Mój kwiecień był spokojny, był dobry i miły. W kwietniu uśmiechałam się więcej i chciało mi się bardziej. Wiosna, wiadomo. Obudziłam się na dobre, dostałam duży kop energii od przyrody. Kwiecień to pobudka z zimowego snu, wyjście z przytulnej gawry na słońce, w zieleń i do ludzi. W kwietniu pochowałam zimowe kurtki i czapki, wysprzątałam taras, wsadziłam pierwsze kwiaty. Pierwszy raz po zimie wygrzałam ciało na słońcu, wdychałam las i morze. Zaczęły się pikniki, grille, ogniska, spacery, koncerty. Dostałam dużo pozytywnych wibracji od ludzi i dużo znalazłam ich w sobie. Dużo miałam prostych przyjemności, cieszyłam się z małych rzeczy. Kilka z nich polecam Wam dzisiaj, myślę, że i w maju powinny dawać frajdę.
KWIATY
Kwietniowa eksplozja zieleni i kwiecia to zjawisko, które rok rocznie podnosi mój komfort życia. Celebruję aktualnie sezon na kwitnące drzewa owocowe i moje ulubione jaskry. Wzdychałam do tych puchatych śliczności od lat, jednak mimo ich rosnącej popularności, wciąż są dość trudno dostępne. Co bardziej zdeterminowane mieszkanki Trójmiasta jeżdżą o świcie na giełdę kwiatową, żeby je dorwać, a leniuszki zamawiają sobie w okolicznych kwiaciarniach – tak czy siak ich uroda zdecydowanie jest warta zachodu. To wiosna w czystej postaci, w najpiękniejszym wydaniu.
KOLORÓWKA LOW-BUDGET
W kwietniu pierwszy raz od dawna skorzystałam ze słynnej promocji Rossmana i zaopatrzyłam się w kolorowe kosmetyki za mniej niż pół ceny. Tym razem rzeczywiście miałam spore braki w kosmetyczce, a okazja, żeby je uzupełnić, była idealna. O dziwo jednak nie nakupowałam produktów droższych marek, na których oszczędność jest największa i, oprócz podkładu, poszłam w taniochy. Naprawdę można znaleźć wspaniałe rzeczy w tych szafach tanich marek! Odkrycie numer jeden – korektor idealny za kilkanaście złotych (podczas promocji około 8 zł). Idealnie kryje, a przy tym jest leciutki i pięknie wygląda pod oczami, zero zbierania się w liniach. Ma bardzo ładny zapach, idealnie się rozciera i jest po prostu wszystkim, czego potrzebuję w tym temacie. Lovely Liquid Camouflage kupicie w Rossmanie i innych drogeriach, także tych internetowych.
Drugi hit – róż do policzków z Biedry. Tak, tak, nie sądziłam, że między proszkami do prania a odżywkami dla niemowląt znajdę coś tak ładnego, i to za całych trzynaście złotych. A tu zachwyt od pierwszego użycia – trzy piękne odcienie różu, wszystkie satynowe, delikatnie opalizujące jak lekki rozświetlacz, bardzo ładnie się nakładają i dają efekt świeżej, zdrowej buzi. Dodatkowy plus za ładne opakowanie. Bell Trio Colour Blush znajdziecie w szafach tej marki w Biedronce i w drogeriach.
I trzeci produkt – konturówka Color Sensational Shaping Lip Liner w wymarzonym dla mnie odcieniu Nude Whisper (010). Bardzo mi się spodobało używanie takiej kredki w połączeniu z błyszczykiem – daje półmatowy, kremowy efekt, trwalszy i bardziej kryjący niż sam błyszczyk, lżejszy i bardziej komfortowy niż pomadka. Kredka kosztuje około 15 zł.
KREM CLINIQUE MOISTURE SURGE
To niestety nie jest propozycja low-budget, ale zdecydowanie warta swojej ceny. Od dawna szukałam takiego kremu na dzień. Leciutkiego, dającego uczucie wspaniałego, odświeżającego nawilżenia. Ten krem od Clinique ma właśnie taką ultralekką, śliską, żelową konsystencję, która sprawia, że momentalnie się wchłania i ma się wrażenie, że skóra go autentycznie pije. Jest niemal bezzapachowy, aksamitny, nie zostawia żadnego filmu i już chwilę po nałożeniu można się umalować. Dzięki intensywnemu nawilżeniu, twarz jest wygładzona i jędrna, skóra wygląda świeżo i zdrowo. Nie wspominając o tym, że elegancki słoiczek z różową zawartością to niezłe cacuszko na toaletce 😉
„BIG LITTLE LIES” / „WIELKIE KŁAMSTEWKA”
Tyle się o tym serialu nasłuchałam, tyle naczytałam, że postanowiłam na chwilę zdradzić Netflixa, żeby go zobaczyć (to produkcja HBO). Zasiedliśmy do niego jak do uczty, z butelką wina przy sobocie i jakież było nasze rozczarowanie po dwóch pierwszych, nudnawych odcinkach. Spokojne, wymuskane miasteczko, wielkie, piękne domy, zadbane kobiety – wszystko takie śliczne i banalne, że czułam, że coś musi się zaraz wydarzyć. Jak dobrze, że dałam mu szansę! Rzeczywiście – od trzeciego odcinka akcja rozkręca się, niepokój narasta, a ciekawość tego, co się wydarzyło staje się tak silna, że ciężko się oderwać. Wiadomo, że w miasteczku stało się coś, co zburzyło spokój mieszkańców, bo sceny rodzinnych dialogów czy spotkań matek przerywane są fragmentami przesłuchań. Do końca nie wiadomo jednak dokładnie, co to za tragedia, ani kto był jej sprawcą, bowiem to, jak początkowo rysują się bohaterowie, wyprowadza widza w pole. Zakończenie jest tyle mocne, co zaskakujące. Obyczajowe tło małomiasteczkowej mentalności znajome, lecz bardzo ciekawe. Kobiece postaci różnorodne, niejednoznaczne i pociągające. I chyba to dla mnie stanowi główną siłę tego serialu – okazuje się, że życie kobiet potrafi być bardzo trudne nawet w pozornie wygodnym, wymuskanym świecie, a solidarność pojawia się mimo tarć, różnic i niesnasek. Jeśli jeszcze nie oglądałyście – zapewniam, bardzo warto!
„MONEY HEIST”/ „DOM Z PAPIERU” / „CASA DE PAPEL”
Rewelacyjny serial sensacyjny! Trzyma w napięciu, zaskakuje i wciąga. Tu nie ma mowy o żadnej ambiwalencji uczuć w stosunku do bohaterów. Znacie ten dylemat moralny, kiedy czujecie sympatię do postaci mimo, że wiecie, że popełniają przestępstwo? Tu go nie ma, tutaj totalnie uwielbia się ich wszystkich, niezależnie od faktu, że właśnie popełniają misternie przygotowany, skomplikowany skok na gigantyczną kasę. Nie ma znaczenia, że popełniają przestępstwo i mają w większości kryminalną przeszłość. To wszystko nieważne w obliczu perfekcyjnego planu, geniuszu Profesora, wyrazistości barwnych postaci, ich wzajemnych, uczuć i zawiłych relacji. Nie da się, absolutnie nie da się ich potępiać, nie potrafię sobie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby nie stać się podekscytowanym kibicem ich brawurowych wyczynów, nie obgryzać paznokci w obliczu niebezpieczeństw, nie uronić łezki, kiedy dzieje się im krzywda. Uważam, że ten serial bije na głowę większość hollywoodzkich produkcji opartych o motyw napadu, a język hiszpański bardzo do niego pasuje, dodając mu jeszcze uroku. Ogląda się go z wypiekami na twarzy, a kiedy się kończy, jest smutno, bo chciało by się więcej.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
fajnie, że i tańsze kosmetyyki są warte uwagi, muszę wypróbować, pozdrawiam:)
Nie słyszałam jeszcze o tym drugim serialu, postaram się sprawdzić w najbliższej przyszłości 🙂
Ha! A ja „Kłastewka” odpuściłam właśnie po drugim odcinku, bo mnie znudziły. Ale teraz z ciekawości odpalę trzeci, a nuż zaskoczy. „Wataha”, „Belfer” i pierwsza część „Paktu” wysoko postawiły poprzeczkę, więc najchętniej oglądnęłabym coś w ten deseń. Ten drugi serial chętnie poszukam 🙂
Casa del Papel wymiata 😀 Ja uwielbiam Rio 😀 😀 Słodki dzieicak 😉
Jestem w trakcie oglądania Domu z papieru. Hiszpański – muzyka dla uszu 🙂 Jestem ciekawa drugiego sezonu. Polecam też ” Kruk. Szepty słychać po zmroku” – świetny, polski serial. Pozdrawiam 🙂
Och, uwielbiam jaskry:) I w ogóle wiosenne kwiaty, coś wspaniałego! Z prezentowanych produktów mam ten róż z Biedry, kolory śliczne ale dośc mocno napigmentowane, trzeba uważać. Piękne kadry Polko! Pozdrawiam
Casa de Papel rządzi!! My tak się wciągnęliśmy że praktycznie w jeden weekend obejrzeliśmy całe dwa sezony 🙂 A jaskrów jeszcze nigdy nie udało mi się dorwać 🙂 Może rzeczywiście trzeba zamówić. Pozdrawiam
Lubię Twojego bloga, ale coraz rzadsze wpisy mocno zniechęcają do zaglądania tutaj…
Czekam kilka dni i … – o znowu nic 😑
Ooo, nawet komentarze się nie pojawiają. 😑…
Komentarze się nie pojawiają, ponieważ śmiałam wyjechać na urlop i przez kilka dni nie publikować/nie zatwierdzać komentarzy. Rozumiem Twoje rozczarowanie, jednak nie jestem w stanie przez cały czas pisać z taką samą częstotliwością. Mam także inne obowiązki, a także potrzebę naładowania akumulatorów od czasu do czasu, nie jestem maszyną.