Zdarzają się w życiu propozycje nie do odrzucenia. Czasami los zsyła nam możliwości, które trzeba wykorzystać. Jak kiedy matka, która ostatnio na Openerze była trzy lata temu, z ciążowym brzuchem (a i to głównie w charakterze kierowcy męża i jego kolegów), dostaje karnety na cały festiwal. Jak kiedy blogerka, której oferuje się recenzje sprzętu gospodarstwa domowego, ma zająć się tematem modnej odzieży na jednym z najgorętszych festiwali w Europie.
Miało być tak: w długiej sukni i rozpuszczonych włosach wiruję w zachodzącym słońcu, na slow motion rzecz jasna. Chciałam być takim „modern hippie” – długowłosa, ciut romantyczna, wyzwolona i szalona. Miałam udawać, że nie wyrwałam się właśnie z domu pierwszy raz od wieków i tuż przed wyjściem szorowałam ubikację. Chciałam zlać się z tym modnym, beztroskim tłumem i nie dać po sobie poznać, że mogłabym być matką połowy uczestników. Miałam przez cztery dni robić rzeczy młodzieżowe: pić piwo, sikać w toi-toiach, skandować pod sceną. Dla miłej odmiany od szykowania kanapek na kolację, krojenia papryki w słupki, mycia włosów tak, żeby nie szczypało w oczy, czytania przygód Edzia i głaskania małych dziewczynek na dobranoc. Zamiast zwyczajowego nocnego zbierania/rozwieszania prania, wypakowywania/załadowywania zmywarki miałam ubrać się ładnie i pobawić.
O, tak miało być.
A to miałam być ja:
fot. Zalando
No i przyznaję – jarałam się. Jak pies schabem się jarałam, jak sprzęgło w Volkswagenie normalnie. Poczyniłam zakupy i czekałam. Świadoma konwencji, obowiązujących trendów, jak też i własnych ograniczeń, wybrałam na tę okazję długą, czarną, sukienkę, ramoneskę, która miała dodać mi odrobinę rock’n’roll-owego pazura oraz ocieplające całość dodatki w stylu boho. Chciałam wczuć się w klimat, ale nie za wszelką cenę (z tego powodu zrezygnowałam z szortów i mini).
No i cóż ja mogę więcej powiedzieć? Może i byłam świadoma konwencji, ale pogody z pewnością nie. Wprawdzie kiełkowała mi w kąciku świadomości taka myśl, że ta kiecka to zbyt odważne posunięcie w naszym klimacie, ale nie dałam jej wiary. Tliła się we mnie przez moment wątpliwość, czy to aby na pewno jest dobry pomysł, żeby zamawiać klapki, że może jednak kalosze, ale zignorowałam ją. Bo jak matka może się wybrać na Open’era, to czuje się, jakby wygrała los na loterii. Wstępuje w nią taki hurraoptymizm, że racjonalne myślenie wyłącza się. Zastępuje je wizja spódnic wirujących w zachodzącym słońcu (na slow motion) i staje się ona tak silna, że nie dopuszcza do głosu faktów. A fakty są takie, że na Openerze pada prawie zawsze.
Pierwszego dnia byłam ciut rozczarowana pochmurnym niebem i nagłym ochłodzeniem, ale to nie popsuło mi humoru. Poziom ekscytacji był naprawdę wysoki, w końcu szłam na Open’era, heloooł! Cztery dni to przecież wystarczająco długo, żeby spotkało nas szczęście w postaci picia piwa na trawie, w pełnym słońcu. Jeszcze se powiruję tą kiecką – pomyślałam, i wciągnęłam na tyłek dżinsy. Dziurawe rzecz jasna, bo jak matka idzie na festiwal, to chciałaby czuć się ciut bardziej młodzieżowo niż w piaskownicy.
No więc na Openerze byłam, miód i wino piłam. Może trochę przytłoczona ilością stref, namiotów, scen i atrakcji. Może odrobinę przebodźcowana tłumem, muzyką dobiegającą z wszystkich kierunków, która zlewała się miejscami w trudny do zniesienia łomot. Może trochę głodna, bo do wszystkich foodtrucków były kolejki jak po srajkę w 86′, a my wciąż nie mogliśmy się zdecydować, czy chcemy kopytka, czy sushi; ale z pewnością zadowolona, że nie musiałam kroić papryki i czytać Edzia, tylko se w zamian piwo wśród młodzieży piłam. Muzycznie bez większego szału, niewielu miałam tam w tym roku faworytów, natomiast z rozrywkowego i ponad wszystko – socjologicznego punktu widzenia, taki festiwal to jest wielce interesujące zjawisko.
Jeden i drugi walor byłby znacznie bardziej odczuwalny, gdyby przez trzy kolejne dni nie padało non stop. Gdyby jednak można było się rozwalić na leżaku, słuchać muzyki leżąc na kocu, a nie stojąc po kostki w błocie, w strugach deszczu. Obserwacje socjologiczne też znacznie trudniej prowadzić spod parasola, kiedy się człowiek chowa w głąb kaptura, żeby ocalić resztki makijażu.
Że już o pozostałych elementach mojego wizerunku nie wspomnę. Nie muszę już chyba dodawać, że szlag trafił sukienkę? Otóż trafił nie tylko sukienkę, ale także po pierwszym dniu festiwalu, który suma summarum okazał się być pogodowo najłaskawszy, trafił także ramoneskę, klapki i okulary przeciwsłoneczne, jako że słońce nie było widziane w Trójmieście do dzisiaj. Szlag trafił świetliste refleksy we włosach, relaks i beztroskę. Zamiast tego była parka, peleryna, jesienne botki i walka o przetrwanie. Błoto, wiatr i deszcz, deszcz, deszcz…duuużo deszczu. Babie Doły zmieniły się w Krainę Deszczowców, w rewię foliowo-gumowej mody, przegląd kaloszy i peleryn we wszystkich kolorach tęczy. Byli tacy, którym dyndało i bawili się w tych strugach wyśmienicie. Ja natomiast, jako potencjalna matka połowy uczestników, jako pani w średnim wieku, która zerwała się z chaty raz od wielkiego dzwonu, oczekiwałam od życia nieco mniej ekstremalnych warunków do zabawy.
Taki chyba los matki na gigancie, że im bardziej się napali, tym bardziej jej nie wyjdzie. A ten deszcz to prawdopodobnie rzewne łzy, taki zbiorowy szloch wszystkich, porzuconych z okazji Open’era dzieci. Tak, to musi być to.
I pomyśleć, że mój zestaw na Open’era miał się prezentować tak:
1 – kurtka – Miss Selfridge
2 – bransoletka – Liebeskind
3 – okulary – Anna Field
4 – klapki – Birkenstock
5 – chusta – Pieces
6 – sukienka – mint&berry
7 – torebka – Anna Field
Razem z Zalando, które zaprosiło mnie na Open’era i jest partnerem tego wpisu, przygotowałam dla Was zestaw festiwalowych rad i inspiracji. Czyli jednym słowem – chodźcie mamuśki, bo byłam wśród młodzieży i wiem, co w trawie piszczy (na wypadek gdybyście też miały ochotę przebrać się za wyluzowane festiwalowiczki i nie przypominać tych posikanych z ekscytacji matek, którymi w rzeczywistości jesteście ;))
FESTIWALOWE MASTHEWY
KLASYKI
Jest parę takich rzeczy, które się od lat nie zmieniają, takie ponadczasowe, festiwalowe looki – zarówno części garderoby, jak i pewne konwencje. Po pierwsze – grunge, a wraz z nim: podarte dżinsy (długie lub krótkie) martensy lub botki, kraciaste koszule, bandany. Taki Axl Rose generalnie. Po drugie: hippie/boho/dzieci kwiaty, czyli: kwiaty we włosach, długie sukienki, łączki, wzory etno, okrągłe okulary, długie, rozpuszczone włosy albo luźne warkocze. Czyli lekko tylko stuningowany Woodstock. Po trzecie: wild, wild west. Tu znajdziemy: hafty, koronki, frędzle i obowiązkowo – kowbojki. Nie tylko na Piknik Country w Mrągowie. A na festiwalach muzyki elektronicznej czy tych z hip-hopowym zacięciem będzie więcej koloru, plastiku, dżinsu, adidasów i różnych bardziej miejskich zapożyczeń, zresztą zobaczcie sobie, jakie są te festiwalowe style tutaj.
BUTY
Ja wiem, że to brzmi jak rada cioci Ździsi, ale serio, festiwalowe obuwie po prostu musi być wygodne, w przeciwnym razie spędzisz cały event grając w piłkarzyki w namiocie Pringles, a przecież nie o to chodzi. Wystarczą trzy rundy między tentem a mainem i już masz półmaraton. My każdego dnia na liczniku mieliśmy około 12 kilometrów, a to już jest taki dystans, że na koturnach nie przejdziesz. Gdy ciepło i słonecznie (czyli raz na siedem lat) – japonki i sandały, lekkie tenisówki. Na niepogodę – motocyklowe botki, kowbojki i kalosze. Serio nie wiem, jak to możliwe, że w naszym biednym kraju co trzecia nastolatka nosi Huntery, ale niewątpliwie jest to obuwie wielce popularne na Openerze. Średnio co kilka minut mijałam parę tych kultowych kaloszy, a wtedy miałam ochotę podzielić się tym doświadczeniem z autorem hasła „Polska w ruinie”. Oprócz tego mocno trzymają się adidasy, stare, dobre Conversy i wysokie, skórzane buty.
1 – sukienka – See u Soon
2 – okulary – Even&Odd
3 – torebka – Desigual
4 – kurtka bomber – ONLY
5 – szorty – ONLY
6 – kurtka – ONLY
7 – botki – Bullboxer
8 – plecak – Enter
9 – botki – Bullboxer
10 – kurtka – Khujo
TORBY
Tu nie bez powodu dominują skrajności: albo plecaki, albo małe torebeczki. Nie idźcie na festiwal z dużą, ciężką torbą na ramię, to zabójstwo! Po paru kilometrach nawet średnia torebka z parasolką, kosmetyczką i portfelem zaczyna nieprzyjemnie ciążyć i wrzynać się w ramię. Stanie pod sceną przez kilka godzin z takim balastem u boku jest serio słabe. Jeśli potrafisz przetrwać z kartą płatniczą, telefonem i puderniczką – bierz jakieś maleństwo. Jeśli na każde wyjście bierzesz trzy zapasowe swetry, chustę, kosmetyczkę pełną malowideł, najlepszy będzie plecak. Najwygodniejszy wariant jest oczywiście taki, że sama bierzesz stylową torebunię z puderniczką, a facetowi wręczasz gustowny plecak na wszystkie twoje niezbędne drobiazgi 😉
1 – sukienka – Volcom
2 – naszyjnik – Pieces
3 – bransoletka – Sweet Deluxe
4 – plecak – Spiral Bags
5 – sukienka – Yas
6 – plecak – adidas Originals
7 – parka przeciwdeszczowa – Topshop
8 – torebka – Anna Field
9 – kalosze – Hunter
10 – botki – Mjus
11 – dżinsy – Even&Odd
GOLIZNA
Myślę, że poziom desperacji niektórych dziewczyn jest tak wysoki, że nawet gdyby Opener odbywał się w styczniu, i tak przyszłyby w szortach odsłaniających połowę pośladków. Bardzo krótkie spodenki i sukienki to nieodłączny element festiwalowego krajobrazu, bywa bardzo malowniczy, nie przeczę, ale i czasem totalnie idiotyczny, kiedy czwartą godzinę zacina z ukosa upierdliwa mżawka, a wiatr wyrywa parasolki. Jeśli strój pasuje do aury, wówczas rzeczywiście bardzo stylowym rozwiązaniem są takie grunge’owe elementy jak dżinsowe szorty czy kuse kiecki w łączkę, a do tego – wysokie buty, ramoneska czy dżinsowa katana. Klasyka. Trochę mniej rozumiem te wszystkie gołe brzuchy, firankowe bluzki, bieliznę na wierzchu i biusty atakujące na każdym rogu, ale tak wygląda duża część festiwalowej audiencji. Ech, ta dzisiejsza młodzież…
1 – sukienka – Selected Femme
2 – kapelusz – Benetton
3 – szorty – Topshop
4 – t-shirt – Vero Moda
5 – biustonosz – mint&berry
6 – kurtka dżinsowa – Urban Classics
7 – torebka – mint&berry
8 – sukienka – Even&Odd
9 – bransoletka – Tamaris
10 – trampki – Converse
DODATKI, W KTÓRYCH NIE WYSZŁABYŚ NA ULICĘ
Na pierwszym miejscu zdecydowanie: przypominające wianki opaski ze sztucznymi kwiatami. Potem: kapelusze. I te naszyjniki w stylu sado-maso na każdym kroku. Przyjęło się, że na festiwalu wolno, a nawet trzeba więcej. To dopiero tam (ale wstyd) poznałam najnowszy trend makijażowy – brokat i cyrkonie na kościach policzkowych i skroniach, azteckie wzory na twarzy, kropki na czole, wzdłuż linii brwi. Nie miałam pojęcia, że tak się teraz nosi, bo też i na ulicy się chyba nie nosi. A na festiwalu tak.
1 – kurtka dżinsowa – LTB
2 – opaska – wianek – Vero Moda
3 – naszyjnik – Topshop
4 – okulary – Kiomi
5 – bransoletka – Tamaris
6 – kurtka przeciwdeszczowa – New Look
7 – spodnie – Vero Moda
8 – kurtka bomber – Vero Moda
9 – kalosze – Aigle
10 – plecak – Yourturn
11 – kalosze – Anna Field
Dziękuję Zalando za zaproszenie na festiwal i (mimo wszystko) świetne wspomnienia. Za rok obiecuję zamówić kalosze! 😉
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ojej! Polko! Aż mnie zmroziło. Czytam, czytam a tam „dodatki,których nie ubrałabyś na ulicę”. SERIO? Ty, taka estetka? Błagam…Tzn. zakładam, ze nie chodziło Ci o ubieranie ulicy jak na Boże Ciało czy przejazd Papieża, bo jeśli nie to walisz niestety powazne babole językowe na blogu. Lubie tego bloga więc proszę. Ubrań się nie ubiera. Ubierać możesz się, choinkę, dziecko. Na siebie się ubrania zakłada co najwyżej, nosi się je. Ten podtytuł powinien brzmieć „Ubrania, których nie założyłabyś na ulicę”. Ot co. Nie traktuj tego jak hejt. Ta błędna forma się tak rozpleniła, ze aż mi się przykro robi, że nawet osoby wykształcone, z pasją do pisania jak Ty, je popełniają.
Ola, gdyby to nie był hejt, nie pastwiłabyś się nad moją pomyłką z taką lubością. Popełniam błędy, jak wszyscy, dziękuję za zwrócenie uwagi (choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że długo na tę chwilę czekałaś, bo mam nieskromną świadomość swojej dużej stylistyczno – ortograficznej poprawności na co dzień). Peace!
Cześć, czy ramoneska którą masz na sobie to właśnie Miss? Kurtki ze skóry ekologicznej zazwyczaj w realu wyglądają dość „sztucznie”. Wszystko zależy od rodzaju. Jak tą oceniasz i czy rozmiarowka jest standardowa?
Twój komentarz nie jest zaś poprawny pod względem interpunkcji…i to też nie jest hejt…
Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego nie piszę bloga 🙂 Jakbym pisała, to bym bardziej dbała o czystość językową.
No wiem, ja właśnie analizowałam wszystkie zbliżenia kurtek przez tydzień, żeby wybrać tę, która wygląda najbardziej naturalnie 🙂 Moja to właśnie ta z Miss Selfridge, ma fajną fakturę i ładnie pachnie – nie wali plastikiem, ani nie układa się jak winyl. Rozmiarówka raczej typowa, ale fason kusy i ciasny, więc jak oczekujesz luzu i pewności, że się dopniesz w biuście – proponuję rozmiar większą 😉
Boski tekst, uwielbiam Cię, te botki marzenie i w ogóle fajne ciuchy. Tylko z jednym nie wiem o co kaman- co jest nie tak że sprzeglem VW?!:D piękna jesteś, apeluję o więcej Twoich zdjęć.
Przepraszam, mój komentarz miał być oczywiście nieco wyżej 🙂
No że ono jara się 😉 dzięki za miły komplement, dodaje odwagi do częstszego ujawniania się 😉
Małe dementi: nie zawsze pada na Open’erze 🙂 W tym roku pogoda była łaskawa przez 2 dni (zaliczyliśmy nawet plażing we czwartek), później – faktycznie szkoda gadać. Ale na 9 moich festiwali, przynajmniej połowę wspominam letnio czy nawet upalnie, tak jak w Twojej wizji. Nie trać nadziei za rok! A co do obserwacji modowych, to pełna zgoda. Też jako socjolog lubię obserwować barwny tłum i dziwić się niektórym stylizacjom; sama stawiam już głównie na wygodę. Pozdrawiam serdecznie – Festiwalowiczka rok starsza od Ciebie 🙂
No my niestety mogliśmy startować z Gdańska dopiero wczesnym wieczorem, i w czwartek nie mieliśmy możliwości wyjścia, więc te nieliczne przebłyski słońca nas ominęły 😉 Nie tracę nadziei, jasna sprawa, że nie!
Na ogól nie znosze tekstow sponsorowanych, ale tym zamiotlas, usmialam sie:)! Zalando-dobrze zainwestowana kasa! 2 pytania – jaka jest przewaga Zalando nad innymi sklepami tak wlasciwie? Jestem dinozaur, nie korzystam ze Spotify i Zalando tez nie kumam o co z nim chodzi – to jest jakis outlet internetowy czy co? A drugie pytanie-czy opiekunke do dzieci tez oplacili:)?
Nie musieli, mamy babcie 😉 A Zalando jest po prostu mega dużym, międzynarodowym sklepem internetowym z ciuchami, butami i dodatkami w bardzo dużym rozrzucie stylowym i cenowym. Absolutnie wymiata pod kątem łatwości zakupów i zwrotów, jestem wielką fanką od dawna 🙂
Tekst rewelacja.Uwielbiam Cię.pozdrawiam
♥ ♥ ♥
„A ten deszcz to prawdopodobnie rzewne łzy, taki zbiorowy szloch wszystkich, porzuconych z okazji Open’era dzieci.” Wymiękłam:) Oplułam monitor ze śmiechu:) Super tekst- jak zwykle Polko!
Muszę następnym razem uprzedzać, żeby nie czytać w trakcie posiłku 😉 Dzięki ♥
Hahahahaha no padłam po prostu 😉 My byliśmy w zeszłym roku, pogoda była trochę lepsza, ale też mieliśmy jeden dzień w totalnych strugach deszczu, akurat ten DZIEŃ, kiedy i mnie zachciało się stroić i z tłumem zlewać;) Choć jak bardzo bym się nie starała to i tak wyróżniał mnie brak wianka na włosach, pisków na widok nie wiadomo kogo i niewskakiwanie na ramiona męża, aby to na owych męskich ramionach wdzięcznie się gibać w samym staniku (ale coś podejrzewam, że i te roztańczone dziewczyny wcale nie na ramionach własnych mężów się gibały, bo teoretycznie w piaskownicy przecież za mąż się nie wychodzi;)) No poczułam się odrobinę staro, ale na szczęście szybko mi przeszło, zdecydowanie zawsze to lepsza opcja niż mamooo co dwie sekundy;) Uściski Aga!
Tylko matka zerwana z uwięzi zrozumie matkę (zerwaną z uwięzi) 😉 Pozdrowienia!
Ach ta pogoda. W tym roku już tak ma, że nie rozpieszcza. Ale wyglądałaś mega Polko 🙂
zwłaszcza w tej folii 😉 dzięki!