Mieszkałam kiedyś w najszczęśliwszym kraju na świecie. Inaczej – w kraju, którego obywatele czują się szczęśliwi bardziej niż jakikolwiek inny naród. Było mi tam faktycznie całkiem dobrze, nawet jako gościowi, pochodzącemu z kultury o ugruntowanej tradycji narzekania, doła i nieszczęścia. Dania, bo o niej mowa, to dobre miejsce do życia – spokojne, bezpieczne i ładne. Duńczycy na pierwszy rzut oka nie wyglądają na jakoś wybitnie tryskających szczęściem, nie epatują radością życia, wręcz przeciwnie – wydają się dość powściągliwi. Z pewnością jednak daje się tam wyczuć spory luz i jakaś taka harmonijna, łagodna aura, która bije od ludzi. Nie są oni jakoś specjalnie wylewni i skorzy do nawiązywania znajomości, dziś wiem już, że wynika to z ich skupienia na bliskich – lokują energię w rodzinie i przyjaciołach, kochają swoje domy i to tam przede wszystkim są sobą – otwarci, zrelaksowani, gościnni.
Pamiętam, jak na uniwersyteckim kursie duńskiego, lektorka tłumaczyła nam znaczenie słowa „hyggelig”, gdzieś między „cosy” a „quality time” wplatając gesty przytulania samej siebie, obejmując się ramionami. Czułam, że chodzi o pewien rodziaj przytulności, ale lektorka uparcie twierdziła, że to coś więcej, że nie jest w stanie tego dokładnie przetłumaczyć, ponieważ „hygge” i „hyggelig” to terminy opisujące zjawiska i stany, zrozumiałe tylko dla Duńczyków. Zdałam sobie sprawę, że to kulturowe, że to trochę jak z kilkudziesięcioma określeniami różnych rodzajów śniegu u Eskimosów, których nie sposób przetłumaczyć na inne języki. Nie miałam pojęcia, jak istotną częścią duńskiej kultury jest hygge, ani jak mocno wpływa to na ten ich słynny poziom szczęścia.
Tymczasem hygge jest jedną z fundamentalnych wartości narodowych dla Duńczyków, to filozofia życia, w której centrum są chwile szczęścia, ciepła i bliskości, które można odnaleźć w codzienności, w zwyczajnych sytuacjach. Hygge to coś ulotnego, co ciężko jest zaplanować, a co pojawia się wraz z poczuciem komfortu, bezpieczeństwa, więzi z innymi ludźmi, podczas drobnych przyjemności. Pięknie opisuje to zjawisko Marie Tourell Søderberg w swojej książce „Hygge. Duńska sztuka szczęścia”. To piękne wydawnictwo o duńskim stylu życia, którego autorka postanowiła uchwycić istotę hygge – zjawiska, które w dużym stopniu wpływa na poziom szczęścia Duńczyków. Warto przyjrzeć się ich filozofii życia, a także wskazówkom wnętrzarskim, diy, przepisom, wszystkiemu, co pozwala im znajdować radość w swoich domach i rodzinach – to rzeczy tak urokliwe i proste, że z łatwością można znaleźć w „Hygge” coś dla siebie.
CZAS Z BLISKIMI
Hygge to naturalność, zatem spotkania z rodziną czy przyjaciółmi nie muszą odbywać się w żadnym celu. Ludzie po prostu są razem, odpoczywają, jedzą, rozmawiają, nie muszą robić nic konkretnego ani odgrywać żadnego scenariusza. Znamienne dla skandynawskiej kultury są egalitarność i swoboda, szacunek dla odmiennych postaw, czyjegoś innego zdania – ważne jest bycie sobą. Hygge pojawia się, kiedy czujemy się dobrze wśród ludzi, gdy każdy może zachowywać się tak, jak chce
WYCHOWANIE DZIECI W DUCHU HYGGE
Hygge jest w wieczornym czytaniu bajek pod kołdrą, we wspólnej kolacji, w nieśpiesznym poznawaniu świata podczas podróży, to doświadczanie uważnej obecności rodziców, funkcjonowanie we wspólnocie. To poczucie bezpieczeństwa i bycia ważnym, kapitał na resztę życia. Hygge w wychowaniu dzieci to pozwolenie im na to, by mogły szwendać się bez celu, niekoniecznie zawsze stymulowane, w ramach aranżowanych zabaw. To wciąganie ich w codzienne obowiązki, które lepiej wypełniać razem, zamiast robić to w pojedynkę, opędzając się od dzieci. Hygge w rodzinie to szacunek dla czasu i pieniędzy, które przejawia się w planowaniu zakupów czy odłączeniu sprzętów typu tablety czy smartfony podczas spotkań, rozmów i posiłków.
HYGGE – DOM
W tym wietrznym kraju o surowym klimacie, naturalne wydaje się szukanie ciepła i komfortu w domu. Ciemności i chłód za oknem potęgują wrażenie przytulności i poczucie bezpieczeństwa. Duńczycy spędzają w domu sporo czasu, zatem chcą, że był on hyggelig. W swojej książce Marie Tourell Søderberg poświęca cały rozdział tworzeniu przytulnego domu oraz temu, jak robią to Duńczycy. Jest rzecz o duńskim designie, eklektyzmie, tekstyliach, są inspiracje i ciekawe pomysły na diy. Dużo uwagi autorka poświęca także wspólnym, domowym posiłkom. Jedzenie także może być hyggelig – proste i dające komfort, w książce można znaleźć kilka fajnych, duńskich przepisów: na bułeczki, racuchy czy domowy kisiel.
CZAS DLA SIEBIE
Hygge-czas jest zawsze, kiedy czujemy się bezpiecznie i komfortowo, niekoniecznie wśród ludzi, równie ważna jest umiejętność znalezienia czasu dla siebie. Cokolwiek to jest, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi i co jest dla nas dobre, jest hygge – lekcje jogi, chwila z książką czy dobrym filmem, drobne dogadzanie sobie – lampką wina, dobrą herbatą, smaczną kolacją. Ten moment przerwy od zabiegania, od świata zewnętrznego, który mamy, żeby zadbać o siebie, znaleźć dystans, odpocząć. Pewnie większość z nas zna ten stan, tylko nie umie go nazwać, po polsku to po prostu relaks. Nie zawsze odbywa się on z namysłem, nie zawsze jest pełen – czasem robiąc coś dla siebie mamy wyrzuty sumienia, albo myślami jesteśmy gdzie indziej. Rzadko chyba myślimy, że to dobre i potrzebne, że warto być czasem zdrowym egoistą, żeby móc być później szczęśliwą kobietą/żoną/mamą. Takie chwile bywają u nas – w społeczeństwach na dorobku częściej interpretowane jako lenistwo, brakuje jeszcze u nas takiego work-life balance, jaki mają bogate społeczństwa, dojrzałe gospodarki. Ludzie żyją tam w dobrobycie, zatem nie gnają tak za kasą i karierą, a na pierwszym miejscu stawiają zrównoważone, dobre, spokojne życie. Myślę, że to jest wartość, którą powinniśmy wcielać częściej w życie, biorąc za wzór szczęśliwych Duńczyków.
„Hygge” połknęłam w jeden deszczowy, październikowy poranek, pod ciepłą kołdrą, z kubkiem malinowej herbaty na stoliku. Czytając, śmiałam się w duchu, że sposób, w jaki to robię sam w sobie jest hygge – tego dnia czułam się bardzo zmęczona, nie miałam ochoty siadać do komputera, zrobiłam więc coś dla siebie, coś, co pozwoliło mi odpocząć i przywróciło uśmiech na twarzy. Bo tak, podczas czytania tej książki człowiek się dużo uśmiecha – na widok zdjęć dzieci siedzących wokół ogniska, biegających po lesie, rodziny przy kominku, czy czytając opowieści starszej pani o tym, jak odwiedza przyjaciół z koszykiem domowych bułeczek.
Hygge jest mi bardzo bliskie, czytając tę książkę zdałam sobie sprawę, że to właśnie to, czego szukam w domu, w rodzinie, zapraszając gości. Czasami się udaje, innym razem nie. Dla wielu (w tym mnie) szukanie hygge może być treningiem luzu i spontaniczności, dystansu do siebie i świata, odejściem od perfekcji na rzecz przyjemności. Myślę, że gdybyśmy częściej położyli się ze swoimi gośćmi pod kocem, podjadając kanapki, zamiast z kijem w tyłku spinać się na siedem fikuśnych sałatek, bylibyśmy o wiele szczęśliwszym narodem.
KONKURS
Mam dla Was pięć egzemplarzy „Hygge. Duńska sztuka szczęścia” Marie Tourell Søderberg od wydawnictwa Insignis do rozdania. To świetna lektura na jesienne wieczory i wspaniały pomysł na prezent. Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy odpowiedzieć na pytanie:
W jaki sposób (nawet jeśli nieświadomie) uprawiasz hygge? Opisz krótko chwilę swojej hyggelig – przyjemności w zwyczajny dzień.
Odpowiedzi należy udzielać w komentarzach pod tym wpisem, macie na to czas do 10-go listopada do północy. Wyników szukajcie w tym wpisie w przyszły weekend!
we wnętrzach:
fotel – sfmeble
dywan – Smukke
fotel – huśtawka – Scandishop
koc – Scandishop
latarenka – domek – Scandishop
poduszki (trójkąty i złote kropki) – Scandimania
poduszka czarna gwiazda – Lilushop
plakat „Lubię nie musieć nic” – wallbeing.com
…
ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU
Rety, dziewczyny, z tym polskim hygge chyba nie jest wcale tak źle, wspaniale je uprawiacie! Piękne te Wasze opisy rodzinnych, relaksujących chwil, wzruszające i mądre. Najbardziej spodobały mi się poniższe komentarze, postanowiłam nagrodzić książką następujące osoby:
zielone-buty
Za oknem jest szaro. Chwila między nocą, a dniem.
W kuchni czuć zapach kawy. Jest cicho. Syn jeszcze śpi.
Chciałabym, aby pospał dziś chwilkę dłużej. Albo nie. Niech już się obudzi.
Stęskniłam się.
…
Estera
Ja odkryłam hygge zupełnie nieświadomie w łazience ???? podczas próby kąpieli w pianie i kubkiem herbaty w ręku-wparowała „mi familia”- dwie córki , mężu ,labrador i kot łazienka 3 m2 ,z samotnej uspokajającej kąpieli zrobiła się narada rodzinna i okazało się ,że właśnie w tym momencie jest mi dobrze i odczuwam pełnię szczęścia
…
Foxy_k
Hygge po polsku jest dla mnie piątkowym wieczorem kiedy po całym tygodniu pracy pojawiam sie u znajomych.Siadamy w kuchni, rozmawiamy o wszystkim i o niczym próbując nalewki domowej roboty. Ktoś robi herbatę z sokiem malinowym. Ktoś inny rzuca hasło:zjadłbym pizzę i za chwile każdy ma po miseczce ze składnikami i gniecie swoją wersje ciasta.Wpada prawie dorosły syn i buszuje po lodowce po czym przysiada sie do nas. I mimo różnicy wieku lubi spędzać z nami czas. Ktoś ziewnie, ktoś kogoś podrapie po plecach. A jak jest późno na powrót,na gorze zawsze czeka na nas pokój i wolne lóżko.
…
Szczęśliwa emerytka
Emerytura jest hygge!!! Ale nie bezczynna. To zajęcia, na które w zawodowym, zabieganym życiu nie było czasu i siły, np. nauka języków obcych, podróże, zabawa z wnukami, spotkania z ludźmi.
Ale też poranki z telewizją śniadaniową lub dobrą muzyką i czasopismem w piżamie i szlafroku ze szklanką siemienia lnianego w dłoni (bo zdrowie już nie to, oj nie…).
A w ogóle to dolce far niente, brak pośpiechu i przymusu są super hygge.
…
Dominika
Moje hyggelig to świeża pościel, słodkie kakao, ulubiony kanał muzyczny na spotify, świąteczne lampki w sypialni, piknik na środku salonu, ciepły sweter, słoik nutelli, rozmowy do 4 nad ranem, pomidory z mozzarellą, spontaniczne wyjścia z domu, deser zamiast obiadu, pierogi mamy, wygodne dżinsy, długie śniadania, dobra energia ludzi.
Pozdrawiam D.
Gratulacje! Poproszę Was mailowo o dane do wysłania książek 🙂
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
To będzie strasznie banalne ALE kiedy przyszedł moment aby odnaleźć siebie samą w roli podwójnej mamy, wiedziałam, że nie da się uszczęśliwić niemowlaka i czterolatka jednocześnie. Zaczęłam os siebie mniej wymagać, mimo, że nie było to dla mnie łatwe. Odpuszczenie. To słowo klucz. W praktyce Hygge to dla mnie niedzielny poranek spędzony z dzieciakami na podłodze. Bycie w ich świecie bez wtrącania mojego, bez uciekania chyłkiem w inne sprawy -nie jest to dla mnie łatwe. A kiedy maja drzemkę hygge to dla mnie ukochana herbata cynamonowa i mój czas 🙂 A moje pierwsze skojarzenie słowa hygge to Hygea z greckiego…. uosobienie zdrowia, czystości, higieny {ja dopisałabym tutaj słowo: psychicznej}. Psychiczny luz to zdrowie, w każdym jego wymiarze 🙂
Witam! Dla mnie szczęście po duńsku to porostu bycie razem. Razem z całą rodzina. W związku z tym , że mój maż jest kierowcą i przyjeżdża tylko na weekendy uwielbiam, sytuacje, kiedy ja siadam w fotelu a On z naszymi córeczkami na podłodze pomiędzy porozrzucane tekturowe książeczki i drewniane klocki 1,5 rocznej Olgi, koło niego kładzie się 6 letnia Hania i tak przyglądam się obrazkowi Taty z córeczkami, który tuli Hankę, opowiada historyjki z książeczek Oldze a ja słucham i słucham opowieści i chichotu, który rozlega się po naszym mieszkaniu. Chichot jest troszeczkę inny kiedy jest Tata w domu. To jest właśnie mój hyggelig.
Dla mnie to chwila gdy wieczorem leżymy z mężem na kanapie, a między nas wciska się pies i wpycha głowę pod pachę, ja jem mandarynki i pije gorącą herbatę 🙂 niedługo hygge osiągnie u nas jeszcze wyższy poziom, bo do naszej trójki dołączy jeszcze ktoś, kto teraz rozpycha się w brzuchu 🙂
Mam nadzieję że nikogo nie zgorsze iprzeraze ale przy trójce mega halasliwych i absorbuhacych bachorkow my hygge Time jest najczęściej w toalecie z książką, gazeta, telefonem…tam jestem ja cisza i spokój 🙂 pozdrawiam
Każda chwilą naszego życia ma taką wartość, jaką sami jej nadajemy. W chwili kiedy uświadomisz sobie, że masz tylko jedną szansę na przeżycie danej daty w kalendarzu, nastąpi rewolucja, której już nie zatrzymasz… rozkoszowanie się każdym kęsem spozywanego posiłku, obudzenie w sobie wewnętrznego dziecka zachwycającego się każdym elementem świata, dzielenie każdej emocji z bliskimi i zastanawianie się nad ich przyczynami w samotności, odrzucenie schematów i ról społecznych, odwaga życia po swojemu, szacunek, miłość, empatia… Tak wiele, a wszystko to można zawrzeć w każdej hygge-chwili
To zabawne, że trafiam na Pani post w momencie, gdy szukam chwili czasu, aby usiąść do komputera i kupić książkę o duńskim przepisie na szczęście…Dla mnie hygge to wspólne, rodzinne popołudnia. Ten moment, kiedy po pracy w biegu odbieram syna ze żłobka i razem przechodzimy przez próg naszego domu. Wreszcie jesteśmy we trójkę, razem przy muzyce jemy obiad, a potem bawimy się w to, co podpowiada wyobraźnia. Wspólne chlapanie się przy kąpieli syna i przytulanie przed snem. A potem, kiedy dziecko śpi, hygge to leżenie z partnerem pod kocem, wspólna kolacja i ulubiony serial…hygge to nasza codzienność i myśl z tyłu głowy, żeby wychować szczęśliwe dziecko wśród szczęśliwych ludzi…
Dla mnie to ten monent wieczorem kiedy moja 2 letnia corcia kladzie sie kolo mnie w lozku, mocno przytula, kladzie mi raczki na buzi, patrzy na mnie a ja widze jak powoli jej oczka sie zamykaja i zasypia. Ten moment bliskosci, czulosci i bezpieczenstwa, to wspolne zasypianie to najpiekniejsze momenty na ktore czekam caly dzien.
Moje wczorajsze hygge – w jednej ręce wózek a w nim śpiąca kruszyna, w drugiej termos ulubionej kawy z cynamonem, kalosze, długa leśna prosta i mój mąż skaczący z dwiema starszymy po największym błocie…ten widok, ten zapach, ten
smak, ten śmiech odbijający się echem…tylko stać i brać, i chłonąć całą sobą, na dziś, na jutro, na zawsze…
Za oknem jest szaro. Chwila między nocą, a dniem.
W kuchni czuć zapach kawy. Jest cicho. Syn jeszcze śpi.
Chciałabym, aby pospał dziś chwilkę dłużej. Albo nie. Niech już się obudzi.
Stęskniłam się.
🙂
Ja odkryłam hygge zupełnie nieświadomie w łazience 😉 podczas próby kąpieli w pianie i kubkiem herbaty w ręku-wparowała „mi familia”- dwie córki , mężu ,labrador i kot 🙂 łazienka 3 m2 ,z samotnej uspokajającej kąpieli zrobiła się narada rodzinna i okazało się ,że właśnie w tym momencie jest mi dobrze i odczuwam pełnię szczęścia 🙂
„Hygge” kojarzy mi się przede wszystkim z życiem bliskością w rodzinie, ale teraz, kiedy jeszcze nie mam swojej, staram się drobne przyjemności wdrażać w moim planie dnia. Ten, często jest napięty, wstaje bardzo wcześnie i już od rana muszę być w gotowości. Wtedy szukam przyjemności w odcinku ulubionego serialu obejrzanym przy filiżance białej herbaty. W prostym, ale efektownym urządzaniu kawalerki, którą wynajmuję: wieszaniu światełek o ciepłym świetle nad tablicą ze zdjęciami, miękkich kocach na kanapie i fotelu, zestawianiu bieli z czernią i różem. Dniem, kiedy (jak się okazało po tym lekturze tego bloga:) idea „hygge” jest mi najbliższa, jest niedziela, bo to dzień wolny od wpisów w codziennym kalendarzu. W niedzielę mam czas na dłuższy sen, leniwy poranek, wolne spacery w Krakowie, spotkanie z przyjaciółmi przy grach planszowych, obiad u rodziców. To dni, które przynoszą poczucie bliskości i ciepła, takie małe święta.
Codzienny rytuał hygge poranków – przytulania i zabawy w łóżku z moim mężem i rocznym synem. Takie przedłużone budzenie, które czasem skutkuje jeszcze małym przysypianiem. Gdy dołączają do nas dwa nasze koty, to już wiem, że świat mógłby się zamknąć na powierzchni tego naszego łóżka i nic poza tym mogłoby nie istnieć. Przynajmniej przez chwilę 🙂
Hygge jest wtedy kiedy mój mąż wraca z pracy i wita się z dziećmi, kiedy patrzę na ogień tlący się w kominku naszego ukochanego domu, kiedy słyszę jak starsza młodszej tłumaczy świat i wtedy kiedy czuję ciepłe futerko siedzącego na moich kolanach mruczącego kocura… to są te chwile dzięki którym wiem, że jestem szczęśliwa.
Hygge to wieczorne czytanie moim dzieciom,które małe juz wcale nie są (6,9,11lat), to wspolne lezenie w ktoregos z dzieci łóżku,niemalże jedno na drugim,skotlowani wszyscy razem i czytanie do snu, przerywane co chwila setkami pytań i wybuchami śmiechu.Oby trwalo jak nadluzej to hygge moje ulubione.
Hygge” kojarzy mi się przede wszystkim z życiem bliskością w rodzinie, ale teraz, kiedy jeszcze nie mam swojej, staram się drobne przyjemności wdrażać w moim planie dnia. Ten, często jest napięty, wstaje bardzo wcześnie i już od rana muszę być w gotowości. Wtedy szukam przyjemności w odcinku ulubionego serialu obejrzanym przy filiżance białej herbaty. W prostym, ale efektownym urządzaniu kawalerki, którą wynajmuję: wieszaniu światełek o ciepłym świetle nad tablicą ze zdjęciami, miękkich kocach na kanapie i fotelu, zestawianiu bieli z czernią i różem. Dniem, kiedy (jak się okazało po tym lekturze tego bloga:) idea „hygge” jest mi najbliższa, jest niedziela, bo to dzień wolny od wpisów w codziennym kalendarzu. W niedzielę mam czas na dłuższy sen, leniwy poranek, wolne spacery w Krakowie, spotkanie z przyjaciółmi przy grach planszowych, obiad u rodziców. To dni, które przynoszą poczucie bliskości i ciepła, takie małe święta.
Dla mnie hygge jest wtedy, kiedy odwiedza mnie przyjaciółka, gdy pomoże mi wykąpać i ułożyć do snu dzieci, a potem gasimy światło, wskakujemy pod koc z gorącą herbatą ewentualnie słodkim winem, toną wszystkiego co czekoladowe i włączamy komedie romantyczną, po której śmiejemy się ze łzami w oczach z zakończenia 🙂
Moje wczorajsze hygge – w jednej ręce wózek a w nim śpiąca kruszyna, w drugiej termos ulubionej kawy z cynamonem, kalosze, długa leśna prosta i mój mąż skaczący z dwiema starszymy po największym błocie…ten widok, ten zapach, ten
smak, ten śmiech odbijający się echem…tylko stać i brać, i chłonąć całą sobą, na dziś, na jutro, na zawsze…
Zestawy chwil pomiędzy późnym popołudniem i ułożeniem synka do snu, i chwile potem. Wspólne budowanie wież z klocków lego, do momentu, gdy całkowicie pochłonięta swoją konstrukcją zorientuję się, że moje dziecko już od kilku minut zajmuje się inną zabawką. Czekanie z piżamką i kołderką, aż młody, śmiejąc się do rozpuku, wykona swój codzienny, rytualny bieg na golasa wkoło pokoju, żeby wreszcie dać się wpakować w pajaca, a potem przeczytać mu bajkę na dobranoc, gdy on z uwagą wodzi palcem po ilustracjach. I zachwyt, że te dziecięce książeczki są tak pięknie wymyślone i wykonane. Chwile ciszy, kiedy już śpi, i kiedy pies układa mi swoją wielką głowę na kolanach i daje się tarmosić za uszy, najbardziej miękkie na świecie. Potem te momenty, gdy już się pozbiera te wszystkie klocki i zetrze jogurt z podłogi w kuchni, i można usiąść obok ukochanego mężczyzny i zjeść kolację, którą przygotował. Moment z książką, od której nie mogę się oderwać. Te chwile przed snem, kiedy gaśnie światło i można się mocno wtulić w męża, bo wtedy wszystko z nas opada. Im bardziej się nad tym zastanawiam, tym więcej tych drobnych szczęść przychodzi mi do głowy. Fajnie je sobie uświadomić po ciężkim tygodniu z chorobą bostońską i koszmarnym deadlinem w biurze, dziękuję.
Moje hygge pomogła mi odkryć babcia. Gdy byłam młodsza nauczyła mnie piec przepyszny jabłecznik o intensywnym aromacie cynamonu i wanilii. Przy kawałku ciasta z kubkiem mleka siadałyśmy razem przy kozie i rozmawiałyśmy. Gawędziłyśmy o przeszłości, opowiadając sobie stare historię; snułyśmy plany na przyszłość a czasami po prostu milczałyśmy i oddawałyśmy się chwili. Dzisiaj sama oddaje się mojemu hygge, czyli pieczeniu. Ta pasja sprawia, że jestem szczęśliwa. Uwielbiam eksperymentować w kuchni, mieszać składniki i czekać na dzwonek piekarnika. Jednakże najbardziej uwielbiam wieczory takie jak kiedyś. Siadam wraz z moją mamą przy naszym kominku z kubkiem gorącej herbaty i czasami kawałkiem jabłecznika i rozmawiam. Szczerze, długo i prosto z serca. Moje huggie to pieczenie i wieczorne chwile przy kominku.
Hygge to dla mnie moment dla siebie, kiedy wiem, że mogę się realizować, a moi bliscy są w pobliżu I służą pomocą zawsze, kiedy ich potrzebuję.
Dla mnie Hygge herbata cynamonowa z rana w pracy (w pracy tez potrafie sie zrelaksowac 🙂 Ksiazka, kawa, cynamonowa lub mietowa herbata, zapach swiezego ciasta w domu, leniwy niedzielny poranek w lozku i odglosy zabawy dobiegajace z dzieciecego pokoju, sobotnie popoludnie pod kocami i ogladanie „Frozen” po raz enty… wieczorna relaksacyjna yoga lub wyciskajacy poty HIIT :))) sama nie wiedzialam ze jest tego tak duzo????
Dla mnie to chwile w każdym dniu różne. Wieczorne powolne rytuały związane z próba położenia dzieci do spania czyli wspólne czytanie pod kołdrą i negocjacjami o jeszcze dodatkowym kolejnym rozdziale, niekączącej się ilości buziaków. A po zapadnięciu ciszy w pokoju pociech, czas dla mnie albo na aktywnie albo pod kocem z herbatą z imbirem i miodem. W weekend niespieszne wstawanie i wędrówki od łóżka do łóżka. Niedzielne obiady u mamy wraz z najbliższa rodziną. Gwar rozmów krzyków dzieci niesamowite uczucie – hyggie.
Dla mnie hygge jest obecne w kuchni gdy wszyscy wspólnie gotujemy i jemy, rozmawiając o wszystkim i o niczym. GDY w blasku świec widać promyki w oczach. gdy wyciągamy wszystkie koce i poduchy i razem z królikiem Felkiem oglądamy bajki i filmy familijne; czas wtedy zwalnia, łapiemy emocje i chwile bliskości i czułości. A także wtedy gdy razem z dziećmi zakładamy kalosze i idziemy poskakac w kałużach, pozbierać liście na jesienne bukiety… gdy pieczemy ciasteczka, planujemy najbliższe dni i po prostu w tym zabiegany życiu JESTEŚMY RAZEM i zwalnianych tempo życia.
Hygge a raczej hyggelig (z j.norweskiego, bo wlasnie tu dane jest nam zyc:-))wdziera sie w nasze zycie niestety dosc rzadko.Codzienna gonitwa ,praca ,dom pozostawia nam duzo do zyczenia. Codziennosc z 3 dzieci nie rozpieszcza.Ale przychodzi taka chwila kiedy wszystko zwalnia i robi sie bardzo „hyggelig”!Koncowka jesieni kiedy to w poludnie do domu przedzieraja sie resztki promieni slonecznych,ktore probujemy zlapac zeby miec na zapas.Hygge to czas adwentu i czekanie na Swieta Bozego Narodzenia.To czas kiedy slonce udalo sie na spoczynek i okres kiedy w kazdym norweskim domku a takze i w naszym pali sie duzo cieplego swiatla,swieczek.Kiedy w kominku pali sie ogien a my pod kocem na ciepym dywanie prubujemy sie ogrzac przy kubku kakao gdy za oknem kjupa sniegu a na niebie tanczy zorza polarna!Kiedy w kuchni zapach pieczonych korzennych ciasteczek kloci sie z zapachem polskiego bigosu.I to wlasnie wtedy nasza rodzina zwalnia.Cieszymy sie tymi chwilami… Zaraz wszystko wroci do normy ,slonce wroci zza horyzontu i powrocimy spowrotem do zycia na „pelnych obrotach”
Polko i jak kolor tego fotela? Jaki to w końcu jest? Rzeczywiście jest ciemno szary czy wpada w jakiś inny odcień? Ciężko stwierdzić na zdjęciach bo raz mi się wydaję, że wpada w fiolet raz w granat.
na zdjęciach rzeczywiście wydaje się taki atramentowy jakiś, ale na żywo to po prostu bardzo ciemny szary – taki grafit
A ja dokładnie nie wiem co to jest ale postanowiłam, ze tego poszukam bo ostatnio tego chyba wlasnie potrzebuje. Pisze to i płacze!
Potrzebuje wlasnie wiecej zadowolenia,odpoczynku, radosci bo miłość mam. Mam wspanialego syna kiedy na niego patrze jakim jest cudownym czlowiekiem to własnie wtedy jest ten moj cudowny moment!
Nie wiem co to „hygge”, może codzienność moja i mojej rodziny, która przy wieczornym „rachunku sumienia” pozwala stwierdzić, że udało mi się przeżyć szczęśliwy dzień. Normalny, spokojny, bez zbędnej napinki.
Dla mnie hygge to niedziela, wloczenie sie w pizamach do poludnia, kiedy nic nie trzeba a wszystko mozna. Ten dzien jest tylko dla nas, naszej czworki. To poranne sniadanie, raz przy pelnym stole, albo ze zwykla kanapka. Kazdy robi na co ma ochote, razem lub oddzielnie. Dzieci biegaja, tancza, ogladaja bajke, rysuja, kleja, ukladaja, rozrzucaja. My czytamy gazete, rozmawiamy, krzatamy sie, i towarzyszymy dzieciom. Jest cieplo, bezpiecznie i bez pospiechu.
Właśnie miałam kupić w weekend tę książkę, ale sokoro kusisz konkursem, to piszę 🙂 A właściwie piszę też po to, żeby podzielić się swoją historią. Ja jestem właśnie w trakcie poszukiwania mojego hygge, a właściwie naszego, rodzinnego. Mamy z mężem sporą firmę, która przestała nas cieszyć, stała się dla nas większym obciążeniem psychicznym i fizycznym niż byśmy tego chcieli. Teraz stoimy właśnie przed dużymi zmianami, które pozwolą nam żyć wolniej, spokojniej i tak „po naszemu”. Oczywiście to ogromny stres dla nas, zainwestowane pieniądze, których być może nie odzyskamy i mnóstwo pracy i czasu, których nie da się przeliczyć. Ale doszliśmy do takiego momentu, że nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować, więc musimy to zmienić. Powoli godzimy się z tym, że przynajmniej przez chwilę nie będziemy mogli pozwolić sobie na wszystko, na co mogliśmy do tej pory, że musimy przewartościować nasze życie, ale dobrze nam z tym. Może to banalne, ale zaczęłam od kupienia roweru (holenderskiego, czerwonego – tak na pocieszenie), który ma nam zastąpić drugi samochód i wpadłam po uszy w decoupage, w którym odnajduję moje chwile hygge 🙂 Dotarło do nas, że ważniejsze są chwile z dzieckiem, razem ze sobą, niż praca, której poświęciliśmy bez reszty ostatnie cztery lata naszego życia. Może ta książka pozwoli nam łatwiej wejść w nasze zmiany i utwierdzi nas w słuszności drogi, jaką obraliśmy.
Piekę drożdżowe ciasto z cynamonem, jeszcze ciepłe zanoszę do rodziców, którzy mieszkają dwa bloki obok. Siadamy na kanapie, wlączamy sobie jakiś serial i ( nieświadmomie) uprawiamy hygge.
Kilka razy w ciągu dnia, zatrzymuję się na minutę, może dwie i obserwuję uważnie, z radością pomieszaną ze smutkiem, jak życie przepływa obok mnie. Pozwalam mu się trochę wyprzedzić a następnie ruszam za nim w pogoń.
Kilka razy w ciągu dnia, zatrzymuję się na minutę, może dwie i obserwuję uważnie, z radością pomieszaną ze smutkiem, jak życie przepływa obok mnie. Pozwalam mu się trochę wyprzedzić, a następnie ruszam za nim w pogoń.
Hygge to kawa fusiasta parzona, to dobra książka i koc, to w końcu moje dzieci bawiące się na dywanie z mężem i mój królik podgryzający pantofle i dopominający się o pieszczoty.
Moje hygge właśnie leży na mnie. Ma 7,5 m-ca. Dziecię wręcz nieodkładalne śpi codziennie na mnie. Nie burzę się. Wiem, że to minie. Rozkoszuję się tym ciepłem i zapachem słodkiego mlecznego bobasa. Skoro dany mi był ten drugi cudak, staram się dać mu siebie tyle, ile będzie potrzebował. Razem z mężem staramy się dać dzieciom CZAS. Bywa ciężko – wiadomo, że życie codzienne, „na dorobku”, nie rozpieszcza, ale naprawdę wspomnienia radosnych codziennych chwil są dużo ważniejsze niż pogoń za szczęściem. Dlatego tak bardzo ważne jest dla nas bycie RAZEM – wspólny obiad, pianka z mleka, szukanie zgubionego klocka, zabawa w berka, także fochy 😉
Myślę, że hyggie to taka trochę filozofia by żyć w zgodzie ze sobą i z tym, co jest nam dane. Jestem tu i teraz.
Mnie jednak brakuje zdrowego egoizmu. Po iluś mądrych kursach i tekstach o zarządzaniu sobą i czasem, cały czas brakuje mi chwili dla siebie. Dalej szukam inspiracji i wyrwania mnie ze szpon siebie samej odmawiającej sobie tego luksusu zdrowego egoizmu. Niniejszym zgłaszam się po książkę… 😉
Mieszkam od 5 lat w Norwegii gdzie obywatele tego państwa znają hygge od dawna. Nigdy nie mogłam pojąć jak w mieście gdzie pada przez więcej niż 200 dni w roku mogą byc tacy szczęśliwi. Aż do teraz…. Ja znalazlam hygge w momencie gdy wczoraj padał w Bergen śnieg a ja zmęczona po pracy wróciłam do posprzatanego domu, gdzie milusi kocyk i talerz z świecami czekał w salonie. Gdy opatulona nim siedziałam tak z kubkiem gorącego kakao oswieltonym świecami poczułam sie bezstrosko jakby świat na chwile sie zatrzymał. Wtedy robię sobie zdjęcie oczami by moc wrócić do tej chwili kiedy będę zła bądź nieszczęśliwa. Bo jak nauczyła mnie moja mama. Najlepsze pamiątki i zdjęcia robimy oczami i zatrzymujemy w sercu.
Mieszkam w Norwegii, tu też mamy hygge. Lubię tu być. Nowi ludzie to pierwsze zdanie „hyggelig å hilse på deg”. Jednak najbardziej szczęśliwa i otulona hygge czuje się gdy po długiej rozłące lecę do rodzinnego domu. Już nie mogę się doczekać najbliższej swiatecznej wyprawy. Unoszący się w powietrzu zapach korzennych przypraw, świeżego igliwia. Całonocne rozmowy z mamą, przy gorącej herbacie w domowym kubku, tym moim. Wesoło biegające psy i koty, których relacja również jest bardzo hyggelig. MOJE hygge już za miesiąc.
Dla mnie to kazdy sobotni poranek,który choćby sie waliło i paliło spędzam sama w łożku. Otwieram okno,pije kawe w największym kubku,troche czytam,troche przeglądam instagram,czasem po prostu siedzę i oddycham. Cisza.
Mam takich momentów mnóstwo. czasem sie nawet zastanawiam czy inni też tak mają, że rozkoszują się każdą chwilą szczęścia. Uwielbiam zapisywać w głowie tysiące drobnych przyjemności i radości dnia codziennego. Zdanie wypowiedziane przez synka, przytulasy na kanapie, twarz mojej nowo narodzonej córeczki, troskliwość synka wobec niej, moment kiedy wyciągam chleb by zrobić wszystkim kolację, w domu ciepło i przytulnie, gwar ludzi których kocham, wspomnienie wakacji, uśmiech, zabawna sytuacja, wspólna kawka i coś słodkiego, zapach jedzenia, zrobienie kilku fotek, piękne inspiracje, miejsca, chwile to jest to!!! ach mogłabym tak wymieniać w nieskończoność 🙂
Dla mnie hygge to moment kiedy z piekę dla moich bliskich coś pysznego, w jesienne dni najlepiej coś drożdżowego lub szarlotkę i razem z mężem i córcia zasiadamy na kanapie my z kawą, Emi z herbatką i robimy sobie filmowy wieczór w naszym małym mieszkanku oświetlonym ciepłym światłem świec i małych lampek. Hygge to urok zwykłej wspólnej codzienności.
Moje hygge to czas gdy w domu zapada cisza, moje dwa łobuziaki śpią a ja wtulona w kocyk pije gorącą herbatę marzę, planuje , oddaje się błogiemu lenistwu.
P.s.
Pani teksty inspirują i „zmuszają” do refleksji . Powyższy przyczynił sie do kolejnych przemysleń i planów aby hygge zagościł w naszym domu na codzień . Dziekuje
Dla mnie takim momentem jest ten, kiedy otwieram oczy i czuję zapach kawy. Mój mąż wstaje chwilę wcześniej codziennie i wstawia ekspres. Przeciągam się w ciepłej pościeli, dzieci jeszcze śpią, męża nie widzę ale czuję jego miłość i troskę w tym kawowym zapachu. Za chwilę zacznie się poranny kocioł, ale teraz jest hygge 🙂
Kiedy wstawałam dziś rano, nie przyszło mi do głowy, jak bardzo „duńskie” są te moje niedziele. Ale właśnie zajrzałam na stronkę. I…o tak, moje życie jest hygge… Nie wybieram się dziś na spacer nad morze, ale właśnie włączona zmywarka przyjemnie szumi w kuchni. W kuchni, w której nie pachnie upieczonym chlebem, mimo to dzisiejsze śniadanie smakowało najlepiej ma świecie. Bo jak tu nie docenić bułek, które mąż kupił rano, ponieważ skończyło się pieczywo. Mąż ów właśnie całuje mnie w biegu… Czas na jego prywatne niedzielne hygge – grę w squasha z kolegami. Ja mam więc godzinę, by rozwiązać kolejną kryminalną zagadkę. Wskakuję z książką i kubkiem herbaty pod ulubiony koc. I wcale nie przeszkadza mi, że ten mój koc jest cały w sierści, bo nasz mops już dawno odkrył swój sposób na szczęście… Jesteśmy hygge…tak po naszemu.
Moje hygge to niedzielny długi poranek gdy po całym tygodniu gonitwy i obowiązków w wygodnej piżamie mogę sie delektować dobra kawą, śniadaniem i rozmową z partnerem gdy cicho radio pobrzdękuje i przede wszystkim świadomość że nie musze nic. Możliwość cieszenia się chwilą spokojem i przede wszystkim bliskością drugiej osoby. Świadomość że mam swoje miejsce w zyciu do którego zawsze wracam z uśmiechem na twarzy i radością -mój dom 🙂
Mój hyggelig to „zdrowy kręgosłup” i sauna w piątkowe przedpołudnie. Kiedy odprowadzam Syna do przedszkola kolejne 3 godziny poświęcam tylko sobie i po ćwiczeniach odprawiam mój ulubiony rytuał dwugodzinnego relaksu w saunie. Zyskuję energię i spokój na cały zbliżający się tydzień, a od innych słyszę, że moja buzia jest wyjątkowo „zrelaksowana” co dodatkowo odpręża i dodaje skrzydeł.
Pewnego letniego popołudnia…
Trzeba by było umyć schody, wyprasować obrus bo przychodzą goście, poodkurzać bo wstyd jak zobaczą okruchy, coś upichcić najlepiej sernik i jakieś sałatki przygotować bo kupić nie wypada.
Tak wszystko to wiem, ale jakoś zebrać się nie mogę. Stoję i patrzę przez okno (zaznaczam , że niezbyt czyste i umyć też by wypadało) wprost na mój stary domek na drzewie. Nie byłam tam już wieki! Szybka decyzja, pójdę zobaczę. W końcu te 5 minut mnie nie zbawi przecież. Pamiętam ten moment, wspomnienia wróciły, jakaś taka dziecięca radość też. Z 5 minut zrobiła się godzina:) Schodów nie umyłam, obrusu nie wyprasowałam, a goście jedli kupny sernik na zimno. To było moje hygge????
Ps. Domek na drzewie przeszedł gruntowny remont. Dziś to mój azyl i nie przejmuję się uwagami typu
„Ile Ty masz lat?” Pozdrawiam
Przeprowadziliśmy się dwa tygodnie temu do Wrocławia, zostawiliśmy w Warszawie dom, przyjaciół, rodzine. Ale hygge chyba wzięliśmy ze sobą. Mąż pracuje tu po 12h, a ja nie robię nic innego, tylko grzeję w domu: a to dywanikiem bo tak pusto w tym nie moim mieszkaniu, a to nową wariacją nt. herbaty zimowej, bo kojarzy się z dzieciństwem, to znów pancakesami, bo najmłodsi mogą jeść paluchami i mama nie krzyczy. Chodzę jak opętana i grzeję te ściany. Nie jesteśmy tu towarzyscy, nie odwiedzamy knajp, nie chodzimy na shopping, nikogo tu nie znamy, ale grzejemy ten „dom” od środka. Przynajmniej wiem już, że jest na to określenie ????????????
To już teraz wiem dlaczego tak bardzo mocno moja dusza tęskni za Skandynawia.
Hygge/hyggeligt ????w Danii podoba mi się wszystko.Nigdy nie zapomnę kiedy w Kopenhadze znalazłam się w tak kiepskiej sytuacji że musieliśmy uciekać z miejsca w którym zostaliśmy uposażenia przez wydawało nam się przyjaciół Polaków przez małe P, noclegu odmówił nam polski ksiądz,noc spędziliśmy częściowo na dworcu i w mieście…. Przrwsrtodciowalo się moje życie. Hygge to każdy mały drobiazg który cieszy, kolejny dzień życia moich starszych rodziców , staruszka przytrzymujaca mi drzwi a powinno być odwrotnie, wspomnienia, radość ze wszystkiego. Życie to najpiękniejszy dar.
Dlatego nauczyłam się żyć. Przewartosciowalam myślenie. Uwierzyłam w to,że wszystko jest możliwe.
Mogę żyć pełnia życia niezależnie od miejsca.
???? ???? ????
W naszym domu hygge to codzienność. Balans między pracą a domem, domowe jedzenie, miłość i szacunek ukochanej osoby. Ciepło świec, miekkich pledów a przede wszystkim grono wspanialych ludzi, dobre słowo i ciepła pomocna dłoń. Mamy skromne ale dobre życie. Niech trwa…….
Dla mnie to ta dzisiejsza chwila z synem na spacerze w poszukiwaniu darów jesieni, a teraz z nim na kolanach,słuchając bajek z cd. Obiad kończy się już gotować na piecu, a potem jak co niedziela wspólne przytulanie pod kocem i program przyrodniczy. A na podwieczorek ryż z jabłkami 🙂
Jestem mamą szalonej 2 latki. Siedzę z nią w domu, więc dla większości ludzi nic nie robię…no własnie-siedzę i pachnę. Nic bardziej mylnego! Więc jak przychodzi mój wyczekiwany „hygge time”, wówczas biorę długą kąpiel z ulubionym otulającym peelingiem, zaparzam herbatę wiśnia w rumie (pychota!) i zasiadam do książki (ostatnio jest to ” małe życie”), lub oglądam Poldarka (to jedyny serial, który mnie wciągnął bez reszty). Niby nic a jednak jestem jak nowo narodzona????
HYGGE to…
… otwarcie oczu i zobaczenie oczka i noska synka w mega przybliżeniu, który wtula się i łaskocze moją twarz rzęskami;
… to wspólny parapet do rozmyślań i kubka gorącej herbaty, który chciałam zawsze mieć;
… to znajdywanie podczas domowych porządków ukrytych karteczek z wyznaniami od Męża;
… to również syn siedzący przed szufladą i próbujący rozwikłać zagadkę 'jak ze skarpetek zrobiła się kulko-skarpetka’ 🙂
… hygge to wepchana pośpiesznie do śniadania zmięta karteczka z odciśniętym całusem dla Męża;
… napis na lustrze w łazience „i tak jesteś piękna’ po kłótni;
… i 'lubię te Twoje dziureczki na policzku, wyglądają jak w rosnącym drożdżowym cieście’.
Moje hygge zmieniło się niewiele ponad rok temu, kiedy na świecie pojawiła się mała Zosia. Od tamtej pory uczę się nowego zarządzania czasem, dzielenia się nim i cieszenia z tej, innej niż kiedyś, rzeczywistości. Najmilsze hygge zdarzają się ostatnimi, jesiennymi popołudniami. Wracam zziębnięta z pracy, na szyje rzuca mi sie malutka. Parzę herbatę z Zosią na rękach, – jak trochę ostygnie, pijemy ja z jednego kubka. Później wspólny podwieczorek we trójkę już, zabawy na dywanie, czytanie książeczek. Kąpiel i kolacja sa wstępem do wyciszenia w dużym łóżku, gdzie usypiam córkę. Jej ręce na mojej twarzy, we włosach, buziaki, czule słówka i powoli zamykające sie oczka. A jak zaśnie? Czas tylko dla mnie. Czasem z mężem, czasem sama. Herbata albo czerwone wino, koc, świeczki, książka, cisza. Jest to moment na przemyślenia, podsumowanie dnia, regeneracja baterii. Rozkoszowanie się tym, jakże potrzebnym, spokojem. Dziękowanie za to co było, przygotowywanie sie do nowych wyzwań. Błogość. Hygge.
Zapach i światło. Wychowałam się na wsi z piecem kaflowym na, którym suszono jabłka 🙂 Smak i zapach domowego chleba z pieca został mi w pamięci na zawsze. Zatem moje hygge to koniecznie coś w piekarniku – by był zapach w całym domu (szarlota, drożdżowe). Następnie ja w pusiatych skarpetach na kanapie z kubkiem świeżo zmielonej kawy z mleczkiem i lekturą na kolanach. U stóp mych na dywanie mąż próbujący zrobić internetową prasówkę z siedząca mu na plecach dwulatką. Obok w pokoju śpiący niemowlak w półmroku z małą lampeczką na parapecie. Domowy klimacik, bliskość i spokój.
Odkąd 7 miesięcy temu zostałam mamą, mój hygge czas mam codziennie w najmniej spodziewanych momentach dniach. Nie da się dziecku powiedzieć: „dobra bobasie, teraz delektujemy się chwilą, a Ty bądź słodki i rozkoszny”. Dlatego łapiemy te wszystkie momenty, gdy jest nam dobrze, a których nie da się zaplanować. Ważne, żeby być na tyle uważnym, aby ich nie przegapić. A gdybym miała wybrać takie najmilsze chwile w ciągu dnia, w których niby nic się nie dzieje, ale jest cudownie to byłoby usypianie mojej Natalii do pierwszej drzemki (kołysanki-utulanki w tle, mój nieporadny śpiew, mizianie po czółku i coraz cięższe powieki małej). A po drzemce, gdy jest najsłodszym bobasem na świecie, mamy naszą mikro-tradycję wspólnych przytulanek na łóżku. A pomiędzy tymi dwiema chwilami jest hygge czas dla mamy 🙂 Chciałabym móc napisać, że wtedy piję kawę i czytam, ale prawda jest taka, że często kawa jest szybka, bo korzystając z drzemki małej chcę jeszcze ugotować czy posprzątać. Jednak nawet podczas tych czynności uprzyjemniam sobie czas słuchaniem radia czy rozmową przez telefon z kimś bliskim. Tak, żeby każde zajęcie i nawet codzienne obowiązki miały w sobie jakiś urok 🙂
Nasz hygge time to niedzielne poranki,zaczynajace się przytulaniem i bawieniem w domek po kołdrą we czwórkę z naszymi synkami,poprzez nieśpieszne pachnące gofry z domową konfiturą i aromatyczną kawą przy stole,nasze mieszkanie ,rozbrzmiewające śmiechem dzieci i klimatycznym jazzam z kuchennego radia. Czasami sobie myślę czy można być szczesliwszym ? Mam wszystko co najważniejsze i laduje moje baterie do codziennej pracy zawodowej,przedzierania się przez korki i zakupy w Lidlu o 17.30 ☺
Słucham jak krople deszczu odbijają się o parapet, patrze jak liście lecą z drzew… Czuję jego ciepły pocałunek na policzku…Nie dzwonią telefony, nie spoglądamy na zegarek, pijemy wspólnie gorącą czekoladę…Uśmiech na ustach, uśmiechnięta dusza…Hygge…
Dla mnie hygge to leniwe weekendy, zagrzebanie się w pościeli z książką i psem, powolne spacery z synem i gadanie o wszystkim i o niczym, przytulnie się niespodziewanie i najpiękniejsze słowa na świecie,wypowiedziane przez mojego syna „Kocham Cię Mamutku najbardziej na świecie”, to wieczory spędzone przy kubku z gorącą herbatą grając w planszówki. mimo,
Ha!Mam tę książkę od wczoraj????Na początku zachwyciła mnie okładka-jest zdecydowanie hyggelig.Nie mialam czasu przeczytac wiele ale juz wiem ze to moja koncepcja życia.Na początku jest fragment o tym,ze różne narody cenią sobie różne wartosci i że dla Duńczyków jedną z najważniejszych wartości jest hygge.Szkoda,ze nasz narodek zamiast się ciągle kłócić i dzielić nie zajmie się odkrywaniem i pielęgnowaniem hygge…To na pewno bedzie jeden z moich prezentów bożonarodzeniowych dla bliskich????
P.s.Nasz dzisiejszy,rodzinny spacer w parku i obiad ze znajomymi był zdecydowanie hyggelig????
Hanka chyba najbardziej hygge! Małż i Zośka chyba niezadowoleni z pozowania 🙂
Hygge widać w moim podejściu do spotkań ze znajomymi. Nie przygotowuję dań, które mają wywołać u gości efekt wow, ale wymyślam coś prostego np. zapiekankę, którą wrzucam do piekarnika, kiedy wszyscy są już na miejscu. Gdy jestem u znajomych lubię sama sięgnąć po szklankę czy łyżeczkę zamiast pytać „Czy mogłabym…?” i chcę by ludzie u mnie czuli się równie swobodnie.
Mój mąż ma szefa duńczyka. Potwierdzam każde słowo, tego posta i bardzo chciałabym umieć uprawiać hygge. 🙂 I chyba nieświadomie, to najbardziej lubię, gdy podchodzę do płotka z kogutami z kubkiem kawy w ręku. A gdy reszta się budzi jemy jajecznicę ze szczypiorkiem, na dużej ilości masła.
Dziś pachnie wilgotnymi liśćmi. Szklanka mleka z krówką stoi na stole. Do połowy pełna. Wbiega Zosia i wypija do dna. Śmieje się i ucieka z wąsami przed siebie.
Szklanka. Do połowy pełna. Nawet jeśli w tej chwili stoi na stole zupełnie pusta. To moje dzisiejsze hygge.
HYGGE… zawsze wtedy kiedy spędzam popołudnie z ukochanym rozkoszując się chwilą. Siedzimy obok siebie zaczytani… Oglądamy wspólne zdjęcia… Wspominamy i planujemy nasze podróże… Ciepło kocyka, blask lampek i świec, przyjemny zapach olejków eterycznych, delikatna muzyka w tle, kubek naszej ulubionej herbaty, bliskość, komfort, poczucie szczęścia i zadowolenia… Harmonia i piękno. Wdech… Wydech.. A za oknem złota jesień, nadal tak pięknie słonecznie. Nic więcej nie potrzeba, wystarczy tak niewiele by osiągnąć balans, by żyć HYGGE.
Hygge było właśnie przed chwilą…za oknem deszcz, ja leżę na kanapie pod kocykiem, próbuję się zdrzemnąć słuchając „Sjesty” w Trójce, ale…szkoda mi czasu na spanie, bo patrzę na moich bliskich. Córeczka dzielnie maluje farbami przy stole liście, które wczoraj zbierała w parku i odbija je na kartce, a mąż w kuchni robi sałatkę swojego dzieciństwa, taką zwykłą, ryżową z warzywami i majonezem, tzw. milion kalorii. Jest mi dobrze.
Napisałaś kiedyś taki tekst o tym jak wracasz do domu, do swojej strefy komfortu. Od tamtej pory ja też mówię o swojej strefie komfortu. Może nie zawsze perfekcyjnie posprzatanej nie zawsze pachnacej ciastem, ale mojej Na moich warunkach, dobrych dla całej naszej rodziny. To chyba czuć, bo każdy kto wkracza w nasze progi, mówi, że dobrze się tu czuje. Im wiecej czytam o tym duńskim hygge, tym większą mam pewność, że mentalnie jestem Dunką, bo mam to jakoś we krwi.
Hygge to każdy powrót do domu. Hygge to jajko sadzone z mizerią, pochłaniane na tarasie w komplecie. Nawet jak latam na mopie, w tle leci Michael Bubble, mama piecze ciasta, które tylko w domu smakują jak szczęście ❤, Padre rzuca „kurrrrdę” kiedy jak co roku zaskakuje go fakt, że nie może przyciąć drzewka (serio! Rok w rok ten sam szok :D), a brat obiera pieczary (w rezultacie wpieprzy więcej niż upichci ;p) to też jest hygge ! Ten dom, którego wnętrze dalekie jest od tego hygge wizualnie sprawia, że mam hygge w serduchu ❤ ????
Czytając kolejny wpis na kolejnym blogu o tej uzdrawiającej książce, Inspirującej do afirmacji pięknych chwil, czuje, ni mniej ni więcej- złość. Na kraj, w którym żyje, na system, w którego chorych okowach przychodzi mi walczyć o codzienność. Z potem na czole. Z umykającym w gigantycznym zmęczeniu pracą, chwilami szczęścia. Nie potrzebuje poradników i wzmacniaczy, żeby dostrzec własne chwile dobrostanu psycho- fizycznego. Nie potrzebne mi duńskie, japońskie czy inne jeszcze filozofie, jak nauczyć sie patrzeć, by widzieć. Potrzebna mi sprawiedliwa w stosunku do wykształcenia i włożonej pracy pensja, adekwatnie rozłożone podatki, czas dla rodziny uwzględniony przez pracodawcę. Wynormalniałe zasady funkcjonowania społecznego na co dzień. Wtedy moje hygge bedzie możliwe do określenia bez tego żalu, smutku i złości jakie czuje teraz.
Masz rację Mała Mi, czytając tę książkę też tak sobie myślałam, że na takie hygge to trzeba mieć czas i pieniądze, których w naszym kraju niestety brakuje.
Biorę prysznic przy świecach, zamykam oczy i wtapiam się w szum wody….
Hygge po polsku jest dla mnie piątkowym wieczorem kiedy po całym tygodniu pracy pojawiam sie u znajomych.Siadamy w kuchni, rozmawiamy o wszystkim i o niczym próbując nalewki domowej roboty. Ktos robi herbatę z sokiem malinowym. Ktos inny rzuca hasło:zjadłbym pizzę i za chwile każdy ma po miseczce ze składnikami i gniecie swoją wersje ciasta.Wpada prawie dorosły syn i buszuje po lodowce po czym przysiada sie do nas. I mimo różnicy wieku lubi spędzać z nami czas. Ktos ziewnie,ktos kogos podrapie po plecach. A jak jest pozno na powrót,na gorze zawsze czeka na nas pokój i wolne lozko.
Hygge mam wtedy kiedy Mąż mnie tuli a ja mu czytam na głos książki! Nie wiem skąd się nam to wzięło (przyszło, jak tylko zamieszkaliśmy razem) ale jest i bardzo nam z tym dobrze.
pozdrawiam ciepło
U mnie to moment, kiedy moi chłopcy gładzą i całują mój pełen rozstępów brzuch, mówiąc przy tym 'mania kochania, ale masz milutki brzuszek’.
Albo kiedy siadam razem z nimi i oglądam ich ulubioną bajkę o piłkarzach.
Mnie Twój dzisiejszy post jednocześnie napełnił optymizmem i zasmucił. Zadanie konkursowe uświadomiło mi, że od momentu urodzenia drugiej córki (6tyg.) nie ma w moim życiu hyggelig :/ Że ciągle dzieci, dom, obiady, choroby i inne mocno przyziemne sprawy. Że mój mózg galopuje w szaleńczym tempie wciąż organizując wszystko wokół. A przecież tak się nie da na dłuższą metę.. Jeśli w końcu nie znajdę czasu dla siebie, zostanę sfrustrowana kobieta jakich wiele. Mam nadzieję, że mi się poszczęści i ta książka pomoże mi się choć trochę wyluzować 😉
Hygge to dla mnie stan umysłu, stan ducha. To odczuwanie zmysłami wzroku, dotyku, smaku. Wzroku, kiedy zwyczajnie patrze na moje dzieci i czuje podziw, dumę, miłość, która rośnie bez końca.
Dotyku kiedy je tule, całuje, głaszcze.
Smaku kiedy dla nich gotuje i mogę degustować z nimi to co często razem udaje nam się przygotować.
Hygge to ludzie, rozmowy z nimi, czasami też wspólne milczenie.
To przedmioty, które mnie otaczają i cieszą oko.
To zapachy jak ulubione perfumy, które otulają moje ciało.
Hygge czuję kiedy kładę się spać obok kochającego mnie mężczyzny, z uczuciem w piersi, że nic mi nie ciąży, nic mnie nie gniecie. Hygge to marzenia, które sprawiają że mogę i chce więcej, dla siebie i innych.
Hygge to bycie i czucie się szczęśliwym! Szczęściara 🙂
Emerytura jest hygge!!! Ale nie bezczynna. To zajęcia, na które w zawodowym, zabieganym życiu nie było czasu i siły, np. nauka języków obcych, podróże, zabawa z wnukami, spotkania z ludźmi.
Ale też poranki z telewizją śniadaniową lub dobrą muzyką i czasopismem w piżamie i szlafroku ze szklanką siemienia lnianego w dłoni (bo zdrowie już nie to, oj nie…).
A w ogóle to dolce far niente, brak pośpiechu i przymusu są super hygge.
Moje wewnętrzne szczęście, to uczucie w środku ” boże jak mi dobrze”, doświadczam w różnych momentach, właściwie uczę się tego doświadczania, bo wiele w moim życiu były stresu, gonitwy, udowadniania, że jest dobrze, że ja jestem ok. Teraz koniec, teraz wiem, że jestem też ja, że żyję dla siebie, że moje szczęście musi być tu i teraz, muszę chwytać to co mam.
Nauczyłam się/ uczę się cieszyć uwznioślać chociażby pyszną kawą, herbatą, smakiem owoców, zapachami. Najlepiej faktycznie doświadczać tego w domu, taki spokój, relaks, przytulność wśród moich ścian, kompletny luz, czy jakkolwiek byśmy to po polsku nazwali. Ja, moje chwilowe nicnierobienie (a to mi sprawiało największy problem), zapach pysznej przekąski, mój ukochany kocyk, taka kompletna błogość, czasami nawet w pojedynkę, bez ukochanej osoby, tak po prostu – mała przyjemność tylko dla mnie, podobno całkiem potrzebny delikatny egoizm.
Hygge. Jeszcze do niedawna nie wiedziałam, że istnieje takie słowo. Uświadomiła mnie moja przyjaciółka, która również dzieli miłość do Skandynawii. Na szczęście nieznajomość słowa nie przeszkodziła mi w odczuwaniu hygge i dążeniu do niego. Hygge… kojarzy mi się z jakąś nieuchwytną magią. Ciepłem. Bliskością. Radością ze wspólnego spędzania czasu. Zachwytem nad drobnymi chwilami. Relaksem. Bezpieczeństwem.
Moje hygge odnajduję niejako zaocznie. Łapię je w wieczory takie, jak ten. Z kubkiem gorącej czerwonej herbaty, z ukochanym szarym kocem i dobrą książką. Hygge odnajduję w codziennych ćwiczeniach – choć są niewyobrażalnie męczące, dają ogromną satysfakcję i są wyłącznie moje – dają mi momenty sam na sam z moim ciałem i pokazują, że warto walczyć o lepszą siebie. Hygge odnajduję w spotkaniach z moimi przyjaciółkami, kiedy wszystkie możemy się pośmiać i nagadać. Najwięcej hygge zapewnia mi jednak mój mąż. Hygge chowa się bowiem we wspólnym gotowaniu, w porannym zabieganiu do pracy, w nałogowym oglądaniu seriali.
Hygge, które nie będzie zaoczne nazwę swoim domem. I choć minie kilka miesięcy zanim się w nim znajdę, jego hygge już mnie nie opuszcza. Wybieranie kolorów ścian, mebli, dodatków. Uwielbiam!
To moje hygge. I małe hyggeciątka, ale na to jeszcze przyjdzie czas….
Dla mnie hygge to pogłaskać kota, napić się herbaty, zrobić sobie sandały z pomponów, przejechać 40 km terenówką po drodze, której nie ma. A także moment, kiedy samolot wiozący mnie na drugie koniec świata odrywa się od ziemi, i moment, w którym ląduje w jakimś egzotycznym miejscu. Hygge dla mnie to również wsp^lny wieczór przy dobrym filmie, codzienne drobne sprzeczki, robienie niespodzianek i radość z tego zdziwienia „to dla mnie? Naprawdę?
I jeszcze drobiazgi – bratki na tarasie, puszka na herbatę z ulubionym Volkswagenem, czytanie, promienie słońca osiadające na kocim futrze i spływające na jego jasne wąsiki.
Pozdrawiam,
Ania
Mój hygge time jest wtedy, gdy gasimy światła, zapalamy świeczki i robimy sobie z Żoną aromatyczne, dłuuuugie masaże, to czas kiedy idziemy na długie spacery z psem i to też ten czas kiedy jedziemy w autobusie i tak się zagadujemy, że zapominamy wysiąść 😉
3 miesiące temu urodziłam syna i wtedy mój „perfekcjonizm” spotkał się z potrzebami malucha. Nie spodziewałam się tego absolutnie ale dopadł mnie baby blues. Jak to nie będzie posprzątane, wypracowane itp? DO momentu aż sobie nie uświadomiłam, że przecież nie musi i nie wbila do głowy że nie zawsze musi być perfekcyjnie. Teraz zamiast gonić ze szmatą wieczorami siedzimy z mężem i ukladamy puzzle ciesząc się swoją obecnością i popijając herbatę a to wszystko co musiało być zawsze „na już” niech poczeka i dojrzeje bo my celebrujemy hygge.
Dla mnie hygge to jesienny wieczór,gdy za oknem wieje wiatr , pada deszcz, jest zimno i ponuro – im zimniej tym lepiej. Uwielbiam wtedy siedzieć pod ciepłym kocem z filiżanką ulubionej herbaty, najchętniej przy ciepłym świetle lampy lub świecy i wsłuchiwać się w ten wyjący wiatr, przyglądać się moim bawiącym się dzieciom i cieszyć , że mogę być w ciepłym pomieszczeniu z najbliższymi, a nie na dworze, mrozie i chłodzie. Zawsze czułam „hygge” w różnych momentach mojego życia, takich zdawało by sie prostych i zwyczajnych, tylko nie wiedziałam,że ma to swoją nazwę . 🙂
Mam takie swoje chwile każdego dnia. Pakuję psa do samochodu i bez względu na pogodę, dziesiątki spraw, które są do zrobienia na już jadę do lasu lub nad jezioro. I to jest taki nasz czas. Sierściucha i mój.. Nieśpieszny spacer, rzucanie kija lub piłki, obserwowanie 12 kg szczęścia.. Wracam zrelaksowana, gotowa do nadganiania zaległości. Anita
Mój hygge czas – niedziela rano, mąż z synem na klacie (uprawiają kangurowanie od 3 miesięcy ) w osmarkanej piżamie -w końcu mamy cudowną jesień; ) a ja z moją trzyletnią damą siedzimy przed lustrem przy toaletce i robimy się na bóstwa. Patrzę na królewne, na królewicza, a potem na mojego króla i wiem, że jestem królową w tym hygge zamku 🙂
Dla mnie hygge to usmiechy moich coreczek o poranku,smiechy,szepty i zabawy w ciagu dnia i ich spokojne oddechy wieczorem. Zapach parzonej kawy, swiatecznych ciasteczek i perfum mojego meza.Ogien strzelajacy w kominku, snieg skrzypiacy pod butami,goracy kubek herbaty, slowa uubionej piosenki,ulubione melodie, uscisk ukochanej reki.Wspomienia wywolujace usmiech na twarzy…Chwile radosne,w gronie rodziny i te chwile tylko dla siebie…moje hygge to co czasem udaje mi sie osiagnac i cos czego szukam caly czas…
Dla mnie hygge to miłość. Mam tego cały worek i chętnie się ta miłością dziele z moim małym światem. Trzeba wiedzieć co w moim codziennym życiu jest tak naprawdę ważne i robić wszystko żeby moja córka wiedziała czym jest prawdziwa szczera miłość by wiedziała że ona mieszka nie tylko w prezentach raz do roku w boże narodzenie ale w tych ramionach ciepłych które obolałe i zmęczone zawsze znajdą siłę by przytulic swoje dziecko bez względu na to czy przybiegnie się w nich schować mając 2lata czy 20 a jak uda się mi dożyć to i więcej. Moje ramiona juz zawsze będą czekać. .. zawsze gotowe … zawsze otwarte…. zawsze ciepłe. .. to jest moje hugge. Miłego wieczoru ????
Moje Hygge jest kiedy mam chwile dla siebie i nic nie planuje, spontan, życie chwilą tu i teraz. W moim świecie to będzie poczekanie z sprzątaniem czy gotowaniem – chwila relaksu z kawą, książką. A gdy dziecko wieczorem śpi to chwile z dobrym filmem, serialem i dobrą kolacją jak mąż wróci z podróży i ja zrobi kiedy już mi się nie chce. Pozdrawiam.
Hygge…
Pewnego dnia nadrabiając zaległy serial moja uwagę przykuła reklama tej książki. Na ogół nie oglądam reklam, robię w tym czasie herbatę, czytam coś na szybko, idę do łazienki i tym podobne. Jednak ta reklama miała w sobie coś co mnie do niej przyciągnęło. Po jej obejrzeniu już wiedzialam, że ta książka, to będzie idealny prezent dla mojej mamy. Gwiazdka już niedługo, a ja chcę by ona w końcu odnalazła szczęście.
Jednak dziś, czytając Twój wpis zrozumiałam, ze to ja potrzebuję tej książki i choć prezent dla mamy będzie to doskonały, to czuję tak wewnętrznie, że swój egzemplarz też nabędę, bo zaczynam tracić swoje szczęście. Gdzieś w swojej perfekcyjności, chęci bycia żoną, mamą i panią domu idealną, zgubiłam siebie. Przestałam robić zdjęcia, które dawały mi tak wiele. Dużo mniej czytam, bo na stole okruszki, na podłodze odcisk po czymś rozdeptanym, na półce kurz, a przecież dopiero wycierałam… ach i okno znowu umazane przez koci nos i dziecięce paluszki. Filmy! Od prawie 3 lat obejrzełam może trzy? Trzy filmy?? A kiedy mieszkaliśmy osobno z mężem, to byłam tak szczęśliwa, że w końcu będziemy mieli te wspólne wieczory. Kiedy nastały to jakoś wszystko wyparowało. A bo to zakupy, a to pranie, sprzątanie i internet… Tak, to jest zmora. Oddając sięwychowaniu dziecka internet stał się moim łącznikiem ze światem. No i stało się, stąło się go za dużo.
Uświadomiłaś mi, albo to co napisałaś o książce, że moje hygge porzuciłam nie zdając sobie z tego sprawy. Te zdjęcia, książki, filmy, czas z mężem i synkiem, rozmowy, spotkania towarzyskie, nie zdawałam sobie prawy, że to było moje szczęście. Myślałam, że tak to już jest, nowe obowiązki wymagają zmian. Ale wcale nie, czuję to od kilku tygodniu i teraz zrozumiałam doskonale, że zabrnęłam w złą stronę.
Dziękuję! Dziś poczyniłam pierwszy krok w kierunku mojego hygge.
Niedziela. Co tydzień wpadamy z dziećmi w odwiedziny do rodziców. Taki nasz niedzielny rytuał. Wtedy rodzice bawili się akurat na weselu więc, co ze sobą począć? Wzieliśmy parę przekąsek, spakowaliśmy dziewczynki i ruszamy przed siebie. Dojechaliśmy oczywiście do naszego budującego się domu. Najpierw poszliśmy na spacer do lasu, który widać z okien naszego domu (nigdy tam jeszcze nie byliśmy). Powłóczyliśmy się trochę, porobiłam trochę zdjęć. Wróciliśmy do domu, do tych naszych gołych, dopiero co wytynkowanych ścian. Mąż rozpalił w kominku, dziewczynki zaczęły jeść wafle. I tak siedząc na styropianach do ocieplenia domu, patrząc się w ten ogień, patrząc na męża, na dziewczynki, czułam niesamowite uczucie. To chyba, był jeden z tych momentów, o którym pisałaś.
Dla mnie to moment, kiedy po ciężkim dniu wszyscy (ja, mąż, syn, córka i ok. 20 pluszaków) pakujemy się do jednego łóżka (szerokość 1,7 m 🙂 ) i tulimy się, czytamy na głos, rozmawiamy o minionym dniu. Syn i córka na zmianę głaszczą i całują mój brzuch i mówią: cześć Dzidziusiu, tu Twój brat/siostra, bardzo Cię kochamy i nie możemy się już doczekać Twoich narodzin!
Moje hyge zaczyna sie z samego rana, bo już o 5. przed praca nie lubie się spieszyć więc włączam ulubioną poranna audycje w radiu, robię sobie zdrowe, smaczne śniadanko, ogarniam się i zbieram energię na caly dzień w pracy (jestem terapeuta w fundacji dla schizofrenikow więc tam o spokój trudno) oraz juz nie samotne, calkiem inne, wieczorne hyge. Rano w centrum jestem tylko ja i moje potrzeby, później juz wszyscy inni 🙂
H jak herbata, zielona lub czarna, Y jak mocny uścisk, GG jak gadanie głupot z dzieciakami i E jak ekstra milutkie futerko mojego kota – weź jedno lub kilka, i już jest ta chwila. Albo i dwie 🙂
Hygge – to pachnący dom, pełen ludzi, którzy się kochają i szanują. Hygge to ja, moj mąż, moja córeczka Lenka i synek Antonio – czyli cały moj świat.
dla mnie moje hygge jest gdy mogę moje dzieci wyprawić do szkoły i przedszkola. kiedy rano wchodzę do ich pokojów daje buziaka na dzień dobry oni się uśmiechają przeciągają wtulają w kołderkę i mruczą jeszcze chwilkę… kiedy mam tę możliwość dopilnowania każdego elementu garderoby, uczesania włosów, włożenia tornistra na plecy, odprowadzenia do samych drzwi sali wtedy czuję to ciepło w środku wtedy czuję że są zaopiekowane i bezpieczne wtedy wszystko odbywa się powoli z namaszczeniem chwili….I jeszcze jeden muszę dać przykład takiego niespodziewanego hygge…. pada, wieje, zimno idę po córkę do przedszkola z wózkiem z najmłodszym dzieckiem parasol się wygina ogólnie człowiek w duszy klnie że musiał wyjść i odbiera tego małego skowronka i idziecie do domu ona biegnie w płaszczu przeciwdeszczowym na górce i krzyczy w ten szary dupny dzień w tych strugach deszczu Kocham Cię…. i nagle robi się ciepło przytulnie w sercu i słońce świeci w środku i czas się zatrzymuje i człowiek jest wdzięczny że musiał wyjść że mógł to przeżyć usłyszeć poczuć……
Hygge w moim życiu to chyba bardzo banalne ale wieczorna kąpiel. Nie mamy wanny więc korzystam z prysznica ale praktycznie za kazdym razem znajduję chwilę, żeby stać bez ruchu z zamkniętymi oczami pod gorącą wodą, bardzo mnie to relaksuje mimo, że później zazwyczaj jest mi słabo od tego gorąca.
Drugi taki moment to kiedy przed snem idę do córki i daję jej buziaka przez sen, wącham ją po szyjce żeby starczyło mi zapachu do rana :).
No i chyba najważniejsze, szczęści dla ciała i duszy – kwaśne żelki :).
Dla mnie to chwile kiedy z synkiem rano przed przedszkolem leżymy w łóżku i się przytulamy, wyglupiamy. Taki czas tylko dla nas, a ładuje akumulatory na cały dzień. Bez pośpiechu i pędu 🙂
Ciągle się uczę hygge, bo jestem młodą mamą. Uwielbiam kiedy budzi mnie wołanie mojej córki, kiedy razem szykujemy śniadanie i kolorujemy, a przede wszystkim lubię ten czas kiedy jesteśmy razem we trójkę- możemy wtedy nawet spędzić pół dnia w pidżamach, ale jesteśmy razem.
Chyba nie bardzo rozumiem… Chyba jednak wolę znajdować radość w codzienności, bez wyznaczania jakiegoś szczególnego czasu tylko na szczęście. Odpoczywam z książką, ale i czekając na sali na walki dzieciaków, robiąc zakupy, pracując, zmywając podłogi, czy wynosząc śmieci. Uważność – to słowo podoba mi się bardziej.
Moje Hygge to… sobotnie wspólne robienie kotletów z córkami, kiedy bułka tarta jest w całym domu, a na ich słodkich paluszkach jest klajster bułkowo jajeczny… wieczory kiedy czytamy Księgę dżungli po raz setny… to widok kiedy starsza dba o młodszą (mimo nieustannych kłótni) a wreszcie, to też wspólny wieczór z tatusiem tychże dziewczyn, kiedy one już słodko śpią a my po prostu zamawiamy pizze z konfuturą żurawinową i oglądamy filmy – ot tak po prostu, po zwykłemu 🙂
Pracuję na etat w korporacji, jestem mamą 5 latka. Nawet nasze weekendy są zabiegane bo staramy się brać z życia garściami – kino, teatr, imprezy, sporty. Mam jednak codziennie mały czas hygge – nietypowo bo w drodze do pracy. Pieszo, jakieś 40 minut marszu. Uwielbiam ten czas. Nawet jak pada i wieje a może szczególnie wtedy. Uśmiecham się do drzew na mojej trasie, do ludzi, którzy jak ja o 7 juz gdzieś idą. Otulam się wirtualnym kocykiem, przeciągam i dziękuję ze moje życie jest moje. ????
Pozdrawiam Polko!
Widzę synka (prawie trzy latka)spacerującego z jednego pokoju do drugiego. W małych rączkach przenosi książki, które ma zamiar po swojemu przeczytać. Stos niebezpiecznie rośnie z minuty na minutę. Po chwili słyszę, że coś się zwaliło.Tak myślałam, stos spada wprost na koci ogon naszego Tofika. Starsza siostra tuli kota, a synek dalej nosi książki. W duchu cieszę się ogromnie, że książki są jego najlepszymi zabawkami. Po chwili wygania wszystkich z pokoju i zaczyna czytać. Opowiada historie, które pamięta, dodaje też coś od siebie, chwilami udaje, że płacze, albo chichra się jak szalony. Hmm, może będzie z niego niezły aktor?? W tym czasie ja z mężem i starszą córką i kotem siedzimy pod drzwiami pokoju i słuchamy, jak czyta… W czasie jego odczytów nikogo nie może byc w pokoju. Ciepłe koce, poduszki, Tofik skaczący na klamkę od drzwi (rekord wisu na klamce 2 minuty!!!) i kakao i słuchamy, słuchamy… Uśmiechamy się pod nosem. Dla mnie to właśnie jest hugge. Książki, cisza, swoboda, rozsypany koci żwirek, kasztany w butach, płyn do naczyń w lodówce, żeby kot przestał go pić. Dom to czas z rodziną, czas którego nikt mi nie zabierze.
Moje „hygge” … codziennie rano w lustrze patrzę sobie w oczy i w myślach mówię, że akceptuję i lubię siebie, mimo wad. Że jestem spełnioną kobietą, żoną i mamą… reszta przychodzi sama 🙂
Hygge time…. Kiedy karmię moją małą córeczkę i widzę jak się uspokaja, oddech staje sie równy, spokojny… zasypia i ja wraz z nia sie wyciszam…
Cały czas w swoim zyciu poszukujemy, średnio co kilka lat zmienia się nasz charakter, poglady, znajdujemy nowe pomysły, walczymy często sami ze soba, ze swoimi słabosciami, lekami, często doszukujemy się czegoś złego, wyczekujemy tego że coś się stanie, bo przecież za długo dobrze być nie może, i zamiast cieszyć się tymi drobnostkami , tymi małymi radościami, jak cudowne małe łapki na naszej szyi, proste słowo tak wiele znaczące, płynące prosto z głębi, słowo uznania, jak pyszny chleb upieczony przez mamę, cudowna książka w naszych rękach, wciśniete stopy pod męża kolana, wspólne śniadanie, radości mozna dopatrzeć się wszedzie i często staram się na tym skupić i czerpać z tego, niestety czasem przychodzą takie dni kiedy nie potrafimy dostrzec tych małych radości. Cudowne nowe mieszkanko, sledzę na instagramie, i strasznie sprawny remont. Pozdrawiam 🙂
Aż mi się miło na serduszku zrobiło, od tego tekstu
Tak a propoa, Wiesz że w Portugalii też mają swoje własne uczucie które ciężko przetłumaczyć ? Nazywa się Saudade i oznacza gdzieś głęboko zakorzenioną tęsknotę, samotność, poczucie pustki 🙂 Mieszkałam w Portugalii przez pół roku i dopiero jak stamtąd wyjechałam obczaiłam czym jest to uczucie 🙂
Piękny jest świat, taki różnorodny i tak naprawdę mniej skomplikowany niż myślimy 🙂 Bo jak się czuje za kimś/czymś Saudade to trzeba postarać się o więcej Hygge na co dzień 🙂
ah, no i z tej ciepłoty wewnątrz zapomniałam umieścić meritum, odpowiedź na pytanie :
Najbardziej hygge jest u mnie wtedy kiedy zapalam w domu świczki malinowe, w sypialni uruchamiam nawilżacz powietrza z olejkami a w piekarniku cichutko plumka sobie szarlotka sypana z Twojego przepisu 🙂 Znajome zapachy są balsamem na moją duszę ! Idealnie jeśli do tego jest odpowiedni akompaniament : bossa nova z głośników, szum z słuchawek mojego nowego nabytku- męża 🙂 oraz stukot maszyny do szycia:) Kreatywność i tworzenie czegoś daje mi poczuć mnóstwo hygge, uwielbiam patrzeć jak pod stopką przesuwa się materiał, coś co było w kawałkach staje się jednością 🙂 Mój mózg oddala się w swoją krainę hyggelig gdzie brykają różowe jednorożce a z nieba zamiast deszczy pada brokat <3
Kisski Polko !
Mojego hygge zabrakło mi właśnie dzisiaj… Kiedy obudzilam się rano, nie patrzyły na mnie wyczekujace aż się obudzę oczka mojego psiaka. Nie słyszałam rzucanego przez wychodząca z domu mame „czuuus”. Nie mogłam zajac się domem i tym co lubię. Nie drapalam mojego Bono za uchem, nie ogladalam ulubionego programu porannego, nie mam mojego ulubionego kocyka i kubka z herbatą… Wyladowalam w szpitalu. I tak to właśnie z nami jest… Czasem nie dostrzegamy naszego hygge na co dzień. Zatrzymajmy się na chwilę i dajmy sobie czas. Bez wyrzutów sumienia… Zróbmy to, na co mamy ochotę…
Dla mnie „hygge” to moment gdy tuż przed pójściem spać idę do pokoików dzieci. Okrywam je kołderkami, daję całusy w różowe policzki i myślę sobie… że chyba nic mi już w życiu do szczęścia nie potrzeba. Odchodzą w dal troski, zmęczenie. Chwilo trwaj. ..i tak stoję i stoję.
Wycieczki małe i duże- moje Hygge pojawia się gdy wsiadamy z córcia i mężem do auta i 'trzasne’ drzwiami :-). Niezależnie czy jedziemy blisko do parku czy nad morze,liczy się to ze jesteśmy razem i jedyne o czym myślimy to: co by tu fajnego zrobić…:-)
Moje hygge, to niedzielny poranek, kiedy razem z mezem przygotowujemy sniadanie, pijemy kawe i reklasujemy sie na sofie bez pospiechu i bez zadnego planu. Uwielbiam takie swobodne weekendy, kiedy mozemy poprostu cieszy sie swoja obecnoscia przytulac sie do siebie. Odkad mamy naszego synnka w domu, najlepsze chwile to te kiedy lezymy oboje na lozku a synek wspina sie na nas, duzo jest wtedy smiechu
Hmmm…. Hygge?
Zaciekłe, wielogodzinne rozgrywki w planszówki z Przyjaciółmi.
Próby uciszenia chrapiącego, świeżo upieczonego Męża. Bo wtedy wiem, że jest blisko 😉
Widok siostrzeńca niejadka proszącego o 3 dokładkę zrobionej przeze mnie, domowej pizzy.
Wieczory z Mężem spędzone na robieniu ozdób świątecznych dla Rodziny i Przyjaciół – za Męża nie ręczę, ale to na pewno MOJE hygge 😉
Długie minuty spędzone w korkach – tak, to też moje hygge – to jedyna okazja kiedy mogę pośpiewać na cały głos nikogo przy tym nie strasząc 😀
Prasowanie! Bo wtedy mam też czas obejrzeć zaległości w filmotece, albo posłuchać ulubionej płyty.
Hygge jest wszędzie tam, gdzie pozwolimy i chcemy, żeby było. Nawet podczas prasowania czy koszenia 😉
Wciąż mi mało… my w pracy, dzieci w przedszkolu. Czas przelatuje przez palce. Chciałabym go czasem zatrzymać na dłużej. Póki co udaje mi się tyle:
1.Poranna ciepła kawa (obowiązkowo z cukrem i mlekiem) wypijana w samotności, bez świadków (ekipa jeszcze śpi:).
2.Przytulasy i buziaki zaraz po przebudzeniu towarzystwa:)
3.Wspólne jedzenie obiadów.
4.Popołudniowe spędzanie czasu z rodzinką (wspólne rysowanie, malowanie, wyklejanie, zabawy i wygłupy).
5.Przygotowywanie kolacji z moimi księżniczkami.
6.Tulaski do spania.
7.Wolne sobotnie poranki. kiedy nasze córeczki wchodzą do naszego łóżka (i tulą się, kokoszą, tarmoszą, łaskoczą) UWIELBIAM!
8.Sobotnie przedpołudnia kiedy mąż gotuje obiad a my zajmujemy się jakąś lekturą.
9.Sobotnie popołudnia i niedziele, kiedy po prostu jesteśmy ze sobą.
Kocham ten czas, Kocham Moją Rodzinę. To właśnie moje hygge.
Z tym hygge to mam poważny problem bo choć dostrzegam go w uśmiechu dziecka, w przytulaniu, promykach słońca albo posprzątanym domu to moim hygge było coś zakazanego. Kurcze najfajniej było położyć dziecko spać; oddać je w ręce ojca i uciec za dom na papierosa. Ten pierwszy dymek ratował moja zszarganą macierzyństwem psychikę 🙂 Wracałam do domu śmierdząca ale wyluzowana . Tylko tak się złożyło , że między czasie rzuciłam palenie i choć ponad rok już leci to nie znalazłam zastępstwa dla tej chwili hygge. Może książka otworzy mi oczy:)
„Myślę, że gdybyśmy częściej położyli się ze swoimi gośćmi pod kocem, podjadając kanapki, zamiast z kijem w tyłku spinać się na siedem fikuśnych sałatek, bylibyśmy o wiele szczęśliwszym narodem.”
PIĘKNE ZDANIE!!! i takie mega podsumowywujace to co czuję i myślę!!! i choć do dzisiaj nie miałam pojęcia o „hygge” to
Kocham być wśród ludzi, przyjaciół, rodziny, właśnie z nimi dzielić chwile, bo wtedy są to chwile szczęścia!
Mogę nie mieć siły na ugotowanie obiadu, ale siłę na udanie się w dresie do sąsiadów albo otworzenie im drzwi (w tym samymże dresie 😉 ) znajdę zawsze! a wtedy byle kupna przekąska i zaparzona pyszna herbata smakuje dużo smaczniej! Bez spięcia i kija od szczotki (ani w ręku żeby najpierw posprzątać, ani w rzeczonym tyłku, żeby „wypaść”) tak… po prostu. cudownie. i dla siebie. 🙂
Pewnie mój post nie przebije się prze ponad setkę komentarzy jakie tu są. Dla mnie hygge to też spełnianie własnych marzeń, bo to także sprawia, że czujemy się po prostu szczęśliwi. W tym roku spełniłam jedno z takich marzeń, które mam od lat wpisane w mój zeszyt z marzeniami. Było to usiąść na języku trolla, czyli słynnej skale w Norwegii. Gdy już wdrapałam się tam po 4,5 h marszu to radość z tego, ze właśnie spełnia się to, o czym od zawsze marzyłam była niedoopisania. Warto dążyć do spełniania marzeń i wierzyć, że jest to możliwe 🙂
Kiedy czytałam ten wpis, od razu dokładnie wiedziałam, o co chodzi w pojęciu hygge, mimo tego, że przecież znaczenie jego niemal nieuchwytne…
Wiedziałam, bo miałam okazję doznawać wielokrotnie tego stanu. Uwielbiam prowokować takie sytuacje i choć stan wspomnianego szczęścia z założenia wynikać powinien z niewymuszenia i spontaniczności, jednak i tutaj przyda się prowodyl;-)
Może nim być nowy koc…Miękki i ciepły.
Ulubiony imbryk na herbatę, z podgrzewaczem. Mam taki, jest biały i tłoczony w swetrzyste wzory.
Skrupulatnie wyszukana książka, taka że gdy siadasz z nią na kolanach, to gładzisz z miłością okładkę, a w duchu przebierasz nóżkami z radości, jak mała dziewczynka…
Jednak to są tylko przedmioty, rekwizyty jedynie… Które zaczynają budować moją przyjemność dopiero w pewnej, określonej scenerii, w towarzystwie ukochanych aktorów.
Mamy taki zwyczaj, że w jesienno-zimowe dni, celebrujemy weekendy. Zwalniamy wtedy maksymalnie, aby poczuć wytęsknione szczęście bycia razem, o którym zwykle w tygodniu zmuszeni jesteśmy zapomnieć.
Zapalam wtedy świece. Na komodzie, parapecie, półce. W latarenkach, słoiczkach i świecznikach. Parzę herbatę w moim ulubionym imbryku, zapalam pod nim podgrzewacz. Herbata nigdy nie jest przypadkowa… Zwołuję całą rodzinkę, wykładamy się na sofie.
Wszyscy. Ja, mąż i nasi chłopcy (Nacio 5lat, Frycek 1rok). Jak te kociaki w siebie powtulane.
Otulamy się kocami.
Pod głowami milion poduszek. Uwielbiam je i zbieram namiętnie.
W ruch idzie czekolada. Kocham gorzką ze skórką pomarańczową…
Leżymy wtedy jak te leniwce, wpylamy czekoladę i …
Zawsze włączamy wówczas bajkę. Uwielbiamy wspólnie oglądać długometrażowe bajki. Chichramy się i szlochamy czasami.
Gładzę wtedy włosy mojego synka,nawijam je na palce…
Szuram ciepłą stopą pod kocykiem i zachwycam się parującą herbatą…
Hygge to moja teściowa,babcia Basia,mama mojego męża,to zrazy wołowe, które nam przywozi,ciasto drożdżowe,pierogi,niedzielny rosół razem i te chwile,kiedy zostaje z naszymi pociechami,a my z małżonkiem możemy na parę godzin wyskoczyć i mieć czas dla siebie.
Odnalazłam swoje szczęście niedawno… W świadomym macierzyństwie bo chodź jestem mamą 3-letniej córki i rocznego synka nie od początku było to dla mnie szczęście, takie prawdziwe, do samego dna, teraz gdy syn świadomie woła „mammaaa” po tym jak przez 3 miesiące powtarzał tylko „tataa” wszystko staje się piękniejsze, dotyka bardziej tam wśródku, tam w samym końcu siebie, wieczorne wspólne chwile pod ulubionym różowym kocem córki… Czasem wydaje się że nie ma na to czasu, że przecież gary do mycia, pranie czeka… Ale te wspólne chwile kiedyś miną i pozostaną tylko w środku nas. To jest właśnie szczęście… Szczęście widzę też wtedy gdy córka tuli swojego ” „dzidziusia ” i mówi że to jej synuś i robi dokładnie to co ja z jej braciszkiem, już chce być dobra mamą.
No i oczywiście częściej widzę też gdy wyciągam odkurzacz a mój roczniak krzyczy z całych sił do puki nie pozwolę mu odkurzać a córa wtedy stoi już ze szmatką i płynem do szyb i pyta” Mama to które drzwi myjemy” 😀 (zawsze razem) to tak na koniec z przymrużeniem oka 🙂
Pozdrawiam
Kasia
To zwykły dzień, najczęściej weekendowy, gdy nie trzeba gnac do szkoły i pracy. Rano, gdy szesciolatka wskakuje do naszego łóżka i razem z dziesieciomiesieczna się kotluja pod pierzynką. Leniwe, wspólne śniadanie -cynamonowa owsianka czy jajecznica. niespieszne ubieranie się po wloczeniu się się pizamach.spacer w deszczu, a później grzanie się przy kominku kominku kubkiem gorącej herbaty. Planszówki albo czytanie książek albo film. Na pewno czas z rodziną, bez napinki,w ciepłych kapciach i swetrach. wyjątkowy obiad, albo przeciwnie, pierogi z pączki,żeby czasu wspólnego nie marnować.
Myślę, że hygge, to dla mnie coś uniwersalnego, co pozostaje niezmienne mimo upływu lat. To też coś, do czego trzeba dojrzeć, niekoniecznie metrycznie, ale duchowo. To zatopienie się w chwili, bycie tu i teraz sercem, a nie umysłem. Jest to dla mnie przede wszystkim odczucie, silne i wzruszające. Bardzo pasują mi do hygge słowa jednej z piosenek Kasi Nosowskiej: „Dom, to nie miejsce, lecz stan.” – dla mnie jest to kwintesencja hygge, jako czegoś, co nienamacalne, a w rzeczywistości najprawdziwsze. Moje własne hygge odnajduję w sentymentalnych podróżach smakowych, muzycznych, czy też długich nocnych rozmowach z najbliższymi. To smak placków ziemniaczanych ze śmietaną i z cukrem mojej babci, popitych koniecznie szklanką soku marchewkowego. To ponadczasowe piosenki Hey słuchane i śpiewane przeze mnie i moją 10 lat starszą siostrę. To coroczne rytuały nocnych rozmów na pomoście w najukochańszym miejscu na ziemi. To smak kawy i ciasta, spożywanych w towarzystwie przyjaciółki, z którą siedziałyśmy razem w ławce w pierwszej klasie podstawówki. To uśmiech mojego dziecka w niedzielny poranek i ciągniecie moich włosów przez tę małą, acz niezwykle silną rączkę. To wspólne robienie przetworów na zimę z moim narzeczonym. To nasz rodzinny taniec we trójkę, ja, on i ona taka jeszcze malutka u nas na rękach. Lubię ten stan zawieszenia, zatracenia się na dłuższą chwilę w tej magicznej i niesamowicie przyciągającej otchłani codzienności, zwanej hygge 🙂
JEŚLI SIĘ COFAM TO TYLKO PO TO, ŻEBY WZIĄĆ ROZBIEG.
Pamiętam siebie sprzed lat, pędzącą do przodu, umęczoną, chcącą spełnić swoje wszystkie zamierzone cele i ambicje… tak naprawdę chyba nieszczęśliwą…. bo nie potrafiłam się zatrzymać z obawy, że coś mi umknie…. Dziś mam 32 lata i nieco inaczej patrzę na życie. Pozwalam sobie na to zatrzymanie od czasu do czasu. Zwalniam tempo, mam czas na przemyślenia, obserwacje. Objawia się to na różne sposoby… spacery, długie wieczorne kąpiele w wannie, nic nierobienie przez jeden dzień, wędrówki po górach. W tym czasie przecież mogłabym zajmować się z pozoru o wiele pożyteczniejszymi rzeczami: pracą, sprzątaniem domu….. Cofam się aby wziąć rozbieg. Odpoczywam aby zadziałać. To jest moje hygge:)
Wieczór. Mój mąż. Zapalone świeczki. Córka jedząca chleb z dżemem. Uno. Śmiech. Ulubiona herbata w ulubionym kubku. Gilgotki. Sobota. <3 <3<3
Dla mnie taką chwilą relaksu jest wieczorne szycie na maszynie. Ta radość ze zrobienia czegoś nowego, całkowicie własnego jest bezcenna. Do tego pełne wyciszenie myśli po ciężkim dniu i gonitwie za dziećmi. Jestem tylko ja i turkot maszyny do szycia!
Moje hygge to…
moment, kiedy zasypiam z moimi dziećmi w ramionach a one tak ufnie się do mnie przytulają
to czas, kiedy spotykam się z moimi rodzicami i bratem, jest wtedy tak błogo i przyjemnie, jakbym znowu była dzieckiem, kochanym i szczęśliwym
to chwila, kiedy całą rodziną możemy kotłosić się w pościeli do południa, nie spieszymy się, każdy może poczytać swoją książkę / artykuł na tablecie / obejrzeć bajeczkę, a mimo to jesteśmy razem
hygge to też czas spędzony w kuchni, kiedy ja gotuję a dzieci i mąż siedzą ze mną, pomagają, rozmawiamy, kiedy zwykłe placki ziemniaczane smakują lepiej niż wymyślne ravioli
moje hygge w ostatnich latach to po prostu moje dzieci, ich uśmiechy, lepkie rączki, mokre buziaki, to pierwsze słowa, kroki, wierszyki. Nawet kiedy pogoda jest iście brytyjska, kiedy słońce nie jest w stanie ogrzać mojego policzka nawet odrobiną promyczka to wystarczy, że przywołam sobie w głowie obraz moich łobuziaków i już jest przyjemnie 🙂
Hygge-time to dla mnie dobry film (wieczorek filmowy z mezem i pysznymi przekaskami) i dobra ksiazka wlsnie ???? (z kubkiem cappuccino, najlepiej poznym wieczorem jak wszyscy w domu juz spia)
Moje hyggelig to świeża pościel, słodkie kakao, ulubiony kanał muzyczny na spotify, świąteczne lampki w sypialni, piknik na środku salonu, ciepły sweter, słoik nutelli, rozmowy do 4 nad ranem, pomidory z mozzarellą, spontaniczne wyjścia z domu, deser zamiast obiadu, pierogi mamy, wygodne dżinsy, długie śniadania, dobra energia ludzi.
Pozdrawiam D.
Hygge do piątek, kiedy wysprzątam (jak się uda;)) mieszkanie, zapalę w domu kominek z ulubionymi olejkami, Pierworodna czeka w progu i to jej radosne „taaaa!”, gdy go zobaczy! Jemy wspólny obiad, później piekę z małą babeczki lub raczymy się swoją obecnością i przytulnością z nadzieją na piękny nadchodzacy weekend! Hygge to dom, to my! My jesteśmy Hygge! 😉
Dla mnie takim jednym z „Hygge” jest czas, kiedy późną nocą idąc już do sypialni, po całym dniu pełnym obowiązków zaglądam na chwilę do pokoi moich synów. Zapalam wtedy lampkę i patrzę… Obserwuję te spokojne twarze moich dzieci. Tego rozkrzyczanego w ciągu dnia czterolatka, który ma tak wiele do powiedzenia. Który zasypuje mnie pytaniami, który płacze a za chwilę się śmieje. Patrzę na mojego już dużego ośmiolatka, który nie tak dawno był taki mały jak jego brat obecnie, a teraz jest już poważnym facetem. Który mimo tego poważnego już wieku nadal się do mnie przytula i głaszcze mnie po włosach – nawet w miejscach publicznych 🙂 Uwielbiam te chwile. Kiedy słucham ich miarowego oddechu, upajam się widokiem tych spokojnych twarzyczek. Wiem też, że czas szybko mija i za parę lat będę tęsknić za tymi chwilami, dlatego celebruję ten rytuał co dziennie 🙂 Tak. To jest z pewnością mój jeden z najważniejszych „Hygge” 🙂
Hygge to dla mnie łapanie każdej z chwil, dostrzeganie piękna we wszystkim, co mnie otacza, ciepła w ludziach, wzruszenia w muzyce, mądrości w książkach, smakowania potraw, dziecięcej beztroski.. szczególnie teraz, gdy walczę z chorobą..
Znaczenia hygge mogę się domyślać – to te momenty, kiedy nie trzeba wciągać brzucha i spinać tyłka. Kiedy ma się czas na bliskość i faktycznie na bliskość się go wykorzystuje. U mnie w dużym stężeniu jesienią i zimą. W końcu mogę powiedzieć: „Mam czas…” Dla bliskich i dla siebie. Odkurzamy planszówki, dogadzamy sobie słodkościami, okopujemy się pod kocami, uzupełniamy zapasy ulubionych zimowych herbatek. Dywan leży na boku zwinięty w rulon, żeby było miejsce na rozłożenie wszystkich plansz „Magii i Miecza”. Leży tak kilka dni, bo rozgrywka trwa tak długo, aż nasze tyłki zdecydowanie odmówią siedzenia na twardej podłodze. Dzieciaki znowu nudzą: „Mamo, zrób nam muffinki…” i wertuję swój przepiśnik z radością, bo przecież tak bardzo lubię piec… Pachnie pomarańczami, cynamonem i wanilią, nawet moja skóra pachnie świeżo upieczonym ciastem. W każdym kącie migocą świece. Jak dopisze pogoda, idziemy na spacer przewietrzyć nos i podziwiać kolory jesieni, a liście szurają pod stopami. Uwielbiam wiatr, zwłaszcza halny, kiedy targa gałęzie brzóz za oknem i sznurki na pranie jak zwariowany harfiarz – jakże miło jest wtedy siedzieć w ciepłym kącie i trzymać w ręce ciepły kubek z herbatą… Długie wieczory aż się proszą o to, żeby wypełnić je lekturą, więc uzupełniam zapasy książek, niczym wiewiórka orzechy na zimę i jak tylko dzieciaki przyłożą głowy do poduszek, z niecierpliwością przenoszę się w inny świat. Takie to moje hygge.. niby nic, a jednak daje najwięcej radości.
Moje polskie szczęście to wyłączony telewizor, burczenie lodówki, lista trójki i widok dwóch par stóp w skarpetkach w renifery, do których On się nie przyznaje przed całym światem a i tak ubiera je wtedy kiedy ja.
Hygge…
Uśmiech i spojrzenie córeczki, gdy odessa się najedzona od piersi; ciepła rączka synka, gdy wracamy ze szkoły; kanapka zrobiona przez męża; łóżko, gdy mam go jeszcze tylko dla siebie; łóżko, gdy jesteśmy tam razem; gorący prysznic po ciężkim, długim dniu; spacer w mglisty poranek; kubek herbaty, gdy dzieciaki już w końcu śpią; komplement od męża, gdy gdzieś pędzisz; rechot dzieciaków; widok, gdy starszy brat nieporadnie stara się trafić łyżeczką w otwartą buźkę siostrzyczki, by ją nakarmić…
Tylko nauczyć się to wszystko dostrzegać….
Podskórnie czuję, że Hygge jest w moim życiu bardzo potrzebne. Bo cały czas jestem w biegu, a w głowie czuję nieustanną gonitwę myśli. Chwil w rytmie Hygge dopiero się uczę. Zaczęłam intuicyjnie od odkładania i niekorzystania z telefonu, gdy wracam z pracy do domu. Mój synek chce mnie, na 100%, a nie w 50% z telefonem w dłoni. Hygge będzie zatem ta wieża, którą dziś z Nim budowałam jakieś 78 razy. Cierpliwie i z miłością. Hygge jest też sposób w jaki przeczytałam Twój dzisiejszy post: nie po łebkach i na wariata, tylko uważnie, spokojnie. Nazwałaś dziś (choć po duńsku) coś, czego łaknę i potrzebuję. Dziękuję ????
Nie potrafię długo usiedzieć w jednym miejscu. Jeśli już czuję, że zaczyna mnie nosić, biorę się za planowanie podróży. Bez względu na to, czy to jednodniowy wypad, czy tygodniowe wakacje, zawsze najpierw następuje praca myślowa. Planuję gdzie i jak się tam dostanę, co zapakuję, jak będę spędzać czas w trakcie wyjazdu. Potem, zwykle w przeddzień wyjazdu, jest pakowanie – uwielbiam znosić wszystko w jedno miejsce i misternie upychać w walizce. Ukoronowaniem wszystkiego jest sam wyjazd, ale to właśnie wszystkie te przygotowania i tygodnie myślenia o wyjeździe dają mi mnóstwo satysfakcji. Dzięki temu, każdy wyjazd jest udany, ale to też trochę sposób na to, by każdą podróż przedłużyć o czas przygotowań. 😉 A najlepszą rzeczą w każdej podróży jest powrót do domu, do ukochanych czterech ścian, twarzy bliskich i stąpania czterech kocich łap. I możliwość nieskończonego wspominania, oglądania zdjęć i rozmyślania o tym, jak było fajnie. Cały ten podróżniczy proces powoduje, że osiągam stan hygge. 🙂
Jak zwykle dałaś mi do myślenia… Chyba właśnie zdałam sobie sprawę, że ostatnio u mnie zbyt mało czasu na wszystko, co daje szczęście… Na gadanie z mężem do rana, na picie wina pod kocem z przyjaciółką, na czytanie, na zabawę z dzieciakami i na porządne wyspanie się. Ciągle jakiś nerw i jakąś wewnętrzną spina:/ Hygge zapraszam Cię po długiej nieobecności!
Moje hygge w zwyczajny dzień to spoglądanie w niebo idąc do prac, to słuchanie śpiewu ptaków i uśmiechanie się do przechodniów, to rozmowy ze znajomymi i pielęgnowanie wdzięczności za wszystko dobre co mnie spotyka.
Dla mnie Hygge to słowa mojej 4 letniej Lilki, z którymi się budzę i zasypiam. Kiedy słyszę „kocham Cię mamo i na zawsze i na wieki wieków amen”, albo” kocham Cię do samego księżyca i tęczy”, jestem bardzo szczęśliwa. I nie będę oryginalna hygge to czas z moimi najbliższymi, wspólne spacery, czytanie książek, te chwile gorsze i lepsze. Mam wielki szczęście, że mam taką rodzinę, bez nich niej byłabym tym kim teraz jestem.
Występują: mama, tata, babcia, siostra, sąsiadka, kuzyn, ja, pies oraz gość specjalny Hygge
Miejsce: natura (pole z ziemniakami)
Czas: 15.00-22.00
Wspólna praca, wspólne pogaduszki, wspólne śmiechy, wspólny ból kręgosłupa, wspólne kosze z kartoflami, wspólne brudne ręce, wspólna gorąca herbata w termosie, wspólne ognisko, wspólne zdjęcie, wspólne wspomnienia, wspólne hygge❣❣❣
Kiedyś wciąż byłam niezadowolona ze wszystkiego co lub kogo spotkałam na drodze… Herbata za gorąca, książka nie taka, sąsiad krzywo spojrzał, coś ktoś powiedział… Zawsze i we wszystkim znalazł się powód, żeby ponarzekać.
„Cieszmy się z małych rzeczy bo wzór na szczęście w nich zapisany jest…” to słowa piosenki Sylwii Grzeszczak. Zawarta w nich prawda stała się moją receptą na hygge. Z czasem moje nastawienie względem świata i ludzi stopniowo zaczęło się zmieniać. Nie pamiętam nawet kiedy.., może w czasie studiów.., może kiedy pojawiły się dzieci… Zaczęłam cieszyć się z małych rzeczy (jakże oczywistych), takich jak ciepły dom, kawa o poranku, kochany mąż, uśmiechy dzieci, niespodziewani goście. Znajomi myślą, że nie mam kłopotów, że moje życie jest łatwiejsze niż ich, że zwyczajnie prościej mi się żyje. A diabeł tkwi w szczegółach, zwyczajnie nie skupiam się na rzeczach złych i nieprzyjemnych. Czasem są nam też potrzebne, dlatego przyjmuje je z pokorą, wyciągam wnioski, jednak nie stawiam w centrum. Skupiam się na rzeczach miłych, przyjemnych i to właśnie nimi staram się delektować. To jet właśnie moje hygge…
Czym jest Hygge???
Czy ktoś mi odpowie…
Czy Hygge to miłość co siedzi nam w głowie..
Czy oprócz miłości, więc mamy coś jeszcze?
Na pewno rodzina, na pewno podejście..
Czy Hygge to słonko wpatrzone w zasłonkę?
Czy Hygge jest wtedy gdy tulisz biedronkę?
Gdy ustępujesz miejsca Pani w autobusie?
Gdy wierzysz, nawracasz, gdy całujesz w buzię.
Czy Hygge to uścisk?
Czy Hygge to wiara?
Czy ktoś mi odpowie, po co się człek stara?
Starasz się być miła, starasz być uczciwa,
Starasz się pomagać i być sprawiedliwa.
Z dogłębna po krótce odpowiem na pytanie
Hygge nic innego jak zwykłe KOCHANIE:)
Dla mnie hyggy to celebrowanie każdej chwili spędzonej razem. Będąc w ciąży pochłonęłam tony poradników, czy książek jak wychowywać dziecko, jak być dobrą mamą, co jest dobre dla maleństwa… Mój początek macierzyństwa był połączony z ogromną radością, bólem i strachem. Życie bywa bardzo zaskakujące… Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Kiedyś przejmowałam się błahostkami, typu moje dziecko nie będzie miało smoczka, bo później będzie mieć zły zgryz. Czy to takie ważne? W sytuacji, gdy walczy się o życie dziecka… okazuje się, że smoczek może być bardzo potrzebny i edukacyjny – wcześniak 30tc 810 g, gdy jest karmiony troficznie dostaje smoczek w chwili karmienia, żeby kojarzył odruch ssania z pełnym brzuszkiem. Moja siła do walki, moje hyggy radykalnie się zmieniło, teraz każde drobne wspólne przyjemności są najważniejsze. Czas gdy jesteśmy razem w domu jest najpiękniejszy. Jest tak normalnie, tak rodzinnie. Żadne obowiązki, codzienne problemy nie są ważne. Liczy się tu i teraz.
Dla mnie są małe i duże hygge. Małe to chwila dla siebie wśród codziennych obowiązków. Duże są zawsze związane z ludźmi. To może być przytrzymanie drzwi przez zupełnie obcego chłopaka, gdy wychodzę ze sklepu z dzieckiem w wózku, miła obsługa przez panią w zusie albo uśmiech innej mamy, gdy mijamy się wózkami na spacerze. To wszystko sprawia, że robi się cieplej na sercu i obce miasto oraz brak rodziny w pobliżu nie doskwierają tak bardzo 🙂
To smutne, że w dzisiejszym zabieganym świecie mamy coraz mniej czasu dla rodziny, dla siebie, dla relaksu. Wciąż zapracowani zbyt rzadko doceniamy to, co mamy wciąż narzekając: a to dzieci niesforne, mąż byle jaki a dom z łatwością oblałby test białej rękawiczki. Mając w domu małego szkraba nie narzekam na nudę. A właściwie czemu jest ona odbierana jako coś złego? Dlaczego przez moich zapracowanych znajomych 2h zabawa z dzieckiem jest marnotrawieniem czasu? Przecież nie rozwijam się intelektualnie/nie zarabiam pieniędzy/nie piorę/nie gotuję/nie sprzątam w tym czasie… Robię coś o wiele ważniejszego – ładuję swoje wewnętrzne baterie, bo nie ma nic lepszego na jesienną pluchę jak radosna, niczym nie skrępowana zabawa z roześmianym dzieckiem podczas skakania na łóżku czy bieganiu po całym domu. Podczas popołudniowej drzemki synka siadam z kubkiem gorącej herbaty i oddaje się moim zachciankom: książka, serial, szperanie w internecie lub krótka drzemka, bo kto powiedział że mi się nie należy odpoczynek w ciągu dnia? Gdy mąż wraca z pracy kładziemy się wszyscy na łóżku i przytulamy, rozmawiamy lub oglądamy bajki, nie ważne co – ważne że razem 🙂
Z jednej strony chce napisać że to poranek w dniu gdy nie mamy z dzieciakami nic zaplanowane na konkretną godzinę więc nie musimy się spieszyć ze śniadaniem i ubieraniem, gotowy obiad czeka w lodowce ugotowany przez teściową a my w piżamach czytamy książki…ale z drugiej strony to dzień gdy mąż wraca o normalnej porze z pracy, ja w progu przekazuje mu naszą nakarmiona 3 miesięczną córkę i jej starsza siostrę i lecę buszować w pobliskich second handach (które wprost ubóstwiam), by z wywieszony językiem wpaść do domu by znowu dać cyca 🙂 odkąd jestem mamą nawet głupie wyjście do sklepu gdy nie muszę mieć oczu dookoła głowy sprawia tyle radości! Człowiek zaczyna dostrzegać szczęście w takich banalach! I nagle chwila oddechu daje powera na kolejne godziny i dni dawania siebie! Pozdrawiam 😉
Nasze Hygge to zazwyczaj niedzielne przedpołudnie bo w tygodniu z tym jest trudno: praca, szkoła, obiad, zajęcia dodatkowe, praca domowa starszej córki, zakupy itp.itd. Za to niedziela jest nasza:) Zaczyna się tupotem dziecięcych stóp i piskiem gdy wskakują do naszego łóżka. Potem są całusy, przytulasy, łaskotki i wszystko to co nam do głowy wpadnie. Następnie wspólne oglądanie bajek i komentowanie akcji na ekranie. Następne hygge to śniadanie- wspólne i nieśpieszne. Po śniadaniu zabieramy się całą rodziną do przygotowywanie obiadu- mąż obiera ziemniaki, syn je wrzuca do garnka z wodą robiąc przy tym małą powódź w kuchni. Ja z udawanym oburzeniem ścieram ten bałagan z podłogi niemiłosiernie przy tym marudząc a chłopaki mają z tego ubaw niesamowity:) My z córką przyrządzamy mięso i surówki,rozmawiając o wszystkich ważnych tematach jakie trapią 10-letnią dziewczynkę. Potem dzieciaki pomagają szykować stół- roznoszą talerze i sztućce, szklanki do napojów itp. Obiad przebiega nam w miłej i nieśpiesznej atmosferze. Jemy i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. Potem wszyscy razem znosimy brudy do kuchni, ładujemy zmywarkę a na koniec trafiamy na kanapę- mąż z dzieciakami ogląda jakąś bajkę/film a ja albo oglądam z nimi albo czytam książkę. I koło 17:00 ten wspólny czas się kończy bo córka idzie szykować się do szkoły na następny dzień, syn wpada w swoje zabawki, mąż przegląda wiadomości sportowe a ja sprawdzam w lodówce co tu przygotować na jutrzejszy obiad. I myślę o tym jaka to była fajna niedziela: rodzinna, nieśpieszna, pełna śmiechów i radości. I wiem już, że przez cały tydzień będę tęsknić za następną niedzielą….
A dla mnie to ta chwila, która właśnie trwa, pierwszy śnieg w oczach dziecka i cały dzień jest już inny. Jeszcze wczoraj było nostalgicznie, dzisiaj energia mnie rozpiera, do wszystkich drobiazgów życia mam dzisiaj i cierpliwość i chęć. Dzisiaj się nie buntuje, biorę Cię życie, takie jakie jesteś , biorę całe, razem z wczorajszym smutkiem i jutrzejszymi nadziejami. Dzisiaj wierzę, że się spełniam, że teraz właśnie się spełnia moje marzenie, rozpoznaję je i jestem wdzięczna. Cały świat w jednym sercu czasem się zamyka i przychodzi akceptacja, a z nią spokój i pewność, że wszystko jest na swoim miejscu, że nie trzeba tak walczyć zaciekle, ani się buntować, tylko obserwować i uczestniczyć. Nareszcie mogę, a nie muszę.
Dla mnie hygge to chwila spędzona w toalecie! Kiedy za drzwi dobywa się dźwięk głośnego buuuuuuuuu….po całym dniu hyggge uzbierało się i teraz znajduje ujście!
Słodka ta chwila! Czasem kawka po takim buuuu i jest jak w Dani albo innej Rosji!
Moje życie pełne jest stresu i napięć z różnych, czasem nawet niepoważnych powodów. Od dawna staram się znaleźć jakieś ukojenie i załapać dystans, tego bowiem potrzeba introwertycznym perfekcjonistom.
Chciałabym powiedzieć, że moim hygge jest mój dom, ale niestety wynajmujemy z mężem brzydkie postPRLowską kawalerkę, gdzie mamy średnie możliwości aranżacyjne (właścicielem jest naprawdę wiekowe małżeństwo, którym cieżko zaakceptować jakiekolwiek zmiany), więc szczytem luksusu jest mój LACK w salonie 😉 Ale mamy z ukochanym plan budowy i wielkie marzenia, więc relaksuję się oglądając piękne wnętrza na Pintereście (a któż tego nie robi? :D), planując pałac swoich snów.
Chciałabym powiedzieć, że mam jakąś pasję, która sprawia, że patrzę na świat inaczej, ale nie to nie to. Staram się uprawiać hyggelig poprzez dość leniwe czynnności, tj. np. długie i gorące kąpiele w wannie (wanna brzydka i wiekowa, ale kto by się przejmował, kiedy zapalasz świeczki i puszczasz muzykę). Poza tym kocham pozycję człowieka-naleśnika, więc często zawijam się w kołderkę i popijam herbatę, czytając albo przeglądając internet. Największym ukojeniem jest dla mnie możliwość przytulenia się do męża, może banalne, ale nic mnie tak nie koi i pozytywnie nastraja.
Kiedy jestem z ludźmi cieszę się każdą chwilą i indywidualnością, ale moim hygge jest właśnie próba bycia TU i TERAZ. Jestem dużą detalistką i staram się zawsze szukać tego co dobre i co warte pochwały, nawet jeśli całościowo nie musi mi się coś podobać 😉
Kiedyś, kiedy byłam dzieckiem, ale jeszcze nastolatką, było to tak naturalne, tak prawdziwe i tak doczesne, że niewiele mi było do szczęścia potrzebne. Teraz niestety muszę nauczyć się nie obwiniania się za te chwile bezczynności i wprowadzić w życie więcej skupienia i radości z małych rzeczy. Trzeba nauczyć się codziennego hygge.
oje Hygge jest teraz mało osiągalne.. Moje Hygge zatonęło w bólu po tragicznej śmierci mojego Nadzianego Marzeniami braciszka.. Moje Hygge odnajduję w płomieniu świecy, którą codziennie mu zapalamy w Naszym domu.. Moje Hygge przebija sie w tuleniu moich dzieci w ich zapachu i cieplej skórze.. Moje Hygge to chwila jogi, kiedy mogę oderwać sie od kakofonii dźwięków dnia codziennego, to spokój w Moim domu z Mężem i Chłopcami… Pomimo ciągłego bólu i tęsknoty za Złotym Dzieckiem w naszej rodzinie,..Naszym Kochanym Michałkiem..
Nie ma Hygge.Jest cisza i jest hałas
Różny hałas. Czasem są to decybele z superextralatino”soy Luna”,czasem Hans Zmimmer w różnych konfiguracjach.Czasem hygge chowa się w kapusniaku i kopytkach ,które moje dzieci uwielbiaja (a mnie przenosi lata świetlne wstecz,do małej wioski gdzie wielka miłość rodzinna mieszkala) by potem ukryć się w nowej restauracji „fjuzyncudagwiazdkamisze”-z nazwami potraw,których nie potrafię powtórzyć; ).Moje hygge jest w równowadze między szkolnym kiermaszem,przedszkolnym przedstawieniem,a piciem cudnego bimbru -williamsa z gruszkami. Pragnę nadmienić ,ze ten bimber smakuje wybornie na Hintertuxsie,na nartach kiedy jestem tylko z mężem i przyjaciólmi na tzw wypadach’higienopsychicznych’:)Moje Hygge osiąga level hard kiedy wracam z ww lodowca i mogę do rana patrzeć na twarze moich dzieci w naszym ciepłym dobrym domu.Myślę, że ono jest gdzieś pochowane ,w detalach,w siwych włosach ,których przybywa,w maciejce pachnącej latem,w oczach Dziadka ,którego moje Córy uwielbiają, a dzieli ich tylko 70 wiosenNie ma Hygge w jednym miejscu.Jest w uwaznosci.Na ludzi,na miłość, życie.
sciski!
Matta W.
W tym zabieganym świecie staram się mieć chociaż mieć jeden dzień w tygodniu HYGGE! Co wtedy robię?? Przede wszystkim jest to dzień dla mnie – czas na relaks… biorę długą kąpiel, leżakuję w wannie przystrojonej zapachowymi świecami, nakładam maseczkę na twarz i staram się wyłączyć myślenie – na chwilę 😉 później czas na duuuuużżżżżżą ilość balsamu i się w wygodne ciuchy. Później zaczynam gotować z chłopkiem (wspólne zajęcia łączą ;-)), i żeby nie było zawsze jest to porządne danie, porządna ilość kalorii – przecież w pozostałe dni staram się być fit i ciągle biegam… tak więc się w dniu HYGGE chyba mogę sobie pozwolić na więcej. Ten dzień spęczamy w domu – jemy, czytamy, śpimy i oglądamy tv otuleni ciepłem domowego ogniska. Zawsze z niecierpliwością czekam na ten dzień tygodnia 😉
mój hygge-czas jest wtedy, kiedy otwieram szafkę i zastanawiam się czy kolumbia, czy może honduras… mielę ziarna, nastawiam kawiarkę i słucham „pyrkania, a później delektuję się smakiem i aromatem ulubionego napoju
Rok temu spędziliśmy urlop w Danii i się oczywiście zakochałam, nie tylko ja zresztą, cała nasza czwórka. Mąż mi nieświadomie wtedy powiedział jeden z najlepszych komplementów jaki słyszałam-mówię- prawda że udało mi się to że u nas w domu też tak skandynawsko??(wynajęliśmy na air prywatne mieszkanie)- a on na to: „u nas to nawet BARDZIEJ”:)
A Hygge u nas to każdy czas kiedy jesteśmy wreszcie we czwórkę razem, po pracy, po szkole, zakupach, treningach itp. kiedy wreszcie zwalniamy w domu:)
Hugge- to czas kiedy w listopadowy wieczór po szalonym i pedzacym dniu mogę zaszyc sie w domu zapalić świeczki (w tym okresie spalam ich chyba z 5kg :-)) i oglądać moją rodzinę, jak córki się bawią jak ich starsza siostra im czyta,a one zasypiają w połowie kartki 🙂 jak mąż ucina sobie popoludniowa drzemkę a ja mogę usiąść na chwilę z kubkiem ciepłej herbaty
Jeszcze 2-3 lata temu byłam dość nerwową i zestresowaną osobą, która najpierw myślała o wszystkich dookoła, a dopiero później o sobie. Najpierw o obowiązkach, a dopiero potem o przyjemnościach. Ale z wiekiem ( i mądrością mam nadzieję:) przyszło opamiętanie i ta świadomość, że ja i moje szczęście są równie ważne jak innych. Uprawiam hygge na co dzień i bardzo mi z tym dobrze:) Skupiam się na być a nie mieć. Pozwalam sobie na deser przed obiadem i na czytanie książki w sobotni poranek zamiast biegania ze szmatą i mopem:) Biegam boso po trawie, gdy jestem zmęczona serwuję mężowi na kolację pierogi z paczki bez wyrzutów sumienia i noszę niemodną kurtę bo bardzo mi się podoba:) Dojrzałam do tego, że nie muszę być niewolnikiem tego „co wypada a co nie” i „co ludzie pomyślą.. Żyję tak żeby było mi po prostu dobrze:)
To takie „Carpie Diem „kiedy pakuje się ,lecę i jestem u siebie -w domu…tym rodzinnym .
Kiedy wiem,ze nic nie musze????.
Hygge :
– czerwieniejący zmarznięty nos w ciepłym własnym mieszkaniu
– noga na nogę, whisky z colą i Voice of Poland
– balkon, latarenka z tealightem, zapach maciejek, tykające świerszcze
– przyjaciółka, koc, czekolada, rozmazany makijaż od śmiechu, rozmowa do rana
– pierwsze wyjście w nowej sukience
– ,,kocham Cię mamusiu” z ust 2,5 latki
Dla mnie to taki dzien jak dzis ..siedzimy rodzina przy stole i jemy..a corka pyta mamusiu …co do dalas do tego dania..a maz odpowiada.. mama dodala tam MILOSC..i tak jest jak gotuje to mysle o najblizszych ..i lubie ten stan kiedy patrze na nich jak jedza i maja radosc w oczach lubie kiedy siedzimy razem rozmawiamy smiejemy sie..lubie nasz stol ktory zrobilismy razem …stol powinien byc w kazdym domu..lubie kwiaty ktore zawsze sa na tym stole..zawsze do obiadu zapalam swiece..zaszczepila to we mnie babcia:) ktorej dziekuje ze jest i za to ze zawsze mi powtarzala ze wazne jest w zyciu budzic sie przy osobie ktora sie kocha i wtedy wszystko idzie w dobra strone:) Wczoraj obchodzila 90 urodziny.. kocham Cie babciu!
Ja nauczylam sie „hygge” podczas mojego 2-letniego pobytu w Norwegii. Hyggelig czyli wlasnie radosnie/podskornie/cieplo byli jednym z najczesciej uzywanych slow przez bliskich ludzi w moim otoczeniu. Jako 24-letnia dziewczyna nigdy nie sadzilam, ze spokoj, szczescie i taka wewnetrzna harmonie buduja proste rzeczy i codzienne czynnosci. Czasem wystarczyl usmiech, czasem wspolne gotowanie konfitur z dzikiej rozy, czasami moje przemoczone do suchej nitki skarpety suszone u sasiadki na kaloryferze po naszej wspolnej wyprawie na ryby, a czasami pilnowanie w nocy gromadki nowonarodzonych goldenowych szczeniaczkow.
Ten spokoj i harmonie staram sie praktykowac teraz w Londynie, gdzie pobieglam za sercem.
Proste rzeczy – pachnaca swieczka wypelniajaca aromatem dom i nadajaca mu cieplo, poczucie azylu, domowe obiady w gronie bliskich, wspolne gotowanie sezonowych konfitur, wspolne wyprawy do lasu i usmiech 🙂