A ten cały marzec to było jakieś sromotne rozczarowanie u mnie. Napalałam się na niego niczym szczerbaty na suchary, a on wziął i wypiął się na nas koncertowo. W pierwszych dniach dał nadzieję na ciepło i słońce, by potem odebrać ją brutalnie, serwując nam szarość, zmułę oraz rekord pozytywnych testów na covid. Zamiast powrotu wolności i swobody, mamy dziś pętlę coraz mocniej zaciskającą się na gardle, maluchy na zdalnym, odrosty na głowie i przedświąteczne deja vu. Zamiast przedwiosennych, przywracających energię spacerów, były ciemne, deszczowe weekendy w domu. Zamiast powrotu do wyjść, spotkań i knajp, mamy pracę z siedmiolatkami na karku. Osobiście sram na takie życie, dlatego w kontrze do całego tego syfu, a w zasadzie chyba w jakimś odruchu samozachowawczym – stymuluję się na kolorowo, szukam pozytywnych bodźców. I serio myślę sobie, że gdyby nie wszystkie te wysiłki, utonęłabym już dawno temu. Bo jak już człowiek kiśnie w tym domu, to zamiast kiwać się w kącie, wolę działać. I tak też w marcu czyniłam – sprzątałam, odgruzowywałam, sortowałam i wyrzucałam. Robiłam przemeblowania i metamorfozy, dodawałam kolorów – ścianom, pokojom i własnej szafie. Szykowałam się na wiosnę – nieco dłużej niż planowałam, bo też i ta jakoś wolniej przychodzi. Wczoraj wreszcie wyszło słońce i zastało mnie gotową – z odświeżoną, uzupełnioną o wiosenne kolory, garderobą, odgraconymi kątami, tarasem przygotowanym na przyjęcie sezonowych kwiatów i ziół. A co najważniejsze – gotową na wejście w finalną fazę mojego wiosennego projektu.
KULINARNE POWITANIE WIOSNY I PRACA NAD NOWOŚCIAMI DO SKLEPU
Pierwszy dzień wiosny był dla mnie symbolicznym początkiem wdrożenia zawodowego planu na ten rok. Planu, który zakłada wydawanie kolejnych rozdziałów „Roku w krainie garów” w formie sezonowych ebooków z przepisami na wiosnę, lato, jesień i zimę, każdorazowo rozszerzonych o dziesięć nowych pomysłów. Tej wiosny wprowadzimy do sklepu także inne produkty, nie ebooki ani książki, ale rzeczy blisko związane zarówno z kuchnią i gotowaniem, jak i z takim zmysłowym przeżywaniem pór roku, z jakiego powstała ta książka. Marzyłam bowiem o uzupełnieniu „Roku…” o rzeczy, które rozszerzą te celebracje o kolejne (na początek: wiosenne) smaki i zapachy, spójne z tymi z moich przepisów. Marzyłam od lat już o tym, by produkować i oferować swoje produkty, różne moje okołodomowe zajawki, zaprojektowane po mojemu, z mojego świata, w moich kolorach. Wszystko wskazuje na to, że w ciągu miesiąca do sklepu trafią pierwsze „umilacze codzienności”, wymyślane, projektowane i testowane od miesięcy małe, domowe radości. Nie mogę się już doczekać tej chwili – kiedy zobaczę je wszystkie, dopieszczone i gotowe, już nie prototypy, nie wersje testowe, ale wszystkie razem – kolorowe i spójne, pachnące i pyszne. A wtedy wszyscy razem będziemy mogli zanurzyć się w tym polkowym świecie wiosennych barw, zapachów i smaków 🙂
KOLOROWE NOWOŚCI NA WIOSNĘ
Życie w czerni i szarościach było bardzo proste, jednak znudziło mi się, i to bardzo. Dzieci podrosły, świat się zmienił – moim priorytetem przestała być łatwość komponowania strojów. Nad wygodę stawiam przyjemność i zgodność z tym, co mi w duszy aktualnie gra. O poranku już rzadko się spieszę, częściej natomiast potrzeba mi poprawiających nastrój drobiazgów. Nie wiem w zasadzie, czy to ta potrzeba czy jakaś inna, ale moja czarna baza zyskała masę kolorowych akcentów i łapię się na tym, że tylko takich ubrań szukam, wyłącznie takie wpadają mi ostatnio w oko. Szarości chwilowo poszły w odstawkę, ale czarne spodnie, sukienki, buty czy płaszcze bardzo lubią się z turkusem, zielenią, musztardą, różem czy koralem. To nimi urozmaicam teraz swoją garderobę i marzę już, by chodzić w tych wszystkich nowych kieckach bez rajstop, by wyskoczyć na dwór w kolorowych klapkach. Zacieram już na ten czas rączki, póki co dodając barwne akcenty dodatkami – torbą, plecakiem, biżuterią, zaklinam wiosnę brzoskwiniowymi trampkami i miętowym kubkiem na kawę.
Klapki, sneakersy, butelka, kubek, plecak, pin – Pan Pablo. Jeśli macie ochotę na jakieś wiosenne buty czy akcesoria, to niedzieli 4.04. działa mój rabat -15%. Wystarczy wejść do sklepu przez ten link, a ceny automatycznie wyświetlą się niższe.
WIOSENNE ODGRACANIE U DZIECI
Wparowałam do nich z determinacją godną lepszej sprawy, jednakowoż – właściwą lubiącym porządek matkom małych chomików, młodocianych bałaganiarzy, nieletnich zbieraczy skarbów i śmieci wszelkiej maści. Na co dzień staram się nie wyręczać dziewczyn w dbaniu o porządek, co najwyżej – gderam, wyznaczam drobne zadania, demaskuję różne składziki naczyń czy brudnych ubrań. Jednak raz na parę miesięcy wrzucam granat, zakasuję rękawy i sortuję, porządkuję, wyrzucam, pomagam organizować i układać te ich dziewczęce dobytki. Współpracę ze strony dzieci zagwarantowała mi obietnica przemeblowań – Zofia i Hanna wyssały bowiem wraz z moim mlekiem miłość do zmian, ładnych przedmiotów i wnętrz. Obie miały chrapkę na małe metamorfozy swoich pokoi – Zosia marzyła o kąciku bjuti, kusiła ją także wizja dostawienia łóżka do ściany, stworzenia nad nim kolorowej galerii, obstawienia go poduszkami i korzystania zeń jak z sofy. A Hanka po prostu chciała coś zmienić, cokolwiek w zasadzie, uszczęśliwiło ją więc drobne przetasowanie i zamiana szafki na moją komodę z sypialni. O ile te Hanulowe zmiany były dość kosmetyczne, tak u Zosi zadziało się więcej, jest parę fajnych nowości, więc za parę dni opiszę Wam wszystko w osobnym wpisie. Tymczasem zachęcam Was do podobnych przedsięwzięć – rety, jak to dobrze robi na banię! Odgracanie, wyrzucanie, oddawanie – to porządkuje nie tylko przestrzeń, ale i głowę. Lubię robić takie gruntowne porządki w domu przed nadejściem ładnej pogody i długich, ciepłych dni – od kwietnia do października szkoda mi na to czasu, fajnie wejść w sezon z ogarniętym mieszkaniem, bo wtedy przez kolejne miesiące wystarczy tylko zwykłe, cotygodniowe sprzątanie.
WITRYNA W SYPIALNI
Chciało mi się śmiać, kiedy poczułam, jaką lawinę ruszyły te porządki u dzieci, jaka się z tego zrobiła reakcja łańcuchowa, na której końcu – choć wcale tego nie planowaliśmy – była nasza sypialnia. W toku przetasowań wymieniłam się z Hanią na szafki – jej brakowało miejsca na ubrania, ja z kolei, od jesieni bogatsza o szafę, chciałam uwolnić kawałek tej naszej maleńkiej sypialni z wysokich mebli. I rzeczywiście – pojawił się jakże pożądany tam oddech, niska szafka pomieściła trochę moich torebek i butów, jednak zniknęła powierzchnia do trzymania malowideł i pachnideł. I to był moment, kiedy – paradoksalnie – kwiczałam z radości. Już od stycznia bowiem śniła mi się po nocach nowość Ikea – zgrabna i co najważniejsze – miętowa, witryna RUDSTA. Okazało się, że idealnie wpasuje się ten kąt w sypialni, dodając jej odrobinę koloru, a także dając schronienie moim flakonikom, notesikom i tubkom. Niezmiennie zachwycam się tym jej urokiem rodem z gabinetu higienistki!


„BREEDERS” HBO GO
A przy tym się w marcu obśmiałam zacnie. „Breeders” to serial lekko obrazoburczy, odzierający rodzicielstwo z resztek lukru, posługujący się czasem nieco mrocznym humorem. Dialogi tych dwojga londyńskich rodziców są miejscami jak wymówienie na głos myśli, które większość rodziców miewa, ale zakopuje je ze wstydem w odmętach umysłu, natychmiast ucisza, próbując chronić swoje ego i wizerunek siebie, jako dobrego człowieka. Żeby nie było – Paul i Ally bardzo kochają swoje dzieci, co nie zmienia jednak faktu, że czasem mieliby ochotę je zdematerializować. I – jak większość z nas – konfrontują się w swoich rolach mamy i taty z trudnymi emocjami, nierozwiązanymi konfliktami z przeszłości, czasem wyłażą z nich różne brudy, a później cierpią od wyrzutów sumienia. „Breeders” jest niecenzuralny, początkowo wręcz okrutny, ale wciąga zarówno masą zabawnych, anegdotycznych sytuacji, ale i nieuchronnie zbliżającym się zderzeniem się z własnymi problemami rodziców. To generalnie serial komediowy, ale ma swoją poważną, dającą do myślenia warstwę, więc jego wartość może w niektórych przypadkach wykraczać poza dawkę wieczornego śmiechu.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Jakoś kompletnie nie mogę odnaleźć się obecnie na tej stronie , nie dość , ze postów nowych w ogóle nie widzę i wchodzę tylko jeśli na insta dowiem się , ze jest coś nowego. Teraz jeszcze te małe zdjęcia na których nie widać nic . Kurczę żałuje , bo to już teraz jedyny blog jaki czytam , a jest mi obecnie bardzo trudno się odnaleźć . Wiem , ze włożyłam w nowy look mnóstwo pracy , ale myśle , ze niestety poprzednia wersja była bardziej czytelna , przejrzysta ,a zdjęcia były duże i fajnie się je oglądało.
Oj mam podobne odczucia – nadal bardzo chętnie czytam ale zdecydowanie wolałam poprzednią wersję – na małym monitorze 11 cali niezbyt wygodnie się ją czyta, już chyba lepiej na telefonie 🙁
I ja miałam to samo wlasnie napisać… 🙁
Dokładnie… mi również zdecydowanie bardziej podobała się poprzednia wersja bloga. Może nie tyle podobała, bo teraz kolorystyka jest fajniejsza i taka weselsza, ale zdecydowanie układ mniej funkcjonalny. Wcześniej wszystko było idealnie uporządkowane, łatwo było znaleźć to, czego się szuka. Teraz jest chaos.
Polko..napisz proszę co to za kiece? Moją uwagę zwróciła szczególnie ta zielona🤗
Też bym bardzo chciała wiedzieć, gdzie szukać takich fajnych wiosennych sukienek.