Słuchajcie, miłe panie. Przychodzę dziś do Was, jako matka z jedenastoletnim stażem, z pewną wychowawczą rewelacją na temat instytucji zajęć dodatkowych. Otóż: są one przereklamowane. I nie, że obudziłam się dziś rano i nagle – eureka – bojkotujmy karate i robotykę! Refleksja ta jest poparta wieloletnim doświadczeniem w zakresie jeżdżenia, wożenia, koordynowania kalendariów, wnoszenia opłat, lawirowania między szkołą, domem a przybytkami rozwoju ruchowego, artystycznego bądź językowego moich córek. Doświadczeniem późnych powrotów w zimowe wieczory, po których umordowane dziecko starsze dopiero siadało do lekcji, a umordowane dziecko młodsze odmawiało wszelkiej współpracy w zakresie czynności higieniczno-pielęgnacyjnych. Poparta jest doświadczeniem przesiadywania na korytarzach, ławeczkach, w holach oraz poczekalniach i jednoczesnym marzeniem, by być gdzie indziej i robić coś innego. Może nawet dla odmiany – dla siebie.
Że rodzicielstwo wiąże się z pewną dawką poświęcenia – to jasne. Że należy wspierać rozwój dzieci – takowoż. Wiem jednak, że łatwo stracić równowagę, próbując balansować między chęcią zapewnienia im wspaniałego dzieciństwa i doskonałego startu w dorosłość, a równowagą i psychicznym zdrowiem wszystkich zainteresowanych: zarówno starych, jak i młodzieży. Wiem, że można łatwo przesadzić, nawet jeśli nie jest się tym toksycznym typem rodzica, który od niemowlęctwa zasuwa z dzieckiem na chiński i akro-jogę, powodowany nieświadomym, lecz wciąż destrukcyjnym przeniesieniem własnych kompleksów lub aspiracji. Do zatracenia się w tym procederze wystarczy aktywny, ciekawski dzieciak, który ma wiele zainteresowań i chce próbować różnych aktywności, w pakiecie z rodzicem, który chce dobrze, ale jeszcze nie wie, kiedy powiedzieć „dość”.
Na to pytanie (czyli – kiedy to dość) nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale to się generalnie wyczuwa. To jest coś, co widzi się zarówno po dziecku, jak i po sobie. Mniej więcej wtedy, kiedy przestaje wystarczać czasu na lenistwo, na nudę, na odpoczynek, na zwyczajne rodzinne życie. Na to, by ze sobą pobyć normalnie i pogadać. Niestety także wtedy, kiedy przybywa szkolnych obowiązków i dziecko przestaje ogarniać podstawy (które, niezależnie od tego, co o nich myślimy, podstawami pozostają). Wszystkie te okoliczności po trosze, wraz z pandemiczną niepewnością jutra, złożyły się na naszą decyzję o ograniczeniu dodatkowych zajęć dziewczyn do absolutnego minimum, które stanowią w moim odczuciu lekcje angielskiego. O ile bowiem zainteresowania można rozwijać we własnym zakresie, jak również dbać o odpowiednie dawki ruchu, tak zależy mi bardzo, żeby język dziewczyny poznawały pod okiem profesjonalistów.
NAUKA ANGIELSKIEGO ONLINE
Muszę się przyznać, że kiedyś byłam do takich lekcji nastawiona sceptycznie. Jak się można domyślić – do czasu, kiedy musieliśmy nauczyć się zdalnego nauczania. Patrzyłam wtedy na Zosię, która wraz z przyjaciółką i ich wspólną panią od angielskiego przeniosły zajęcia do internetu i widziałam, jak fajnie im się pracuje, jak z lekcji na lekcji ta forma staje się coraz bardziej naturalna i jak ładnie idą z programem do przodu. I patrzyłam ze smutkiem na Hanię, która na pół roku straciła kontakt z językiem, nie licząc jakichś piosenek czy materiałów, które od czasu do czasu dostawaliśmy mailem z przedszkola. To dlatego w tym roku postanowiłam dać szansę nauce angielskiego, która odbywa się całkowicie zdalnie, dzięki czemu nie musimy martwić się dojazdami i tymi nieszczęsnymi odsiadkami w korytarzu w smutnym gronie umęczonych, scrollujących tępo fejsa, podobnych nam nieszczęśników. Nie martwię się też o to, że kurs zostanie przerwany kolejnym lockdown’em, mam pewność, że niezależnie od okoliczności Hania będzie mogła uczyć się angielskiego regularnie. I to w jakim stylu!
INDYWIDUALNE LEKCJE ANGIELSKIEGO ONLINE W ALLRIGHT
I choć w tym miejscu w zupełności wystarczyłaby chłodna, merytoryczna rekomendacja, ja powiem z wielkim entuzjazmem – lekcje w Allright są świetne! Początkowe zawstydzenie Hani przesympatyczna nauczycielka rozbroiła w minutę, natychmiast angażując ją w rozmowy i ćwiczenia, a ja siedziałam z boku i patrzyłam, jak moje dziecko chłonie, powtarza, klika, bawi się, cieszy się z każdej uzyskanej odznaki, a potem…żałuje, że już koniec. Serio, pół godziny zleciało w mig i zaraz potem było pytanie – kiedy następne spotkanie. Ja sama angielskiego uczyłam się w szkołach językowych przez wiele lat, więc bardzo doceniam wszystkie elementy: nienaganny akcent, świetną metodykę i całą konstrukcję lekcji z dobrze przemyślaną jej dynamiką, a jako mama – super kontakt nauczycielki z Hanią, jej sprawne reagowanie na momenty, które były nieco trudniejsze.
Jak wyglądają lekcje w Allright
- Wszystkie indywidualne zajęcia odbywają się na edukacyjnej platformie AllRight – w klasie interaktywnej, która jest jak interaktywny videokomunikator z mnóstwem angażujących funkcji. Dzieci rozmawiają z nauczycielem, grają w gry, oglądają materiały video, wykonują ciekawe zadania i otrzymują za nie nagrody.
- Interfejs komunikatora jest bardzo intuicyjny i przyjazdy dla dzieci, wszystkie funkcje są dobrze oznaczone, obsługa jest naprawdę prosta. Istnieje także aplikacja mobilna Allright, z której możecie korzystać poza domem albo gdy np. dziecko ma trudności manualne z obsługą myszki np. podczas łączenia obrazków (na tablecie może zrobić to palcem).
- Rozpoczęcie nauki jest bardzo proste – na kilka godzin przed rozpoczęciem zajęć, otrzymuje się powiadomienie z godziną i linkiem do klasy. Wystarczy w niego kliknąć o wybranej porze i jest się automatycznie połączonym z nauczycielem.
- Po zakończeniu lekcji, dzieci dostają pracę domową, która ma utrwalić omawiany na spotkaniu temat, a wszystkie materiały są dostępne w specjalnej zakładce.
- Oprócz lekcji indywidualnych, Allright oferuje także dostęp do klubów konwersacyjnych w kilkuosobowych grupach dzieci w tym samym wieku, na tym samym poziomie, o podobnych zainteresowaniach. To znacznie tańsza opcja od zajęć sam na sam z nauczycielem, która dobrze sprawdza się jako ich uzupełnienie i możliwość szlifowania umiejętności w naturalnym kontakcie z rówieśnikami.
METODA SPEAKERA, CZYLI PODEJŚCIE KOMUNIKACYJNE DO NAUKI ANGIELSKIEGO
Allright połączyło dwa najbardziej skuteczne podejścia do nauczania języka angielskiego dla dzieci w nowej, innowacyjnej metodzie Speakera, która opiera się na podejściu komunikacyjnym CLT i technice reagowania ciałem – Total Physical Response (TPR).
Podejście komunikacyjne CLT – najlepszy sposób nauki języka obcego.
- Podejście komunikacyjne kładzie nacisk na interakcję pomiędzy nauczycielem a uczniem – w tej metodzie uczeń mówi przez co najmniej 50% czasu trwania lekcji.
- Najwięcej czasu podczas lekcji poświęca się rozwijaniu umiejętności komunikacyjnych i rozumienia ze słuchu. Nauczyciel kreuje sytuacje komunikacyjne naśladujące te w prawdziwym życiu, jak np.: zakupy, nawiązywanie znajomości, podróże itp., w których uczestniczy uczeń.
- Wykorzystuje się autentyczne, obrazowe materiały tj. filmy w oryginale czy nagrania rozmów rodzimych użytkowników języka.
- Ponadto metoda komunikacyjna pozwala „wyjść poza klasę”, łącząc poznawany zakres materiału z prawdziwym życiem i różnorodnymi obszarami wiedzy. Podczas lekcji w AllRight.com rozmawia się z uczniami na przykład o grach, filmach, a nawet sztuce i technologii.
Technika reagowania całym ciałem – Total Physical Response (TPR).
- Technika TPR opiera się na zaangażowaniu wszystkich głównych kanałów percepcji dziecka: słuchowych, wizualnych i kinestetycznych (doznania).
- W metodzie TPR obowiązują zasady gry ruchowej. Na przykład, ucząc się czasowników języka angielskiego, dziecko nie tylko patrzy na karty i powtarza wyrazy „biegnij”, „skacz”, czy „lataj”, ale w rzeczywistości biega, skacze i „lata”, wymawiając słowa podczas ruchu. W ten sposób zaangażowana jest pamięć ruchowa, co wspomaga szybkie zapamiętywanie nowych słów.
- Technika reagowania całym ciałem stanowi podstawę nauczania języka angielskiego dzieci. Dzięki niej nie używają one języka ojczystego podczas lekcji. Poza tym jest zabawna i rozwija umiejętności aktorskie.
Szczerze polecam Wam naukę angielskiego w Allright, to nie tylko wielki komfort i wygoda, ale i pewność, że dzieciaki uczą się zgodnie z najnowocześniejszymi metodami w atmosferze zabawy, mając przy tym wielką frajdę. Okazuje się, że można inwestować w rozwój dzieci, a dawka poświęcenia jest przy tym naprawdę optymalna, to sytuacja absolutnie win-win, w której wygrywa cała rodzina. Co za szkoda, że nie da się tak z nauką pływania! 😉
Jeśli zainteresowałam Was tą formą nauki angielskiego, mam dla nowych klientów Allright kod: POLKADOT, dzięki któremu otrzymacie 2 dodatkowe lekcje gratis.
…
Wpis powstał we współpracy z portalem Allright.com
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Zazdroszczę, moja 7 letnia córka w czasie swojego angielskiego online sadzała przed ekranem zamiast siebie żyrafę i nie byliśmy w stanie jej niczym do takiej formy nauki zachęcić – ani my, ani pani nauczycielka, która bardzo się starała
Jeszcze w przedszkolu woziłam córkę na masę zajęć, które sprawiały jej frajdę. Ale byłam wymęczona. Szukając szkoły wiedziałam, że muszę znaleźć taką, która oferuje zajęcia dodatkowe po lekcjach, ale przed 16:00. I znalazłam. Córka ma codziennie angielski, po lekcjach biegnie na plastykę, robotykę i masę innych zajęć. W domu już się nie uczy, tylko powtarzamy słówka. Czasem po szkole idziemy na basen, częściej na spacer. Wolę wspólnie zjeść pyszną kolację w domu niż czekać pod salą aż dziecko skończy zajęcia. A weekendy mamy dla siebie. Jeździmy na rowerach, sprzątamy, gotujemy. Chociaż dzięki temu, ze nie jeżdżę popołudniami to mieszkanie sprzątam w tygodniu, w weekend tylko doszlifuję. Zaczęłam tak żyć rok temu i bardzo mi to odpowiada. Za jakiś czas jak będzie chciała chodzić na inne zajęcia, to wybierze je świadomie. A teraz to niech spędza czas z Rodzicami, bo zaraz nie będzie na to miała ochoty.