Jest w szparagach coś dekadenckiego, coś schyłkowego. Coś, co, nawet, gdy sezon w pełni, każe mi myśleć o końcu. I tak – co za romantyczno-depresyjna bzdura – szparagi wywołują u mnie myśli o przemijaniu. Są jak polskie lato, którym ciężko mi się cieszyć w sposób niczym niezmącony, nieskażony refleksją o nietrwałości rzeczy. Moja radość z lata zwykle naznaczona jest myślą, że zaraz się skończy. Wewnętrznym imperatywem, żeby nachapać się go, najeść do syta tych popołudniowych świateł, przedburzowych duchot i pachnących nocy. Jeszcze kiedy trwa, ja już za nim tęsknię.
Szparagi kończą się szybko jak zakochanie z zaczadzeniem, takie z gatunku odbierających rozum. Jak ten czas, kiedy dziecko jest malutkie i tak piękne, że spędza się całe dnie, patrząc, jak śpi, w zdziwieniu i zachwycie. Znikają momentalnie, jak ten najbardziej złocisty odcień opalenizny, jak fajne włosy po fryzjerze, gładkie nogi po goleniu. Kończą się błyskawicznie, jak pusty kosz na pranie, porządek w pokoju dziecięcym i skoszony trawnik. Tylko moment i ich nie ma, ulatniają się niczym zapach po deszczu.
Przemijające zbyt prędko rzeczy i zjawiska należy więc kontemplować uważnie. Z niczym nie zmąconym zachwytem. Gapić się na nie, jak dziecko na słój pełen cukierków. Doceniać, hołubić, cieszyć się nimi. Jeść łapczywie, z dokładką. Wdychać zapach po deszczu, jakby ten miał więcej nie spaść. Obserwować śpiące niemowlę bez patrzenia na zegarek. Głaskać się po nogach, muskać włosy, wprawiać je w ruch przed lustrem. Po skoszonym trawniku przejść się na bosaka. W zakochaniu zatracić się bez reszty i bez hamulców, dać się zaczadzić, oddać rozum.
Szparagami objeść się tak, żeby odbijało się nimi do kolejnego maja.
Błyskawiczna tarta ze szparagami
Jak co roku, przez cały maj zajadałam się po prostu szparagami z wody, z odrobiną masła i soli. Innych sposobów wykorzystania zaczynam szukać dopiero po kilku tygodniach, kiedy jestem już względnie nasycona czystą szparagową pysznością. Tym razem padło na tartę i to jaką – o rety, niebo w gębie! Pierwszy raz nie zmasakrowałam ciasta francuskiego żadną jajeczno-jogurtową polewą i nareszcie wyszła mi tarta idealna. Wcale nie za sucha, jak się obawiałam, a idealnie chrupiąca, trzymająca kształt, nie podciekająca żadnymi płynami. Tłusta i rozpustna, ale naprawdę wspaniała i warta tego, by zgrzeszyć dla niej choć raz w sezonie szparagowym. Jest równie pyszna na ciepło, jak i na zimno, z powodzeniem można więc zabrać ją do pracy albo zaserwować jako wytrawne ciasto do poczęstunku na świeżym powietrzu.
Składniki:
- 1 opakowanie ciasta francuskiego
- 150 g sera żółtego
- 1 kulka mozzarelli (lub dowolnego innego sera, super pasują tu sery pleśniowe, kozi itp.)
- kilka plasterków szynki dojrzewającej
- 1 pęczek szparagów
- sól, pieprz
Przygotowanie:
- ciasto rozwinąć na blasze na papierze do pieczenia, ponakłuwać widelcem i podpiec na złoty kolor w 180 st. (ok. 10 minut)
- szparagi ugotować al dente (takich cieniutkich, jak na zdjęciu, nie trzeba obierać, jednak robię to z grubszymi odmianami, można je także po ugotowaniu poprzekrajać wzdłuż przed ułożeniem na cieście)
- zetrzeć ser, mozzarellę, szynkę porwać na kawałeczki, ułożyć je wszystkie równomiernie na podpieczonym cieście (ser żółty na spód)
- na wierzchu ułożyć szparagi, docisnąć je lekko dłonią, by trzymały się podłoża, oprószyć solą i pieprzem
- tartę zapiec w piekarniku do całkowitego rozpuszczenia serów (czekam zwykle do momentu, kiedy te się lekko zrumienią i zaczną bąblować)
- objeść się tak, żeby odbijało się do kolejnego maja
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
A czy można poukładać ser i szparagi na świeżym cieście ? Co się stanie jak go prędzej nie przypieczętował samego ?
Trzeba spróbować 🙂
Przepięknie piszesz! A tartę wypróbuję już w niedzielę, na pewno będzie pyszna! Pozdrawiam ciepło 🙂
Tarta rewelka, zrobilam ja raz i na tym nie koniec. Jest przepyszna!!! Pozdrawiam cieplo:)