Lecieć na drugi koniec świata, żeby poleżeć w hamaku? Taki bierny wypoczynek bywa traktowany pogardliwie. Nie lecieliśmy rzecz jasna do Tajlandii, żeby poleżeć. Ale w całym tym przemieszczaniu się, zwiedzaniu, szukaniu nowych przeżyć i miejsc chcieliśmy zachować zdrowy rozsądek. Kompromis, dobre proporcje między bodźcami, a oczyszczaniem umysłu i regeneracją. Bo fajnie jest jeździć, chodzić, doświadczać, ale równie ważne na urlopie było dla nas nadrobienie zaległości wobec siebie – siebie samych i siebie nawzajem. Ciężko nie popaść w patos, próbując opisać, jak się to odbywało. Nadrabianie zaległości w kontakcie ze sobą (sobą samym i sobą nawzajem) miało bowiem zwykle miejsce w okolicznościach przyrody typu: brzoskwiniowe zachody słońca, cykady, gorące, rozgwieżdżone noce. Zawierało istotne ilości bezkresnych dróg, turkusowych wód, potężnych skał, chmur i przestworzy. I jakkolwiek miałoby to nie trącić banałem – nawiązałam podczas naszych wakacji w tych pocztówkowych sceneriach bliski kontakt zarówno z sobą samą, jak i moją drugą połową. Piszę o tym, bo czasem takie wakacyjne „nicnierobienie” bywa trywializowane, sprowadzane do wygrzewania tyłka na plaży, stawiane w opozycji do wynoszonej na piedestał aktywności czy przygody. Nic bardziej mylnego! Ja prawdziwe katharsis przeżywałam każdorazowo, kładąc bezwładnie ciało na wodzie, dając się kołysać falom (co się niejednokrotnie kończyło tragikomicznym wyrzuceniem bezwładnego ciała na brzeg). Odbywałam takie seanse relaksacyjne codziennie i czułam, jak z każdym takim falowaniem, z każdym zamknięciem oczu i rozluźnieniem mięśni, odpływa ze mnie stres, frustracja, złość. W zamian, wraz z tą wodą słoną (uszami chyba, bo nie wiem, jak inaczej) wpływały do mojej głowy: spokój, szczęście i wdzięczność.
I po to właśnie są wakacje. Żeby się mięśnie rozluźniły, żeby się nie spieszyć, żeby porozmawiać o tym, o czym wcześniej nie było okazji – z samym sobą i ze sobą nawzajem. Wakacje są po to, żeby robić wszystko, co się lubi, a na co nie starcza czasu w codziennej krzątaninie. W moim przypadku były to właśnie rozmowy i chwile zawieszenia. Spokój, brak pośpiechu, kontemplacje zachodów słońca i…książki!
Niepotrzebne – mówili – i tak nie będziesz miała czasu na czytanie. A ja właśnie wreszcie miałam czas! Na plaży, nad basenem, na hamaku, na tarasie, w łóżku przed snem znajdowałam swoje chwile spokoju i zapomnienia. Bujana lub owiewana ciepłym wiatrem kładłam się w cieniu i nareszcie, bez żadnych wyrzutów sumienia, bez żadnych obowiązków nawołujących z tyłu głowy, delektowałam się książkami. Nie wiedziałam, że tak będzie, ale byłam pewna, że nie przetrwam wielogodzinnych lotów bez ciekawej lektury, dlatego na wyjazd przygotowałam się czytelniczo. Nie samą siebie tylko, ale nas wszystkich i nazamawiałam w Virtualo.pl książki dla siebie, męża i dla dziewczyn.
Po pierwszych eksperymentach z e-bookami wiedziałam już, że elektroniczne książki bardzo mi odpowiadają. Lubię papier, ale nie jestem ortodoksem i bardzo doceniam wygodę, jaką daje czytanie z plików. No a teraz, jako posiadaczka czytnika e-booków jestem już naczelną entuzjastką i propagatorką tej formy czytania! To jest wspa-nia-łe! Leciutki, mały, płaski czytnik miałam zawsze przy sobie, w małej kieszonce torby, a co za tym idzie – cała nasza rodzina miała w tym parogramowym urządzeniu swoje książki w dowolnym momencie. Dłużyło nam się czekanie na samolot, prom, nudziło moczenie w basenie, gapienie na fale – pach, podręczna biblioteczka była pod ręką w każdej chwili. Książki każdego z nas otwierały się na ostatnio czytanych stronach, gotowe by do nich wrócić. Ekran bardziej przypomina papier niż śliski tablet, nie odbija się od niego słońce, jest naprawdę bardzo przyjazny w użytkowaniu. No i najważniejsze – napakować można do środka całe tony literatury, ilości nie do zabrania w podróż, gdyby były to tradycyjne tomy.
Kilka fajnych pozycji przerobiliśmy w ten sposób podczas urlopu, zobaczcie, czym zaczytywaliśmy się na leżakach, hamakach, lotniskach i w samolotach:
Margaret Atwood „Pani Wyrocznia”
Ta jedna z pierwszych książek Atwood jest dosyć nierówna, ale warta przeczytania ze względu na bardzo dobre fragmenty. Historia prowadzącej podwójne życie pisarki jest szczególnie zabawna i wciągająca w pierwszej części – ironiczne opisy dzieciństwa i domu rodzinnego niezdarnej grubaski są fantastyczne. Dalsze losy głównej bohaterki komplikują się jednak nieco za bardzo i pod koniec konstrukcja fabuły staje się dość naciągana. Joan, będąca w ciągłym konflikcie z matką, ucieka z domu i zaczyna nowe, pełne tajemnic życie w Anglii. To tam, pod pseudonimem artystycznym pisze tandetne powieści grozy, związuje się najpierw z polskim hrabią, później z kolejnymi dziwakami – lewicującym aktywistą i kontrowersyjnym artystą. Jej życie komplikuje się, kiedy zyskuje sławę dzięki napisanej w stanie autohipnozy powieści – tytułowej „Pani Wyroczni” właśnie. Liczba sekretów, kłamstw, nagromadzenie lęków i kłopotów sprawiają, że Joan decyduje się na desperacji krok – sfingowanie własnej śmierci. W dorosłym życiu bohaterki trochę za dużo jest chaosu, co sprawia, że druga część książki jest znacznie słabsza od pierwszej, co nie zmienia faktu, że mocno się w nią wciągnęłam i suma summarum uważam ją za ciekawą lekturę. Oprócz rozbrajająco szczerych i tragicznie zabawnych wspomnień dzieciństwa i młodości, bardzo podobały mi się sylwetki pozostałych bohaterów – zimnej, krytykującej matki, pozostającego w jej cieniu cichego ojca, jowialnej ciotki Lou i jej kolejnych partnerów. Co charakterystyczne dla feminizującej Atwood – te męskie postaci są słabe, niezdarne, zagubione i dziwaczne. Reasumując – myślę, że warto przeczytać tę książkę, choć wiem, że późniejsze książki tej autorki są dużo lepsze (znam tylko „Opowieść Podręcznej”, ale na pewno sięgnę po pozostałe).
„Pani Wyrocznia” jest dostępna w formie e-booka w księgarni Virtualo.pl (link).
Pozostałe książki Margaret Atwood (klik).
Elena Ferrante „Córka”
„Córka” do kupienia jest w formie e-booka w Virtualo.pl (klik).
Pozostałe książki Eleny Ferrante (link).
Lucia Berlin „Instrukcja dla pań sprzątających. Opowiadania”
Ten, wydany pośmiertnie zbiór najlepszych tekstów amerykańskiej autorki opowiadań, stał się sensacją literacką. „Instrukcja dla pań sprzątających” została przyjęta z zachwytem przez recenzentów i rzesze czytelników. Trzeba przyznać, że czyta się je wspaniale – Berlin to z pewnością mistrzyni krótkiej formy, która trafnie wyłapuje i wielką lekkością opisuje prozaiczne zdarzenia dnia codziennego. Inteligentne, zabawne, chwilami melancholijne opowiadania przedstawiają Amerykę, jakiej nie znamy (i nie poznamy już, bo tę sprzed kilkudziesięciu lat). Mimo odległości czasu i przestrzeni, możemy znaleźć w nich wiele znajomych wątków i społecznych podobieństw tamtejszej niższej klasy średniej do krajobrazu dzisiejszej Polski. Aspiracje, snobizmy, sposoby radzenia sobie z rzeczywistością, nawet jeśli nie ulokowane w scenerii pralni samoobsługowych czy na pograniczu Teksasu i Meksyku, można z łatwością przenieść na nasz grunt. Biedni ludzie, dyskonty, kupony, podmiejskie autobusy i życiowe zmagania zapracowanej, schorowanej Lucii versus wygodne życie ludzi w pięknych rezydencjach, które ta tylko sprząta – brzmi znajomo, prawda?
Dodatkowo podpowiem Wam, że opowiadania to świetny wybór na urlop albo np. dojazdy do pracy – ja sięgałam po kolejne na krótszych odcinkach podróży, każdorazowo połykając jedno, i wracałam kiedy indziej, gdy wiedziałam, że mam ograniczony czas na czytanie.
„Instrukcja dla Pań Sprzątających. Opowiadania” w formie e-booka dostępna jest tutaj (link).
Jo Nesbø „Łowcy głów”
„Łowcy głów” na Virtualo.pl.
Wszystkie kryminały Jo Nesbo – tutaj.
Haruki Murakami „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”
Murakamiego lubię ja, bieganie – mój mąż, dlatego wybrałam tę książkę. Okazuje się jednak, że to, że ktoś ma niezwykłą wyobraźnię i potrafi tworzyć niesamowite fabuły, nie oznacza, że sam jest ciekawym człowiekiem. Po wydaniu „Norwegian Wood” Murakami osiągnął oszałamiający sukces i zyskał światową sławę, zaczął też intrygować opinię publiczną swoją małomównością. Wielu sądziło, że w tej książce Japoński pisarz wyjawi wreszcie więcej informacji o skrzętnie skrywanej prywatności. „O czym mówię…” rozczarowało zarówno ciekawskich, jak i miłośników jego odjechanych, pełnych wariackiej symboliki powieści, nie jest bowiem ani pełnym osobistych tajemnic pamiętnikiem, ani kolejną irracjonalną opowieścią. Ta książka to bowiem opis biegów, maratonów i ciężkich do nich przygotowań. Czy tylko dla biegaczy? Na pewno nie. Nietrudno się domyślić, że od samego sportu ważniejsza jest tu pewna postawa – przekraczania własnych granic, wychodzenia poza strefę komfortu, ciężkiej pracy nad samym sobą. To tak naprawdę książka o hartowaniu ducha, samodyscyplinie, bólu, zniechęceniu, wewnętrznej walce. Podobno nie pozbawiona wyświechtanych frazesów i banalnych mott, ale jednak dla szukających życiowej motywacji (w jakiejkolwiek dziedzinie) – na pewno wartościowa.
„O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu” na Virtualo.pl.
Pozostałe książki Murakamiego w formie e-booków.
Jennifer Chambliss Bertman „Pożeracze książek. T. 2. Złoty szyfr”
Zagadki, tajemnice – to jest to, co Zosia lubi w książkach, od kiedy poznała pierwszą część „Tajemnic Lassego i Mai”. „Złoty szyfr” to drugi tom „Pożeraczy”, w której główni bohaterowie, Emily i James, trafiają na trop zagadki, której kluczem do rozwiązania są książki. W pierwszej części dwunastoletnia dziewczynka przeprowadza się do San Francisco – miasta, w którym mieszka jej literacki idol. Jest on jednocześnie twórcą zabawy, która polega na rozwiązywaniu zagadek i odszukiwaniu książek na podstawie zawartych w nich wskazówek. Druga część to kolejna historia, niebezpieczna tajemnica, jest też legendarny skarb i ukryta mapa, czyli wszystko, bez czego nie może się obyć dobra dziecięca powieść detektywistyczna!
Dodatkowo muszę Wam powiedzieć, że Zosi też bardzo się spodobało korzystanie z czytnika. Na co dzień woli tradycyjne książki, ale jeśli wybieracie się w podróż z ograniczonym bagażem, a nie chcecie, żeby dzieciaki przestawały na ten czas czytać, spokojnie możecie im zaproponować tę formę, jest intuicyjna i bardzo przyjazna.
Oba tomy „Pożeraczy książek” znajdziecie na Virtualo.pl
Katarzyna Ryrych „Łopianowe pole”
e-book „Łopianowe Pole” na Virtualo.pl (klik).
Barbara Mikulska „Myszka Hania”
To jedyna książka, której nie udało nam się przeczytać na czytniku – dla Hani ewidentnie ta forma była nieatrakcyjna, myślę, że przede wszystkim ze względu na brak kolorowych ilustracji. Wracamy do niej teraz, z domu, na tablecie już bowiem wszystko jest barwne i piękne 😉 „Myszka Hania” to fajna propozycja dla młodszych dzieci – ciepłe i pogodne opowiadania o przygodach małej myszki, która razem z rodzicami mieszka w mysim domku. Jest jak każdy dwu- czy trzylatek – lubi się bawić i obserwować świat, robi też zwyczajne rzeczy: pisze list do Mikołaja, chodzi z mamą na spacery, rysuje i tak jak każde dziecko – czasami jest smutna, zdarza jej się złościć, wstydzić czy marudzić przy jedzeniu. I to chyba jest w tej książce najcenniejsze – pokazanie tych dziecięcych emocji i tego, jak można sobie z nimi radzić. Niejedno dziecko dostrzeże w myszce samego siebie, co pozwala oswajać trudne sytuacje, takie jak np. pójście do przedszkola.
„Myszka Hania” w formie e-booka (klik).
Zostało nam jeszcze kilka nieprzeczytanych tytułów, podrzucę Wam, jak się z nimi uporamy 😉 Tymczasem będę starała się zaciekawić dziewczyny audiobookami – wydaje mi się to nie tylko fajne jako bajka na dobranoc, ale też na kolejne podróże. Powiedzcie – próbowałyście puszczać dzieciom takie bajki w samochodzie?
Póki co wybrałam z Biblioteki Akustycznej:
Paweł Beręsewicz „A niech to czykolada” (klik)
Janina Parazińska „Pamiętnik czarnego noska” (klik)
Agnieszka Mielch „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”
A dla nas audiobook „Wszystko jest iluminacją” Safran Froer i plik audio mp3 „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” Marcina Wichy.
Wpis powstał we współpracy z właścicielem księgarni internetowej Virtualo.pl.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Moja prawie dziewięciolatka uwielbia słuchać przed snem. Po obowiązkowym wieczornym czytaniu, potem jeszcze musi być porcja audiobooka. Od jakiegoś już czasu do jej ulubionych należą – Zezia Chylińskiej i Pupy, ogonki i kuperki w mistrzowskim wykonaniu Wiktora Zborowskiego. Polecamy też Asiunię, Zaklęcie na W., czy Wojna nie jest dla dziewczyn.
Nie ma to jednak jak klasyczna papierowa książka. Brrrrrrrr nie bubie czytać z notebooków.
Pozdrawiam Iza.
Hej! Komentuję pierwszy raz, a że temat audiobooków jest mi bliski, to postanowiłam się podzielić 😉 jeśli uznasz, że Wam ta forma odpowiada to serdecznie polecam Storytel. Działa na takiej samej zasadzie jak Netflix, płacisz abonament i masz dostęp do nieograniczonej ilości audiobooków. Super sprawa!
Również uwielbiam papierowe ksiażki, ale od jakiegoś czasu używam czytnika. Też przekonało mnie to, że nie muszę się ograniczać jeśli chodzi o zabieranie lektury ze sobą w podróż :)) no i dzięki Tobie odkryłam Virtualo 🙂
Pani Agnieszko, niezmiernie nam miło, że przekonała się Pani do czytania ebooków 🙂 Cieszymy się, że zagląda Pani do Virtualo 🙂 Życzymy wielu książkowych przygód!
Właśnie taki odpoczynek przez nicnierobienie jest najtrudniejszy i często bardzo potrzebny!
A jeżeli chodzi o książki to kocham na równo papierowe i plikowe 🙂
Moje dzieci bardzo lubią słuchać audiobooków właśnie w samochodzie.
Szkoda tylko że książki nie są w kolorze 🙁
Jeśli pobierzesz na tablet, to są 🙂 Tylko wzrok się szybciej męczy, no i w słońcu niekoniecznie. Ale na tablecie mam właśnie takie zdjęciowe (kulinarne na przykład) albo dziecięce ilustrowane. Ale do samego czytania lepszy czytnik.
Naszym audiobookowym hitem jest od dwóch tygodni „Emi i tajny klub super dziewczyn”. Aktualnie kończymy słuchać „Cudownego Chłopaka „. Starsza córka, uwielbia słuchać w czasie podróży ale niestety moja czterolatka już nie więc jak jedziemy w komplecie to nie do końca da się to pogodzić. Codziennie staram się czytać córkom przed snem ale czasem , kiedy jestem już pamięta odpalam audiobook i wszyscy są zadowoleni 😊.
Ta Emi to jest ponoć naprawdę coś, polecała mi 8-letnia córka kuzyna, więc myślę, że warto. Jeśli chodzi o audiobooki w samochodzie, to myśmy kiedyś próbowali z klasyką „W pustyni i w puszczy” i „Księgą Dżungli”, i muszę przyznać, że zadziwiająco dobrze weszło, nawet najmłodszej 😉 Także polecam i to rozwiązanie oraz bibliotekę w Manhattanie w Gdańsku, bo tam też można audiobooki wypożyczyć 🙂
Och, ekranizację „Headhuntera” uwielbiam! Oglądałam ją już trzy razy, doskonały!
Ja polecam trochę konkurencji ale tam zaczęłam czytać ebooki czyli Legimi. Super sprawa, można mieć duuuzo książek w jednym miejscu a dalej mam tylko czytnik w ręce i w walizce. Czyta się super na czytniku a i do małej torebki się zmieści.
Ebooki początkowo w podróży, teraz już nawet do snu wolę w tej formie. Czytnik to dla mnie rewelacja! Audiobooki w aucie od zawsze, od „Basi”, przez „pippi”, „detektywa blomkvista”, „ryjówkę przeznaczenia” i wiele innych,aktualnie np.”dynastia miziołków”, „opowieści z narnii”, „opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek”… bardzo lubimy, na kilkugodzinne trasy obowiązkowo, często na pamięć znamy spore fragmenty tych najulubieńszych. Następnym zakupem będzie polecana „emi”:)
Moja córka uwielbia audiobooki od wydawnicta Jung-off-ska – Pippi Pończoszanka rewelacyjna!
Lista pozycji do czytania warta zainteresowania – wiele książek jest po prostu świetnych 🙂 Pozdrowienia
Lista na wakacje jak najbardziej na duży plus 🙂 Szczególnie jeśli wkradł się tam temat biegania 😛 „Łowcy głów” zdecydowanie godne polecenia. Pozdrawiam!
Starszy syn zaczął słuchać audiobooków jak miał 3 lata , młodszy jak miał 2 lata . To jest najlepszy sposób spędzania czasu w aucie . A seria z Edyta Jungowska jest cudowna dla rodziców również . Polecam ps. U nas tylko się nudzą wiec zawsze przed dłuższa podróżą kupuje nowa płytkę 🙂