Włosy – temat rzeka. Większość z nas ma swoim coś do zarzucenia, te z prostymi marzą o lokach, właścicielki skręconych pukli pragną gładkiej tafli. I ja, mimo, że obdarzona gęstymi włosami, wiele razy próbowałam zmieniać naturę. Wrodzona skłonność do eksperymentów i pociąg do nowości nieraz sprowadziły mnie na manowce. Zaczęło się stosunkowo wcześnie, kiedy jako sześciolatka, ku rozpaczy mojego taty, kazałam sobie długie do pasa włosy ściąć bezlitośnie do ucha. Pamiętacie taką stylówkę z lat 80-tych z rzadką, dwupiętrową grzywką? To byłam ja.
Jeszcze wiele razy miałam skrzywdzić się dziwacznymi fryzurami. Swój nastoletni bunt wyraziłam niegdyś ścinając włosy „na chłopaka” i farbując na kurczaczy blond, nosiłam później tę żółtą żałość na głowie, nastroszoną i poczochraną, jak wypłosz jakiś. Po kilku latach grzecznych bobów przyszła pora na kolejną dekoloryzację celem uzyskania na głowie czerwieni granatu. Choć ta była gorąca, to nie zagrzała jednak miejsca na mojej głowie – to był pierwszy i ostatni mój eksperyment z rudością, totalnie nieudany. Później nastała w moim życiu wieloletnia era ciemnych brązów, które z miesiąca na miesiąc coraz bardziej przypominały czerń. Kiedy już odcień moich włosów był identyczny z kolorem smoły, ciężko było z tego wybrnąć. Pragnienie zmian zaspokoiłam wówczas – uwaga, uwaga – trwałą ondulacją. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy zamiast gęstych pukli moim oczom ukazała się mokra Włoszka, koszmarny pudel jakiś. Grube loki chciałam nosić niedbale związane w artystycznym nieładzie, lecz zamiast tego musiałam je ciasno upinać, żeby nie ujawniać obciachowego skrętu, który zafundowała mi fryzjerka. Przez kilka miesięcy chodziłam później z tymi więdnącymi lokami i jednocześnie – odrostem, by wreszcie obciąć całe to paskudztwo i mieć włosy własne – proste i jasnobrązowe. Kilka kolejnych, studenckich lat spędziłam w bezpiecznym, twarzowym wariancie – do ramion, z grubą grzywką, którą niejednokrotnie musiałam poprawiać po różnych fryzjerach.
Generalnie szczęścia miałam w życiu w tej materii niewiele: koślawo obcinane grzywki, mokre włoszki, kasztanowe brązy mimo proszenia o chłodne, zamiast cieniowanego ombre – blond pojawiający się w połowie głowy, jak od linijki. Doszło do tego, że ja się fryzjerów autentycznie boję. Mimo, że wiem, że pewnie jest w Trójmieście wielu takich, którzy zrobili by mi na głowie cuda – unikam kolejnych rozczarowań i kasy wyrzuconej w błoto. I tak w zasadzie od wielu lat noszę włosy długie i dłuższe, oscylując wokół różnych odcieni naturalnych brązów. Od paru lat z jaśniejszymi końcami – kilkukrotnie to ombre robiłam sobie sama, choć z całkiem przyzwoitym efektem, to pewnie dalekim od koloryzacji, jaką mógłby wykonać dobry fryzjer. „Dobry fryzjer” – tacy z pewnością istnieją i zazdroszczę wszystkim kobietom, które ich poznały. Ja temat ścięcia czy profesjonalnej koloryzacji odkładam wciąż na później, wiecznie zajęta, wciąż zabiegana, i najzwyczajniej – nie wiem, gdzie się udać. I zwykle kończy się tak, że kiedy wyłażą mi znów moje siwiejące skronie, farbuję się kolejny raz sama jakąś drogeryjną farbą.
Bardzo chciałabym już przestać być włosową Zosią-samosią. Spotkać Tego Jedynego lub Tę Jedyną, która nie będzie zawodzić. Wiem, że nie jestem w swoich rozczarowaniach jedyna, wiele osób chodzi do fryzjera zbyt rzadko właśnie z powodu utraconego zaufania. W tej branży bowiem, jak w każdej innej – są świetni specjaliści i wybitni fachowcy oraz wielu partaczy, pozbawiony wiedzy, talentu czy zaangażowania. Pokazał to świetnie program „Ostre cięcie”, którego prowadzący nieśli kaganek oświaty, by zmienić nieco tę naszą polską, fryzjerską rzeczywistość. Wierzbicki i Schmidt – bo o nich mowa – to nie tylko nazwiska fryzjerów, którzy szkolili i edukowali branżę w programie telewizyjnym. To dziś marka wyjątkowych akademii fryzjerskich i linii profesjonalnych kosmetyków do włosów, którą ostatnio testowałam.
Bo choć do fryzjera chodzę rzadko, to nie znaczy, że o włosy nie dbam. Wiele razy opisywałam tu moje poszukiwania odpowiednich kosmetyków – takich, które ujarzmią moje długie, gęste, trochę przesuszone kudły. Odżywią zniszczone rozjaśnianiem końce, by nie przypominały smutnych uszu spaniela. I powiem Wam, że zachodzi obawa, że ja przez te eliksiry i esencje z WS Academy znowu odłożę wizytę o fryzjera o kolejne tygodnie. Póki bowiem wyglądają zdrowo, potrzeba ścięcia czy nowego koloru schodzi na dalszy plan.
WIERZBICKI & SCHMIDT
NAWILŻAJĄCO – WZMACNIAJĄCY ELIKSIR
CZARNA ORCHIDEA
Świetnie pieniący się, nawilżający szampon, który bardzo fajnie wygładza włosy. Jestem naprawdę zadowolona z jego właściwości – włosy są po nim sypkie, śliskie, znacznie mniej się puszą. Stosuję go w zestawie z esencją, czyli balsamem z tej samej linii i ich połączone siły naprawdę widocznie poprawiły wygląd moich włosów. Po myciu i tej odżywce rozczesywanie to pryszcz, choć przy mojej długości plątanie się to spory i dosyć bolesny problem. Największą miłością jednak darzę niesamowity zapach tych preparatów – intensywny, głęboki, perfumiarski wręcz. Kwiatowo – orientalny, lekko ziołowy, przepiękny po prostu. Niezwykła jest także jego trwałość – jeszcze nigdy nie miałam kosmetyków, które nadawałyby tak silny zapach włosom. Te pachną po myciu jak spryskane perfumami i aromat utrzymuje się na głowie bardzo długo. Fantastyczna sprawa jak dla mnie – czuję się po kąpieli nie tylko czysta, ale też wypielęgnowana i dopieszczona, trochę jak po wizycie u fryzjera właśnie.
Ten szampon zawiera wyciąg z 12 ziół (rozmaryn, rumianek, arnika, jasnota, szałwia, sosna, rukiew, łopian, cytryna, bluszcz, nagietek, nasturcja). Działa ochronnie, zapobiega wypadaniu włosów, delikatnie tonizuje skórę głowy oraz zapobiega łojotokowi. Dodatkowo prowitamina B5 wygładza, nadaje gładkości oraz blasku włosom. Preparat zawiera także hydrolizat keratyny, który wnikając w głąb włosa, odbudowuje uszkodzoną strukturę, nadając im wytrzymałość i sprężystość. Muszę przyznać, że w porównaniu z niektórymi, droższymi, popularnymi markami szamponów fryzjerskich, które zdarzało mi się czasem zamawiać, ten wypada naprawdę rewelacyjnie i w dodatku można go kupić stacjonarnie w każdym Rossmanie.
WIERZBICKI & SCHMIDT
NAWILŻAJĄCO – WZMACNIAJĄCA ESENCJA
CZARNA ORCHIDEA
Kremowy, aksamitny balsam, którego już niewielka ilość fantastycznie wygładza włosy. Zapach, jak już wspomniałam – genialny! Czas przeleżany w wannie z tą odżywką na włosach jest jak małe spa i sesja aromaterapii w jednym. Ciekawe jest to, że można ją stosować dwojako – albo na kilka minut na mokre włosy i spłukać albo bez spłukiwania – jak kosmetyk do układania włosów. Wówczas stylizacja to już nie obciążanie włosów chemią, ale jednocześnie pielęgnacja. Esencja sprawia, że włosy stają się błyszczące i elastyczne, jest tak przyjemna w użyciu, że mam ochotę stosować ją po każdym myciu (choć 1-2 razy w tygodniu w zupełności wystarcza).
WIERZBICKI & SCHMIDT
SERIA STABILIZUJĄCO – ODBUDOWUJĄCA
BEZZAPACHOWE: ELIKSIR I ESENCJA
Jeśli jesteś alergiczką, masz wrażliwą skórę głowy albo po prostu nie przepadasz za intensywnie pachnącymi kosmetykami do włosów, ta seria jest dla Ciebie. To także dobre rozwiązanie, jeśli wolicie rodzinnie korzystać z jednego szamponu – ten świetnie się nadaje dla dzieci. Ta seria jest bardzo delikatna, ale jednocześnie skuteczna. Eliksir i esencja wnikają w głąb włosa, odbudowując go i wzmacniając, a także chroniąc przed negatywnymi wpływami środowiska. Podobnie do serii Czarna Orchidea, te kosmetyki fajnie wygładzają włosy.
Wpis powstał we współpracy z marką WS Academy Wierzbicki & Schmidt.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Też bardzo długo szukałam fryzjera idealnego. Z moimi krótkimi, max. półdługimi włosami nie jest łatwo – cięcie musi być po prostu idealne lub conajmniej bardzo dobre. Aż w końcu stwierdziłam, że dobra, spróbuję z nieco wyższej półki – udałam się do salonu Trendy na ul. Pańskiej. Tam, przypadkowo trafiłam na Paulinę (która obecnie pracuje w salonie tej samej sieci, tylko, że na Szafarni). I to było obajwienie! Nie zamienię jej już nigdy na nikogo innego, chyba, że będę do tego zmuszona – tak więc gorąco polecam.
Poza tym, przy każdorazowej wizycie w salonie, przypatrywałam się efektom prac innych fryzjerów – majstersztyk. Z czystym sumieniem polecam, gdybyś przypadkiem chciała znowu zacząć szukać fryzjera idealnego.
Z powodów, o których pisałaś, chodzę od lat do jednego fryzjera. Obecnie muszę do niego dojeżdżać – bez auta to tramwaj i autobus, jakieś 40-50 minut, ale za to wiem, że przynajmniej będę wyglądać dobrze, że nawet jak nie obetnie mnie do końca tak, jak chciałam, to i tak będę wyglądać jak człowiek – i tak będę zadowolona. Niby chciałabym spróbować gdzieś bliżej, ale tyle razy się nacięłam… Ech, jak z makijażem dzisiaj… Byłam na akcji w Douglasie – pomalowano mnie tak, że… brrr. Zły podkład, wyglądałam jak po wizycie w solarium, w połowie szyi było widać odcinający się kolor – lepszy zrobiłam sobie sama w domu! Więc to trochę tak jest – idziesz „na żywioł” i nie wiesz, co się wydarzy. I najlepiej wtedy iść na darmowe akcje, bo szkoda za to płacić 😉 Ale z włosami i tak strach – bo ten makijaż to sobie zmyłam od razu. A co z włosami zrobisz?
Ze wszystkich wypróbowanych fryzjerów w Trójmieście tylko 2 babki w Gdyni dały radę, przy czym jedna tylko za pierwszym razem… jak kogoś namierzysz – let me know. Ciesze się, że testowałaś te produkty, bo od dłuższego czasu spoglądałam na nie w Rossmanie i zastanawiałam się, czy warto je nabyć – tak zachęcona teraz spróbuję, choć ja mam akurat włosy kręcone.
Aha i pochwal się proszę, jak było na pierwszym spotkaniu z czytelnikami, bo dotrzeć nie mogłam, ale książkę już mam 🙂
Kto choć raz nie płakał z powodu fryzjera niech podniesie rękę. Kiedyś przed urlopem poszłam podciąć tylko końcówki ( zrobić identyczną linię boba jaka była) no cóż nie wiem jak to możliwe ale skos był w drugą stronę. Wyjazd zmarnowany i zdjęć nie oglądam. Jeżeli szukacie dobrych fryzjerów w Trójmieście to najlepsza od farby (cudowne sombre) jest Oliwa z Olivia- salon Gdynia Karwiny. Jeżeli cięcie to Dorota z Ona i On w Gdyni Chyloni. Jestem już lojalna, nauczona błędami i nie zmieniam.
Dzięki za polecenie. Kupiłam maskę InSight, która tu kiedyś polecałaś i jestem bardzo zadowolona, więc pewnie i te produkty wypróbuję 🙂
Co do fryzjerów, to chodzę do jednego od kilku lat, ale już dwukrotnie przeholował z rozjaśniaczem i zastanawiam się czy dać mu jeszcze jedną szansę, czy szukać kogoś innego (nie lubię). Może WS Academy da radę 😀
Mam pytanie- czy pisałaś jakiś post albo postu posty na temat Twojej pielęgnacji twarzy? Ja wciąż poszukuję czegoś idealnego…nawet najlepszy podkład nie zrobi cudów gdy pod spodem krosty czy błysk 🙁 a twoja cera taka ładna 🙂
Hej, wiesz co, ja nie miałam raczej większych problemów z cerą, rok temu trochę, ale nic poważnego. Poczytaj sobie w zakładce „moda i uroda”, opisuję tam sporo przetestowanych kosmetyków do pielęgnacji.
…brrr po porodzie miałam długie i zaznaczam tylko końcówki lekko rozdwojone udało mi się po 3 mc wyrwać i odwiedzić fryzjera chciałam długiego boba …po czyn wyszłam z krótkimi włosami zero zaznaczam zero jakiegoś boba . Tekst jaki usłyszałam to ze miałam tak zniszczone końcówki ze musiała mi tyle ściąć.
Jak chcą eksperymentować to na swoich włosach. Teraz jestem gruba i mam włosy po policzki wygladam jak zrab leśny.
Czekam jak mi odrosna i pierdziele nie chodzę już więcej dosię fryzjera. Też chciałam takie musniecie blondu A wyszłam z rudymi jakim cudem nie wiem do dziś. !
Robert w salonie Robert i Jacek w Gdyni robi robotę! Świetnie dobiera kolor i ścina. Do tego w głośnikach leci dobry soul, fotele wspaniale masują, a i desing nie pozostawia wiele do życzenia. Polecam!
Brzmi cudownie! Sprawdzę na pewno, dzięki! 😉
Polecam ci Polko świetne aczkolwiek nie tanie kosmetyki Yonelle. Polska marka, przepięknie pachną i efekt na prawdę świetny. Niektóre są zalecane dla cery 40plus ale ja pomimo 35 tez używam. Pięknie wygładzają skore i ja odżywiają. Polecam sprawdzić. Mam skore bardzo wrażliwa i nie mam uczulenia na te kosmetyki które wypróbowałam tej marki. Nie żebyś ich teraz potrzebowała ale za kilka lat będzie jak znalazł 😉
Znam je, kiedyś miałam zabieg u kosmetyczki preparatami tej marki i dostałam też kilka próbek – zapamiętałam właśnie cudowny zapach i fajne uczucie po zastosowaniu. Która seria?
Ja wypróbowałam eliksir piękności który na stronie www można znaleźć w dziale peelingi oraz serum z witamina c. Uważam ze warto.
A co powiesz Polko na zdejmowanie koloru (czekolady) przez profesjonalnego fryzjera 6 razy pod rząd co 3 tygodnie -tak, tak utleniaczem…. Nie muszę mówić, że pomarańczowy kolor (nawet nie rudy) był najmniejszym problemem. Kiedy udało mi się znaleźć dobrą fryzjerkę, która przez 1,5 roku doprowadzała do ładu spaleniznę na mojej głowie (z wszechobecnie wychodzącą zielenią spod większości kolorów) to jestem jej wierna. W zupełności nie przeszkadza mi fakt, iż dojeżdżam do jej salonu 50 km. Niezależnie od koloru, cięcia, sombre czy samych zabiegów zawsze majstersztyk!