Zima jest najtrudniejszą porą roku nie tylko dlatego, że trzeba skrobać szyby samochodów i okresowo, z powodu braku światła, nie chce się człowiekowi żyć. Zima jest najtrudniejszą porą roku nie tylko dla tych, którzy potrzebują słońca do zachowania równowagi psychicznej, nie tylko dla GOPR-u, służb komunalnych, ptaków czy bezdomnych kotów. Zima jest, proszę Państwa, najtrudniejszą porą roku dla rodziców. Nie tylko dlatego, że dzieci przechodzą z kataru w kaszel, a z kaszlu w zapalenie ucha środkowego. Nie tylko dlatego, że co chwila jest się przez nie uziemionym i można od tego oszaleć. Otóż zima jest najtrudniejszą porą roku dla rodziców za sprawą upierdliwej kwestii odzieży zimowej.
Upierdliwość kwestii odzieży zimowej leży przede wszystkim w koszmarnym wydłużeniu czasu operacyjnego o poranku – pół biedy jeśli niesamodzielny człowiek jest w domu jeden. Ja się zawsze z najwyższym współczuciem zastanawiam, jak temat ogarniają ludzie posiadający więcej – dwoje, troje, czy nawet – o zgrozo – czworo małych ludzi, których trzeba o siódmej rano odziać na mróz. No bo umówmy się – nie chodzi o te kurteczki czy czapki nawet, ale o wieloetapowość procesu przy jednoczesnym oporze materii.
O oporze materii wie każdy, kto próbował, sam będąc odzianym w wełniany płaszcz, wielki szal i ciepłą czapkę, nałożyć rękawiczki na co najmniej dwie małe rączki, próbując wcelować dziesięcioma przynajmniej maleńkimi paluszkami w dziesięć maleńkich otworów. Kto podobną operację przerabia co rano z palcami dwudziestoma, czy trzydziestoma nawet – niech wie, że szanuję go i podziwiam. A wszystkie te rajstopki, kalesonki, ciepłe podkoszulki, bluzki, sweterki, getry, kombinezony, kominy i szale – trzeba to wszystko przecież jakoś nałożyć, pozapinać, pochować bluzki w spodnie, żeby nie podwiało. A to przecież czasem gryzie, opina, wszak stać trzeba przez kilka minut nieruchomo, co jest wyzwaniem dla niejednego dwulatka. Przecież w tym jest gorąco, przecież to nie jest w tym kolorze, który dziecko aktualnie preferuje oraz – gdzie są rajstopy z liskiem, mamo, ja chcę te z liskiem i nie, nie rozumiem, jak to możliwe, że są w praniu. Taki kombinezon – moja młodsza córka kieruje w jego stronę w tym sezonie jawny hejt, odmawia współpracy. Od października szukam pomysłu, jak ją ubierać na zimno, bo przecież moje dziecko tylko w spódniczkach chciało chodzić przez ostatnich kilka miesięcy.
Póki pogoda sprzyjała – nie chciałam z tym walczyć, dostarczałam spódniczki, szukając po sklepach tych jak najcieplejszych i jak najdłuższych. Gdy przestała sprzyjać – poranki stały się koszmarem. Bo weź wytłumacz, człowieku, czterolatce, która sądzi, że jest księżniczką, że ma się ubrać w kombinezon po siostrze – czarny w neonowe piksele. Weź negocjuj co rano, tłumacz, krzycz i gróź temu dziecku, wciskaj obrażone dziewczę w te nogawki, rękawy, a na koniec, jak ta wisienka na torcie – rękawiczki rzecz jasna. Dziesięć małych paluszków w dziesięć małych otworów, a Ty w wełnianym płaszczu, wielkim szalu i ciepłej czapce, ofkors.
Ja się naprawdę staram – zarówno dostarczać tego, co moja młodzież nosi z entuzjazmem, a co jednocześnie spełnia warunki zimowej funkcjonalności i nie rujnuje rodzinnego budżetu zanadto. Ja się także staram rozumieć, że ciśnie czy gryzie, że zanadto opina i niewygodnie. Jak również – staram się zachować spokój o siódmej piętnaście, gdy stoję w wełnianym płaszczu w przedpokoju i próbuję ubrać czterolatkę w kombinezon bez użycia przemocy. Ale jak mi dziewczynka mówi nagle, po pół roku kolekcjonowania spódniczek i rajstop, w sytuacji, gdy jej garderoba składa się niemal z samych kiecek, że to preferencja nieaktualna, bo ona od dziś chodzi tylko w legginsach…jak mi tak mówi nagle i o siódmej rano odmawia ubrania spódniczki, to ja serio wymiękam. I nie mam już siły na te kurtki, czapki, szaliki, ani na dziesięć paluszków w dziesięć otworków…Ratunku, nie ktoś włączy wiosnę, bo oszaleję!
Jeśli macie wciąż w dziecięcych szafach jakieś braki, jeśli komuś i u Was pozmieniały się w połowie sezonu preferencje albo urósł w ciągu miesiąca o dwa rozmiary – polecam Wam zakupy w 5.10.15., gdzie trwają teraz gigantyczne wyprzedaże zimowych ubrań. To także świetna gratka dla tych, którzy kalkulują budżet wyjazdu na narty i martwią się na myśl o czekających ich zakupach spodni czy kurtek. My wciąż jeszcze zastanawiamy się nad wyjazdem, Zośka już kiedyś połknęła narciarskiego bakcyla i jeśli się zdecydujemy – przynajmniej ją jedną mamy ubraną na śnieg. A Hanka w tej swojej nowej modzie i z fochem na kombinezony będzie musiała obejść się smakiem 😉 Zobaczcie, co wybraliśmy – zarówno dla usportowionej dziesięciolatki, jak i czterolatki w pretensjach, ze słabością do różu. Pierwsze wyjście w nowych outfitach przebiegło w nader przyjaznej atmosferze nie tylko dlatego, że odbyło się w południe, a nie o siódmej rano. Melduję, że wszystko wygodne, nic nie opina, nic nie gryzie, dzieci szczęśliwe, a dzięki temu – starzy również 😉
Hania: kurtka (klik), legginsy, czapka, komin, rękawiczki
Zosia: kurtka narciarska (klik), spodnie narciarskie, komin, czapka, rękawiczki
…
Wpis powstał we współpracy z marką 5.10.15.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Kurteczka Hani prześliczna!
Byle do wiosny <3
U mnie dwadzieścia czteroletnich paluszków i dziesięć trzyletnich:))Wiosno, przybywaj!!!:) Pozdrawiam. Wiktoria
Oj znam to 😉 My też już po narciarskich zakupach, przebieramy nogami byle do ferii. A jak już będziemy na tych nartach, i będę taszczyć trzy pary nart, i kaski, i 6latka z fochem na stok, to będę w głowę zachodzić po co mi to było, nie lepiej było w tropiki jechać 😃😃😃
Jak sobie przypomnę moje małe trojaczki (bo teraz mają już 12 lat) to mam dreszcze, bynajmniej nie z zimna 😉
Cześć,
W takich przypadkach przydaje się umieć szyć. Dużo mam szyje to co potrzeba z resztek materiałów i oszczędza ogromne ilości pieniędzy. I można z dzieckiem skonsultować co mu się podoba i dostosować projekt do potrzeb. 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
Pod warunkiem, ze w trakcie pomysl nie ulegnie zmianie na cos zupelnie innego,.he he przerabialam to wielokrotnie, zastanawiajac sie i poco mi to bylo…
Etap tylko spódnice i nagle tylko legins mamy za sobą. Ubieranie przebiega bezproblemowo. Bo czy to na portki czy na rajstopy zakładam wełniane leginsy. Ciepłe, nie opinające, szare z ładnym splotem. Tudzież spodnie ocieplane.
Ja mam trójkę to sobie trochę ulatwialam życie-rękawiczki z 1 palcem póki nie umie sama wsadzić 5 i jak najwcześniej samodzielne ubieranie 🙂 dopóki się nId da to najpierw ubrać dzieci, dzieci na korytarz, potem ja, żeby się nie upocic przy tym ubieraniu:) a wiosny jeszcze nie, chcemy zimę na ferie!
Właśnie rękawiczki z jednym palcem! Matki kupujace palczatki to zuo, zwłaszcza jak w takich wysyłają do przedszkola. I tak 15 dzieciaków z takimi rękawiczkami! Brawo matki! Życie trza ułatwiać a nie utrudniać!
Mimo wszystko, z całą sympatią i szacunkiem, ja jednak wygodę własnego dziecka stawiam wyżej niż pań z przedszkola. Wiele dzieci nie chce nosić takich rękawic, bo to utrudnia chwytanie i zabawę na dworze.
My już prawie po feriach, zimo możesz już sobie iść. 😉Wiosno przybywaj❤
Autentycznie, lubię Cię czytać, sama mam czwórkę dzieci w tym mniej więcej wieku .. i autentycznie Polka – mam poczucie, że z tym ubieraniem totalnie przesadzasz…
a na koniec Ci tylko podpowiem, że zainwestuj w rękawiczki z jednym palcem i sama siebie ubieraj na końcu:P;-)
Agnieszko, na potrzeby tego wpisu posłużyłam się przerysowaniem i ironią, co nie zmienia faktu, że ubieranie dzieci zimą uważam za upierdliwe i zimowych poranków nie znoszę.
Odnoszę takie samo wrażenie… zwłaszcza w kontekście wpisu o ekologii i umiarze jakoś dziwnie mi się gryzie kupowanie co chwilę nowych ubrań sezonowych, pierdół do mieszkania, trochę brak konsekwencji. Jakoś mi się te dwie opcje kłócą ze sobą, ale może to tylko moje odczucie.
P.S. Zdecydowanie wolę rękawiczki z pięcioma palcami, mimo że ich nakładanie może wyprowadzić z równowagi 🙂
Niezależnie od prób ograniczania konsumpcji, dzieci rosną i trzeba je ubierać. Poza tym nie napisałam w tamtym wpisie, że zjadłam wszystkie rozumy i wyrzekłam się nadmiaru, że od tej pory tylko materac w pustym pokoju i sukmana pokutna. Nie widzę sprzeczności, jestem na etapie zmiany świadomości i nawyków, ale bez ekstremizmów – nie rozumiem, po co szukać tu braku konsekwencji.
Nie rozwala Ci się nic z 5-10-15? Ja kiedyś kupiłam u nich hurtowo na przecenach 4 pary leginsów dla córki i 2 pary spodni dla syna i: pierwsze legginsy poszły na szwie po całości przy mierzeniu, z drugich sprał się cały wzór po kilku praniach i zamiast granatowe w białe wzory są po prostu granatowe, trzecie wypchały i wytarły się na stałe na kolanach. Czwarte są tylko trochę wypłowiałe. W jednych spodniach syna odpruła się kieszeń, a z drugich zszedł wzór na kolanach. Nie jestem przesadnie oszczędna i nie oczekuję, że koszulka z sieciówki przetrwa przy dziecięcym użytkowaniu dwa lata, ale jakość 5-10-15 to dla mnie przesada 🙁