Ktokolwiek wymyślił wiosnę, geniusz z niego. Czasem, kiedy w okolicach lutego błoto pośniegowe i zacinająca mżawka z gradem wyjątkowo dają się we znaki, zdarza mi się sądzić, że powinnam była się urodzić w Miami. Że strefa klimatu umiarkowanego to jednak nie dla mnie, wylądowałam tu przez przypadek, w tym kraju smutnym i szarym. Ale potem przychodzi marzec, a po nim kwiecień, krupa śnieżna oraz inne bolesne formy opadów atmosferycznych odchodzą zwykle w niepamięć i człowiek budzi się w innej rzeczywistości. Kiedy już bliski jest popełnienia samobójstwa poprzez rzucenie się pod pług śnieżny, względnie najbliższą piaskarko-solarkę, nagle wychodzi słońce i dzieją się cuda prawdziwe. Rozmarudzone gbury jak za dotknięciem magicznej różdżki zmieniają się w towarzyskich optymistów. Skrzywione babska okazują się być miłymi paniami. Najbardziej śmierdzące lenie patentowane wykazują się energią niespotykaną przez pozostałe dziesięć miesięcy. Wątpliwej urody reklamy przestrzenne, bloki z wielkiej płyty, odrapane ławki i skopane wiaty przystankowe nikną jakoś w zieleni i kwieciu i świat staje się na moment znośny nawet dla największych estetów. Pszczoły bzyczą, ptaki gniazdują, koty kochają się po krzakach. I ja sobie wtedy myślę – co ja bym tam w tym Miami robiła bez wiosny?
Życie przez cały rok w cieple i słońcu, bez przerwy na minus piętnaście, zawieje i zamiecie śnieżne, bez odrobiny zimowej depresji, bez najmniejszego choćby sezonowego doła z powodu deficytu witaminy D, musi być udręką. To jak być szczęśliwym i nie wiedzieć o tym. Bo i skąd wiedzieć, że dwanaście miesięcy słońca to błogosławieństwo, skoro nie doświadczyło się jego braku? Jak można docenić zieleń, kiedy nie żyło się w szarości?
Tak już ze mną macie, że co zmiana pory roku, to włącza się to moje romantyczne pieprzenie – jak nie o rdzawych liściach, to o kwitnących jabłonkach, jak nie o szumiących zbożach, to o zimowych przytulnościach. Nie poradzę, przeżywam ten cykl całą sobą, aktualnie w wariancie majowego uniesienia. W tym stanie wiosennego zaczadzenia mózgu żółtym pyłem z sosen, chce mi się tylko ćwierkać, świstać, kwilić, pitpilitać i pimpilić. Bzyczeć, gniazdować i kochać po krzakach.
Cała jestem wiosną! Uśmiecham się szerzej i pachnę kwiatami. Mam błysk w oku i podniecam się każdym kwitnącym drzewem. Przerzuciłam się z curry na szparagi i aktualnie nadużywam tych ostatnich. Gorące kąpiele zamieniłam na letnie prysznice. Gnicie pod kocem na gimnastykę.
Bo wiosną wszystko się zmienia. U mnie – wyraz twarzy, podejście do życia, zawartość talerza, jak również – łazienkowej półki. To nie tak, że dwudziestego pierwszego dnia kwietnia spuszczam w kiblu wszystkie masła o korzennej nucie, że jakiś kosmetyczny wariant topienia marzanny uprawiam, o nie. Choć przyznaję – te goździki, orzechy i marcepany to już jakoś nie bardzo, od kiedy świat jest zielony. Teraz to bardziej świeżości łaknę, owoców i kwiatów. Zamiast gęstych mazideł – leciutkie formuły. Wiosną pragnę się nawilżać i psikać, złuszczyć z siebie całą pozimową szarzyznę. Wiosną wybieram już produkty z myślą o słońcu i wyjazdach – nie tylko przeciwsłoneczne, ale i te, które radzą sobie ze skutkami słońca. Takie, które łatwo spakować do walizki. Pachnące latem, egzotyką, kojarzące się z podróżami.
Zapraszam na wiosenny przegląd perełek kosmetyki naturalnej! Jeśli jeszcze nie chce się Wam tylko ćwierkać, świstać, kwilić, pitpilitać i pimpilić, to po takiej dawce sezonowych przyjemności na pewno się zachce (a jak nie, to idźcie do parku albo kochać się po krzakach, na litość boską!).
Olej z marakui – Mydłostacja
Uwielbiam oleje do twarzy, to mój ulubiony rytuał wieczorem. Ten z marakui, czyli tzw. passiflory jest zwany cudem południowego świata, aż dziw, że jest tak mało znany. Szybko się wchłania i błyskawicznie wygładza buzię, rano skóra jest napięta i wygląda zdrowo. Ten niedoceniany olej posiada kilkunastokrotnie większy potencjał antyoksydacyjny, niż chociażby tak popularny olej arganowy. Poza tym marakuja charakteryzuje się zawartością skwalenu (lipidu), który zwiększa elastyczność skóry oraz powoduje dotlenienie komórek oraz karotenoidów i flawonoidów, które odmładzają i odżywiają naskórek.
Ten olej polecany jest wszystkim, nadaje się nawet do cery alergicznej, ponieważ nie powoduje uczuleń. Wspaniale sprawdza się przy skórze naczynkowej, a jego właściwości przeciwzapalne pomagają w leczeniu trądziku różowatego. Paradoksalnie – upiększy także panie ze skłonnością do świecenia, bo reguluje wydzielanie sebum. Jak większość naturalnych olejów, jest wielofunkcyjny i można stosować go również na suche, łamliwe włosy, dodawać do maseczek itp.
Olej z marakui – Ekopolka
Krem nawilżający Opuncja Figowa z Różą – Manufaktura Natura
Świetny krem na dzień dla trzydziestek – został opracowany tak, aby mocno nawilżać, naturalnie regenerować skórę i jednocześnie redukować drobne linie i zmarszczki. Jest idealny pod makijaż – lekki, delikatny i szybko się wchłania, nic się świeci ani nie roluje, już po chwili można nakładać podkład.
Krem zawiera mnóstwo naturalnych dóbr: hydrolat różany, olej z opuncji figowej (botoks w butelce, płynne złoto Azteków!), olej z pestek malin, słodkich migdałów, kwas hialuronowy, ekstrakt z zielonej herbaty, olejek różany i inne organiczne skarby natury.
Nie jestem specjalną fanką jego specyficznego zapachu (oprócz róży jest tam jeszcze jakaś inna roślinna nuta, na szczęście delikatna), ale już efektu owszem, i to bardzo – natychmiast po nałożeniu pojawia się uczucie elastycznej, napiętej, gładkiej skóry. Mimo tego drobnego minusa, muszę przyznać, że to jeden z najlepszych naturalnych kremów do twarzy, jakie testowałam.
Krem Opuncja Figowa z Różą – Ekopolka
Masło do ciała Indian Summer – Manufaktura Natura
Moja miłość! To masło jest naprawdę genialne – ma cudowną, gładką, ale jednocześnie puszystą konsystencję, która przypomina mus. W kontakcie ze skórą zachowuje się jak prawdziwe masło, momentalnie roztapia się i pozwala na przyjemną, bezproblemową aplikację. Zostawia lekki film, trzeba mu dać parę minut na wchłonięcie, ale potem skóra jest świetnie natłuszczona i gładka. Zapach też jest wspaniały – cytrusowy, energetyzujący, świeży, ale i ciepły jednocześnie. Główna nuta to pomarańcze, lekko orientalnego charakteru dodają mu ylang-ylang, goździk i paczula.
Naprawdę wspaniały kosmetyk!
Masło Indian Summer – Ekopolka
Peel – maseczka „Owocowe Podróże” – Mydłostacja
Kolejny produkt, w którym się zakochałam. Zaintrygował mnie od początku swoją konsystencją i zapachem – choć to maseczka kaolinową glinką, jest kremowa. Nie działa jednak jak typowa, zastygająca maska z glinki, ponieważ dodatek tłuszczy (olej z baobabu i masło kakaowe) sprawia, że ma postać gęstej pasty i nie zasycha na buzi. Kolejny składnik to peelingujące drobinki pestek granatu, dzięki którym produkt ma charakter 2 w 1 – po nałożeniu należy masować nią skórę (świetnie złuszcza!), a potem zostawić na kilka minut. Efektem tego zabiegu jest niesamowicie gładka, odżywiona, lekko zaróżowiona cera. Jestem zauroczona jej zapachem – niby olejek grejprutowy i orientalna róża, ale ja tu czuję swojskie, letnie aromaty dojrzałych owoców w sadzie, opadających z drzew mirabelek, domowego kompotu – w każdym razie pycha!
Maseczka „Owocowe Podróże” – Ekopolka
Masło do ciała Rozmaryn i Grejpfrut – Mydłostacja
Bardzo oryginalne masło – treściwe i bogate (zawiera dużo masła shea, a do tego olej z krokosza barwierskiego oraz surowy olej sezamowy), idealne dla suchej skóry, regeneruje ją i zostawia lekki film chroniący przed utratą wody. Nadaje się świetnie na lato – rozmaryn i grejpfrut nie tylko pachną odświeżająco, ale i tak działają (antybakteryjnie). Zapach jest intensywnie ziołowy, gorzkawy, wytrawny, w tle przebija delikatna, orzechowa nuta sezamu, która przywodzi na myśl azjatycką kuchnię.
Masło Rozmaryn i Grejpfrut – Ekopolka
Hydrolat pomarańczowy – Mokosh
Bardzo lubię hydrolaty, zwłaszcza latem, używam ich zamiast lub oprócz toniku. Spryskuję twarz roślinną mgiełką rano, wieczorem, a czasem i w ciągu dnia – to niesamowicie przyjemne i odświeżające, z powodzeniem może zastąpić wodę termalną w sprayu, jaką często kupuje się na wakacje. Ten hydrolat jest właśnie na bazie krystalicznej wody termalnej z lodowca, zawiera też wodę kwiatową z pomarańczy. Ta mieszanka chroni skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, wspomaga syntezę kolagenu i elastyny w skórze, łagodzi podrażnienia, nawilża i regeneruje skórę. Pachnie bardzo subtelnie, lekko kwiatowo, troszkę owocowo – przyjemnie, lecz nie spodziewajcie się mirindy, aromat jest bardzo dyskretny.
Hydrolat pomarańczowy – Mokosh
Peeling cukrowo – solny „Daleki Świat” – Mydłostacja
Gruboziarnisty tłuścioch, świetny do kąpieli i pod prysznic. Składniki trące to cukier trzcinowy i sól magnezowa, która wnikając wgłąb skóry mineralizuje ją i dostarcza potrzebnych składników. Dopełnieniem są masła i oleje, które po starciu martwego naskórka wnikają do skóry, zostawiając ją miękką i odżywioną. Za to cudowne natłuszczenie odpowiadają: olej makadamia, olej jojoba, olej rycynowy, olej z krokosza barwierskiego, masło shea oraz masło kakaowe. Po użyciu na skórze pozostaje przyjemny film, dzięki czemu nie trzeba już stosować balsamu po kąpieli.
„Daleki Świat”, bo egzotyczne owoce, odświeżające cytrusy. Bo mandarynki i olejek z tropikalnego drzewa May Chang. Można się po nim poczuć jak po świetnym masażu gdzieś w tropikach, to jest naprawdę bardzo dobry peeling do ciała.
Peeling „Daleki Świat” – Ekopolka
Krem ochronny przeciwsłoneczny SPF30 – Phenome
Dojrzałe panie już nie mogą się bezkarnie smażyć na skwarki, dojrzałe panie muszą się chronić przed słońcem, żeby się nie pomarszczyć i nie dostać plam. Ten krem Phenome daje wysoką ochronę twarzy, zawiera naturalne filtry mineralne (dwutlenek tytanu i tlenek cynku) oraz masła i olejki roślinne, które głęboko nawilżają.
Preparat jest aksamitny, o bogatej konsystencji. Ładnie się wchłania, lecz nie można powiedzieć, żeby znikał całkowicie – zostaje po nim lekki film na skórze. To bardzo potrzebna warstwa ochronna, która odbija i rozprasza szkodliwe promieniowanie. Może to być lekko problematyczne dla osób z tłustą cerą, które nakładają ciężkie, matujące podkłady. Ale już lekkie emulsje i kremy BB bardzo się z nim lubią, a już w ogóle idealny będzie na plażę czy wycieczkę w słoneczny dzień jako pielęgnacyjny zamiennik zwykłych kremów z filtrem. Tym fajniejszy, że wodoodporny – naprawdę warto w niego zainwestować przed urlopem.
Krem przeciwsłoneczny – Phenome
Chłodząco – kojący żel pod oczy – Phenome
To bardzo fajny, leciutki, nawilżający żel z kwasem hialuronowym i wyciągami z róż. Idealny na ciepłe dni – lekko chłodzi, budzi spojrzenie, otwiera oko. Można go trzymać w lodówce dla jeszcze lepszego efektu ożywienia i odświeżenia.
Formuła została opracowana na bazie ekologicznych wód roślinnych, organicznych olejów oraz naturalnych ekstraktów, dzięki czemu krem optymalnie nawilża, wygładza nierówności oraz wzmacnia barierę ochronną skóry, zapobiegając ucieczce wody przez naskórek. Niweluje oznaki zmęczenia: obrzęki i opuchliznę wokół oczu, rozjaśnia cienie. No i najważniejsze – wspomaga walkę z procesem starzenia, pozwalając zachować młodzieńczą świeżość i delikatność skóry na dłużej. Bardzo fajny w użyciu pod makijaż – nie zbiera się w zagłębieniach i nierównościach; momentalnie się wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy.
żel pod oczy – Ekopolka
Serum nawilżająco – rozjaśniające – Phenome
Kremowe serum silnie nawilżające i rozjaśniające. Wyrównuje koloryt, działa przeciwzmarszczkowo i chroni przed szkodliwym działaniem promieniowania UV. Będzie świetny dla każdego, kto szuka pomocy w walce z przebarwieniami – bardzo ładnie je niweluje i ujednolica cerę.
Ten preparat naprawdę widocznie wygładza i uelastycznia naskórek. Jest lekki, lecz jednocześnie kremowy, nie wodnisty. Szybko się wchłania i zostawia po sobie bardzo przyjemny owocowo – kwiatowy zapach. Zawdzięcza go takim składnikom aktywnym jak: ekologiczny ekstrakt z jabłka (intensywnie chroni przed uszkodzeniami komórek wywołanymi przez słońce), wyciąg z miłorzębu dwuklapowego (rozjaśnia cienie pod oczami, wzmacnia ścianki naczynek krwionośnych), wyciąg z aceroli (bogaty w witaminę C silny antyoksydant) , olej migdałowy, ocet owocowy (działa peelingująco, redukuje plamy powierzchniowe), wyciąg z liści aloesu, ze skórki cytrynowej i pomarańczowej, olej arganowy, kwas hialuronowy, masło shea, wyciąg z białej herbaty, olej z pestek winogron i olejek buriti, które łagodzą podrażnienia, ujędrniają, działają przeciwstarzeniowo, regenerują i nawilżają skórę. Ufff! To serum jest napakowane dobrem, niesamowita rzecz.
serum rozjaśniające – Ekopolka
Multikrem do twarzy, rąk i ciała „Wakacje na Bali” – Hagi
Dużo słyszałam o tym nagradzanym kosmetyku i muszę przyznać, że to jest naprawdę idealna rzecz na lato. Lekki, świetnie wchłaniający się krem w poręcznym opakowaniu, który może służyć także jako balsam do ciała i rąk. Ma bardzo oryginalny zapach – na pierwszym planie jest tu trawa cytrynowa, czuć także grejpfruta, wanilię, szałwię i cedr, więc to jest coś dla osób lubiących egzotyczne nuty. Zawiera bogatą mieszankę naturalnych składników: specjalnie dobrane oleje, ekstrakty i substancje czynne są odpowiednie do pielęgnacji twarzy, rąk i ciała, szczególnie w okresie letnim. Zimnotłoczone oleje z truskawki i zielonej kawy posiadają naturalne filtry UV, d-pantenol łagodzi podrażnienia po opalaniu, oleje: ryżowy, jojoba i z pestek moreli zapewnią łagodną pielęgnację. Ekologiczna woda pomarańczowa i wyciąg z bambusa dbają o odpowiednie nawilżenie. Must-have na lato!
multikrem „Wakacje na Bali” – Ekopolka
Naturalny scrub do dłoni i stóp „Wakacje na Bali” – Hagi
Ta sama niesamowita kompozycja zapachowa, co w kremie, tutaj – w formie natłuszczającego, drobnoziarnistego peelingu. W pierwszej chwili jest jak świetnie ścierający piasek, ale za moment czuć jego fajną tłustość, która pochodzi z masła shea, oleju konopnego i ryżowego. Zawiera także lanolinę roślinną o właściwościach zmiękczających i zmniejszających szorstkość oraz olejki eteryczne z trawy cytrynowej, grejpfruta, szałwii i cedru. Niesamowicie odświeżający, wakacyjny produkt, w sam raz dla tych, ktorzy jak ja uwielbiają biegać na bosaka 😉 Fajnie wygładza pięty i wszystko inne zresztą też – jest tak cudny, że nie potrafię się ograniczyć tylko do stóp.
scrub „Wakacje na Bali” – Ekopolka
idealnym dodatkiem na lato jest naturalna świeca sojowa z serii „Wakacje na Bali” o tym samym cytrusowo – egzotycznym zapachu, nie mogę się doczekać ciepłych nocy na tarasie, kiedy będę dzięki niej udawać, że jestem w Azji – Ekopolka
Algowa maseczka do twarzy De La Mer – Chic Chiq
I na koniec jeszcze jedna perełka. To jest rzecz – jak to mawiamy z moją przyjaciółką – na starość. Nawilżająca, odżywcza maseczka, która opóźnia procesy starzenia się skóry. Uelastycznia, nawadnia i orzeźwia, widocznie poprawia kondycję zmęczonej cery. Maseczka de la Mer zawiera algi bogate w witaminę A i C – mocne antyoksydanty oraz werbenę, która pomaga odzyskać świeży wygląd. Z kolei jęczmień sprawia, że staje się gładka i mocna.
To maseczka w proszku, zapakowanym w piękne, bambusowe pudełko i jak jestem leniuch, tak tę robiłam już kilka razy – naprawdę świetnie działa i jest bardzo przyjemna w użyciu. Poza tym ta formuła gwarantuje świeżość i aktywność naturalnych składników – te potrafią tracić swoje właściwości w postaci gotowej pasty czy kremu (to dzieje się np. z witaminą C, która ma bardzo krótką żywotność). Proszek należy połączyć z niewielką ilością wody lub hydrolatu, zieloną, pachnącą pastę nałożyć na twarz, a kiedy przeschnie, daje się ściągać, jak maski żelowe.
De la Mer przede wszystkim oczyszcza, detoksykuje i nawilża, ale są także dwa inne warianty masek Chic Chiq o innych właściwościach:
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Świetne, smakowite opisy! Dziękujemy za rekomendacje, za rabat i za to, że jesteś niepoprawną fanką każdej kolejnej pory roku 😉 PS A świeca Hagi Bali faktycznie obłędnie pachnie, polecam ją gorąco (krem też zaraz sobie zamówię, ostatnio nigdzie nie mogłam go znaleźć!).
A ja od wczoraj szukam lekkiego kremu nawilzajacego, spadłaś mi Polko z ta rekomendacją i znizka jak z nieba. No i dla trzydziestek powiadasz… a mi za niecale 2 miesiace tyle stuknie 😉 a wiec idealnie! ;-)) dzieki!
Cześć! Świetny wpis, sama używam też tych kosmetyków i są warte polecenia dla każdego.
Skradł się chyba błąd jeśli chodzi o właścicieli produktów – Peeling cukrowo-solny, masło rozmaryn i grejpfrut i maseczka peel należą do Mydłostacji a nie do Manufaktura Natura. 🙂
Twój wpis aż roi się od produktów z mojej ,,chciejo listy” . =D Szczególnie kuszą mnie perełki z Mydłostacji i Manufaktury Natury :3
Zakupy w EkoPolce rozważałam już od dawna -dzięki za kupon. ^^
a jaki krem na noc dla kobiety po 30-tce byś poleciła?
A ja bym chętnie poczytała o lakierach hybrydowych 😉 co modne w tym sezonie?
A ja, widzisz, nie bardzo wiem, bo jestem paznokciowa nudziara i tylko na przemian mleczne z innymi nudziakami i bladymi różami zarzucam 😉
A ja chciałabym zapytać skąd ta marmurowa „tacka”? 🙂