Jest tak, jak się obawiałam. Mam mało czasu na to, co lubię. Nie starcza mi siebie dla siebie.
Zdjęcia robię w pięć minut, tyle mam czasu, żeby obfocić mieszkanie czy dzieci zanim jedno się rozryczy, a drugie wejdzie w kadr/poprosi o kanapkę z dżemem. Na maile i komentarze odpisuję w nocy, ostatnio do drugiej, czasem podczas rannego długiego karmienia, jedną ręką. Na biurku leżą już dwa nieprzeczytane numery „WO”, dziś dojdzie trzeci. Wszystko robię błyskawicznie, w pośpiechu, gazem, jestem mistrzynią domowej logistyki, a to i tak za mało. Czasu starcza tylko na bieżące ogarnianie życia. Trwonię go na przydługie przygotowania do wyjścia, na zakładanie kombinezonów, rękawiczek, czapeczek, bucików i kocyków. Cenne godziny idą na sprzątanie, gotowanie, przewijanie niemowlaka i dziesiątki innych, syzyfowych, odmóżdżających, nierozwijających czynności. Brakuje go na wypoczynek, na bloga, na zadbanie o siebie, na innych ludzi. Moje potrzeby nigdy nie były na tak odległym planie. Z tego pośpiechu tęsknię za własnym mężem. Czasem czuję się jak taka baba z dziećmi, wózkara taka. Z wózkiem, pięciolatką i siatami przez szare osiedle, by potem wtarabanić się z tym wszystkim na trzecie piętro bez użycia windy. Tego się obawiałam.
Tak było w moich ciążowych czarnych wizjach. Te nie zakładały jednak, że można od tego nie dostać depresji. Nie było w nich bowiem TAKIEGO dziecka. Nie mieściło mi się w głowie, że mogę urodzić takiego pluszowego misia. Przy całej mojej gigantycznej miłości do Zośki – ona jest osobnikiem trudnym, egzemplarzem specyficznym, który dał nam nieźle w kość. Nie mogłam więc przypuszczać, że kolejna nasza córka będzie takim cudem słodkim i nieskomplikowanym. Nasz początkowy nieogar (który i tak był niczym przy chaosie pierwszych tygodni z Zofią) już dawno minął. Hanula dziś stęka tylko gdy śpiąca i głodna, poza tym ciekawie i radośnie obserwując świat z leżaczka lub podłogi, ciesząc się z wszystkiego, uśmiechając do każdego. Bije od niej łagodność i spokój. Uwielbia pieszczoty, mruczy jak kotek niemal, gdy się ją głaska, uspokaja się, czując ciepło i dotyk. Jest grubiutka i mięciutka. Jej bezzębny uśmiech rozmiękcza mi serce. Dziś w nocy przespała ciurkiem osiem godzin. Jest nagrodą za wszystko.
Na zdjęciach Hanul leży na grubej, miękkiej macie, ręcznie uszytej przez kooperatywę Pacz i Moi Mili. Jest cudownie pastelowa, dwustronna, wypełniona grubą ociepliną, dzięki czemu bez obaw kładę młodą na chłodnej podłodze. Nie jestem fanką nadużywania nadmiernie kolorowych, przestymulowujących mat, zwanych edukacyjnymi. Dostaję od nich oczopląsu, co dopiero dwumiesięczniak. Póki co edukuję ją butelką wody, która bąbluje, znikając mi w ustach, zapachem skórki pomarańczowej, tańcem w czapce z pomponem, rzadziej pluszakiem czy grzechotką. Jak będzie starsza, nie wykluczam, że czasem użyjemy jakiegoś dzwoniąco-szeleszczącego wyrobu. Ta pastelowa będzie z nami wtedy jeździć na wycieczki i pikniki, idealna będzie na czerwcową drzemkę w cieniu jabłonek na wsi. Jest też zaprojektowana, by pasować jako podłoga do tipi.
mata – Moi mili
grzechotka na kółeczku – Scandikids
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Jest słodka ogromnie :))) Zazdraszczam :)) Ucałuj ją ode mnie 🙂
dzięki, ucałuję, pewnie ze sto razy!
Słodka jest 🙂
Pięknie 🙂 nie łatwo ale za to jaka nagroda 🙂 Hanie to chyba już tak mają- moja skończyła 4miesiące i nic tylko całować! Pozdrawiam
Prześliczny pączuś 🙂 Ja mam 9-miesięczną córeczkę i ostatni rok był dla mnie prawdziwym sprawdzianem życia. Kornelka to żywe srebro, wszędzie jej pełno, nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaczęła się sama przemieszczać, bo pierwsze miesiące z taką wiercipiętą i marudą były na prawdę ciężkie 🙂 Tylko w nocy wciąż nie śpi, ale do tego stanu rzeczy po prostu już się przyzwyczaiłam. I mimo tych wszystkich trudów nie żałuję niczego, nie zmieniłabym niczego, bo kocham tej jej charakterek (choć nie wiem czy przeżyję, drugi taki egzemplarz ;))
coś mi z opisu ta Twoja Kornelka małą Zośkę przypomina…też się uspokoiła, jak zaczęła się przemieszczać, choć do dziś niezła z niej maruda i buntownik. Nasz drugi egzemplarz jak widzisz zupełnie inny, podobno większość tak 🙂
jak zwykle czytam po 5 postów na raz, a i skomentowało by się to i owo, ale szybciej w myślach to zrobię niż z Lilką na kolanach.
Nasz drugi przychówek też jakby lepszy i spokojniejszy, bardziej optymistyczny, mniej problemowy, ale może to nasze większe doświadczenie? Moja Miśka to jak Twoja Zośka – osobnik skrajny, upary, dyskutujący ale co najgorsze, nic-nie-jedzący 🙁 kolor skóry ma niebieski. Trzeba było mi nazwać je Hania, to teraz mielibyśmy luzik 🙂 a trzeci raz już chyba się nie podejmę wyzwania 😛
U nas ferie, więc jak zwykle kaszle i katary i jesteśmy sobie w domu happy three friends.
Takie właśnie są Hanie 🙂 Moja też była takim cudem spokojniutkim i dużo śpiącym, oczywiście nadal jest cudem ale teraz 7 letnim pyskującym, ale i tak ją kocham jak nie wiem co 😉
o, to już trzecia anielica Hanna, bo zaraz uwierzę, że to magia imienia 🙂
Świetnie się Ciebie czyta!
dziękuję!
Codziennie obiecuje sobie że nie wchodze i nie patrze już na żadne nowe blogi bo to zabiera za dużo czasu. No ale nie mogę, czytam Panią od tygodnia chyba no i wiem że nie przestanę! Cudownie że los dał takie grzeczne dziecko, wielki skarb 🙂
heh, zapraszam, zostań 🙂
Piękne poduchy, skąd to?
ta w kwiaty to handmade – uszyta ze starego materiału, wykopanego na allegro 🙂 a ta jasnoróżowa z H&M Home, sprzed niemal roku, więc już pewnie nie do dostania 🙁
Slodziak. Ja mam tylko jedno i czasu brakuje na siebie. Jak jest troszeczje to poprostu padam na twarz.
Tak – dla siebie przy dziecku jest bardzo mało czasu – ale ja go sobie jakoś tam organizuję – przynajmniej na czas dla bloga 🙂
Widzę u Ciebie przepiękną lalę jeszcze…. A ona skąd?
ze Scandiloft – chciałam podlinkować, ale już jej nie było w sklepie. widziałam jakieś info, chyba na fb, że będzie ostatnia dostawa – dowiedz się, co i jak.
Oj takie nieproblemowe dziecko to istny skarb 😉 Mogę się tylko domyślać bo my z naszą Werą też mieliśmy sajgon ;/
Pozdrawiam cieplutko!
to drugą trzeba machnąć 🙂
Ja się śmieje, że kiedy w końcu znalazłam swoją pasję, przestrzeń tylko dla siebie, to teraz odkąd jest Hanka…nie mam na nią zbyt dużo czasu…
prawdziwe życie z dwójką dzieci to niezły hardcore…ja łapie te momenty jak młoda idzie na drzemkę (tak jak dziś 🙂
albo w nocy…a zdjęcia robię przy jej pomocy, ona ma swój aparat, a Ja swój 🙂 dzięki temu udaje mi się coś wykadrowac bez jej słodkiego łebka w tle :))
no właśnie, u mnie to samo 🙂
Magazyn WO co to takiego?
Wysokie Obcasy – sobotni dodatek do Wyborczej.
Tak podobno jest ze jak pierwsze dziecko było urwiskiem to drugie jest spokojne. Mój Artur był małym aniolkiem, teraz się boje jakim małym lobuziakiem może okazać się córka; )
znam takie – odwrotne właśnie – przypadki. ale może niekoniecznie, może akurat dwa anioły urodzisz? trzymam kciuki!
Jesteś niesamowita i cudowna i taka bardzo autentyczna we wszystkim co piszesz i robisz. Myślę że wiele mam przeżywa podobne rozterki ale nie chcą się do tego przyznać, Ty nic nie udajesz. Tak właśnie wygląda życie z dwójką dzieci, ale pocieszę Cię, to kiedyś minie. Jestem mamą dwójki dzieci, 8 lat i 6 lat, więc to co piszesz mam już za sobą, ale też jak urodziłam syna, a córka miała 2,5 roku to było dokładnie tak samo. Jesteś super babką trzymaj tak dalej, niektóre sprawy i niektórych ludzi sobie olej, a jak rodzina czasem na obiad dostanie frytki z torebki to też przeżyje. Trzymam za ciebie kciuki!!!
heh, dziękuję! rzeczywiście muszę czasem zarzucić im jakieś frytki, bo za bardzo się staram:) mam świadomość, że będzie coraz lepiej, więc nie mam jakiegoś wielkiego doła, czasem się posmucę trochę, ale rzeczywiście Hanka ze swoją łagodnością i pogodą na buzi wynagradza te frustracje.
Pięknie napisane!
dzięki 🙂
U mnie było dokładnie tak samo. 8 lat temu przyszło na świat dzieko nr 1 SYN- przypadek trudny i specyficzny.
Odstęp 2 lata dzieko nr 2- córcia oaza spokoju i cudowności. Pierworodny to wyzwanie, córcia Anioł – nagroda i tak jest do dziś;)
gdyby mi ktoś to wcześniej powiedział, też bym nie zwlekała 4 lata z drugą ciążą 🙂 jest sprawiedliwość na tym świecie jednak!
taka nagroda wynagradza wszystko 😉 piekna 😉
dziękuję!
8 godzin ciurkiem??? ZAZDROSZCZĘ. Ja od porodu, który odbył się 2,5 roku temu nie przespałam tyle. Do tej pory mała budzi się na małą flaszeczkę w nocy. Mam nadzieję ,że kiedyś nadejdzie taka noc ,że nie będę szła jak zombie na pół przytomna robić „mlećko” dla córuni.
ja też jestem w szoku, kiedy Zosia była mała zazdrościłam znajomym ich cudownie śpiących dzieci. Ona do dziś czasem w nocy budzi się i do nas przychodzi, rano pobudki ma o 6-7, więc my też nieprzyzwyczajeni to takich luksusów, nadziwić się nie mogę 🙂
8 godzin przespać przy takim malutkim brzdącu to rzeczywiście bardzo fajna sprawa 🙂 najlepsza nagroda 🙂
Oby więcej takich nocy!
niesamowita ona jest! nie sądziłam, że to możliwe, śpi jak stara, po 6 godzin minimum, wczoraj na przykład siedem, 23-6 rano. cuda jakieś 🙂
Słodziutka i faktycznie świetna nagroda za wszystko 🙂
Rozczulił mnie Twój tekst. Lubię Cię z wielu powodów, a między innymi za to jaką jesteś mamą i jak pięknie piszesz o swojej miłości do córek.
dziękuję! 🙂
Uwielbiam patrzeć na takiego kochanego szkraba małego. Już zapomniałam kiedy moje dzieci takie były, A wiesz że coś w tym jest że może drugie dziecko mniej daje w kość. Mój starszy syn też raczej do łatwych nie należał, za to młodsza po narodzinach głównie spała i jadła i była bezproblemowa. Ściskam Was !
dziwne to jest, że człowiek tak szybko zapomina ten okres niemowlęcy. ja też mam teraz co chwilę jakieś olśnienia – że faktycznie z Zośką coś było podobnie, a już zapomniałam.
Ostatnio trafiłam na Twojego bloga i tak podczytuje od czasu do czasu,bo temat „dzieciowy” jest mi teraz najbliższym z tematów…. Nie do uwierzenia, jeszcze 2 lata temu na dzieci mogłam patrzeć tylko z dala, broń Boże, żeby mnie ktoś nimi nie obdarował do popilnowania :-))) A teraz … oszalałam na punkcie Małej Istotki do tego stopnia, że szperam w sieci z blogami o dzieciach, bo czuję taka potrzebe :-))))
A ja tez mam Hanię – pierwsze Dzieciątko – i chyba wszystkie Hanie tak mają – jest przesłodka, grzeczna, rozkoszna, rozbrajająca :-)))) A Zofia to królowa – nie dziw się, że kapryśna czasami :-)))) Życzę zdrówka i cierpliwości!!! Pozdrawiam serdecznie – Monika mama Hani
Mamo Hani, o ja durna! gdybym wiedziała, że to imię ma taką moc, wybrałabym je już dla pierwszej córki 🙂 Pozdrowienia dla Was, dziewczyny!
No w koncu! W koncu trafilam na bloga z rowiesniczka mojej corki, malo tego, TAKIEGO bloga. I pieknie tu i smacznie i smieszno…witam i zostaje na dluzej 🙂 To pisalam ja – Doris, jedna reka, a druga karmiac ssaka;)