Mam taką swoją świecką tradycję, której celebrowaniu oddaję się rok rocznie, w sposób kompletnie nieprzemyślany, do cna spontaniczny. Nigdy bowiem, w ramach postanowień noworocznych ani żadnych innych, nie planuję z rozmysłem styczniowych zmian w mieszkaniu. Nie siedzę w grudniu, nie rozmyślam, co by przesunąć, nie przeglądam, co by kupić. To dzieje się samo, jak w zegarku, tuż po nowym roku, kiedy siedzę sobie najspokojniej w świecie z jakąś poranną kawą c zy inną wieczorną herbatą, aż tu nagle: bang! jeb! łubudu! – spada na mnie z siłą wodospadu ta konieczność, ten imperatyw wewnętrzny, któremu nie sposób stawić opór. Wpada z impetem niczym lawina, moja wieloletnia przyjaciółka – potrzeba zmian w mieszkaniu.
Najpierw wypieprza choinkę – natychmiast, już, nie pozwala czekać do weekendu ani żadnych tam Trzech Króli, ona pozbywa się jej bez sentymentów, bo potrzebuje miejsca, przestrzeni, oddechu. Zostawia trochę zimowego klimatu – lampki, świece, jakaś sarenka jedna z drugą. A później to już reakcja łańcuchowa – przekłada, przestawia, lampa tu, to kosz w miejsce lampy, w miejsce kosza stolik, tańczy po chałupie z wypiekami na twarzy i podmienia, zabiera pudełka, dostawia doniczki, dokłada obrazków, odbiera roślin.
Ta faza trwa u mnie kilka dni dosłownie, tym krócej, im bardziej nie chce mi się remontu ani dużych zmian. W tym roku moja przyjaciółka (potrzeba zmian) obeszła się z nami raczej łaskawie, nie wrzucała granatów, nie przestawiała mebli. Potańczyła tylko trochę z koszami, kwiatami, podmieniła półki w sypialni, wymieniła dywan, dorzuciła szczypty koloru to tu, to tam i uspokoiła się, zostawiając po sobie krajobraz uporządkowany, jednakowoż – wielobarwny.
Nie są to wprawdzie żadne spektakularne metamorfozy, ale myślę sobie, że takich pewnie będzie w tym mieszkaniu coraz mniej. Zostawiam Wam więc tę garść drobnych, acz odświeżających nowości. Ta mieszkaniowa operacja, choć skromna, dała mi soczystego kopa energii i istotnie podniosła mi nastrój, nie dając jednocześnie po kieszeni. Kolejne krople turkusu i musztardowej żółci wraz w pierwszymi plamkami czerwieni sprawiają, że krew płynie w żyłach ciut szybciej. Zastanawiam się, na ile powszechne może być to zjawisko, ale dla mnie te noworoczne mikrometamorfozy mieszkaniowe są jak rozgrzewka przed przedsięwzięciami większego kalibru. I to działa.
Czuję się rozgrzana.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ale ze co? Co tu jest inaczej? Bo nie obczajam.
Drobiazgi – nowy dywan, nowe rośliny, kolorowe akcenty, półki w sypialni. Dlatego napisałam, że to MIKROmetamorfozy 😉
Pięknie to wygląda 🙂
Przecudnie!!!! Zachwycam się 🙂
Skąd piękne kolorowe gałki do komody w Waszej sypialni?
A to taki miks z różnych sklepów, z różnych lat. Na allegro jest tego sporo, jest też taki sklep Regałka, zdarzają się w Zara Home, a nawet w Tigerze.
Skąd szafeczki RTV?:)
Przepiękne mieszkanie. 🙂 Tyle różnych kolorów i wszystko do siebie pasuje!
Pięknie! Widzę też zmianę pokrycia sofy. Które z nich sprawdza się lepiej?
ciężko powiedzieć, turkusowe miało lepszą tkaninę, ale spłowiało od słońca i psie kłaki były bardziej widoczne 😉
Piękne mieszkanie. W szczególności podobają mi się te dodatki w mocniejszych barwach, które znakomicie ożywiają wnętrze.