To nie był dla nas zwykły wypad na weekend. Nie tylko dlatego, że wypady na weekend uprawiamy stosunkowo rzadko, że to jednak pewna ekstrawagancja, bo wymaga zarówno sporej inwestycji czasu, jak i kasy. Cieszyłabym się pewnie nawet z wyjazdu do Ciechocinka, ale Londyn? Moje ulubione miejsce na świecie?! Przez dwa miesiące odliczałyśmy dni do wylotu. Dla mnie to był powrót do utraconego raju studentki na szalonych anglosaksach, dla Zosi – zupełnie nowy świat, inny od wszystkiego, co do tej pory widziała. Obietnica przyjemności, wrażeń i uciech. Dla nas obu – podniecająca wizja spędzenia trzech, wypełnionych atrakcjami dni, tylko we dwie. To było jak wejście z naszą relacją na inny poziom, trochę bardziej partnerski, przyjacielski jakby. Babski wypad z moją własną córką – wzruszała mnie ta idea równie mocno, co zaskakiwała. A sam wyjazd był prezentem z okazji jej dziesiątych urodzin. Może też trochę z okazji dekady mojego macierzyństwa?
W każdym razie – podjar na maksa. Mój szósty raz w stolicy UK, pierwszy po sześcioletniej przerwie. Trzeci z krótkich pobytów, po serii trzech kilkumiesięcznych na studiach. Pierwszy z misją pokazania komuś miasta w dwie doby. Miasta, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia, za którym tęskniłam, w którym jest milion pięknych miejsc. Od czego zacząć? Jeśli na weekend, to z całą pewnością – od mety w samym centrum.
GDZIE SPAĆ W LONDYNIE?
O ile nie należy się do tej większości Polaków, która ma w Londynie kuzyna albo ciotkę męża, którzy mogą oddać na weekend sofę w livingu, należy z odpowiednim wyprzedzeniem poszukać sobie hotelu. Przy krótkim pobycie – tylko i wyłącznie w pierwszej strefie. Najbardziej hotelowa (i przy okazji malownicza) jest północna i zachodnia część centrum, czyli dzielnice takie jak King’s Cross, położone nad samym Hyde Parkiem – Paddington, Bayswater i po drugiej stronie parku – Earls Court. Ja nieco za późno zabrałam się za szukanie noclegu i w przyzwoitej cenie w dobrej lokalizacji znalazłam tylko Tony’s House Hotel, którego raczej nie polecam (ze względu na problemy z wodą i dziwaczny suchy prowiant, dostarczany do pokoju w charakterze śniadania), natomiast dzielnicę Paddington, jak i zlokalizowany ulicę od stacji metra Norfolk Suare już zdecydowanie! Wokół zielonego skwerku (z misiem Paddingtonem wewnątrz!) jest masa hoteli, ulica jest cicha i bardzo „londyńska”, a od metra dzieli je trzyminutowy spacer. Paddington przecina pięć rożnych linii metra, a do Hyde Parku idzie się kilka minut. Moim zdaniem Paddington i Bayswater to jedne z najlepszych dzielnic, by zatrzymać się w Londynie na krótki pobyt.
JAK PORUSZAĆ SIĘ PO LONDYNIE?
Odpowiedź jest prosta – nowicjuszom polecam metro, jest bajecznie proste do ogarnięcia i doskonale opisane. Znacznie łatwiej się nim przemieszczać niż autobusami, zwłaszcza na dłuższe dystanse. Na stacjach można dostać kieszonkową mapkę, są też takie plansze na ścianach, nie sposób się zgubić. Dla mnie to było intuicyjne od pierwszego pobytu i nie mogłam uwierzyć, jak szybko się człowiek uczy z korzystać z tej gęstej sieci podziemnych pociągów. Zaletą metra jest więc łatwość korzystania i czas podróży, który jest krótszy niż w przypadku jazdy autobusem – kolejny argument za tym, by korzystać z niego podczas krótkich pobytów. Jednak wielką wadą jest brak widoków – dla mnie jazda autobusem to super sposób na to, by nawet przemieszczając się, chłonąć i podziwiać miasto, uwielbiam to. Poza tym przejażdżka czerwonym autobusem to obowiązkowy punkt pobytu w Londynie! Jak to pogodzić? My wybierałyśmy metro na dłuższe dystanse, takie po kilka stacji, a do przemieszczania się w obrębie dzielnicy – autobus albo nogi. Zwykle po prostu podchodziłam do przystanku i patrzyłam na trasę każdej linii, żeby sprawdzić, czy któraś jedzie tam, gdzie chcę. Pomocne są też wyświetlacze na autobusach, które informują o kierunku. W Londynie jednak polecam chodzić, chodzić i jeszcze raz chodzić, wszędzie i zawsze, kiedy to możliwe.
Jeśli chodzi o zakup biletów, to także nie jest to kłopotliwe – na stacjach metra znajdują się proste w obsłudze automaty (część obsługuje karty płatnicze, część tylko gotówkę), w których można kupić tzw. Travelcards, czyli bilety do nieograniczonego wykorzystania w autobusach i metrze, jedno- i siedmiodniowe. Przy pobycie weekendowym lepszą opcją jest kupienie Oyster Card, czyli karty przedpłaconej, którą można w trakcie doładować, jeśli zabraknie na niej środków (a te niewykorzystane można odzyskać w automacie razem z kaucją za kartę – 5 funtów). Ja przez weekend wyjeździłam ok. 25 funtów, Zosia podróżowała ze mną za darmo (bezpłatny transport jest do 11-go roku życia z opiekunem posiadającym bilet). Więcej o opłatach i korzystaniu z komunikacji miejskiej przeczytacie tutaj.
CO ROBIĆ Z DZIEĆMI W LONDYNIE?
Szwendać się, włóczyć, jeździć double-deckerami, gapić się i dziwić. Serio – nie spinać się na zaliczanie zabytków czy atrakcji, na pewno nie podczas weekendu. Ustalić plan minimum i pilnować go tylko tyle o ile, dając sobie czas na wszystko, co zachwyci po drodze. Łazić, łazić i jeszcze raz łazić! Po ulicach, skwerkach, parkach, przysiadać w kawiarniach, zgubić się, pojechać autobusem nie w tę stronę, w którą się planowało. A plan minimum? To ścisłe, reprezentacyjne, turystyczne centrum – wiadomo. Musi być Traffalgar i Leicester Square, Piccadilly Circus, China Town, Soho, Covent Garden. Musi być Big Ben, Parliament Square, pałac Buckingham. Idealnie jeszcze też jakaś trasa nad Tamizą – Tower Bridge, London Eye, okolice Tate Modern i na drugim brzegu – St.Paul’s Cathedral, ale my akurat tam nie zdążyłyśmy dojechać. Generalnie większość tych miejsc jest zlokalizowana blisko siebie, można więc zobaczyć po kilka podczas jednego spaceru. Najlepiej zgrupować je sobie na mapie, zaplanować trasę z kilkoma takimi punktami do obejrzenia, dojechać metrem w miejsce startu i kręcić się w jednym rejonie przez kilka godzin. A na drugą część dnia, albo kolejny dzień wybrać kolejną stację, wokół której w jednej okolicy jest kilka atrakcji – w ten sposób nie straci się za dużo czasu na dojazdy. Nie bójcie się skręcić w bok, sprawdzić, co kryje się za rogiem, wyjść poza miejsca z przewodnika. Nie w XXI wieku, kiedy każdy ma przy sobie smartfon z nawigacją 😉
LONDYŃSKIE PARKI
Uwielbiam je wszystkie! Cudowne jest to, że będąc w hałaśliwym centrum, można z łatwością znaleźć takie oazy spokoju i zieleni, pospacerować albo przysiąść na chwilę, na przykład z jakimś lunchem na wynos. Polecam wszystkie centralne – Hyde Park i Regent’s Park są bardzo duże, oba przepiękne i zróżnicowane, z częściami bardziej użytkowymi, wielkimi polanami i szerokimi alejami pełnymi biegaczy i takimi reprezentacyjnymi, gdzie klomby i fontanny. Natomiast bardziej kameralny urok ma St.James’ Park, z malowniczym stawem i tysiącami bezczelnych, głodnych wiewiórek. Bardziej na południe, na drugim brzegu Tamizy jest też fajny Battersea Park z małym ZOO. Nawet podczas weekendowego pobytu koniecznie zarezerwujcie sobie czas na któryś z nich, są przepiękne i dają chwile wytchnienia od nadmiaru bodźców.
ZAKUPY W LONDYNIE
Wspólne buszowanie po sklepach było częścią naszego planu na weekend w Londynie, ale muszę przyznać, że mnie nieco przytłoczyło i rozczarowało. To już zdecydowanie nie to, co kiedyś, kiedy jechałam z moją kelnerska tygodniówką na Oxford Street, dostawałam oczopląsu w co drugim sklepie i obkupywałam siebie, koleżanki i rodzinę w różne, niedostępne u nas dobra. Mogłam uprawiać ten sport godzinami, by dopiero pod koniec dnia usiąść z łupami na pint’a. Nie tylko jestem starsza i chyba mniej odporna na tłok, hałas czy bodźce, ale też już ten Londyn nie ma tak wiele do zaoferowania dla nas, co kiedyś. Niewiele jest już sklepów, których nie byłoby w Polsce, a nawet w nich jakoś mało rzeczy mnie rusza. Jestem po prostu zupełnie inną osobą niż tamta studentka z pierwszymi własnymi pieniędzmi i cały ten londyński shopping bardziej mnie zmęczył niż uszczęśliwił. Także radzę zaplanować sobie więcej spacerów i zwiedzania niż łażenia po sklepach, choć być w Londynie i nie przejść się Oxford Street? Nie zejść do Liberty i na Carnaby Street? To jest punkt obowiązkowy, podczas którego Zosia upolowała sobie parę ubrań i gadżetów, w większości takich z Harrym Potterem, rzecz jasna 😉
Status mekki w naszym wyjeździe miał słynny Harry Potter Shop at 9 ¾ na stacji King’s Cross – przygotujcie się na kolejki, nawet jeśli do sklepu krótkie, to już koszmarne do zdjęcia. Sklep ma jednak faktycznie świetny klimat i można w nim upolować fajne gadżety dla małych fanek i fanów tej serii.
Jeśli chodzi o zakupy dla dzieci, to polecam wejść do dwóch dużych sklepów przy Leicester Square – M&M’s World i wielkiego sklepu Lego. Dobieranie cukierków we wszystkich kolorach tęczy i grzebanie w klockach czy ludzikach na sztuki pokocha większość dzieciaków 🙂 Jeśli chodzi o zabawki, to jest jeszcze słynny Hamley’s na Regent’s Street, a poza tym masa małych sklepików z pamiątkami, księgarnie i papierniki przy Charing Cross oraz masa rzeczy dziwnych na Camden Town market (gdzie polecam wybrać się na głodniaka, bo jest też masa fajnego street foodu).
MUZEA DLA DZIECI W LONDYNIE
To było Zośki marzenie od lat, od kiedy pokazałam jej wielki gmach i olbrzymi w nim hol ze szkieletem dinozaura – Muzeum Historii Naturalnej po prostu trzeba zobaczyć. Jest imponujące, klimatyczne i bardzo ciekawe, choć może nie każdy zatraci się w oglądaniu minerałów, to już dinozaury, ssaki czy ptaki ogląda się z dzieckiem o oczach jak spodki. Muzeum jest darmowe, nie wiem, jak z kolejkami w ciągu dnia, my wybrałyśmy się w niedzielę jeszcze przed otwarciem i kiedy o dziesiątej zaczęto wpuszczać zwiedzających, przy bramie był już spory tłum. Tuż obok (ulicę dalej) jest kolejne fajne, darmowe muzeum – Science Museum. Tam jednak Zosia zaczęła się źle czuć, co – jak się miało kilka godzin później okazać – było początkiem infekcji, więc już tylko je przeszłyśmy bez wielkiego zaangażowania. Wewnątrz są różne płatne wystawy interaktywne i kino IMAX, podejrzewam, że mali entuzjaści techniki czy po prostu ciekawe świata dzieciaki, byłyby w siódmym niebie. To jedyne muzea, do których dałyśmy radę się wybrać podczas dwudniowego pobytu, ale wiem jeszcze o takich atrakcjach dla dzieci jak:
British Museum (byłam wielokrotnie, mistrzostwo świata!), Royal Observatory (Planetarium), National Maritime Museum (Muzeum Morskie), London Transport Museum
No i oczywiście galerie sztuki: National Gallery, National Portrait Gallery, Barbican, Royal Academy od Arts, Tate Britain i Tate Modern oraz masa innych, mniejszych czy lokalnych galerii.
Informacji o atrakcjach, festiwalach i wydarzeniach podczas swojego pobytu możecie szukać na stronach takich jak: visitlondon.com, tripadvisor.com czy timeout.com.
Moja generalna rada na temat Londynu jednak brzmi: weekend to mało! Na dwa dni to można skoczyć, jeśli już się zna miasto i tylko ma się ochotę przypomnieć sobie jego klimat, wrócić do ulubionych miejsc. Natomiast poznać choćby najważniejsze i najfajniejsze zakątki w tak krótkim czasie nie sposób, zwłaszcza jeśli ma się kilka lat, nawet jeśli jest się z mamą, która dobrze zna miasto i nie traci czasu na błądzenie czy obczajanie trasy. Jeśli więc nie znacie dobrze Londynu, żeby uniknąć przemęczenia i rozczarowań, lepiej od razu zaplanujcie trochę dłuższy pobyt, myślę, że 4-5 dni to już by było wystarczająco, żeby bez pośpiechu zanurzyć się w tym głośnym, ale jak pociągającym mieście. My na pewno jeszcze tam wrócimy razem, żeby zobaczyć wszystko, na co za pierwszym razem nie starczyło nam czasu, bo bakcyla Zofia z całą pewnością połknęła. I tak – Londyn to bardzo dobry pomysł na wyjazd z dzieckiem. Bo, że wyjazd sam na sam z córką to super pomysł, to chyba nie muszę już pisać 😉 Było świetnie, polecam Wam taką akcję gorąco!
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Cudowne zdjęcia i piękny opis Waszego weekendu w Londynie😊 Wszystkie moje ukochane miejsca, świetnie jest też rowerem przemieszczać😊
Co do sklepów to masz rację. Ja nie umiem się tu ubierac i uważam ze w Polsce można kupić piękniejsze rzeczy😀. Ostatnio mam wrażenie że te rzeczy ciągle są takie same i marnej jakości.
Byłam w Londynie tylko raz i to dobrych 10 lat temu…ale miło odświeżyć wspomnienia, oglądając Wasze zdjęcia 😀 Super pomysł na taką atrakcję z córką, też mam dwie, więc jak tylko dorosną trochę to będę planować krótkie wyjazdy z każdą z osobna 🙂
Polko świetny post! Genialne zdjęcia i tak mi wróciły wspomnienia z naszego wrześniwego Lodynuuuu… tyle pieknych miejsc! Wiem, że jak moje dziewczyny podrosną,to będzie również taki wypad jak u Was <3
Buziaki
Ooooo! Jak ja kocham weekendowe wypady do Londynu 🙂 Nigdy mi się nie znudzą!
Wow! Cudowny prezent zrobiłaś córce (i sobie) tym wyjazdem <3
Świetny opis od jakiegoś czasu planuje Londyn bardzo się przyda ze my pokazać synkowi
Jak ja ZAZDROSZCZĘ !!! Uwielbiam ten klimat, uwielbiam brytyjski akcent! Mieliśmy bilety, ale zaszłam w ciążę i odpuściliśmy. Teraz się wybieramy już trzeci rok 😀 I chyba strach jakiś tylko hamuje… Że nie ogarniemy tego wielkiego miasta 😀 Jeszcze z szaloną czterolatką 😀 Ale marzę, marzę cały czas <3
Ale mi narobiłas smaka na Londyn! Super fotki! Ja ciągle zapominam, że do Londynu mam mniej niż godzinę pociągiem. Tylko hotel faktycznie okropny, aż się dziwię, że nie uciekłyscie ale z drugiej strony to tylko spanie a miejscówka zacna.
Ja wprawdzie nie o Londynie…ale tak samo chciałabym córce pokazać mój ukochany, studencki Kraków.