moje hity kosmetyczne ostatnich miesięcy – pielęgnacja i makijaż

Uwielbiam kosmetyki miłością najpróżniejszą z próżnych. Wszystkie te śliczne tubki, kolorowe butelki, słoiczki, pachnące kremy, żele, olejki, musy, mazidła i smarowidła. Lubię oglądać, kupować, testować, używać, smarować się i pachnieć. To moja wielka słabość i wiem, że bez dużej samokontroli mogłabym łatwo popłynąć. Nie chcąc zostać kosmetyczną zakupoholiczką, zawalać łazienki dziesiątkami produktów, z których każdy jest do innego centymetra kwadratowego skóry, ale też mając na uwadze zużycie plastiku, ograniczam się. Kupuję kosmetyki naprawdę rzadko, za sprawą dwóch postanowień: po pierwsze – zużywam do końca. Nie rzucam się na nowości, nie zamawiam kolejnego kremu, następnej maseczki czy szmineczki, kiedy tylko coś mi się spodoba, tylko czekam, aż zużyję poprzedni tonik, krem do stóp czy balsam, a to serio w moim wykonaniu spory sukces. Zdarzało mi się mieć po kilka napoczętych produktów z danej kategorii i kupować kolejne, bo żaden nie był wystarczająco dobry. Dziś męczę się z nielubianym olejkiem, dopóki nie zmęczę i dopiero wtedy kupuję następny – lepiej przemyślany, jeden zamiast pięciu, zatem mogę sobie pozwolić, by był trochę droższy. Druga zasada, dzięki której kupuję mniej: nie wchodzę do drogerii ani perfumerii, czy to stacjonarnej, czy online, bez wyraźnej potrzeby. Nie zaglądam, jakie są nowości, nie wałęsam się, próbując i wąchając. Na zakupy idę, kiedy muszę, gdy np. kończy mi się tusz do rzęs czy kredka do brwi, w przeciwnym razie omijam te siedliska zła szerokim łukiem. Jestem też chyba nieco bardziej wybredna, coraz trudniej mnie zachwycić, sporo czasu więc zajęło mi wyłonienie takiego zestawu naprawdę fajnych kosmetyków, który dziś dla Was mam. Bo że przewinęło się produktów znacznie więcej przez moją łazienkę i kosmetyczkę – tego możecie być pewni. Poniżej przedstawiam moich ulubieńców ostatnich miesięcy – rzeczy, które naprawdę zasługują na to, żeby się nimi podzielić.

hity kosmetyczne
pielęgnacja twarzy
ŻEL DO TWARZY VICHY PURETE THERMALE

To chyba mój ulubiony żel do mycia twarzy ever! Przepadam za nim, bo demakijaż z nim jest mega przyjemny – cudnie pachnie, zmywa dokładnie resztki makijażu, świetnie odświeża i nie ściąga twarzy. Przy tym jest duży, mega wydajny (butelka na zdjęciu ma już trzy i pół miesiąca, a stosuję go codziennie!) i bardzo wygodny w stosowaniu z tą pompką. Nie lubię do mycia ani preparatów zbyt tłustych (z olejkami się ostatecznie nie polubiłam), a wiele żeli ma tę wadę, że makabrycznie wysusza twarz. Purete Thermale jak dla mnie po prostu świetnie wykonuje swoją robotę i na pewno kupię go ponownie.

żel do mycia twarzy Vichy
TONIK ZŁUSZCZAJĄCY PIXI GLOW TONIC

Mam i ja! Kultowy produkt beauty-blogerek, zachwalany na całym świecie, rozświetlający tonik z 5% kwasem glikolowym, który złuszcza martwy naskórek. Używam go dosyć krótko, bo dostałam w prezencie urodzinowym dopiero niedawno, ale już czuję, że się polubimy. Skóra jest po nim gładka, odświeżona, ujednolicona, wygląda zdrowo i serio – jakoś tak promiennie. Zapowiada się bardzo fajnie, lecz trzeba przyznać, że stówka za tonik to jednak sporo i można znaleźć sporo innych, znacznie tańszych toników kwasowych, które pewnie mają bardzo podobne działanie. Ale uwaga – Pixi ma w ofercie jeszcze inny hit i to jawi mi się jako produkt warty zainwestowania – chodzi mi o peeling Peel & Polish tej samej marki. Używałam go raz u przyjaciółki i to już było serio wielkie wow – złuszczenie i gładkość skóry, jakich nie znałam. Albo raczej – jakie znałam tylko z gabinetu kosmetyczki. Najpierw silne tarcie drobnych, dość ostrych drobinek, a później działanie kwasów i enzymów – nieco szczypiące wręcz, zaczerwieniające skórę, ale i oczyszczające ją jak mało co. Pierwszy raz miałam wrażenie takiego naprawdę dogłębnego sprzątania cery, wielki zachwyt, czaję się na niego i pewnie w końcu zainwestuję, jak już wykorzystam stare peelingi.

tonik Pixi Glow Tonic
CLINIQUE MOISTURE SURGE – KREM I ŻEL POD OCZY

O tym kremie już pisałam i nadal uważam, że to jeden z najlepszych nawilżających preparatów, wprost idealny na lato. Ma leciutką, żelową konsystencję, cudownie odświeża, świetnie koi i nawilża. Bardzo go lubię i chętnie do niego wracam, z tej serii polecam też świetną maseczkę całonocną – tę to aż czuć, jak skóra pije przed snem, a rano buzia jest napięta i odświeżona. Do rodziny Moisture Surge dołączył ostatnio także kosmetyk pod oczy – lekki żel 96-hour hydro filler z mikrokapsułkami witamin i aloesu. Użyto w nim przeróżnych składników (m.in. ogórek, zielona herbata, algi, peptyty i kwas hialuronowy) i technologii, które mają za zadanie wiązać wilgoć, co – jak wiadomo – jest podstawą zdrowo wyglądającej skóry pod oczami. Używam tego żelu na dzień, bo fajnie budzi oczy, odświeża spojrzenie, szybko się wchłania i można już po chwili nakładać makijaż. Te dwa żele to mój ulubiony poranny zestaw w upalne dni, nic się nie lepi, nie świeci, są jak kubeł zimnej wody, budzący skórę do życia.

krem Clinique
Clinique Moisture Surge
MASECZKA OCZYSZCZAJĄCA SEPHORA

Miałam tych różnych błotnych mazideł sporo, węglowych ciapek i innych glinek, ale ta zachwyca mnie z nich wszystkich najbardziej. Począwszy od konsystencji – gęstej, ale jakiejś takiej jedwabiście smarownej pasty z delikatnymi drobinkami, przez świeży, przyjemny zapach, po efekty. Te są naprawdę wspaniałe – buzia jest cudownie gładka, zmatowiona, oczyszczona, a pory niewidoczne. To błotna maseczka z Sephora zawiera cynk, miedź i białą glinkę, i jest zalecana do cery świecącej się, z niedoskonałościami. Moja normalna (w stronę mieszanej) też ją bardzo polubiła, więc stosuję tę maskę zawsze, kiedy czuję, że potrzebuję oczyszczenia.

maseczka oczyszczająca
płatki żelowe pod oczy
SKIN79 GOLDEN SNAIL – KREM I ŻELOWE PŁATKI POD OCZY

Polubiłam ogromnie tę serię za sprawą złotej emulsji, którą stosowałam przez kilka miesięcy. Już myślałam, że nigdy się nie skończy, jest niesamowicie wydajna, a przy tym świetnie nawilża i bosko pachnie. Na pewno jeszcze do niej wrócę, tymczasem kończyły mi się kremy pod oczy, a seria była w dużej promocji (te często zdarzają się na stronie sklepu Skin79), postanowiłam więc wypróbować preparaty pod oczy. Wybrałam krem do stosowania na noc, bo to taka bardziej odżywcza, antystarzeniowa pielęgnacja. Znany z azjatyckich kosmetyków śluz ślimaka ma regenerować skórę, wygładzać ją i odmładzać. Bardzo na to liczę w dłużej perspektywie, tymczasem chwalę sobie jego treściwą, lecz nietłustą konsystencję i przyjemne uczucie nawilżenia, jakie daje mi po demakijażu. Ostatnio też bardzo polubiłam się z instytucją żelowych płatków pod oczy – stosuję je czasem na poranne opuchnięcia albo jako taką dodatkową pielęgnację, niczym maseczka pod oczy. Wkurzało mnie jednak, że są sprzedawane zwykle w opakowaniach po dwie sztuki, w Skin79 znalazłam wreszcie cały słoik (60 sztuk), mogę się więc okładać do woli. Jak ja to lubię! To taka odżywcza bomba w formie odświeżającego, wilgotnego płatka z masą wyciągów roślinnych, śluzem ślimaka i złotem. Te konkretnie nie obiecują wprawdzie niwelowania opuchnięć, ale ja i tak czuję, że budzą i otwierają mi oczy, kiedy tego potrzebuję.

krem pod oczy ze śluzem ślimaka
Skin79 Golden Snail
BRĄZUJĄCY BALSAM DO TWARZY I CIAŁA MOKOSH

W temacie samoopalaczy poddałam się już dawno temu, zwykle pozostaje po nich smród palonego prosiaka i żółte smugi. Miewałam wprawdzie jakieś znośne brązujące balsamy, ale jeszcze żaden nie podpasował mi tak, jak ten. Znowu – udany prezent, za który jestem wdzięczna, bo sama pewnie nie zaryzykowałabym z kolejnym bronzerem. Jego działanie jest delikatne i stopniowe, choć widoczne już po pierwszym zastosowaniu. Aplikacja kilka dni z rzędu fajnie podbija kolor, który jednak pozostaje naturalny, lekko tylko złocisty, żadnych oranży i mazów. Ciężko sobie zrobić nim krzywdę, choć na pewno warto uważać na suche kolana i pięty – te należy dobrze złuszczyć i musnąć tylko lekko pozostałościami kosmetyku. Ten balsam ma bardzo fajną, lekką konsystencję, pięknie pachnie pomarańczami i super nawilża, naprawdę świetna rzecz na lato – przed wyjściem na plażę, do wyrównywania opalenizny, i do przedłużenia jej żywotności.

balsam brązujący Mokosh
balsam brązujący
PASTA PEELINGUJĄCA TOŁPA NATURE STORY

To brzmiało tak apetycznie, że nie mogłam przejść obok tego produktu obojętnie. Peelingująca pasta „Miętowa Limonka” z ryżem, bambusem i białą glinką to bardzo fajny, niesamowicie komfortowy kosmetyk złuszczający, który ustrzeliłam przypadkiem w Lidlu. Nature Story to bowiem seria, produkowana dla tej sieci sklepów, jednak nie jest chyba w stałej sprzedaży, dlatego obawiam się o jego dostępność. Gdybyście jednak natrafiły na tę tubkę, bierzcie w ciemno. Ta gęsta, biała pasta ma genialny, cudownie świeży zapach, delikatne trące drobinki i jest po prostu rewelacyjnym, lekkim peelingiem za grosze, który warto mieć w łazience do częstego stosowania.

pasta peelingująca Tołpa
MAKIJAŻ

Tu potrzebne jest słowo wstępu – w ostatnich miesiącach mocno odpuściłam z makijażem. Maluję się rzadziej, delikatniej, nie jestem tak podatna na nowości, jak kiedyś. Dziś doceniam podstawowe produkty dobrej jakości – do szczęścia potrzebne mi tak naprawdę: dobry korektor, podkład, tusz, rozświetlacz i bronzer. Kiedy mam czas i ochotę, korzystam z cieni, różów, kredek i pomadek, ale nie kupuję tego masowo, bo mam zapasy, które topnieją powoli. To moje podstawy makijażu i wiem, że w to warto inwestować, cała reszta to tylko dodatki, na które nie chcę wydawać za dużo kasy. Ładnie pachnąca, wygładzająca baza – fajna rzecz, ale nie mam na nią czasu na co dzień. Żadne tam najmodniejsze paletki cieni – wystarczy zestaw beżowych klasyków, który będzie mi służył parę lat. Produkty, które dziś chcę wam polecić, to wysokiej jakości, dość drogie rzeczy, ale absolutnie wspaniałe. Takie, po które na pewno sięgnę ponownie, bo wiem, że będę z nich z przyjemnością korzystać miesiącami. Dziś już serio wiem, co mówię – mam na stanie sporo bardziej kosztownych produktów do makijażu, przy których stosowaniu byłam wdzięczna, że nie kupiłam ich, tylko dostałam. Bo choć pięknie opakowane, owiane sławą, luksusowe – to łatwe do zastąpienia tańszymi zamiennikami. Poniżej znajdziecie tylko to, na co sama wydam ciężko zarobione pieniądze, bo sprawdza mi się więcej niż dobrze.

hity makijażu
KOREKTOR TOO FACED MULTI-USE SCULPTING CONCEALER

Bez dwóch zdań – najlepszy korektor, jaki kiedykolwiek miałam. Ideał! Born This Way to gęsty, doskonale kryjący, ale bez żadnego z efektów ubocznych tego typu kosmetyków – nie zbiera się w załamaniach, nie ściąga ani nie wysusza skóry, nie „ciastkuje się”. On po prostu idealnie wtapia się w skórę swoją kremową konsystencją, po czym lekko zastyga, ale żyje ze skórą, zero szpachli! Nie mam pojęcia, jak to jest technologicznie możliwe, ale ten korektor to jakiś totalny sztos. Ten mój ma doskonały pod oczy, lekko żółtawy kolor (Vanilla), który trwa i trwa, przez cały dzień, mimo upływu kolejnych godzin wyglądając nieskazitelnie. Nie odbija tuszu, nie znika, jest pod tym okiem, czy w innych partiach twarzy i można na nim totalnie polegać. Kosztuje sporo, ale trzeba pamiętać, że to jest naprawdę duża jak na korektor pojemność, w dodatku bardzo wydajna formuła – już jedna kropelka jest jak Photoshop w płynie. Na pewno kupię go ponownie, jest absolutnie genialny!

korektor Born This Way
PODKŁAD CLINIQUE EVEN BETTER REFRESH

Przetestowałam w ciągu ostatniego roku sporo podkładów, jakoś tak się składało, że kiedy już mi się jakiś kończył, i kupowałam sobie kolejny, dostawałam jakieś nowości, od marek lub w prezencie. Rozdawałam więc wszystko, co mi zbywało, ale tego nie oddam, co więcej – pewnie kupię kolejny. To jest absolutnie najlepszy podkład z gamy Even Better Clinique! Bo kryjący, a takie lubię i takich zawsze szukam, ale nie zastygający (bo z tymi się już pożegnałam w toku szukania naturalnych efektów), nie robiący maski. Nie zakrywa może wszystkiego, niczym jakiś sceniczny makijaż, ale dla mnie jest to wystarczające krycie, idealne do codziennego makijażu dla osób z lekkimi przebarwieniami czy niedoskonałościami. Jest kremowy, komfortowy, ale ujednolica bardziej niż pozostałe podkłady z tej serii. Daje fajne, naturalne, lekko świetliste wykończenie, po którym buzia wygląda zdrowo i świeżo, nie jest przesadnie umalowana. To nie Photoshop w płynie, ale też nie znalazłam jeszcze niczego o kryciu podobnym do korektora Too Faced, co jednocześnie nie byłoby szpachlą. Mam dziś cerę w na tyle dobrej kondycji, że nie potrzebuję silnie kryjących produktów, szukam raczej takich, które dobrze wyrównują koloryt, ale twarz wygląda w nich na żywą, nie jak porcelanowa lalka. To jest właśnie taki produkt i za to go uwielbiam.

podkład Clinique
ROZŚWIETLACZ BECCA

Kocham rozświetlacze! Jestem totalną sroką, jeśli chodzi o blask w makijażu, uwielbiam świetliste tafle na policzkach, skroniach i powiekach, lubię się musnąć takim sproszkowanym światłem także i na dekolcie, nie żałuję go po prostu, no, bo dodaje uroku, gdziekolwiek by go nie nałożyć. Oprócz jakiegoś taniego, rossmanowego, niezniszczalnego specyfiku, którego używałam tak długo, że zdążyłam zapomnieć, jak się nazywał, a opakowanie najpierw wyblakło, a później rozpadło się, nie miałam szczęścia do rozświetlaczy. Dawały za mało blasku, albo od razu efekt disko, były za ciemne, albo wyglądałam po nich jak Królowa Śniegu, miały za duże drobinki albo nie lubiły się z moim pudrem…do czasu, aż weszłam w posiadanie tego cuda. Rozświetlacz Becca to produkt kultowy, i ja już rozumiem czemu – niby suchy, a jakiś taki jakby mokry, kremowy, gładziutki i śliski, jak żel. Nakładam go palcami wszędzie tam, gdzie chcę dodać trochę światła – w kąciku oczu, na powieki, kości policzkowe, łuk kupidyna, czasem omiatam pędzlem cały kontur twarzy i dekolt – z nim nie da się przesadzić. Jest elegancki, jedwabisty, ale rozświetla, jak się patrzy. Ma uniwersalny, szampański kolor (Moonstone), który pasuje do każdego makijażu i wszystkich typów cery. Po prostu miłość!

rozświetlacz Becca
EYELINER BENEFIT – ROLLER LINER

Eyeliner przestał być obowiązkowym elementem mojego codziennego makijażu, ale lubię mieć go w kosmetyczce. Nie używam go dzień w dzień, bo trochę odpuściłam z malowaniem w ogóle, ale też pewnie po części dlatego, że mam długie, wyraziste rzęsy, które wystarczają mi jako rysunek oka. Nie mniej jednak, kiedy chcę zrobić make-up na wyjście, robię kreskę. Lubię, kiedy ten gest nie wymaga ode mnie większego wysiłku, kiedy przychodzi lekko, trwa parę sekund, a efekt jest intensywny i trwały. To właśnie daje mi eyeliner Roller Liner Benefit – jest po prostu doskonały! Mimo wielu zastosowań, wciąż mokry i mocno czarny – nie wysycha, nie przerywa, nie maże się. Ma długą, dobrze nasączoną końcówkę, która sprawia, że z lekkością ślizga się po powiece, zostawiając po sobie równiutki, intensywny ślad. To eyeliner dla średnio zaawansowanych – jego użycie jest banalnie proste. Jeszcze nigdy mi się nie rozmazał, nie wyparował, a zmywa się bardzo ładnie. Czyli wszystko, czego pragnę w temacie. Jednym słowem – fantastyczna jakość!

eyeliner Benefit

Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz

  • Reply Marta 27 czerwca 2019 at 20:03

    A lakier do paznokci ze zlotymi drobinkami skad jest?

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:52

      Hej, to lakier hybrydowy, przezroczysty z drobinkami, używam go na podkład z mlecznego. Marka EMNail, kolor 127 Mercury.

      • Reply Marta 1 lipca 2019 at 09:35

        A ten mleczny to jaki?

  • Reply yasminsmell 27 czerwca 2019 at 20:11

    Skin79 ma też całkiem fajne kremy BB; a o Mokoshu ostatnio czytałam troszkę opinii i sporo osób zachwala, skoro Ty też to się skuszę 🙂

  • Reply Karola 27 czerwca 2019 at 22:28

    Oj swietne polecenia … tez podpinam się pod pytanie o lakier …. ale przede wszystkim chciałam zapytać jaki bronzer polecasz? Pozdrawiam

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:50

      Hej, wiesz co, z tymi bronzerami to jest tak, że mam kilka, ale żaden w sumie nie jest dla mnie na ten moment idealny – albo za jasny, albo źle się rozprowadza itp. używam aktualnie głównie bronzera Makeup Revolution, ale żaden szał, nie znam idealnego niestety.

  • Reply MM 28 czerwca 2019 at 07:12

    Co za tusz do rzęs uważasz ? Przepięknie rzęsy wyglądają

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:33

      Dzięki! 🙂 Używam Maybelline Lash Sensational, ale ich długość to raczej zasługa serum AA Long for Lashes 🙂

  • Reply Ania 28 czerwca 2019 at 11:14

    Długo sie zastanawiałam nad Mokoshem ze względu na cene bo nawet w dużej promocji jest drogi ale w końcu kupiłam i powiem tak WARTO. Jak dla mnie starczy na cały sezon, praktycznie nie czuć tego specyficznego zapaszku, nawilża, nie ma smug. Używam też do twarzy.

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:32

      Ja też smaruję nim czasem buzię! Zapaszek samoopalacza pojawia się trochę na drugi dzień – jeśli smaruję się wieczorem, ale po prysznicu znika, a brąz zostaje 😉

  • Reply Aneta 28 czerwca 2019 at 11:32

    Nabrałam ochoty na Too Faced i Becca 🙂 Tylko nic o rzęsach nie było a ostatnio masz takie firany!!
    Pozdrawiam 🙂

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:30

      A bo o rzęsach pisałam już rok temu – wtedy, bo zaprzestaniu doklejania 1:1, zaczęłam używam serum AA Long for Lashes. Miałam wprawdzie przerwę w międzyczasie, bo mi po kilku miesiącach zaczęły ostro wypadać, ale okazuje się, że to mój naturalny cykl – co trzy miesiące sporo mi wypada, mam masę krótkich, nowych rzęs, a potem odrastają znów do takich firan 😉 Używam raczej zwyczajnych tuszy – L’oreal Volume Milion Lashes albo Maybelline Lash Sensational.

    • Reply Aneta 8 lipca 2019 at 09:18

      Miałam nadzieję, że znalazłaś Polko jakieś nowe cudo. Z tym wypadaniem rzęs to mam podobnie. Chociaż wydaje mi się, że częściej. Pozdrawiam 🙂

  • Reply Kplusmrownasiep 28 czerwca 2019 at 12:06

    Ten liner mi się marzy, ja jednak cały czas jestem początkująca, mogłabyś mi coś w tym temacie polecić?

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:26

      No cudów raczej nie ma, trzeba się chyba po prostu nauczyć robić tę kreskę 😉 myślę, że z tym linerem powinno pójść łatwo, bo ma długą końcówkę i super się ślizga po powiece. Oglądaj tutoriale na YouTube i ćwicz – nic innego nie umiem Ci poradzić 🙂

  • Reply Ada 28 czerwca 2019 at 19:21

    Ten post mnie zabił. Ja kocham toniki. Za dobry tonik mogłabym dać wiele. Kiedyś w prezencie otrzymałam jakieś francuskie cudo, które pachniało obłędnie, cudownie nawilżało i kosztowało fortunę. A dziś rozmarzyłam się na widok tego toniku. To będzie idealny letni prezent dla mojej twarzy.

    • Reply Polka 1 lipca 2019 at 08:22

      Dla koneserki toników powinien być faktycznie przyjemnością 🙂

  • Reply Krem clinique 29 czerwca 2019 at 23:55

    Skład clinique jest diabelski. Za ta cene kupuje 3-4 polskie kremy, które nie są nafaszerowane chemia i zapychaczami. Tutaj najwiecej w składzie jest silikonu🙁 to on daje uczucie nawilżenia, ale napewno głęboko nie nawilża…
    Dziewczyny bądźcie świadome, tego co kupujecie- czytajcie składy. Drogie kosmetyki nie zawsze idą w parze z jakością. Często płacimy tutaj za markę i spoty reklamowe🙁

    Składniki
    Water\Aqua\Eau , Methyl Trimethicone , Phenyl Trimethicone , Ethylhexyl Methoxycinnamate , Triethylhexanoin , Dimethicone , Butylene Glycol , Titanium Dioxide , Zinc Oxide (Nano) , Trimethylsiloxysilicate , Peg-10 Dimethicone , Lauryl Peg-9 Polydimethylsiloxyethyl Dimethicone , Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Extract , Betula Alba (Birch) Bark Extract , Saccharomyces Lysate Extract , Astrocaryum Murumuru Seed Butter , C12-15 Alkyl Benzoate , Yeast Extract\Faex\Extrait De Levure , Glycerin , Acetyl Glucosamine , Caprylyl Methicone , Methicone , Stearic Acid , Polyglyceryl-6 Polyricinoleate , Disteardimonium Hectorite , Dimethicone Crosspolymer-3 , Isopropyl Titanium Triisostearate , Lecithin , Laureth-7 , Tocopheryl Acetate , Magnesium Ascorbyl Phosphate , Dimethicone/Peg-10/15 Crosspolymer , Dipropylene Glycol , Aluminum Hydroxide , Tetrahexyldecyl Ascorbate , Caprylyl Glycol , Sodium Chloride , Disodium Edta , Phenoxyethanol , [+/- Titanium Dioxide (Ci 77891) , Iron Oxides (Ci 77491) , Iron Oxides (Ci 77492) , Iron Oxides (Ci 77499) , Mica , Bismuth Oxychloride (Ci 77163)] Rds Product Name: Moisture Surge 72h Auto-Rplnsh Hyd Division: Cl (Clinique)Ingredients: Water\Aqua\Eau , Dimethicone , Butylene Glycol , Glycerin , Trisiloxane , Trehalose , Sucrose , Ammonium Acryloyldimethyltaurate/Vp Copolymer , Hydroxyethyl Urea , Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract , Silybum Marianum (Lady’S Thistle) Extract , Betula Alba (Birch) Bark Extract , Saccharomyces Lysate Extract , Aloe Barbadensis Leaf Water , Thermus Thermophillus Ferment , Caffeine , Sorbitol , Palmitoyl Hexapeptide-12 , Sodium Hyaluronate , Caprylyl Glycol , Oleth-10 , Sodium Polyaspartate , Saccharide Isomerate , Hydrogenated Lecithin , Tocopheryl Acetate , Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer , Glyceryl Polymethacrylate , Tromethamine , Peg-8 , Hexylene Glycol , Magnesium Ascorbyl Phosphate , Disodium Edta , Bht , Phenoxyethanol , Red 4 (Ci 14700) , Yellow 5 (Ci 19140)

  • Reply Agata 31 lipca 2019 at 15:24

    Słyszałaś o marce proto-col? Ja niedawno ją odkryłam i jestem pod ogromnym wrażeniem ich podkładu mineralnego jak i pozostałych kosmetyków z serii kolorowej. Najważniejsze było dla mnie to, aby podkład mnie nie zapychał, ani się nie ważył(często się to zdarza w przypadku kosmetyków mineralnych) wielki plus za to, że się nie utlenia, ani nie pozostawia efektu maski. Uwielbiam go za to, że wygląda bardzo subtelnie i naturalnie

  • Leave a Reply

    Serwus!

    Mrs Polka Dot

    JESTEM AGNIESZKA

    Jestem niepoprawną estetką ze słabością do pięknych przedmiotów i niestrudzoną kuchenną eksperymentatorką. Celebruję codzienność, cieszę się z małych rzeczy, dużo gadam, często się wzruszam. Uwielbiam fotografować, pisać i wymądrzać się, od ośmiu lat zajmuję się tym zawodowo.

    mój sklep

    Najnowsze posty

    przepisy