Blue Monday zdołował i mnie swą przygnębiającą wypadkową czasu, który upłynął od Świąt, pogody (skąpego nasłonecznienia konkretnie) oraz faktu, że niestety nie stałam się jeszcze lepszym człowiekiem, a moje życie nie zostało wzorem harmonii i szczęścia. Drastyczny spadek weny, wieczna senność i różne refleksje ponurej raczej natury przeciągnęły się u mnie aż do Blue Friday, powodując, że cały mijający tydzień był w moim życiu raczej z tych o wątpliwym uroku. Trzy tygodnie to dość, by stracić do siebie resztki sympatii, która znikła wraz z wiarą w to, że kiedyś zaprowadzę porządek w dokumentach i samochodowym bagażniku, zacznę pić na czczo wodę z cytryną i będę ćwiczyć pośladki podczas prac domowych. Nie bardzo wiadomo skąd czerpać energię i motywację, w sytuacji, kiedy człowiek najchętniej schowałby się pod kocem i obudził w połowie kwietnia. Jak wykrzesać z siebie siły i zacząć wreszcie fikać na macie w sytuacji, kiedy z fazy „w 2016 zostanę miss fitness” przechodzę do etapu pogodzenia z obecnością fałdy na brzuchu i pragnę tylko świętego spokoju? Deficyt światła słonecznego robi swoje, z bezwzględnym okrucieństwem wpływając na ocenę własnej twarzy, inteligencji, zaradności, życia w ogóle. Do równania, przedstawiającego stan zdrowia psychicznego w trzeci poniedziałek stycznia dodałabym zmienną Ch – ilość chorób w rodzinie, przebytych od początku roku. Niewiele rzeczy siada bardziej na bani niż chorobowy rozkład, ciągnące się do ziemi gile, przymusowe zamknięcie w domu z dziećmi a także męska grypa w połączeniu z niedomaganiem własnym. To ona (zmienna Ch) ostatecznie zepchnęła mnie z krawędzi w czarną dziurę, w której siedzę i chlipię cichutko, marząc, by ktoś mnie stąd wyciągnął wprost na środek zielonej łąki, w maju.
Szukam ratunku, jakiejś cudownej siły, która wypchnie mnie rano z łóżka, a wieczorem powstrzyma przed grzebaniem w lodówce i następującym po nim zaśnięciem w ciuchach (która to kombinacja napawa mnie nienawiścią do siebie samej silniejszą niż cokolwiek innego). Kawa nie działa, moje smutki po alkoholu i czekoladzie tylko pogłębiają się. Pomagają: spacer na mrozie, zielone jedzenie, czytanie Jeżycjady, obecność roślin cebulkowych, zapach dziecka. Byle do wiosny.
pastelowe miski z melaminy Rice – Livebeautifully
łyżka do sałatki Rice – Livebeautifully
lawendowy kubek w kwiatki – Livebeautifully
Nie uważam się za osobę o jakimś szczególnie dobrym kontakcie z własnym ciałem, raczej przeciwnie niestety – moje ochoty regulują emocje, a nie niedobory. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka dni temu, w dniu podniesienia się z łoża bladawego jeszcze męża i ojca, zdałam sobie sprawę, że szykuję rodzinie prawdziwą bombę witamin, minerałów i sprzyjających zdrowiu składników. Jako baza – idealna na podnoszenie odporności, antywirusowa kasza jaglana, do tego pełne witamin, idealne na przeziębienie – czosnek, pietruszka, cytryna i świetne dla wyjałowionych żołądków – buraki i jogurt naturalny. Zupełnie intuicyjnie stworzyłam kompozycję idealną dla chorych ludzi!
Kotlety z kaszy jaglanej ze szpinkakiem
(ok. 12 niedużych kotlecików)
Składniki:
- 200 g kaszy jaglanej (waga przed ugotowaniem)
- 1 jajko
- dwie garście świeżego szpinaku
- 1-2 ząbki czosnku
- sól, pieprz
- bułka tarta
- opcjonalnie: drobno starty parmezan lub trochę pokruszonej fety
Przygotowanie:
- kaszę ugotować, jeszcze ciepłą połączyć (ręką, łyżką lub delikatnie zmiksować) z jajkiem, pokrojonym drobno szpinakiem, przyprawami i (opcjonalnie) serem
- z masy formować kulki, obtaczać je w tartej bułce i spłaszczać, formując okrągłe kotleciki, smażyć na złoto na rozgrzanym oleju lub/i maśle klarowanym
- podawać z sosem jogurtowym (200 g jogurtu naturalnego, ząbek czosnku, sok z połowy cytryny, natka pietruszki, sól) i sałatką, na przykład taką
Sałatka z burakami i gruszką
- liście świeżego szpinaku
- dwa ugotowane lub upieczone buraki
- 1 gruszka
- dwa plastry sera pleśniowego (może być feta lub kozi)
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- łyżeczka miodu
- łyżeczka octu jabłkowego
- szczypta soli
Przygotowanie:
- buraki ugotować lub upiec, pokroić
- szpinak umyć, dodać do niego buraki i obraną, pokrojoną gruszkę
- z oliwy, miodu, octu i soli przygotować dressing, schlapać nim sałatkę
- posypać po wierzchu pokrojonym drobno serem
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Wiesz, ostatnio umierałam z tego samego powodu, braku weny i inspiracji, kiedy przyjaciółka dała mi odpowiedz na ten stan rzeczy. Grudzień był baaaaardzo intensywny, wyeksploatowalaś sie rzekła do mnie. I u ciebie działo sie oj działo w grudniu ???????? widziałam, czytałam!???? Styczeń to czas ciszy i odrodzenia, trzeba przeczekać. Jestem twoja nowa czytelniczka ???? nazwałam cie ostatnio królowa ziemii pisząc do mojej przyjaciółki, bo umiesz i chcesz pisac o ziemii. Pisząc ziemia mam na mysli nasza codzienność . O tym o czym wielu blogerów nie chce pisac. Z reszta ty to umiesz robic doskonale ????, czujesz i porywasz. Pogłaszcz sie zatem i chwile poczekaj ???? czekałam na post z jaglanka, bo sama troche sie przestawiam na zdrowsza żywność. Uroki drugiej ciazy, trza zwolnić z jedzeniem wszystkiego by nie toczyc sie ba koniec ???? idzie mi rożnie ???? pozdrawiam cie serdecznie styczniowa pora. Jest bardzo dobrze u ciebie. Bardzo. Czekam na wiecej, poczekam jesli trza bedzie ???? Uściski Agnieszko od Anieszki
Pychotka..
Aż głodna jestem.. muszę coś zjeść. . 😉
A ta zastawa bomba..zamawiam odrazu!
Ach jo… Jak mawiał Krecik. Akurat czytam Twe słowa, gdy za oknem słońce radośnie świeci, chata wysprzątana, a dzieciarnia z ojcem poszli na sanki, więc mam tu ciszę, spokój i słoneczną radość. Zupełnie się nie utożsamiam z Twoim dołem. Ha, może też dlatego, że od wtorku to ja leżę chora i wszyscy wokół mnie skaczą? 😉 Tobie zaś życzę powrotu dobrego nastroju, światełka w tunelu, radości życia. Przecież już za kilka tygodni ferie!!! 😉
Czytanie Jeżycjady – urzekłaś mnie też teraz czytam Feblika 🙂
Ja też właśnie kończę Feblika – uwielbiam Musierowicz miłością nieuleczalną 🙂
????
Tak, Jeżycjada ma te magiczne właściwości…Ja od miesiąca mieszkam u Borejków z przyległościami – po raz pierwszy od lat wróciłam do Szóstej klepki i Kłamczuchy i czytam dalej po kolei…To jak wehikuł czasu ;0) Teraz jestem już przy Sprężynie.
Przesyłam śródzimowe uściski.
Heh, jak to śpiewają chłopaki z zespołu Problem: 'kawa nie działa, towar nie działa’ 😀 Ja to jestem zimolubna, latem właśnie bardziej zamulam, niż w te mrozy, co nie zmienia jednak faktu, że słoneczna zima i mrozik to nie te pochmurne dni z chlapą po kolana, co je teraz mamy właśnie (odwilż idzie). Pyszny przepis, wypróbuję! Pozdrowienia
Nie jestem matką, nie jestem żoną, ale mimo to jestem Twoja wierną czytelniczką. Jesteś pierwszą osobą, która tak szczerze wyjaśniła mi jak to jest z tym macierzyństwem i liczę, że tak świetnie przygotowana kiedy już sama zostanę mamą to nie doznam aż takiego szoku, że jednak nie jest różowo, cukierkowo i bajecznie. W imieniu wszystkich bezdzietnych panien (bo singielką zdecydowanie nie jestem) dziękuję Ci za szczerość i (względne) przygotowanie!
P.S. Postanowiłam napisać ten komentarz, bo jak przeczytałam, że nawet Ty jako żona i matka w chwilach smutku czytasz Jeżycjadę, to od razu poczułam ulgę, że jednak nie jestem opóźniona emocjonalne (lub po prostu infantylna), że robię dokładnie to samo, mimo że daleko mi do „młodzieży” dla której rzekomo są te powieści.
Mam podobnie, z tym że zimę kocham jak jest śnieg i wolałabym iść z dzieciakami na sanki czy karmić łabędzie zamiast zakopywać się w chusteczkach, bo jak na złość ferie się zaczęły to zaczęło się chorowanie…
Kotleciki wyglądają apetycznie, muszę spróbować 🙂
Tęskniłam za tą twoją lekkością przekazywania emocji… btw. u mnie styczeń też kolorowo: jelitówki, pleśniawki, ząbkowania i totalny brak snu, takie cudowności spowodowały, że moja ogromna chęć założenia własnego interesu odpłynęła w siną dal na jakiś czas… Pozdrawiam
Grunt to łapać każde możliwe dawki słońca! Super przepisy, koniecznie muszę wypróbować, bo uwielbiam kaszę jaglaną i wszystko co zielone. Życzę uśmiechu 🙂
A ja sobie myślę – taka Polka ogarnia, gotuje, piecze, niańczy i jeszcze jest w stanie zrobić z tego estetyczny fotoreportaż. A człowiek tu ginie w marazmie i weź, nie zazdrość tu takiej:p Ja wczoraj usnęłam w ubraniu i to był błąd najgorszy z najgorszych (pominę litościwym milczeniem ilość pizzy i wina spożytych bezpośrednio przed)…
Zrobiłam dzis na kolacje. Moj chłopak był zachwycony! Kotleciki wyszły boskie. Dziekuje za przepis <3
A ja się pocieszam, ze moja opona w talii uratuje mi kiedyś życie na basenie, bo to takie prywatne koło ratunkowe:)) a co do podjadania to jak dopadają mnie wyrzuty sumienia to sobie tłumacze że osiągnęłam już takie dno i mogę zacząć już się tylko odbijać. Też jestem tu nowa, zajrzałam przypadkiem i zostałam , teraz cierpi na tym moja nauka teorii, bo jakby było mało zajęcia przy dwójce dzieci, ciągle nieobecnego meża i ogarniania dnia codziennego to sobie jeszcze dołożylam kurs prawa jazdy, ale chyba ten nadmiar zajęć jakoś mnie trzyma w kupie no bo kto ma to zrobić jeśli nie ja, pozdrawiam i pocieszam wszystko mija nawet najdłuższa żmija, słoneczka.
Oi wprosiłabym się do Was na obiad! Szczególnie na tę sałatkę, która aż pcha wyobraźnię ku wiośnie!
Ech Jeżycjada☺. Uwielbiam. Właśnie kończę Feblika???? , ale często wracam do czytania od pierwszej części
Jesteś moim alter ego… Ale pamiętasz wszystko nam sie uda w tym roku. No raczej nie w styczniu, ale spokojnie jeszcz 11 miesięcy przed nami 😉
oo myślałam, że tylko ja, stara baba, wciąż zaglądam do książek Musierowicz! 🙂 do góry głowa, polko, wiosna przyjdzie i tak! 🙂
Trzymam kciuki, by domowy szpital szybko się skończył. Uwielbiam sprawdzać, co nowego wymyśliłaś na bloga 🙂
Czy można użyć szpinaku mrożonego do jaglanych kotletów?
mhmmm, na pewno można, ale trzeba by go dobrze odparować, żeby nie puszczał wody do masy, myślę, że jest ryzyko, że będzie się kiepsko lepić.
Można zdecydowanie, ale tak jak mówi Polka, trzeba dobrze odparować. Ja wrzuciłam „brykiet” liściasty na patelnię i dopiero potem do masy. Kotleciki wyszły idealne <3
Wow właśnie dziś zrobiłam wszystko na obiadek. Palce lizać, dzięki za przepis
Czy Hania jadla te kotleciki?