Raz na jakiś czas jeżdżę sobie latem na plażę, żeby przypomnieć sobie, dlaczego tego nie znoszę. Mieszkam w Gdańsku, kwadrans w samochodzie i jestem, już mogę zażywać kąpieli w lodowatej, brunatnej brei. Lucky me! Mieszkańcy Mazowsza pewnie czytają to bluźniercze zdanie z niedowierzaniem, a ci z Podlasia pukają się właśnie w czoło. A jednak – nie kokietuję tu, ani nie szukam na siłę kontrowersji, ja naprawdę nie rozumiem, jak można ciężkie pieniądze wydawać na wakacje w Trójmieście.
Żeby nie było – czasem wydaje mi się, że potrzebuję tego kojącego szumu fal, tego słonego wiatru, że minimalistyczny krajobraz i linia horyzontu ukoją moje skołatane nerwy. Niestety – już na etapie przygotowań przypominam sobie, że ostatnią rzeczą, jaką może zrobić z moimi nerwami wyprawa na plażę, to je ukoić. Staram się oddychać głęboko, pakując już drugą torbę wiaderek, łopatek, przekąsek, kaszek, śliniaków, pieluch, ręczników, kocyków, bidonów, kremów i kapeluszy. To pomaga, ale tylko trochę, bo podczas gdy ja pakuję, nie da się wcisnąć dzieciom pauzy – one wtedy oddają się przeróżnym aktywnościom, z których większość jednak z mojego punktu widzenia jest destrukcyjna. Operację w wariancie „samotna matka” należy zaplanować na jakieś dwie godziny, w tym czasie starając oddalać od siebie kuszące wizje wybrania się do piaskownicy pod blokiem. Pomagają wizualizacje kojącego szumu fal, słonego wiatru i linii horyzontu. Pierwsza nagroda pojawia się w momencie upchnięcia w samochodzie dzieci i domknięcia bagażnika – a więc udało się złożyć i zmieścić tam wózek i te dwie torby, z których jedna przypomina walizkę singielki na weekend w Sztokholmie. Tylko że ona pakuje tam dwie pary stringów i trzy kiecki, a ty masz koc, łopaty do piachu, herbatniki, dwa litry wody i kilo czereśni. Nic to, jedziemy, zajebista z Ciebie matka, organizujesz dzieciom czas w wakacje. A za chwilę to będziesz zajebista i opalona w dodatku, jak dobrze jest mieszkać nad morzem jednak.
Nie należy zrażać się brakiem miejsc parkingowych w okolicach gdańskich plaż miejskich i spacer w upale z tymi dwiema torbami traktować w kategoriach wakacyjnej przygody. A kto się przejmuje, niech wcześniej wstanie, bo koło ósmej jeszcze się może załapie na postój. W pobliżu plaży należy wyostrzyć wzrok i postarać się uniknąć oczopląsu – gdzieś tam za trampolinami, za dmuchanymi kulami w basenach, za trzema smażalniami, za goframi, lodami, za tymi pontonami i straganem z muszlami z morza śródziemnego, tuż za budką z grillowanym oscypkiem jest wejście na plażę. Jak się postarasz, to dojrzysz i przy odrobinie asertywności dotrzesz tam za jakiś czas bogatsza tylko o dmuchaną piłkę i kleksa z kręconych na spódnicy, z bickiem jak Pudzian i plamami od potu pod cyckami. Spora doza dystansu i skłonność do czelendżowania przydadzą się także podczas ciągnięcia wózka po piachu, jeśli krępują Cię te plamy od potu, to lepiej już teraz wciągnij brzuch i zdejmij koszulkę, bo zanim dobijesz do celu, one powiększą się jeszcze.
Rozkładasz kocyk i organizujesz rodzinie grajdoł, powstrzymując jednocześnie młodsze dziecko od wyjadania petów z piasku, a dodatkową parą oczu, tą z tyłu głowy, kontrolujesz, czy starsze się nie topi. To proste – wystarczy nie odrywać od niego wzroku nawet na sekundę. Siadasz, bierzesz głęboki wdech, drugą parę oczu kierujesz w dal, szukając tego horyzontu. Niestety – widzisz tylko brzuch Janusza i biust Grażyny oraz wielobarwne zasieki, skądinąd bardzo wakacyjny to krajobraz. Horyzontu zdecydowanie nie widać, słonego wiatru nie czuć, za to możesz poczytać gazetę Janusza przez ramię, posłuchać o małżeńskich kłopotach Grażynowych koleżanek z pracy i sztachnąć się jej papierosem. I tak Ci mija dzień na plaży, zajebista matko. A jak jesteś naprawdę troskliwa, to po godzinie przenosisz się w cień, celem uniknięcia udaru i złocistej opalenizny. Pamiętaj tylko, żeby mieć przy sobie ze dwie stówy na blade frytki, dmuchane rekiny i gofry z frużeliną, duży parasol i zapas herbatników, to może przetrwasz bez łez i marzeń o zamieszkaniu na Dolnym Śląsku. Acha, no i nie przejmuj się – piasek z uszu, portfela, kieszeni oraz tyłków twoich dzieci powinien zniknąć w ciągu tygodnia.
P.S. Fotografie poniżej nie ilustrują opisanych zdarzeń, bynajmniej. We wspomnianych okolicznościach aparat fotograficzny to tylko zbędny balast (wolne miejsce w torbie przeznacz na dodatkowe pieluchy). Zdjęcia robiłam podczas jedynego słusznego sposobu na kontakt z morzem, czyli podczas wieczornej wycieczki CAŁĄ RODZINĄ ZA MIASTEM, kiedy to on taszczy wózek i pełni funkcję drugiej pary oczu, a oczekiwania są zminimalizowane przynajmniej o tę opaleniznę. Plaża najfajniejsza jest po osiemnastej oraz od października do kwietnia, jeśli mam jako kobieta znad morza coś doradzić Wam, kochani turyści.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Mieszkam koło Ustki – potwierdzam w 100% – morze, plaże sa najfajniejsze od października do kwietnia, w sezonie nie jezdzę – to ponad moje siły. A jeżeli tylko znajdę się nad morzem w tym czasie to mam ochotę uciekać na Marsa.
Hahaha, świetnie napisane. Poprawiłaś mi humor. Dziękuję 🙂
Ps. Zosi spódniczka to h&m ?
to Zara. Trochę się martwię, że znów w niej wystąpiła – wygląda to jakby miała jedną spódniczkę, ale to jej ulubiona 🙂
Ha. Jakbym czytała o sobie i swojej ekipie:))) Pięknie napisane:) Uśmiałam się, dzięki!
Jako samotna matka pon-pt w z „naspidowaną” parką wybieram tylko małe, dzikie i nieoblegane plaże. Bez tłumów, zapachu frytury i tych straganów. Moja zasada- im mniej bodźców dla dzieciaków tym mniejszy wkur.. dla mamy:) Pozdrawiam.
Gdzie, ja się pytam – gdzie takie plaże dają?
dużo lepiej jest na Górkach Zachodnich, choć i tam ostatnio problem z parkingiem (zwłaszcza w weekendy), ale nie ma bud z frytami i dmuchanymi krokodylami 🙂 i woda jakaś przyjemniejsza:) pozdrawiam ciepło
No właśnie, te Górki, muszę się tam wybrać wreszcie, bo kompletnie nie znam terenu.
od Kamiennego Sopotu w strone Orlowa bywalo lata temu cudownie nawet w sezonie. niestety zmienilam morze i aktualny stan tegoz skrawka jest mi nieznany 🙁
Kurcze… nie sądziłam, że pani córka może nosić różowy kostium z Krainą Lodu ;)) Czytam pani bloga z zachwytem… stylizacje Pani córek mnie powalają, niestety moja ciągle róż róż… sukienki i róż.. i Elza… Także dziękuję za ten wpis i zdjęcia… bo nagle się okazało, że nawet dzieci najbardziej antyplastikowej blogerki nie zostały uchronione przed wszędobylskim kiczem 😉
PS. pozdrawiam z Gdyni 😉
Anna i Elza muszą być 🙂 Zosia ma 6 lat, byłabym zołzą najgorszą, jakbym jej zabroniła takich ciuchów 😉
My jak już mamy jechać na plaże w sezonie to wybieramy Sobieszewo i plaże koło hotelu Orle tam jest znaczne spokojniej.
Też zawsze jeżdżę do Sobieszewa. W GDANSKU i Sopocie jak dla mnie jest brudno. Plaże fajne są po za sezonem ale temperatury i częste wiatry trochę mało zachęcające dla dzieciaków.
też zauważyłam ten strój 🙂 kochana z ciebie matka 😀
ja jestem ze szczecina (nad morzem ;0 ) i jak mam jechać w weekend to oznacza, że stoję w korku 4h. ale nic, jadę 🙂 z dziecięciem, więc o 7 rano. na szczęście są u nas mini mieścinki i dzikie plaże… jest tam spokój…i kocham morze… choć moja córka ubolewa, bo nie ma „lody, lody, bambino w czekoladzie” 😛
Kurczę, nie znam takich całkiem dzikich miejscówek w pobliżu Gdańska, zazdroszczę!
Pani Polko, polecam plażę w Mikoszewie-mojej rodzinnej wiosce (na Mierzei Wiślanej). Nawet w szczycie sezonu plaża poza małymi skupiskami ludzi przy samych wejściach jest pusta! Plaża jest dzika – przy brzegu często znaleźć można trochę patyków, trawy. Polecam, serio! I niecała godzina od 3miasta. Dodatkowo nie ma bud z fastfoodami ( ani żadnymi innymi foodami :)) W samej wiosce jest parę sezonowych barów ze dwie budki z lodami, 3 sklepy spożywcze. Mam nadzieję do zobaczenia!!
Dziękuję! 🙂 może uda się skoczyć niedługo, brzmi ekstra!
Ha, ja też jestem z Gdańska i na plażę w sezonie się nie pcham, jak już to Stogi w stronę Górek Zach., albo Sobieszewo. Nigdy żadne tam Brzeźna i Jelity, noł łej.
Polecam plażę od października do kwietnia! Ludzi mniej, no i parawanów, że nawet i wodę widać, nie ma wrzeszczących wniebogłosy podchmielonych znajomków, a temperatura wody mniej więcej taka sama.
Ależ się uśmiałam! 🙂 I jak tak pędzę co roku 800km przymykając jednak oko na te małe upierdliwości w okolicach i na plaży 😉
Niech żyje plaża w Kolibkach i odcinek Kamionka – Kolibki! Dojazdu nie ma, więc mało komu się chce tam dreptać 😉 My uwielbiamy plażę, znaczy młody bardziej, mógłby z wody nie wychodzić, więc miejsce przy brzegu to konieczność a na mało obleganych odcinkach to można wybierać i przebierać. A i tak uważam, że plaża najlepsza jest jesienią i zimą podczas sztormów 🙂
ooo, dzięki za podpowiedź! 🙂
A prosz 😉 od Koliby drepczesz w stronę Gdyni aż będzie luz na piachu, albo zostawiasz auto pod Klifem i koło stajni schodzisz (zejście nawet wózek da radę, ładnie dość zrobili) i potem kawałek w stronę Sopotu. Większość ludzi zostaje przy Scenie Letniej a my zazwyczaj idziemy dalej i mamy luzy. Nie ma inwazji gofrów, baloników a i turyści się boją, bo „to takie dzikie miejsce” więc jest spokojnie i w miare płytko, więc można z dzieciakami szaleć 🙂
Umarłam na zdjeciu Zoski z piaskowymi cyckami 😀 ale fakt, zawsze jak mam juz meza i wybierzemy sie na spacer chocby po gdyni, to pukamy sie w czolo- po co na co i ZA CO ludzie jezdza na urlopy nad morze…. trafic na pogode-cud, drogo jak nie wiem co- zapiex z budy 6zl, blagam… wyzywic cala rodzinke nad morzem- to 2 wycieczki do cieplusich krajow z pelnym wyzywieniem! i ja tez jezdze z dziewczynami ewentualnie ok 17 co by w piachu pogrzebaly… moze w przyszlym roku dalej bede celebrowac plaze na polwyspie, bo tam latwiej znalezc cisze i spokoj i przynajmniej brak bladych fryt… i really- o co kaman z tymi parawanami?! jak juz sie smaza od rana do wieczora, to chyba przyjemniej troche wiatru poczuc na spalonej skorze…?
totalnie nie kumam tych parawanów 😉
A ja ze Śląska jestem 🙂 dla mnie ten artykuł to rzeczywiście same bluźnierstwa 😀 Unikałam wakacji nad Bałtykiem. Przedostatni raz byłam jako dziecko w Ustce, a potem już tylko za granicą. Ale… w zeszłym roku we wrześniu pojechaliśmy z naszym roczniakiem do Władzia i zakochałam się na nowo. Nigdzie indziej nie ma takich fal, morze zimne okej, ale ma jakąś moc i tyle. No a całą tą cepeliadę wokoło trzeba przeżyć 😉 podchodzę do tego z dystansem.
Tylko dystans może nas ocalić, to fakt. A mnie jako niepoprawną estetkę aż boli od tej brzydoty 🙁
Polka dlaczego chcialabys mieszkac na Dolnym Slasku? Czy to tylko przyklad?Jest jakies miasto w Polsce w ktorym najbardziej chcialabys mieszkac? Ja tamnz chcecia bym sie zamienila z Toba????
To przykład, tak, choć Wrocław niczego sobie jest 🙂 Nie wiem, gdzie indziej chciałabym mieszkać, dlatego wciąż tu tkwię, ale fanką nie jestem.
dżizusku…jakie to prawdziwe :))) urodziłam się w Gdańsku i tu mieszkałam kupę czasu, w zasadzie od dwóch lat dopiero nie mieszkam, więc dokładnie byłam w stanie zaobserwować jak to się z roku na rok zmienia…na gorsze!
mieszkałam w Brzeźnie, 100m od plaży więc jako dzieciak chodziliśmy tam rano, potem w stroju do domu na obiad, zostawiając ręczniki, pontony itp i znowu potem na plaże, wtedy jak byłam mała było jeszcze ładnie pięknie spokojnie, bez tylu budek straganów no i przede wszystkim ludzi, z wiekiem pokochałam plaże wieczorem, dokładnie od 18 do rana…idealnie, cudownie, zwłaszcza w ciepłe letnie wieczory no i w okresie poza wakacjami…teraz jak słyszę plaża to mam dreszcze, jak widzę co się dzieje to nie potrafię pojąc jak ludzie czerpią z tego przyjemność, wszechobecny parawaning, kupa ludzi, piach, hałas, balony, pontony, krokodyle banany, wszędzie lody świderki, wata cukrowa, muszelki srelki i dokładnie….oscypki (wtf?!?!)
nie czaje tego zupełnie, dla mnie to jakiś odpust trwający ponad 2 miesiące….
mieszkam teraz w Rumi, jak mam ochotę to pakuję się w auto i PO POŁUDNIU albo WIECZOREM i to w dodatku POZA SEZONEM jadę na spacer na Rewę lub Mechelinki; spacery przy plaży w trójmieście męczą mnie strasznie, żaden to relaks…tak jak piszesz, dokładnie brak tego wszystkiego czego spodziewamy się nad morzem, na plaży
love you za ten wpis! ! 🙂
pozdrawiam,
Ania
Kraina Lodu bardzo a’propos – od razu chłodniej z prywatnym, malutkim niżem atmosferycznym :O) Ja na plażę oprócz kilograma czereśni i wody pakuję jedną i tylko JEDNĄ łopatkę. Poza tym parawan, namiot, książkę (której nie czytam), luksusowe czasopismo (a jak!) w którym może uda mi się obejrzeć obrazki, kocyk, cztery ręczniki i pół tony plażowej bielizny na zmianę. Acha, jeszcze dmuchaną łódeczkę z Kubusiem P., dmuchaną deskę, dmuchany materac i dmuchane kółko. Na plażę zawozi mi tę karawanę wynajęty wielbłąd. Także ten, miłego wypoczynku. A co do piasku, to rok później znajdujesz go na dnie każdej torby plażowej.
Zupełnie poza tematem, na Zalando są w dobrej cenie miętowe Conversy:) od razu pomyślałam o Tobie
Uwielbiam te Twoje wpisy z poczuciem humoru i dozą uszczypliwości, zawsze poprawiają mi humor! 🙂 rogal od ucha do ucha. Dobrze, że na świecie są jeszcze takie zdystansowane i „swojskie” osoby 🙂
🙂
ha ha! A pomyślmy sobie, że z nas się tak śmieją w Grecji czy innym ciepłym kraju, że przyjeżdżamy się tam opalać, wariaci! 😉 A kiedyś mieszkałam nad samym morzem, codziennie rano przechodziłam koło niego w drodze do szkoły i, ach! co to były za widoki! Ten listopad pochmurny i mglisty, kiedy mgła wisi nad morzem, woda i niebo zlewają się w jedno, nie ma żadnej fali i tylko ty stoisz na tej plaży i patrzysz się w dal, jest cicho i pusto i zdaje ci się, że stoisz na krawędzi świata… O tym myślę, kiedy mówię „morze”. Takie lubię najbardziej.
No właśnie, pięknie to opisałaś. Ja za rzadko wpadam na pomysł, żeby się przejść na plażę w listopadzie, ale jak już mi się zdarzy, to rzeczywiście pięknie jest.
Ja zauważyłam im mniej zajebista matką chce być (czytaj : organizować dzieciom fajny i atrakcyjny czas nad np. wodą, pełną turystów i rzeczonych Grażynek i Januszów, świeżego powietrza w oparach fajek) tym
lepiej na tym wychodzą moje dzieci.
Matka mniej nerwowa, dzieci mniej utyrane jazdą, za to szczęśliwe pod…własnym blokiem i ulubionym placem zabaw. No chyba, że wyjeżdżamy na pobliskie atrakcje wcześnie rano i wracamy zanim zadepczą nas tłumy 😛
Ooo, ależ się uśmiałam! Uwielbiam Cię! :-)))
No więc powiem Ci tak: jestem z Mazowsza, morze kocham od kiedy pamietam, polskie darzę szczególnym uczuciem i muszę nad nim być minimum raz w roku. Od zawsze staramy się unikać tego wszystkiego, o czym piszesz i chyba nam się to udaje. Mamy wypracowany system, który po raz kolejny mam nadzieję zadziała już jutro 😛
Otóż sprawa numer jeden: pogoda. Wiadomo, jak z nią jest nad polskim morzem. Nie wyobrażam więc sobie rezerwacji noclegu z wyprzedzeniem. Z kolei jak jest pogoda, to nie ma szans na wolne lokum, nawet takie tragiczne, a niestety tych większość nad polskim Bałtykiem. Co robimy? Jak wiadomo, że na mur beton będzie gorąco, pakujemy namiot i wsiadamy w samochód.
Problem numer dwa: tłumy, parawany, Janusze, Grażyny, plastik, etc. Rozwiązanie? Rower! Wsiadamy i jedzemy ze 2-3 km (akurat tam, gdzie jeździmy jest szlak w lesie, więc sam miód) i lądujemy na no może nie bezludnej, ale luźniusieńkiej plaży, do której mało komu z tym całym majdanem od głównych wejść chce się iść.
No i właśnie: ekwipunek. Wiadomo, że wraz z pojawieniem się dzieci rozrasta się w skali straszliwej. Rozwiązanie tego utrapienia wiąże się z punktem poprzednim. Otóż 4 lata temu z okładem zaopatrzyliśmy się w superaśną wypaśną przyczepkę do roweru. Mieści komfortowo dwoje dzieci, a do tego ma spory „bagażnik”, który pomieści wszystko, co potrzebne na plażing, z wielkim kocem piknikowym włącznie.
Tak to sobie radzimy. Kocham polskie morze :-* 😉
No i to jest super opcja! Bardzo fajny sposób na bycie nad morzem z ominięciem wszystkich tych dodatkowych „atrakcji”. Ja ubolewam, że nie można, ot tak sobie po prostu skoczyć na pobliską plażę i doświadczać przyrody po prostu, tylko to musi być w pakiecie z całą tą cepelią. Zazdroszczę Wam tych rowerów i przyczepki 🙂
No tak faktycznie widać te tłumy na zdjęciach. Kochana lubię tego bloga ale teraz mam wrażenie, że tekst no koniecznie musiał być w twoim stylu. Chciałabym aby było mnie stać na wakacje za granicą, w pensjonacie w ciszy i zieleni plus mieć plażę pod nosem.
Mieszkam na śląsku (niestety górny) mam dwoje dzieci julka lat 7,5 szymon 17 miesięcy. Codziennie dzień zaczynam o 6 rano by jakoś się wyrobić z zawiezieniem dzieci do teściowej, obładowana wózkiem, torbami, zabawkami w szpilkach no i muszę koniecznie zdążyć zrobić zakupy, obładowana wpadam do pracy na styk. Po pracy jadam obiado-kolacje a raczej kolację, staram się nadrobić cały dzień nie widzenia dzieci na chwilę przed ich zaśnięciem. Od poniedziałku do piątku takie mam balasty więc chętnie zamieniłabym się położeniem z tobą 😉 w tym roku niestety nie uda nam się skoczyć nad ten brudny Bałtyk niestety, ehh cudowne życie 🙂
Nie doczytałaś chyba – pisałam, że zdjęcia były robione pod wieczór za miastem, na mniej zatłoczonej plaży. Poza tym ja nie narzekam na swoje położenie, opisuję tylko ironicznie (oczywiście dodając nieco dramaturgii) plażowe perypetie. Nie piszę nigdzie, że mi jakoś ciężko, tylko, że mieszkanie nad morzem i wyprawy na plażę są przereklamowane, a w dodatku z dziećmi dość problematyczne – tyle. Do drugiej ciąży żyłam identycznie jak ty, i pewnie jeszcze tak pożyję. W tym roku pierwszy raz od siedmiu lat spędziłam wakacje zagranicą – naprawdę nie odleciałam jeszcze w kosmos, serio 😉
Wróciliśmy z Dębek. Wszystko się znowu udało 😉 Udało się być prawie samemu na plaży. Dowody na Insta 😉
Ach skąd ja to znam 🙂 ! Pamiętam, jak jechałam na plażę z półrocznym dzieckiem, to było poświęcenie ! Dla dziecka oczywiście, żeby dotknęło małymi stópkami plażowego piasku, usiadło pupą w letniej wodzie i pluskało kochanymi łapkami po wodzie tak, że krople wody pryskały mamie w oczy na szybko pomalowane maskarą przed wyjściem. W jednej ręce dziecko, w drugiej maskara, bach bach i oczy gotowe do wyjścia, potem nieco rozmazane od wody. Wtedy wszystko wpakowałam do wózka razem z dzieckiem i jakoś było. A teraz tak jak piszesz, wielka torba, wszelakie dmuchańce, kocyk, wiaderka i inne niezbędne akcesoria. Moje w tej torbie są tylko woda, telefon, portfel i kluczyki od auta. Ale radość dziecka w tym momencie bezcenna.
Haha! Nie dalej jak tydzień temu usłyszałam wypowiedziane -ku mojemu niepomiernemu zdumieniu – z nutką zazdrosci przez koleżankę z Warszawy: „wy to pewnie teraz co drugi dzień na plaży, co?”. Powiedziałam tylko, że nie jesteśmy tacy szaleni, a zobaczywszy niezrozumienie w jej oczach, dodałam coś o tych parkingach, petach i Januszach z bigosem w słoiku (autentyk!!!), ale zostałam zbyta jak rozpieszczona kuzynka marudząca, że jej kucyk mógłby mieć jaśniejsze umaszczenie 😉
Ja pochodzę z gór i u nas podobna sytuacja.. Tyle ze ruch latem i zima:p
Kocham Cię ????
Rozumiem w bilonie procent 🙂 Dla mnie z dwójka dzieci to czasami wielkim czelendżem jest wyjście do warzywniaka. A dłuższa wyprawa do zoo tudzież w inne miasta atrakcje to juz jest wyższa szkoła jazdy.
Znalazłam Ciebie może miesiąc temu. Przeczytałam chyba wszystkie wpisy. Uwielbiam, takie lizusostwo na koniec 🙂
P. S u mnie na takiej wyprawie prawie zawsze jest jeszcze grubsza, pieluszkowa historia.
Dobrego wieczoru i nocy
Zajebisty tekst 🙂
Ubawilam się! Swietny tekst. Ja kiedys, jeszcze bez dzieci jechalam z podkarpacia nad to morze…nigdy wiecej, po co? Żeby parawany ogladac? ???? no i moje dzieci morze zobaczą jedynie na widokowkach a wlasciwie to pewnie w necie. ????
Hmmm.A mi się też.zdawało, że to cudnie mieszkać na wybrzeżu…Ale w sumie od października do kwietnia to długi czas a bawić się najlepiej jest wcale nie w upale ???? Niestety nasze plaże i góry za małe są na.letnich turystów.W ubiegłym roku odwiedziłam z mężem Zakopane w październiku, w 3 dni wypoczęliśmy lepiej niż podczas tygodnia w sierpniu ????????
Nie ładnie/:-) , ja jestem z Dolnego Śląska i dała bym wszystko za plaże i szum morza na co dzień B-) a piasek który zostaje w bagażniku to najlepsze, to taka” świętość ” która przypomina nam o wspaniałych chwilach. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
Hahahahahah no nie mogę! Dobre to! Uwielbiam Twoje poczucie humoru!
Mam podobne spostrzeżenia i niestety nie dotyczą one tylko plaży nad morzem ale też tych nad jeziorem np na Śląsku 😉 dlatego wybieram własne podwórko 😉 + ale wiele bym oddała za spacer po plaży w Dębkach tak w sierpniu <3
Haha 😉 Zapraszam na Dolny Śląsk 🙂
Wczorajsza jednodniowa wizyta w Sopocie była koszmarem. Zdziwił mnie brak „parawaningu” na centralnej plaży, ale kiedy podeszłam z córką do morza zrozumiałam dlaczego nie jest tak tłoczno. Woda jest po prostu czarna! I smród prawie jak z szamba :/ Tragedia. Gdańsk jest przepiękny o każdej porze roku, ale z tym morzem to faktycznie przereklamowane. Byliśmy rok temu w marcu i było cudownie. Zdecydowanie do Trójmiasta trzeba uderzać poza sezonem.
Jako byłej mieszkance Sopotu (bliskie okolice Monciaka przez lat 3, potem sypialnia B.) i osobie darzącej to miejsce stałym afektem, pozostaje mi… niestety zgodzić się. Nie ma piękniejszych spacerów, gdy wyjedzie ostatni turysta (ten z balonem, Frytami i rybką). Monciak ogólnie i kiedyś w wakacje doprowadzał do szału, mimo porównywalnie (lat dobrych prawie eścia), ograniczonej konsumpcji dóbr odpustowych i giga komercji pod postacią paskudnie krzywych domków, zamiast klimatycznego, choć słabo wentylowanego 😉 Kawiaretu. Może w tym szaleństwie, metoda, lecz nie dla tego, kto widział Bałtyk brązowy,spokojny jak jezioro, czy groźny, pusty, granatem przerażający, władczy. Kto czuł pod nogami miękki, czysty piasek, a na widnokręgu dwa szalejące charty… i nikogo, prócz właścicieli tychże, w tle.
Pięknie ten Sopot opisałaś!
Wyborny tekst! Czytałam dwa razy i śmiałam się w głos 🙂
Zgadzam się !!! Nienawidzę lata w 3nieście, zatłoczonego , głośnego , blehhhh, tylko w akcie desperacji i usilnych błagań mojego syna czasem ruszam w ten tłum. Kocham nasze plaże własnie od października do maja .
Ps. Jesteście turbo jak bierzecie parasol na plażę, mnie nigdy na takie poświęcenie nie było stać 😉
Świetne. Śmiałam się w głos. Lubię jak tak piszesz. To tak jak u nas, mamy działeczkę na podlasiu, no super każdy nam zazdrości malutkiej chatki w środku lasu. Ale uwierz mi jak się tam jeżdzi od 30 lat na KAŻDE wakacje to jak przychodzi lato to się odechciewa. I doprawdy nie wiem co rodzice ze mną tam robili CAŁE lato! Ile można chodzić i jeżdzić po lesie, łowić ryby. Ja byłam z młodą tam dwa razy…sprzedajemy to urokliwe miejsce. Dość. Domyślasz się co ludzie mówią!!!Pewnie sama tak pomyślisz. Jak ona może sprzedawać taki raj na ziemi-ano można! Nie byłam za granicą nie jeździłam w góry i nad morze bo zawsze ZAWSZE powiadam TAM!!!