Słyszę czasem, że te moje dzieci to mają ze mną tak dobrze. Są to osądy wypowiadane na podstawie instagramowych śniadań czy podwieczorków. Blogowych kadrów dziecięcego pokoju, zabawek, gadżetów. Że jak ładne urodziny wyprawiam, gustownie ubiorę, biblioteczkę z nowościami zapewniam i dbam o urozmaicone lunchówki, to dobra mama jestem. Paradoksalnie, po takich komentarzach zazwyczaj robi mi się smutno. Bo kiedy słyszę „dobra mama”, to nigdy nie wydaje mi się, że to o mnie. Nie czuję się członkinią klubu dobrych mam.
Wiem, że nie jestem w tym sama, tak już nas chyba natura stworzyła, że chcemy dla nich wszystkiego, co najlepsze. Najlepszych nauczycieli i najwygodniejszych sandałów, najzdrowszych obiadów i najcieplejszych czapek zimą. Najczulszych dziadków i najbardziej mięciutkich poduszek, najbezpieczniejszych fotelików samochodowych i najłagodniejszych płynów do kąpieli. I żeby każdego dnia świeciło słońce. Chcemy dla nich pięknego dzieciństwa, cudownych wspomnień i samych budujących doświadczeń. Dobrego życia po prostu.
Myślę, że kiedyś było o to łatwiej. Wystarczyło kochać, karmić, ubrać, dać wykształcenie i miał człowiek poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Nie zastanawiały się kiedyś matki i ojcowie nad filozofią swojego rodzicielstwa. Czy wystarczająco dużo bliskości i czy odpowiednio wzmacniają poczucie własnej wartości. Nie analizowali zasad porozumienia bez przemocy, porozumiewali się po prostu, lepiej czy gorzej, przemocowo czy nie, temat nie istniał. Tak jak śpioszki z bawełny organicznej, bambusowe otulacze, muślinowe kocyki, zabawki edukacyjne, owsiane ciasteczka z karobem czy oliwki bez SLS. Nie było dwudziestu sześciu rodzajów kaszek, nie drżał człowiek nad tym, że karmi dziecko olejem palmowym albo że niechcący kupił soczek z syropem glukozowym. Cieszono się, gdy były jakiekolwiek – soczek, kaszka czy zabawka. Nie karcił się nikt w myślach za to, że pozwolił zjeść watę cukrową. Była wata, był fun, czysta sytuacja.
Mamy dziś niemal nieograniczone możliwości dbania o nasze dzieci na miliony różnych sposobów. Mamy tysiące produktów i opcji oraz dziesiątki nowych zadań. Definicja bycia dobrą mamą poszerzyła się niewyobrażalnie w związku ze wzrostem świadomości, rozwojem edukacji i rynku. Nie wystarczy już kochać, nakarmić, ubrać i dać wykształcenie – należy świadomie i wrażliwie wychować, pamiętając, że wszystkie błędy odbiją się na kruchej, dziecięcej psychice i przyszłych mechanizmach zachowań. Trzeba stymulować, rozumieć, z cierpliwością i empatią wspierać ich rozwój. Dziś, żeby być dobrą mamą, trzeba czytać etykiety setek opakowań, dokonywać dziesiątków wyborów – od tych teoretycznie najprostszych, konsumenckich po te najcięższego kalibru. Dziś codziennie spotykamy mamy lepsze od siebie – takie, którym starczyło cierpliwości do leżącego na chodniku synka w szczytowej fazie histerii, te, które pamiętały o składce na wycieczkę klasową, którym udało się nauczyć dzieci jeść warzywa. Matki, które mijają Cię podczas wycieczki rowerowej z dziećmi, podczas, gdy Twoje oglądają bajkę na tablecie na tylnym siedzeniu. Te, które znajdują czas i pieniądze na najciekawsze zajęcia dodatkowe, podczas, gdy ty nie możesz zdążyć z obiadem przed dziewiętnastą i kasy nie starcza już nawet na kino w ostatni weekend miesiąca.
Wiecie co ja o tym myślę? Że wszystkie tak samo nie ogarniamy, tylko niektóre z nas się lepiej maskują. Że świat zwariował, a liczba oczekiwań i presji wobec matek to jakieś przegięcie. To niemożliwe, żeby były wśród nas takie, które dają z tym wszystkim radę. Dlatego następnym razem, gdy zobaczysz matkę, która wydaje Ci się lepsza od Ciebie – na ulicy, wywiadówce, na placu zabaw czy w sklepie, kiedy zacznie dopadać Cię dół po rozmowie z koleżanką, której dwulatek zajada się kalarepą i recytuje poezję albo wtedy, kiedy z poczuciem najgorzej wypełnionego obowiązku, zrezygnowana włączysz bajki, żeby móc spokojnie rozwiesić pranie, przypomnij sobie te słowa – my wszystkie tak samo nie ogarniamy! Dlatego następnym razem, kiedy zobaczysz na instagramie apetyczne smoothie z nasionami chia, jarmużem i kolorową słomką i zaboli Cię kontrast tego obrazka z widokiem Twojego trzylatka, który zagryza właśnie suchą bułkę z modyfikowanej genetycznie pszenicy parówką, pomyśl sobie, że autorka smoothie daje ciała w jakimś innym temacie, bankowo. Mówię Ci to ja – wystarczająco dobra matka, sprawiająca od czasu do czasu wrażenie, że daje radę. Czasem udaje mi się maskować. Ale za tymi wszystkimi lodami bez cukru, apetycznymi podwieczorkami, owsiankami i książeczkami stoi kobieta taka sama jak ty, która nie czuje się członkinią klubu dobrych mam.
Sorbet truskawkowy bez cukru
Składniki:
- 0,5 kg truskawek
- 200 ml wody
- sok z połowy cytryny
- 2-3 łyżki miodu lub syropu z agawy
Przygotowanie:
Wszystkie składniki zmiksować blenderem i przelać do naczynia, włożyć do zamrażarki i mrozić przez ok.12 godzin (jeśli macie czas, można kilka razy wyjąć i przemieszać).
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
So True!
jak zwykle w punkt 🙂 świetny tekst 🙂 szkoda tylko, że te idealne matki (a przynajmniej tak myślą o sobie) na ogół są takie nie fajne 🙂 że według nich „normalny” znaczy gorszy. Bo „normalne” dziecko nie ma 158 godzin dodatkowych zajęć- kursu chińskiego dla zaawansowanych, nauki gry na ukulele, konstruowania pojazdów kosmicznych w wieku 3 lat i innych absurdów. że zapominają, że dziecko ma być przede wszystkim dzieckiem – wisieć na trzepaku i jeść lody czekoladowe 🙂 nawet takie super zdrowe z karobu 🙂 czytam etykiety (nawet mąż zaczął to robić – mój mały sukces!) , staram się kupować (i gotować) smacznie, zdrowo, kolorowo, ale tak jak piszesz nie dajmy się zwariować 🙂
pozdrawiam
Powiem ci, droga Mamo Kropko, z doświadczenia matki dzieciom na wylocie, a nawet babci jedynego wnuka – że najważniejsze jest i tak niewidoczne dla oczu. Że pośród tych wypasionych smoothies zagryzanych bułką i parówką, rosną świetni ludzie. Ja też nie ogarniałam, nie ogarniam i prawdopodobnie umrę taka nieogarnięta, ale wiem, że pośród tego całego chaosu udało mi się nawiązać taką więź z moimi dziećmi, która sprawia, że teraz, kiedy oni są dorosli, po prostu lubimy ze sobą być. Śmiejemy się z tych samych dowcipów, mówimy tym samym językiem, ufamy sonie nawzajem. Cudowne lata za nami i cudowne przed nami, jestem tego pewna.
Życzę ci fantastycznych wakacji!
To największy sukces, za naście lat chciałabym móc to powiedzieć o sobie 🙂
Dokładnie tak. Raczej nie mam wyrzutów sumienia kiedy czasem zaserwuję dzieciom parówki, nie zwrócę uwagi i pozwolę im wyjść z buzią brudną od czekolady czy w upapranej koszulce z domu, na zakupach wrzucę do koszyka chipsy albo żelki. Ale mam potworne wyrzuty sumienia, gdy zrobię coś, co wpływa na nasze wzajemne relacje. Bo to one są najważniejsze. Cała reszta to dodatki, które fajnie jeśli są, ale nie są niezbędne do tego, żeby wychować dobrego i szczęśliwego człowieka.
Dlatego nie mam kompleksów oglądając takie zdjęcia, jak Twoje Polko. Najważniejszego i tak na nich nie widać, bo to jest nie do pokazania. Tego, co jest w środku, nikt nie będzie umiał ocenić. A to, co widać na zewnątrz, jest w gruncie rzeczy mało ważne.
Mamo z dużego brązowego domu przeczytałam Twój wpis pt. Z pamiętnika degenerata… no i brawo Ty 🙂
Polko oczywiście Twój wpis jak zawsze rewelacyjny, prawdziwy i trafiony w punkt. Uwielbiam Cię czytać.
Jutro robimy sorbet wdg twojego przepisy
Nie zgadzam się z tym
Mam koleżankę która pracując na dwóch etatach ma czas dla siebie, dzieci, spotkania z przyjaciółmi. Między czasie upiecze chleb i przyjdzie do chorej znajomej z garnkiem rosołu. To wszystko zależy od dobrej organizacji i rozplanowania.
Pozdrawiam.
Nie wierze ????
To, przepraszam, ile godzin liczy doba Twojej koleżanki? Dwa etaty plus czas dla siebie i dzieci, to jest możliwe tylko pod warunkiem zagięcia czasoprzestrzeni ????
Pozdrawiam ????
2 etaty to jest 16 godzin w pracy. Doba ma 24. Więcej nie napiszę, bo po co.
Powiedziala co wiedziała po czym wrzuciła zdjęcia perfekcyjnego sorbetu. Phi! 😉 a tak serio – same sobie ten kaganiec zakladamy, tą śrubkę podkręcamy. Myślę że zawsze matki (w większości) chciały jak najlepiej dla swoich dzieci – tylko inne były „okolicznosci przyrody”. Pozdrawiam wszystkie nieogarniające (jak ja) ????
Właśnie dlatego taki tekst do tych zdjęć – bo wizerunek idealnej mamy mi czasem ciąży, a takie (nieadekwatne) wnioski wyciągają czasem czytelniczki na podstawie moich zdjęć.
Uwielbiam ten wpis! Dzięki Ci! nieustannie czuję tą presję na karku, której osiągnąć nie mogę za nic w świecie! A kiedy już obie tak słodko śpią i kajam się, że znowu krzyknęłam, warknęłam na te słodkie istoty, to obiecuję że jutro będę lepsza…. i wstaję i znowu się nie udaje być lepszą wersją samej siebie… dlatego pocieszajace jest że ktoś publicznie o tym napisał, że wszystkie nie ogarniamy lub może inaczej… WSZYSTKIE OGARNIAMY PO LUDZKU NAJLEPIEJ JAK TO MOŻLIWE 🙂
Brawo
To trochę tak, jak z tymi pięknymi, zgrabnymi modelkami z pierwszych stron gazet. Często upiększona rzeczywistość, efektowny obrazek-nic więcej. Prawda jest taka, że to my matki, pokazujemy tylko ładnie ubrane dzieci, zdrowe, pyszne jedzenie, uśmiechnięte buzie i całą tą cukierkową czasoprzestrzeń, która tak naprawdę trwa może godzinę dziennie, a nie „chwalimy” się bałaganem, brzydką -no taką codzienną, umorusaną całodniowym jadłospisem- bluzeczką, rozpłakanym, wyjącym dzieckiem, które najchętniej zamknęłybyśmy w szafie, żeby nie zwariować. Same sobie robimy krzywdę, ale chyba tak lubimy i …. musimy – myślę, że w przeciwnym razie, smutna rzeczywistość mogłaby nas zabijać dzień po dniu, a przecież nie o to chodzi. A i do „ONA” – ja też piekę, wychodzę z domu do pracy o 5 na prawie 12 godzin, mam czas na dom, dziecko, znajomych itd, no na siebie może trochę mniej niż bym chciała, ale nie uwierzę, że ktoś jest szczęśliwcem z tego powodu, jesteśmy ludźmi, jakkolwiek by to nie brzmiało potrzebujemy chwili spokoju, czasu tylko dla siebie i odrobiny zdrowego egoizmu. Nie dajmy się zwariować. Polko, uwielbiam Cię, czytam z przyjemnością, bo czuję, że jesteś normalną kobietą, matką i żoną! Pozdrawiam
Dzięki – tego mi bylo trzeba. Moje dzieci dzis na kolację dostały parówki ????, a jadły ją oglądając bajki w telewizji (wiem, wiem teraz jest moda na nieposiadanie tv). A ja, padnieta po robocie, ogarnialam pranie i inne wdzieczne prace domowe przygotowujac sobie plan pracy na czwartek. No ale ten sorbet to już konsekwentnie mogłaś machnac z cukrem. Niedoskonala matka, ale za to doskonałe, tuczace lody truskawkowe ;))
A od kiedy to miód jest nietuczący? To przecież też cukier – dużo cukru. Owszem, poza cukrem zawiera jeszcze trochę innych cennych substancji, ale z miodem też nie można przesadzać.
Co do syropu z agawy to jest to praktycznie sama fruktoza. Nie jest mniej kaloryczny, łyżeczka syropu z agawy dostarcza dokładnie tyle samo energii co łyżeczka cukru. Nie posiada żadnych innych składników odżywczych niż inne cukry. Nie wspominając już o współczesnych metodach produkcji tegoż syropu.
Jednym słowem – nie ma czegoś takiego jak zdrowy i nietuczący cukier lub jego zamiennik (no, może poza stewią samodzielnie wyhodowaną w ogródku).
Możesz spać spokojnie 😉
Ty Maga weź wyluzuj poślady 😉
Mnie również przeszedł dziś dreszcz wyrzutu sumienia kiedy przed wyjściem na spacer dałam dzieciakom parówki zeby się mówiąc brzydko „zatkały” i czymś zajęły – żebym ja w spokoju, bez krzyków i lamentów mogła się szybko ubrać … masakra …
Za 3 miesiące zostanę mamą i już wiem, że idealną mamą nie będę!!! Bo nie chcę….idealne zostawiam dla perfekcyjnych!
Już podczas ciąży mam w nosie te artykuły o karmieniu piersią, o tym co jest w soczkach i serkach, o wadach cesarki, o ……
Mam to w nosie i zaczynając od karmienia piersią – będzie mleko będę karmić, jak mleka będzie brak albo będzie to ponad moje siły to łez wylewać nie zamierzam!
Inna kwestia – żywieniowa! Sama jem wszystko po trochu, dużo warzyw i owoców ale też nie przechodzę obojętnie obok karmelowych lodów itd. Mały Filip już teraz smakuje i jako dziecko też dostanie do łapki loda, ciacho czy cuksa!
A zrzucać kg nie będzie musiał tak jak i ja nie muszę bo obok dyrdymał o zdrowym żywieniu (w świecie w którym żywność zdrowa już nie jest) na pierwszym miejscu jest SPORT i aktywność fizyczna!
Tak! Już teraz w ciąży mały chodzi po górach, pływa i zamierzam to wdrożyć od najwcześniejszych lat!!!!!!
Uwielbiam czytać Twojego bloga 😉 Jakoś dziwnym trafem, kiedy coś mnie trapi czytam i okazuje się, że nie tylko u mnie tak jest. Tak było i tym razem, właśnie doszłam do wniosku, że nie ogarniam kiedy wszyscy dookoła świetnie dają sobie radę ze wszystkim. Dzieci, dom, praca….. GUZIK PRAWDA dziękuję, że przypomniałaś mi o tym, bo przecież wiedziałam, że nie tylko ja czasem nie daję rady robić wszystkiego na 100%.
A moje Potworki, są najszczęśliwsze kiedy mama daje parówki na kolację obowiązkowo z dużą ilością ketchupu i białą bułą z masłem ;-)))))))))))))))))))))
Super post. Ja staram się pokazywać swoim powciechom to jakie ja miałam dzieciństwo. Wcinaja truskawy z krzaczka bawia sie w błotku na działce. My przeżyliśmy to i moje przeżyja a frajde zawsze mieć będa. Pozdrawiam
Jesteś w klubie „dobrych” mam, niedobra nie miałaby takich refleksji 🙂 Widać, że jesteś normalną dziewczyną, beż obsesji „fotoszopowania” Waszego świata. Podoba mi się Twoja autentyczność. Myślę też, że każda mama ma taki dzień w którym na śniadanie podaje zdrowe naleśniki ze świeżymi owocami i smoothie z jarmużu (?!), potem buduje teatr z pudełek po eko odzieży i wystawia Małego księcia, a innego dnia na śniadanie sa wafle ryżowe i wczorajsza woda, a do zabawy tablet ,( przynajmniej ja tak mam 🙂 normalne to jest. Jak ze wszystkim w życiu złoty środek i już. Fajnie kiedyś pisała o tym też Szafa Tosi, jak dla mnie najnormalniejsza blogerka 🙂
Pozdrawiam ciepło
Czy można je długo przechowywać w lodówce?
W lodówce to raczej nie. Rozpuszczą się. W zamrażarce bym trzymała. Owoce mrożone mogą długo leżeć, więc taki sorbet pewnie też.
I love you za ten tekst 🙂
Pierwszy raz zostawiam komentarz, ale muszę Ci podziękować za ten tekst Polko. DZIĘKUJĘ! Tyle jeszcze myśli się plącze teraz po mojej głowie, ale zakończę na podziękowaniu 🙂
Powiem tak..prowadzenie bloga, a od pewnego czasu instagramu powoduje czasami zwykłą, ludzką frustracje, zazdrośc o piękno kadru, czystośc, porządek na innych zdjęciach…ale jednocześnie daje kopa aby w tym całym pędzie, pracy etatowej, odbioru z przedszkola, obiadu, placu zabaw, kąpania, bajki i padnięcia z ryjem w kołdrę /choć zajebista bo w palmy, hehe/ odnaleźć piękno w prostych rzeczach i sama wyczarować u siebie choć namiastkę tego „isntagramowego” piękna.
Bo wiem, ze to jest tylko część naszego życia, że jest druga strona medalu.
Cieszę się jednak, ze mimo tej „frustracji, zazdrości” potrafię wykrzesać w sobie siłę i energię aby samej stworzyć coś pięknego i to piękno rozbudzać też w dzieciach…chciałabym w nich zaszczepić tą wrażliwość na piękno, a jednocześnie nauczyć ich, że świat nie jest czarno-biały…