Nie doceniałam do niedawna błogosławieństwa względnie ładnej cery. Względnie, bo przecież zawsze można się do czegoś przyczepić – daleko mi wszakże było do sfotoszopowanych, nieskazitelnych twarzy z okładek, liczne mogłam zawsze wskazać niedoskonałości koloru czy faktury. Tu krostka, tam naczynko, gdzie indziej jakieś plamki. Równamy do nierealnego, więc czepiamy się tych drobiazgów, nie myśląc na co dzień, że mogłoby być gorzej. Dlatego generalnie ładnej – bo gładkiej, pozbawionej dramatycznych historii typu trądzik, ekstremalne błyszczenie, szerokie pory czy inne niechciane gadżety. Nie doceniałam więc i brałam za pewnik, że z twarzą nie mam zasadniczo większych zmartwień, popełniając na niej od czasu do czasu różne zbrodnie (z cyklu „nie mam czasu” – demakijażu chusteczkami dla niemowląt, zaniedbywania porządnego oczyszczania w ogóle, ograniczenie w ostatnich, zabieganych miesiącach pielęgnacji do zwykłego kremu nawilżającego wieczorem i kremu BB rano). Aż przyszła jesień i splot różnych okoliczności zapewne (ogrzewanie, suche powietrze, a być może i jakieś sprawy zdrowotne – stres, hormony) pozbawił mnie błogosławieństwa względnie ładnej cery. Patrzyłam w lustro i nie wierzyłam – wyglądałam jak stara nastolatka. Gębę miałam upstrzoną drobnymi krostkami, a policzki na przemian – piekące i gorejące na czerwono albo dramatycznie suche, niczym łuska. Po dwóch-trzech dniach skorupa łuszczyła się efektownie całymi płatami, suchość eksponowała drobne zmarszczki tak, że przestawały być drobne i miałam wrażenie, że jestem jednocześnie sobą za 10 lat i tą sprzed 20, koszmar. Nie dość, że dyskomfort okropny – makijaż zmywałam tuż po powrocie do domu i cały wieczór wcierałam różne smarowidła, żeby ugasić pożar pieczenia lub potworne ściągnięcie. Do tego jeszcze siada samoocena – twarzy jednak nie da się schować jak brzucha, oglądają ją inni i ogląda się ją samemu wiele razy dziennie. Czyli to już? Starość nadeszła? Teraz już nawet gębę będę mieć straszną?
Postanowiłam działać. Po pierwsze – zgasiłam pożar. W momencie, kiedy większość kremów i płynów powodowała szczypanie, ratowałam się Bepanthenem i emolientem dla dzieci. Wyglądałam jak pomidor – kilka wieczorów przesiedziałam z błyszczącymi od maści, czerwonymi polikami, ale pomogło. Łuski zeszły, czerwoność i szczypanie ustępowało. Niby nie powinno się natłuszczać skóry, która potrzebuje nawilżenia i dlatego generuje jednocześnie wypryski i łuski, ale to był ten poziom podrażnienia, że musiałam miejscowo zadziałać czymś łagodzącym i regenerującym skórę. Przez te sensacje zeszłam na dobrą drogę z oczyszczaniem – zastąpiłam pocieranie chusteczkami na demakijaż delikatnym płynem micelarnym. Niby od dawna wiedziałam, że to najlepsze rozwiązanie, ale jakoś tak przywykłam iść na skróty. Zaczęłam się nawilżać częściej – wczesne oczyszczanie twarzy i wieczór z maseczką albo kilkukrotne kremowanie weszło mi w krew i stało się rytuałem. Na kaloryferze zawiesiłam nawilżacz, zaczęłam pić więcej wody. Kiedy najgorsze było już za mną, postanowiłam być lepsza dla swojej twarzy. Poczułam, że muszę dbać o to, co dane z natury i teraz jest na to świetny czas – za mną kilka stresujących miesięcy w pędzie i niedoczasie, przede mną – kilka z długimi wieczorami, i już nie ma wymówki dla zaniedbywania pielęgnacji. Postanowiłam oprócz dobrego oczyszczania i nawilżania zająć się także regularnym stosowaniem preparatów, które pozwolą zniwelować niedoskonałości – drobne krostki, przebarwienia, naczynka. Do walki zaprzęgłam kilka preparatów, z których kilka szczególnie pokochałam. Moja obecna pielęgnacja składa się z kilku produktów, które aktualnie znowu pozwalają mi cieszyć się względnie ładną cerą. I choć czasu nie cofnę i drobnych zmarszczek będzie przybywać, to cieszę się teraz przyjemną gładkością (cudowne uczucie, w dotyku jestem jak Hanulowa pupa) i coraz lepszym kolorytem. Radość jest duża po tych okropieństwach, których doświadczyła moja facjata, więc z czystym sumieniem mogę polecić Wam kilka kosmetycznych hitów.
To moi trzej bohaterowie tej jesieni, nie wyobrażam sobie już bez nich życia:
Mizon all in one – krem z dodatkiem śluzu ślimaka
Śluz ślimaka to hit w pielęgnacji już od lat, zyskał on sławę dzięki regenerującemu wpływowi na ludzką skórę. Krem Mizon składa się z niego w aż 92%! Ma właściwości odbudowujące, lecznicze oraz silnie regenerujące. Dodatkowe składniki poprawiają strukturę skóry, minimalizują drobne zmarszczki i wygładzają skórę. Krem rozjaśnia także plamy pigmentacyjne. Ma lekko żelową, dość rzadką konsystencję, jest praktycznie bezzapachowy. Szybko się wchłania i momentalnie daje uczucie nawilżenia i gładkości, w dłuższej perspektywie pomaga leczyć problemy skórne – ja zaobserwowałam u siebie wygładzenie i rozjaśnienie – skóra jest jakby bardziej jednolita, zarówno w kolorze, jak i fakturze. Jedyny krem, który mogłam stosować podczas tych najsilniejszych podrażnień, nic nie szczypało i myślę, że on także pomógł zregenerować moją skórę.
krem Mizon – ekobieca
Purite serum do cery naczynkowej
Marka Purite to ręcznie robione kosmetyki, zawierające 100% składników roślinnych i mineralnych. W produkcji wykorzystywane są wyłącznie oleje, masła i woski roślinne, zioła, kwiaty, krzewy, olejki eteryczne, wosk pszczeli, miód, mleko kozie oraz glinki lecznicze i sól z morza martwego.
Kosmetyki Purite działają terapeutycznie, pomagają w leczeniu powszechnych problemów skórnych, jak suchość, pękające naczynka czy trądzik. Dlatego wszystkie produkty od mydeł poprzez olea, eliksiry czy szampon do włosów nie tylko pielęgnują, ale przede wszystkim posiadają składniki o konkretnym działaniu terapeutycznym. Do wypróbowania kolejnych produktów tej marki zachęciło mnie Serum do cery naczynkowej. Skład jest niewiarygodny – same zioła, oleje i olejki eteryczne, 100% natury (m.in. ziele ruty zwyczajne, ekstrakt z nostrzyka żółtego, nagietek, olej arganowy, olej z dzikiej róży i nasion malin, olejki: cyprysowy i geraniowy).
Serum przynosi błyskawiczną ulgę podrażnionej skórze, działa kojąco i łagodząco, nawilża, łagodzi stany zapalne i nadwrażliwość skóry. Pachnie przepięknie – ziołowo, odświeżająco, kojąco i jest niesamowicie aksamitne w dotyku. Stosuję je co wieczór i zakochałam się w tym doświadczeniu, skóra robi się po nim cudnie gładka. Wydaje mi się, że po miesiącu stosowania naczynka stały się mniej widoczne. Bardzo kuszą mnie inne kosmetyki Purite, zwłaszcza kremy, olea i eliksiry do twarzy, ale i te do ciała (apetyczne scruby i masła) wyglądają zachęcająco.
serum Purite – ekobieca
Lumene wygładzający podkład Blur
„BLUR marki Lumene to wygładzający i długotrwały podkład, który po nałożeniu na skórę sprawia, że jest ona aksamitna w dotyku. Skóra natychmiast staje się gładka i bez skazy. Unikalne połączenie kremowo-piankowej tekstury oraz odbijające światło ciepłe pigmenty wygładzają linie mimiczne, pory skórne i inne nierówności cery. Zawarte antyoksydanty z arktycznej maliny moroszki odmładzają skórę. Podkład Blur nie tylko więc dba o piękny efekt makijażu, ale też o piękny wygląd skóry twarzy.”
Taki opis można wyczytać na ekobiecej i on najtrafniej opisuje ten produkt. Poleciła mi go właścicielka drogerii i muszę przyznać, że miała rację. Sama pewnie nie zdecydowałabym się podkład tej marki i co to byłaby za strata! Jest przyjemnie kremowy, idealnie wtapia się w skórę i bardzo ładnie kryje (choć nie jest to jakieś ekstremalne krycie, to na moje naczynka i przebarwienia w zupełności wystarcza). Kilka pociągnięć gąbeczki i twarz jest gładka, świeża, jednolita. Nie wysusza, nie wałkuje się, ładnie się utrzymuje cały dzień, naprawdę świetny podkład.
podkład Lumene – ekobieca
Bielenda mikrozłuszczający żel – tonik
Kiedy już ugasiłam pożar na twarzy, odważyłam się sięgnąć po kwasy (a dokładnie: migdałowy, szikimowy, laktobionowy i mlekowy) w postaci żelowego toniku o właściwościach oczyszczająco – złuszczających. Nie jest to może jakiś ultraprzyjemny w użyciu preparat – ma niezbyt ładny, trochę chemiczny zapach, ale częścią mojego wieczornego rytuału stało się przemywanie nim twarzy po zmyciu makijażu i widzę, ile zanieczyszczeń jeszcze pozostaje na skórze nawet po płynie micelarnym. Tuż po użyciu skóra staję się niesamowicie gładka i aksamitna, myślę, że ten tonik przyczynił się do wyrównania jej struktury i kolorytu, dzięki delikatnemu złuszczaniu wierzchnich warstw naskórka.
tonik Bielenda – ekobieca
Cukrowy peeling do twarzy Klairs
Raz na kilka dni oczyszczam skórę mechanicznie, bardzo lubię peelingowanie twarzy. Ten produkt złuszcza suchy naskórek i dodatkowo pomaga w niwelowaniu niedoskonałości. Peeling ma także działanie przeciwzmarszczkowe, antybakteryjne, a także nawilżające. Ma bogatą, tłustawą konsystencję i świetny karmelowy zapach, coś jakby palony cukier. Masuję nim twarz (dodaję do preparatu kilka kropli wody) i zostawiam na kilka minut, potem zmywam ciepłą wodą. Na koniec serum lub krem i czuję się jak nowo narodzona.
peeling Klairs – ekobieca
Bielenda aktywne serum korygujące
Zamówiłam je za namową Instagramowiczek, wiele dziewczyn polecało to serum na niedoskonałości. Musiałam z nim poczekać aż zaleczę swoje podrażnienia i suchość, bo on także zawiera kwasy (w wysokim stężeniu), nie stosuję go więc zbyt długo, ale muszę przyznać, że wrażenie po zastosowaniu jest spektakularne. Efekt upiększania twarzy jest widoczny i wyczuwalny momentalnie – serum natychmiast wygładza skórę (i to wygładza fest, skóra jest idealnie aksamitna) i zwęża pory – struktura cery wygładza się i ujednolica, coś jak po dobrej bazie pod makijaż. W przeciwieństwie do opisywanego wyżej toniku z kwasami Bielendy, to serum bardzo ładnie, świeżo pachnie. Używam go czasami wieczorem (i po nim jeszcze krem), ale zazwyczaj rano właśnie dla tego wygładzającego, matującego efektu i to tylko pod warunkiem, że nie czuję suchości i ściągnięcia skóry (więc w praktyce pewnie ze 3 razy w tygodniu), bo to generalnie preparat, który reguluje wydzielanie sebum, polecany głównie do cery mieszanej, tłustej, z rozszerzonymi porami, niedoskonałościami, z przebarwieniami, i widocznymi zmianami trądzikowymi. Nie stosuję go na tyle długo, by ocenić efekt rozjaśniania przebarwień, w dodatku poprawa mojej cery to efekt działania kilku kosmetyków, ale wiem, że jest szeroko chwalony i polecany w internecie, więc chyba coś jest na rzeczy.
serum Bielenda – ekobieca
Maseczki w płacie Mizon
Mój zestaw jesiennych kosmetyków uzupełniają maseczki, bardzo polubiłam formułę nasączanych płatów bawełny, co jakiś czas funduję sobie przymusowy kwadrans na leżąco i zabawę w straszenie dzieci. Ostatnio wypróbowałam dwie maski koreańskiej marki Mizon.
Mizon – nawilżajaca silnie skoncentrowana maska z Placenta
Nawilżająca Bio maska skoncentrowana z Placenta marki Mizon polecana jest do pielęgnacji skóry wymagającej odbudowy, ma działanie silnie nawilżające, odżywcze, regenujące. Przyjemnie koi i łagodzi podrażnienia, a dodatkowo wspiera moją akcję rozjaśniania cery. Skóra jest po niej wygładzona, wygląda świeżo i zdrowo.
maska nawilżająca Mizon – ekobieca
Mizon – głęboko oczyszczająca maska
Ta maska oczyszcza skórę z resztek makijażu i codziennych zabrudzeń, a także lekko złuszcza, ma też właściwości antyoksydacyjne (a więc spowalnia starzenie się komórek). Jest bardzo odświeżająca, zresztą jak wszystkie te maseczki Mizon – czuję się po nich jak po zimnym prysznicu na twarz.
maska oczyszczająca Mizon – ekobieca
toaletka w sypialni – Minko
(niebawem pokażę więcej zdjęć)
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Super zestawienie :). Ja pokochałam to serum bielendy. Faktycznie działa cuda!
Na to serum Purite namawiała mnie kiedyś bardzo gorąca pani w drogerii, ale że cena niemała, to postanowiłam najpierw poczytać opinie, co oczywiście skończyło się tak, że zupełnie o nim zapomniałam. Czuję się teraz zachęcona, może co nieco pomoże na moją wiecznie czerwoną gębę – choć na cuda nie liczę 😉
Znam jeszcze serum Bielendy – choć cieszyłam się nim krótko, zanim wylądowało pośród odłamków szkła w umywalce (a takie grube to szkło było, nie mogłam uwierzyć, że się aż tak roztrzaskało). Ale te parę razy, kiedy zdążyłam go użyć, wypadły całkiem nieźle.
Resztę kojarzę, ale tylko z widzenia, tego ślimaka mam chyba nawet gdzieś próbkę, ale trochę się go obawiałam – skoro jednak zachwalasz, to może w końcu wypróbuję (jeśli odnajdę go gdzieś w czeluściach mojego próbkowo-maseczkowego pudełka).
Ach, i ciesz się Polko cerą, nawet jak od czasu do czasu będzie kapryśna. Ja bym mogła wymienić dowolną zaletę urodową, albo nawet wszystkie naraz! (czyli ze trzy), żeby tylko mieć cerę jakąś sensowną. A tak to mam z nią utrapienie – już straciłam nadzieję, że się kiedykolwiek uporam z jej wszystkimi niedoskonałościami. Pozostaje mi tylko zaakceptować i wyrzucić z domu lustra 😀
Bardzo przydatne zestawienie. Ja często, kiedy już wieczorem padam na twarz, zapominam o kompleksowej pielęgnacji. Też zawsze cieszyłam się dość ładną cerą, ale wystarczy kilka razy zaniedbać nasze codzienne rytuały i możemy się liczyć z nieładnymi konsekwencjami. Także na pewno z Twoich rad skorzystam.
Ja często, kiedy już wieczorem padam na twarz, zapominam o kompleksowej pielęgnacji. Też zawsze cieszyłam się dość ładną cerą, ale wystarczy kilka razy zaniedbać nasze codzienne rytuały i możemy się liczyć z nieładnymi konsekwencjami. Także na pewno z Twoich rad skorzystam.
Przepraszam. Przez pomyłkę wysłałam komentarz 2 razy.
Oj…serum z Bielendy to jest mój hit od paru miesięcy 🙂 zuzywam chyba czwartą buteleczke…jest świetne i ma tez super skład – krótki i bez niepotrzebnych składników.
Maseczki Mizona mam zawsze w swojej kosmetyczce, sa wygodne w użyciu i działaja.
Bardzo zaciekawiły mnie kosmetyki Purite-trzeba w końcu wypróbowac 🙂
„Stara nastolatka”?Serio? ;)A cóż to za twór językowy?
A to jest, proszę Ciebie, neologizm z antytezą.
A testowałyście może krem bielenda z tej samej serii? Też taki fajny jak to serum?
Polko super kosmetyki! część znam np. Bielendę i chwalę również. Mam podobne kłopoty z cerą tej jesieni.
Widzę, ze zmieniłaś układ bloga – tekst poszedł na prawo. Chyba ten stary lewostronny układ był dla mojego mózgu bardziej przyjemny 🙂
Mam pytanie o nawilżacze na grzejniki o ktorych wwspominałaś. Tez walczę z suchym powietrzem i poszukuję czegoś sensownego i estetycznego. Z góry dziękuję.
Mam tylko takiego białego, ceramicznego zwyklaka z marketu budowlanego, nie podpowiem Ci nic sensownego niestety.
Polko, a jakiś krem pod oczy polecasz? 🙂
też używam ślimakowego z Mizon już od jakiegoś czasu 😉
kocham krem z śluzem ślimaka.. z moją 40 letnią buzią zrobił cuda:)
Polka, może jakiś rabat wywalczysz dla nas w ekobieca, bo po Twoim wczorajszym poście wszystkie z polecanych kosmetyków zostały wyprzedane 🙂 chciałam sobie zamówić i nie ma. Nawet maski zniknęły 😀 Taką masz siłę przebicia Kochana 😉
Pozdrowienia ze stolllicy 🙂
Przecież te produkty możesz sobie kupić gdzie indziej 😉
Wiem, że można gdzie indziej, ale tu było jednocześnie dostępne wszystko – tak jest wygodniej ????
Nieźle to wygląda, mam ochote na serum Bielendy, ale niepokoi mnie bardzo brak informacji nt. konieczności stosowania filtrów przeciwsłonecznych… Przy kwasie migdałowym filtr to podstawa, nawet jesienią i zimą. Bielenda napakowała preparatów rozjaśniających i złuszczających, nie ma mowy, żeby nie dorobić się koszmarnych plam po tym 🙁
Trzeba stosować filtry jeśli nakładasz takie serum na dzień. Ja nakładałam serum z wit. C tylko wieczorem, wiec rano je i tak zmywałam przy oczyszczaniu twarzy. a jak raz w niesłoneczny dzień nałożyłam to serum, to miałam cala czerwoną twarz po wyjściu na powietrze 🙂 na szczęście obeszło się bez plam i przebarwień.
Miałam ten krem z Mizona i nie zauważyłam dokładnie żadnego z efektów, które opisujesz. Jedyne co, to ładnie się łączył z podkładem i nie pozostawiał tłustego filmu. nie było ani wygładzenia, ani rozjaśnienia, ani wyrównania kolorytu. Spotkałam się opiniami, że co prawda nie czyni cudów, ale to jest taki krem, co jak się skończy to się za nim tęskni i tego tez nie było. Może to kwestia indywidualna.
Używałam natomiast serum z Bielendy, z witaminą C i było świetne. Faktycznie cera była po nim gładsza, a kolor bardziej wyrównany. Teraz używam serum Bielendy z retinolem, ale na razie nie zauważyłam jakiegoś szczególnego wpływu na moja cerę.
Polko, a jaki masz lakier na paznokciach? Czy to któryś z Semilaków? 🙂