W moim sposobie spędzania weekendów w zasadzie niewiele się zmieniło odkąd mam dzieci. Jest piątek – jest impreza. Nadal wieczór zaczynam z moimi dziewczynami, później ustawiam się z typem, robię oko, daję w palnik i zasypiam w ciuchach. Ach ten piąteczek, piątunio! Flaszka czekająca od popołudnia i ta obietnica szalonej nocy. „Jego dżins i mej bluzki biel” wciąż stykają się, lecz nie w tańcu już, o bynajmniej.
Piątkowy wieczór rządzi się swoimi prawami – jedyne, co wtedy musisz, to dobrze się odpiąć. Zapomnij o stercie brudnych garów, o górze prania, w nosie miej walające się po podłodze klocki – „pamiętaj o melanżu”! Ja swoją cotygodniową odpinkę zaczynam od rytualnej kąpieli, z tą jednak różnicą, że nie poddaję jej swojego ciała. Do wanny wrzucam natomiast dzieci, sztuk dwie, bo tyle mam na stanie. Wrzucam nie byle jak, bo czym prędzej, zazwyczaj już koło osiemnastej. Kiedy w okolicach dziewiętnastej one są świeżutkie i pachnące, a ja spocona i mokra, zaczynamy biesiadę. I znowu – nie ja wieczerzam, a córki moje. Posilają się do syta, mlaskają aż miło, ja w tym czasie dorabiam kanapeczki, dokładam ogóreczków, dolewam napitków, ścieram blaty, później stół i podłogę. Trzecią ręką szykuję rozpustne, piątkowe żarełko – na melanż rzecz jasna. Gdy one są najedzone, a ja wciąż mokra, spocona i dodatkowo jeszcze głodna, rozpoczynamy ludyczną część wieczoru – wyciągamy książeczki. Wierszyki, rymowanki, opowiadania, miasteczka, magiczne krainy, leśne zwierzątka, chrumkanie świnki – kiedy je wszystkie zaliczymy, melanż jest już blisko, już czuję cierpki smak Nero d’Avola, które uśmiecha się do mnie z kuchni. Jeszcze tylko pół godziny głaskania, tulenia i szeptania, które rujnują resztki mojego makijażu i fryzury, upodabniając mnie do kobiety upadłej. Jeszcze tylko pół godziny z gumisiami, księżniczkami, kucykami i gupikami, druga seria głaskania, tulenia i szeptania, która już upodabnia mnie do kloszarda i jestem w domu, mogę szaleć. Wtedy zaczyna się ustawka z moim typem. Nasze rendez-vous zaczyna się tam, gdzie zwykle – na kanapie. Przynosimy flaszkę z wyszynkiem i wariujemy. „Jego dżins i mej bluzki biel” natychmiast stykają się, lecz w pozie umiarkowanie zmysłowej, bo styk jest to raczej w stylu dwóch worów kartofli w ciasnej komórce. Resztkami przytomności sięgam jeszcze po chusteczki do tyłka – nie do tyłka bynajmniej, a do twarzy i zmywam z niej resztki charakteryzacji na kloszarda, znaczy się – robię oko. I oddajemy się weekendowemu szaleństwu – wygłodniali, rzucamy się na rozpustną, odświętną strawę (wszak chipsy w naszym domu to rzadkość) i z każdym łykiem wina coraz bardziej senni, oddajemy się piątkowemu ekskapizmowi, naszej wieczornej ucieczce od rzeczywistości w krainę Wikingów. Ragnar i Lagertha Lothbrok swoją pierwotną urodą i uwodzicielską dzikością oddalają nas od świata brudnych tyłków, głodnych dzieci i infantylnej literatury. Ich przygody, wraz z relaksującymi właściwościami czerwonego trunku, separują nas od pracy, rachunków, nieumytych garów i góry prania. Separują nas na tyle szczelnie, że budzimy się zazwyczaj dobrze po północy, w barłogu. Wzrok mamy dziki, suknie plugawe. I kiedy już mam poczuć się żałośnie, robię bilans piątkowego wieczoru: zabawa z dziewczynami – check, ustawka z typem – była; pojedzone, popite, flaszka z wyszynkiem – done. Nie jest ze mną jeszcze tak źle – myślę sobie, rzucając ciuchy w kąt łazienki i udając się na spoczynek – poszalałam!
Matko, w piątek koniecznie:
„Pamiętaj o melanżach (a jak)
Pamiętaj o melanżach (bo trzeba)”*
Czipsy z warzyw korzeniowych
(ilość widoczna na zdjęciu – po małej miseczce z każdego rodzaju)
Chrupiące i wyraziste – przepyszne! Mój sposób na melanż z wyszynkiem, lecz bez wyrzutów sumienia. Idealna przegryzka do filmu, aromatyczna i wciągająca. Idę o zakład, że większość wyjedzą Wam faceci, nawet, jeśli początkowo nieufni (zwłaszcza, jeśli dobrze je przyprawicie). Pikantna marchewka, ziołowa pietruszka i słodkawe buraki smakują naprawdę wspaniale, bez problemu zastąpią inne niezdrowe, słone przekąski.
Składniki:
- 2 średnie buraki
- 2 duże pietruszki
- 3 duże marchewki
- oliwa z oliwek
- sól
- papryka ostra, czubryca (lub dowolne inne przyprawy)
Sposób przygotowania:
- warzywa umyć, obrać i poszatkować na cieniuteńkie plasterki przy pomocy obieraka do warzyw (marchew i pietruszkę najlepiej przekroić na pół po skosie i zeskrobywać takie wydłużone plasterki)
- plasterki warzyw wyłożyć na dużej blasze (po 1 gatunku na blachę), skropić oliwą (ok.1-2 łyżeczek na blachę), oprószyć solą, posypać przyprawami (do pietruszki użyłam czubrycy, do marchwi – papryki, buraki tylko posoliłam)
- warzywa wymieszać z oliwą i przyprawami, najlepiej wymasować je dłońmi, by były równomiernie przykryte
- piec (suszyć właściwie) w temp.140 st. z włączonym termoobiegiem przez około pół godziny – muszą wyraźnie skurczyć się, lekko zrumienić, wyschnąć, lecz pełnej chrupkości nabiorą po ostygnięciu
- można podawać z hummusem lub dipem jogurtowym (jogurt grecki + czosnek + pietruszka lub dowolne przyprawy)
*DJ 600V „Pamiętaj o melanżu”
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Jesse oo! To jak w mojej chałupie! Z tym,ze ja tańczę z ruda w świetle księżyca ????????????tj.zasypiam z drinki em w ręce w asyście rozchylonych ust i chrapania własnego ????????????????
Chusteczkami do tyłka można zmywać makijaż?! Jakie to genialne, i proste, ależ ja jestem tempak, że na to nie wpadłam. Życie mi ratujesz, kocham Cię!
piekne… samo zycie…
Hihihihi a ja wlasnie wracam z melanzu, dziecko z tatusiem, czasem trzeba sie wyrwac. Pozdrawiam. Pani Polko ulubiona ????
Cudowny tekst 🙂 Dzięki!
lubię Cie, i twoje poczucie humoru , pozdrawiam serdecznie
😀 I moje melanże głównie tak wyglądają! Uśmiałam się szczerze z rana:D! Dzięki!!!
Hahaha! Moje wyglądają jeszcze „gorzej”, gdyż alkoholu brak (nie piję), chipsów brak (nie mam już siły nawet zawlec się do kuchni po tygodniu dzikich biegów z pracy jednej do drugiej, popołudniowych pracowych zadaniach specjalnych (niestety) plus oporządzaniu 24h/dobę 3 ciał i dusz nieletnich ;)). Tak więc mój melanż zaczyna się i kończy na… obejrzeniu (wreszcie mam Tę chwilę!) jakiegoś serialiku na HBO Go (w życiu nie oglądam tv- nie moje godziny nadawania ;)) lub innej Ipli. Zasypiam (wczoraj np.) w poczuciu… obejrzałabym coś jeszcze, ale już nie moooogę, bo paaadam. I z poczuciem, że właśnie przywalił mnie pięciotonowy głaz. Budzę się z uczuciem podobnym ;), zawsze, niezależnie od dnia tygodnia (czytaj- także w sobotę) o pięknej porze punkt 5.00. Próbuję jeszcze skończyć jakiś serialik, a od 7.00 w innym z kolei- poczuciu sąsiedzkiego obowiązku wspólnotowego- zapierdzielam, myjąc klatkę schodową and okno na tejże również. Potem już tylko standardowy sobótkowy poranek- mycie garów, których w mym ogromnym (doprawdy!) białym zlewie potrafi nazbierać się ilość powalająca, nastawianie kolejnych prań i ich kolejnych suszeń (chwała ci wynalazku techniki), odkurzanie, mycie podłóg, pielęgnacja odzieży nie znoszącej pralkowego prania= ręczna ;). No i w tym wszystkim- nie zapomnieć o obiedzie, zakupach (poniedziałek już blisko, a skoro tak, to i zapierdzielnik w dzikim pędzie następny), spacerze z dziećmi, zakupach, zabawach, znowu zakupach, pracach domowych (fuuu, chyba jednak zostawię na niedzielę), świeżym powietrzu, słońcu, sobie… (hmmmm…). Pozdrawiam ;).
Pysznie i zdrowo
O ! Tatuaż taki jak ma pan Polkowski się pojawił ???? Bardzo fajny pomysł, ja mojego na żaden tatuaż nie namówię niestety ???? Wpis oczywiście odzwierciedla naszą rzeczywistość w punkt ????
robiliśmy je razem, tego samego dnia, tylko jakoś wcześniej nie było widać 😉
Jakbym o nas czytała!!! ???? Te ustawki zawsze takie grr… W ciągu dnia sobie podszeptujemy, co to się będzie działo wieczorem, a jak przychodzi co do czego to w gołej klacie występuje tylko Rollo ????
haha, ale za to co za klata! 🙂
Oj zdecydowanie najlepsze oderwanie – Wikingowie ????
Polko Twój styl pisania jest cudowny, oby więcej takich postów.
Bardzo lubię Twojego bloga. Ale hmm… no ale tak sobie pomyślałam, że może nie powinnaś pisać na blogu, że w piątek wieczorem pijesz z mężem wino, bo zgodnie z przepisami (zwłaszcza ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie) nie może być tak, że małoletnie dzieci są pod opieką dwójki rodziców będących pod wpływem alkoholu. Gdyby Was zastała Policja mogłaby Wam odebrać dzieci, choć zwykle jest tak że można zadzwonić po kogoś z rodziny – trzeźwego, kto przyjdzie i zobowiąże sie popilnować dzieci do momentu wytrzeźwienia rodziców. I nie ma znaczenia, że dzieci śpią w swoich łóżkach.
Ja rozumiem, że w wielu domach to wygląda tak jak u Ciebie, ale ja po prostu zastanowiłabym sie nad opublikowaniem takiego wpisu, bo kwestia alkoholu i opieki nad dziećmi to kwestia kontrowersyjna.
No chyba że się mylę ?
Pozdrawiam
Nie, no błagam, to chyba żarty – mówimy o butelce wina na dwie dorosłe osoby, jaka nietrzeźwość? 🙂
ha, ha ! Polak-Katolik-Alkoholik!
Agnieszko-cierpliwosci Ci zycze …!
To nie chodzi o stan nietrzeźwości, po którym np. nie możesz prowadzić samochodu. Chodzi o bycie pod wpływem alkoholu. Ilość nie ma znaczenia.
Wiem o tym wszystkim z pracy, na co dzień sie zajmuję takimi sprawami.
I wierz mi, że to nie żarty.
Zgadzam się, że to nie żarty – „znajomy znajomego” dostał kuratora, bo pił piwo na balkonie a w tym czasie był sam z dzieckiem, bo matka wyszła na zakupy czy gdzieś. Sąsiad, z którym miał na pieńku zawołał policję i dostał kuratora bo opiekował się dzieckiem pod wpływem alkoholu.
Nawiasem mówiąc po wypiciu połowy butelki wina nie można prowadzić samochodu.
Ale mozna zawołać taksówkę w razie co. Polko ale musisz mieć cierpliwości, by czytac te komentarze 🙂
warzywne i chrupiace to nie taka prosta sprawa ale Twoje wygladaja jakby rzeczywiscie chrupaly! czyli 140* i termoobieg – dzis probuje!
Naprawdę bosko chrupały, dawaj! 🙂
Hejka, planuje przygotowac chipsy dzien wczesniej i zaserwować je na imprezce dzien pozniej. Czy nie stracą na świeżości?