugim bobasem, rezygnując z awansu, do tego stary, ktory moja desperacje ciagle nazywa humorami… i cóż nikt tego nie zrozumie oprócz MATKI
Niech posiedzi parę miesięcy, to przestanie tak mówić! Chyba powinniście zacząć o tym więcej rozmawiać, bo to musi być naprawdę bardzo trudne, jeśli nie ma się zrozumienia w najbliższej osobie 🙁
Post trafil jak zwykle w moj nastroj. Jak dobrze poczytac i wiedziec, ze sie nie jest sama. Dziekuje.
Porwalam sie pare dni temu w burzy podobnych odczuc na szalony pomysl rzucenia wszystkiego na pare dni pierwszy raz od prawie 6 lat, i juz mam wyrzuty sumienia lekkie i niepokoj ale niespodziewanie tez wsparcie lubego, ojca mej szalonej parki. I ciesze sie jak wariatka i boje sie jak szalona.
Uwielbiam Cie czytac Agnieszka. Trzymam kciuki za powodznie w pracy nad ksiazka.
Pełen szacunek za otwartość. Ja boje się komukolwiek o tym mówić, bo myślę, że zaraz będą mówić, jaka to ze mnie matka. A w głowie Ci tylko leżenie, zakupki, spacerki, kosmetyczki itp… Kurcze no chciałabym mieć trochę więcej czasu na to, co kiedyś kochałam… na te wolne chwile, beztroskie, niezależne i swobodne. Gdy nic nie muszę. Gdy zmartwienia idą w niepamięć, gdy pije lampkę wina podczas długiej kąpieli, gdy mogłam czytać książki godzinami, chodzić na zajęcia fitness czy prowadzić bloga. Gdy wychodzę do sklepu mam wrażenie, że biegnę. Zawsze zapominam o czymś, bo moje myśli są tam, przy moim dwuletnim synku… Teraz moje dni są przepełnione totalnym zaangażowaniem i poświęceniem, które nie może spaść z poziomu hard. I ułatwiłam wszystkim bliskim problem spełniania obowiązków ojca, wujka, cioci, babci czy dziadka. Bo przecież wszystko ogarniam najlepiej. Ale wiesz co? Jest mi już ciężko…
Dziękuję za ten wpis!!! Jakie to prawdziwe! Odkąd urodził się nasz Syn (3,5l) nie byliśmy nigdzie sami, nie ma okazji, nie ma opieki a w końcu nie ma siły po całym tygodniu pracy i domowych obowiązków. Nie widzimy się z mężem prawie wcale, ponieważ pracujemy na przeciwne zmiany żeby dziecko po przedszkolu miało opiekę, nie możemy skorzystać z pomocy babci. Mam wrażenie, że wegetujemy, że to za duże poświęcenie ale nie ma wyjścia i trzeba brnąć w to dalej. Cieszę się, że ktoś to powiedział bo zawsze czułam się złą matką, do tej pory nadal się tak czuję, kiedy mam swoje plany i nie obejmują one dziecka.
Fantastyczny post bo prawdziwy, ludzki. Odważny bo przełamuje tabu, że macierzyństwo to szczęście a pokazuje trudy, rozterki emocjonalne i frustrację.
Jestem odosobniona w tych przemyśleniach bo nie mam dzieci. Była to świadoma decyzja. Jestem dość często pytana…dlaczego, dasz radę, jakoś będzie i się ułoży (moje „ulubione” porady, których nie potrzebuje)
Ostatnio w pracy po podjęciu przeze mnie decyzji o ograniczeniu etatu jedna z koleżanek, matka trójki dzieci powiedziała, że zazdrości, że też by tak chciała i gdyby nie dzieci to byłaby w tym miejscu zawodowym gdzie ja teraz.
Żyje po swojemu, nie tylko realizując się zawodowo, korzystam z życia w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jestem pewna, że nie ma jednej, dobrej odpowiedzi bo w życiu jest coś za coś….
Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nie zaglądałam do wózków, unikałam domów z noworodkami. Lubiłam swoje życie.
w 2011r zostałam mamą. Nie zalała mnie nagle fala miłości, to przyszło z czasem. Więź między mną a synem jest wyjątkowa, co potwierdza nasza pediatra i psycholog. Zawsze, jak coś robię to na 100% albo wcale. I jestem super mamą super syna.
Mój mąż walczy z białaczką, po przeszczepie był już nawrót. Państwo nie refunduje leczenia. Miesięczny koszt to ponad 15 000zl. Daję radę.
Ciągły strach, rozpacz rodziny, miesiące samotnego macierzyństwa. Daję radę.
Opłaty, kredyt, życie, nieuczciwi współpracownicy, koszmarnie skonstruowane prawo. Daję radę.
Nie pojedziemy do Tajlandii czy Anglii. Szczyt marzeń to tydzień w Sopocie. Daję radę.
Kiedy rano budzę się baardzo zmęczona, wiem, że muszę dać radę. Muszę, bo mam syna.
Czy w mojej sytuacji byłoby mi lepiej, łatwiej bez dziecka? Nie wiem. Ale świadomie nie zdecydowałam się na więcej dzieci i wiem, że była to słuszna decyzja.
Dziękuje za wpis, czytam go i trochę płaczę przy tym. Bo mam ostatnio trudniejszy okres – szkoda że chwile zdrowia dzieci trwaja tak krótko… Wtedy mam wrażenie, że świat moge zdobywać – chociaż trochę zadbać o siebie i swoje potzreby. Ale gdy choroby, razy dwa, zmagania z cało-nocnym glutem i kaszlem, niemozlowsc wyjścia z domu – czuje się jak więzień, i mam wrażenie ze oszaleje. Wtedy moje potrzeby realizuje tylko te biologiczne – jedzenie, picie, spanie (próby spania)… Ale to za mało dla mnie, zdecydowanie za mało 🙁
Trzymaj się, Magda, ta zima kiedyś musi minąć! Wiem, że takie „więzienie” strasznie dobija 🙁
Polko,
Dziękuję Ci za ten wpis. Dziękuję, że masz odwagę wyrazić to, co myśli wiele z nas. Dodajesz tym otuchy i sprawiasz, że nie czuję się ze swoimi uczuciami osamotniona.
Ja jestem „młodą matką”, dopiero na początku drogi. Ale ten początek jest dla mnie trudny. Rewolucja, która zaszła/ zachodzi codziennie w moim życiu sprawiła, że strasznie się pogubiłam. Trudno jest mi się w nowej rzeczywistości odnaleźć.
Nasze dziecko było planowane i wyczekiwane. Wydawało mi się, że wiem na co się piszę…. Nie wiedziałam.
Macierzyństwo ma wiele, bardzo wiele cudownych momentów, ale jest strasznie trudne.
Dobrze, że ktoś to mówi głośno. Za dużo mamy cukierkowych obrazków z Insta z idealnymi uśmiechniętymi bobasami i zadbanymi matkami. Codzienność tak nie wygląda.
Na pocieszenie powiem Ci, że z czasem jest łatwiej – ja nie czuję się tak, jak opisałam, non stop. Czasem mnie najdzie, że wolałabym być gdzie indziej, robić coś innego…ale generalnie skala „uwięzienia” jest nieporównywalna przy kilkulatkach, dużo więcej można, kiedy dzieci wyrosną z pieluch, pójdą do przedszkola – jeszcze poczujesz się pewniej, idę o zakład!
Polko kochana pięknie i prawdziwie ubralas to w slowa. U mnie takie same odczucia i chociaż z każdym rokiem wmawiam sobie ze jest łatwiej to guzik prawda- jest inaczej ale ciągle coś – kartkówka, słówka, tance, referat, plakat na historię, sprawdzian z lektury, lektura z biblioteki, a wczoraj o 23 kokosanki, rurki z kremem i rogaliki na dzisiejszą zabawę choinkowa. Czasem człowiek ma już tego po kokarde. Ale patrząc na moją szwagierke 36 latkę która próbuje byc matką I jej się to nie udaje, to czasem doceniam te mokre buziaki na policzku. I myślę że kto da radę jak nie my…pozdrawiam Joanna
Nie, no to bez dwóch zdań – wolę te ograniczenia od braku dzieci, to jasne. Ale na co dzień, kiedy pada się na twarz albo gdy nie można wyjść ze znajomymi, nie myśli się o tym raczej – że mogłoby ich nie być. Może za rzadko się nad tym zastanawiamy po prostu.
Jeju! Jak mi jest bliskie to co piszesz! Sama często poruszam takie tematy na swoim blogu. Bardzo lubię wracać do Ciebie, bo czuję, że mnie rozumiesz jak mało kto! <3 Monika
Temat rzeka:) Dziewczyny pomyślcie, że jesteście największym przykładem dla Waszych dzieci. Wzorce jakie widzą zostają im w głowach. Kiedy widzą Mamę, która jak wychodzi z koleżanką na kawę, ma wielkie wyrzuty sumienia, będą same myśleć, że to coś „niewłaściwego” w macierzyństwie. Ja chcę, aby moja Córka była szczęśliwą, spełnioną zowodowo kobietą, kochajacą matką. Dlatego sama dążę, żeby taką być i dać jej taki przykład. Nie mam wyrzutów jak idę z koleżanką na kawę, choć nie zdarza się to znowu tak często. Ale dzięki temu gdy jest kaszel, zostaje w domu bez flustracji, bo „wyjście” nie jest dla mnie czymś niezwyklym. PS. Polko, jeśli macie okazje jedźcie do tego Londynu sami. Czas spędzony z Dziadkami bez rodziów, to też dla dzieci wspomnienia na całe życie;)
To nie tak do końca – u dziadków dzieci są regularnie, co kilka dni po szkole czy jakieś nocowanki raz w miesiącu. I marzą o podróżach, tak jak my, zwłaszcza Zosia. Jasne, że na upartego można, ale mam z tym trochę problem, bo wiem, że byłoby im na maksa przykro.
Świetny tekst i bardzo w punkt moich obecnych odczuć. Mam czworo dzieci i bardzo absorbującą, odpowiedzialną pracę. Kocham moje dzieci, ale wkurzam się gdy dopadają nie wyrzuty sumienia jak siądę z książką. Czasem myślę, ze znikam, że mnie samej dla siebie już nie starcza. Ogarnia mnie bunt przeciwko permanentnemu poświęceniu, mimo że ciesze się ze swojej rodziny. Czasem dopada mnie myśl, ze sama tez mogłabym być szczęśliwa. Może z wiekiem gorzej godzę tę kumulację obowiązków zawodowych i domowych, skoro radość z rodziny nie wystarcza czasem do naładowania akumulatorów?. Postawmy sprawę jasno- matka też człowiek i każda z nas potrzebuje czasu dla siebie, śniadania na mieście, kolacji z przyjaciółmi, kosmetyczki etc, żeby nie zwariować, żeby nie zniknąć i bardziej kochać także własne dzieci.
Boshe! Zapisuję sobie tą stronę jako ulubioną! Napisałaś to co sama w sercu noszę i biję się z tymi myślami. Dziękuję!
Jak widać po komentarzach jest nas więcej – takich matek rozdartych. Etos matki rodzicielki bezgranicznie poświęconej swoim latoroslom zawdzieczamy poprzednim pokoleniom. Niestety. I kiedy wypowiadam na głos, że ucieklabym do pracy i z chęcią zrobila nadgodzin miliard byleby tylko wyjść z domu to jakoś tak od razu wyrodne w oczach innych. Z drugiej strony jak już wychodzę, to wyrzuty sumienia że one tam same beze mnie. A małe są (3 lata i 4 miesiące) i kiedy jak nie teraz mamy swpjej potrzebować będą? Jednak dla higieny psychicznej jak mawia moj mąż należy. Do dziś pamiętam jak katowalam sie myslami ze brak uczuc wyzszych do mojej pierwszej corki przez jej puerwsze pół roku życia. Ale nikt tego nie zrozumie kto śpi dluzej niz godzine w nocy a w dzień na rekach nie nosi płaczącego niemowlęcia, rad zlotych slucha ktore nijak maja sie do potrzeb dziecka ktore po trzech latach wertowania w Internecie HIGH NEEDED BABY sie nazywa. Druga moja kopia jednakowa się stworzyła tak dla potwierdzenia, ze wyjatek stanowi regułę. Jedni kibicuja ze pomimo tak malych latorosli godze jakos czas z pracą, wyrywany z zegarkiem w reku bo przeciez karmic trzeba, inni nigdy nie zrozumieja. Ale teraz mam to gdzieś. Jestem najlepsza matka jaka moge byc. A szczesliwa matka to dobra matka.
właśnie wrociłam z 4 godzinnego szlajania się po promenadzie.. po 2 tygodniach ferii i jak co roku uziemienia z powodu gluta najpierw jednej potem drugiej.. pojechałam ,żeby zobaczyć dorosłych ludzi, napić się kawy i pobyć sama ze sobą. przebieram już nogami na myśl o poniedziałku.. kocham rok szkolny 🙂
W punkt… Właśnie jedno z trzech zaczęło rzygać…. Czym skutecznie odstraszyło przyjazd znajomych…. Grryyy. . Dzięki Polko!
Ja również tak się czuję. Marzę o tym, żeby się wyspać, (młodsza córka 10 mcy budzi się co godzina! A w chorobie było co 15 min!), żeby się kąpać dłużej niż 3 min. Żeby wyzdrowieć!!! Zanim mój przedszkolak wykończy mnie kolejnymi zarazami. Choroba na maksa i dwójka dzieci do ogarnięcia, zresztą też były chore i wręcz myśli agresywne przychodzily do głowy. Jak poczułam się ciut lepiej, to jest lepiej. Ale do jakiejś równowagi to brakuje lata świetlne. Lekarka wypisując mi kolejny antybiotyk spytała „czy jest pani w ciąży?” ” Ja nie mam kiedy usiąść koło męża…”. Jestem straszliwie zmęczona. Chciałabym, żeby to było łatwiejsze.
boże, jak ja to rozumiem…
Agnieszko, bardzo ludzkie, bardzo mądre, bardzo Twoje i bardzo moje. Mam dwoch:20 i 13 letniego syna. I mimo przespanych nocy, wciaz czlowiek zaabsorbowany i zyjacy zyciem tych ludzi. I wciaz walczy o prawo do bycia ze soba i dla siebie. I takie marzenie mam od 20 lat zeby sie strasznie kiedys moc ponudzic i nic nie musieć🙂Póki co tego stanu nie znam. Sciskam Cie i pozdrawiam
Kurde Agnieszka jak ja Cię dziś i zawsze rozumiem.Jak mnie szlag dziś trafiał, jak siedzieliśmy z Małżem przy kuchennym stole próbując wybrać biurko w skandynawskim stylu i kolor ściany w sypialni, a te smrodki małe dwa co chwila „mama spójrz!”, „mama pić”, „włączcie mi baje”, „mama wafla z czekoladą”, „mama puściłem bąka”. Wrrrrr agrhhhhhhh!Kurwaaaaaa cicho choć przez chwilę!Z Waszym ojcem próbuję pogadać!Przestancie sobie dogryzać,nie kop Kropki (naszego kota)itd. itd. Jak kolejny raz rezygnuję z kupna wymarzonego płaszcza i obiadów co weeken na mieście, bo przecież buty kupić trzeba, nie sobie-dzieciom!Jak do Krakowa samolotem wyskoczyć chcemy, bo bilety po 25 a do Izraela raptem po 39. Ale już sami byliśmy,a dzieci tez by chciały. Wiec jak pomnozysz 39 razy 4, a w zasadzie 8, no w obydwie str.,doliczysz nocleg, zachciewajki na wyjeździe,żarcie itp. to odkładasz znów na święte nigdy….Kocham na zabój i złoszczę się jednocześnie, bo awans by się przydał i większy hajs, by choć lżej było,ale kiedy masz się przyłożyć, gdy w zimie co najmniej przez tydzień Ty i tydzień Małż jesteście na zwolnieniu, bo dziecko choruje….Nie ma dobrego patentu, ale tez czasami sobie myślę-co ja sobie kuwa myślałam?😉🥴🤭😁Chłopaków jednak kocham ponad życie!
To wynika z ostracyzmu. Jak śmiem narzekać że lepiej by mi było bez dzieci. Gdybym powiedziała to na głos w towarzystwie zostałabym zagryziona. Paradoksalnie zawsze chciałam mieć dzieci, dwójkę na bank. I to nie jest tak że nie doceniam. Bo staraliśmy się długo. Ale z momentem porodu zostałam odstawiona na drugi plan i hellloo ja to rozumiem… Wiadomo bezbronna istota, trzeba otoczyć miłościa, opieka, dać poczucie bezpieczeństwa… Ale czegoś mi w tym macierzyństwo zabrakło… Może przygotowania do jego ciemniejszych stron. Żadna z moich dzieciatych koleżanek wówczas nie wspominała o szarej strefie…o kolkach, gorączkach, strachu, lęku o zdrowie i życie, o nieustajacym poczuciu winy. Każdy ma swój limit, nawet matka. A jeśli tego nie dopilnuje to kończy się albo depresją, albo rezygnacja z marzeń, frustracją, przepracowaniem, permanentnym zmęczeniem. Ja staram się szukać zarówno odskocznii, możliwości rozładowania swych negatywnych emocji, dbaniem o siebie… A mimo to zdarzają się dni gdy mój poziom tolerancji, bycie rodzicem zaczyna być mocno nadszarpywany a ja czuję się przebodzcowana!!! I wtedy nawet głupi i grający w tle telewizor wyzwala we mnie w domu Godzille!!! Tak „przebodzcowana” to słowo klucz na moją frustrację. I pisze ten komentarz z domu mojej mamy, gdzie dzieci zostały z tatą aby mama mogła sobie odpocząć przez weekend. I napewno wrócę do nich steskniona i może mi przejdzie po pierwszej ich kłótni, ale plusem tej sytuacji jest to że mówię i wyrzucam to z siebie mężowi, że może by zacząć od wyłączenia tego telewizora, który i tak bez sensu gra jak wracamy z pracy. Jeden bodziec mniej…
PS. A tak chciałam dodać że jesteś genialna Agnieszko, i chciałabym umieć pisać na blogu jak ty bo twoje słowa nie tylko dziś, i rozkminy często siedzą też w mojej głowie, ale nie mam odwagi szczerze o tym napisać. Teraz mi łatwiej w komentarzu, więc wiedz że wspieram się mega mocno.. Dużo zdrówka…
Rzadko zaglądam na tego bloga, ale chyba zacznę częściej. Ten wpis to coś, czego brakowało mi od dawna w wirtualnej sferze macierzyństwa. Ucieszyło mnie to, że od początku do końca ma ten sam, szczery i ludzki wydźwięk, bez lukru na końcu w postaci „ale jeden uśmiech mojego dziecka wynagradza mi wszystko”, czy „warto cierpieć dla widoku słodkiej buzi umorusanej kaszką”, itp. Często też tego typu posty kończą się moralizatorskim „a kto, jak nie my, Matki Polki, udźdzwigniemy ten ciężar bez pokazania po sobie jak nam ciężko? To nasz obowiązek, jako rodziców, żeby zacisnąć zęby i bez słowa skargi wycierać te nosy, nie spać w nocy i cieszyć się każdą minutą rodzicielstwa!”. No właśnie. A co, jak coś się w nas przeleje, przekroczy naszą wytrzymałoś i wybuchniemy gniewem, zmęczeniem, frustracją? Nie zagryziemy tych zębów po raz enty? Mam wrażenie, że wtedy więcej zrozumienia znajdziemy w takim miejscu, jak to, wśród anonimowych komentarzy, pod szczerym wpisem Polki. Sama jestem mama trzynastomiesięcznej córki. I od paru miesięcy bije się wewnętrznie w piersi, że tych zębów zagryść nie umiem i taki żal życia straconego, tego spokoju by zebrać myśli i pomimo, że jestem matką i kocham córkę nad życie to parskam śmiechem na instagramowe wpisy, słodkie zdjęcia, zdania typu „to najcudowniejsza rola na świecie, macierzyństwo jest takie piękne”. Radość przysłania mi strach o dziecko, o to, co robię nie tak, zmęczenie, bo od prawie roku nie spałam ciągiem dłużej niż trzy godziny. Marzę więc nie tylko o kawie z kumpelą, ale też o zwykłym prawie do odpoczynku, zregenerowania się, oddechu. W życiu realnym kiedy narzekam zapytana co u mnie, widzę zniesmaczenie i niezrozumienie w oczach. Jakby matce nie było wolno narzekać, a jeżeli już to kończąc zdaniem „ale jeden uśmiech mojego bąbla wynagradza mi brak snu”. Otóż nie wynagradza, zmęczenie nie zniknie i tęsknota za sobą samą też nie. Dziekuje za ten wpis i za szczerość w tym przymusie kochania macierzyństwa.
Obiema rękami się podpisuje.
I glową co mi od kilku dni bezwładnie ze zmęczenia na poduszkę o 20 opada.
Widać po komentarzach, że poruszyłaś ważny temat Agnieszko 🙂
Trzeba trochę odwagi żeby się przyznać, że czasem ma się dość.
Czytasz mi w myślach….Dziękuję za ten tekst i nie tylko, dziękuję za zrozumienie, za to że nie jestem sama
Piękny, prawdziwy. Choć dziś świętuje, bo dziecię poszło po 2 tygodniach do przedszkola, w domu cisza. Ale tylko na miesiąc. Zaraz wypchne na świat kolejne 😉
Dziękuję Ci za ten ważny tekst. Tak bardzo jest mi to bliskie. Chociaż kocham najmocniej na świecie, potrzebuję trochę czasu i przestrzeni dla siebie, żeby być szczęśliwą i spełnioną.
Ja zostawie komentarz nieco przekorny. Ale uprzejmy 🙂 – no worries.
Ze starszym zostalam w domu 1,5 roku, potem znalazlam dla niego super nianie, 21 lat, ja wrocilam do pracy. Z corka „siedzialam” w domu 2 lata i 8 miesiecy. W tym czasie maz trzy razy byl w delegacji, po 5-7 tygodni. Ostatni raz, kiedy juz pracowalam – jedno dziecko zawiezc do szkoly, drugie wstawic do przedszkola, samej do pracy, od 16 w druga strone. Umordowana bylam okrutnie. To byla zima, zostawialam ich w placowkach kiedy jeszcze bylo ciemno…. zabieralam po ciemku. Ja wykonczona, oni pragnacy mnie totalnie. Nie zaluje niczego – maz wrocil szczesliwy, kazdy potrzebuje oddechu.
Czy jestem matka wyrodna bo mowie dzieciom: poczytam Ci za pol godziny, teraz mam czas dla siebie?
Czy jestem matka wyrodna bo mowie: wychodze w piatek wieczorem bo musze zlapac dystans?
Czy jestem matka wyrodna bo mowie: trudno mi z Toba byc, kiedy tak krzyczysz. Musze odpoczac od ciaglych dzwiekow, jestem przebodzcowana, chce sie polozyc, potrzebuje odpoczac, a wy sie bawcie przez godzine – tak, zebym was nie slyszala?
Nie jestem. Jestem – czuje sie – matka madra, ktora dba o siebie i o dzieci.
To jak z maska tlenowa w samolocie – najpierw zakladasz sobie, bo ktos przeciez musi to dziecko ratowac!
Polko, zadbaj o siebie. Tak, kosztem tej godziny kiedy nie jestes dla dzieci. Liczy sie jakosc, nie tylko czas – poswiec czas sobie, a jakosc relacji bardzo sie poprawi.
Zanim urodzilam synka, nie cierpialam dzieci. Serio. Teraz uwielbiam – i swoje i cudze. Lepiej je rozumiem, umiem sie z nimi porozumiewac. Uzywam jezyka osobistego (Juul) i buduje relacje – ktora zaprocentuje, moze dla mnie, dla nas, na starosc, przede wszystkim dla nich w swiecie. Dzieci wychowuje sie dla swiata, nie dla siebie :). Nie zamienilabym zadnej swojej wolnosci (choc bywam umeczona do granic) na zycie bez dzieci.
Jeszcze lepiej zrozumialam to, myslac przez miesiac, ze umieram na raka. Jesli zostal mi miesiac zycia – co im zostawie????? Wtedy uswiadomilam sobie, ze JUZ im bardzo duzo dalam. I wlasnie to im zostawie. Bo to bedzie roslo, jak roslinka, w nich.
Nie umieram na raka. Ale priorytety zostaly przewartosciowane 🙂
Pozdrawiam!!!
No to kij w mrowisko włożę…
A KTO każe Wam drogie mamy kupować kolejna parę (słodko-ślicznych!) bucików Zuzi-Zosi zamiast sobie szpilki? A DLACZEGO jak dziecię ma tańczyć to (tylko!) Hip-Hop i (tylko!) u Eguroli? Od KIEDY udane wakacje to tylko na Bali-Tajlandii lub (od biedy co za wstyd) w Egipcie? A JAKIE konkretnie psychiczne spustoszenie spowoduje gdy dziecię ponudzi się (nie! nie! tylko nie to!) trochę gdy Wy chcecie popracować? A ILE to dzieci zaginęło bez śladu jadąc na karate (o zgrozo) autobusem?
Ale post ważny i widzę, że pisany celowo aby wzbudzić kontrowersje 😉 Udało się.
Polecam dobry wpis lakoncinczej „P” P (8 lutego 2019 at 21:59)
W punkt! Mam 3 dzieci i uważam że to jedynie moja wina jeśli nie zorganizuje sobie lepiej czasu z nimi czy „wolnego”. I kiedyś wpadłam w szał zakupów wszystkiego co naj i co najmodniejsze, dzisiaj 90% moich zakupów to szmatoland i każdy jest szczęśliwy!! Wakacje z dziećmi nie były za bardzo udane ale nie były tragedią! A jak dzieci są w żłobku, przedszkolu i szkole to ja pozwalam sobie na kawę i ciasto nawet kosztem nie wykonanej pracy we własnej firmie. Narzekanie ludzka rzecz. Ale tu jest przesada.
Agnieszko, bardzo to rozumiem. Bo wracam ze szpitala od bliskiej osoby i takie mnie też myśli naszły o mojej mamie. Że najpierw swoje dzieci wychowała, potem wnuki się zwaliły na świat. No jak nie pomóc jak nosem się podpierają dzieci. Teraz mama mamy, chora, tzreba się zająć, bo najbliżej, bo najłatwiej i na miejscu. I tak patrzę na tę swoją mamę, ze Ona od kilkudziesięciu lat nie miała życia dla siebie. I mimo, że inaczej by nie umiała, to jednak żal mi za nią samą, że nie miała tyle „egoizmu”, aby to wszytsko w pewnym momencie pierd.. i zacząć żyć dla siebie.
Ja jestem mamą córeczki i wydałam bardzo dużo pieniędzy na to żeby była tu z Nami. Teraz staramy się o drugie i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie jakieś drugie. Niektórzy oddadzą wszystko by mieć właśnie takie problemy jak tu opisane. Zrezygnowałabym z wyjazdów do Paryża czy spotkań z przyjaciółmi bo na prawdę można to przeżyć. Pieniądze można zarobić i wyjechać nad morze albo jezioro i można nawet narzekać pewnie, ja też narzekam ale chciałabym mieć na kogo.
Te słowa spadły mi z nieba. Właśnie jestem w trzecim trymestrze ciąży, trzecie dziecko, drugi mąż. Coś nie wyszło za pierwszym razem. Mam już dwoje dzieci, dużych całkiem, bo lata swoje zapisują już w wyrażeniach dwucyfrowych. I chociaż cieszę się na tego malucha, co rośnie mi pod sercem, to mam w sobie tak ogromną porcję zaprzeczenia. Że po co, że w jakim celu, że przecież moje dzieci same sobą się już zajmują, a ja włażę w te pieluchy znowu. I chociaż wiem, że zadośćuczynienie tych nieprzespanych nocy, lejących się z nosa fluków, miliona kasy wydanej na zabawki i inne rzeczy, jest tego wszystkiego warta, to ciężko odpędzić te myśli. I trochę się za nie wewnętrznie biczować. Dziękuję, przeczytam Twój tekst jeszcze kilka razy, i przestanę.
Cześć, zacznę od tego że generalnie nie udzielam się w internecie i nie udzielam swojej opinii na dany temat, ale ze wzg że taka syt od 18 msc też mnie dotyczy postanowiłam odp. Zdaje sobie sprawę z tego (jak to przystało na nasze piękne cudowne czasy, gdzie ludzie się kochają, wspierają nie istnieje hejt i podobne do tego rzeczy). Ja mogę spotkać się z krytyką na temat swojego komentarza….
Czytając wpis Pani Moniki i w ogóle kolejne pod nim komentarze jestem pod wrażeniem, zwolenników… Pierwsze moje odczucie podczas czyt wpisu, to „chyba pisała go kiedy ma jeden z tych gorszych dni, albo musi się wyżalić. Jednak czyt dalej myślę sobie, że w jakiś sposób ją rozumiem. Na pewno nie mam się co porównywać bo rozumiem ze ma Pani dwoje dzieci i to jest nic, kiedy ja mam narazie jedno. Jednak zmierzam do tego, że właśnie nie chce się godzić z tymi stereotypami (matki) i w ogóle innych młodych, którzy albo nie chcą mieć dzieci albo jeszcze nie mają. Te ich zd jest najprawdopodobniej nakreślone przez te nieszczęśliwe , rozżalone matki, które później zastnawiają się „po co mi to było”-ale masakra. Kontynuując, że jak się zdecydowałam na dziecko to juz nie moge spokojnie zjeść, pobyć sama , poczytac książkę itd. Bo ja, w sowim życiu kiedy juz moje dziecko wymaga ode mnie wiecej uwagi staram się cały czas dbać o swój wolny czas, dbać o siebie samą i ogólnie nie chce mieć takiego przeświadczenia, że jak juz mam bąbla to juz nic mi nie Wolno i juz wszystkie moje plany spaliły na panewce.
Dlatego najzwyczajniej w świecie walczę o siebie i to nie jest tak że dopiero TERAZ, gdy mam Szkrabiczke.
W całym naszym życiu musimy walczyć o siebie, czy to w pracy czy w małżeństwie, bo chcemy być szczęśliwe tak po prostu. (przynajmniej mi się tak wydaje)
Jedyne co mi sie najbardziej nie spodobało w tym wpisie to takie stwierdzenia właśnie, „rozumiem że nie chcą mieć dzieci, albo po co mi to było”. Generalnie myślę, że te problemy są własnie dlatego ze albo sie napatrzyłyśmy albo nasłuchałyśmy od innych matek., i te nasze piekne matki celebrytki, które maja czas na wszystko tylko nas wkurzają ;/ a jak sie na dodatek przyzanją, że taz maja gorsze dni, to o matko ona tez tak ma czyli jest normalnym człowiekiem i nie tylko mi jest tak trudno. Kończąc, rozumiem Panią Monikę i inne matki, że mają podobnie i ja też mam tak 🙂 , ale kiedy CHCE (a jak się nie udaje to uwierzcie mi ,to dlatego że nam się NIE chce, lepiej by zrobiło sie samo, samo sie poukładało i szło zgodnie z palen) to dam rade zrobić wszystko i cieszyc się że mam dziecko i że jestem super matką nie tylko dla swojego dziecka ale jestem super matką sama dla siebie bo nie poddaje się . I nie chce myslec ze moje dziecko mnie krzywdzi i zrzucam na niego winę. Kobietki my jesteśmy tak silne, ale czasem potrzebujemy takiego własnie żalenia się zeby nam się poprawiło. Tylko czy Pani Monice, po przeczytaniu tych kilku komentarzy typu oj ja ja cie rozumiem, albo cieszę sie ze powstał ten wpis , poprawiło humor, poczuła się Pani lepiej. Czy napisanie tego posta sprawiło, że juz zrobiło sie lepiej i że w ogole wygospodarowała Pani czas na napisanie go.
Rozumiem, bardzo rozumiem. Mam dwie córki, żadnej pomocy do nich, całe życie ogarniamy we dwójkę z mężem. Starsza córka chodzi do szkoły, młodsza jest jeszcze zw mną w domu. Ja pracuję na swoim, w domu, z laptopem na kolanach i z aparatem foto oraz córką na szyi. Do tego standard- gotowanie, pranie, sprzątanie. Nie skarżę się, tak wybrałam, jestem szczęśliwa, ale rozumiem każde Twoje słowo.
Wiesz co nie ma co marudzić mam dwujke i ogarniam. Męża nie ma 3 tyg i ja pracuje na 3/4 etatu. Swoje wyszalałam, na sniadania, kawki wychodzę, na zakupy też i na „lowbuggetowe” wakacje z dziećmi jężdżę . Do rodzicielelstwa trzeba dorosnąć same na świat się nie pchały
Dorosnąć to trzeba do pewnego poziomu refleksji, że już o znajomości ortografii i interpunkcji nie wspomnę. Myślę, że ten wpis zrozumieją przede wszystkim kobiety o większych oczekiwaniach od życia niż kawki i lowbudgetowe wakacje, bo tyle, a nawet więcej, mam i ja. Chodziło tu raczej o poczucie, że świat ma do zaoferowania znacznie więcej doświadczeń, z których wielu, przez wiele lat, nie zakosztujemy. Nigdzie na napisałam, że nie ogarniam, ani, że się pchały – ta strona ma łączyć kobiety o podobnych odczuciach, więc jeśli szukasz możliwości poczucia się lepiej kosztem innych, to nie tutaj.
Wielu doświadczeń, które oferuje współczesny świat nie zakosztujemy też z innych powodów niż dzieci – ograniczeń finansowych, różnych zobowiązań, w tym pracy itd. Dlaczego akurat macierzyństwo ma być wszystkiemu winne?
Moim zdaniem główną winę za tę frustrację ponoszą właśnie oczekiwania, a nie ograniczenia. Te ostatnie były, są i będą. Nad tymi pierwszymi mamy kontrolę. I nie, nie twierdzę, że wszystkiego należy się wyrzekać, jednakowoż im mniejsze oczekiwania i presja związana z ich zaspokojeniem, tym mniej rozczarowań. Budda już dawno głosił tę prawdę.
Tak jeszcze sobie myślę – też mam dwie córki, że tylko ode mnie mogą się nauczyć wychodzenia z domu z lekkością i umalowanym okiem, rumieńców na twarzy po powrocie z teatru, czy innej randki i mogą się tego nauczyć tylko poprzez przykład :):):)
Tak sobie myślę kiedy wychodzę – choć sporadycznie, że powinnam je uczyć zachowania cząstki siebie dla siebie, bo chcę, żeby były odważnymi, kochającymi siebie ludźmi. Chcę, żeby znały też taką mnie – pięknie uczesaną i podekscytowaną – tak na swoją przyszłość. I wtedy wychodzę z uśmiechem wbita w jakąś niecodzienną kieckę, a w ich oczach, kiedy mnie taką widzą, jest prawdziwy zachwyt.
Piszesz „tylko że”, jakbyś z tego tekstu wywnioskowała, że ja siedzę non stop w dresie w domu. Maluję się na co dzień, wychodzę od czasu do czasu na kawy, wina czy randki, ale to nie o to chodziło w tym tekście. Rodzicielstwo ogranicza – to bezdyskusyjne. Głodnych życia i osiągnięć ludzi to okresowo frustruje i żadne umalowane oko tego nie zmieni.
Polko, zupełnie o coś innego mi chodzi. Piszę raczej do komentujących dziewczyn które sugerują, że powinnam codziennie z uśmiechem spijać śmietankę macierzyństwa. Chciałam przekazać, że ja mam poczucie, że w moim odczuciu matka polka cierpiąca raczej nie wychowa wolnej, niezależnej kobiety.
Żeś mi pojechała 😉 Jutro idę z umalowanym jednym okiem, aby dać wyraz wewnętrznemu rozdarciu mojego bytu między rolą i wolą 😉
A najgorsze ze to tylko my matki musimy się poświęcać i nie tylko dzieciom a i mężowi a on robi karierę robi w domu co chce a ja muszę latać bo kąpanie bo się ubrać a on się wkurzył i pojedzie do pracy bo mu się spieszy a Ty sobie radź. To jest nie fair. Pozdrawiam super telst
A ja napiszę coś, na co nikt w komentarzach nie zwrócił uwagi. Byłoby mi bardzo przykro – jako dziecku – czytać takie słowa własnej mamy. To internet, z niego nic niestety nie zniknie, nie wiem czy Pani to przemyslala. Po tym wpisie czuje się bardzo… smutno? Jako człowiek i jako dziecko (dorosłe już) swojej mamy. Mam nadzieję, że ona nie podzieliłaby Pani zdania.
Rozmawiam ze starszą córką zarówno o tym, że jest mi czasem ciężko, jak i o swoich marzeniach zawodowych. Tłumaczę jej, dlaczego to ważne, żeby rodzice spędzali czasem czas osobno oraz czemu kobiety muszą bardzo dobrze przemyśleć kwestie macierzyństwa vs. zawodu/ścieżki kariery. Rozmawiałam z nią także o tym, że nie każda kobieta musi mieć dzieci i że bardzo ciężko jest, w okresie gdy te są małe, realizować swoje plany i ambicje. Moje córki wiedzą, że je strasznie kocham. Ale mają też świadomość, że jestem nie tylko mamą. Jestem blogerką, autorką książki, żoną, przyjaciółką, kobietą, dla której ważne są osobiste osiągnięcia. Jestem przekonana, że jeśli tak się faktycznie kiedyś stanie – że któraś z nich przeczyta te słowa, doskonale zrozumie, o co mi chodziło. Bo wielokrotnie powtarzam, że moją rolą nie jest jedynie sprzątanie po nich i sprawianie im przyjemności – uczę je szacunku do własnej pracy, do mojej przestrzeni, a także tego, że kobiety powinny realizować swoje marzenia. Jestem przekonana, że to najlepsza lekcja. I że zostanie po mnie również wiele tekstów, z których bije oddanie i miłość.
Akurat z tym, że trzeba dobrze przemyśleć kwestię macierzyństwa vs. zawodu/ścieżki kariery zgadzam się w całej rozciągłości. Moim zdaniem kariera, ale taka prawdziwa, nie jest do pogodzenia z macierzyństwem. Jedno i drugie, jeśli chcemy traktować te role na serio, wymaga poświęcenia ogromnych pokładów energii i czasu, a każda z nas jest jednak ograniczonym zasobem.
Dokładnie!
A ja jestem przerażona tym tekstem, jak i komentarzami pod nim. Oczywiście każda z Nas miewa gorszy okres, moment. Sama jestem mamą półroczniaka i wiele bym oddała za przespaną noc. Ale nie umartwianiu się z tego powodu. Podróże z dziećmi? Wszystko jest kwestia organizacji. Maluch jeździ z Nami wszedzie, a już wiosna planujemy podróż za granicę. Tajlandia? Zwiedziłam przed ciążą. Kurde- nie umartwiajmy się nagle, świadomie wybieraliśmy macierzyństwo. Mimo, ze wiele z Nas (w tym Ja) nie tego oczekiwala na początku macierzyństwa, to należy podnieść głowę do góry i zrobić wszystko, by Nasze dziecko nie było przeszkoda tylko kompanem życia.
Właśnie w takim gorszym momencie pisałam ten tekst – więc skoro rozumiesz, czemu próbujesz mnie nauczyć organizacji albo zaprzeczyć moim potrzebom. Ja też zwiedziłam sporą część Europy przed ciążą, a Tajlandię z dziećmi, ale czy to oznacza, że nie mogę mieć ochoty na więcej? Moje macierzyństwo jest bardzo świadome – dlaczego o nieświadmości ma świadczyć fakt, że irytuje mnie, jak drogie są wyjazdy we czworo i że mogę sobie na nie pozwolić znacznie rzadziej niż bezdzietni znajomi?
Dziewczyny,
to chyba normalne, że czasami każdemu się ulewa!
Ja jeszcze dzieci nie mam, ale marzę skrycie o tym słodkim maleństwie, które będę tulić, całować i rozpieszczać. Ale chwilami nachodzi mnie wątpliwość, że już nie będę mogła robić w weekend tego, na co tylko mam ochotę, leżeć na kanapie i czytać w ciszy książki czy oglądać Netflixa. Przerażeniem ogarnia mnie, że skonana po ośmiu godzinach w pracy wrócę do domu i zamiast paść na twarz będę się zabierać za serwowanie obiadu, odrabianie lekcji, co z tego, co słyszałam potrafi doprowadzić rodziców do szału. Do tego brak kina, teatru, bo co chwilę jeździ się z dzieckiem na basen, balet, tenis, angielski, piłkę nożną etc.
I nie wiem, czego bardziej chcę w życiu- stworzenia rodziny, bycia mamą i posiadania tej cudnej istoty czy jednak wybieram życie swobodne, wolne, w którym nie będę już do końca swych dni martwiła się o tego małego człowieka, który urośnie, zacznie mieć własne zdanie i pójdzie swoją drogą.
Z tym odrabianiem lekcji to prawda. Ale już z tym basenem, baletem, tenisem itd bym nie przesadzała. Można. ale nie trzeba. I w niczym to dziecku nie zaszkodzi.
Moje dziewczyny mają w tygodniu po jednym popołudniu na swoje dodatkowe zajęcia – nie sądzę, aby to była przesada. Pozostałe zajęcia Zosia realizuje przed szkołą i w weekendy, co nie zmienia faktu, że 2/5 dni roboczych wracamy do domu wieczorem i bywam wtedy bardzo zmęczona. Dodając do tego wyjazdy męża, mam małe pole manewru na jakieś zajęcia własne popołudniami i to bywa frustrujące.
Laski, naprawdę, doceńcie to co macie. Jestem zaskoczona ilością wspierających komentarzy, w których mówicie, że Wasze dzieci to dla Was katorga. Jak nazwać to inaczej niż czystym egoizmem? Kurde, nie mogę tego pojąć, że kobiety, mające zdrowe dzieci, narzekają na fakt, że nie mogą sobie pojechać do Tajlandii. Po prostu nie umiecie tego zorganizować, a wymówką dla Was są Wasze dzieci. Może mam inne myślenie bo wychowałam się w wielopokoleniowej rodzinie na wsi. Mało które małżeństwo w naszej rodzinie mieszkało samo i wychowywało dzieci. Do tego zwykle mieli rodziców/teściów, którymi trzeba się było opiekować. Sama mam teraz dwa małe szkraby, a do tego teściową, którą muszę wykąpać i podetrzeć kiedy trzeba i zrobić wszystko koło niej. Sama też choruję na stawy i za 30 lat skończę pewnie na wózku inwalidzkim. Nie narzekam, w gruncie rzeczy jestem szczęśliwa, a moje dzieci uczą się odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie wyrosną na egoistów, którzy widzą czubek własnego nosa, a wstanie do dziecka w nocy ich przerasta. Faktem jest, że mam pomoc rodziny i dlatego jestem w stanie pracować na pół etatu, rozwijać się zawodowo, budować dom, jeździć dwa razy w roku na urlop. Laski, ogarnijcie się. Doceńcie to co macie.
W punkt.
Ale tu nie chodzi o to, że te dziewczyny, które zgadzają się z Polką, nie doceniają, tego, co mają. Doceniają, zresztą sama Polka niejednokrotnie sama to też wyraziła. To, że się docenia, nie wyklucza tego, że CZASEM ma się dość.
Przykro mi, że tak bardzo nie zrozumiałaś mojego tekstu. Na brak organizacji ani możliwości zawodowych nie narzekam, umiejętność doceniania posiadam. Dzieci kocham i bardzo się cieszę, że je mam, co nie zmienia faktu, że współczesny świat daje masę możliwości, a ludzie spragnieni osiągnięć i poznawania świata mogą w nim cierpieć momentami, przytłoczeni nudnymi obowiązkami i koniecznością częstego rezygnowania z siebie. Nie rozumiem, w jaki sposób posiadanie zdrowych dzieci ma wyeliminować z życia potrzebę podróżowania – jedno do drugiego ma tylko tyle, że z dziećmi podróże są droższe i nieco bardziej skomplikowane, a to bywa frustrujące. Mam wrażenie, że przeczytałaś inny artykuł, niż napisałam.
A ja mam wrażenie, że Twoja racja jest „najtwojsza” i nie jesteś w stanie znieść odmiennej opinii. Każy ma swój punkt widzenia, który jak wiemy, zależy od naszej życiowej sytuacji. Ja jestem szczęśliwa w tym co mam, nie mówię, że czasem nie jestem zmęczona, ale nie piszę, że nie mogę zrobić tego czy tego bo mam dzieci. Poczekaj jeszcze z 5 lat, a będziesz tęskniła za tym, co masz teraz. Dzieci rosną bardzo szybko i zwrócą Ci wolny czas. Trzymam kciuki za to, żebyś wtedy wykorzystała ten czas na te rzeczy, których teraz robić nie możesz, bo Twoje córki Cię potrzebują.
Mój komentarz bardziej brał pod uwagę falę wspierających komentarzy pod Twoim artykułem. Sam artykuł jest dla mnie zrozumiały, zgadzam się, że tak się możesz czuć, ale zaskoczyły mnie niektóre komentarze matek.
Może dlatego poczułaś się urażona. Przykro mi, mam nadzieję, że już jest Ci lepiej.
TAK BARDZO ❤️
Ja napiszę, chociaż matką nie jestem i nie wydaje mi się że nią zostanę. Dlaczego? Bo nie jestem gotowa na takie poświęcenie. Bo ja to właśnie tak widzę. Bo moje spokojne i czasem nawet nudne życie jest mi tak drogie, że nie jestem gotowa z niego zrezygnować. Nie chcę go zmieniać, wywracać do góry nogami. I właśnie ta przerażająca myśl, że to już na zawsze i tu nie ma, że ja się wpisuję bo mi się już nie podoba. A skoro teraz myślę, że to nie dla mnie, to nie sądzę by to się kiedykolwiek zmieniło. I mimo tych wszystkich przemyśleń, pojawiają się wątpliwości. Bo czasem mam tak, że chciałabym takiego małego człowieka wychować i pokazać mu świat i życie. Czasem bym chciała tak kochać jak Wy mamy- mimo wszystko. Być w takiej relacji. Czasem naprawdę się martwię, co będzie ze mną na starość. Czasem pytam się sama, czy dobrze wybieram, czy nie zmarnuję życia? I o zgrozo, że moi biedni rodzice nie będą mieli upragnionych wnuków. I ja wiem, że to moje życie moja decyzja, ale emocje robią swoje. Dlaczego piszę to wszystko? Po to, żeby pokazać, że po drugiej stronie też są rozterki, frustracje i często niepewność a nawet lęk. Solidaryzuję się z Wami mocno dziewczyny chociaż nawet nie wiem jak to jest być w Waszej skórze.
W naszej skórze bywa cudownie, ale czasem tęskni się tym, co mają inni – dokładnie tak jak u Ciebie. U mnie ciekawość i potrzeba doświadczenia tej relacji wygrała i nie żałuję, co nie zmienia faktu, że czasem jestem niezadowolona z ograniczeń. Zasadniczo nie sądzę, żebym chciała kiedykolwiek oddać te macierzyńskie przeżycia za wolność robienia tego, co i kiedy chcę, ale zdarza mi się tej wolności zazdrościć takim jak Ty. Jestem pewna, że jeśli będziesz gotowa, poczujesz to bardzo mocno i wątpliwości znikną. A później będziesz się od czasu do czasu zastanawiać, dlaczego zamieniłaś swoje ciekawe życie na całonocne karmienia i wymianę śmierdzących pieluch, ale mało prawdopodobne, żebyś żałowała tego na dłuższą metę 😉 To jest taka dziwna huśtawka, na której chwile na podbitce trwają zwykle znacznie dłużej niż te na dole – przynajmniej u mnie 🙂
Piękne… prawdziwe do bólu… dziękuję (ludzka matka dwójki 4 i 6 lat)
♥
Jest tak jak piszesz. Oj bardzo tak jest… Nic dodać nic ująć. Wiadomo, że kocham moje córki ponad wszystko, nie mogę jednak oszukiwać, że jest łatwo, że robię to na co mam ochotę wtedy kiedy mam na to ochotę … Och jak ja Cię rozumiem. A ile łez z tego powodu wylałam 🙂 Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam:)
Oczywiście, że nie, choć tabu wokół tematu jest bardzo silne. Trzymaj się! 🙂
Piękny tekst, trafiony, akurat w tym momencie życia bardzo mi potrzebny. Marzyłam o dziecku i gdy się pojawiło odkryłam jak wiele odbiera. Mi też się ulewa. Jasne, kocham całym sercem i bym nie zamieniła się z nikim, ale czuję czasami taką niesprawiedliwość, że to za dużo. Za dużo poświęceń, nieprzespanych nocy, poświęcenia wszystkiego, od ludzi, poprzez pasje po ciało. I czekam na moment kiedy będzie lżej. Ale już zauważyłam, że matki dzielą się na te, które miały pasje, chęć rozwoju i coś poza dziećmi a te które nie miały. I te pierwsze gorzej znoszą utratę tej wolności. Te drugie są przeszczęśliwe, bo w końcu ją odkrywają – dziecko pozwala im odnaleźć ten sens, dziecko staje się pasją. Obie opcje są ok, jest miejsce dla tych i dla tych tylko szkoda, że te, które chcą czegoś więcej są tak napiętnowane za swoje zdanie jak tu w komentarzach. Polko chcę tylko napisać: rozumiem!!!
Dziękuję, Paulina! I powiem Ci, że tak samo to widzę, zwłaszcza, że dopóki odbiorcami tekstu były „moje” czytelniczki, zalewała mnie fala podziękowań, kiedy do akcji wkroczył inny typ kobiet, które nie znają mnie ani bloga, i ewidentnie mają dzieci w centrum wszechświata – zrobiło się nieprzyjemnie. Zdecydowanie takie poczucie jest domeną kobiet, które mają także inne ambicje i plany poza macierzyństwem, to jasne. A Tobie życzę jak najwięcej harmonii w życiu!
[…] dzień w dzień. Czasem czuję, że dzieci biorą więcej niż chciałabym im dawać.”… więcej tutaj […]
So true…❤
Bywało, że czułam się jak niewolnica, nic nie należało do mnie, nawet moment. Przeprowadzka do obcego kraju z 2 latkiem i 4 miesięcznym. Dziś starszy 6 lat, młodszy 4. Jest lżej, ale na wyjazd oddzielnie nie ma szans i nie jestem pewna czy to przez nas, czy przez nich. Kiedy mówię, że mamy masochistyczną potrzebę trzeciego dziecka, ale teraz, bo nie mam zamiaru być całe życie w pieluchach to słyszę, nie przesadzaj, na pewno znowu zachcesz. No nie, nie zachcę. Bo choć w życiu kolejność ról się zmienia to na nagrobku chciałabym mieć: kobieta, żona, matka.
Świetny, celny tekst!
Od prawie 11 lat jestem matką i naprawdę bardzo dużo mnie to kosztuje, każdego dnia. I też nie wiem, co sobie myślałam, chyba, że będzie super, będzie wspaniale. O naiwności 🙂
dla równowagi psychicznej dobrze jest czasem ponarzekać. Zrobić egoistycznie coś dla siebie . Mam dwójkę mlochych w domu , trzecie w drodze . Własny wybór 🙂 naród musi się nauczyć ze matka Polka tez może odpuścić a na drugi dzień wraca z większa siła i miłością do własnych dzieci.
Mam podobne myśli, dosyć często, zwłaszcza jak pomyślę że razem z pojawieniem się dzieci uciekła moja pasja i ludzie (bezdzietni) z nią zwiazani. Szaleć będziemy po 50ce 😉
[…] → To nie wyrodne, to ludzkie […]
Dzięki za ten artykuł bo ja jeszcze do niedawna jak tylko robilam coś dla siebie to mamialam wyrzuty sumienia .teraz dojrzałam do tego ze jest tylko jedno życie i nie można żyć tylko się poświęcając dla dzieci tym bardziej ze niestety one i tego nie docenia i nie chcą mieć matki ciagle sfrustrowanej faktem ze nic nie może zrobić dla siebie .dlatego nie czuje już poczucia winy gdy zostawiam dziecko a sama idę z koleżanka na kawę ,gdy kupuje sobie coś na co mam ochotę .