Bardzo, oj jak bardzo chciałabym przychodzić dziś do Was z inspirującym, dopracowanym postem. Takim, jakie mi się czasem w przypływie weny zdarzało. Takim do śmiechu albo do łez. Z wypasionymi fotami albo toną znalezisk ze sklepów. Mądrym albo zabawnym. Przydatnym bardzo albo tylko trochę. Naprawdę – jakimkolwiek sensownym materiałem po prostu. Musicie mi wierzyć na słowo – od tygodnia staram się coś wymyślić. Próbuję znaleźć w sobie motywację do przejrzenia jakichś wiosennych kolekcji chociażby, szukam w pamięci interesujących macierzyńskich doświadczeń, zaglądam w głąb swojej duszy, ale autentycznie – aktualnie nic tam nie znajduję.
Nic z wyjątkiem szybkich zup, pożywnych sałatek, łatwych deserów i sprytnych dań jednogarnkowych. Obiadów powszednich i odświętnych. Wszystkich sprytnych kulinarnych patentów, które ułatwiają mi życie. Składników, dzięki którym gotuję najszybciej. Głowę wypełniają mi w tej chwili dziesiątki potraw – tych ugotowanych i takich, które dopiero powstaną. Długaśne listy zakupów wypełniają moją pamięć operacyjną po brzegi. Żyję otoczona stertami notesów i karteluszków, z wiecznie włączonym piekarnikiem, permanentnie pracującą zmywarką. Żyję w brudnej kuchni, z wielkim stojakiem i tłem fotograficznym na środku salonu. Żyję z niedomykającą się lodówką, wśród talerzyków, misek i pojemników. Produkuję, gotuję, piekę, a potem karmię i rozdaję. Popołudnia spędzam między warzywniakiem, a dyskontem, biegając z kartką w kieszeni od sklepu do sklepu. Szafki kuchenne dociskam kolanem, bo nagle muszę mieć milion płatków, wszystkie rodzaje kaszy i orzechów na raz. Zamawiam brakujące blaszki, foremki, ściereczki i talerzyki. Zaczynam nawet od czasu do czasu jakieś maile, siadam i chcę napisać post, ale jestem językowo zablokowana. Moją wyobraźnię zdominowały obrazy i już tylko nimi myślę. Przez głowę przewalają mi się połączenia kolorów i faktur, przelatują ilustracje, wyimaginowane rozdziały wypełniają się daniami, niewidzialne stronnice zyskują odcienie i układ.
Jestem w kulinarnym amoku, w twórczym szale i, choć w sumie mogłam się tego po sobie spodziewać, to jednak poniekąd zaskakuje mnie skala tego szaleństwa. Mogłam się spodziewać, bo wiem przecież, że jak się do czegoś zapalę, to cisnę, póki starcza tchu. Że jak się za coś zabieram, to na milion procent. Z drugiej strony jednak, sądziłam, że trochę większa ze mnie dziewczynka i będę pracować rozważniej. Trochę książkę, trochę bloga, trochę pisać, a trochę pstrykać. A tu nic z tych rzeczy, zamiast rozwagi – szaleństwo. Bieganie po kuchni w ubabranych mąką dresach, kotlety we włosach, miotanie się od szafki do szafki.
Dobrze, że chociaż jest ze mną głos rozsądku, ktoś od myślenia, od biznesów i harmonogramów, inaczej w miesiąc ugotowałabym sto potraw, spłukała się do cna, a potem przez kolejny pewnie dochodziła do siebie. Nie, żebym była kompletną strategiczną pierdołą, swoje wiem, gorzej z powstrzymaniem zapału, który gna mnie na kolejne zakupy i napędza do nocnych eksperymentów.
Miejcie zatem dla mnie wyrozumiałość. Jeśli zastanawiacie się, gdzie jestem, kiedy mnie nie ma – to najpewniej w kuchni. Rzadziej w warzywniaku, ale tam też niemal codziennie. Wieczorami obrabiam zdjęcia, sortuję, podliczam, skreślam punkty z listy, nabazgrane na pochlapanych zupą kartkach proporcje przepisuję do komputera. Oddaję teksty do korekty, robię poprawki do ilustracji, analizuję harmonogram, robię listy zakupów i dań na kolejny dzień. Przepisuję pomysły, werbalizuję myśli, które nawiedzają mnie zwykle, kiedy jadę samochodem, podczas kąpieli albo tuż przed zaśnięciem.
Bardzo, ale to bardzo chciałabym przychodzić do Was dziś z inspirującym, dopracowanym postem, ale mam w tej chwili tylko to – ten strumień świadomości, krótki update. I małe przeprosiny, choć czuję, że na dobre rzeczy warto poczekać. Bo czuję, że to będzie dobra rzecz, lecz z bólem patrzę, jak wypracowane w pocie czoła liczby topnieją z dnia na dzień. To jak zostawiać swoje dziecko samopas, bo rodzi się drugie. Serce pęka, bo chciałoby się mieć siebie po równo dla dwojga, ale to mniejsze jest chwilowo bardziej absorbujące, więc duże musi radzić sobie bez mamy.
W takich momentach, jak również wtedy, kiedy inwestuję pieniądze, liczę kolejne wydatki, rezygnuję z wyjazdu na ferie czy pracuję cały weekend, przychodzą chwile zwątpienia. Ale nic to, jak mówią – kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Ostatecznie wystarczy dobre Chardonnay – pocieszam się i idę obrabiać zdjęcia. Tymczasem ściskam Was czule i zapewniam – żadnego marazmu nie doświadczam, jest dokładnie przeciwnie. Tylko mi drugiej głowy i dodatkowej pary rąk brakuje momentami 😉
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Rozumiem. Nawet nie wiesz, jak bardzo Ci kibicuję🤗 Powodzenia
Polko! Nic się nie martw! Jesteśmy z Tobą i całym sercem kibicujemy 🙂 Ja już nóżkami przebieram w oczekiwaniu na Twoje dzieło. Osobiście i tak podziwiam, że przy tym wszystkim masz jeszcze siłę i czas pisać posty (chociaż czasem, fakt, trochę brakuje). Ale coś za coś 🙂 Ze swojej strony mogę Cię wspomóc wielkim dziękuję za ogromną pracę jaką wkładasz we wszystko co robisz. Widać, że nic nie jest przypadkowe 🙂 Zatem nic się nie martw, na pewno wyjdzie na dobre 🙂
A jak nie będziesz miała komu resztek „sprzedać” to ja chętnie! Podjadę nawet te kilka ulic! 😀 haha
Trzymam kciuki i wybaczam 😉
Czuję, że powstaje coś pięknego. Jestem ogromną fanką Twoich przepisów, są jakby pod nas pisane. Egzotyka na nasze smaki, przepisy ciekawe, ale nie przekombinowane. Mój mąż rozpoznaje Cię pod hasłem „ta blogerka od obiadów” ;p
Ja też Cię wspieram myślami i czekam z utęsknieniem na Twoje dziecko 😘
Kochana, trzymamy kciuki i czekamy z niecierpliwością na Twoje nowe dzieło. Kto lepiej to wszystko ogarnie jak nie Ty 🙂 duuuuzo sił i powodzenia ❤️
Ja również wspieram i jestem pewna ,że Ci się uda to co sobie zaplanowalaś.Uwielbiam Twoja osobę ,poczucie humoru,walenie prosto z mostu ,styl jaki prezentujesz we wnętrzach,”na papierze” i na talerzu.Ściskam i do przodu😘
Czyli czekamy na porcję przepisów 🙂 jakiś ebook czy książkę 😉 z przyjemnością zakupię. Pozdrawiam gorąco 😊
Aguś… pusto bez Ciebie, to fakt.
Szczególnie jak przy końcówce zimy stany depresyjne z braku słońca przychodzą 😖, wtedy tęsknie zaglądam czy nowy post z dodającym energii słowem się nie pojawił… Za ten dzisiejszy, dziękuję Ci tak samo jak za wszystkie poprzednie😘 Nie tłumacz, nie przepraszaj, posty pisz kiedy masz czas/ochotę (to m.in. przecież o to chodzi w tej Twojej pracy, że nikt niczego Ci nie narzuca). Trzymam kciuki z całej siły, żeby Ci się te wszystkie plany spełniły😘
A ja za takie wlasnie teksty lubię Cię najbardziej ;)) sa prawdziwe, szczere, nie lukrujesz rzeczywistosci i za to wlasnie bardzo Cie cenię. powodzenia w gotowaniu!
My tu grzecznie poczekamy 🙂 cyferki też bwszystkie wrócą na swoje miejsce, a jestem wrecz przekonana, ze i ksiazka przyniesie nowe cyferki, nie tylko na koncie 😉 a ja tam mocno wierzę, że z takiego zapału i zaangażowania powstają najlepsze rzeczy <3
„Kotlety we włosach” 🙂
Czekamy cierpliwie Agnieszka. Trzymam kciuki.
Czekam z niecierpliwością 🙂 bardzo lubię Twoje przepisy, niejeden wkomponował się na stałe do naszego menu. Siły i energii życzę 🙂
Wszystkiego dobrego. Miło że o nas pamiętasz i piszesz o tym wprost-czekamy cierpliwie.
Wierze i czekam z niecierpliwoscia na efekt koncowy bo wiem ze na piekne rzeczy warto czekac. Pojawiaj sie czasem z updatem zebysmy wiedzialy , wiedzieli ze jestes z nami .
Kibicuje, trzymam kciuki i czekam z niecierpliwością 🙂