Strasznie mnie nosiło, potrzebowałam zmiany. Pisałam już o tym, prawda?
Byłam spragniona wrażeń, nowości, innej planszy. Były weekendy na wsi i była Warszawa, ale to wciąż plansze dobrze znane. Zawsze to jakieś wyjście z rutyny, które doceniałam, ale nie dość egzotyczne. Maksimum egzotyki, na jakie mogliśmy sobie pozwolić w moim stanie i przy różnych ograniczeniach organizacyjno-rodzinnych okazała się trasa Wrocław-Polanica-Praga. Na moich zdjęciach nie dojrzycie palm ani fiordów, ale nie bądźmy stereotypowi w rozumieniu egzotyki. Ta nasza była spod znaku górzystego horyzontu, zdrojowych dansingów i Vaclavskiej Klobasy. I choć nie trafiło to w stu procentach w moje potrzeby, bo jednak trochę mi się marzyły te palmy albo fiordy, to potrafię znaleźć całkiem sporo jasnych punktów tego wyjazdu.
1. Wrocławskie krasnoludki. Nie miałam pojęcia o ich istnieniu, a okazały się hitem. Grywalizacja w najczystszej postaci. Zośka posikana. (patrz: poprzedni post)
2. Wrocław w ogóle. No fajny jest, faktycznie. Te mosty i wyspy, uliczki, kamieniczki, tętniący życiem nocny rynek – dużo tam pozytywnych, wielkomiejskich klimatów.
3. Sudety i Góry Stołowe. Z oczywistych względów nie cisnęliśmy po górskich szlakach, ale widoki są tam malownicze i jednak z perspektywy Trójmiasta cokolwiek egzotyczne.
4. Polanicka architektura. Przepiękne wille (a szczególnie jedna), uwielbiam ten klimat przedwojennych rezydencji! To mój główny zachwyt tym miejscem, bo niestety nie uwiódł mnie smak wody źródlanej o zapachu zgniłego jaja. Lekko geriatryczny klimat zdrojowego parku to też raczej nie mój świat.
5. Ta villa – Villa Polanica. Jeszcze nigdy nie wypoczywałam w miejscu, które byłoby tak bardzo z mojej wnętrzarskiej bajki. W sumie nie nocowaliśmy dotychczas na wakacjach aż tak komfortowo, zazwyczaj wystarczały nam kempingi, wiejskie chaty czy hostele. Wspomnienia tych wygodnych łóżek, jasnych pokoi, pięknych łazienek i pysznego jedzenia będą jednymi z najlepszych z tych wakacji. Miejsce z duszą i ze smakiem, w którym każdy szczegół się zgadza, przyjemność dla oczu i dla podniebienia. Nie wiem, czym zachwycać się bardziej – genialnie odrestaurowanym budynkiem czy świetną kuchnią. Warto pojechać dla tych wnętrz i dla tych befsztyków, naleśników, kozich serów i tymiankowych lodów. Klimatyczna i bardzo komfortowa baza wypadowa w polskie i czeskie góry. Polecam bardzo.
6. Praga. Mój gwóźdź programu. Choć już nie tak artystyczna, a bardziej komercyjna niż oboje zapamiętaliśmy ją sprzed kilkunastu, to wciąż piękna. Żadne Makdonaldy nie wypędzą z tych murów ich dekadenckiego uroku. Kosmopolityczna i urokliwa, trochę zbyt zatłoczona, ale nadal cudowna. Zaspokoiła moją potrzebę bycia gdzie indziej. No i ten czeski, cudny! Nie przestawał mnie śmieszyć, na każdym rogu znajdowałam językowe perełki, wesoła to była wycieczka.
Po wielogodzinnej podróży do Gdańska powiedzieć, że jakoś strasznie wypoczęłam, byłoby bluźnierstwem. Zwłaszcza, że sporo łaziliśmy. Zwłaszcza, że ten brzuch, ósmy miesiąc za pasem i ja już zasadniczo nie wypoczywam, nigdzie. Ale odpoczęłam od obowiązków i od rutyny. Wspaniale jest przez kilka dni nic nie musieć. No i mimo wysokiego stężenia hormonów w powietrzu – dobrze było być razem (naprawdę, kochanie!). Zdjęcia wkładam do albumu z napisem „Wakacje 2014” i niniejszym wracam do rzeczywistości, w której obie córki wołają o wyprawki, mieszkanie o remont, a stragany uginają się od późnoletnich dóbr. Wracam do akcji, witajcie z powrotem!
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
fajna zmiana widoków 🙂
Fajnie…ale napiszę samolubnie: fajnie, że wróciłaś; będzie co czytać 😉
heh, dzięki, to miłe:)
mam w planach odwiedzic ponownie Pragę.. to co piszesz troche zniecheca..ale z drugiej strony podobalo mi sie tam. Fajnie ze udało ci sie scenografie choc na moment zmienic .. to dobrze robi na głowę 😉 witaj w akcji spowrotem 🙂
myślę, że to nie dyskwalifikuje Pragi całkowicie, ale raczej pojechałabym jesienią niż w szczycie sezonu. Witaj:)
Praga jest przecudowna, mimo że tłoczna. Braliśmy tam nawet ślub;)
wow! to musiał być ślub! 🙂
Przyznaję, ze organizacyjnie nie wszystko dopięliśmy na ostatni guzik, było bardzo kameralnie i w dużej mierze spontanicznie, ale wspomnienia mamy wyjątkowe, nawet jak na TAKI dzień!:) pozdrawiam
Cieszę się, że miała Pani wspaniały urlop…ale cieszę się również z Pani powrotu do blogosfery…jakoś tak bardzo tęskniłam za Panią i Pani tekstami.
Helenka
dziękuję, miło wiedzieć, że ktoś na mnie czekał:)