Jaka ja byłam zorganizowana i przezorna od Nowego Roku! Jakie miałam pudełeczka lunchowe w lodówce – no, mucha nie siada! Posiłki zaplanowane, nagotowane na dwa dni na przód, a wszystko zdrowe, zielone i odżywcze. Organizacja wzorowa, dieta – cud, żadnego przypadku, od początku roku żadnej bułki z serem, zeżartej naprędce z braku laku. Żadnego ciasteczka, bo żołądek przyklejony był już do kręgosłupa. Postanowienie o dobrym odżywianiu wypełniałam w ostatnich tygodniach wzorowo. Ale czy da się tak zawsze, codziennie, bez względu na okoliczności?
Idea, jakoby można było non stop odżywiać się zgodnie z harmonogramem, jest utopijna. Że trochę to nudne, to inna sprawa, kulinarna spontaniczność jest bowiem wielce odświeżająca, ale ja nie o tym. Przede wszystkim jest to idea utopijna i wie o tym każda matka, która zasnęła w ciuchach na dywanie. Każda, która została z dnia na dzień uradowana informacją o stroju na bal karnawałowy czy innej klasówce z matmy. Wie o tym każdy, kto przeciska się przez miasto w korkach, które z niewiadomych przyczyn, osiągają w momentach trudnych do przewidzenia rozmiary katastrofy. Każdy, kogo zatrzymano w robocie dłużej niż wynosi przyzwoitość. I ten, kto na widok kolejek w Lidlu przy piątku odwrócił się na pięcie i wyszedł, w nosie mając swoje harmonogramy i postanowienia. Wie o tym każdy, kogo nieprzewidziane zdarzenia wyrywają z rutyny, komu nie w głowie gotowanie, bo ma myśli wznioślejsze. Że nie zawsze ma się czas i ochotę na myślenie o spożywczym jutrze, wie każdy dorosły człowiek, który nie jest robotem, ot co.
Zwykle wtedy – czy kiedy zasnę na dywanie, czy to z powodu korków, kolejek czy innych zdarzeń – cieszę się z moich zapasów. Jak również z tej niewielkiej dozy kulinarnej fantazji, jaką zostałam obdarzona, a która pozwala mi tworzyć rzeczy smaczne bez żadnych przepisów. Ale bardziej to z tych zapasów jednak, konkretnie – bazowych składników do azjatyckich śmieciówek. Co uratowało nas niejednokrotnie w różnych sytuacjach, to bowiem stir-fraje wszelkiej maści, w wersji najszybszej z szybkich – z krewetkami. Jeśli się bowiem ma parę sztuk skitranych w zamrażalniku, wiadomo, że będzie obiad. Wystarczy parę warzyw dosłownie, chlust sojowego sosu, trochę przypraw, idealnie jeśli się jeszcze w szafce jakiś błyskawiczny makaron ryżowy znajdzie. Wtedy jesteśmy w domu, bo choć bezplan, mimo że spontan, to obiad jest, i smaczny, i pożywny, w kwadrans najwyżej. Orientalne śmieciówki to najlepsze i najzdrowsze, co można na chybcika w kuchni wyczarować, przetrwałam z nimi chwilowe zawieszenie bez bułek, bez jednego choćby ciasteczka.
Błyskawiczny stir-fry z krewetkami, boczniakami i brokułem
Składniki:
- (na 2-3 porcje)
- 200 g makaronu ryżowego Vermicelli
- 200 g mrożonych krewetek
- 1 cebula
- ok. 6 boczniaków
- ok. 6 różyczek brokuła (ok. 1/3 główki)
- garść świeżego szpinaku
- garść nerkowców
- 2 ząbki czosnku
- po 3 łyżki sosów: sojowego i rybnego
- szczypta chili
- olej do smażenia (idealnie sezamowy, ale może być dowolny)
Przygotowanie:
- cebulę pokroić w piórka, boczniaki w paski, rozgrzać odrobinę oleju i podsmażyć je razem na złoto, krótko, na dużym ogniu, ze szczyptą soli i pieprzu
- grzyby z cebulą przełożyć z patelni na talerz, wrzucić na nią krewetki, po chwili dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, chili i brokuła, podzielonego na malutkie różyczki, dusić wszystko razem przez kilka minut
- w tym czasie ugotować makaron ryżowy
- podsmażone krewetki z brokułami dorzucić do talerza z grzybami, a na patelni (tej samej, bez mycia czy dolewania oleju) uprażyć nerkowce – mają się lekko zrumienić
- do orzechów dodać wszystkie pozostałe składniki: krewetki, brokuły, boczniaki i cebulę, dodać makaron, a następnie sos sojowy i rybny oraz świeży szpinak (lekko podarty lub posiekany)
- dusić całość jeszcze 3-4 minuty na średnim ogniu, nie mieszając zanadto, co najwyżej potrząsając patelnią, by smaki połączyły się
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Wygląda smakowicie choć ja za krewetkami nie przepadam, jadłam ale bez przekonania 😉 A twoje dziewczyny to wszamią? Moje trolle by nie ruszyły 🙁
Generalnie podobne dania z krewetkami jadają, ten makaron akurat był z grzybami i sporą ilością chili – tylko dla starych, ale krewetki wyjadały 😉
Uuu, coś czuję, że niebawem to danie zagości w moim menu. Mam tylko pytanie – czy mogłabyś polecić, proszę, jakie krewetki kupujesz i gdzie?
Różnie, tu mieliśmy mrożone na wagę z hipermarketu.
Powiem krótko: bardzo przemawiają do mnie te zdjęcia. Godz. 22:20… dobrze, że nie mam skitranych krewetek.. 🤪
To jest po prostu pyszne !!! Dzięki za kolejna świetna inspirację!!!