Kto nigdy nie posprzątał mieszkania dzięki bajce z tabletu – niech pierwszy rzuci kamień! Kto nie przetrwał podróży, kolejki do lekarza, kto nie pracował z domu, nie ugotował obiadu, wspierając się grami czy aplikacjami? Umówmy się – niemal wszyscy to robimy. Oraz niestety – większość z nas odczuwa przy tym wyrzuty sumienia. Presja na jakościowe spędzanie czasu z dzieckiem jest duża, ale też stoi moim zdaniem w dużej sprzeczności z liczbą obowiązków, jakie mają współcześni rodzice. Z jednej strony – technologia podsuwa nam wielkie ułatwienie, z drugiej – media donoszą o negatywnych skutkach korzystania przez dzieci z urządzeń mobilnych.
Jak się w tym odnaleźć? – Z głową!
Z artykułów, prezentujących wyniki badań nad wpływem nowych technologii na dzieci, wyłania się niepokojący obraz. Że spowalniają rozwój, źle wpływają na procesy poznawcze, uzależniają, mogą powodować nerwice. Ignorantem byłby ten, kto by te doniesienia kompletnie wyparł. A z drugiej strony – serio sądzicie, że pół godziny z interaktywną „Lokomotywą” na podstawie wiersza Tuwima spowoduje u Waszego trzylatka stany psychotyczne? Że adekwatne jest nazywanie „cyfrową kokainą” urządzenia, na którym dziecko ogląda świnkę Peppę, uczy się alfabetu po angielsku, czyta e-booki czy szuka informacji na szkolny konkurs?
Uważam, że demonizowanie tabletów i smartfonów jest niepotrzebne i nie ukrywajmy – archaiczne. To jakby ubolewać nad wynalezieniem pralki automatycznej, bo kobiety będą spędzały mniej czasu na świeżym powietrzu. Tara nad rzeką to była przecież taka odświeżająca sprawa! Skończmy z szerzeniem tych potwornych wizji, z cyfrowym analfabetyzmem na czele, to na nic – urządzenia mobilne rozgościły się w naszym świecie na dobre. Straszenie depresją dziecięcą nic nie da, no może oprócz wspomnianych wyrzutów sumienia rodziców. Myślę, że nie ma nic gorszego niż uczynienie z czasu z tabletem takiego „guilty pleasure”, kiedy dzieci postrzegają go jak grzeszną przyjemność, po którą będą sięgać tym chętniej, im bardziej będzie zakazana. Tablet to nie tylko idiotyczne gierki i ogłupiające bajki, to nie podręczny uciszacz dziecka. Żeby odczarować ten wizerunek, to najpierw my, rodzice, musimy przerobić temat i uporządkować sobie co nieco w głowach.
Zacznijmy więc od początku: tak – wielogodzinne gapienie się na bajki czy durne filmiki, naparzanie w nieodpowiednie do wieku gry jest szkodliwe. Wręczanie tabletu za każdym razem, kiedy nie chce nam się poczytać książki czy wyjść na spacer także. I tak, istnieje ryzyko, że wychowacie socjopatę, psychopatę czy półgłówka, jeśli całkowicie zdacie się na internet, ale na litość boską – nie możemy czuć się jak wyrodne matki, za każdym razem, kiedy włączymy Dorę, żeby się w spokoju załatwić! Oraz – nie, nie robimy nic złego, pozwalając dzieciom na film w podróży, grę w poczekalni, bajkę na dobranoc. Żyjemy w XXI wieku, używamy pralek automatycznych, zmywarek, depilatorów i tabletów – simple as that. Można zostać technologicznym ascetą, albo korzystać z tych dobrodziejstw, sprawiając, że życie jest łatwiejsze i ciekawsze.
Jest tylko jeden warunek – trzeba wiedzieć, co ogląda dziecko i kontrolować, jak długo to robi. No dobra – trochę więcej: poza tym także rozmawiać z nim i pokazywać mu alternatywne sposoby spędzania czasu. Przede wszystkim – tablet może być narzędziem jakościowego spędzania czasu, także razem z dzieckiem. Jeśli razem oglądacie chociaż część filmów albo bawicie się apkami, a dodatkowo także czytacie na dobranoc, chodzicie na rower, plac zabaw, czy co tam razem lubicie robić offline – możesz przestać się przejmować. Ja traktuję tablety jak dobrodziejstwo naszych czasów, zarówno do gaszenia pożarów w stylu marudzenie w podróży czy siku bez towarzystwa, jak i po prostu urządzenia, w których można znaleźć mnóstwo wartościowych treści.
Po pierwsze bowiem – ilość, po drugie – jakość. Tablet z odpowiednio dobranym zestawem aplikacji, stosowany pod nadzorem, może stać się urządzeniem wspierającym edukację, rozwój, pasje i zainteresowania. To ocean możliwości, z których należy wyselekcjonować te odpowiednie. No, a potem to już można spokojnie gotować obiady, odpisywać na maile, sprzątać, czy co tam wolicie robić, w czasie kiedy Wasze dzieci uczą się matmy online.
Przyznaję bez bicia – jestem entuzjastką urządzeń mobilnych, częściej widzę w nich szanse niż zagrożenia. Wiem, że spędzamy rodzinnie mnóstwo czasu, dużo rozmawiamy, czytamy, więc naprawdę nie martwię się o zdolności poznawcze naszych dziewczyn tylko dlatego, że czasem połapią Minionkami banany. Jestem spokojna także dlatego, że wiem, że po chwili wyłączą tablet i pójdą rysować. Oraz dlatego, że następnego dnia włączą go na film przyrodniczy.
To dlatego z taką radością przyjęłam propozycję przetestowania tabletu Huawei MediaPad M5 przez nas i nasze dzieci. Główną użytkowniczką tego urządzenia została Zosia, która jako uczennica, człowiek czytający i posiadający rozliczne pasje, przy odrobinie naszej pomocy, zrobi z niego dobry użytek. Bo grunt to odpowiedzialne i świadome korzystanie
Huawei MediaPad M5 określany jest jako urządzenie z wyższej półki – ale spokojnie, właśnie dlatego idealnie nadaje się dla dzieci. Oznacza to bowiem dokładnie tyle, że charakteryzuje się wysoką jakością wykonania, dzięki czemu jest solidny i bezpieczny. Ponadto, tworząc go, pomyślano o cechach, które sprawiają, że jest świetnym narzędziem do nauki i zabawy dla kilkulatków. To najważniejsze:
UWAGA NA WZROK – TRYB OCHRONY OCZU
Jedną z najczęstszych obaw rodziców, które powstrzymują ich przez zezwalaniem na korzystanie z tabletu przez ich dzieci, jest kwestia bezpieczeństwa wzroku. Na szczęście dziś istnieją już technologie, które pozwalają używać tych urządzeń bez zmartwień. Wybierając tablet dla dziecka, należy zwrócić uwagę, czy jest on wyposażony w tryb ochrony oczu. Takie rozwiązanie jest dostępne właśnie w tablecie z serii Huawei MediaPad. Jak to działa? To proste – monitory z takim trybem filtrują szkodliwe dla wzroku niebieskie światło, a dodatkowo automatycznie dostosowują jasność wyświetlacza do warunków otoczenia.
UWAGA NA TREŚCI – STREFA DLA DZIECI
Choć absolutnie nie postrzegam dzieci jako małych kłamczuszków, którym nie można zaufać, to jednak umówmy się – zasady są po to, żeby je łamać. Zwykle na szczęście udaje nam się umawiać z dziewczynami, przez jaki czas będą np. oglądać bajkę – już włączając sprawdzamy czas jej trwania i np. pozwalamy na jedną czy dwie, w zależności od ich długości. Budujące jest to, że zwykle nie łamią umowy i grzecznie wyłączają tablet. Skłamałabym mówiąc, że zawsze – zwłaszcza Hańcia ma w tym temacie swoje za uszami, nie raz zdarzyło jej się wykorzystać naszą nieuwagę i włączyć kolejny odcinek. Dla mnie to zrozumiałe – jak łatwo jest się wciągnąć, wie każdy, kto zarwał noc przez trzymający w napięciu serial, kiedy zamiast jednego odcinka zaliczało się cztery pod rząd. Żeby uniknąć konfliktów i frustracji, warto skorzystać ze wsparcia w egzekwowaniu ustalonych zasad, jakim jest specjalna „strefa dla dzieci”, dostępna w tabletach Huawei MediaPad. Dzięki niej można łatwo ustawić, przez ile minut czy godzin dziennie dziecko może korzystać z tabletu, a także ograniczyć czas trwania pojedynczej sesji.
„Strefa dla dzieci” to taka bezpieczna przestrzeń, nad którą rodzice mają całkowitą kontrolę – mogą decydować nie tylko o czasie korzystania, ale także o tym, do jakich aplikacji czy plików ma dostęp dziecko. Można w niej przechowywać wybrane audiobooki i e-booki, dostosowaną do wieku muzykę czy filmy. Ponadto, taka strefa jest otwarta na inne darmowe aplikacje. Aktualnie jest naprawdę ogromny wybór gier, stworzonych we współpracy ze specjalistami – psychologami, pedagogami i logopedami. Można znaleźć także mnóstwo rewelacyjnych aplikacji dla starszaków – do rysowania, nauki języka czy takich, które zaciekawią je nauką.
TABLET – POMOC W NAUCE I ROZWOJU ZAINTERESOWAŃ
Myślę o nim jak o kilkunastotomowej encyklopedii i wszystkich słownikach świata razem wziętych. Uważam, że to wspaniałe, że moje dziecko korzysta z jednego, leciutkiego urządzenia zamiast ciężkich, zakurzonych knig, w których w dodatku nie zawsze wszystko można było znaleźć – jak ja w jej wieku. Prezentacja o polskich wynalazcach? Plakat z patronem szkoły? Dodatkowe ćwiczenia z tabliczki mnożenia, quizy z angielskiego – proszę bardzo, w każdej chwili! Tablet to bezdyskusyjnie intuicyjna, podręczna pomoc dydaktyczna, która może być świetnym wsparciem w nauce – odrabianiu prac domowych i przygotowaniu do sprawdzianów w wersji minimum.
Jeśli mamy do czynienia z dzieciakiem ciekawym świata albo zdradzającym zainteresowania artystyczne – możliwości są tysiące! Aplikacje o prawach fizyki, eksperymenty z chemii, atlas świata od National Geografic, możliwość szybkiego wyszukiwania ciekawostek, bez konieczności wyrywania kompa zapracowanym starym. Rysunek, projektowanie wnętrz czy ciuchów, komponowanie własnych kawałków muzycznych – wszystkie te zajawki dzieci mogą rozwijać na swoich urządzeniach, tworzyć do woli i zapisywać efekty swojej pracy.
Nie trzeba mięć zapędów kompozytorskich, żeby rozwijać się muzycznie przy pomocy tabletu – w naszej rodzinie każdy ma własne konto w aplikacji Spotify, a w niej ulubione kanały, artystów i playlisty. Huawei MediaPad M5 to wyjątkowo dobre nośniki ulubionych dźwięków – zastosowano w nich system czterech głośników (zwykle w tabletach są dwa), które oferują jedną z najlepszych dostępnych jakości dźwięku.
BEZPIECZEŃSTWO – OSOBNE KONTA DLA DZIECI I RODZICÓW
Inną przydatną funkcją w Huawei MediaPad M5 jest tworzenie oddzielnych kont użytkowników tabletu. W takim wypadku każda osoba ma swój pulpit i dostęp wyłącznie do aplikacji, które zostały na nim zainstalowane. Dzięki temu unikamy bałaganu, a wszystkie pliki są bezpieczne – nie musimy się martwić, że dziecko przez przypadek usunie ważne dla nas dokumenty. W sytuacji idealnej, dzieci – zwłaszcza te młodsze – powinny korzystać z tabletu wspólnie z rodzicem. W praktyce wiadomo – nie ślęczymy nad trzylatkami, kiedy te oglądają „Tupcia Chrupcia”, tylko lecimy do kuchni klepać w tym czasie kotlety. Na szczęście dzięki ustawieniom „Strefy dla dziecka” możemy mieć pewność, że ma ono dostęp tylko do odpowiednich dla niego materiałów i nie odpali sobie przez przypadek strzelanki tatusia ani najnowszego odcinka serialu starych z dużą ilością scen łóżkowych 😉
PROSTOTA
Kolejny powód, który sprawia, że Huawei MediaPad jest idealnym tabletem dla dziecka, to intuicyjność jego obsługi. Na każdym kroku widać tu, że programowanie tworzone było z myślą o jak największym komforcie użytkownika – zarówno mniejszego, jak i dorosłego. Konfiguracja urządzenia czy „Strefy dla dziecka” jest naprawdę szybka i nie wymaga szczególnych umiejętności informatycznych – jeśli zrobiłam to ja, zrobisz to i Ty.
MOBILNOŚĆ – TABLET W PODRÓŻY
Czym byłaby nasza trzydziestogodzinna podróż do Tajlandii, gdyby nie tablet? Strach w ogóle pomyśleć. Powerbanków pilnowaliśmy na lotniskach jak paszportów. Czym byłyby samochodowe wyprawy z Gdańska w góry, do Krakowa czy Wrocławia? Z pewnością mrocznym wspomnieniem.
Oczywiście to nie tak, że tablet w rękę i nara, do zobaczenia w Bangkoku. Dużo rzeczy można robić w podróży, ale te wielogodzinne mają to do siebie, że liczenie owiec i kierowców w kapeluszach szybko się nudzi. Filmy, gry i aplikacje to naprawdę świetny sposób spędzania czasu w aucie czy samolocie. Można wykorzystać wyjazd do tego, żeby zainteresować dzieciaki np. regionem, do którego się wybieramy, poszukać informacji o kulturze, zwierzętach czy roślinności, albo odpalić flagi świata. No i zawsze można też pobrać na tablet e-booki dla całej rodziny – do czytania po drodze i na wakacjach, bez konieczności obciążania bagażu książkami.
Huawei MediaPad M5 jest wprost stworzony, by zabierać go w drogę. Po pierwsze – wyposażony jest w moduł LTE, który zapewni dostęp do internetu, niezależnie od tego, gdzie jesteśmy. Kolejna sprawa – wydajna bateria, która zapewnia naprawdę długi czas pracy. Można więc jechać z Gdyni do Zakopanego bez lęku, że pod Kutnem nastąpi zbiorowy szloch, bo padło i od teraz to już tylko te owce. I ostatnia zaleta – Huawei M5 jest płaski i lekki jak piórko. 500 gramów to tyle, co nic, mieści się w damskiej torebce czy dziecięcym plecaczku.
I jeszcze na koniec małe podsumowanie zalet i parametrów tabletu Huawei M5:
- bardzo dobry ekran (przekątna 10,8 cala) o rozdzielczości 2K
- 4 głośniki super jakości, o bardzo dużej maksymalnej głośności
- skuteczny czytnik linii papilarnych
- wbudowane wibracje jak w telefonie – bardzo przydatne w obsłudze
- dodatkowe styki pozwalające podłączyć dedykowane etui z klawiaturą
- 64 GB na system i pliki, rozszerzane za pomocą karty pamięci
- WiFi ac oraz LTE kat. 12
- Android 8.0
- tryb pulpitu naśladujący pełnoprawny komputer i pracę z oknami
- dobra jakość zdjęć i filmów
- dobry czas działania na baterii
- szybkie ładowanie
…
Wpis powstał we współpracy z marką Huawei, producentem tabletu MediaPad M5 10.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Tablet jest jeszcze spoko, pod warunkiem, że kontrolujemy czas i treści. O wiele gorszy jest smartfon, zakładam, że u nieco starszych dzieci niż Twoje, Polko. Smartfony dzieci mają cały czas przy sobie, grają na nich, oglądają durne filmiki na YouTubie, wiecznie wysyłają sobie wiadomości na WhatsApp’ie i Messengerze. To jest naprawdę zmora – dzieci nie potrafią się na niczym skupić, bo cały czas muszą sprawdzać co ktoś napisał, odpisać, odesłać, przeczytać, zobaczyć już, teraz, natychmiast itp, itd. Może są dzieci mniej na to podatne, ale znakomita większość ma niestety coś w rodzaju nerwicy, odczuwają jakiś rodzaj niepokoju, stają się nerwowe, łatwo wpadają w złość. Ja to obserwuję u swojego dziecka i dlatego ostatnio zdecydowaliśmy się na założenie mu blokady na telefonie na wszystko. Może tylko dzwonić i wysyłać sms’y. Odblokowuję mu poszczególne aplikacje na żądanie, jak czegoś potrzebuje.
To niepokojące, co piszesz i faktycznie, widuję takie dzieci, choć to pewnie faktycznie przychodzi wraz z wiekiem i rozpoczęciem korzystania z portali społecznościowych. Tablet to jednak chyba inna sytuacja, właśnie dlatego, że nie grozi ciągłym sprawdzaniem, zaglądaniem, używa się go w konkretnym celu i wierzę, że można wybierać z dzieckiem wartościowe treści. A odrobina głupot od czasu do czasu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, pod warunkiem, że jest faktycznie odrobiną 😉
Dodam jeszcze, że media społecznościowe w tym wieku są tylko dodatkowym narzędziem ustalania hierarchii w klasie, eskalacji różnego rodzaju konfliktów i naprawdę niczemu dobremu to nie służy. Dzieci się w nich wyzywają, obrażają, przeklinają, w najlepszym wypadku rozmowa na Messengerze wygląda tak, że się nawzajem przekrzykują i nikt nic nie rozumie, a te konwersacje niczego nie wnoszą w ich życie, nawet pod względem towarzyskim.
Od kilku miesięcy pracuję w szkole podstawowej, to co pierwszego dnia zobaczyłam na szklonym korytarzu zmroziło mnie: uczniowie klas 5 i 6 już nie rozmawiają ze sobą na przerwie, wszyscy siedzą pod ścianą i wgapiają się w swoje smartfony… a potem na lekcji nie da się pracować, bo gdzieś się przecież muszą wygadać. Ja mam syna w wieku Twojej Zosi, również ma smartfona, może korzystać – grać lub słuchać muzyki 1 godz. dziennie, ale widzę, że gdybym nie powiedział „stop, twój czas minął” mógłby tak godzinami grać niestety. Zgadzam się, że tego typu urządzenia są bardzo pomocne, ale i bardzo uzależniające.
W naszej szkole dzieci nie mogą używać telefonów. Przynajmniej tyle dobrego.
Też miałam podobne podejście do tego tematu, ale z czasem staję się co raz bardziej restrykcyjna. Mam trójkę dzieci 13,9 i 6 lat. I niestety z tymi sprzętami to więcej problemów niż korzyści. A wciągają jak jakaś magia, ograniczanie czasu to fikcja, ile by nie dać to i tak będzie za mało. Jak kiedyś umieli sobie znaleść zajęcie to teraz jak nie mogą grać, oglądać itp. to chodzą, jęczą i męczą. Im później damy dzieciom popróbować tej mecyji tym lepiej dla nas 🙂
Bardzo możliwe, że to kwestia wieku, pewnie też predyspozycji. Ja widzę dużą różnicę w podejściu między moimi dziewczynami – Zosia ma telefon, ponieważ zdarza się, że po szkole chodzi sama do babci i chcemy mieć kontakt. Natomiast na co dzień praktycznie go nie używa, choć mogłaby na nim grać czy oglądać różne bzdury, tablet też bez problemu wyłącza po filmie i chętnie zamienia na książkę (zwłaszcza, jeśli czytamy razem). Natomiast Hania ma ewidentnie zadatki na małego nałogowca i z nią musimy bardziej uważać, uwielbia bajki, jęczy o nie i często są problemy z zakończeniem oglądania. Sporo zależy od indywidualnych uwarunkowań.
To prawda,wiele zależy od dziecka. Moja córcia też chętniej skacze w gumę niż gra, ale z chłopakami jest gorzej. Tablet, komputer mogą być fajnym urozmaiceniem zabawy czy nauki. U nas niestety każda gra edukacyjna i tak przegra z najbardziej odmóżdzającą gierką typu pou.
Juz czekam na burzę pod tym wpisem 😉 ja jestem akurat przeciwnikiem wszystkich tych zdobyczy-telefonów, tabletów… Po pierwsze nie rozumiem nigdy zwrotu, że w obenych czasach ludzie mają tyle obowiązków. Serio? Moja babcia prała na tarze (na dworze, ale nie nad rzeką), dywany omiatala miotłą i często trzepała, wode przynosiła ze studni- do gotowania, do zmywania, do kąpieli. chciała umyć się w ciepłej to musiała sobie podgrzac na piecu, do ktorego trzeba było narąbać i przynieść drewno. pieluchach tetrowych nie wspomnę-to jeszcze pamiętają nasze mamy. No i do tego dochodzila praca, gotowanie, i opieka nad dziećmi i to bez pomocy tv, telefonów i tabletów. Wiem że marudzimy jakie jesteśmy umęczone i zajęte ale jak poslucham opowieści mojej babci to się wstydzę że śmiem narzekać. A co do tematu tabletów i innych dobrodziejstw- wiekszość dzieci wokół mnie ma dostęp do tabletów, dostają własne telefony w wieki 6-7lat i niestety ale zadne nie korzysta z aplikacji do nauki języków, matmy i innych pożytecznych. Dzieci poprostu ogladają kreskowki mniej lub bardziej glupie, grają w gry albo kręcą filmiki i wrzucają na YouTube. Dla mnie jest to porażka obecnych czasów. Jest to smutne i przerażające. Na pewno jest jakaś znikoma część dzieci ktore w mądry sposob korzystają z aplikacji do nauki czegoś tam. Niestety nie znam owych. Dzięki tv, dawaniu dzieciom komórek i tabletów ułatwiamy sobie życie tłumacząc sobie że życie ma teraz za szybkie tempo i jest tyle obowoązków. Kiepskie czasy i przykro mi że to co dla nas BYŁO ŻYCIEM i prawdziwym dzieciństwem (bieganie na ulicyy do 22, jazda na rowerze,rolkach,tworzenie domków dla lalek i rakiet z kartonu) teraz nazywa się ALTERNATYWĄ 🙁 alternatywą do tych technologicznych nowinek ktorę zawładnęły naszym życiem 🙁
Fajnie, że doceniasz Babcię i to w jakich warunkach funkcjonowała… tylko ja niebardzo rozumiem dlaczego mamy umniejszać sobie i swoim zasługom dlatego, że żyjemy w „łatwiejszych” czasach. To że mamy kanalizację, samochody, centralne ogrzewanie itp to nie znaczy, że od razu mamy łatwe i przyjemne życie i nie mamy prawa narzekać. Naprawdę uważasz, że w dzisiejszych czasach nie mamy obowiązków i trosk, bo kiedyś ludzie mieli gorzej? Nie lubię takiego porównywania, tak samo jak słyszę „nie możesz narzekać bo masz super mieszkanie, auto i zdrowe dzieci, inni mają gorzej”. Oczywiście, że mają gorzej, tylko czy aspirujemy do tych co mają lepiej czy gorzej? Nikt się nie zastanawia jakim kosztem wypracowane jest to mieszkanie czy auto oraz czy dziecko, które na pierwszy rzut oka jest zdrowe na pewno takie jest… Może czas doceniać siebie a nie tylko porównywać się kto ma/miał gorzej. Podejrzewam, że nawet Twoja Babcia wolałaby mieć ciepłą wodę w kranie, pieluchy jednorazowe i pralkę :):):)
Typowe resentymenty. Mimo braku technologicznych udogodnień było znacznie łatwiej, nie było tylu obowiązków, presji, oczekiwań. Dzisiejsze czasy niby dają wyjątkowe szanse, ale to pochłania całe popołudnia. Nie wspominając o tym, ile musimy dziś poświęcić na pracę zawodową, o tych wszystkich nadgodzinach, szkoleniach, delegacjach, zaległościach, które nadrabia się po nocach, ciągłym dokształcaniu siebie i dzieci. Strasznie płytkie jest takie myślenie „nie było pralki i zmywarki = było trudniej”.
Ja to zawsze zastanawiam się dlaczego ci co narzekają na rozwój i technologię i tak bardzo tęsknią za dawnymi czasami mimo wszystko z tych dobrodziejstw korzystają? Przecież można nie mieć w domu pralki, zmywarki, telewizora, komputera, zakręcić zawór wody, zakręcić kaloryfer, chodzić do pracy na piechotę, ups do jakiej pracy? Dawniej kobiety w większości odpowiadały za dom. Można zostać Amiszem, Oni żyją jak dawniej 🙂 I tak skaczemy wciąż z skrajności w skrajność zamiast korzystać ze wszystkiego zgodnie z własnymi potrzebami. Oprócz białego i czarnego jest jeszcze cała gama kolorów, nie musimy być ortodoksami w żadnej dziedzinie.
Chyba nie zrozumiałaś, co MANIA miała na myśli.
Ta konieczność spełniania oczekiwań i presja są tylko w naszych głowach. Wcale nie trzeba tak żyć.
Dzięki za czytanie ze zrozumieniem 😉 właśnie przed chwilą rozwinęłam ten temat pod odpowiedzią Polki
Dokładnie tak! 🙂
Mania, ale przecież jedno nie wyklucza drugiego! Dlaczego pokazujesz to jako dwie rzeczywistości? Moje dzieci biegają po dworze, jeżdżą popołudniami na rowerach, hulajnogach, budują domków i rakiet z kartonów na tony, a DODATKOWO, jako urozmaicenie, mają tablet. I tak, pomaga nam to czasem, gdy nie mamy czasu, ale też często oglądamy coś razem. Właśnie takiemu postrzeganiu technologii się sprzeciwiam – że samo zło, samotność i porażka naszych czasów vs sentymenty za dzieciństwem offline. No i niestety kompletnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że dawniej rodzice mieli więcej obowiązków – może i mamy dziś urządzenia, które ułatwiają nam wykonywanie czynności domowych, ale i też i znacznie więcej pracy zawodowej, mnóstwo przeróżnych oczekiwań i presji związanych z rodzicielstwem, ale i rolami zawodowymi, współczesnym światem po prostu. Czy Twoja babcia woziła dzieci na angielski i inne zajęcia dodatkowe? Założę się, że nawet do szkoły nie musiała ich zaprowadzać, puszczało się wszędzie samopas. Chodziła z nimi do ortodonty, na warsztaty kreatywne, jeździła z autem na przeglądy, do księgowej, na siłownię? Odczuwała presję, żeby organizować im zabawy sensoryczne i edukacyjne? Czy chodziło się po rehabilitacjach, terapiach, logopedach? Oczywiście nie każdy musi to robić, ale nie mów mi, że dzisiaj nie mamy więcej zadań i mniej czasu, bo to bullshit.
Tal czułam że ten mój wpis wywoła właśnie taka reakcje. Odnosząc się do kilku wpisów powyżej… Nie napisałam, że nie mamy trosk, klopotów ani że nie kosztuje dużo pracy, wysiłku czy poświęceń aby mięć dom/mieszkanie i itp. Ale denerwuje mnie określanie że obecnie mamy tak ogromne tempo życia i tyle obowiązków. Bo to wybór każdego z nas jakie tempo sobie narzuci. Dziadkowie mieli problem i dużo wysiłku wkładali aby zapewnić sobie podstawowe warunki życia- wodę, cipło w domu ,zdobycie ubrań, dojazd do lekarza bez samochodu, utrzymaniee porządku i czystości. Nam pomaga posiadanie kranu z ciepłą wodą, zmywarka, pralka, samochód, odkurzacz. Dalej- oni też pracowali, też wychowywali dzieci. Ale Polko nie mowie tego złośliwie tylko wyrażam swoje zdanie , to że czujemy presje że mamy być piękne, chude, dzieci muszą znać angielski, to rzekłabym takie już widzimisie i problem tego co tej presji ulega. Sama piszeszz presji- tu nie chodzi o być czy nie być, przeżyć czy nie przeżyć tylko o to czy być chudym czy okrągłym. Rozumiem że dla niektorych to jest problem (nie mówie tu np. O nadwadze ktora wręcz szkodzi zdrowiu) ale to że ktoś sobie narzuca rygor bo musi ważyć 5kg mniej aby pasować do obencego kanonu piękna- trochę płytkie. Piękne jest to że jesteśmy różne! Albo te zajęcia dodatkowe, to jest jakieś grupowe nakręcenie się. I jal rozumiem rozwoj talentów, iść za glosem dziecka i wspierać je w jego pasji tak już nie rozumiem tego wyścigu szczurów że dzieci od małego powinny chodzić na bobomigi, zajęcia kreatywne muzyczne,plastyczne itd. I rodzice zapisują na wszystko jak leci. Moje nie chodzą na nic ale sama uczę je jeżdzić na rolkavh, łyżwach, w domu prace plastyczne. Właśnie będziemy się uczyć (ja też) ozdabiania techniką dequpage. A czasu napewno mamy mniej bo go marujemy na siedzenie przed tv i laptopami. Jaasne że obekrzenie filmu przyrodniczego to czysta edukacja a internet daje nam tyle możliwości ale totalna większość ludzi marudzi na tempo życia i brak czasu, czas ten sam co zawsze tylko teraz spędzamy go na oglądaniu serialów, przeglądaniu instagramów i blogów. Także na koniec, tak uważam że większość zadań nie jest niezbędnych do przeżycia , to dążenie do jakiś ideałów i uleganie presji. Ps. Babcia sama prowadzała synów do przedszkola i na początku szkoły, zimą ciągneła ich na sankach 1.5km,musiała wtedy wyjść pół godziny wcześniej z domu aby zdążyć na pociąg aby dojechać do pracy.
Ja też wyrażam tylko swoje zdanie i nie neguję Twojego 🙂 Ciebie denerwuje określenie, że mamy ogromne tempo życia i obowiązków a mnie że niby mamy tak na własne życzenie, bo to nie jest prawda w większości przypadków. Wiem, że można wyprowadzić się na wieś i będzie spokojniej. Jednak w mieście tempo życia niejako jest narzucone. Bo jak nazwiesz to, że większość ludzi po pracy musi zmieścic w tych 3-4 h jeszcze masę obowiązków? Takich podstawowych, nie mówię o wożeniu dzieci na 10 zajęć dodatkowych „bo wszystkie dzieci chodzą to moje też”. Niestety z pewnymi aspektami nie wygrasz, np ze znacznie za szybkim tempem życia.
Akurat w moim otoczeniu ci co narzekają na brak czasu to nie są osoby, które wolny czas spędzają na oglądaniu tv. W większości są to osoby, które cały tydzień harują, żeby zapewnić podstawowy byt swojej rodzinie i zwyczajnie nie maja już kiedy „żyć”: pójść z dziećmi do parku, pojechać na wycieczkę itp tak często jakby chcieli.
Natomiast Twoje zdanie o zajęciach dodatkowych w pełni podzielam, zdecydowanie częściej ten natłok zajęć to ambicje rodziców a nie zainteresowania dzieci…
A ja Ci mówię, że nie trzeba tak żyć. Naprawdę. Mieszkam w dużym mieście i nie mam zamiaru podporządkowywać się temu mitycznemu tempu jakie ono niby narzuca. To jest zawsze nasz wybór.
No ludzie po pracy muszą zmieścić tyle obowiązków a to kiedyś ludzie nie pracowali??? Też pracowali i też mieli te same obowiązki- uprać,ugotować, iść na pocztę, zająć się dziećmi , nakarmić je , wykąpać i pomóc w lekcjach. I oczywiście że ciężko i teraz, tego nie neguję ale my mamy ułatwienie i pomoc u urządzeniach, skraca czas tych obowoązków. A marudzimy że teraz to takie ciężkie czasy. Kiedyś byly znacznie cięższe. I już do innych komentarzy- dziewczyny gotujecie się że powinnam żyć jak amiszka, czy nie lubie technologii. Lubie lubie. Śmieje się czasem że odkurzacz, zmywarka i pralka to moi ulubieni przyjaciele. Bardzo doceniam te wynalazki i to że nie musiałam się babrać w pieluchach tetrowych. Ale świat poleciał o krok za daleko. I martwi mnie to, że zaczynamy sobie tłumaczyć że tablety i telefony u 4,7, 11-letnich dzieci to dobro. Polka pisze o dobrach które mogą dać. No mogą ale ile %dzieci korzysta z aplikacji do nauki a ile gra w bezsensowne gry. I niestety coraz więcej i więcej czasu dzieci spędzają przed elektronicznymi pudełkami-bo kolejka, bo chore ,bo pada, bo zimno, bo bo bo…. Polka slusznie pisze o kontroli ale myśle że nieświadomie tracimy kontrole. I jak wyżej ktoś napisał-technologia zamiast edukować i zapewniać ewentualną rozrywkę to obraca się przeciw dzieciom, przeciwko prawdziwym relacjom. Dziewczyny piszecie.”bo moje dzieci to mają równowagę,potrafią wyłąxzyć tablet i iść ma dwor”, super ale ja piszę ogólnie o większości a nie o tych co jakimś cudem potrafią zachować umiar…
Brawo Agatka rozwalają mnie teksty bo moja babcia bo moja mama to jak tak miały to czemu nie idą ich śladem skąd ten komentarz na tarze napisany? ??
Moje dzieci oglądały dużo i chętnie Aż za chętnie Traciłam nad tym kontrolę,zawłaszcza że dla innych dorosłych ( tata,dziadkowie,ciocie) też było to najłatwiejsze wyjście żeby je zająć Przeprowadzka do innego miasta pomogła mi ograniczyć kontakt z technologią Nie mamy tv,nie korzystają z laptopa, tabletu , telefonów tez im nie zamierzam kupić 🙂Na początku było bardzo trudno Ale teraz…. mam dużo grzeczniejsze dzieci które wieczorami chętnie przeglądają książki,uwielbiają biegać po dworze,i o wiele lepiej się uczą Z laptopa korzystają czasem u dziadków ale naprawdę nie uważam żeby były w tyle poza równieśnikami Tak samo maja 6 z informatyki Nam ograniczenie internetu wyszło na dobre Ja tv nie oglądam od lat a seriale mnie nieludzko nudzą a mimo wszystko jest aż przeinformowana 😉
Mania nic doda nic ująć.
mam te samo zdanie. im później tym lepiej!!a najlepiej wcale nie dawać telefonów Ani tabletów
Ile ludzi tyle opinii, jak w każdym temacie. I wcale nie można powiedzieć, że któraś strona ma rację albo jest mądrzejsza. Każdy rodzic robi jak uważa a inny nie musi się z tym zgadzać.
Sama korzystam z telefonu, tabletu i komputera, moje dzieci też. Jak wszystko ma to swoje dobre i zle strony. Tablet był zbawieniem przez pierwszy okres po urodzeniu drugiego dziecka. W tym czasie córka nauczyła się piosenek, wierszyków, słówek po angielsku i liczyć po polsku i angielsku. Mając 2 lata, nie ode mnie, tylko z tableta. I wcale nie jest uzależniona. Jak tylko wszystko ogarnęłam to tablet poszedł w odstawkę a umiejętności zostały.
Znam też dzieci uzależnione, żeby nie było za różowo. Myślę, że wszystko jest kwestią indywidualną. Jednak nie sądzę, żeby udało się uniknąć tych technologii w życiu codziennym, więc może czas przestać je demonizować?
Chyba każdy z Nas tęskni za czasami gdy największaą karą było wołanie do domu z podwórka. Nasze dzieci tego nie znają i coś mi się wydaje, że to już nie wróci. Tylko czy z tego powodu mamy się obrażać na wszystko co nowoczesne?
Dzięki za zrównoważone stanowisko i mądry głos w sprawie. Jednak nie mogę się zgodzić z tym pożegnaniem podwórek – może i jest na nich trochę mniej dzieci niż dawniej, ale Zosia wiosną i latem jest z koleżankami na dworze niemal codziennie. Na naszym starym osiedlu to już w ogóle jak w ulu, dzieciaki śmigają do późna całymi bandami, hałasują, wiszą na huśtawkach, aż miło!
Super, ja tez widuję takie osiedla. Miałam na myśli to, że jednak mimo wszystko nie ma już tak jak było kiedyś: po szkole od razu na podwórko, z przerwa na obiad/kolację i krzyknięcie „mamo rzuć mi coś do picia”. Jeszcze 15 lat temu na podwórku byli wszyscy: od małych dzieci po nastolatki i wcale ci ostatni nie wychodzili po to, żeby „strzelić browara”. Teraz jest inaczej co nie znaczy, że całe młode pokolenie siedzi w domu przy komputerze. Jednak nie oszukujmy się coraz mniej widać grup 15-20 osobowych grających w gumę, kluchy, policjantów i złodziei czy inne osiedlowe gry 🙂 Tym bardziej zimą… teraz ledwo kilka stopni mrozu i wszyscy w domu – dawniej dopiero zaczynała się zabawa aż do mokrych majtek i zapadnięcia zmroku. Znak czasów. Wszystko się zmienia i za tymi zmianami trzeba nadążać. Tak myślę 🙂
Temat rzeka – nie znoszę takich 😉 Myślę, że technologia jest nieunikniona, nie można z dzieci robić cyfrowych analfabetów tylko dlatego, że rodzic nie potrafi sobie z tym poradzić. Świat zmienia się teraz 1000x szybciej niż kiedyś i nawet ja, mając 29 lat, czuję jak wiele już mnie omija i jak niektórych rzeczy nie potrafię sobie wyobrazić i zrozumieć. Dlatego niestety trzeba porzucić przestarzałą mentalność, samemu się doszkolić i pokazywać dzieciom jak korzystać z tego, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Prawdopodobnie całe ich życie i przyszła kariera będzie bazowała na technologii, a może interesując się nią już teraz wynajdą w przyszłości coś z czego będziemy dumni?
Niestety ze smutkiem stwierdzam, że niewiele jest takich mam jak Ty, Polko. Większość „korzystających” z techniki to mamuśki, które sobie nie radzą, karmią dzieci godzinami filmikami na youtube pokazującymi jak ktoś udaje kucyka albo rozpakowuje kinder niespodziankę, a potem dziwimy się, że dzieci pełne zaburzeń, pobudzone, nerwowe i nie wiadomo co jeszcze. Niestety jak się im pozwoli to będą siedziały nawet 24 h w durnych treściach i tego trzeba pilnować, nie tylko u dziecka ale przecież i u nastolatka. Ale poza tym muszą wiedzieć jak się obsługiwać urządzeniami, jak można je wykorzystać, jak można porozmawiać z kuzynką, która mieszka za granicą i dlaczego wtedy ją widzi, jak coś przetłumaczyć, sprawdzić gramatykę itp. My też codziennie z tego korzystamy 🙂
Oczywiście że nie można zabronić całkowicie, ale jednak uważam, że im większa kontrola rodziców na tym polu, tym lepiej. Nawet nastolatki nie potrafią używać tych urządzeń w sposób mądry i konstruktywny, mimo że teoretyczną wiedzę na ten temat mają.
Tak sobie myślę, że burza pod tym wpisem rozpętała się z kilku powodów. Jeden z nich to pewnie fakt, że jest to jednak wpis sponsorowany i pewnie co czytelnik to opinia na temat takich wpisów, więc ten aspekt pominę. Drugi powód, bardziej emocjonujący, to kwestia, jakim rodzicem chcemy być. Część mam deklaruje, że bez TV i tableta da się żyć i wychować dziecko, sugerując między wierszami, że korzystanie z tych udogodnień to forma lenistwa. Druga część czuje się wywołana do tablicy, bo jakby nie było, ktoś wytyka im, że skoro dają tablet, takie zło, to za mało się starają. Muszę przyznać, że chyba mi bliżej do tych drugich. Czasem córa bawi się tabletem (nie zawsze edukacyjnie), czasem ogląda za dużo bajek. Podziwiam mamy, które tak bardzo wciągnęły się w bycie rodzicem, że włączają dziecko we wszystkie prace domowe, organizują mu zabawy plastyczne itd. Ja nie jestem taką mamą i choć kocham moje dziecko nad życie, czasami zwyczajnie nie chce mi się robić z nią wszystkiego, a już akcje typu lepienie z nią z plasteliny i zabawa lalkami itp to dla mnie forma tortury, więc robię to od święta. Przy okazji, Ci nasi mityczni dziadkowie i rodzice bez pralek itp, raczej nie mieli w zwyczaju bawić się z dziećmi, to zdecydowanie wynalazek naszych czasów. Dzieciaki latały po podwórkach samopas z kluczem na szyi i możemy te czasy idealizować, ale jak kiedyś mądrze napisał bodajże autor Blog Ojciec, ilość problemów psychicznych w naszym pokoleniu, wskazuje, że jednak tak zupełnie idealnie nie było… Osobiście staram się znaleźć w tym wszystkim złoty środek, spędzać z córką czas w sposób, który nam obu odpowiada, ale tak jak ja czasem mam ochotę poczytać, a czasem poklikać bezmyślnie, tak i jej czasami pozwalam obejrzeć/pograć w coś nie do końca edukacyjnego. A w tym czasie mogę porobić coś, co mi odpowiada. Drogie mamy, krytykujecie wyścig szczurów wśród dzieci, tym bardziej nie róbmy sobie nawzajem zawodów w najlepszego rodzica na świecie. Każdy ma prawo do swojego modelu rodzicielstwa, a efekty i tak zobaczymy najwcześniej za jakieś 10-15 a może 20 lat i wtedy będziemy mogli ocenić, który model się sprawdził…
Nie należę ani do pierwszej, ani do drugiej grupy. Po prostu widzę konsekwencje. Nie w otoczeniu, widzę je u swoich dzieci, zwłaszcza u syna, bo córka jest jakby odporniejsza. A może jest po prostu tylko młodsza, smartfona własnego chociażby jeszcze nie posiada.
Oczywiście, że są konsekwencje, zgadzam się. Dlatego właśnie trzeba kontrolować to, jak dzieci korzystają z elektroniki i o tym Polka też wspomina. A w komentarzach (zwłaszcza na fejsie) dyskusja jest zero jedynkowa, ktoś nawet nawet stwierdził, że odlajkuje bloga, bo post chwalący takie zło. Nie rozumiem tego…
Już miałam nie zawierać glosu bo mało kto zrozumiał mój przekaz. Po pierwsze zapewne większość z nas używa elektroniki. Ja też to robię. Wprawdzie nie daję komórki do grania, czasem pooglądają nasze zdjęcia i mają swój codzinny przydzial bajek ok.30min a wiadomo że zdarza się dłuzżej bo dziadki bo ww gościach itp. Tablet i laptop i granie zostawiam na wiek pozniejszy. Choć.najchętniej wcale bym nie dawała. Sama jestem dzieckiem ktore oglądalo dużo tv bo rodzice kontrolowali do 7-8lat a potem już nie mieli siły a w wieku 13-14 to miałam już własnh tv. I mam poczucie że pół życia zmarnowałam bo byłam uzależniona. I dziwie się że rodzice widząc co się dzieje jeszcze że tyle oglądam to właśnie kupili mi i bratu po tv. Ale kiedyś nie mówiło się o uzależnieniu a posiadanie fajnego tv to był jakiś awans społeczny . a teraz tych uzależniaczy jest o wiele więcej. I tez paru lat obserwuje w jaki sposób większość korzysta to uważam że więcej złego niż dobrego. Tak tak doceniam że mogę pogadać na skypie z koleżanka z francji, doceniam że każda informacja, adresy i telefony, mapy są w sekunde do odszukania , wszystko można sprawdzić. Ale widzę te uzależnione dzieci ktore po szkole pędzą do gier. Kiedyś córka 7 letnia zaprosiła kolegę do domu i padło hasło że sobie pogramy. Wpierw rzucił się z wielką radością do pokoji gdzie mamy tv i gdybyście zobaczyły jego rozczarowana i zaskoczoną minę gdy Gabi wyjęła planszówkę. Bo myślał że w play station, ktorego też nie posiadamy… Większość ludzi młodych i starych wwybierze łatwiejszą rozrywkę- tv,gry czy internet zamiast się ruszyć i zapewnić sobie ruch, kontakt z innymi. Może i elektronika daje wiele możliwości ktore tu skrupulatnie wyliczacie ale totalna większość ludzi i dzieci wykorzystuje ją w zły sposób niestety i temu się sprzeciwiam i dlatego uważam że powinno się to ograniczać, a nie rozpisywać jakoe to dobre.. Ile mamy hejtu, ile ludzi cierpi bo a to ktoś dla zabawy rozniesie jakaś plotkę na Fb i innych czy przerobi zdjęcie. Ile ludzi a szczególnie dzieci się uzależnia i brną w to g… Ile ludzi prowadzi życie na pokaz na insta, fb itd. Ile ludzi się porównuje i wciąż dąży do ideałów nieosiągalnych. Instamamuśki ciągle pokazują swoje skrawki życia i wprawdzie lojalnie uprzedzają że są normalne i mają w domu syf a dzieci też dają czadu ale oczy nasze widzą tylko markowe ubrania,zabawki gadzety i piekne wnętrza. I się zastanawiamy jak ona to robi. Dzieci na lekcjach na pytanie o hobby najczęściej wymienią oglądanie tv, granie… Ciągle obserwuję dzieci w wieku podstawówkowym, one ulicami krążą z telefonami w ręku, siedzą grupkami kazde wpatrzone w telefon. Czasem się wyglupiają i bawią. Czasem 🙁 czy ucbronoę moje dzieci od tego? Glupia noe jestem i wiem że nie. Ale chcę to odciągnąć jak najdalej się da, chcę im pokazywać i wbijać w ich podświadomość że przyjemność to spędzanie czasu na świerzym powoetrzu, z ludzmi, w ruchu. Też nie lubię bawić si ę lalkami i gadać pluszakamk. Prace plastyczne mi akurat podchodzą. Ale wybieram rzeczy ktore mnie też bawią. Mamy spory zapas gier planszowych i zręcznościowych na jesienno zimowe dni. Razem z nimi uczę się jazfy na łyżwach i rolkach. Jestem gorsza niż one bo zaczynałam naukę razem z nimi, trochę średnio mi się chciało ale w głowie mam obraz mojej mamy ktora wiecznie mnie do czegoś zachęcała ale sama nigdy nie zaryzykowała. I chcę im pokazać że warto spróbować w każdym wieku, że też się wywalam i też glupio wyglądam z ochroniaczami i wypiętym tyłkiem. A ile mamy zabawy i dumy gdy ktoraś z nas zrobi postępy 🙂 wybieram zabawy i rzeczy ktore mnie też wciągają, ostatnio odmalowywałam z moją 4 i 7 latką starą brązową pólkę na turkus ktory same wybraly w sklepie. Teraz uczę je dequpagu. …. Mogłabym tak dalej ale muszę uciekać a jezzcze chciałam zdanie co do babć i ich życia. Bo to ja zaczęłam temat i niestety ale mało kto zrozumiał. Baa nawet na insta pod ktorymś zdjęciem się towarzystwo śmialo że nie musimy prać w rzece. Ja nie chcę powrotu do tamtych czasów. Super że mamy te pomoce. Ale błagam Polka! Obowiązków masz dokładnie tyle samo co kiedyś miały kobiety-nakarmic, posprzatac, uprać, pozmywac, zaprowadzić dzieco do szkoly i pomoc im odrobic lekcje, zaprowadzic do lekarza i dbac o ogolne zdrowie. Cala reszta tj. Zajecia dodatkowe, silownie, i inne to tylko twoj wymysl. Nie musisz tego robic. To tylko i wyłącznie spełnianie oczekiwań i presja o czym sama pisałaś. To że ktoś żyje aby spełniać wymogi, presje i oczekiwania społeczeństwa to jego wybór a nie wzrost liczby obowiązków. Tez mogę zapisać dzieci na 5 zajęć dodatkowych i mam krzyczeć ile mam obowiązmam? Może tu jest priblem dlaczego się nie rozumiemy a wy nabijacie się z prania w rzece. Inaczej rozumiemy pojęcie obowiązku. Właśnie dzięki pralce zmuwarce odkurzaczom i samochodom mamy więcej czasu!o wiele więcej czasu niż nasze babcie i super bo możemh go poświęcić naszym dzieciom i relacjom z innymi ludźmi a nie stać i prać na tarze. Ale obowiązki są nadal te same…
Myślę, że to poczucie presji wynika trochę z tego, że przeceniamy trochę takie rzeczy jak inteligencja, sukces zawodowy, wykształcenie, dobra praca itd. I to wszystko chcemy u naszych dzieci rozwinąć i im zapewnić. Stąd te niezliczone zajęcia dodatkowe dla dzieci, a siłownie dla nas. To nie są rzeczy nieważne, ale prawdziwe poczucie szczęścia dają tak naprawdę bliskie relacje z innymi i pomaganie innym. I na tym polu powinniśmy o wiele więcej inwestować. Świetnie pisze o tym ta blogerka: http://www.matkaskaut.pl/
Nie mam telewizora, radia, wypasionego telefonu, tabletu rzecz jasna też nie ma. Nie mamy, nie dlatego, że taka była nasza decyzja, tylko tak wyszło… nigdy nie posprzątałam mieszkania, ani jakiejkolwiek czynności nie zrobiłam dzięki tabletowi, czy bajce puszczonej na czymś innym.
W niedzielę wieczorem – tak się umówiliśmy – dostają na pół godziny telefon męża, albo na komputerze jakąś bajkę dziewczęcą albo chłopięcą obejrzą, bez problemu albo z jęczeniem niewielkim odchodzą od monitora, kiedy czas mija.
Nie oceniam rodziców którzy puszczają bajki dzieciom by mieć chwilę dla siebie (rzucać kamieniem nie będę :), bo dla mnie to inna rzeczywistość, którą wprawdzie, nie do końca znam, ale rozumiem 🙂
Kiedyś mi powiedziano, że moja córka będzie dzieckiem odseparowanym przez rówieśników, bo nie będzie wiedziała o czym rozmawiają (mowa o bajkach…itp.), nie zauważyłam by tak się stało. Wręcz przeciwnie.
Mam za sobą trylion rozmów przeprowadzonych z dziećmi, milion gier zagranych i książek przeczytanych, spraw domowych wspólnie wykonywanych… spacerów, podróży i zabaw na świeżym powietrzu tyle samo… Kiedy potrzebuję czasu dla siebie, choć przyznaję, że rzadko go mam, to go dostaję, zajmują się sobą w tym czasie (najczęściej czytają książki, układają puzzle, bawią się w różne zabawy… albo sprzątają pokoje 🙂
Żyję ich życiem a Oni moim, czuję to całą sobą.
Kiedyś kupię tablet, telefon jak będą bardzo chcieli, nie będę robić problemu, nie za bardzo też boję się negatywnych konsekwencji, że spragnieni rzucą się na sprzęt i odlecą w krainy dla mnie niedostępne. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie przestanę się Nimi interesować, (będę się starać nie przestać) – a to jest naprawdę dużo jeżeli chodzi o kontakty z dziećmi. A jak się ma taką solidną podstawę, to nic się nie stanie, kiedy dzieciom się da, jakąś bajkę do obejrzenia, grę do zagrania nie edukacyjną przez godzinę w ciągu dnia, kiedy wiadomo, że 6 kolejnych godzin spędzą z rodzicami, rodzeństwem, przy wykonywaniu różnych czynności w domu, na zabawach na podwórku z rówieśnikami…
Ja swojej kupiłam tablet z wejściem na kartę, wzięłam też kartę z mobile viking, bo tam jest dużo internetu. I początkowo zostawiłam ją sam na sam z tabletem. Dziecko oczywiście jakieś głupie filmy, dodam, że totalnie nie miałam świadomości że dziecko może tak marnować czas. Teraz ma dużo aplikacji do nuaki jak duolingo. dodatkowo jak widzę, że przegina to organizuję jej wycieczki albo bawię się z nią. Bo nie będę na nią krzyczeć skoro sama korzystam z telefonu, a argument „bo ja jestem dorosła” jest beznadzijny… Dziękuję Ci za ten artykuł, bardzo wiele się w nim dowiedziałam i na pewno zastosuję Twoje rady 🙂