Dni pędzą jak szalone, zlewają się w ciągi podobnych sobie tygodni, miesięcy, giną w odmętach pamięci jeden po drugim, bezpowrotnie. Zostają z nich tylko jakieś strzępy, odłamki, okruchy małe, a i to tylko raz na jakiś czas, te co bardziej wyjątkowe. Jak dzień, w którym zobaczyłaś świętego Mikołaja, dostałaś pierwszy rower, zdawałaś maturę, poznałaś miłość swojego życia. Chyba każdy pamięta swój egzamin na prawo jazdy i dzień, w którym wyprowadził się od rodziców. Własny ślub. Albo ten, w którym urodziłaś dziecko, czy kiedy wróciliście z nim do domu. No i ten, kiedy płakało piątą godzinę i nie wiedzieliście, co robić (takie dni, kiedy myślisz, że nie nadajesz się na matkę to się zazwyczaj pamięta). Albo gdy poszliście do lasu i znaleźliście milion grzybów. I tę burzę, która Was złapała w górach. Pamiętamy zazwyczaj chwile wyjątkowe, zaskakujące, te, które wyrywają nas z rutyny, wzruszają jakoś mocniej niż proza codzienności. Choroby, wypadki, albo kiedy odchodzi ktoś bliski – takie dni pamiętamy aż za dobrze, minutę po minucie, te najgorsze momenty zostają z nami na zawsze, choć niechciane, wracają jak demony.
A gdzie miejsce na wszystkie te zwykłe – słoneczne i pochmurne, wietrzne, deszczowe, radosne czy nostalgiczne powszednie poranki, południa i wieczory? Gdzie wszystkie te słowa, spojrzenia, oddechy, kolory i smaki? Złości mnie czasem ta moja pamięć zawodna, innym razem za serce ściska ulotność wszystkich momentów, które chciałabym zatrzymać w głowie na zawsze. Nie wiem, czy to ta myśl o przeprowadzce sprawia, że chcę ostatnio zapamiętać naszą codzienność jak najmocniej, czy zwykły po prostu upływ czasu, normalne zdziwienie, że dzieci już takie duże i kiedy to minęło. Tak bardzo nie chcę zapomnieć tych wszystkich pospolitych dni, małych zdziwień i wzruszeń, tych wszystkich obrazków pięknych pięknem totalnie prozaicznym. Pozbawionych dramaturgii, punktów kulminacyjnych i zwrotów akcji. Najśmieszniejszych dialogów moich dzieci, ich pytań i głosów, koślawych obrazków, budowli z klocków, wyścigów w sklepowych wózkach i włosów rozwianych na huśtawce. Słonecznych, letnich poranków, wspólnych śniadań, tych pięknych, uśmiechniętych twarzy, upaćkanych jagodowym dżemem, małych rączek obskubujących bułki z kruszonki.
Dlatego robię zdjęcia. Do dziś pamiętam ten dzień, kiedy wyjęłam aparat mojego męża z szafy i postanowiłam, że będę fotografować. Ten moment kulminacyjny, po którym wspomnienia przestały się już ulatniać w takiej liczbie. Tyle obrazków pięknych prozaicznym pięknem przetrwało. Tyle chwil ocaliłam od zapomnienia.
(I tyle bułeczek! 😉 )
Nasze śniadanie upiększyły kuchenne dodatki z nowego sklepu ze skandynawskimi akcesoriami do wnętrz
Vanille – Mynte:
Biały emaliowany chlebak – tutaj
Ceramiczny pojemnik na masło – tutaj
Mała miseczka z dziubkiem – tutaj
Ceramiczna miseczka lawendowa – tutaj
Łapka kuchenna brudny róż – tutaj
Vanille-Mynte specjalizuje się w kuchennej ceramice Ib Laursen, którą wiem, że bardzo lubicie – to istne królestwo pastelowych kubeczków, miseczek, talerzy i dzbanuszków! Powinien chyba ucieszyć Was fakt, że do końca lipca na hasło: Polka zrobicie tam zakupy z 15% rabatem 🙂
…
- 600 g mąki pszennej
- 20 g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka suszonych instant)
- 40 g cukru
- 50 g masła
1 jajko - 240 ml mleka
1 łyżeczka esencji waniliowej
- 50 g miękkiego masła
- 50 g mąki
- 50 g drobnego cukru
- 2 łyżki płatków migdałów, pokruszonych
Do posmarowania: jajko roztrzepane z 1 łyżką wody
- najpierw trzeba zrobić zaczyn: wymieszać drożdże z odrobiną cukru i mleka, odstawić na kilka minut
- gdy wyraźnie podrośnie, dodać go do mąki, wymieszać
- mleko lekko podgrzać, wymieszać z masłem, cukrem i solą, kiedy lekko przestygnie, połączyć z jajkiem
- do mleka z dodatkami dodać mąkę wymieszaną z zaczynem, wyrobić gładkie ciasto (za mnie robił to KitchenAid, jest w tym świetny ;))
- ciasto zostawić przykryte w temperaturze pokojowej na ok. godzinę – półtorej (powinno podwoić objętość)
- z ciasta formować małe, okrągłe bułeczki o średnicy ok. 5cm, układać je w okrągłej formie wyłożonej papierem do pieczenia (nie miałam, posmarowałam cienko masłem), zostawiając między nimi odstępy, przykryć je ściereczką i odstawić do wyrastania na kolejne 30-40 minut
- zrobić kruszonkę: wszystkie składniki połączyć w miseczce do konsystencji grudek
- wyrośnięte bułeczki posmarować jajkiem, posypać kruszonką
- wstawić bułeczki i piec 15-20 minut w 200 st C., aż będą rumiane
- konsumpcję uwiecznić, ocalić od zapomnienia jeden letni poranek
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Poleczko jak wpisuję kod rabatowy to mi wyświetla się że został już użyty co zrobić?A miseczki na stronie na wyczerpaniu:-( a post piękny taki życiowy ja też wszystko uwieczniam na fotkach jest potem co wspominać
Piękny wpis i bardzo prawdziwy. W końcu to te małe codzienności tworzą nasze życie. Śliczne zdjęcia. Pozdrawiam ☺
Piękny post!
To bardzo ważne, co napisałaś. Zdjęcia robisz przepiękne, cudownie jest zajrzeć na Twojego bloga i oderwać się od szarości. Pozdrawiam serdecznie
Dziś nieśmiało – miałam.. zaglądałam; )
piękne zdjęcia 🙂
Witam
Chciałabym kupić sobie mikser planetarny
Kitchen Aid a Pani w tym poście zachowała tą markę więc moje pytanie jest jaką ma moc oraz pojemność misy bo wiem że jest ich sporo na rynku czym się sugerować aby się nie rozczarować byłabym wdzięczna za odpowiedź dziękuję i Pozdrawiam:)