Jak mieć idealny, rodzinny, sobotni lub niedzielny ranek? To proste.
Wstajesz o 9, tuż po tym, jak do sypialni cichutko weszły dzieci i ucałowały Cię na dzień dobry, wcale nie uszkadzając Ci przy tym śledziony. Kolanem. Całujesz męża, którego oddech po przebudzeniu nie nosi śladów bakterii beztlenowych ani wczorajszego bigosu. Głaszczesz go po torsie, przeciągacie się w białej jak styczniowy śnieg pościeli, na której nikt nie rozciapał banana.
Że niby Twoje dzieci budzą się o 5 rano? Bitch, please, nieuważnie czytałaś Tracy Hogg. Jak się chce, to mogą się budzić nawet o 10, wystarczy się postarać. Na jego nieświeży oddech i twoje kłujące łydki już też ludzkość wymyśliła wiele skutecznych sposobów, wiesz? A pościel masz z kory, od teściowej? Potnij na szmaty, z czymś takim przecież nie będziesz startować na insta. Sorry, ale wśród sraczkowatych trapezów niespecjalnie prezentuje się #breakfastinbed i w ogóle nie wiem, jak można mieć #happymorning oraz #happyweekend wśród jebitnych maków na turbozielonej łące.
A więc wstajesz, twoje długie, opalone (jak na połowę listopada przystało) nogi niosą Cię do łazienki, poprawiasz tam tylko trochę apetyczny, poranny nieład na głowie, odprawiasz siedemnastostopniowy rytuał koreańskiej pielęgnacji, by po minucie zjawić się w kuchni, cała na biało. Całujesz główki dzieci, które w międzyczasie wyjęły sobie gry edukacyjne i zgadują właśnie flagi świata. Twoje drą paszcze o tablet? Wyrywają sobie plastikowe lalki? Gdzie byłaś, kiedy przestały się interesować flagami świata? Że nigdy nawet nie zaczęły? No comment.
Jedziemy dalej. Mąż podaje Ci gorące cappuccino z ekspresu ciśnieniowego, znowu się przytulacie, patrząc czule na dzieci (te jadą teraz z mnożeniem w zakresie do 100). Chwilę później, niczym królika z kapelusza, serwujesz familii stosik rumianych placuszków, co to nie zawierają glutenu, ani cukru, ani jaj nawet (które – jak wiadomo – w górę poszły sromotnie).
Talerz tych placków serwujesz na slow motion, w męskiej koszuli oversize, z lokami, co wirują wokół Twojego uśmiechu w odcieniu offwhite. I nie jesteś przy tym wkurwiona, że ktoś nie dał Ci się wyspać, bo dał przecież. Albo, że drze puchę, bo wszak wcale nie drze. Serwujesz zatem i patrzysz, jak jedzą, nie upuszczając rozpuszczających się malin na podłogę w odcieniu lemon sorbet.
Sama sączysz tylko swoje skinny cappuccino. Jesteś przecież na warzywnym poście, te dwa nadprogramowe kilogramy, które przywiozłaś z all inclusive na Dominikanie same się nie zrzucą. Najlepiej nasmaż od razu na niedzielę, będziesz mogła wyskoczyć sobie na poranny jogging do lasu. Aaa, mieszkasz za płotem kopalni? Matko, przecież wiadomo, że dom za miastem to najlepsze miejsce do życia dla rodziny. Ludzie to się nigdy nie nauczą, jak żyć.
Ja też się jakoś ciągle nie mogę nauczyć. Co z tego, że na podłodze mam lemon sorbet, a na śniadanie placki bez glutenu, bez cukru oraz bez jaj nawet. Wciąż jestem budzona o 6 rano kopem w śledzionę. I choć nie mam kory w łóżku, to tyle nieidealnych scen się u nas rozgrywa co weekend, tyle bananów zostaje brutalnie rozciapanych, tyle pęka bajek z tabletu, tyle nieświeżych oddechów miesza się powietrzu. Poranki pozbawione małżeńskich czułości, gier edukacyjnych oraz niestety także – świętego spokoju.
I tylko ten moment, kiedy z chaosu wyłania się stosik rumianych placuszków i nikt przez chwilę się o nic nie drze, ani nie jęczy. Kiedy słońce wpada przez okno i tańczy na stole. Tylko wtedy jest idealnie. Poza tym jest jak wszędzie – normalnie. Rodzina, żywi ludzie, temperamenty, emocje. Czasem dobre, czasem złe.
Czasem cisza, czasem wrzask.
Czasem całus, czasem foch.
Czasem słońce, czasem deszcz.
Życie, nie Instagram.
Bezglutenowe placki z kaszy gryczanej
Fantastyczny pomysł, wykorzystujący właściwości namoczonej kaszy, jak ten chleb. Placki są bardziej zwarte niż typowe, puszyste pancakes, ale stanowią ich zdrową alternatywę dla bezglutenowców i wszystkich, którym marzy się słodki placuszek z rana, lecz unikają cukru i białej mąki. Te są delikatnie słodkawe dzięki bananom (większą słodycz można uzyskać, używając bardzo dojrzałych). Lekko ciągną kaszą, nie będę ściemniać, ale mi ten posmak odpowiada, dziewczyny też rąbały jak złoto.
(ok.15-20 niedużych placuszków)
Składniki:
- 3/4 szklanki białej kaszy gryczanej (niepalonej)
- 2 banany
- 1/3 łyżeczki kurkumy (opcjonalnie)
- woda
- odrobina oleju do smażenia (użyłam kokosowego)
Przygotowanie:
- kaszę należy wsypać do miski i zalać wodą – na wysokość naczynia powinno być jej dwa razy tyle, co kaszy, odstawić na noc
- rano odlać wodę, dodać banany, kurkumę i zmiksować blenderem na gładką masę, stopniowo dolewając odrobinę świeżej wody dla nieco rzadszej konsystencji – moje ciasto był dość gęste, jak śmietana czy jogurt, lecz jeśli chcesz, żeby Twoje placki były cieniutkie, dodaj więcej wody, by uzyskać konsystencję ciasta naleśnikowego
- rozgrzać patelnię, rozpuścić odrobinę (1-2 łyżeczki) oleju, rozetrzeć go ręcznikiem papierowym, by patelnia była tylko lekko natłuszczona
- nakładać łyżką porcje ciasta i smażyć na złoto (przewracać na drugą stronę, kiedy ciasto dostanie bąbelków i wyraźnie się zetnie)
- podawać z owocami lub dowolnym smarowidłem: masłami orzechowymi, dżemami, domowym kremem czekoladowym itp.
Przepis pochodzi z książki „Smakoterapia”.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Gdzie kupujesz tę kaszę białą gryczaną?
W Biedrze jest, wystarczy rozciąć woreczek:)
Ty to potrafisz napisać……. brawo :))
Umarłam ze śmiechu przy tekście „Aaa, mieszkasz za płotem kopalni? Matko, przecież wiadomo, że dom za miastem to najlepsze miejsce do życia dla rodziny. Ludzie to się nigdy nie nauczą, jak żyć.” Cudnie piszesz o tych Twoich problemach pierwszego świata, mogłabym tak o nich czytać i czytać, oczywiście leżąc w domku z bali, na Hawajach, w białej pościeli, z cudownym mężczyzną przy moim boku. Cmok
Popłakałam się ze śmiechu wywołując zdziwienie u moich córek…
Tekst genialny 🙂 A placuszki takie, że… idę na kieliszek wina. Może mi się kiedyś uda takie zrobić: równiutkie, idealne. No i te zdjęcia obłędne!
Dobry tekst ???????? trafiony w sedno.
O matko! Jak ja się przy tym uśmiałam! So fucking true!
Bitch please:)
Extra tekst!!! Uwielbiam Cie czytac:)
Szkoda, że nie zrobiłam zdjęć moich placków – bitch please, jak Ty robisz takie instagramowe uformowane placuchy? Moje wyszły tak, jak sukienki zamawiane z aliexpress 😛 ale w smaku dobre hehe
Także ten – oplułam monitor czytając Twój tekst… na szczęście u nas też normalnie, średnio już od 5:00 rano 😛
Haha dobre, niestety czasem się nabieram na te różne kwadratowe obrazki. Jak zawsze prawdziwie.
Ja też, ciągle! Straszne to jest, bo te obrazki, zamiast mnie inspirować, to dołują.
kocham cie za ten tekst ! acha prawie obudzilam dzieci śmiechem:)
Ale udało się i przyszły na paluszkach dopiero o 9? 😉
Jedyny blog, na ktory ja -matka dwojki dzieci w tym jednego wrzeszczacego niemowlaka- wchodze nie po to, zeby w pospiechu przejrzec zdjecia, tylko, zeby go poczytac.
To dla mnie ogromny komplement, dziękuję 🙂
Super tekst! Jestes mega! Najbardziej ujelo mnie… nie istagram- życie
Już dostałam palpitacji serca, myśląc, że to prawda! O matko! Te teksty są super! Czytam właśnie (będąc w pracy) i wszyscy patrzą na mnie jak na wariatkę – przerażone spojrzenie zamienia się w głupkowaty chichot hieny. Brawo, jak zawsze zresztą.
Opis poranka w dwoch wersjach – mistrzostwo! Najbardziej rozbawila mnie wizja dzieci zgadujacych flagi a najlepiej grajacych w sudoku przy pierwszych promieniach slonca :)) U nas raczej opcja nr 2 i tak jest weselej!
Usmialam sie do łez… swietnie napisane 😀 a placki beda jutro 😀 Pozdrawiam ciepło z Gdyni!!
Oh my, ja miałam chęć im nasmażyć tych placuszków, ale szybko ją uciszyłam i znowu była jajecznica na szynce i awantura: czemu ona ma więcej! 😉
W moim życiu nie ma nic z instagrama, nawet koty, choć fotogeniczne, do zdjęć ustawiać się nie chcą i zawsze rozmazane wychodzą. I jakoś żyję, za płotem kopalni, i całkiem mi z tym dobrze.
Świetny wpis!
Jak Ty coś napiszesz to klękajcie narody!
Nie przestawaj pisać. Nigdy! Jesteś jedną z bardzo ale to bardzo nielicznych blogerek potrafiących posługiwać się słowem. Kiedy następna książka? :))
super talerze. Można wiedzieć gdzie kupiłaś. Puki co sam zjadłam placki bo jak mąż i dzieciaki dowiedziały się że to z kaszy gryczanej to nie było chętnych. Ale to nic ja zjadłam są obłędne. Mam nadzieję że nie idą w tyłek ????